Nowości
7.05.2024
❧ naprawiono muzykę z Tajemnicy Zaginionego Królestwa

1.05.2024
❧ naprawiono muzykę ze specjalów

25.04.2024
❧ naprawiono muzykę z 1 sezonu

18.04.2024
❧ dodano komiks nr 238 - Cienie w Chmurnej Wieży

06.04.2024
❧ dodano komiks nr 161 - Technomagiczny konkurs

25.03.2024
❧ zaktualizowano odtwarzacze wideo - SEZON 1 FULL HD

18.03.2024
❧ dodano komiks nr 228 - Magia Flory i Miele

14.03.2024
❧ dodano komiks nr 237 - Dobry pomysł

08.03.2024
❧ dodano komiks nr 205 - Magia Winx Rock

19.02.2024
❧ dodano komiks nr 171 - W świecie snów

18.02.2024
❧ dodano komiks nr 208 - Siła natury

Użytkowników Online
 Gości Online: 1
 Użytkownicy Online: 1
 Zarejestrowanych Użytkowników: 2,058
 Najnowszy Użytkownik: ~marka_p
Dzisiejsi Solenizanci
livi06
Rebella1234

Twórczość
Opowiadania
❧  Blanda - Drugie opowiadanie Norelay! :)  ☙

AutorBlanda - Drugie opowiadanie Norelay! :)
~Norelay
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 16-10-2014 18:09
(Tak, dodaję znowu, bo jak patrzę, to WB mi usunęło ten temat a nawet nie ma w archiwum czy w koszu...)
Cześć wszystkim czytającym! uśmiech Cieszę się, że mnie odwiedziliście i będziecie czytać moje wypociny.A teraz czas na wyjaśnienia...
* Reklama parringu Sevika i strony Autorki na facebooku*
...ja nie chcę wiele, Ciebie i zieleń.
Facebookowa strona:
Snape Art
* Koniec reklamy - polecam, Norelay *
Blanda - czyli po ludzkiemu, Blaise i Amanda< jaaa>. Oczywiście, poza tym parringiem występują inne (np. Sevika, Traco itd.). Miniaturki także będą, więc spokojnie. Akcja toczy się między szóstym a siódmym rokiem w Hogwarcie, za czasów Wybrańca. I jeszcze jedna, ważna rzecz, która będzie dość istotna w opowiadaniu - u mnie to Merlin i Morgana to są pierwsi czarodzieje, jeszcze przed Założycielami Hogwartu, mimo, że według HP jest inaczej. Czemu to służy? Jeszcze trochę i się dowiecie. A teraz zapraszam do mega krótkiej lektury.


Blanda - Bo gdy wchodzi miłość, czystość jest nieistotna.
Prolog.

Brunetka spała. Spacerowała po ruinach Camelotu z różdżką uniesioną do góry, świecącą światłem zaklęcia Lumos. Zaczęła podziwiać ogrom tych wszystkich zniszczeń Morgany. Nie mijało jej wrażenie, że tu nie była, jednak zna to miejsce. Dlaczego? Zaczęła kiwać głową i szarpać kołdrę. Dotykała kamiennego muru, oglądając wszystko to, co ten mur przeszedł. Wiedziała, że to jest dziwne. Dziwną była ta pustka, wyczuwała tu mrok... W samym królestwie mieszkało zaledwie kilka małych rodzin... A kiedyś było potęgą. Największą z potęg. Straciła czujność, bo w tym miejscu jest przecież bezpiecznie... Oddychała szybciej, szarpiąc się i miętoląc z każdą chwilą kołdrę. Krople potu spływały jej po twarzy, szyi, ramionach i dekolcie. Serce z każdą minutą biło coraz szybciej... Było tu wspaniale, pięknie. Tętniło tu życiem. Jednak wszystko to umarło. To, co widziała, to tylko ruiny... Przeczucie kazało się jej odwrócić. Zobaczyła TĘ twarz, a zaklęcie Śmierci Duszy pomknęło w jej stronę i...
-NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEE! - Krzyknęła głośno, wyciągając dłoń na przód. Oddychała szybko, a jej klatka piersiowa unosiła się w rytm jej oddechu. Serce biło jak szalone, jakby nigdy nie zaznało snu... Chwilę jej zajęło zrozumienie, gdzie w tym momencie jest. Ten sen... Śnił się jej od końca wakacji... Zawsze wszystko tak samo, niezmienne nawet o detal... Jednak nie zdążyła nawet nic zrobić, czy powiedzieć, gdy Astoria i Marika znalazły się na jej łóżku.
-Co się dzieje? Człowiek się nie może wyspać nawet... - Mruknęła Astoria z niezadowoleniem. Przecież nikt nie lubi być budzonym o 4 nad ranem, prawda?
-Sorki... To tylko mały koszmar. Nic się nie dzieje, możesz iść spać. - Powiedziała, odgarniając włosy z czoła. Podczas, gdy piękna ślizgonka mruczała pod nosem przekleństwa, Marika zdążyła wyjść i wrócić. Poczekała chwilę, aż Greengrass zaśnie i wręczyła fiolkę Amandzie.
-To eliksir Bezsennego Snu. Starczy Ci na tydzień. Dobranocr30;- Szepnęła i również położyła się spać. Natomiast zielonooka uśmiechnęła się. Wiedziała, z czyjego składziku to jest. Ale cóż, na tym świecie są równi i równiejsi - Marika była zawsze wyżej u Severusa, a teraz to są parą. Oczywiście, cichosza, ani słowa, bo inaczej skończę jako składnik eliksiru. Chociaż to było dziwne, nie zamierzała się w to ani wtrącać, ani skarżyć, czy też szantażować. Bo to, że to zobaczyła, to po prostu był przypadek. Ale jak to mówią - wszystko jest po coś. Dzięki tej tajemnicy dziewczyny zaczęły ze sobą rozmawiać na różne tematy, co Amandzie wyszło na dobre. Nigdy nie była duszą towarzystwa, a jak już coś mówiła, to takie dziwne teksty, po których nadawano jej miano Ślizgońskiej Pomyluny. Dziewczyna szybko wstała i poszła pod prysznic - może nawet zdąży poprawić zadanie z transmutacji?
*****
Informacja z cyklu: przed przeczytaniem.
W moim opowiadaniu nie ma Umbridge i jej nie będzie. Zamiast tego, będzie wymyślona postać, jednak to w sumie taki r16;r17;zapychaczr17;r17; niestety, bo Umbridge ja nie lubię, a ta nauczycielka teraz mi się przyda.

Rozdział I r11; Mroki przeszłości

Dziewczyna odetchnęła z ulgą, bardzo zmęczona tym wszystkim. Tajemnicze sny, tatuaż na ramieniu przedstawiający smoka owiniętego pędem róż wzięty nie wiadomo skąd, no i tajemniczy wielbiciel. Ciekawe, kto jest taki zdesperowany, aby się za nią brać. Jest OKROPNA! Nikt jej w sumie nie lubi, więc to, że ma jakiegoś wielbiciela jest szokiem samym w sobie. Jednak nie wiedziała o jednym - wielbiciel ma w tym swój interes.
(...)
-Diable, rusz swój czarny zad i siadaj w końcu! - ryknął Smok ze zdenerwowaniem. Był wyjątkowo wkurzony przed wypiciem zbawiennego napoju bogów, nazywanego potocznie kawą.
-Weź poczekaj no! - Mruknął wyżej wspomniany Diabeł. - Nott ze swoją kochanką całą noc darli japę i nie udawaj, że nie słyszałeś.
-Z Pansy. Może po tym da mi spokój? - Przeczesał włosy z wyraźnym zmęczeniem w stalowoszarych oczach. Ostatnio nie mógł spać... Zbyt wiele się dzieje, aby sobie tak po prostu spać. Nic dziwnego w sumie, że jest podenerwowany. Każdy go wkurzał, nawet Zabini. Ale przecież nie może się wyżywać na tej czarnej małpie, nie? Ale wiedział, co mu poprawi humor - mały, niewinny zakładzik. -Tej, Zabini... Wiesz, ostatnio coś Cię z dziewczynami nie widuję. Czyżbyś był gejem, słoneczko? - Zarechotał opętańczo ze śmiechu nad własnym dowcipem. Oczywiście jego ekipa śmiała się razem z nim. No bo gdyby inaczej, to co by się stało?
-Sorry Smoku, blondyni mnie nie kręcą. Ale dzięki za propozycje. - Mruknął ze złośliwym uśmiechem. Jak on znał Malfoyr17;a - był przewidywalny do granic możliwości. - Lepiej wyłóż Gryfona na ławę.
-Co powiesz na mały, niewinny zakładzik? - Uniósł brew, a Zabini spojrzał na niego jak na zdrowego inaczej. Co często się zdarzało w przypadku tej dwójki. Jak tak dalej pójdzie, to Malfoy skończy w Mungu a on go będzie dręczyć, udając jego starego. r16;r17;Boże Zabini. Ta banda ryje Ci psychę doszczędnier17;r17; - pomyślał, a po chwili podał rękę przyjacielowi.
-No to o co się zakładamy? - Spytał czarnoskóry chłopak.
-Hmmr30; - Malfoyr17;siasty udał, że się zastanawia, mimo, że już miał pomysł już od dawna w tej swojej łepetynie. A co, niech wszyscy mają w tym ponurym życiu trochę zabawy i radości. No, poza ofiarą, która zaraz wejdzie do WS. A on wiedział, kto zawsze wchodzi o tej godzinie do tego pomieszczenia. - Uwiedź, rozkochaj w sobie i porzuć dziewczynę. Twoją ofiarą będzie pierwsza, która wejdzie przez te drzwi.
-Smoku... Nie, że coś, ale to chyba przesada, co? - Podrapał się po głowie, skupiając się na słowach przyjaciela. -Ale zgoda... Jeżeli wygram, chcę Twoją miotłę. Ten bułgarski model z ostatniej edycji.
-Zgoda. A jak ja wygram no to... Będziesz moim osobistym skrzatem na całe 3 miesiące. - I tym oto sposobem chłopcy się założyli i w tym samym momencie weszła Amanda. Malfoy wybuchnął śmiechem. - No to powodzenia stary. Przyda Ci się! - Wykrzyknął i szybko pobiegł na OPCM.
(...)
-No to moi drodzy uczniowie... Dzisiaj będziemy się pojedynkować i sprawdzać swoje umiejętności w walce. Pary będą mieszane domami, a żeby urozmaicić Wam trochę tę lekcję... Ten dom, który wygra więcej pojedynków, dostaje 45 punktów dla domu. Więc radzę się postarać! - Gdy nauczycielka wypowiedziała te słowa, już każdy wiedział, z kim chce się pojedynkować. Kolejność była następująca:
Draco z Potterr17;em, Blaise z Weasleyr17;em, Marika z Hermioną , Pansy z Padmą a Amanda z Lavender.
(...)
- Expelliarmus! - Wykrzyknęła Marika, uśmiechając się triumfalnie do leżącej na ziemi Hermiony. Ich pojedynek trwał już dobre piętnaście minut. Nauczycielka myślała nawet nad przerwaniem walki, ale Gryfoneczka nie pozwoliła na to. - Duma gubi, złotko. - Wyszeptała złowieszczo nad niewinną Granger i podeszła do Astorii i Amandy.
- Tak to się robi! - Roześmiała się i odgarnęła włosy. No cóż, zaraz eliksiry no i... Myśli Mariki przerwał chłopak.
-Jak tam, cne białogłowy? - Powiedział z szelmowskim uśmiechem młodzieniec. Miał na imię Blaise. Blaise Zabini.
(...)
-Już po wszystkim, w końcu spokój! - Wyszeptała Amanda i rzuciła swoją torbę na łóżko. Dzisiejszy dzień po prostu był niezwyczajny. Miała przeczucie, że to nie koniec atrakcji na dzisiaj... Na jej nieszczęście. Jak ona nienawidziła zmian i niespodzianek... Czasem taka niby niespodzianka może przewrócić całe życie do góry nogami. Choćby list z Hogwartu... Gdyby nie to, rodzice nigdy by jej nie powiedzieli, kim tak naprawdę jest i nigdy by nie wiedziała, że ma w sobie TĘ moc. Czasem działy się dziwne rzeczy wokół niej, ale wszystko opierało się głównie na snach. Samych snach. Potrafiła coś zobaczyć i wszystko, co zobaczyła, sprawdzało się co do joty, chyba, że była jakaś zmieniona decyzja. Nienawidziła tego... Było to jak przekleństwo. Zwłaszcza śmierć jej rodziców na trzecim roku... Czemu musiała to widzieć? Dlaczego? Teraz opiekuje się nią ciocia, ale co to zmienia? Nic. Zawsze ten dom będzie się jej kojarzył z jej najbliższą rodziną... Z ludźmi, których straciła bezpowrotnie. I to przez jakieś zamieszki. A oni przecież nic nikomu nie zrobili. Po jej policzku spłynęła samotna łza... Chwilę później już potoczyło się jak zawsze - szybko przemieniło się to w wodospad. Po tej r16;r17;chwilir17;r17; słabości, podeszła do lustra, przykładając swoją dłoń do jego odbicia. Widziała bardzo bladą, krótkowłosą dziewczynę z zielonymi oczami, które pod sobą miały worki i cienie ze zmęczenia. Sylwetka nie była też sylwetką piękną - pełno niedoskonałości i za dużo. Za dużo brzucha, za dużo pupy i za dużo nóg... r16;r17;Chwila, czemu się krytykuję? Przecież nie jestem aż taka zła. Do Pansy jeszcze trochę mi brakujer17;r17; - pomyślała, uśmiechając się szeroko do samej siebie. Poprawiła sobie włosy, robiąc różne durne miny. Jednak po chwili opuściła ręce. To jest tak głupie, że aż śmieszne. Westchnęła cicho, a w tym westchnieniu był cały ciężar, jaki dźwigała już prawie trzy lata.
-Jestem beznadziejna... Jedyne, co mnie różni od tych idiotek to TO! - Wykrzyknęła i po chwili walnęła dłonią w lustro, chcąc zniszczyć tę starą, biedną i zawsze poszkodowaną Amandę. Życie jest za twarde, aby teraz stać się miękkim Gryfkiem. To nie te czasy, nie te. Widząc pęknięcie w lustrze, odwróciła się plecami do niego, wyjmując kawałki szkła z ręki. To tylko lekkie ranki - kilka zaklęć i po sprawie. Martwił ją jedynie ten opętańczy, kobiecy śmiech za nią. Udawała, że nie słyszy, a potem wszystko nastąpiło dość szybko - wyciągnęła różdżkę i wymierzyła w stronę tego śmiechu. Ale tam nie było nic. Tylko zmieszane odbicia - jej i tej drugiej... I ten śmiech.
-Nie masz o co walczyć, kochanie. To nie Twoja bitwa i nie Twoja wojna. Ty masz ważniejsze zadania niż jakaś tam rodzina, niż przyjaciele, niż Voldemort. - Mówiła tajemnicza dama, a ślizgonka nie wiedziała, o co chodzi. No bo skąd mogła wiedzieć, co takiego roi się w tym mózgu? No właśnie nie mogła. Zdezorientowało ją to - nie lubiła niepewności, zwłaszcza, że to była ta z cyklu: r16;r17;Zabiję Cię, a może i nie...r17;r17;. Nie wytrzymała wzroku kobiety... Była piękna, ale było w niej coś, co przerażało, co kazało się bać. -Czego ode mnie chcesz? O co Ci chodzi?! - Spytała brunetka i znów usłyszała ten śmiech, a po nim słowa.
-Poszukaj, młoda wiedźmo, poszukaj. W mrokach przeszłości znajdziesz odpowiedź na wszystko, nie tylko na własne pytanie... - Złowieszczy szept przeszedł przez jej ciało oraz ściany tego pokoju. A potem wszystko wróciło do normy...
(r30mruga
Nie czekała na Marrie - wiedziała, że tak szybko to ona nie wróci. r16;r17;Zajęcia dodatkower17;r17; były zbyt... absorbujące, aby mogła tak się urwać. Postanowiła się przejść - bo i tak nie ma nic ciekawego do roboty. Chyba, że Historię Magii ktoś uznaje za ciekawą. No to wtedy inna bajka. Szybko założyła swoje buty i wyszła z ich dormitorium. W Pokoju Wspólnym oczywiście impreza, jak w każdy piątek. Uniosła głowę wysoko i dumnie, jednak tak naprawdę zazdrościła im tego. Tego, że mogą się bawić, że nie muszą myśleć o następnym dniu i żyją chwilą. Nawet, jeżeli ta chwila zawiera alkohol. Widząc, jak oni się bawią i tańczą, uśmiechnęła się złowieszczo. Gdyby miała aparat tego małego z Gryffindoru, mogłaby ich wszystkich szantażować a oni by robili, co tylko by chciała. Kusząca propozycja...
-Hej, słyszysz mnie, piękna? - Spytał Blaise Zabini, a dziewczyna spojrzała na niego, jakby od teraz był Gryfonem. Jeden z najfajniejszych ślizgonów odzywa się do niej, mimo, że nie należy do ich grupki i jest totalnym odmieńcem? Świat zwariował! A jak się okaże, że dyrektor to gej, to padnie jej na mózg ( Biedna Amdzia - przyp. autorki). Ale po chwili ją olśniło - on czegoś chce od niej!
-Słyszę doskonale, niestety. Co tym razem chcesz? - Oparła ręce na biodrach, skupiając się na nim. Chyba jako jedyny nie był pod wpływem, więc może uda mu się nawet coś mądrego powiedzieć?
-Ja nic. Chyba, że taniec z Tobą się do tego zalicza. - Mrugnął do niej ze swoim szelmowskim uśmieszkiem, a ona cóż... Nie wiedziała, jak ma się zachować. Potrząsnęła głową i odpowiedziała.
-A gdzie Twój Pan i Władca, Malfoy? - W tym momencie na jej twarz wpłynął złośliwy uśmiech. Mogłaby mu nawet podziękować za rozbawienie, ale po co. - Dobra Zabini, ja spadam. Ty lepiej się pilnuj, a nie do mnie się odzywasz. Miłej zabawy. - Mruknęła i wyszła z Pokoju Wspólnego, chodząc po zamku. A w miejscu imprezy Ślizgonów pewien ich młody, blond król powiedział.
-Już oboje przegrali.


