Nowości
25.04.2024
❧ naprawiono muzykę z 1 sezonu

18.04.2024
❧ dodano komiks nr 238 - Cienie w Chmurnej Wieży

06.04.2024
❧ dodano komiks nr 161 - Technomagiczny konkurs

25.03.2024
❧ zaktualizowano odtwarzacze wideo - SEZON 1 FULL HD

18.03.2024
❧ dodano komiks nr 228 - Magia Flory i Miele

14.03.2024
❧ dodano komiks nr 237 - Dobry pomysł

08.03.2024
❧ dodano komiks nr 205 - Magia Winx Rock

19.02.2024
❧ dodano komiks nr 171 - W świecie snów

18.02.2024
❧ dodano komiks nr 208 - Siła natury

17.02.2024
❧ dodano komiksy nr 217, 218, 220, 221, 224, 226, 227, 229-231, 233, 234

14.02.2024
❧ dodano komiks nr 236 - Nowy początek

Użytkowników Online
 Gości Online: 0
 Użytkownicy Online: 1
 Zarejestrowanych Użytkowników: 2,053
 Najnowszy Użytkownik: ~ELEGANCIK


Archiwum
❧  Błękitno-granatowe oczy  ☙

Strona 1 z 2 1 2 >
AutorBłękitno-granatowe oczy
~Smoczy_Plomien
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 08-02-2014 15:57
Wstęp


Dzień zaleje mrok, światło przestanie istnieć. Gdy brat brata zabijać będzie. Chaos zapanuje na świecie, a Demon Zła wykorzysta chwilę. Wszyscy zaślepieni dumą i głupotą, widzieć nie będą, jak ich świat zmienia się na zawsze. Demon Zła zlikwiduje słońce. Księżycowe noce będą dniem, a gołe niebo będzie dla nas nocą. Wszyscy zapomną, co to słońce, co to wyraźne i żywe kolory. Co to wolność. Cała ludzkość będzie mu służyć, każde zwierze, roślina, a nawet dziecko. Każdy zazna, co to prawdziwe cierpienia, tortury. Nikt nie będzie myślał o niczym inny, niż o śmierci. Nikt nie będzie w stanie wyobrazić sobie, co to łąka przepełniona wonną roślinnością, świeży i pachnący chleb, piękne piosenki ptaków. Żadna żywa istota nie zazna przyjemności umierania w sposób naturalny. Ludzie będą głodować. Będzie to kara za ich zachłanność i skąpość. Wszyscy zapomną o Bogu. Będzie to dla nich obce słowo, w życiu niesłyszane. Każdy straci wiarę, nikt nie będzie błądził w marzeniach, że kiedyś powstanie inny, zupełnie nowy świat. Lepszy. Lepszy od tego, który nadejdzie. Będą żyć w świecie, w którym demony swobodnie będą chodzić po ulicach. Będą zabijać ludzi, lecz przedtem wysysać boleśnie ich dusze i wtrącać do piekła. Nikt nie będzie w stanie im się sprzeciwić, nikt nie będzie miał takiej mocy.
Jedna osoba jest w stanie powstrzymać tą tak realną i bliską przyszłość. Tylko jedna osoba powstrzyma Demona Zła, na zawsze. Tylko jedna osoba będzie w stanie udźwignąć to brzemię i doprowadzić je do końca. Na jej barkach miesza się przyszłość ludzkości. To ona zdecyduje, jak świat będzie wyglądał. Nie tylko w przyszłości, ale także w teraźniejszości. Już od początku, zanim pozna swe przeznaczenie, będzie naprawiać świat. Pomagać innym i wywierać na nich wiarę. Wiarę na nowe, lepsze życie.
Pokonać może go tylko w jeden sposób. Dzięki miłości, przyjaźni i odwadze. Osoba o magicznych oczach, skąpana w płatkach róży. O uśmiechu tak pięknym i zaraźliwym, iż nie w sposób się mu oprzeć. Głos melodyjny, a włosy gładkie i zdrowe. Na ramieniu ma bliznę, co wyglądać jak tatuaż będzie...


Tak mówi stara przypowieść, proroctwo. Nikt nie wie, kiedy się spełni, lecz już setki lat na całym świecie jest poszukiwana ta osoba i setki lat jest przekazywana z ust do ust. Można zauważyć, że przepowiednia nie podaje żadnych konkretów dotyczących wyglądu, czy imienia wybranej osoby. Jest tak, aby Pan Ciemności nie był w stanie znaleźć tego wybrańca.
Choć proroctwo to jest przekazywane ustnie, to nikt nie ośmielił się zmienić choćby jego jedno słowo. Kto ją usłyszy raz, nigdy nie zapomni o niej. Najgorsze jest to, że z czasem na świcie zaczynali umierać ludzie, którzy zostali powołani do odnalezienia wybrańca. W czasach nowożytnych zostało ich zaledwie trzydziestu. Przez to, że byli w nieustannym ruchu nie mogli założyć rodzin, w konsekwencji nie było spadkobierców tego zadania.
Przepowiednia zaczęła się ziszczać. Podczas wojen brat brata zaczął zabijać. Nikomu to jednak nie przeszkadzało, nikomu prócz starym kapłanom. Oni, jako jedyni, poza powołanymi wiedzieli o starej legendzie. To oni pierwsi spisali jej słowa przelewając na jasnobrązowy papier. W ich klasztorach powołani mieli schronienie. Dostawiali ciepłe pokoje, najlepsze, jakie mieli, zapas żywności oraz wodę. Gdy wyruszali w dalszą drogę, zawsze dostawiali błogosławieństwo. Niektórzy duchowni zaczęli szukać wybrańca na własną rękę, lecz nie przynosiło to skutków. Nie byli oni odpowiedni.
Powołanym mogła zostać osoba, która jest silna, odważna, uczciwa. Nie może to być pierwsza lepsza osoba. Musi ona mieć za sobą lata treningów i przygotowań. Składa ona śluby, przed najwyższą osobą, samym Bogiem. Przyrzeka, że będzie go szukać aż do śmierci, nie spocznie póki nie odnajdzie jej, nawet, jeżeli będzie to grozić życiem. Będzie dzielnie walczyć w obronie swego, w obronie prawdy i przeznaczenia. Człowiek ten oczywiście musi być całkowicie zdrowy. Musi umieć samemu się obronić i poradzić w najtrudniejszych warunkach. Lecz najważniejsze, to zaufanie. Nie każdy jest ich sprzymierzeńcem. No bo któżby nie chciał wydać tajemnicy za życie wieczne lub wieczne szczęście? No któżby? Tylko oni są gotowi na to poświecenie.
Lecz jak już wspomniano, z czasem zaczęło brakować powołanych. Umierali. Najczęściej w męczarniach. Przez kataklizmy takie jak powodzie, tornada, burze piaskowe, czy sam upał bądź mróz. Rzadko, kiedy umierali śmiercią naturalną. Niektórym zdarzyło się umrzeć w okropnych torturach, w lochach samego Pana Ciemności. Coraz mniej ludzi na świecie jest godne zaufania. Lecz czym są ludzie w obliczu takiej misji? Nikim. Nie podołaliby takiemu wyczynowi. Do tego są potrzebni specjalni ludzie...




(c) ja, hehe

Zapraszam:
- moje opowiadanie - Zmierzch bogów
- mój blog - W zakamarkach mojej duszy

Edytowane przez Smoczy_Plomien dnia 26-08-2014 22:51
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Błękitno granatowe oczy
~YouStee
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 09-02-2014 12:44
Bardzo fajne. Czekam na kolejny rozdział. Szkoda, że trochę krótkie, ale to nie ma znaczenia. Fajnie wymyśliłaś. Weny życzę.

Ja natomiast ubolewam nad tym, że Twój post jest taki krótki. Dłużej!


Stella literalnie ukształtowała moją osobowość
(c) chand
Edytowane przez Victoria dnia 17-03-2015 20:04
51516358 Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Błękitno granatowe oczy
~Dzastin
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 09-02-2014 13:04
Bardzo zainteresowałaś mnie wstępem. Opowiadanie, jak sądzę, będzie miało ciekawą fabułę. Z niecierpliwością czekam na rozdział, Smocza. Dużo weny Ci życzę.

Jestem przekonana, że dałoby się napisać coś więcej, niż tylko dwie linijki. Proszę, pisz dłużej.


Powracam po przerwie. Pamięta mnie ktoś?
Edytowane przez Victoria dnia 17-03-2015 20:07
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Błękitno granatowe oczy
~layla7
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 09-02-2014 13:14
Bardzo ciekawe. Strasznie jestem ciekawa, co się zdarzy dalej. Masz talent do pisania opowiadań. Czekam z zainteresowaniem na kolejną część. Myślę, że będzie jeszcze lepsza niż ta, choć ta też jest boska! Wenyyyy!!
Edytowane przez Dzastin dnia 09-02-2014 16:07
http://winx-ever.cba.pl/news.php Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Błękitno granatowe oczy
~Smoczy_Plomien
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 25-02-2014 18:51
Dzięki, dziewczyny, za miłe komentarze. Nie sądziłam, że się komuś spodoba, więc jestem bardzo rada z waszych opinii.