#TeamOgroxy
________________________________________________
Zapraszam na:
I Moje miniaturki I Opowiadanie - Ogron i Roxy I Moja grafika I Moje rysuneczki l Mój wattpad l Mój instagram l
________________________________________________
Edytowane przez Norelay dnia 16-10-2014 18:10
45243995 http://not-everything-is-a-game.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Blanda - Drugie opowiadanie Norelay! :)
użytkownik usunięty
Dodane dnia 16-10-2014 20:04
Boże, Boże, Boże! Kocham Cię za to! Uwielbiam Twoje opowiadania, mają w sobie coś, co je odróżnia od innych. I jeszcze świat HP! Dobra, muszę się ogarnąć, bo napiszę posta długiego na kilometr o tym, jakie to wspaniałe jest Twoje opko xD. Ciekawa jestem, czy Zabiniemu uda się wygrać zakład. Mam nadzieję, że nie, bo wtedy nie wyobrażam sobie, co by czuła Amanda. A może ją w sobie rozkocha, ale sam zacznie coś do niej czuć i jej nie porzuci? Cóż, poczekamy, zobaczymy. Wiedz tylko, że będę Cię nękać o kolejny rozdział xD. Weeeny!



Edytowane przez Sophie dnia 18-10-2014 11:38
AutorRE: Blanda - Drugie opowiadanie Norelay! :)
~Norelay
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 18-10-2014 10:42
Rozdział II - ''Zazdroszczę imr30;Ich nie ogranicza nic.''

Hej! Oto tutaj macie nowy rozdział do czytania. To chyba jeden z najgorszych moich rozdziałów w histori. T^T Przyznaję, tu nie ma szału, dupy nie urywa jak rozdział pierwszy, jednak mam nadzieję, że nie będzie za dużo hejtów na to. No i niestety - w tym rozdziale jest mniej Marrie. :C

Gdy się tak przechadzała po zamku, myślała nad wszystkim. Dlaczego to wszystko się dzieje? Może jest psychicznie chora? Przecież głosy w głowie i urojenia nie są dobrym znakiem, nawet w świecie czarodziei... Nie wiedziała, czemu tak to wszystko biegnie... Nie rozumiała, dlaczego się trzymano od niej z daleka i śmiano się, gdy myśleli, że nie słyszała... Co z tego, że jest już prawie dorosła, jeżeli z tej dorosłości tak naprawdę nie ma nic? Co jej da fakt, że jest dorosła? Odpowiedź była jedna... Wszystko, albo nic. Akurat niewiedza o przyszłości by ją zadowoliła... Odetchnęła głęboko, wciągając zimne, świeże powietrze w swoje płuca. Nagle do jej głowy przyszła myśl - po co psuć sobie dzień? Czasem nawet komuś takiemu jak ona przyda się trochę zabawy. Szybko odwróciła się w stronę lochów - może to nadszedł czas na zmiany w swoim życiu? Nie zastanawiając się, pobiegła do lochów na imprezę. I wyjątkowo niemyślenie tym razem sprawiło jej nieopisaną przyjemność. Robiąc coś na żywo, poczuła się wolna. Wolna jak ptak... Jakby nic jej nigdy nie ograniczało od świata. Przetransmutowała swoje ubrania w ładną, do kostek, zieloną sukienkę bez ramiączek. Była bardzo prosta, ale jej się podobała, bo nie była taka w stylu: ''O ja, wielka królowa, tralalala, umbalala...'' Wymówiła hasło do Pokoju Wspólnego i podeszła do stolika, nalewając sobie soku. Aż tak się nie zabawi - stan Astori po imprezach z alkoholem sam w sobie jest przestrogą dla błądzących. Roześmiała się cicho, patrząc, jak Astoria i Pansy razem tańczą ten swój cudowny taniec z każdego balu, bądź dyskoteki. Piła swój soczek, gdy nagle usłyszała.
-No dawaj, Zabini! Widzisz, że sama stoi. Nie bądź jak ta pipka grecka, tylko zatańcz z nią! - Mówił Malfoy, a ona prychnęła. Nie ufała ani Malfoy'owi ani Zabini'emu ani za grosz, a wiedziała, że mówią o niej. No bo o kim innym?
-No nie mogę! Znasz ją - spławi mnie jak nic nie wartego Weasley'a. - Zirytowała się jeszcze bardziej. Wyczuwała jego fałsz i chęć dowartościowania się na kilometr. Brrr... Ale chwila, moment, skąd on wie o Łasicy i okresie chwilowej przyjaźni?! Oraz jakim cudem się dowiedział, że dała mu kosza? Przecież oboje dbali o to, aby ta przyjaźń nie wyszła na światło dzienne. I z tego, co myślała, szło to całkiem dobrze. Może puścił parę z ust, nie daj Merlinie oczywiście? Wtedy to już w ogóle byłaby pogrążona. '' Dobra, koniec tych myśli, bo sobie wieczór zniszczę!'' - Pomyślała i odłożyła soczek na stolik. Wczuła się w piosenkę i z zaskoczeniem odkryła, że pobrzmiewają pierwsze nuty jej ulubionej piosenki. Szybko wybiegła i zaczęła tańczyć do tej piosenki ( Dziękuję Ci Boże za Enrique! Dał mi kopa weny na napisanie! - przyp. autorki).
(...)
Odprowadzał ślizgonkę wzrokiem i cóż... Nie żałował. Ale widząc po niej - na pewno się nabrała. No cóż, uwodzenie kobiet oboje mieli we krwi, a co za tym idzie - zdolności aktorskie.
-Bierz ją, Tygrysie! - Wrzasnął Malfoy ze złośliwym uśmiechem, a Blaise udawał nieco zawstydzonego, jednak pewność siebie go nie opuszczała. Przecież on nie jest byle kim! Ale widząc jej taniec, uśmiechnął się. Wyglądała, jakby tańczyła od lat... Podszedł do niej i teatralnie się ukłonił.
-Dobry wieczór. Czy piękna Pani zatańczy ze mną?- Spytał chłopak, już drugi raz tego wieczoru.
-Nie, dzięki. Dobrej śpiewaczce chór niepotrzebny! - Wypowiedziała to z niemałą radochą. Jego mina była tego warta! Jednak nie długo się cieszyła, bo poczuła jego ręce.
-Zabini, Ty zboczeńcu jeden! Łapy trzymaj przy Astori! - Wrzasnęła i próbowała się wyrwać, jednak ta durna, pusta, czarna czacha nie rozumiała jej niewerbalnego i werbalnego przekazu. Kołysali się, ona oparta o jego klatkę piersiową, uspokoiła się. Natańczy się i ją w końcu puści, a jak nie to zawsze Chwyt Feministki* go powali!
-No i po co to było, durna kobieto? Krzywdy Ci nie robię, tylko tańczymy... - Wyszeptał jej do ucha i ją puścił. Już już chciała uciec, gdy złapał ją za rękę i okręcił dookoła. A gdy piosenka przyśpieszyła tempo, oboje się zgrali w tym tańcu. Ona żyjąca, on tak samo... Było to niesamowite, czuć taką harmonię ruchów. Jakby zupełnie każdy jej krok pasował do niego jak zagubiony kawałek puzzla. Okręciła się wokół swojej osi i objęła go, a on ją podniósł, okręcając. Nagle cały parkiet zamarł - każdy chciał to oglądać. Marika cicho się wkradła i patrzyła w ciszy na to. Co jej przyjaciółka robi na imprezie tego typu? Przecież nigdy tego nie lubiła. A w dodatku tańczyła z Blaisem, co było dziwne. Nawet bardzo... Chyba ją o to potem pomęczy. Jednak oni nie skupiali się na niczym - tylko na muzyce i tej drugiej osobie. Przyjaciel Draco szybko się zorientował, że teraz tańczy z nią, bo chce, a nie, że musi. Ale szybko wszystko prysło, gdy skończyła się muzyka. Dziewczyna natychmiast zeszła, ukłoniła się ze śmiechem i popędziła do pokoju. Czemu to zrobiła - nie wiadomo.
(...)
-Masz pojęcie, jak to wyglądało?! - Wykrzyknęła Marika, a Amanda jedynie westchnęła. Na pewno było to idito...- To było BOSKIE!
-Nie żartuj sobie, Marrie. - Mruknęła krótkowłosa i spięła swoje włosy w mini kiteczkę, a następnie położyła się spać. - Śpij dobrze, kolorowych snów. - I już po chwili odpłynęła w krainę snów.
-Zazdroszczę im... Ich nie ogranicza nic. - Wyszeptała tajemniczo Marika i po chwili sama zasnęła.
(...)
Obserwowała, jak z drzew spadały liście, poruszając się delikatnie na wietrze. Tańczyły do pięknej, cichej melodii... Zaczęła się lekko trząść. Padała lekka mżawka, magiczny kalendarz pokazywał, że jest to październik. W Hogsmeade spacerowały sobie dwie Gryfonki z siódmego roku. Jej oddech przyśpieszył... Podświadomość wiedziała, co będzie. Tak przecież było prawie codziennie... Spotkały się z Madame Rosmertą, rozmawiając o błahostkach. Kobieta dała jednej z dziewczyn paczuszkę, mówiąc, że to dla Dumbledora. Dziewczęta pokiwały głową i po maratonie sklepowym wracały do Hogwartu... Serce znowu zaczęło walić swoim szybkim, nieregularnym rytmem. Jej ciało i dusza o tym wiedziały, ale nie ona. Jednak w połowie drogi, dziewczyna z paczuszką zaczęła się dziwnie zachowywać, aż w końcu unosiła się w powietrzu, krzycząc opętańczo, mając szeroko otwarte oczy i usta... Była bardziej przerażająca, niż kiedykolwiek. No i znów zaczęła szamotać się po swoim łóżku, a jej oddech i bicie serca z każdą sekundą biły coraz mocniej i mocniej. Nagle zmieniła się sceneria - była w sterylnie czystym powietrzu a przed sobą miała czyjąś twarz, która otworzyła oczy... Nagle się obudziła, otwierając szeroko oczy i próbując się uspokoić. Ale to nie było takie proste... Znała tę opętaną dziewczynę - to była przecież...Katie Bell.


#TeamOgroxy
________________________________________________
Zapraszam na:
I Moje miniaturki I Opowiadanie - Ogron i Roxy I Moja grafika I Moje rysuneczki l Mój wattpad l Mój instagram l
________________________________________________
Edytowane przez Norelay dnia 18-10-2014 10:46
45243995 http://not-everything-is-a-game.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Blanda - Drugie opowiadanie Norelay! :)
~LadyCherrie
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 18-10-2014 23:52
Cieszę się, że kolejny rozdział tak szybko się pojawił. Wspaniałe opowiadanie, zresztą jak pozostałe. Jest w świecie Harry'ego Pottera, który uwielbiam (chodzi o świat). Jestem ciekawa, co będzie dalej. Może Blaise i Amanda przekonają się do siebie? Ale wtedy zakład wygrałby Malfoy, bo ostatni krok to rzuć. Czekam na kolejne rozdziały. Mam nadzieję, że nie będzie to długo trwało. Weny życzę.


#TeamDelia
The problem with a good book is
You want to finish the book,
but
You don't want to finish the book.

Edytowane przez ChandSharma dnia 11-11-2014 19:16
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Blanda - Drugie opowiadanie Norelay! :)
~Norelay
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 22-10-2014 13:56
Miyako napisał/a:
Boże, Boże, Boże! Kocham Cię za to! Uwielbiam Twoje opowiadania, mają w sobie coś, co je odróżnia od innych. I jeszcze świat HP! Dobra, muszę się ogarnąć, bo napiszę posta długiego na kilometr o tym, jakie to wspaniałe jest Twoje opko xD. Ciekawa jestem, czy Zabiniemu uda się wygrać zakład. Mam nadzieję, że nie, bo wtedy nie wyobrażam sobie, co by czuła Amanda. A może ją w sobie rozkocha, ale sam zacznie coś do niej czuć i jej nie porzuci? Cóż, poczekamy, zobaczymy. Wiedz tylko, że będę Cię nękać o kolejny rozdział xD. Weeeny!


LadyCherrie napisał/a:
Cieszę się, że kolejny rozdział tak szybko się pojawił. Wspaniałe opowiadanie, zresztą jak pozostałe. Jest w świecie Harry'ego Pottera, który uwielbiam (chodzi o świat). Jestem ciekawa co będzie dalej. Może Blaise i Amanda przekonają się do siebie, ale wtedy zakład wygrałby Malfoy, bo ostatni krok to rzuć. Czekam na kolejne rozdziały. Mam nadzieję, że nie będzie to długo trwało. Weny życzę.


Dziękuję dziewczyny za pozytywne komentarze! Daje mi to ogromnego kopa weny! Co do rozdziałów - różnie z nimi będzie, na prawdę. Mam nadzieję, że moje teksty dalej będą Was ciekawić. No i oczywiście, dodaję moją pierwszą miniaturkę z tego cyklu. ;3 Zapraszam do czytania!

Miniaturka I - ''Życiowy cyrk.''

A teraz trochę o tej miniaturcer30; Mówiąc ogólnie - jest to miniaturka, której akcja rozpoczyna się dwa lata po II bitwie o Hogwart. Występuje tam moja ukochana para - Blanda, no i parę innych postaci. W tej miniaturce Severus przeżył wojnę. :3 Zapraszam Was do czytania!

Kobieta siedziała w swoim namiocie, malując się oraz czesząc na następny pokaz, jedyne, czego jej brakowało, to ubrania. Dzisiaj miała występować z lwami i to publika o wszystkim decydowała. Mimo strachu, ta praca ją ekscytowała a wynagrodzenie było więcej, niż zadowalające. Jednak gdy widziała ogień, bała się. Tak cholernie się bała... Wydarzenia sprzed dwóch lat dawały często o sobie znać, głównie w postaci koszmarów sennych. Wszędzie zniszczenia, ogień, strach oraz mnóstwo martwych ciał... Już nigdy więcej nie chciała przeżywać tego wszystkiego... Dlatego uciekła ze świata magii na zawsze, odcinając niemalże wszystkie więzy. Jedynie nie rozstawała się z Mariką. W końcu przyjaźniły się...
-A co z Blaisem...? - pytało ją jej serce i sumienie, a ona nie potrafiła na to odpowiedzieć... Kiedyś tak wiele ich łączyło... - Co by było, gdybyś z nim została? - znowu dręczyło ją serce, a ona wyraźnie posmutniała. Skrzywdziła go, choć nie chciała... Los nie zostawił jej jednak żadnego wyboru, bo nie potrafiła już iść magicznymi ulicami Londynu bez strachu. Nie umiała spojrzeć na ludzi bez żadnego przerażenia. Strach sprawiał, że nawet do niektórych miejsc nie mogła wejść przez paraliżujący strach... Nawet zaręczyny z człowiekiem, którego kochała nad życie nie potrafiły przełamać jej lęku i w dzień ślubu uciekła jak zwykły tchórz. Mimo błędów młodości nie planowała powrotu - już nigdy. Nagle do jej namiotu wszedł jej szef i prezenter w jednej osobie.
-Jesteś gotowa? Wiesz dobrze, że teraz musisz być gotowa na wszystko, bo ludzie wbrew temu, co robią są okrutniejsi niż najgroźniejsze zwierzęta. - powiedział, opierając dłoń na ramieniu dziewczyny. Wiedział, z czym musi się zmagać a mimo wszystko jednak dawała z siebie sto procent. No, to czas na show!
(...)
-Wiesz Smoku, jakoś nie mam za bardzo ochoty nigdzie iść. - mruknął Zabini, popijając wino. Jej ulubione, półsłodkie... Tęsknił za nią... Miała rok temu stać się jego żoną, a tymczasem uciekła, zostawiając kartkę z kilkoma, durnymi słowami. Do tej pory widzi tą karteczkę przed oczami. Zawsze miała śliczne pismo...
''Blaise, przepraszam Cię, ale ja w tym świecie nie mogę żyć. Kocham Cię i przepraszam za wszystko - Amanda.''. Jednak jego powrót do przeszłości przerwał dźwięk dzwonka. Niechętnie ruszył swoje cztery bardzo szlachetne litery i poszedł otworzyć drzwi, gdzie zastał państwa Snape. Oni to mieli szczęście, jednak swoimi ''ciekawym osobowościom'' często gościli w Zabini Manor, siedząc we czwórkę z Draco oraz samym zainteresowanym. Jednak rzeczywiście, państwo Snape wnosiło do jego życia radość, a ich kłótnie zostały określone mianem kultowych. Marika jednak za każdym razem czuła się nie fair wobec Diabła, ponieważ ona wiedziała co się dzieje z Amandą i widząc jego rozpacz było jej po prostu jego żal. Oboje cierpieli, jednak krótkowłosa zdecydowanie odmówiła czegokolwiek związanego z magią. Nawet miłości... Słuchała, jak blondyn przekonuje przyjaciela do wyjścia i się uśmiechnęła.
-Zabini, nie zawiedziesz się. Cyrk to też niezłe kobiety - nie możesz przez jedną ciągle siedzieć w tej norze i zapuszczać się jak jakiś załamany Gryfek tylko przez jakąś durną babę! Już masz brodę jak Drops! - wykrzyczał wzburzony. Miał już dość i chciał odzyskać swojego kompana. Blaise przez to wszystko wyglądał jak karykatura siebie - ubierał się tylko w jakieś durne ciuchy, godne Pottera podczas snu. Jego włosy już trochę zarosły, tak jak i już od dawna niegolona broda. Oczy były zmęczone i przekrwione, a pod nimi były takie cienie, które świadczyły o ogromnej ilości nieprzespanych nocy, a jego oddech przypominał mu Mundugusa Fletchera. Co za paskudztwo! Nie chciał na to patrzeć, podobnie jak Severus. Ostatnio wszyscy stworzyli paczkę i szkoda mu było chłopaka.
-Rusz tyłek, Czarna Czacho i do łazienki, o ile pamiętasz gdzie to jest i jak to pomieszczenie wygląda. - powiedział ze złośliwym uśmiechem dziedzic fortuny Malfoyów i robił to tak długo, aż w końcu Diabeł się ruszył i poszedł do toalety.
(...)
Gdy wszyscy byli gotowi, chwycili się za ręce i po chwili znaleźli się w cyrku. To miejsce tętniło życiem - zwierzęta różnej maści, rodziny, single, dzieci i dorośli. W tle głosów leciała tak bardzo znana i charakterystyczna muzyczka z każdego cyrku. Podczas, gdy czwórka byłych ślizgonów chodziła po tym miejscu, rozległ się głos.
-Za pięć minut rozpocznie się najbardziej wyczekiwane przez wszystkich show! Zapraszamy serdecznie do namiotu numer 10! Tylko dorośli! - mówił głos, a wszyscy jak jeden mąż uśmiechnęli się iście szatańsko. Już wiedzieli, gdzie pójdą - do namiotu numer 10.
(...)
Tymczasem Amanda szukała jakiegoś stroju na tę okazję, gdy nagle wpadła Majestatyczna Vivien, czyli żona szefa. Podrzuciła sukienkę dziewczynie, jednak ta była niemal identyczna co jej suknia ślubna, różniła się tylko tym, że skrócono przód a tył został nietknięty. Zanim zdążyła coś powiedzieć, Vivien się uśmiechnęła.
-Spokojnie, to kopia Twojej sukienki. Udanego przedstawienia, Mando. - mruknęła i wyszła z namiotu 19-latki.
(...)
Ostatni raz poprawiła usta i przybliżyła się do wejścia, słysząc słowa swojego przyjaciela.
-Panie i Panowie! Witamy na pokazie tresury lwów. Zapraszam moją uroczą asystentkę na scenę, Amandę! - krzyknął a ona wyszła z biczem i chodziła koło widowni i machała wszystkim oraz posyłała wszystkim całusy. To akurat aż takie złe nie było. Gorsza część pracy zaraz się rozpocznie. A najgorsze przed nią, bo zobaczyła JEGO. Poczuła, jak wszystkie wspomnienia wracają... Nie! Nie mogę teraz! Oby mnie nie zobaczył... - pomyślała ze smutkiem. Jego widok niemal ją załamał. Może jej nie pozna? W końcu, wygląda troszeczkę inaczej. Niestety, pomyliła się. Męska część grupy spojrzała na nią ze zdziwieniem. Przecież szukali jej wszędzie, a ona jest w cyrku?! Blaise, widząc ją musiał zareagować i zawołał ją. Natomiast dziewczyna z trudem to zignorowała, stając obok swojego szefa.
-Jak Państwo wiedzą, przed wejściem była opcja uatrakcyjnienia przedstawienia za symboliczną kwotę. Dzisiaj darowizna jest tak wielka, że WSZYSTKIE utrudnienia będą włączone. A więc, zapraszam na pokaz! - nagle, światła pogasły i pojawiła się zielona mgła. A ona wciąż rozmyślała o Zabinim. Co on tu robi? Przecież Marrie na pewno jej nie zdradziła - w końcu wieczysta przysięga ją obowiązywała. W każdym razie, po występie musi jak najszybciej wyjechać jak najdalej stąd. Ma dużo pieniędzy zaoszczędzonych na wszelki wypadek, więc da radę. Widziała, jak zakładają kolce, jak podpalają klatkę, jak wpuszczają do niej lwy bez jakiegokolwiek łańcucha czy kagańca. Wszystko to sprawiło ogromny strach. I już po chwili mgła opadła a zamiast niej pojawiła się lawina komentarzy. Zawsze tak było, każdy zakładał się o to, czy przeżyje. Ale zawsze wychodziła z tego żywa, więc zwykle tacy hazardziści byli winni cyrkowi ogrom pieniędzy i zawsze z tego była całkiem niezła premia. Ale teraz wiedziała, że skoro jest aż tak trudno, to istnieje szansa na wygranie zakładów przez ich klientów. Skłoniła się teatralnie i weszła do klatki, gdzie od razu ją zamknięto. Klatka była ogromna - w końcu trzy lwy i jedna kobieta nie będą się cisnąć w klatce 20x20 cm. Aż w końcu zaczęła pokaz, tresując biczem lwy. Wyobrażała sobie, że to Greyback i jego banda wilkołaków. Z każdym uderzeniem odczuwała ulgę. Tak było zawsze, na każdym pokazie. A co było po pokazach - wiedziała tylko ona.
(...)
Tymczasem trójka przyjaciół czuła się, jakby dostali Drętwotą a Marika martwiła się... Te spotkanie może wszystko zmienić. Chyba, że się nim tak pokieruje, aby wyszło na dobre. Uśmiechnęła się, obserwując Amandę. Szło jej całkiem nieźle. Może pożyczę od niej ten bicz na Severusa? - pomyślała ze śmiechem.
(...)
Gdy tylko pokaz się skończył, dziewczyna skłoniła się i pobiegła za kulisy, do swojego namiotu. Nawet nie zdążyła zdjąć gumki z włosów, gdy wpadła Marika. Jednak żadna z przyjaciółek nie wydusiła słowa.l
-Marrie, muszę stąd odejść. Nie mogę dopuścić do siebie Zabiniego. Będzie chciał, żebym wróciła tam. A ja nie chcę! Nie chcę... - szeptała w przerażeniu, opatrując swoje rany po pokazie. Każda wzmianka o świecie magii sprawiała, że szalała. Jednak świeżo upieczona pani Snape nie zamierzała jej powstrzymywać w ten sposób. Przecież można zrobić to inaczej...
(...)
-Blaise, widzę to po Tobie. Chcesz z nią porozmawiać, prawda...? - spytała czarnowłosa a mężczyzna jedynie skinął głową. Ciągle był w szoku. Tak długo jej nie widział... Myślał, że ją porwano, zabito... Jednak, gdy ministerstwo nie stwierdziło jakiegokolwiek działania jej różdżki, stwierdzono, że nie żyje i potomek Zabinich musiał się z tym pogodzić. A teraz... Widział ją... Zmieniła się - teraz była piękniejsza niż kiedykolwiek wcześniej... Marika bez słowa poprowadziła go do jej namiotu. - Tylko nie mów, że Cię tu przyprowadziłam. - powiedziała, a następnie wróciła do Severusa i Dracona. Cała drużyna Slytherina teleportowała się do Snape Manor ( a to tak z okazji ślubu, taki tam prezent od Blaise, Draco i Amandy, zanim ta nie uciekła), gdzie mąż i żona pojedynkowali się w szachach a młody Malfoy był sędzią. Tymczasem Zabini wszedł do namiotu, a Amanda pakowała się, mówiąc do przestrzeni, ponieważ myślała, że to jest Brajan.
-Nie Brajan, nie zostanę. Wiesz dobrze dlaczego. Znalazł mnie, a ja nie potrafię żyć, kiedy wiem, że jest on naprzeciwko. Boję się magii, boję się magicznego świata. Wiem, że nie rozumiesz, nie musisz nic mówić. Ale ja nie dam rady tak żyć. Jak kiedyś będziesz w Hiszpanii, w Tossa de Mar, to napisz do mnie. Możemy się wtedy spotkać a teraz wyjdź, muszę się spakować, zanim Blaise znajdzie mój namiot! - powiedziała, męcząc się z zapięciem walizki.- Cholera jasna! Nie mogę tego dopiąć ! - krzyknęła, jednak po chwili jej walizka sama się zapięła, układając się koło drzwi. To oznaczało tylko jedno...
-Blaise...? - spytała niepewnie i się odwróciła w drugą stronę i zmierzyła się z prawie dwumetrowym, przystojnym, ciemnoskórym blondynem o cudownych, brązowych jak gorzka czekolada tęczówkach. Był taki, jak go zapamiętała, poza tą rozpaczą, smutkiem oraz miłością w tych cudownych oczach. Serce biło jej coraz szybciej a jej policzki przybrały odcień gryfońskiej czerwieni.
-Amanda... Wytłumacz mi... Wytłumacz mi to... - powiedział, zmniejszając odległość między nimi. Widząc ją taką przestraszoną, miał ochotę ją przytulić i wybaczyć. Nawet by jej nie karał, najważniejsze, aby wróciła. Jednak to, co usłyszał zdziwiło go. Kilka dni przed ślubem zachowywała się dziwnie, patrząc zszokowana na to, co wyczyniały różdżki dekoratorów. Myślał, że to ją zachwyca, ale pomylił się - bała się tego. Gdy spuściła głowę, delikatnie ujął jej podbródek i spojrzał w jej oczy. Wtedy już nie mogła się wycofać.
-Dobrze... Ale powtórzę to tylko raz, więc słuchaj... - wyszeptała i zaczęła mu opowiadać o tym, co skrywała przez lata ich związku. Wiedziała, że się poczuje jakby dostał Petrificusem Totalusem, ale to wszystko na jego życzenie. Cały strach, smutek, lęk i samotność... Wszystko zaczęło znikać pod wpływem tych słów a w tym pomagały także łzy i ciepły, mocny uścisk swojego byłego narzeczonego. Westchnęła, kończąc opowieść i patrzyła na niego wyczekująco.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś? Pomógłbym Ci... Na mnie możesz liczyć. Dla swoich zrobię wszystko... - szeptał, wpatrując się w niziutką brunetkę.
-Wiesz, to nie było proste. Z resztą, Twoja matka i przyjaciel zmarli i miałeś swoje na głowie, więc po co Ci jeszcze moje zmartwienia? Nie ważne... Skoro już wszystko wiesz, domyślasz się, czemu nie wrócę. - powiedziała, pakując do torby małe, niezbędne drobiazgi.
-Amandi... - wyszeptał, a ona zamarła. To, z jaką czułością i miłością powiedział te zdrobnienie... Nie mogła się temu poddać, mimo tej całej miłości. Ale Zabini już wiedział jak ją podejść - hazard zawsze ją pociągał w małym stopniu. - Może założymy się...
-O co? - spytała, niepewna tego, co ma teraz zrobić.
-Jeżeli uda mi się w ciągu trzech miesięcy przekonać Cię do świata magii, wrócisz tam i zamieszkasz ze mną, a jeśli wszystko pójdzie dobrze, to będziesz Panią Zabini. - powiedział z przebiegłym uśmiechem. Malfoy byłby dumny, bo wraca stary Diabeł!
- A co, jeżeli nie podołasz? - uniosła prowokacyjnie brew. Wiedziała, że jej zdania nie zmieni nikt.
-Wtedy zostawię Cię w spokoju i wyślę Ci czek na 5 tysięcy galeonów na pół roku i tak do końca życia, jeżeli zechcesz...
-Dobrze, umowa stoi. - roześmiała się cicho i uścisnęła jego dłoń. Zapowiadało się ciekawie, jednak Zabini przypieczętował ich umowę czym innym. Konkretnie, czułym pocałunkiem.
(...)
Zabini wygrał zakład, wobec czego Amanda spełniła swoją część umowy, co zrobiła z rozkoszą. Z miesiąca na miesiąc ich związek rozkwitał, aż w końcu Czarna Czacha oświadczyła się krótkowłosej, a niecałe trzy miesiące później Amanda nosiła nazwisko Zabini i z niecierpliwością czekali na ślub Smoka z Tomione.
-No i co, Draco, cykasz się? - spytał złośliwie Zabini ze swoim markowym, złośliwym uśmiechem. - Boisz się, że zwieje Ci sprzed ołtarza?
-Sorry Zabini, ale moja przyszła żona w końcu się pojawiła, więc won na swoje miejsce. - mruknął cicho Dracze, aż w końcu ogłoszono ich Mężem i Żoną. Wszyscy goście wyśmienicie się bawili na weselu Malfoyr17;ów aż do białego rana. Wszędzie chodzili paparazzi, robiąc wszystkim zdjęcia, ale każdy był tak upojony alkoholem, że nie miał nic przeciwko. Gdy trójka czarodziei szła do swoich pokoi, Marrie chwilę stanęła przed obrazem Pani Zabini i się uśmiechnęła, mówiąc.
-Widzi Pani? Obiecałam Pani ich szczęście i proszę! Teraz każdy jest szczęśliwy.
A następnie szybko wbiegła po schodach, niczym jak torpeda wchodząc do pokoju gościnnego, w którym spał jej mąż, Severus Snape.

Wniosek z tego taki: Gdy zgubisz bliską Ci osobę, szukaj jej w cyrku. Gwarantujemy Ci znalezienie zguby!



#TeamOgroxy
________________________________________________
Zapraszam na:
I Moje miniaturki I Opowiadanie - Ogron i Roxy I Moja grafika I Moje rysuneczki l Mój wattpad l Mój instagram l
________________________________________________
Edytowane przez Norelay dnia 22-10-2014 13:58
45243995 http://not-everything-is-a-game.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Blanda - Drugie opowiadanie Norelay! :)
użytkownik usunięty
Dodane dnia 22-10-2014 18:09
Jej, jakie to śliczne xD. Uwielbiam happy endy. Chciałabym się dowiedzieć, co tak zraziło Amandę do świata magii. To musiało być coś strasznego, skoro zrezygnowała z miłości. Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło uśmiech. Fajnie, że Severus sobie kogoś znalazł. Kiedyś, kiedy jeszcze nie wiedziałam, czemu zabił Dumbledore'a, nienawidziłam go. Jednak teraz uważam, że skoro całe życie był zakochany w jednej osobie, należy mu się coś od życia. Fajnie, że połączyłaś go z Marrie. Uwielbiam to podsumowanie, poryczałam się ze śmiechu xD. Weeny!



Edytowane przez ChandSharma dnia 11-11-2014 19:14
AutorRE: Blanda - Drugie opowiadanie Norelay! :)
~Norelay
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 03-12-2014 20:34
A tu poprawiony rozdział. Bo tamten był straszny :o.