Rozdział 1: Powołana cz. 1


Obudziła się w zalanym ciemnością pomieszczeniu. Czuła wilgoć i stęchliznę. W przestrzeni dookoła niej panowała głucha cisza. Nie wiedziała, skąd się tam wzięła. Nic ją nie bolało, lecz czuła się nieswojo. Nie były to jej klimaty. Mrużyła nieprzyzwyczajone oczy do ciemności. Próbowała coś dojrzeć, lecz próby okazały się daremne, ciemność była zbyt gęsta. Była przywiązana do krzesła. Jej ręce spoczywały na podłokietnikach drewnianego krzesła, przywiązane grubą liną na nadgarstkach. Jej nogi także nie mogły się ruszyć. Mocno ściśnięte liny drażniły jej skórę, lecz nie przeszkadzało jej to w zupełności. Zastanawiało ją bardziej, co tutaj robi? Czego od niej chcą? Nie mogła sobie nic przypomnieć z ostatniego dnia. Choć jest pewna jednego - zemdlała. Tak, to oczywiste, skoro nic nie pamięta. A na pewno nie brała żadnych lekarstw czy pigułek. Pije tylko sprawdzoną wodę, a nic nie jadła od trzech dni. Nieraz znajdowała się w takich miejscach, w takich pozycjach. Doskonale wiedziała, jak się wyswobodzić. Choć woli poczekać. Jest bardzo ciekawa, czego od niej chcą, a w ogóle, co ma do stracenia? Uwielbia ryzyko, to jej całe życie.
Jej rozmyślanie przerwało ostre światło reflektorów. Jeszcze bardziej drażniły jej oczy niż ciemność. Umieszczone były bardzo wysoko, przed nią. Przymrużyła oczy, prawie je zamknęła. Lekko przekręciła głowę i marudziła pod nosem. I tak nic nie widziała, więc nie zmieniło to jej sytuacji.
- Witaj Aleksandro. - Odezwał się niespodziewanie męski głos. - Pewnie zastanawiasz się, co tutaj robisz. Mamy dla ciebie... Och, możecie wyłączyć te reflektory!? - wrzasnął, a w jednej chwili zapaliły się niewielkie lampki w kątach pokoju.
Dziewczyna bardzo dokładnie się rozejrzała. Teraz wszystko idealnie widziała, choć przed jej oczami wciąż była lekka mgiełka. Pokój był zrobiony z wielkich cegieł, czarnych cegieł. Nie miały one tynku, więc było widać ich ułożenie. Pomieszczenie było wysokie. Na suficie wisiały dwa ogromne reflektory, lecz tym razem wyłączone. Oprócz jej krzesełka, w pokoiku nie znajdowały się żadne inne meble. Ujrzała tam także mężczyznę. Był ubrany w czarny garnitur. Siwe włosy bezwładnie opadały mu na czoło, a w brązowych oczach ujrzała przejęcie. Stał sztywno, prawie na baczność. Spojrzała na niego krzywo i uniosła wysoko brwi.
- Jak już mówiłem, pewnie zastanawiasz się, co tutaj robisz. Mamy dla ciebie propozycję, która może odmienić twoje życie - oznajmił bardzo poważnie.
- Czekaj, czekaj, czekaj. Możesz mi najpierw powiedzieć, gdzie ja do licha jestem?! - zapytała z wrogo nastawioną miną.
- Och... Kto ją związał?! Przecież ona nie jest więźniem! - Odwrócił głowę.
W jednej chwili koło dziewczyny znalazł się młody chłopak ze scyzorykiem. Szybko i sprawnie przeciął liny, po czym znikną za mężczyzną.
Dziewczyna nie pytając wstała i otarła nadgarstki. Choć wiele razy była w takiej sytuacji, to nie przyzwyczaiła się do tego. Zaplotła ręce na klatce piersiowej i patrzyła oczekująco.
- Jesteś w Klasztorze Zakonu Świętego Krzyża.
- Zaraz, a to nie wy wybieracie tych powołanych?
- Właśnie tak. Jak wiesz, w naszych czasach coraz mniej ludzi nadaje się na powołanego. Oni sami zaś umierają. Chcę... - Brutalnie mu przerwano.
- Czy to nie jest przypadkiem Aleksandra Kolińska?! - wykrzykną zafascynowany, nowy mężczyzna, który pojawił się w pomieszczeniu.
- Chyba Aleksandra Visserius - poprawiła mężczyznę nieprzyjemnym, lodowatym tonem.
- Ach, no tak. Zapomniałem. Bardzo panią przepraszam. - Zląkł się mężczyzna.
Aleksandra spojrzała na niego gniewnym wzrokiem. Zanim coś powiedziała, obejrzała go od góry do dołu. Nic nadzwyczajnego. Krótkie, brąz włosy, niebieskie oczy, małe usta, nieco niższy od niej.
- Bardzo mi się podobało, jak walczyłaś z naszymi ludźmi. Pewnie tego nie pamiętasz, lecz ja wszystko widziałem. Otoczyli cię dookoła, atakowali na raz, a ty i tak przegrałaś po jakiejś godzinie. Wszyscy wyszli z tego z jakimiś złamaniami. Wygrałabyś, gdyby nie to, że akurat jeden z naszych rozpylił gaz usypiający. Ale takiej niezwykłej kobiecie, jak ty, na pewno nic poważnego się nie stało. - Zaśmiał się serdecznie, lecz spojrzenie dziewczyny ani na moment się nie zmieniło.
- Aha, czyli napadliście mnie, tak? Wiecie, że miałam prawo was zabić. W sumie to nawet teraz to mogę zrobić.
- Och! Dacie mi wreszcie dokończyć?! - krzyknął mężczyzna o siwych włosach. - Aleksandro, wezwaliśmy cię tutaj, ponieważ uznaliśmy, iż jesteś najodpowiedniejszą osobą. Chcemy, abyś została powołaną. Masz ogromną siłę, odwagę, jesteś uczciwa. Jestem pewny, że możemy obdarować cię zaufaniem - oznajmił szybko.
- Hm... Miałabym chodzić po świecie i szukać jakiegoś chłopaka, aby przepowiednia się nie sprawdziła? - Głaskała brodę. - W sumie, czemu nie? I tak chodzę po całej Europie. Nie mam nic do roboty, więc może być. Tylko jeden warunek. Nie składam żadnej przysięgi, jasne?
- Oczywiście, spodziewaliśmy się tego. Twoje kontakty z Bogiem nie są w najlepszym stanie - odezwał się siwy mężczyzna.
- Dobra, no to sprawa załatwiona. Tylko, co ja mam zrobić, gdy znajdę tego chłopaka?
- Przyprowadzisz go tutaj, jasne? Nasz klasztor leży w Amazonii. W samym jego sercu. Jestem przekonany, że bez problemu nas znajdziesz.
- Czyli jestem w Ameryce?! - Niedowierzała.
- Tak, ale mamy bardzo szybkie środki transportu. Chcesz przez jakiś czas tutaj zostać? - zapytał młodszy.
- W sumie to... Nie - odpowiedziała stanowczo i obojętnie po namyśle. - Mam swoje sprawy w Europie, które nie mogą zwlekać.
- Może jest ci potrzebne jakieś wyposażenie? - zapytał troskliwie straszy.
- Nie, dziękuję. Nie przyjmuję podarków od obcych. Skąd mam wiedzieć, czy nie dacie mi czegoś trującego? W moim zawodzie to jest w zupełności możliwe.
- Ależ oczywiście, ale nie zapominaj, że to jest klasztor. Nie możemy ci nic zrobić. Jesteśmy chrześcijanami.
- Nie przekonuje mnie to. - Spojrzała na nich krzywo.
- Słuchaj, rozumiemy, że jesteś buntownicza i w ogóle, ale to nie jest powód, aby wyładowywać swoją złość na nas. My tylko chcemy ci pomóc. Wiemy doskonale, że bardzo wiele przeszłaś w życiu, ale nie możesz być do końca obrażona na ten świat - mówił troskliwie młodszy mężczyzna.
- Nie zapominajcie, że to wy mi to zrobiliście! Musieliście wtrącać się w moje życie! - syknęła gniewnie.
- Musieliśmy...
- Co musieliście?! Niszczyć mi całe życie, które się nigdy nie skończy?! - brutalnie przerwała. - Nie mam urazy do ludzi, lecz do was. Nie jestem obrażona na świat, lecz na was. I miejcie pewność, że nigdy wam tego nie wybaczę - powiedziała nieco spokojniej, lecz nadal bardzo zła.
- Nie możesz po prostu odejść? - zapytał spokojnie młodszy, a oboje spojrzeli na niego jak na wariata.
- Słuchaj, może nie mam najlepszych relacji z Bogiem, ale tego na pewno nie zrobię. Mam do niego nadal szacunek i nie mi jest dane o tym decydować. A w ogóle, co ja tu robię? W Europie jest mnóstwo ludzi, którzy potrzebuję mojej pomocy. W tej chwili, chcę być w moim pokoju, w Paryżu.
- Oczywiście. Stań tutaj, zamknij oczy i pomyśl gdzie chcesz się znaleźć.
Gdy Aleksandra otworzyła oczy, znajdowała się w niewielkim pomieszczeniu o pomarańczowych, popękanych ścianach. Znajdowało się tam jedno, malutkie łóżko i szeroka szafa sięgająca sufitu. Siedziała na łóżku. Podeszła do szafy, a na jej bocznej ścianie wisiało ogromne zwierciadło, o dziwo jeszcze niestłuczone lub ukradzione.
Ujrzała w nim młodą dziewczynę o wyglądzie lat dwudziestu. Piękne, granatowe oczy, różana cera i różowe usta. Lśniące, prawie białe, włosy z pomarańczowymi końcówkami i grzywką. W niektórych miejscach zdarza się żółty kolor, który oddawał wrażenie płomieni. Pasemka nie były regularne, w niektórych miejscach było jej więcej, w niektórych mniej. Razem wyglądało to jak najprawdziwsze płomienie. Włosy były rozpuszczone i sięgały grubo poniżej łopatek.