Czasami ma się wrażenie, że coś kazało ci się zjawić tutaj i teraz, nie kiedy indziej, prawda? Amanda również tak miała. Gdy się obudziła w środku nocy, o dziwo, nie bała się. Tym razem nie miała snu. I na całe szczęście. Czuła szybkie bicie swojego serca. Czuła się tak silna, wszechmogąca, jakby mogła zmielić w proch Hogwart, a nawet i cały magiczny świat zaledwie jednym zaklęciem. Czuła, jak napływają najgorsze, mroczne myśli. Nie zamierzała tego jednak zatrzymywać - po prostu chciała tylko i wyłącznie odczuwać.
Tajemniczy głos mówił, aby podeszła do lustra. Starała się odgonić ostatnie wspomnienia związane z tą gładką taflą. Obawiała się, że nagle cała siła i odwaga ją opuszczą, a to była ostatnia rzecz, na jaką miała ochotę. Spojrzała na swoje odbicie z uwagą. Zauważyła, że różni się od ostatniego razu - jej oczy błyszczały tajemniczo, usta rozciągały się w pewnym siebie uśmiechu, a twarz wyglądała zdrowo i świeżo. Zdziwiła ją ta zmiana, ale wciąż tam patrzyła, czekając cierpliwie. W końcu ujrzała tę kobietę - ona jednak teraz nie wydawała się przerażająca.
Może noc jakoś na nią wpływała?, pomyślała, lustrując ją uważnie wzrokiem.
- Amando, nie jestem tu bez powodu. Musisz wiedzieć parę rzeczy, zanim nastanie całkowity świt - powiedziała, a ona westchnęła cicho. Miała teraz ochotę zadać jej wiele pytań.
- Najpierw powiedz mi, jak masz na imię? - spytała, czekając na odpowiedź. Nie opuszczało ją wrażenie, że to, co czuła jest wywołane przez nią. Odgarnęła włosy z czoła, zastanawiając się czy na pewno dobrze robi. Nie jest pewna tego, co ma teraz zrobić. Nie powinna jej ufać, jednak miała coś w sobie, co powodowało, że najchętniej weszłaby do zwierciadła.
- Nie mogę Ci powiedzieć. Przynajmniej nie tutaj. Moje imię jest naznaczone klątwą. Głupi Merlin! Czy on sądził, że m n i e to zatrzyma?! Jeżeli tak, to się pomylił! Ale mogę ci pokazać kilka rzeczy, jeśli chcesz - wyszeptała, wyciągając dłoń.
Przecież to jest lustro! Co ono niby może?! Jednak szybko przyłożyła dłoń do niego. Pod opuszkami palców wyraźnie zmieniało się w jakieś wodne przejście. Złoty blask emanował z drugiej strony, no i oczywiście uśmiech tej niezwykłej dziewczyny. Skinęła głową i weszła tam, nie czując nic. Jednak w tym świecie wszystko wyglądało inaczej. Znajdowały się w wypalonym lesie, dalej było widać piękny, marmurowy zamek z ogromnym murem i masą strażników. Znowu czuła, że zna to miejsce. Co z tego, że były wyszczerbienia czy jedna z wież zamkowych się zawaliła? Mimo tego wszystkiego nic nie traciło ze swojej urody.
- Camelot. Tu kiedyś był mój dom. Później wszystko się skończyło, jednak muszę ci powiedzieć o wszystkim. Świat magiczny o mnie zapomniał, ale ja zamierzam im o sobie przypomnieć. I dopóki mamy okazję, nazywam się Morgana Le Fay! - krzyknęła, a wraz z tym krzykiem cała jej magiczna, mroczna moc rozeszła się, niszcząc ostatnie bariery jakichkolwiek ograniczeń.

*

Severus Snape chodził po zamku, patrolując korytarze, gdy nagle wszystkie portrety zaczęły diabelnie wrzeszczeć. Nawet ten paskudny Irytek się już nie śmiał. Duchy zaczęły być zupełnie niewidoczne, błyskać się raz przejrzystością, raz skórą a potem... wracały do żywych. Na Merlina! Co tu się, do cholery, dzieje?!, pomyślał ze zdenerwowaniem, gdy Krwawy Baron znów wrócił do świata martwych. I tak się działo przez najbliższą godzinę, a on sam poczuł znów tę rządzę mordu, tak silną, jak za czasów Czarnego Pana.

*

Albus Dumbledore był człowiekiem spokoju. Zawsze wiedział o wszystkim oraz wszystkich. Jednak czasem trzeba i taką osobę zaskoczyć. Gdy usłyszał podniecone szepty portretów, które zmieniały się w duchy, a potem w ludzi i na odwrót, to go z pewnością zaskoczyło. Jednakże, to nie była jedyna atrakcja tej nocy. Portret Merlina stał się nagle całkowicie czerwony, aż w końcu szkło i ramy obrazu pękły, rozlewając coś czerwonego po całej podłodze.
- Z tego nie wyniknie nic dobrego - powiedział staruszek, próbując uprzątnąć bałagan, jednak płyn ułożył się w znak, który omal nie spowodował mu zawału serca. Bo przecież znak Morgany nie przyniósł nikomu wcześniej nic dobrego.

*

- Jesteś Morganą? - spytała, klnąc w duchu. Co ze mnie za wiedźma, skoro nawet nie pomyślałam o róż... Nie, jest okej, mam ją. Jednak przezorność popłaca...
Wyciągnęła ją ostrożnie, trzymając w gotowości. Jeżeli historie, które czytała w dziale Ksiąg Zakazanych były prawdziwe, to akurat różdżka ani trochę jej nie pomoże, jednakże warto się bronić czymkolwiek w takiej sytuacji.
- Jeżeli chodzi ci o te kłamstwa w historii, to tak. Jestem podłą, bezduszną, największą czarnomagiczną wiedźmą w całej epoce magii od samego istnienia. Ale nic dziwnego - w końcu historię piszą zwycięzcy - powiedziała czarnowłosa z błyskiem w oczach.
- Co to ma znaczyć? - spytała, patrząc na nią uważnie. Kontrolowała jej każdy, najmniejszy gest. Gdyby odechciało się jej rozmowy, a zapragnęłaby zabijania, zawsze miała jakąś małą opcję ucieczki.
- Merlin opisał mnie tak ku przestrodze. A ja wcale nie byłam zła, tylko musiałam się bronić przed nienawiścią ojca do takich jak ja i przed przeznaczeniem, jakie mi zgotował ten przeklęty ochroniarz Artura! Ale na szczęście nie udało mu się uratować największej nadziei Camelotu. Nie wyciągaj wniosków, dopóki nie poznasz wszystkich stron. Bo nie zawsze można słuchać ludzi półkrwi. Na takich nie da się polegać. Tylko czystokrwiści są godni twojego zaufania. Nie mugole, nie szlamy, nie półkrwi. Tylko czyści, którzy byli toujours pur, moja droga. Ty według oficjalnych statusów nie jesteś, ale już samo powiązanie ze mną daje ci czystość, jakiej niektóre starożytne rody nie zaznały nigdy. - Mówiła z taką szczerością, z takim uwielbieniem o czystej krwi. Wiedziała, że Slytherin reprezentuje te wartości. Czy to znaczy że...
- Tak, Salazar był moim dziedzicem, konkretniej wnukiem, a co za tym idzie - spadkobiercą moich mocy i wszystkiego, co miałam. Na szczęście mój mąż nie wahał się, przekazując naszym dzieciom oraz wnukom moje wartości. A gdy Sal znalazł mój pamiętnik związany z moją księgą zaklęć i go odczytał, byłam z niego naprawdę dumna. Bałam się, że podwładni Merlina zniszczą wszystko, co związane ze mną. Wymazali mnie zewsząd - nawet z mojego drzewa genealogicznego jako córkę Uthera Pentragona. Widzisz sama, jak ta wygrana strona potrafi krzywdzić przegranych - prychnęła, siadając na kamieniu, gestem wskazując jej, żeby usiadła obok niej. Jak na dobrze wychowaną dziewczynę nie wypadało odmówić, więc grzecznie zajęła miejsce, patrząc na Morganę z lękiem i podziwem. - Wiem, że nie jesteś wielu rzeczy pewna, a śmierć rodziców cię rozbiła. Czujesz, że tu nie pasujesz i skończysz jako samotna pustelniczka, umierająca przy wilkach. Miałam to samo wrażenie, ale jednak się okazało, że ktoś tam na mnie czeka... - Mimowolnie się uśmiechnęła do dziewczyny, a Amanda była bardzo zaskoczona. Skąd ona to wiedziała? Czyżby grzebała jej w głowie?
- Wiesz, niekoniecznie. To więzy krwi mówią mi, co się z tobą dzieje. Jesteś moją dziedziczką w prostej linii. Masz tak samo silne moce jak Salazar albo i jeszcze większe. Pewnie dlatego jesteś w Slytherinie - bo z charakteru to raczej nigdzie nie pasujesz. Masz sobie trochę tego, trochę tamtego ze wszystkich domów. Jesteś sprytna i wyjątkowo ambitna, ale masz odwagę, aby bronić siebie i bliskich. Jesteś inteligentna, a także bardzo przyjacielska i pomocna, lecz wszystko chowasz pod głęboką maskę, bojąc się o to, czy ktoś cię nie zrani. Dlatego wielu odtrącasz zanim cokolwiek zdążą zrobić, jednak gdy już kochasz, potrafisz zdradzić wszystko i wszystkich, aby tę kochaną osobę ocalić. Aż widzę siebie w tobie do czasu poznania Morgos. - Roześmiała się wdzięcznie kobieta, a krótkowłosa czuła się nieswojo. W końcu ona tyle o niej wie, a Amanda? Poza historycznymi faktami raczej nic. A i tak po jej słowach nie była pewna, co jest prawdą, a co fikcją. Może rzeczywiście Merlin nakłamał? Jednak szybko zganiła się w myślach. Ona chciała, żeby tak właśnie myślała, a potem najpewniej miała zamiar ją wykorzystać.
Nic z tego, złotko. Ja nikomu nie ufam, bo nie jestem naiwnym Pufkiem, pomyślała, zdając sobie sprawę, że na pewno to usłyszy. Sześć lat w Slytherinie nauczyło mnie, że nie ufa się każdemu, kto skusi cię nowym życiem bądź darmowymi cukierkami w Noc Duchów. Trzeba się pilnować, bo mimo miłości, przyjaźni i szacunku, osoba, która ma cię kryć wbije nóż w plecy. Więc zostaje mi ufanie sobie, tylko sobie. Następnie po wszystkim wzruszyła ramionami i wpatrywała się w las. Wszystko było takie puste, szare i martwe. Nie było żadnej duszy, niczego... Szybko otrząsnęła się z rozmyślań, wzdychając głęboko.
- Dobra, my tu pitu pitu o pierdołach, a podstawy potężnej magii nikt cię nie nauczy. Więc słuchaj, nie wiem czy wiesz, ale każdy czarodziej zawsze należy do jakiegoś żywiołu. To z nim się brata, z nim się utożsamia, nawet, jeżeli o tym nie wie. Teraz ten cały rząd wyparł wszystko, co było wcześniej i teraz wpiera jakieś pieprzone zasady magii, które gówno wspólnego mają z prawdziwą magią. Teraz już niewiele osób używa wyłącznie, bądź w większym stopniu, magii bezróżdżkowej. W moich czasach było inaczej, ale to nie jest najważniejsze. Mugole znają ich tylko cztery, ale my znamy pięć: aqua, terra, ignis, aer i magicae. Z łaciny to... - Nie zdążyła dokończyć, ponieważ Amanda jej przerwała.
- Woda, ziemia, ogień, powietrze i magia. Co dalej? - powiedziała z zadziornym uśmieszkiem, unosząc głowę do góry.
- Musisz odkryć w sobie któreś z nich. Bo siedzi w tobie co najmniej jeden, ale uśpiony, nietknięty. Gdy odkryjesz jeden z nich, reszta z twoich mocy oraz umiejętności, w tym metamorfomagia same zaczną się ujawniać i to w całkowitej kontroli. A gdy uda ci się nawiązać kontakt z nim, Twój żywioł magii rozwinie się jeszcze bardziej, na razie musimy się skupić... W każdym razie nie teraz, bo za moment wzejdzie słońce i utkniesz tu ze mną. Jeżeli chcesz, będę przy tobie. Jeśli będę ci potrzebna, dotknij tatuażu i pomyśl o mnie - powiedziała, a ona odruchowo dotknęła go. A więc ten symbol był jej dumą; znakiem, że to właśnie ona ma zaszczyt bycia jej dziedziczką. Jednak nie jest pewna, czy się z tego cieszy.

*

Wyszła spod prysznica, czując się jak nowo narodzona. To takie cudowne uczucie... Wszystkie koszmary nocne spływają w wodzie, a sama się odpręża w oparach gorącej wody.
Szybko się osuszyła zaklęciem, ale stało się coś, czego nie przewidziała. Włosy zmieniały kolor i długość! Obserwowała w szoku, jak jej krótkie włosy rosną aż do pasa i zmieniają kolor na blond. Na pewno nikt nie uwierzy w to, że one tak same z siebie się zrobiły i Slytherinowi punkty ubyją. Szkoda, bo ciężko nad nimi pracują. Skoro włosy się zmieniły, to i ona też.
Legginsy i przydługie, porozciągane swetry zamieniła na ciemne dżinsy i koszulę z krawatem jej domu, lekko luźnego. Założyła na to szatę. Aż szkoda, że trzeba było ją nosić, ale jak mus to mus. Chcąc zaszaleć, zamiast zwykłych butów włożyła obcasy. Gdy już się ubrała, zaczęła się malować, jednak nie tak lekko jak zawsze. Tym razem zrobiła sobie kocią kreskę, pomalowała oczy cieniami, a usta przybrały kolor subtelnej czerwieni. W końcu zabrała się za włosy, związując je w niedbałego koka, a następnie natykając się na Marikę. Widząc jej spojrzenie, roześmiała się cicho i spakowała jednym ruchem różdżki wszystko, co jej na dziś potrzebne.
- Spotkamy się w Wielkiej Sali, bo muszę coś jeszcze załatwić. - powiedziała i wyszła, stukając obcasami. Zegar w pokoju wskazywał 7:30.

*

Stała przed Wielką Salą, bojąc się trochę wejścia. To, że wszystkich zaskoczy było więcej niż pewne. Westchnęła, poprawiając włosy. W tym samym momencie poczuła spokój i dumę. Uniosła głowę wysoko i wykrzywiła swoje usta w ironicznym uśmieszku. Czuła się prawie jak bogini, idąc do stołu Slytherinu odprowadzana wzrokiem przez każdego, kto ją napotkał. Ich miny mówiły jasno, że jej nie poznawali. Każdy stukot obcasów wlewał w nią coraz więcej tej charakterystycznej, ślizgońskiej pewności siebie, której nikt poza mieszkańcami tego domu nie posiadał. W końcu usiadła koło Mariki i Astorii, od razu nalewając sobie kawę.
- Co tu robisz, nowa? Nikt cię tu nie zaprosił. - powiedziała Toria, a zielonooka uśmiechnęła się, unosząc jedną brew i spokojnie dopijając.
- No właśnie, ty tu nie siedzisz - wtórowała jej jak głupia Pansy z miną psa obronnego. Groźny mops... To nawet było zabawne. Gdy już skończyła pić życiodajny napój, odezwała się.
- Siedzę tu od zawsze, Astorio. Nie poznajesz? - spytała niewinnie, odwracając się w jej stronę. Miała ochotę się roześmiać, widząc jej minę. - Wiesz, nie dziwię ci się, ale jednak... Mogłabyś zamknąć buzię, bo wyglądasz co najmniej nieinteligentnie. Może zjemy spokojnie, co? - A następnie zabrała się za jej ulubione płatki czekoladowe. Były pyszne i pragnęła się nimi rozkoszować na wieki. Niestety, Głupi i Głupszy, zwani potocznie Pustą Czarną Czachą i Tchórzliwą Fretką postanowili już się nie ukrywać ze swoim idiotyzmem i głupotą.
- Cześć, piękna. Witamy Cię serdecznie w Slytherinie - powiedział tleniony, a ona przewróciła teatralnie oczami.
A od kiedy oni prowadzą taką kampanię powitania nowych? Naprawdę mnie nie poznają, więc teraz to dopiero się pośmieję, pomyślała, uśmiechając się znacząco do Marrie.
- Wiemy, że pokochasz nie tylko same wartości domu, ale i nas, ślizgonów. Ja jestem Blaise, a to Draco - powiedział Zabini i mrugnął do niej znacząco. Tym razem się nie pohamowała i zaczęła się śmiać. Gdy w końcu przestała, spojrzała na niego.
- Zabini, ależ ja już Cię kocham i z tej miłości daję ci aż dziesięć sekund na zejście mi z oczu - mruknęła, czekając na jego reakcję. Zachował się, jakby ktoś wylał mu na głowę kubeł z wodą i lodem.
- Amanda? - spytał z niedowierzaniem, przechylając głowę. Przecież minęła jedna noc i już się tak zmieniła?
- Nie. Wiesz, jestem kangurkiem wielkanocnym, takim z różowym wężami na futerku - syknęła, jednak na ustach wciąż miała uśmiech. Jego mina sprawiała, że miała ochotę śmiać się i śmiać. Marika nie miała ochoty r12; ona z Asti po prostu to robiły, rechocząc opętańczo. - Już minęły cztery sekundy... - powiedziała, wpatrując się w niego.
- Ale ty jesteś pewna, że ty to ty? - palnął Malfoy, a ona siebie przy okazji w czoło.
- Ja rozumiem - są głupi i idioci, ale żeby debilem się urodzić? To trzeba być zdolnym. Gratulacje, a teraz z łaski swojej zjeżdżaj, bo jestem głodna. - I na tym zakończyła rozmowę z tymi prymitywami.
- No wiesz co?! Serca im łamiesz! - powiedziała Marika, udając smutną, a Manda jedynie się uśmiechnęła, wracając tam, gdzie jej miejsce - czyli do płatków.

*

Siedziała na obronie przed czarną magią cicho i spokojnie, jednak w środku gotowała się ze złości. Jakim prawem przesadził ją do Zabiniego?! Rozumiem, Malfoya, Crabba czy Goyler17;a - ich jestem w stanie znieść, ale czemu ten nieznośny czarnuch? I jeszcze się tak na mnie gapił...
Ścisnęła rękę tak mocno, że aż pióro się złamało.
- Jasna cholera - mruknęła ze zdenerwowaniem, wycierając dłonie z atramentu. Nim się obejrzała, Blaise dał jej pióro. Spojrzała na niego nieufnie - to na pewno był jakiś kawał, bo inaczej tego nie wytłumaczy. Westchnęła, szybko szepcząc podziękowanie, jednak, gdy wzięła od niego pióro, lekko musnął swoją dłonią jej rękę, co wywołało reakcję w postaci rumieńca. Drań! Nachyliła się nad pergaminem, szybko nadrabiając to, co Severus Snape do nich mówił. Gdy lekcja się skończyła, oddała mu pióro, a następnie wyszła pośpiesznie z klasy.
Niestety, dogonił mnie.
- Hej, a nagroda za pomoc to gdzie? - spytał, a ona mimo wszystko się uśmiechnęła. Złożyła mu z papieru na szybko kaczuszkę i ją ożywiła za pomocą zaklęcia niewerbalnego i posadziła mu na ramieniu.
- Może być? - uśmiechnęła się, mimowolnie poprawiając wystający kosmyk włosów za ucho.
- Wolałbym coś innego, na przykład randkę. Bo jutro jest wyjście do Hogsmeade - mrugnął do niej, a ona uniosła brew. Chyba nie myślał, że z powodu pożyczenia pióra będzie przed nim klękać i dziękować wszelkim bóstwom za niego? Jego niedoczekanie!
- Wolisz kaczuszkę czy darmowy, jednak bolesny wylot na księżyc bez możliwości powrotu? - syknęła, przyśpieszając kroku.
- No przepraszam, ale czemu sobie taką metamorfozę strzeliłaś? - On i te jego pytania! Przecież zaraz ją rozsadzi.
- Bo chcę i mogę, Zabini. Bo Merlin tak chciał. Wybierz sobie dowolne! - krzyknęła i szybko weszła do Wielkiej Sali, a w ciągu obiadu ciągle ją zastanawiało jego zachowanie. No bo, kto normalny się tak wobec niej zachowuje?

*

Westchnęła cicho, skupiając się na ogniu, który płonął w kilku świecach, zgodnie z radami Morgany. W końcu, według niej, to ogień był jej żywiołem, a nie woda czy ziemia. Mówiła, że to jej pomoże porozumieć się z żywiołem.
Dobre żarty! Ogień jest żywy, więc co mi da jakaś nudna, durna medytacja?!
Ale to ona jest światową legendą, więc pozostawało jej słuchać się Morgany, jeżeli chciała się czegoś nauczyć. Niestety, los nie sprzyjał, bo ktoś wszedł do pokoju. To na pewno Astoria, bo Marika była na kolacji z Severusem , więc szybko z jego gabinetu nie wyjdzie.
- Toria, prosiłam cię, żebyś mi nie przeszkadzała. Potrzebuję spokoju, ciemności i samotności. Gdy ty rezerwujesz dormitorium na wypadek uwiedzenia Malfoya bądź jakiegoś Krukona, to ja sobie potrafię znaleźć zajęcie gdzieś indziej na te kilka godzin. A ja cię proszę tylko o trzy godziny. Czy to tak dużo!?
Oczywiście panna Greengrass chciała się odezwać, że mają gości, ale Amanda w ogóle nie chciała jej dać prawa głosu.
- Rozumiem cię, na serio. Rozumiem wiele rzeczy. To, że sikasz za Zabinim i Malfoyem, gadając o ich seksowności i fajności non stop, to nic dziwnego. Z wyglądu to względne bestie. Rozumiem, że nie widzisz tego, że są głupi, puści i nie warci żadnej uwagi, bo hormony ci przesłaniają to wszystko. Rozumiem, że chcesz wejść do pokoju... Rozumiem, jak obgadujesz wszystkich z Parkinson, łącznie ze mną, myśląc, że nie słyszę. Rozumiem, jak mnie pouczasz ,co do tego, jak mam się zachowywać do Zabiniego i ochrzaniasz, jak nie jestem dla nich miła. - Wstała i się gwałtownie odwróciła w jej stronę. - Ale do jasnej cholery, gdy ja proszę o te kilka godzin spokoju, mogłabyś to do cholery jasnej uszanować, a nie włazić mi się w medytację, gdzie uczę się nad sobą panować! - krzyknęła, tak wściekła, jak nigdy. Nie dość, że jej nie wychodziło, to jeszcze ona jej przeszkadzała! Z takiego zdenerwowania gestykulowała rękami, nie zauważając, że z każdym gwałtownym ruchem ogień, który się palił, robił się intensywniejszy i kształtował się w różne, dziwne wzory.
- Amanda... - mówiła, ale jej nie słuchała. Usłyszy w końcu, co ma jej do powiedzenia.
-Uważasz się za moją przyjaciółkę. Może i masz rację, ale twoja płytkość, gdy gadasz z Parkinson mnie wkurza! Wkurza mnie też to twoje: Ja nie mogę teraz pisać tego eseju! Dopiero co pomalowałam i wypiłowałam paznokcie! - przedrzeźniała ją, nadal gestykulując, pełna całego napięcia ostatnich dni. No cóż, na kimś musiała to wyładować.
- Zacznij kobieto myśleć normalnymi kategoriami i zachowywać się jak dorosła, bo idzie wojna, w której dzieci i laleczki nie są potrzebne, tylko zawadzają! - wskazała na nią palcem. Dopiero w tym momencie uświadomiła sobie, że nie są tu same. Astoria spoglądała na nią z wyrzutem, a ona próbowała coś powiedzieć, gdy jej przerwała.
- Zanim zaczniesz kłapać ryjkiem to uważaj może, żeby nam nie spopielić pokoju? - Zmarszczyła brwi, będąc wściekła na koleżankę z pokoju. - Zabini do ciebie przyszedł, a ty nawet nie chcesz z nim pogadać.
- Po co mi to? Tylko nerwicy i alkoholizmu się przez niego nabawię - oznajmiła, a panowie jak jeden mąż, zaczęli się śmiać. Uniosła brew, a oni mimo to nie mogli się uspokoić. Faceci. Nic ich nie zmieni.

*
Gdy w końcu sobie poszli, była zdziwiona. Udało jej się, udało się! Umie tkać ogień!
- Widzisz, mówiłam, że to twój żywioł. Medytacja zawsze pomaga - powiedziała z wyższością Morgana w jej głowie, a ona się szczerze roześmiała.
- Medytacja? Chyba wybuch wulkanu prędzej. - Odesłała jej tę wiadomość i rozejrzała się po pokoju.
No to... Wypadałoby posprzątać po tej zabawie, pomyślała, po czym zrobiła to, co powinna.