Szła przez pustą uliczkę w ciemną, choć księżycową noc. Nie było tam latarni, ale i tak wszystko widziała. Księżyc odbijał się w malutkich kałużach pomiędzy płytami nierównego chodnika. Z dachów budynków swobodnie spadały krople niedawnego deszczu. Cichutko uderzały o kamień i uciekały w najprzeróżniejsze strony. Od ścian wąskiej uliczki odbijało się echo spokojnie stawianych obcasów. Nie śpieszyło jej się. Ręce spoczywały w kieszeniach czarnego płaszcza sięgającego ziemi. Miał on długie rękawy i ani jednego zapiętego guzika. Nagle zatrzymała się. Stała tak bez ruchu, gdy niespodziewanie zrobiła krok w bok. Przed nią pojawił się człowiek, który upadł na ziemię. Wstał. Spojrzał na nią ze wściekłością i pokazał białe zęby. Zacisnął dłonie, a jego ludzkie ciało przeobraziło się w okropną bestię. Był większy od niej. Miał czerwoną skórę i czarne kończyny. Każdy palec kończył się szarym kolcem.
Spojrzała na niego obojętnie, nadal stała w swojej poprzedniej pozycji. Patrzyła mu prosto w oczy. Nikt by tego nie zniósł, nie zniósłby widoku pustych oczu demona. Demona, który pragnie jedynie krwi i śmierci. Niespodziewanie wyciągnęła rękę z kieszeni. Wycelowała w niego. Ten nawet nie zorientował się, kiedy przegrał. Stał bez życia, bez życia na ziemi. I znów ręka trafiła do kieszeni, ruszyła spokojnym krokiem. Gdy go ominęła, usłyszała jak pada na ziemię. Sztylet wpity w jego serce odesłał go tam, skąd przyszedł - na zawsze.
Minęło sto pięćdziesiąt siedem lat odkąd wybrali ją na powołaną. Jej życie nie zmieniło się od tamtej pory. Wciąż była tą dziewczyną o wyglądzie dwudziestolatki. Nowożytne ubrania zmieniła na czarny płaszcz, a pod spodem granatowa koszula. Nie był to zwyczajny, damski płaszcz z dwudziestego pierwszego wieku. Był to średniowieczny płaszcz łowcy. Nosiła czarne trampki na grubych obcasach i czarne legginsy. Z czasem na jej oczach pojawił się delikatny, niebieski makijaż. Nie było można go zmyć. Zawsze z biegiem lat coś się w niej zmieniało. Wciąż szukała chłopaka, choć nie tak zawzięcie jak inni. Szczerze mówiąc, to nie interesował ją. Miała swoje sprawy z demonami.

Mam nadzieję, że się podoba.

Rozdział 1: Powołana cz. 2


Tej nocy zatrzymała się w jednym z kościołów. Tam otrzymała nocleg. A zaraz następnego dnia ruszyła dalej. Panował dżdżysty poranek, ale to i tak nie przeszkodziło jej w dalszej drodze. Była teraz w Polsce. Kolejny raz. Przeszła już całą Europę - wzdłuż i wszerz. Zwiedziła każdą stolicę danego państwa. Zabiła w nich miliony demonów, oswobadzając ludzi z ich rządów. Teraz szła w kierunku Gdańska. Stamtąd ma wyruszyć do Niemiec, Berlina.
Do Gdańska doszła około godziny czternastej. Letnie słońce mocno przygrzewało. Nie było ani krzty wiatru. W powietrzu czuła morze. Jego fale, spienioną wodę, nagrzany piasek. Nie miała chęci wchodzić na plażę. Przez ten jeden dzień miała zamiar chodzić pomiędzy budynkami, a w szczególności wąskimi uliczkami i ślepymi zaułkami. Żaden demon nie ujawniłby się w wielkim tłumie, ona także by ich nie zabiła przy tylu świadkach. Idąc chodnikami widziała jak ludzie na nią patrzą. Na pewno nie był to codzienny widok. Przechodząc koło nich czułą moc demonów, lecz cóż miała zrobić? Przecież nie wyciągnie noża przy ludziach i go nie zaatakuje. Oczywiście opętani cieszą się z jej pomocy, ale co mogą wiedzieć zwykli ludzie? Nic.
Znalazła się w ślepym zaułku i już miała wracać, gdy poczuła złą energię - demony. I to nie jeden. Pomału się obróciła. Stały tam trzy bestie, które całkowicie zagradzały jej drogę powrotną. Stała do nich bokiem, tylko głowa odwrócona była w ich stronę. Jeden z nich miał ogień w oczach, a połowa twarzy innego to czaszka. Całą trójka ruszyła na nią. Atakowali wszyscy na raz. Uderzali ją pięściami, kopali. Aleksandra dzielnie tamowała wszystkie uderzenia. W końcu znalazła czas i z rękawa płaszczu wydobyła sztylet, który trafił prosto w serce potwora o płonących oczach. Padł na ziemię i zniknął, niczym duch. Pozostali przybili ją do ściany i bili. Dziewczyna podskoczyła i obu uderzyła obcasami w brzuch. Upadli, w miejscu kopnięcia zaczęła lać się krew. Już przegrali, nie byli to najmocniejsze demony. Aleksandra miała dwa wyjścia. Zostawić ich na męczarnie lub wbić noże w serca, aby odeszli do piekła. Była ona dobroduszna, więc wybrała opcję drugą. Ciała zniknęły, lecz krew nadal tworzyła ogromną kałużę.
W trakcie wycierania noży usłyszała przeraźliwe krzyki mężczyzny. Bezzwłocznie udała się tam. Wybiegła na chodnik pełen ludzi i odpychała ich nawet nie przepraszając. Po paru metrach skręciła w boczną uliczkę, a następnie w ślepy zaułek. Było tam mnóstwo drzwi do mieszkań. Najwidoczniej gdzieś tutaj mężczyzna mieszkał i został zaatakowany. Ujrzała go skulonego w kącie, zakrywał rękami głowę. Od razu poczuła znienawidzoną energię. W stronę chłopaka zbliżał się demon we własnej postaci, najwidoczniej dopiero, co się przemienił. Jego łuskowata skóra była pokryta przeźroczystą mazią. Ogromne ręce zakończone długimi na dziesięć centymetrów pazurami. Bez wątpienia był to Koneplij. Bezlitosny demon, który zabijał wszystko, co żyje, nie tylko ludzi.
Szła w ich stronę przyśpieszonym krokiem. W pewnym momencie włożyła palce do ust i przeciągle zagwizdała. Odwróciła uwagę demona. Była wystarczająco blisko, by nie zatrzymywać się i uderzyć go prosto w szczękę. Tak zrobiła. Bestia odbiła się od ściany i znów stanęła na nogach. Zanim jednak oprzytomniał Aleksandra uderzyła go nogą w bok głowy. Upadł na ziemię. Szybko złapał ją za nogę i pociągnął. Dziewczyna zrobiła salto i upadła na przykucnięte nogi.
- Nie ze mną te numery - powiedziała wstając.
Wcięła rozmach i uderzyła potwora czubkiem buta prosto w głowę, jakby piłkę. Ta się urwała i wzbiła się w powietrze. Upadła prosto przed chłopakiem, który patrzył osłupiony, a na widok głowy krzykną. Z szyi sączył się śluz zamiast krwi. Aleksandra wzięła stalową rurkę leżącą przy ścianie budynku i wbiła ją w serce demona. Zniknął razem z głową.
- Cholera! - przeklęła spojrzawszy na swojego buta. - Masz coś, aby wyczyścić ten śluz? - Zwróciła się do chłopaka.
- Eer30; Jr30; Jasne - wyjąkał.
Chłopak wstał i ostrożnie podszedł do jednych z drzwi budynku. Otworzył je, po czym zaprosił Aleksandrę do wejścia. Ta ściągnęła buty i weszła do środka. Mieszkanie było niewielkie. Były tam dwa pokoje: salon i sypialnia, oprócz tego jeszcze kuchnia i łazienka. Drzwi salonu były zamknięte, chłopak wszedł go malutkiej kuchni, a dziewczyna za nim. Usidła przy dwuosobowym stoliku. W kuchni była tylko kuchenka, lodówka i szafeczki przyczepione do ściany. Wolnej przestrzeni było bardzo mało. Mężczyzna podał Alex starą szmatę. Dziewczyna wzięła do ręki i spytała.
- Na pewno mogę jej użyć? Jeżeli wytrę nią ten śluz, to nada się tylko do wywalenia.
- Możesz jej użyć, mam ich jeszcze trochę. - odpowiedział, jeszcze wstrząśnięty. - Kim ty jesteś?
- Nazywam się Aleksandra i jestem łowcą demonów.
- Łowcą demonów? Nigdy o czymś takim nie słyszałem - odpowiedział zainteresowany przysiadając się do niej.
- Bo nikt o tym nie wie - odpowiedziała. - A teraz ty mi powiedz, kim jesteś.
- Mam na imię Konrad. Jestem malarzem.
- Jesteś malarzem i żyjesz tak ubogo? - Niedowierzała.
- Wszystkie pieniądze, jakie dostaję, oddaję biednym - odpowiedział z radością. - Niosę im wiarę. Wiarę na nowe, lepsze życie, które może się kiedyś takim stać.
Na te słowa Alex przestała wycierać but. Uważnie przyjrzała się Konradowi. Miał on czyste, brązowe włosy, zadbane. Promienny, przyjemny uśmiech. W jego oczach było widać wiarę i nadzieję. Uśmiechnięte i pełne życia o kolorze kocim.
- Pokaż mi ramię - powiedziała poważnie.
- Co?
- Pokaż mi ramię - powtórzyła rozkaz.
Chłopak nie patrzył na nią, jakby powiedziała to w obcym języku. Szybko wyciągnęła nóż i przecięła chłopakowi koszulkę. Ujrzała tam przeźroczysty tatuaż z różami.
- To jest blizna, czy tatuaż? - zapytała nerwowo.
- To? Blizna. Wiem, wygląda jak tatuaż, ale to blizna.
- Pokażesz mi swoje rysunki? - zamieniła temat.
- Oczywiście! - Ucieszył się.
Zaprowadził ją do zamkniętego pokoju. Nie było w nim żadnych mebli. Nieco większy od kuchni. Na ścianach wisiały szkice, rysunki, malowidła. Na podłodze stały pastele, ołówki, gumki, kredki, strugaczki, a także farby. Wszystkie rysunki przedstawiały jeden temat - róże.
- Skąpany w różach - szepnęła pod nosem.
- Co proszę?
- Nic, ładnie malujesz.
- Dzięki.
- Słuchaj, jeżeli chcesz, to mogę ci coś więcej opowiedzieć o moim zawodzie - zaproponowała.
- Naturalnie, że chcę! Chodźmy do kuchni. Chcesz herbatę?
- Nie, dziękuję. - odpowiedziała gdy usiadła. - Więc chodzę po całej Europie i zabijam demony. Zwiedziłam wszystkie większe miasta w każdym państwie. Lecz nie tylko o tym chcę ci powiedzieć. - Konrad patrzył na nią zaciekawionym wzrokiem. - Jestem także powołaną. Polega to na szukaniu chłopaka, o którym mówi proroctwo. I myślę, że ty nim jesteś. - Spojrzała mu prosto w oczy.
- Zaraz, ty mnie wkręcasz, prawda? Gdzieś tutaj jest ukryta kamera? - zapytał śmiejąc się.
- Nie to nie! Nie mam zamiaru patyczkować się z jakimś dzieciakiem! - Wstała z krzesła.
- Nie czekaj! Ty mnie nie nabierasz?
- A tamten demon to twoim zdaniem żart?! - zapytała poważnie.
- Nie, ale co ja mam zrobić.
- Iść ze mną do Klasztoru Świętego Krzyża.
- Gdzie to jest?
- W samym sercu Amazonii - odpowiedziała najspokojniej w świecie.
- Ale to przecież daleko!
- Trudno, przejdziemy się. Więc jak? Idziesz ze mną, czy wolisz, aby przyszło do ciebie więcej demonów?
- Idę.