No i jest kolejny rozdział. :D Zapraszam serdecznie do czytania i komentowania! Niektóre sceny są złagodzone. Jeżeli chcesz przeczytać w oryginale zapraszam na: I can't alone with you. uśmiech
~~~~~~~~~~
Rozdział IV - '' Wszystko się pali a za tą bramą szaleje wojna. Więc trzymaj się tej kołysanki, nawet gdy już muzyka zniknie..''

Siadając na łóżku, spojrzał na zegar - 4:30. Jest dosyć wcześnie - pomyślał, cicho wstając aby nie pobudzić reszty. Bo po co mu oni? Pić mu się jeszcze nie chce. Ubrał na siebie zwykły sweter oraz pierwsze spodnie, jakie dorwał. Matka zawsze mi powtarzała, że nie ważne, co na siebie założę, a i tak będę wyglądał świetnie - pomyślał. Miał wrażenie, że obudził się nie bez powodu. Ledwo wyszedł z pokoju, a już usłyszał muzykę. Jednak to nie była ta, którą słuchano na imprezach. Delikatny, niczym słowika śpiew i cicha melodia grana na pianinie. Głos poznał od razu - to była jego kuzynka, Malve Knot. Za to ciekawiło go, kto gra, więc poszedł za dźwiękiem, wciąż słuchając tej piosenki ( Safe and Sound - Taylor Swift):
1. I remember tears streaming down your face
When I said, ''I'll never let you go''
When all those shadows almost killed your light
I remember you said, "Don't leave me here alone"
But all that's dead and gone and past tonight

Ref: Just close your eyes
The sun is going down
You'll be alright
No one can hurt you now
Come morning light
You and I'll be safe and sound

2. Don't you dare look out your window, darling,
Everything's on fire
The war outside our door keeps raging on
Hold on to this lullaby
Even when music's gone
Gone

Ref: Just close your eyes
The sun is going down
You'll be alright
No one can hurt you now
Come morning light
You and I'll be safe and sound

Oooh, Oooh, Oooh, Oooh
Oooh, Oooh, Oooh, Oooh

Just close your eyes
You'll be alright
Come morning light,
You and I'll be safe and sound...

Oooh, ooh, oooh, oooh, oooh, oooh...

Może pianino samo gra, albo ona na nim? - pomyślał, jednak gdy zabrzmiał refren, usłyszał drugi głos, chociaż z ledwością można było go wychwycić. Stanął przy drzwiach cicho, obserwując Malve oraz tę drugą. To była ich piosenka z dzieciństwa, jednak zawsze była grana na flecie, a nie na pianinie, chociaż sam uważał, że to na pianinie powinno się zagrać. Jego kuzyna idealnie śpiewała - zawsze sprawiało jej to niekłamaną radość. Patrzył w stronę pianistki, a gdy ta uniosła wzrok, nie mogła chyba uwierzyć, że to on. W sumie, on też nie wierzył, że to ona. Z satysfakcją usłyszał, jak w jej grę wkradł się fałsz. Chyba ją zdekoncentrowałem... - pomyślał z fałszywą skruchą. Ile razy jeszcze ta niesamowita dziewczyna go zadziwi? Najwyraźniej to nie koniec niespodzianek od niej. Postanowił wyjść z ukrycia, z szerokim uśmiechem podchodząc do kuzynki jak tylko skończyły.
- Dobrze Ci to wyszło, Mal - powiedział do niej, jednak uwagę skupił na Amandzie, która zarumieniła się delikatnie. Mimowolnie miał ochotę się uśmiechnąć do niej bez żadnej maski, ani niczego, pogłaskać jej policzek tak, aby się zawstydziła jeszcze bardziej.
- No i zepsułeś sobie urodzinową niespodziankę, Blaise. Nie no, z nas dwojga zawsze miałeś takie idealne wejście - powiedziała piękna blondynka ze śmiechem.
- A moim zdaniem jest wręcz przeciwnie. - podszedł do Amandy i ją uściskał, za co dostał jej delikatną piąstką w ramię. To było urocze i nawet nie bolało, chociaż widział ile wkłada w ten cios siły.
- Nie masz kogo obejmować Zabini? Chłopców Ci już brakuje? - spytała z drwiącym uśmiechem, a on się zawiódł. Jeszcze przed chwilą miała na swoich ustach najpiękniejszy uśmiech na świecie, jednak w tym momencie przepadło to na amen. To nie jest fair... Ale w sumie, życie zawsze jest nie fair.
- Po co mi chłopcy skoro mam taką słodką pianistkę? - Uśmiechnął się do niej ze swoim firmowym uśmieszkiem numer dwa, a ona zbladła. Wiedział, że zrozumiała o co mu tak naprawdę chodzi.
- Nie zrobisz tego - wysyczała przez zęby.
- Jeżeli zechcę to zrobię. Więc bądź grzeczna, Amdziu - powiedział, widząc jak wzrokiem morduje go na tysiąc sposobów. Ta dziewczyna zdecydowanie przekraczała dozwolone normy wewnętrznej słodyczy. Jezu, chłopie, o czym ty myślisz?! Masz ją wyrwać a nie się zakochiwać - upomniał mnie mój rozsądek. Miał rację - to był zakład a poza tym... Ona jest za dziwna, aby z kimś być. Jego myśli przerwała Malve.
- Dobra, jest późno i idę chociaż się na chwilę zdrzemnąć. - przeciągnęła się z szerokim uśmieszkiem. Znał ten uśmiech - zwykle mówił ''To Twoja szansa! Teraz możesz działać!''. Roześmiał się cicho, patrząc na Amandę. Dopiero teraz zwrócił uwagę, że jest w piżamie. Biała, sięgająca do kolan koszulka nocna z koronki. Oczywiście te ważniejsze części były zasłonięte szarym szlafrokiem. Włosy były potargane i nawet nie miała makijażu. Czyżby w nocy nie kładła się spać w makijażu? Pansy i inne śpią w nim, co dla niego jest co najmniej dziwne. I co najfajniejsze - jej biust był prawdziwy. Bo reszta ślizgonek zazwyczaj wypycha, lub wypełnia pustki watą ( takie prawdziwe w przypadku moich koleżanek ).
-Zabini, ja wiem, że jestem co najmniej boginią w tym momencie, ale nie musisz z aż takim zafascynowaniem perfidnie patrzyć w moje cycki. - Uniosła brew, a on już wiedział, że stąpa po kruchym lodzie.
- Jestem tylko facetem i aż ślizgonem, słońce. Czego oczekiwałaś? Romantyzmu i róż? To nie w moim stylu. Ale doceń, że jestem szczery - mrugnął do niej z zawadiackim uśmiechem. Widząc jej złość, podszedł do niej i ją objął.
-Czy Cię pogryfonowało do reszty? Puść mnie natychmiast! - wykrzyknęła, a on jedynie wzmocnił uścisk.
-Nie mogę Cię puścić, bo jeszcze zniszczysz Hogwart - wyszeptał jej do ucha i prowokacyjnie musnął swoimi ustami jego płatek. O ile wcześniej była czerwona, to teraz ten kolor, który wykwitł na jej twarzy nie miał innej nazwy a był zwielokrotniony. Gdyby była ruda, wpasowałaby się w kolor swoich włosów.
- Uroczyście przysięgam, że nie wysadzę Hogwartu. Jedynie kopniakiem wyślę Cię na księżyc. - wysyczała z zaciśniętymi zębami. Nie ma co, była zbyt urocza.
- Ale Ty się groźna zrobiłaś... Ciekawe, nie sądzisz?
- Przykre, nie sądzisz? - Odwarknęła.
- Jesteś urocza jak się złościsz - Odpowiedział i zaczął ją głaskać po plecach. Gdy tylko spuściła głowę, uniósł jej podbródek i spojrzał jej w oczy. - Hej... Przecież Cię nie skrzywdzę.
Jej mina była pełna wątpliwości.
-Nie skrzywdzę Cię. - powtórzył, wciąż się w nią wpatrując. - Umów się ze mną do Hogsmeade w sobotę, proszę... - poprosił, a ona pokręciła głową. Nie miała serca mu odmówić, ale jednak nie mogła. Chyba zastosuję chwyt nazywanym ''w dalekiej przyszłości'' - pomyślała i już po chwili mu odpowiedziała.
- Nie mogę. Ale obiecuję, że jak będzie następne wyjście to się z Tobą umówię, dobrze? - spytała, a on jedynie pokiwał głową. Po chwili mimowolnie ziewnęła a on ją w końcu puścił.
- Okej. W takim razie odprowadzę Cię do dormitorium. No bo kto wie, co będzie czyhać na Ciebie po drodze? - Montrose jedynie przewróciła oczami i ruszyła przed siebie w stronę swojego dormitorium. Oboje szli w ciszy, a każde z nich było zagłębione we własnych myślach. Gdy w końcu dotarli na miejsce, Blaise w końcu powiedział.
- Nikomu nie powiem... Tak czasami żartuję, ale paplą nie jestem. - powiedział, drapiąc się po głowie. Po tych słowach znów zapadła między nimi niezręczna cisza, którą dziewczyna przerwała po chwili.
- No to... Dobranoc Blaise... - wyszeptała, znikając za drzwiami. Szybko rzuciła się na łóżko z uśmiechem. No, to ta noc była ciekawa - pomyślała, zasypiając. Nie wiedziała jednak, że i dzień będzie bardzo interesujący.
*
- Amanda, co dzisiaj robisz? - spytała Marika, patrząc na ich stół.
- Myślałam nad jakimś treningiem, czy coś. Potem prysznic i do Hogsmeade. - powiedziała Montrose, siadając obok Astori, Pansy i Malve. Do tej ostatniej Toria przymilała się jak diabli. Tak tak... Wcale nie chcesz się z nią zadawać tylko po to, aby dojść do Zabiniego. Jaka ona jest żałosna. - pomyślała z pogardą, wyłapując pełne wyrzutu spojrzenie Astori. Ona chyba nie myśli, że ją przeprosi? Sama jest sobie winna tej sytuacji, więc nie będzie się specjalnie dla niej poniżać. Nalała sobie soku dyniowego i zjadła kilka kanapek z pomidorem, po czym wstała i ruszyła do wyjścia. Gdy już była przy drzwiach, zaczepił ją Ron.
- Cześć, co u Ciebie? - spytał, a ona wymusiła uśmiech. Kiedyś się przyjaźnili, ale teraz...Wszystko się zmienia. Po za tym jego dziewczyna była okropna. Już ta szlama Granger jest dla niego lepsza... Odgarnęła warkocz do tyłu, rozglądając się.
- Wiesz, u mnie się nic takiego nie dzieje - skłamała, uśmiechając się. Ślizgońskie cechy już się w niej aktywują. - A u Ciebie? Jak związek z Brown? - spytała, uśmiechając się szatańsko. Rudzielec, słysząc te jedne nazwisko zrobił się tak blady, że mógłby się zakamuflować w brodzie Dumbledora, gdyby był niższy. Ale nie zawsze natura jest nam pomocna.
- Nie mów mi o niej, proszę... - powiedział i już po chwili było słychać nawoływania Panny-Jaka-to-głupia-i-denerwująca-jestem.
- Okej... Nie ma sprawy, pod warunkiem, że powiesz mi trochę co tam ciekawego u Złotej Grupy Wsparcia. Sorki, znaczy się Złotego Trio. - mrugnęła, chichocząc cicho.
- Zgoda. - powiedział, uśmiechając się szeroko do swojej koleżanki.
*
- Diable zobacz! Weasley kradnie Ci laskę! - wykrzyknął Dracze takim tonem, jakby dopiero co odkrył Kamień Filozoficzny.
- O czym Ty gadasz, Malfoy? - spytał czarnoskóry, a gdy młody Malfoy mu pokazał tę uroczą scenę to prawie by opluł Notta ze zdziwienia. Za to jego oczy były tak wielkie i ogromne, jak dwa złote galeony. - Nie no nie wierzę. Czemu ona z nim gada?
- Ja też nie wiem, ale idź ratować księżniczkę przed smokiem. - Zaśmiał się z własnego dowcipu i jak na komendę cały stół śmiał się z nim. Ach, ta władza Księcia Slytherinu. Zabini za to wstał i podszedł do nich.
- Cześć Amandi - powiedział spokojnie, jednak jego uśmiech był figlarny, co wkurzyło Ronalda W.
- Czego chcesz? - spytała, opierając dłonie na biodrach.
- Jak to czego? Chcę się przytulić! - wykrzyknął radośnie, udając puchona i obejmując ją mocno, ku zniesmaczeniu Łasicy.
- Jesteś z nim? - spytał czerwony ze złości Ron. Już miała odpowiedzieć, gdy Zabini jej przerwał.
- Jasne, a co myślałeś że co? Że taka laska poleci na kogoś takiego jak Ty? - syknął złośliwie, a gryfon zacisnął pięści.
- Ron, nie słuchaj go. To idiota... - mówiła, starając się wyplątać z rąk Zabiniego.
- Czyli to prawda, że stałaś się panienką Zabiniego - powiedział, a ją zamurowało, tak samo z Diabłem. Na co czekasz? Na zawołanie? Ten idiota Cię obraził! Pokaż mu swoją siłę! - mówiła Morgana w jej głowie a ona wyjątkowo bez zastrzeżeń ją posłuchała. Blaise w szoku ją puścił, a ona natychmiast wyciągnęła różdżkę i przystawiła mu do szyi, nie chcąc pokazać jak bardzo ją to zraniło. Nie mogła przecież tego teraz zrobić. Uczucia są słabością, jak mawiała Morgana.
- Powtórz to, jeżeli masz odwagę - w jej głosie było słychać taki lód, że można było go spokojnie zebrać i zawieść na Grenlandię. Była jednocześnie zrozpaczona i wściekła, chociaż te pierwsze uczucie było gdzieś głęboko schowane.
- Nic nie muszę mówić ślizgońskiej debilce! Myślałem, że jesteś inna, lepsza od nich - wykrzyczał i zamachnął się, aby ją uderzyć, jednak ona szybko zareagowała i pod wpływem impulsu rzuciła zaklęcie odpychające. Niestety, te zaklęcie nie podziałało na brązowookiego, którzy rzucił się na Rudego.
- Nie masz prawa jej tak obrażać. Żadna kobieta w Slytherinie nigdy była, nie jest i nie będzie najgorsza. Czy to jasne Weasley? - spytał retorycznie, a potem z całej siły go kopnął w brzuch. Już miał go doprawić jakąś klątwą, gdy zjawiła się Ekipa Ratowania Idioty w postaci samego Harryr17;ego Pottera, Hermiony Granger oraz tłumek gapiów z całego Hogwartu. Za to bliźniacy i Ginny zaczęli się z niego śmiać i szydzić, co było bardzo niegryfońskie. A Ślizgoni no cóż... Wyjątkowo dzisiaj wszyscy siedzieli cicho, poza Draconem, który się zwijał ze śmiechu. Gryfoni pomagali mu wstać, gdy zjawił się Pogromca Gryfków w postaci S.S Manna Hogwartu, Severusa Snaper17;a.
- Co tu się do cholery wyprawia?! Wszyscy poza Weasleyr17;ami, Potterem, Granger, Zabinim, Montrose, Snape i Malfoyr17;em won do swoich zajęć! - wrzasnął Nietoperz a wszyscy jak jeden mąż ucichli i zajęli się swoimi sprawami.
- No to które z Was zacznie mówić? Wiem, Ty Zabini. - powiedział odruchowo Snape, a Weasley zbladł. Ilekroć coś się działo z Gryfonami jako bohaterami to szybko tracili szanse na Puchar Domów.
- No to zacznę od tego, że podszedłem do Amandy i Weasleya. Chwilę porozmawialiśmy, a potem rudzielec uraczył niewybrednym epitetem Montrose. Ta się wkurzyła i podeszła do niego, przystawiając mu różdżkę do gardła. Po tym znowu uraczył nas takim epitetem, jednocześnie obrażając każdą ślizgonkę w Hogwarcie. Gdy nasz gryfoni geniusz wygłosił to, próbował uderzyć Amandę a ona odepchnęła go zaklęciem, jednak uznałem, że nie ma prawa w ten sposób obrażać jakiejkolwiek kobiety i jeszcze na nią rękę podnosić, więc kopnąłem go parę razy i chciałem go jeszcze doprawić zaklęciem. W tej sytuacji nawet nie zamierzam kłamać, bo gdybym miał wybierać, rzuciłbym w niego klątwą od razu, a nie zajmował się mugolskimi metodami wymierzania kary. - powiedział, obejmując ochronnie blondynkę, na co ta szybko się odsunęła z trudem panując nad tym, aby nie okazać emocji.
- W takim razie, Gryffindor traci 10 punktów za niewybredne słownictwo oraz kolejne 50 za próbę użycia przemocy fizycznej i Pan Weasley zgłosi się do mnie jutro na szlaban, który będzie trwać miesiąc. Następnym razem za takie cyrki wylądujesz u dyrektora, Weasley. - Powiedział mrocznie Snape, szybko odchodząc a Ginny spojrzała niemal morderczo na brata. Dopiero co wyprzedzili Krukonów a teraz znowu są ostatni przez jego wybryki! Już zamierzała go ochrzanić, gdy wyprzedziła ją Hermiona.
- Ron! Jak mogłeś zrobić coś takiego?! To jest niedopuszczalne! - oburzyła się i już po chwili zaczęła się mini wojna Gryfoni kontra Ślizgoni, a Amanda korzystając z tego niewielkiego zamieszania, odezwała się.
- Skoro jesteś taki mądry, Ronaldzie, to zapraszam Cię na pojedynek w Zakazanym lesie o północy. Oznaczę drzewa wstążkami, abyś wiedział gdzie masz iść, bo sam nie dasz rady. Do zobaczenia - powiedziała Montrose i poszła do swojego dormitorium. Dopiero tam pokazała jak bardzo ją to zraniło.
*
- No widzisz, co się dzieje, jak robisz wejście smoka? Coś mi się wydaje, że punktujesz u niej! - powiedział z radością, chociaż czarnowłosemu nie było do śmiechu. Z jakiegoś powodu się przejął tą sytuacją. I te oczy... Postawą i czymkolwiek innym mogła okłamywać ludzi, ale jej oczy były niczym otwarta księga. Wiedział, że dotknęło ją to, raniąc do żywego.
- To nie jest zabawne, Draco - mruknął cicho, bawiąc się swoją różdżką.
- Jak to nie? - spytał blondyn, a szatyn przewrócił oczami. Merlinie, całe życie z sklątkamitylnowybuchowymi! - pomyślał i po chwili zaczepiła ich Acrimonia.
- Cześć chłopaki! Co tu się dzieje i czemu Weasley wygląda jak wielka, obrzydliwa i obita kupa zmasakrowanego nieszczęścia? - spytała się z szerokim uśmiechem na ustach.
- Moja kochana macocho, Weasley zawsze jest i będzie wielką kupą obrzydliwego nieszczęścia. - powiedział Draco, a ona zignorowała jego wypowiedź.
- To długa historia, Acri - orzekł Zabini.
- Czyli najpóźniej do obiadu się wszystkiego dowiem - powiedziała z uśmiechem. - A teraz wybaczcie panowie, ale biegnę do Amandy, bo umówiłyśmy się. Na razie! - wykrzyknęła, biegnąc w stronę lochów.
*
- Na Merlina! To się nazywa rodzina! - powiedziała panienka Hunt, patrząc na Amandę. Była w szoku po tym, jak poznała szczegóły zajścia w Wielkiej Sali. Jednak starała się nie mówić wszystkiego co myśli, bo nie chciała, aby jej przyjaciółka rozdrapywała rany i się smuciła z tego powodu.
- No przysięgam Ci, że właśnie tak go ochrzaniała jego własna siostra i bracia! A Grangerówna to ostro go zjechała. - wyszeptała Amanda, szykując sobie ubrania do Hogsmeade.
- A co tam z Zabinim? Podobno krążą plotki, że jesteście razem czy coś.
- To bujda. Ja i on? Nigdy w życiu! - wykrzyknęła Montrose, a Acrimonia spojrzała na nią z miną wszechwiedzącej. Stawiam głowę, że oni będą razem! - myślała, pomagając koleżance w doborze stroju na wyjście.
*
Widząc, że w towarzystwie Acrimonii i Lucjusza jest jak piąte koło u wozu pod byle pretekstem się zmyła i teraz siedziała w Pubie pod Trzema Miotłami, gdy podeszła do niej Madame Rosmerta.
- Co podać panience? - dopytywała się, wyrywając dziewczynę ze stanu zamyślenia.
- Poproszę piwo kremowe... - oświadczyła dziewczyna, jednak po chwili dobiegł ją głos.