Dziewczyna wstała z krzesła i ubrała buty. Młody mężczyzna jak najszybciej pobiegł po torbę. Spakował do niej czyste ubrania, swój rysownik, ołówek, strugaczkę i gumkę. Aleksandra spokojnie czekała w białym przedpokoju. Nie spodziewała się, że pójdzie jej tak łatwo. Widać, że chłopak łaknął przygód i przeżyć. Oparta o ścianę bawiła się sztyletem. Po półgodzinie Konrad znalazł się koło niej. W ręku trzymał brązowa torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami.




(c) ja, hehe

Zapraszam:
- moje opowiadanie - Zmierzch bogów
- mój blog - W zakamarkach mojej duszy

Edytowane przez ChandSharma dnia 01-03-2014 19:10
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Błękitno granatowe oczy
użytkownik usunięty
Dodane dnia 01-03-2014 18:24
Szczerze, to mam mieszane uczucia. Epilog mi się ogromnie podobał, tak samo zresztą jak pierwsza część. Ale druga... Dla mnie akcja dzieje się trochę za szybko. I nie pasuje mi rozmowa między Konradem a Aleksandrą. Raczej to dziwne, żeby od razu mu mówiła, jaka jest jej misja i opowiadała o poszukiwaniu chłopaka. Ja rozumiem, że jest to bardzo ważne, ale gdyby to jednak nie był Wybraniec, informacja o tym, gdzie znajduje się powołana, byłaby bardzo cenna dla demonów, które przecież chcą ją zabić. Uważam, że akcja powinna rozwijać się trochę wolniej, ale za to dokładniej. Mogłabyś dokładniej opisywać sytuację, postacie...
Mimo wszystko nadal uważam, że tekst jest bardzo ciekawy i dobrze się czyta.
Życzę weny.



Edytowane przez ChandSharma dnia 31-03-2014 16:33
AutorRE: Błękitno granatowe oczy
~Smoczy_Plomien
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 01-03-2014 19:27
Dzięki Zoey, za komentarz. W sumie, to bardzo długo zastanawiałam się nad tą akcją z Konradem i próbowałam postawić się w ich sytuacji xdd. Zawsze tak robię. Ale pomyślałam sobie, że ona jest zbyt buntownicza, żeby zamartwiać się o takie rzeczy. Aleksandra jest postacią, której nie obchodzi nic. Jedynie o co się martwi, to o swoją broń.
Jeżeli chodzi o zdradzenie informacji o swojej misji i miejscu pobytu, to nikomu to nie przeszkadza. Ona jest w ciągłym ruchu. Nigdy nie zatrzymuje się na dłuższy czas w jednym mieście. No, prócz zimy, ale o tym dowiesz się w następnych rozdziałach. A w ogóle ona jest bardzo znana w świecie demonów, doskonale wiedzą, gdzie ona jest, lecz boją się jej.




(c) ja, hehe

Zapraszam:
- moje opowiadanie - Zmierzch bogów
- mój blog - W zakamarkach mojej duszy

Edytowane przez ChandSharma dnia 31-03-2014 16:34
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Błękitno granatowe oczy
użytkownik usunięty
Dodane dnia 02-03-2014 20:39
Aha, jak tak się sprawy mają, to ok. Najważniejsze, żebyś miała wenę i pomysł na dalszą część. Wklejaj koniecznie dalsze części jak najszybciej, bo jestem strasznie ciekawa dalszych rozwojów wypadków. Aczkolwiek nadal czepiam się akcji - zobacz, przecież ten Wybraniec mógłby się przestraszyć, nie uwierzyć, że to on, że to jakiś podstęp albo coś... Dziwne mi się jeszcze wydawało, że on rzuca tak nagle całe swoje życie - przecież przyjaciół albo chociaż znajomych musiał mieć. I taki nagły wyjazd...
No, ale ja już się nie czepiam. I tak jest świetnie :D



Edytowane przez ChandSharma dnia 31-03-2014 16:36
AutorRE: Błękitno granatowe oczy
~Smoczy_Plomien
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 02-03-2014 21:10
Zoey napisał/a:
Aha, jak tak się sprawy mają, to ok. Najważniejsze, żebyś miała wenę i pomysł na dalszą część. Wklejaj koniecznie dalsze części jak najszybciej, bo jestem strasznie ciekawa dalszych rozwojów wypadków. Aczkolwiek nadal czepiam się akcji - zobacz, przecież ten Wybraniec mógłby się przestraszyć, nie uwierzyć, że to on, że to jakiś podstęp albo coś... Dziwne mi się jeszcze wydawało, że on rzuca tak nagle całe swoje życie - przecież przyjaciół albo chociaż znajomych musiał mieć. I taki nagły wyjazd...
No, ale ja już się nie czepiam. I tak jest świetnie :D


Spokojnie, wszystko to wyjaśni się w dalszych częściach. Przemyślałam to bardzo dokładnie. Weny i pomysłów mi nie brak, uwierz mi. Ale ona nie zmuszała go, aby poszedł z nią. Przecież dodałam tam kawałek z "ukrytą kamerą" i jeszcze potwór go zaatakował, więc musiał uwierzyć.
Nie wiem, kiedy wrzucę kolejną część. Może we wtorek.




(c) ja, hehe

Zapraszam:
- moje opowiadanie - Zmierzch bogów
- mój blog - W zakamarkach mojej duszy

Edytowane przez ChandSharma dnia 31-03-2014 16:39
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Błękitno granatowe oczy
użytkownik usunięty
Dodane dnia 05-03-2014 12:21
Ja wiem, że ona go nie zmuszała, ale mimo wszystko wydaje mi to się nadal dziwne (jejku, jak ja się czepiam....). Ale (wiem, od "ale" nie zaczyna się zdania xd) liczę na Ciebie i na twoją pomysłowość, wierzę Ci, że jakoś to ładnie opiszesz i w końcu pozbędziesz się mojego czepialstwa :D.
Mimo wszystko życzę Ci weny, bo wena zawsze jest ważna i przydatna.
Pozdrowionka!



Edytowane przez ChandSharma dnia 31-03-2014 16:41
AutorRE: Błękitno granatowe oczy
~Rebecca
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 21-03-2014 06:40
Już tą powieść czytałam wczoraj, ale to bez znaczenia.
Piękna powieść, mowę mi odjęło... Piszesz bezbłędnie, co mi się bardzo podoba. Widać, że jesteś bardzo kreatywną osobą. Miałaś wspaniały pomysł z tą powieścią. To jest naprawdę genialne. Nie mam żadnych "ale", bo wszystko tutaj (jak czytam) mi się podoba. Weny życzę.


50085356 http://graficzno-fotograficznie.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Błękitno granatowe oczy
~Smoczy_Plomien
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 21-03-2014 10:05
Rozdział 1: Powołana cz. 3