- Dwa razy i jedną wodę goździkową - powiedział Zabini, stojąc obok niej w towarzystwie dwóch Krukonek. Co za Casanova - dwie krukonki w jedną noc? - pomyślała, wpatrując się w stolik.
- To Ty jesteś Amanda? Miło mi poznać, jestem Cassie Black. - oznajmiła uprzejmie dziewczyna o szafirowych oczach i z radosnym uśmiechem.
- Mnie również miło Cię poznać, Cass. - uśmiechnęła się lekko, czując, że ten uśmiech jest wymuszony, ale nie miała nastroju dzisiaj na cokolwiek.
- A ja jestem Marlena, kuzynka Cassie. - odezwała się w końcu druga dziewczyna.
- No na co czekacie? Na zaproszenie? Siadajcie, dopóki Amanda jeszcze nas nie wygoniła - roześmiał się Zabini, a gdy właścicielka przyniosła im ich zamówienia, wszyscy się śmiali razem i rozmawiali. Okazało się, że znali się po prostu z balu okolicznościowego w Ministerstwie Magii na który zostały zaproszone specjalne rodziny. A jej myśli były takie nie fair. Całe wyjście upłynęło jej do tej pory w miłej atmosferze, do czasu pytania Potterównej.
- To prawda, że będziesz pojedynkować się z Ronem w Zakazanym Lesie? - zapytała cicho, a rozmowa między Diabłem a Cassie ustała bardzo szybko.
- Oczywiście, że tak. Nie zamierzam się wycofać z czegoś, co sama zaproponowałam - oświadczyła, patrząc w dół.
*
- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? - zapytała Marika, będąc pewna, że ten pomysł nie jest dobry.
- Jestem tego pewna, Marrie. Nie ma już odwrotu. Skoro jest taki pewny siebie, to czas utrzeć temu gryfkowi nosa. Tyle, że jak to zrobię, to nie będzie miał wcale tego nosa. Zupełnie jak Sama-Wiesz-Kto - powiedziała z rozbawieniem i wyszła z pokoju.
*
- Widzisz już, Salazarze? Amanda będzie światową potęgą! Będziemy we dwie rządzić światem i każdego, kto jest nam przeciwny zniszczymy na amen! - wykrzyczała z dzikim uśmiechem a jej oczy błyszczały szalonym blaskiem.
- Babciu, jesteś pewna, że chcesz tego? Uważam, że jeszcze nie powinnaś się wychylać z tymi planami. Jeżeli chcesz zdobyć świat i się zemścić na Merlinie, rób to powoli i zachowaj jeszcze odrobinę cierpliwości, dobrze? - spytał cicho, analizując wszystko. Jednak wniosek był jeden - Tom zaraz się musi o tym dowiedzieć!
- Tak, jestem pewna! Już tyle wieków czekam na zemstę a teraz... Teraz się ona spełni! - roześmiała się opętańczo, a jej magia znów wnikała w bramy Hogwartu, robiąc dziwne rzeczy w tym zamku.




No i ogłaszam, że rozdział V będzie dopiero na święta. :D



Miniaturka - o innej parze, chociaż w podobnej tematyce. To część pierwsza. Oczywiście, jest kiepskie, ale wstawiam, żeby temat się nie zakurzył. Krótkie bardzo, pierwsza część dopiero i tyle. :3 Ostrzeżenie: Mogą wystąpić treści dla starszych ( nie, że to co dorośli, ale jednak). Czytasz na własną odpowiedzialność.
Tytuł: Przez mrok do serca.
Autorka: Norelay
Parring: Phoebe Cleo Prewett i Lucjusz Malfoy.


Lucjusz.

- Cholera jasna! - Zakląłem głośno, posyłając przydrożny kamień daleko przed siebie. - To miało być naprawdę łatwe!
Miałem coraz mniej czasu, aby dostarczyć Tomowi syrenę. Już jutro miała być pełnia księżyca, podczas której musiał ją zabić, aby wypełnić Rytuał Przyjęcia. Wojna stała już u progu świata czarodziejów. Niewiele osób wiedziało, że jej sprawcą jest młody, zaledwie 20-letni absolwent Hogwartu, który pomimo opuszczenia szkoły, wciąż miał w niej swoich ludzi. Byliśmy młodzi, pełni ambicji. Chcieliśmy zmieniać świat, nie bacząc na konsekwencje. Na tą myśl uśmiechnąłem się zagadkowo. Mimo wszystko, z tą cholerną Prewett miało nie być większym problemów. Trochę uwodzicielskich sztuczek, zalotnych uśmiechów i czułych słówek. Efektem tego straciłem swoją ostatnią szansę na OPCM, kiedy zwyczajnie uciekła. Co było z nią nie tak? Spacerowałem po opustoszałych Błoniach, próbując zebrać wszystkie myśli w całość i jakoś to odkręcić. Okazja wręcz stanęła mi na drodze. Zatrzymałem się w pół kroku przed szuwarami oddzielającymi mnie od jeziora. Na widok Phoebe w syreniej postaci, ze złotym jak słoneczna kula ogonem z trudem zachowałem spokój. Wiedziałem, że nią jest, jednak zobaczyć ją z rybim ogonem to inna sprawa. Jednak lata nauki kontrolowania emocji dały pożądane efekty.
- No, no, myślałem, że syreny noszą staniki z muszelek, które zostawiają mało pola do wyobraźni. - Odezwałem się z kpiarskim uśmiechem, rzucając wymowne spojrzenie na jej piersi. - Przyznam, że odrobinę się zawiodłem.
Zauważyłem czający się w jej oczach niepokój. Nim zdążyła cokolwiek zrobić, wyciągnąłem różdżkę i wycelowałem w nią jej koniec.
- Nie ruszaj się, mała syrenko. Gdybyś nie była Mu potrzebna, przerobiłbym Cię na filety rybne i dał na pożarcie skrzatom domowym.
W moim głosie pobrzmiewał wstręt. Mityczny stwór i czarownica w jednym ciele - czy to nie było obrzydliwe? W mojej rodzinie zabito by bez chwili wahania tę anomalię, która nigdy nie powinna mieć miejsca. A jej rodzina? Trzymali ją przy życiu i jeszcze traktowali jak człowieka! Właśnie przez TO Ignatius i Lucrettia stracili przynależność do czarodziejskiej arystokracji oraz cały szacunek z tym związany. Brzydziłem się nimi wszystkimi. Lucrettia Black r11; niegdyś przyjaciółka mojej matki, kobieta, która gardziła brudem, jakim się okrywają czarodzieje, biorąc ślub z nieczystymi. Zabawne, że teraz sama do nich należy po urodzeniu tego czegoś. Z tych jakże ciekawych myśli, wyrwał mnie głos Prewett.
-Wybacz Malfoy, ale jako martwy karp skończyć nie zamierzam. r11; Wysyczała wściekle syrena i doczołgała się do jeziora, a zaraz potem dopłynęła. Machnęła z oddali ręką, a ja czułem, jak zapadam się w piach. Wydałem z siebie głośny ryk złości i zawodu. Nie miałem czasu na zabawę z Prewett. Musiałem ją schwytać i sprowadzić tu Toma, najlepiej w przeciągu jeszcze tej nocy. Szaleństwem był jednak fakt, że porywałem się samotnie na syrenę.
- Ty rybi brudasie! - Warknąłem, rzucając na swoją pułapkę wyswabadzające zaklęcie.- Dorwę Cię i nie będzie dla Ciebie żadnej litości!
Po tych słowach rzuciłem na wodną taflę urok zamrażający, który unieruchomił Phoebe w środku. Przyjrzałem się jej z triumfalnym błyskiem w oku. Jednakże, nie nacieszyłem się tym zbytnio, gdyż pół-ryba rozwaliła trochę lodu na tyle, by się zanurzyć.
- Podstępne stworzenie - wymamrotałem, widząc, jak się zanurza.
Czy zamierzałem jej odpuścić? Nigdy. Była cholernym wybrykiem natury, a przy tym środkiem potrzebnym do osiągnięcia naszego celu. Likwidując ją, nieświadomie przysłużymy się całemu światu czarodziejów. Ilu czarodziejów mogła już zwabić swoim śpiewem w okolice jeziora podczas pełni i utopić? To właśnie ten fakt zdradził jej tożsamość, ponieważ Tom obserwował ją od jakiegoś czasu.
- Widzę, że lubisz się bawić ostro, Prewett. - Syknąłem, okrążając sadzawkę z różdżką w dłoni. - Więc, co powiesz na smażoną rybę?
Z okrutnym uśmiechem zacząłem miotać w wodę serię elektrycznych błyskawic. Nie miały wystarczającej siły, aby ją zabić, jednak z pewnością mogła stracić przytomność i zostać unieszkodliwiona. I nieco się podpiec. Woda była doskonałym przekaźnikiem energii.
- Jak Ci się to podoba,co?! - krzyknąłem z dziwnym podnieceniem w głosie. Gdy jej nie usłyszałem, to był znak. Znak, że moja misja się powiodła.



#TeamOgroxy
________________________________________________
Zapraszam na:
I Moje miniaturki I Opowiadanie - Ogron i Roxy I Moja grafika I Moje rysuneczki l Mój wattpad l Mój instagram l
________________________________________________
45243995 http://not-everything-is-a-game.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Blanda - Drugie opowiadanie Norelay! :)
~IcyJus
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 14-12-2014 14:10
Właśnie skończyłam czytać xd. No, no ten bad romance będzie gorący, nie siedzę w kanonie Pottera, a Przygody Merlina oglądałam piąte przez dziesiąte, mimo to nie czułam się zagubiona. Masz styl Norelay, niebanalny, nie zaprzeczaj, miło, że Amanda to nie urocza dziewczynka, ale ma charakterek, a Blaise to nie książę na białym koniu. Nie są idealni i to mi się podoba.
Czekam na więcej xd.
Weny!



Edytowane przez Suzanne dnia 14-12-2014 14:17
49139190 ? Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Blanda - Drugie opowiadanie Norelay! :)
~Norelay
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 29-08-2015 21:27
A więc - dzisiaj macie kolejny rozdział ( jeżeli ktoś to czyta). Dla fanów Ogroxy zapowiadam rozdział na 24 grudnia :3. Jeżeli czytacie to proszę, skomentujcie chociaż jednym słowem, bo to ważne dla mnie uśmiech. Miłego czytania!
+
Official FanPage Blandy: Blanda PL

Rozdział V - ''Ufasz mi...? Ufam Ci...''

- Rany, na którą oni się umówili na ten pojedynek, Diable? - spytał Dracze popijając powoli Ognistą, a czarnoskóry chłopak przewrócił oczami. Czasami Draco zachowywał się jak ktoś pozbawiony mózgu.
- Jest o północy, Draco. Chyba nie chcesz iść? - zapytał się Zabini dość niepewnie. Sam zamierzał iść, ale bez niego. Może mu się uda pogadać z Montrose? Jednak uczucie niepokoju go nie opuszczało. Coś się dzisiaj niezwykłego stanie, jestem więcej, niż pewien - pomyślał, również nalewając sobie alkoholu, szybko go wypijając. Nie wyobrażał sobie Amandy jako dzikiego kata, ale najpewniej coś na niego ma. Inaczej by go nie wyzywała na pojedynek, co nie?
*
- Jak możesz tak w ogóle mówić?! Jak śmiesz wątpić w to wszystko?! - wykrzyczała, będąc na niego wściekła. Zabolało ją to, chociaż była w stanie pojąć jego logikę. Nie zgadzała się jednak z tym. Kocha go, kochała i będzie kochać! Zawsze!
- Bo mogę, Snape. I chcę, a teraz WYNOCHA! - wrzasnął, wyprowadzając ją za drzwi, a ona usiadła pod jego gabinetem, kryjąc twarz w dłoniach. Nigdy nie czuła się tak beznadziejnie... Miała wrażenie, że nie było już w tym świecie dla niej miejsca. Bez niego wszystkie puzzle jej świata traciły kolor... Jakby to on to wszystko miał a ze swoim odejściem zabrał to. Jej świat zapada się pod nią, a ona traci grunt, spadając razem z nim, na samo dno jej wszechświata, topiąc się w łzach życia, które stworzyły ocean.
Chce wypłynąć na brzeg, zaczerpnąć tchu, jednak ciągle coś z tego świata spada jej na głowę, a ona nie daje rady, zbliża się jeszcze bardziej do dna... Do dna wszystkiego... Gra skończona... Duszą już nie istnieję. Ale muszę wstać... Bo nie żyję tylko dla siebie. Mimo, że serce jest też w tym pieprzonym oceanie, to ONI wyciągają do mnie rękę, a ja ich nie zawiodę. - pomyślała, zaczynając szeptać.
- Nie wierzę w to... Nie wierzę, nie chcę wierzyć... - wyszeptała i w ciszy wyszła do Zakazanego Lasu. To chwila Mendy, trzeba ją wspierać. Nawet, jeżeli sama ledwo się trzyma...
*
- Zakłady, zakłady! Przyjmujemy zakłady! Kto wygra - Ron czy Amanda?! - krzyczeli bliźniacy.
- Stawiam na Mon-Rona. Wygraj, mój misiaczku! - krzyczała Brown, a ''mon-Ron'' zbladł. Nie mógł liczyć na wsparcie Harryr17;ego, bo ten był u Dumbledora a za to Hermiona... Jej uśmiech był taki wspaniały. Szczery i radosny... Miała piękne dziąsła. Dziąsła?! Nie no, jakbym jej to powiedział to na pewno by mnie pocałowała - pomyślał z ironią rudowłosy, trzymając różdżkę w gotowości. Skoro Montrose wybrała miejsce, na pewno jest przygotowana. Ja może nie jestem przygotowany, ale mam szanse na wygraną - jestem bardziej wysportowany i szybszy niż ona, więc może mi się uda?
Wszystkie rozmowy ukróciło pojawienie się Amandy. Była uczesana w koka, wraz z wetkniętą różdżką w niego. Płaszcz, który nosiła, delikatnie za nią powiewał, wprowadzając mroczną atmosferę, za to kostium... Czarny, obcisły, wycięty w talii, wyglądający, jakby to zostało zrobione ze strzępek ciemności. Kto by pomyślał, że Morgana jest tak dobrym stylistą? - pomyślała Montrose, stając dokładnie naprzeciwko Rona. Wciąż ją to wszystko bolało, ale wolała rozwiązać tradycyjnie, czyli walką.
- Więc tak... - zaczęła blondynka, ale przerwała jej Granger.
- Zadania nie zaczyna się od więc! - wykrzyknęła i w tym momencie dziewczyna miała ochotę ją porozcinać na śmierć.
- Zamknij się Granger, inaczej to będą Twoje ostatnie słowa, głupia babo! - odkrzyknęła jej, znowu skupiając się na nim.
Amanda... Jeżeli chcesz, mogę Ci pomóc. Wiesz, pokonasz go spektakularnie i każdy będzie Cię respektował po tym pokazie. - powiedziała Morgana w jej myślach, a ona odpowiedziała:
-A gdzie jest haczyk?
-No wiesz, będę musiała Cię opętać częściowo.
-Opętać?! Chyba zwariowałaś, jeżeli myślisz, że na to pozwolę!
- Ale to nie chodzi mi o to, aby Twoją duszę zniszczyć i takie tam. Opętałabym Cię na zasadzie, że przekazuję Ci moje moce do użytku i gdy skończysz, to się to cofnie.
- Jaką mam gwarancję, że mówisz prawdę?
- 100 procentową. Zaufaj mi, dobrze?
- Okej... Zaufam Ci. Ale jeżeli coś pójdzie nie tak to wyrzucę Cię z mojego życia. Bo ja mam siłę.
- Dobrze, więc się przygotuj.

Uśmiechnęła się do niego drapieżnie, nie mając żadnych obaw co do tego wszystkiego. Za to jego twarz... Miała ochotę się roześmiać, jednak szybko zabrała głos.
- Witam szanowne Panie i szanownych Panów oraz profesorów naszej szkoły - tu skinęła głową w stronę Severusa Snape - Dzisiaj będę się pojedynkować z tym oto wyrzutkiem Gryffindoru. Szczegóły znacie. Więc zamiast pieprzyć bez sensu, przejdziemy do praktyki? - spytała retorycznie i wyciągnęła różdżkę z włosów, pozwalając im swobodnie opaść na dół.
- Ty pierwszy, Ronaldzie. Nalegam - powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Furnunculus! - krzyknął rudzielec, rzucając w jej stronę zaklęcie.
Teraz, Amanda, teraz! - powiedziała Morgana, ładując w nią całą swoją moc. Ta energia... Nie dało się jej opisać normalnymi słowami. To jak napicie się kawy i pobieranie mocy od Dumbledora, Slytherina i Voldemorta jednocześnie... Nie, to nawet w połowie nie jest tak mocne jak to, co teraz czuje.
- Protego! - wykrzyknęła, tworząc tarczę nie do przebicia - Tylko na to Cię stać, Weasley?! Bombarda Maxima! - rzuciła zaklęcie, celując kawałek przed nim.
- Koniec tej zabawy, Montrose! Expelliarmus! - i w tym momencie jej różdżka trafiła prosto w jego dłoń. Jednak coś tu nie grało... Ta dziewczyna powinna być zawiedziona, a uśmiecha się niemal tak samo jak Bellatrix Lestrange. Całe trybuny zamarły w oczekiwaniu na dalszy rozwój wydarzeń, a ona się tylko zaśmiała.
- Ronnie, Ronnie, Ronnie... Spodziewałam się po przyjacielu Wybrańca czegoś lepszego, niż żałosne Expelliarmus. Jedynie ułatwiłeś mi sprawę. Dopiero teraz zobaczysz prawdziwą magię! - wykrzyknęła, podniecona tą sytuacją. Siła Morgany była w niej, a ona była potężną wiedźmą i Merlinowi zawsze było z nią ciężko. Więc z takim robakiem sobie poradzi. W sumie... Nic nie mam do Rona - nawet szacunku. Uniosła ręce do góry, oczami spoglądając na chmury, który zaczęły zmieniać kolor... Gdy zacisnęła je w pięści, na ziemię spadł pierwszy piorun, bardzo blisko Rona. Gdy znów je uniosła i wyprostowała, nagle wiatr stał się zimny, oraz silny, zwalając chłopaka z nóg, formując się w tornado, które jednak nie wciągało ludzi. Taki urok magii - pomyślała, kolejnym ruchem dłoni przywołując do siebie ogromny strumień wody znad jeziora. Jeszcze jeden ruch - i ta ciecz zamieniła się z ciekłej na stałą, a następnie w miliardy małych, ostrych lodowych noży.
- No i co powiesz, Gryfku? - Ach, nie mogła się przed tym komentarzem powstrzymać. Widziała, jak każdy się dziwił, że ona ma taką moc. Że umie więcej, niż pokazuje. Cieszyła się, widząc strach na twarzach wrogów, których miała trochę. Była dumna, widząc pochwalające spojrzenia profesora Snape oraz Zabiniego. Nie wiedziała dlaczego, ale jakoś to drugie bardziej ją radowało. Po chwili rozłożyła ręce i wokół nich powstał okrąg ognia, mieniącego się różnymi kolorami - od zielonego, czerwonego, różowego aż do białego i czarnego. Wiedziała, że nikt nawet nie spróbuje przejść... Nie odważą się nawet, wiedziała to. - A teraz czas skończyć tą grę... - wyszeptała i z ziemi wyciągnęła wodę, natychmiast zmieniając ją w lód, unieruchamiając Ronalda, a następnie zaczęła we własnych rękach tworzyć błyskawice. Nie bała się mimo, że pioruny otulały ją niczym ciepły zimowy płaszcz, który w każdej chwili może ją zabić. Wiedziała, że tylko tak pokażę wszystkim, że należy się ze nią liczyć.
- Już Ci współczuję, Diable - powiedział Draco, a Zabini jedynie wpatrywał się w tą scenę z zafascynowaniem. Nigdy się nie chwaliła, że tak potrafi. Dlaczego...? Przecież robiąc TAKIE rzeczy by nie musiała zdawać nawet OWUTemów z Zaklęć! Gdybym ja tak potrafił, cała szkoła by mi padła do stóp, a dziewczyny to nawet nie tylko do nich - pomyślał z dzikim uśmiechem. Wola walki tej dziewczyny była ogromna, pewność siebie aż z niej promieniowała. Chociaż on jedyny wiedział, że nie zawsze taka była...