Gdy wyszli z domu panowała już noc. Chłopak na ten widok zaproponował nocleg u siebie, lecz Alex nie zgodziła się. Bardzo jej się śpieszyło.
- Trzymaj się blisko mnie. W nocy demony potrafią nieźle szaleć.
Jak zwykle ręce miała w swoim staromodnym płaszczu. Szła spokojnym krokiem. Konrad aż wyrywał się, aby przyśpieszyć, ale ona na to nie pozwalała. Tłumaczyła mu, że lepiej jest iść wolniej, a dłużej, niż szybciej, a krócej. I jeżeli będą szli szybciej, to szybciej się zmęczą i będą śpiący. Nie mogła na to pozwolić.
- Musimy przejść co najmniej pięć kilometrów - odezwała się na koniec.
- Pięć kilometrów?! Ty sobie chyba żartujesz!
- Nie, nie żartuję. Zamiast tyle gadać radziłabym ci iść, bo ja potrafię wytrzymać tydzień bez snu.
Więcej pytań nie było. Konrad szedł przy Alex cały czas. Tylko czasami coś powiedział pod nosem, ale ona nie zwracała na to uwagi. Gdy wyszli z ruchliwego Gdańska, dziewczyna na chwilę zatrzymała się przy jednym z budynków. Wyciągnęła parę czerwonych cegieł i wydobyła z dziury wojskowy plecak w moro.
- W którym roku ty się urodziłaś? - zapytał Konrad.
- Ja bym raczej zadała pytanie ile mam lat - powiedziała obojętnie. - Ale, skoro lubisz matematykę. Urodziłam się w roku tysiąc sześćset osiemdziesiątym siódmym.
- Że co proszę? Czyli masz... trzysta dwadzieścia pięć lat?! - wykrzyknął z niedowierzaniem po pewnym czasie.
- Dokładnie to mam jeszcze trzysta dwadzieścia cztery lata, choć już niedługo będę żyć trzy i ćwierć wieku. Co, nie wierzysz, prawda?
- Nie. Uważam, że łżesz.
- Więc skoro tak, to uważasz, że demony to też kłamstwa? Myśl jak chcesz, lecz pamiętaj. Demony najbardziej lubią przychodzić do tych, co w nich nie wierzą. Na tym skończyłam naszą rozmowę. - ostrzegła.
Szli przez asfaltowe drogi, po których przejeżdżało mnóstwo samochodów, chociaż dochodziła godzina pierwsza w nocy. Aleksandra jak zwykle schowała ręce w kieszeniach płaszcza i szła swoim spokojnym tempem. Nogi stawiała w linii prostej, jak prawdziwa modelka. Nie rozglądała się, była odporna na wspaniałe uroki nocnego krajobrazu, gdzie świeciło milion gwiazd, a księżyc oświetlał wszystko dookoła. Łąki, przepełnione schowanym kwieciem zdawały się być spokojne, jakby nieśmiałe czekały na coś wspaniałego. Konrad szedł za dziewczyną, leniwym i zmęczonym chodem. Nogi rozrywał ból, czuł, że będzie miał zakwasy. Nigdy wcześniej tak długo i dużo nie chodził. Dobrze, że wziął sobie wygodne buty, które ma pewno go nie obetrą.
Niespodziewanie Aleksandra zatrzymała się. Odwróciła się i spojrzała w niebo. Przejechała wzrokiem po paru gwiazdozbiorach i zatrzymała swój wzrok na chłopaku.
- Mam dla ciebie dobre wiadomości - rzekła spokojnym głosem.- Tutaj przenocujemy. Mam nadzieję, że wziąłeś rozkładany namiot.
- Ależ oczywiście! - odezwał się żywo, kochał biwaki. Szczególnie spanie w namiotach lub pod gołym niebem. - Ile przeszliśmy kilometrów?
- Dziesięć, minimum - odezwała się rozkładając wojskowy namiot.
- Co?! To znaczy, że mogliśmy iść dwa razy krócej?! - znieruchomiał.
- Ależ oczywiście, ale widziałam jaką jeszcze miałeś energię, gdy przeszliśmy pięć kilometrów. Postanowiłam, że lepiej przejść drugie tyle.
- Poznałem cię dzisiaj, a już mam cię dość - opowiedział obojętnie.
- Pomóc ci z tym namiotem? - zapytała, gdy skończyła rozkładać swój.
- Nie, dziękuję. - odpowiedział nie przerywając pracy. - Słuchaj, a ty byłaś kiedyś w wojsku? - zapytał, gdy także rozłożył swój.
- Byłam. Walczyłam podczas pierwszej wojny światowej. Pomagałam Polsce odzyskać niepodległość, w końcu to moja ojczyzna.
- Urodziłaś się w Polsce? A gdzie dokładnie?
- Urodziłam się w Łańcucie. A teraz dosyć tych pogawędek. Idź spać, bo jest godzina wpół do pierwszej, a wstajemy najpóźniej o dziewiątej.
Alex zasunęła zamek od namiotu i zasnęła spokojnym snem. Konrad zrobił to samo.
Następnego dnia chłopak obudził się po godzinie dziewiątej. Jego wybawczyni już dawno wstała i spakowała się. Gdy tylko wychylił się z namiotu, ujrzał jak granatowe oczy dziewczyny patrzą w ziemię. Podszedł do niej nic nie mówiąc. Ta nawet nie drgnęła. Na trawie leżała ogromna mapa całego świata. Nie była ona zwyczajna. Nie było na niej żadnych nazwy, tylko kolory oddzielające wodę od lądu. Mapa ta była bardzo dokładna. Koło niej widział także kilka mniejszych, poskładanych.
- Idziemy na wchód. Dojdziemy do Japonii, przepłyniemy statkiem przez Ocean Spokojny do Ameryki Północnej, a stamtąd do Amazonii - mówiła pokazując palcem odpowiednie państwa i kontynenty.
- A nie lepiej tutaj i stąd od razu do Amazonii? Przez... to państwo będzie szybciej.
- To się proszę pana nazywa Portugalia. I faktycznie będzie szybciej, ale ja dziękuję za tą drogę. Gdybym była sama, to bym poszła. Jakieś trzy razy krótsza droga, ale skoro jestem z tobą, to nie ma mowy. W tych trzech państwach, a dokładniej w Portugalii, Hiszpanii i Maroko, aż roi się od demonów. Dlatego w tych okolicach jestem najczęściej.
- A nie możemy przez Morze Bałtyckie, potem przez Atlantyk i do Amazonii?
- Nie. Wbrew pozorom zajmie nam to jeszcze dłużej niż na wschód. Sztormy, fale, a także potwory morskie. Idziemy na wschód i koniec - oznajmiła stanowczo. Nie miała zamiaru ustąpić.
- Nad czym się tak zastanawiasz? - zapytał po pewnym czasie.
- Jaką drogę wybrać? Mamy trzy możliwości. Przez Rosję, Litwę, Łotwę i dalej do Rosji, przez Rosję, Litwę, Białoruś i dalej do Rosji oraz przez Białoruś i do Rosji. Hm... Ale zawsze możemy ominąć mniejszą Rosję. No nic. Najszybciej będzie idąc przy granicach. Wiem, ja zawsze mam problemy, ale w każdym państwie żyją inne demony.
Dziewczyna złożyła mapę i razem z pozostałymi umieściła je w plecaku.
- Mogę ci mówić Olka? - zapytał niespodziewanie.
- Nigdy nie waż się do mnie mówić Olka, jasne? Najwyżej Alex - syknęła niemiło przez zęby.
- Mam nadzieję, że wziąłeś ze sobą wygodne buty, który cię nie obetrą i się nie zniszczą. Jest godzina... - dziewczyna spojrzała na słońce. - za dwadzieścia dziesiąta. Będziemy szli do dwunastej, wtedy zrobimy sobie przerwę. Będziesz mógł coś zjeść.
- Przejmujesz się o moje buty, a pewnie twoje obcasiki nie wytrzymają nawet całego dnia - mrukną pod nosem.
- Słuchaj, mam te buty od trzech lat, codziennie mam je na sobie i codziennie chodzę w nich minimum dwanaście godzin. To są specjalne buty i jeżeli jeszcze raz usłyszę, że coś podobnego mówisz, to obiecuję, będziesz miał drugą bliznę, tylko że na policzku - powiedziała rozzłoszczona i wyciągnęła nóż dla lepszego efektu.
Nie spoglądając na niego ruszyła w dalszą drogę. Ten, po chwili namysłu, dogonił ją i zaczął zadawać kolejne pytania.
- Czekaj, a to jest tak, że ty chodzisz sobie po świecie i zabijasz demony gołymi rękami?
- Ależ oczywiście, że nie. Mam najprzeróżniejsze sztylety, noże i wiele innych broni ukrytych w całym moim ubraniu.
- Naprawdę? I to cię nie kuje ani nic?
- Naturalnie, że nie. Jeżeli potrafi się tym obsługiwać, to nic nie jest.
- Ale...
- Za dużo pytań - powiedziała lodowatym tonem.
Konrad uciszył się. Szedł przy łowczyni spoglądając na nią od czasu do czasu. Granatowe oczy błyszczały jak diamenty. Przy każdym spojrzeniu wyciągał nowe wnioski. W końcu je zebrał i podsumował. Wszyło na to, że jest bardzo ładna. Ma piękne oczy, cerę i wszystko w niej jest ładne. Porusza się z gracją i jak modelka. Jest odważna i mądra. Ma w sobie coś, co czyni ją wyjątkową.
Słońce coraz mocniej grzało. Około godziny jedenastej osiągnęło temperaturę powyżej dwudziestu stopni Celsjusza. Czarny asfalt nagrzał się i w niektórych miejscach zaczął się roztapiać. Niebo było niebieskie z paroma białymi obłoczkami. Były one niekształtne i puszyste. Nie zapowiadało się na jakikolwiek deszczyk. Aleksandra od razu wybiła to z głowy Konradowi. Ten, na tą wieść, posmutniał i jeszcze bardziej zwolnił tępo. Szedł już bardzo powoli, lekko zgarbiony i zdyszany.
- Zrobimy sobie przerwę? - zapytał.
- Nie. Zostało jeszcze pięć minut. Idziemy dalej. - powiedziała niewzruszona.
- Mamy iść dokładnie co do minuty?! - był gotowy do kłótni, aż się wyprostował i rzekł żywo.
- Tak. I nie kłóć się ze mną, bo jak zechcę, to możemy iść kolejną godzinę.
Chłopak westchnął. Jak najbardziej mógł się kłócić, uwierzcie mi, lecz nie miał szans z tą dziewczyną. Była ona zbyt doświadczona i nie mógł jej niczego udowodnić, co by dało mu przewagę nad nią. Nie tracił jednak nadziei. Przed nim jeszcze dużo drogi, w tym czasie może się wszystko zdarzyć.
Punktualnie o dwunastej dziewczyna zatrzymała się i zeszła z drogi. Ściągnęła plecak i niedbale rzuciła go na trawę. Usiadła pod rozłożystym orzechem, zaplotła ręce za głową i położyła ją na nich. Następnie wyciągnęła nogi i założyła jedną, na drugą. Zamknęła powieki i odpoczywała w spokoju. Chłopak patrzył na nią krzywo.
- Masz zamiar zrobić sobie przerwę czy idziemy dalej? - zapytała nie otwierając oczu.
- Robię, robię - rzucił niedbale i zaczął wyciągać prowiant z plecaka.
Miał przy sobie dużo wody, bardzo mądrze zrobił. Wyciągnął także batoniki energetyczne. Alex w głębi duszy śmiała się. Co on może zrobić z tymi batonikami? Będzie musiała zadbać o jedzenie dla ich dwojga.
- Skończyłeś już? - zapytała po godzinie.
- Już dawno! - odpowiedział rozpromieniony, lecz ta nie odwzajemniła uśmiechu. - A wracając do wczorajszego tematu. Urodziłaś się w Łańcucie, tak? I kim tam byłaś? Chodzi mi, że chłopką, mieszczanką i tak dalej.
- Co, chciałoby się. Byłam szlachcianką. Widziałeś pałac w Łańcucie?
- Jasne, że tak! Ale nie miałem okazji go zwiedzić - odrzekł smętnie.
- Właśnie tam się urodziłam.
- Naprawdę? Jejku, to jest wspaniały pałac. Zawsze się zastanawiałem jak to jest mieszkać tam.
- Okropnie, tyle ci powiem. Tylko słyszałam regułki od piastunek: nie rób tego, nie wolno ci tamtego, zachowuj się jak dama, broda do góry, wyprostuj się. Można oszaleć. I tak ich nie słuchałam, chodziłam swoimi drogami. - Uśmiechnęła się pod nosem.
- To znaczy, że co robiłaś?
- Jeździłam konno, bawiłam się mieczami, bawiłam się z chłopcami, nie z dziewczynkami.
- I tyle?
- Oczywiście, że nie. Co ty sobie myślisz? Znalazło się tam także uciekanie z domu od czasu do czasu, obrażenie jakiegoś szlachcica. - Wtedy zaśmiała się na głos.
- Co? - zapytał odwzajemniając śmiech.
- Pamiętam, jak miałam dwanaście lat. Ja i moja rodzina byliśmy na odwiedzinach u króla Augusta II Mocnego. To było dobre - rozmarzyła się.
- Opowiedz, proszę.
- Moi rodzice pojechali tam, aby załatwić jakieś ważne sprawy, nie pamiętam, co do było. Nie chcieli mnie zostawić samej z piastunkami. Wiedzieli, że mogło to by się źle skończyć. Więc postanowili mnie wziąć ze sobą. Usiadłam przy jednym stole z samym królem i jego synem, a to i tak nie zrobiło dla mnie wrażenia. Zaczął wychwalać moją urodę. Powiem ci, że siedziałam oburzona. W końcu powiedział, że chciałby abym została żoną syna jego kuzyna. Wtedy wybuchłam. Z głośnym trzaskiem wstałam od stołu i chciałam wyjść, lecz ani on, ani moi rodzinie nie pozwolili mi. Straż stanęła mi na drodze. Byłam w tedy mała i bezbronna, więc nie było mowy przepychania się z nimi. Ze złości ściągnęłam rękawiczkę, jaką miałam na dłoni i rzuciłam przed króla.
- Rękawiczkę? - zmarszczył brwi.
- Co ty historii się nie uczyłeś? Gdy jakiś rycerz rzuci rękawicę przed kogoś, znaczy to, że wyzwany go na pojedynek. Ja to zrobiłam. Na początku moi rodzice się oburzyli, a król się roześmiał i kazał podać mi rękawiczkę. Lecz ja jeszcze raz rzuciłam ją przed króla i powiedziałam: "Wyzywam cię na pojedynek. Nikt nie będzie mówił za kogo mam wyjść!". Król nie przyjął pojedynku, lecz jego syn. Odbył się on tego samego dnia o zachodzie słońca. Ochr30; Co tam się działo. Na początku był dla mnie bardzo łaskawy, bawił się ze mną. Ale ja tylko robiłam sobie rozgrzewkę. W końcu mocno uderzyłam go nogą i się przewrócił. A w tedy zaczęła się walka nie na żarty.
- I co, i co? Kto wygrał? - zapytał z oczami błyszczącymi od ciekawości i podniecenia.
- Oczywiście ja, ale nasza walka trwała ponad pół godziny. Oboje byliśmy bardzo zmęczeni. Udało mi się. Wiesz, jak byłam z tego dumna? Och... Nawet krzyki moich rodziców nie zepsuły mi humoru. A potem wywalili mnie z domu.
- Co?! - krzyknął niespodziewanie.
- Tak. Następnego dnia powiedzieli mi, że już nie mają córki. Pewnie spodziewali się, że rozpłaczę i będę błagać o przebaczenie. Ale ja spojrzałam na nich obojętnie i wzruszyłam ramionami. Nic nie biorąc ze sobą, od razu wyszłam. Na pewno byli zszokowani.
- Spotkałaś ich jeszcze kiedyś?
- O tak. Było to siedem lat później. Miałam wtedy dziewiętnaście lat i trochę doświadczenia. Byłam w okolicznej wiosce. Usłyszałam ich krzyki, nikt im nie pomógł, tylko ja. Pokonałam tego demona. Spojrzałam im w twarze, a matka, rozpoznawszy mnie, rzuciła mi się na szyję. Mówiła, że jestem jej ukochaną córką, co ona by beze mnie zrobiła, że mnie kocha. A ja szorstko ode pchałam ją i powiedziałam: "Ja nie mam rodziców". I odeszłam. Słyszałam, jak ojciec mówił, że żałuje, iż nie pobiegł wtedy za mną i nie zatrzymał mnie.
- Nie żałujesz swojej decyzji?
- Jasne, że nie. Nigdy do tej pory niczego nie żałowałam. No, może oprócz jednej rzeczy, ale nie opowiem ci jej. Musimy iść.
Oboje podnieśli się. Wzięli swoje plecaki i ruszyli w stronę wschodu.
Temperatura nagle się obniżyła. Samochody przestały jeździć przez asfaltową, bardzo gorącą drogę. Dziewczyna zatrzymała się i w myślach przeglądała wszystkich demonów jakich zabiła. W końcu trafiła na odpowiedniego. Jego pojawienie się sprawia, że temperatura powietrza gwałtownie się obniża, ludziom odechciewa się iść bądź jechać w jego stronę, oraz pojawienie się gęstego zachmurzenia.
Zachmurzenia nie było. To znaczy, że jest bardzo daleko. Nasza bohaterka, zamiast iść w stronę demona, ruszyła dalej, jak gdyby nic się nie stało. Młody mężczyzna miał coś powiedzieć, lecz w ostatniej chwili ugryzł się w język. Nikt by nie chciał w takiej sytuacji kłócić się z łowczynią demonów, w szczególności taką jak ona. Wystarczyło jedno słowo nie tak, a gotowa posunąć się dalej, niż każdy inny człowiek. Za nimi zaczęły pojawiać się gęste, szare chmury. Wyglądały, jak stado rozpędzonych koni, gdzie każdy chce dogonić drugiego. Ścigały się, nie znając umiaru i już zawisły nad ich głowami. Ciężkie i nieprzyjazne. Aleksandra nie zwracała na to uwagi, tylko lekko przyśpieszyła kroku. Szła coraz szybciej i szybciej. Stawiała małe, lecz szybkie kroki.
- Dlaczego nie idziesz zabić tego demona? - zapytał doganiając ją.
- Skąd wiesz, że to demon?
- To logiczne. Przecież pogoda nie mogła tak nagle się zmienić w sposób naturalny.
- Radziłabym ci przyśpieszyć. W pobliżu znajduje się drugi demon, niedługo się spotkają, a wtedy będzie niezła jatka. Oba same się pozabijają. Ruszaj się! One są szybsze niż my. Zanim się zorientujesz, będą walczyć przy tobie, a wtedy nie będzie miło.

Przepraszam Cię, Zoey, że tak długo, ale nie chciało mi się, ani nie miałam czasu dodawać następnego rozdziału xdd.

---
W opowiadaniu zawsze, ale to zawsze piszemy liczby słownie (pomijając kartkę z pamiętnika). //Chand





(c) ja, hehe

Zapraszam:
- moje opowiadanie - Zmierzch bogów
- mój blog - W zakamarkach mojej duszy

Edytowane przez Smoczy_Plomien dnia 30-05-2014 21:54
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Błękitno granatowe oczy
~Smoczy_Plomien
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 30-05-2014 22:19
Czy pomiędzy Alex, a Konradem rozwinie się jakiś romans?


Nie, pomiędzy Alex, a Konradem nie będzie żadnych romansów. Oczywiście on jest w niej zakochany, lecz ona ma innego xdd.

Hahaha xd. Rozwaliła mnie ta akcja przy mapie. Ile tych dróg! Skądś ty wzięła ten pomysł?


Nudziło mi się i jakoś tam wyszło. Nie mam pojęcia, co mi odbiło z tym czymś.

Smocza, bardzo liczę na Ciebie, co do tego opowiadania i mam nadzieję, że nie spaprasz sprawy. Weny, cudna, weny.


Postaram się nie spaprać.

Dziękuję, za komentarz. Cieszę się, że są osoby, którym się podoba. Jeszcze dzisiaj dodam kolejny rozdział.