Szedł sobie do Pokoju Wspólnego, znowu podziwiając Hogwart. Był tu od miesięcy, jednak zamek nadal go zachwycał i zaskakiwał. Nagle zobaczył na schodach ciemnowłosą dziewczynkę w jego wieku, która płakała, przytulając swojego misia. Coś instynktownie kazało mu do niej podejść.
- Cześćr30; Co Ci się stało? - spytał, unosząc delikatnie jej głowę.
- Ja... One... Greengrass, Bultstore i Parkinson... One mnie wyzywały... - chlipała, ocierając łzy. - Powiedziały, że... Że jestem brzydka... Że jestem głupia... I że do niczego się nie nadaję... - wyszeptała i na nowo się rozpłakała.
- Hej, nie płacz. Jesteś ślizgonką, a my trzymamy się razem. Bo w ślizgonach jest siła. Nie wierz w to, co one mówią - są po prostu zazdrosne, bo Tobie wyszło te zaklęcie, które im nie wychodziło dość długo a nie jesteś żadną szlamą czy coś. - powiedział, ocierając jej łzy chusteczką. - A teraz uśmiechnij się i chodź ze mną, dobrze? - spytał, a ona pokiwała głową, łapiąc go za rękę i idąc za nim radosna...

- Hej, Blaise, wracaj do żywych, bo przegapisz najlepsze! - tą chwilę refleksji przerwał mu młody Malfoy. Ze zdziwieniem patrzył, jak Weasley próbuje się wydostać z lodu jednak na próżno, gdy Amanda już skierowała błyskawicę, która natychmiastowo go poraziła. Napięcie było na tyle mocne, że się prawie usmażył do nieprzytomności. Obserwował w milczeniu, jak ona podnosi swoją różdżkę i wyczarowuje z niej biały znak smoka owiniętego pędami róż.
- Już nigdy nie ośmielisz się mnie obrazić, Ronaldzie - powiedziała z zimnym uśmiechem na twarzy, a wszystko, co wyczarowała natychmiast ustało.Nagle wydarzyło się tyle rzeczy... Okrzyk wiwatu Ślizgonów, krzyk Hermiony oraz jego rodzeństwa, przybiegnięcie Mariki, Acrimonii i Astori... Gdy już wszyscy poszli, a one miały się również zbierać, usłyszały zdecydowanie to, co nie powinny.
- Ron... Obudź się, Ron... Nie możesz teraz tak... Nie możesz mnie zostawić... Nie możesz zostawić Harryr17;ego... Kochamy Cię... Ja Cię kocham... - szeptała Hermiona, podnosząc go za pomocą zaklęcia i lecząc podstawowymi formułkami. Ten obrazek poruszył serce zarówno Amandy, jak i Morgany. Wspólnym głosem zdecydowały się mu pomóc i częściowo go uleczyły z najważniejszych obrażeń. Następnie czarownica się wyłączyła a Amanda poszła z przyjaciółkami na imprezę ku czci pokonania Ronalda W.
*
Siedziała w milczeniu, będąc przygnębioną ze szklanką Ognistej. Co ją popchnęło do czegoś takiego...? Jakby jeszcze raz obróciła się z tą cholerną błyskawicę, to by go zabiła. Jednak wtedy... Wtedy czuła, jak coś mrocznego wchodzi do jej serca i je zamraża... Jakby nie czuła nic. Jednak mimo wszystko żałowała tego. Przesadziłam - nie ukrywajmy tego. Muszę go przeprosić, bo do cholery, ja jeszcze mam sumienie - pomyślała, do końca wychylając szklaneczkę. Gdy Dafne chciała podejść i jej pogratulować, zmroziła ją wzrokiem, r16;r17;przypadkowor17;r17; bawiąc się ogniem. Miała nadzieję, że komunikat dla całej bandy idiotów będzie wyraźny. Niestety, jej nadzieja została zgaszona, gdy Szanowny Pan Diabelski Alkoholik miał wątpliwy zaszczyt się tu pojawić. Potraktowała go spojrzeniem Bazyliszka ludożercy na głodzie, jednak niestety, go to nie ruszyło ani trochę.
- Uśmiechnij się, ponuraku. To impreza na Twoją cześć. Powinnaś się cieszyć - powiedział, jednak natychmiast spoważniał, widząc jej minę. - Co się dzieje?
- Nic się nie dzieje Zabini. Spadaj, bo nie mam nastroju, aby się z Tobą użerać. - wysyczała, nalewając sobie alkoholu. Już już miała się napić, gdy czarnoskóry zabrał jej ten wyśmienity trunek bogów.
- Ej ej ej... Grzeczne dziewczynki nie piją - powiedział chłopak, trzymając szklankę poza zasięgiem jej wzroku.
- Może jeszcze mi dowalisz, że grzeczne dziewczynki nie rzucają klątwami o północy? - uniosła brew, jednak z zainteresowaniem. Może i był ostatnią szują na ziemi, ale jedyną szują, która nie dała się odgonić.
- Tego nie robią nawet niegrzeczne dziewczynki. Więc musisz być diaboliczna - mrugnął do niej figlarnie, upijając z jej szklanki trochę napoju.
- Zatrzymaj sobie... Nie chcę już - mruknęła z obrzydzeniem, zakładając ręce pod biustem.
- Dobra, nie będę chamem, więc czy pozwoliłabyś się odprowadzić do dormitorium? - spytał ze uroczym uśmiechem, jednak nie dla niej są te gierki. Jej nie nabierze.
- Przykro mi, ale zrezygnuję z tej jakże kuszącej propozycji. Avie der ci, Zabini - syknęła w jego stronę, a potem poszła do dormitorium. Gdy tylko zatrzasnęły się drzwi, upadła na podłogę, płacząc jak małe dziecko. Nigdy niczego tak bardziej nie żałowała, jak tego, co się przed chwilą stało. Nigdy
*
Patrzyła w gwiazdy na Wieży Astronomicznej, ciągle myśląc o nimr30; Nie mogła się z tym pogodzićr30; Te wszystkie wspomnienia. A on? On chce to teraz zniszczyć i to czemu? Pewnie ma jakieś swoje powody, ale ja muszę je poznać teraz. Nie jutro, nie pojutrze, nie za miesiąc i nie za rok. Teraz. Znajdę go i się go spytam - pomyślała Marika, jednak po chwili poczuła czyjś dotyk na swojej ręce i szarpnięcie w pępku. Nagle, nie wiadomo skąd, znalazła się na pięknej polanie a w tle leciała piosenka, pomieszana z marszem weselnym. Nie rozumiała co się stało do momentu, aż się odwróciła. Gdy tylko zobaczyła go, wyciągającego w jej stronę dłoń, wszystko minęło. Nic się nie liczyło - zupełnie, jakby jego dotyk usuwał wszystko co złe.
- ... Ty... Postąpiłem jak niedorozwinięty Gryfon... - wyszeptał, mocno ją obejmując.
- Tak, postąpiłeś jak niedorozwinięty Gryfon. Ale załóżmy, że tego więcej nie zrobisz, a ja udam, że nie zamieniasz się w niedorozwiniętego Gryfona. - uśmiechnęła się do niego lekko, przytulając się do niego. Znowu jest spokój, znowu jest harmonia. We dwoje, razem mogli pokonać wszystko. Tańczyli w swoich objęciach aż do pierwszego blasku słońca, a potem każde z nich wróciło do siebie, ciesząc się, że wszystko się ułożyło.
*
- Więc mówisz, że macie w szkolę dziewczynę, która włada żywiołami. Więc moja kochana Soniu... Sprowadź mi ją tu, dobrze? Zrobimy wszystko, aby była idealna dla Czarnego Pana - szeptała Bella do ucha blondynki, całując delikatnie jego płatek. Jednak nawet ten mały gest nie zniwelował wątpliwości dziewczyny.
- Nie jestem pewna co do słuszności tego wszystkiego. Jaki masz w tym cel? - spytała blondynka, uważnie przyglądając się brunetce w czarnej szacie, wyglądającej, jakby dopiero uciekła z Azkabanu.
- Jak to jaki? Ta dziewczyna... Ona jest potężna. Będzie idealna dla Czarnego Pana... I pomoże wykończyć POTTERA! - wypowiedziała te słowa z szalonym błyskiem w oku. - A więc, pomożesz mi...?
- Tak, moja pani... - wyszeptała dziewczyna, nakładając kaptur na głowę oddalając się do Hogwartu.




Jej. Dwa rozdziały są brakujące! Za moment je dodam!
+
Ktoś tęsknił za mua? :D



A oto moje opowiadanie, znane pod nazwą Blanda. Wyjaśnienie macie wyżej. A zamiast wklejać i się męczyć, dam link do rozdziału VI. :D
Ach, no i jeżeli jest ktoś zainteresowany, jest wersja PDF. :D
Rozdział VI - Zbliża się dzień zagłady. Zbliża się wojna.


#TeamOgroxy
________________________________________________
Zapraszam na:
I Moje miniaturki I Opowiadanie - Ogron i Roxy I Moja grafika I Moje rysuneczki l Mój wattpad l Mój instagram l
________________________________________________
Edytowane przez Norelay dnia 29-08-2015 21:28
45243995 http://not-everything-is-a-game.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Blanda - Drugie opowiadanie Norelay! :)
~LunaFin
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 29-08-2015 22:19
Nie kanonicznych parringów nie lubię, ale twoje opowiadanie bardzo mi się podoba. Podczas jego czytania, parę razy zaplułam ekran i przez moje wybuchy śmiechu, moja rodzina uważa, że jestem nienormalna.
Czy ja już mówiłam, jak dobrze idzie ci kreowanie bohaterów? Jesteś w tym mistrzem, widać to zarówno tutaj jak i w Ogroxy. Oddaj trochę swojego talentu!
Żywioły i magia bezróżdżkowa to jest to, co Luna lubi najbardziej! Kolejny plus do już i tak długiej listy zalet. Chyba będę musiała wsiąść nową kartkę.
Nie do końca wiem, co mogę napisać. Uwielbiam HP, więc na pewno dalej będę czytać to opowiadanie. Tylko najpierw muszę oglądnąć Przygody Merlina.
Proszę, nie zabijaj mnie za ten wyjątkowo nieskładny komentarz. Oberwałam dzisiaj tłuczkiem w łeb i nie czuję się zbyt dobrze.
W każdym razie...
Czekam na nexta i weny życzę!


(c) Meredith
Miniaturki / Opowiadanie / Grafika / Mój blog
Oficjalny członek stowarzyszenia "Klub Wrogów Klawiatury"
Edytowane przez Smoczy_Plomien dnia 01-09-2015 11:53
55268354 http://dziecismoka.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Blanda - Drugie opowiadanie Norelay! :)
~Norelay
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 31-08-2015 20:46
Jeju, dziękuję! Aż się chce dzięki Tobie pisać. :D Zapraszam na następny rozdział. :D

Rozdział VII - Ona na to nie zasługuje..


#TeamOgroxy
________________________________________________
Zapraszam na:
I Moje miniaturki I Opowiadanie - Ogron i Roxy I Moja grafika I Moje rysuneczki l Mój wattpad l Mój instagram l
________________________________________________
45243995 http://not-everything-is-a-game.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Blanda - Drugie opowiadanie Norelay! :)
~LunaFin
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 31-08-2015 21:20
Szukałam czegoś romantycznego i jak na zawołanie jest coś romantycznego. Przyznaj się - włamałaś się do satelity i czytasz ludziom w umysłach.
Jak ja uwielbiam Blande. Pierwszy nie kanoniczny parringi, który szczerze pokochałam. Przekonałaś mnie do niego w stu procentach i do tego zrobiłaś to w zaledwie parę dni. Masz talent, dziewczyno.
Rodzina wyśle mnie do wariatkowa. Znów wybuchałam śmiechem w najdziwniejszym momentach, oplułam ekran i wystraszyłam kota. Ale i tak mi się podobało. Kocham twoje opowiadanie. Masz niesamowity styl, który sprawia, że nie można się od nich oderwać. Powiem szczerze, że niektóre rozdziały (m.in. ten powyżej) wciągnęły mnie bardzie niż większość książek, które czytałam. A wierz mi, czytałam ich naprawdę dużo.
Skończę ten komentarz tak jak kończę zawsze:
Czekam na nexta i weny życzę!


(c) Meredith
Miniaturki / Opowiadanie / Grafika / Mój blog
Oficjalny członek stowarzyszenia "Klub Wrogów Klawiatury"
Edytowane przez Smoczy_Plomien dnia 01-09-2015 11:51
55268354 http://dziecismoka.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Blanda - Drugie opowiadanie Norelay! :)
~Cattie
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 18-09-2015 21:24
Moja droga Amando, tak jak obiecałam skomentuję Twoje opowiadanie tutaj, na WB.
Najpierw nadmienię, że uwielbiam charakter Ślizgonki. Taka z ciętą ripostą, pewna siebie. Fajnie zobaczyć w opowiadaniu swoje przeciwieństwo.
Od razu spodobał mi się pomysł z zakładem Ślizgonów i padłam, kiedy do pokoju weszła Amanda. Mogłam spodziewać się, że to się tak skończy. Jednak ten fragment i tak należy do moich ulubionych.
Ciekawie pokazujesz charaktery, nie mogłam oderwać wzroku od tekstów Zabiniego, jakoś polubiłam go w Twoim opowiadaniu i od razu niektóre cechy w myśli pozamieniałam, tak stał się idealny. Nie no, żartuję. Po prostu lubię chłopaków tego typu. Bawiło mnie to, jak zalecał się do Montrose.
Tak ciekawie przedstawiłaś środowisko Slytherinu, że sama chciałabym do niego należeć - co jest, niestety, niemożliwe.
Długo nie mogłam się przemóc, żeby ją przeczytać, dzisiaj zrobiłam to i ani trochę nie żałuję. No, może tylko tego, że jest tak mało rozdziałów. Ale to nic. (;
Nic nie napisałam o Morganie i walce Rona oraz Amandy. Zdałam sobie sprawę, że bardziej interesują mnie relacje międzyludzkie niż elementy fantastyki.

Zacznij dalej pisać, bo warto.
Pozdrawiam i życzę weny. ^^


now here you go again, you say you want your freedom
well, who am I to keep you down?
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Blanda - Drugie opowiadanie Norelay! :)
~Azathara
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 18-08-2016 17:50
Norelay napisał/a:
W tej miniaturce Severus przeżył wojnę. :3


I już kocham Cię za to <3!
Powiem tak, podoba mi się, nawet bardzo. Musze tylko zacząć czytać Twoje opowiadania na telefonie, bo jestem ślepa i literki mi się zlewają, gdy siedzę na komputerze. Bardzo podobają mi się opisy, choć bardzo rzadko czytam opisy, bo najzwyczajniej w świecie mnie nudzą i czytam tylko dialogi, tak w Twoim opowiadaniu czytałam je z wielką uwagą.
Najśmieszniejszy moment~

"-Tej, Zabini... Wiesz, ostatnio coś Cię z dziewczynami nie widuję. Czyżbyś był gejem, słoneczko? - Zarechotał opętańczo ze śmiechu nad własnym dowcipem. Oczywiście jego ekipa śmiała się razem z nim. No bo gdyby inaczej, to co by się stało?
-Sorry Smoku, blondyni mnie nie kręcą. Ale dzięki za propozycje."


Śmiałam się jak opętana, że aż moja mama przyszła i pyta się z czego się śmieje, to jej pokazuje ten moment, a ona śmieje się jeszcze głośniej niż ja xDD.

Wracając.
Słowo, które gryzło mnie strasznie, gdy czytałam to Gryfoneczka, choć pojawiło się raz. Nie przypadło mi ono do gustu. Rozumiem, że to miało być takie szydercze, naśmiewcze, ale to nie dla mnie xD.

Ciekawie ujmujesz charaktery bohaterów i ich wypowiedzi.


Zapowiadało się ciekawie, jednak Zabini przypieczętował ich umowę czym innym. Konkretnie, czułym pocałunkiem.
(...)
Zabini wygrał zakład, wobec czego Amanda spełniła swoją część umowy, co zrobiła z rozkoszą. Z miesiąca na miesiąc ich związek rozkwitał, aż w końcu Czarna Czacha oświadczyła się krótkowłosej, a niecałe trzy miesiące później Amanda nosiła nazwisko Zabini i z niecierpliwością czekali na ślub Smoka z Tomione.


Czytałam tę część lekko zawiedziona, że zostało urwane.
Nie zostało pokazane jak Zabini stara się przekonać Amandę, tylko jest zrobiony przeskok w czasie. Chociaż wiesz, zawsze możesz zrobić z tego miniaturkę z dedykacją dla mnie ^^.

Reszty jeszcze nie czytałam, ale obiecuję, że jeszcze dziś to zrobię, ale już na telefonie :].
I weź wpadnij do mnie w końcu xDD.


av (c) ja
47378658 Wyślij Prywatną Wiadomość
Skocz do Forum:
Logowanie
Zapamiętaj mnie



Rejestracja
Zapomniane hasło?

Witajcie na nowej wersji ShoutBox. Wszelkie problemy prosimy zgłaszać do administracji lub bezpośrednio do twórcy - Anagana.

Tylko zalogowani użytkownicy mogą pisać wiadomości.

^PVTeam1230
15:22:41 08.05.2024
serio słabo to wyszło smutny
^Flamli0
7:44:11 08.05.2024
Nie dziwi mnie to, słabo zaśpiewała
~clax70
23:57:16 07.05.2024
Niestety Polska nie weszła do finału zdezorientowany
~clax70
23:56:52 07.05.2024
Najlepszego!
~Stellka0
23:25:04 07.05.2024
Dziękuję Chand serce
~February0
20:09:31 07.05.2024
ale moja wymarzona to kolor błękitny więc jeszcze muszę poczekać uśmiech))
~February0
20:09:05 07.05.2024
oo rzeczywiście nowa ranga <3
^ChandSharma0
10:15:14 07.05.2024
Stellka najlepszego serce
~clax70
1:12:52 06.05.2024
^ChandSharma 23:40:49 05.05.2024 <--- Nowy news! Są tu jeszcze jacyś fani Eurowizji? XD
Są, są
~Vixen0
1:03:05 06.05.2024
Nie oglądam nic oprócz anime czy Winxa
^ChandSharma0
23:40:49 05.05.2024
<--- Nowy news! Są tu jeszcze jacyś fani Eurowizji? XD
^ChandSharma1
23:35:12 05.05.2024
O, February, przy okazji dodawania punktów skoczyła ci ranga - gratsy :>
~EmilyWinxClub0
12:39:10 03.05.2024
Mówię o tej ulepszonej scenie z Mitzi, tam wygląda naprawdę dobrze. Chociaż dziwne że odrosty takie ciemne
~EmilyWinxClub0
12:37:45 03.05.2024
Na szczęście nie dali jej tych wielgasnych Disneyowskich oczów, włosów do kostek i zbyt klaunowatej mimiki jak na teaserze i wygląda znacznie lepiej
~Vixen0
21:25:07 02.05.2024
Ale ta Bloom ładna w s9
~Vixen0
16:12:19 02.05.2024
WB*
~Vixen0
16:12:13 02.05.2024
Kiedy dostanę punkty za dwa lata obecności na wg?
^Flamli0
21:09:05 01.05.2024
mój cichy wielbiciel niegrzeczny
~Stellka0
13:17:31 01.05.2024
kto to? XD
~Stellka0
13:17:26 01.05.2024
~EmilyWinxClub0
23:27:56 30.04.2024
Bo to tylko pokazuje ile kasy oszczędzał na produkcji ostatnich sezonów co niestety szło w parze z jakością. A teraz kwiczy, że drogie bo jemu i jego świcie zostanie mniej. No panie Iginio, jakość kosztuje, pobudka
~EmilyWinxClub0
23:26:30 30.04.2024
Leje z tego, jak często Iginio powtarza teraz jaki ten reboot i ta grafika są drogie xD
~clax70
0:31:53 30.04.2024
Są tu jacyś fani Eurowizji? Co myślicie o tegorocznych piosenkach, scenie, itp.?
^Flamli0
8:45:45 29.04.2024
Różnią się od połowy, ta z comicon jest bardziej dopracowana
^Flamli0
8:44:50 29.04.2024
Ta na social mediach KLIK
Regulamin
Archiwum
lekkieb. lekkie
wersja: 3.0.4
Ankieta
Chcecie, jak co roku, wziąc udział w wigilijnych podarunkac?

Tak
Tak
69% [9 Głosów]

Nie
Nie
8% [1 Głosuj]

Nie wiem
Nie wiem
23% [3 Głosów]

Głosów: 13
Rozpoczęta: 20/11/2023 08:49
Zakończona: 26/11/2023 18:48

Archiwum Ankiet

.