Rozdział 1: Powołana cz. 4


Alex wyciągnęła ręce z płaszcza i zaczęła pomału biec. Chłopak zrobił to samo. Łowczyni była bardzo mądra i od razu wyczuła, że chłopak chce się przed nią popisać szybkością. Postanowiła to wykorzystać i jeszcze bardziej przyspieszyła. Konrad nie dawał za wygraną, w mgnieniu oka dogonił ją i wyszedł na prowadzenie. Lecz nie wiedział, że ponad trzystuletnia dziewczyna ma we krwi szybkość. Zanim się obejrzał, a wyrównała z nim krok.
- Ścigamy się do najbliższego miasta. Będzie ono za jakiś kilometr. Wystarczy, że będziesz biegł tą drogą. Jeżeli będziesz szybszy niż ja, dostaniesz ode mnie coś ciekawego.
- Zgoda, to widzimy się na mecie. - odpowiedział radośnie.
Chłopak biegł najszybciej jak potrafił. Miał wyćwiczoną kondycję i był pewien swojej wygranej. Dziewczyna uśmiechnęła się i rzekła sobie w myślach, że jest bardzo dobry, jak na dwudziestodwuletniego chłopaka.
Jednak jego szczęście nie trwało długo. Już po paru minutach Aleksandra dogoniła go. Była szybsza, więc w niedługim czasie znalazł się daleko w tyle. Dziewczyna dobiegła pierwsza do miasta, a właściwie zatrzymała się przed nim. Konrad nie poddawał się aż do samego końca. Gdy się zatrzymał był cały zmęczony. Ból rozrywał mu uda, oddech był głęboki, szybki i nierówny. Po jego czole zjeżdżały grube krople potu i skapywały na zieloną, lekko zżółkłą trawę.
- Nie siadaj. - rozkazała, gdy chłopak chciał to zrobić. - To szkodzi na serce.
Dopiero teraz zauważył, że znów przybrała swoją pozycję. Czyli ręce w kieszeniach płaszcza i nogi w lekkim rozkroku. Oddech miała równy i spokojny. Nikt by nie spostrzegł, że dopiero co biegła kilometr i to bardzo szybko. Młody mężczyzna był pod wielkim wrażeniem.
- Jak tyś to zrobiła, że tyle biegłaś, a nie widać tego po tobie? - zapytał łapiąc głęboki oddech, co drugie słowo.
- Żyję ponad trzysta lat. Takie coś to dla mnie to nic. I tak nie dałam z siebie wszystkiego. Gdy miałam piętnaście lat, to tak biegałam. Demony są już daleko za nami. Oba zmieniły kierunek, więc już nam nie zagrażają. - dodała później.
- Czyli nici z mojej nagrody?
- Ech... No dobrze. Masz. - rzuciła mu coś złotego i okrągłego.
- Co to jest? - zapytał oglądając to.
- To broszka Jana III Sobieskiego. Jest ona warta z kilka, może kilkanaście tysięcy. Ale pilnuj jej jak oczka w głowie.
- Jej! Jaki czad! Dzięki! - ucieszył się.
- Dobra, choć już. Szkoda mi czasu. - odpowiedziała lodowato.
Znaleźli się w mieście, którego Aleksandra nie zapamiętała. Może tutaj była, może nie? Nie jest do końca pewna. Była w wielu miastach na świecie. A to nie należało do największych, wręcz przeciwnie. Szare, pozbawione radości budynki, popękane ściany, z których odpada tynk. Wielkie płyty chodnikowe popękane i odstające. Można by sobie na nich skręcić kostkę. Samochodów było tam mało, choć ludzi znacznie więcej. Dziurawe drogi bez sygnalizacji świetlnych, pasy ledwo widoczne, przez co ludzie omijają je z daleka. Bezdomni siedzieli w starych zaułkach, pomiędzy pudłami.
Oboje przechodzili obojętnie koło żebraków i ludzi patrzących na nich krzywo. Niespodziewanie dziewczyna zatrzymała się. Cofnęła o dwa kroki i spojrzała przez zakurzoną szybę. Była to restauracja, lecz bardzo stara. Bardziej przypominała karczmę, gdzie podawano samo piwo i co chwilę urządzane były bójki. W tej restauracji podawano więcej niż alkohol, ale mężczyźni tylko to kupowali. Było to miejsce ucieczki panów przed domowymi obowiązkami i awantur z małżonkami.
Na końcu sali siedział mężczyzna z czarnym zarostem i czarnymi włosami. Śmiał się pokazując żółte zęby i srebrne plomby. Małe, brązowe oczy odbijały światło zaćmionych lamp. Przed nim stał wielki kufel z złocistym piwem. Najwidoczniej świetnie się bawił w towarzystwie pulchnego towarzysza.
Oczy dziewczyny zabłysnęły, a kąciki ust drgnęły do uśmiechu. Nakazała zatrzymać się chłopakowi. Ten posłusznie do niej podszedł i czekał na wyjaśnienia, lecz ich nie usłyszał. Nie zapowiadając weszła do środka.
Drzwi otworzyły się z głośnym trzaskiem, a wszyscy zwrócili się w jej stronę. Aleksandra weszła do środka z łobuzerskim uśmiechem. Stanęła w lekkim rozkroku i strzelała kośćmi od pieści. Mężczyzna na końcu sali głośno przełkną ślinę i zbladł jak papier. Nie mógł się ruszyć, szczęka mu drgała, jakby miał się rozpłakać. Dziewczyna spokojnym krokiem podeszła do niego. Stanęła nad nim, a on automatycznie podniósł się. Spojrzała mu w oczy.
- Czas wyrównać rachunki. - powiedziała zafascynowana.
- No co ty. Aleksandra, przestań. Przecież to było bardzo dawno. Nie zapomniałaś jeszcze?
- Powiem ci, że jestem bardzo rzadkim typem człowieka. Potrafię ukrywać swoją złość przez dziesiątki lat, a potem niespodziewanie zemścić się.
Wtedy dziewczyna podniosła go za kołnierz i przerzuciła za siebie. Czarnowłosy mężczyzna upadł na ziemię, jak długi. Z powodu bólu, nie mógł się ruszyć. Wtedy ona podeszła do niego i postawiła mu nogę na klatce piersiowej. Jej obcas wbijał mu się w splot. Oparła się o tę nogę i zauważyła w oczach mężczyzny łzy.
- No, powiedz mi, co o mnie mówiłeś? - zapytał nie przestając naciskać.
- Nic. - odpowiedział niewyraźnie.
- Jestem innego zdania. Przechwalałeś się, jaki to ty jesteś wielki. Że nic i nikt nie jest ci straszny. Jesteś niepokonany. A tym czasie przyszła dziewczyna i pokonała się jednym, beznadziejnym ruchem dłoni.
- Proszę, nie rób mi nic złego! - płakał, a ona patrzyła na niego bez litości.
- Ja? Ja ci nic nie zrobię. Przyszłam tylko po moją własność. - powiedziała i przecięła mężczyźnie bluzkę.
Na szyi spoczywał srebrny łańcuch, a na jego końcu brązowy woreczek. Dziewczyna oderwała go, po czym wzięła nogę z jego klaty i wyszła. Wszyscy patrzyli na miejsce, gdzie widzieli ją po raz ostatni.
- Co to było?! - zapytał Konrad.
- Musiałam odebrać swoją własność. - odpowiedziała niewzruszona.
- Ale żeby tak go straszyć?
- To jest zwykły łajdak i alkoholik. A to coś, czego nie powinien nigdy na oczy widzieć. - podrzuciła woreczek do góry i złapała.
- A co to takiego?
- Nie interesuj się. Najważniejsze, żebyś wiedział, iż należy do mnie. Nigdy nie należało do niego. Chodźmy.
Aleksandra miała w planie tego samego dnia przejść co najmniej trzydzieści kilometrów i zatrzymać się w jakimś kościele bądź motelu. Jej planu niestety zostały zrujnowane, gdyż po przejściu pięciu kilometrów od miasta zaczął padać ulewny deszcz. Razem z Konradem nieopodal znaleźli niegłęboką jaskinię. Ukryli się w niej w samą porę, ponieważ zaraz potem z nieba zaczęły zlatywać wielkie, białe kuleczki - grad.
Jaskinia była wilgotna i opuszczona. Znajdowała się ukryta pomiędzy gęsto usadzonymi drzewami. Aleksandra z trudnością ją zauważyła. Dziewczyna rozłożyła na posadzce koc i oboje mogli spokojnie usiąść. Na zewnątrz było bardzo jasno. Deszcz padał z bialutkich chmurek, a gdy osłabł promienie słoneczne odbijały się od kropli i tworzyły zjawisko tęczy. Dziewczyna wraz chłopakiem nadal siedzieli w jaskini.
- Słuchaj, a co się stanie, gdy spotkamy jakiegoś demona? - zagadną.
- Ja to, co? Zabiję go.
- Ale jeżeli mnie napadnie?
- Hm... W sumie masz rację. - odpowiedziała w zamyśleniu. - Dobra, no to wstawaj. Pokażę ci trochę kombinacji samoobrony.
Było tam wystarczająco dużo miejsca na ćwiczenia. Łowczyni nauczyła go jak skutecznie odeprzeć czyjś atak. Pokazała obronę przez zaatakowanie z przodu, z tyłu oraz po bokach. Chłopak bardzo szybko zrozumiał, o co chodzi. Szło mu to sprawnie, lecz bał się, że nie da rady wykorzystać tego w praktyce.
Ćwiczyli aż deszcz nie przestał padać. Gdy słońce zaświeciło jeszcze mocniej, a tęcza zniknęła, wyszli z jaskini. Zbliżał się zmrok. Konrad był bardzo głodny, Alex także już bardzo długo nie jadła.
- Co będziemy jeść? Chyba nie będziemy szukać teraz jakiegoś miasta. - odrzekł zniechęcony.
- Spokojnie, upoluję coś. - uśmiechnęła się blado.
Wytęża słuch, cicho podchodzi, dalej nasłuchuje. Usłyszała coś. To na pewno zając. Bezszelestnie zbliża się do niego, niczym jego cień w promieniach zachodzącego słońca. Wyciąga sztylet i celuje w zwierzę. Nic nie słychać, tylko ciche złamanie gałązek. Ostrze trafiło w sam środek serca. Nie żyje i teraz leży pomiędzy zakrwawionymi gałązkami i liśćmi. Dziewczyna bierze go za nogi i zanosi do miejsca ich obozu. Zastaje tam już rozłożone namioty i rozpalone ognisko. Przy ognisku są dwa płaskie kamienie. W sam raz do siadania. Alex nie pokazuje chłopakowi zająca. Zanim jeszcze wyruszyła na polowanie oznajmił jej, że nie cierpi widoku krwi.
Po obdarciu go ze skóry i futra dziewczyna odpowiednio go przyrządziła. Mięso nabiła na patyk i ułożyła nad ogniem. Chwilę później z namiotu wyszedł Konrad i poczuł wspaniałą woń pieczonego mięsa. Na początku trochę się brzydził, lecz mu przeszło. Aleksandra na namową Konrada znalazła kałużę, która nie zdążyła jeszcze wyschnąć od czasu deszczu i umyła tam ręce skąpane we krwi zwierzęcia. Nie przeszkadzała jej ta krew, ale chłopak groził, że jest mu niedobrze.
- I jak, smakuje? - zapytała, gdy chłopak wziął pierwszego kęsa.
- To jest przepyszne! - krzyknął uradowany.
- Cieszę się. - odpowiedziała z lekką satysfakcją.
- I pomyśleć, że tak się tego brzydziłem. - rzekł sam do siebie.
- Zawsze mówisz sam do siebie? - zapytała nagle.
- Ee... Czasami. Nigdy nie mam się do kogo odezwać, więc myślę na głos. - odpowiedział zmieszany.
- Ciekawe. - rzekła krótko. - Lepiej chodźmy już spać. Jutro chcę nadrobić zaległą drogę, więc szybko musisz wstać, jakby co, to cię obudzę.

Rozdział 2: Spotkanie cz. 1


Dzień zapowiadał się być przyjemny. Słońce nie grzało tak jak poprzedniego dni, a jakby było tego mało, zaczął wiać przyjemny wiaterek. Z napotkanych drzew słychać wyćwierkiwanie ptaków i delikatny szum liści. Bezchmurne niebo zwiastowało zero opadów. Z tego właśnie powodu młody mężczyzna był bardzo rozweselony, pełen życia oraz energii. Bez ustanku wyprzedzał Aleksandrę, ale zaraz coś przykuwało jego uwagę i zostawał w tyle. Dziewczyna od czasu do czasu przekręcała oczyma i wzdychała. Szli już ładne parę godzin. Dokładnie to od godziny siódmej, a teraz była godzina jedenasta. Dziewczynę nie zdziwiło, że chłopak w końcu zaczął pogwizdywać. Wygwizdywał melodię do różnych piosenek, żadnej nie skończył. Stworzył z tego mix popu oraz hip hopu. Gwizdał przez okrągłą godzinę. Alex po pewnym czasie zaczęła się o niego martwić. Ale nic mu nie było, zapewnił ją, gdy się spytała.
Każdy niestety z czasem się męczy. Alex była zmuszona zrobić przerwę, ale była zadowolona, gdyż nadrobili ponad połowę drogi. Gdy chłopak padł pod drzewem, w jego cieniu i ciężko dyszał ze zmęczenia, ona podeszła nad znajdujący się tam staw i sprawdziła wodę.
- Co robisz? - zapytał gdy już odetchnął.
- Sprawdzam czy woda jest ciepła. - odpowiedziała najnormalniej w świecie.
- Po co? Chcesz się kąpać? - zapytał śmiejąc się.
- A żebyś wiedział, nie mam zamiaru chodzić spocona, z odrażającym zapachem. - mówiła poważnie. - Tam jest wysoka trawa, gęste drzewa i dużo krzaków. Idę się tam wykąpać, jeżeli chcesz to mogę cię puścić pierwszego.
- Jasne! Już idę! - odpowiedział żwawo.
Nie zajęło mu to długo, choć Alex już prawie zasypiała pod drzewem dębowym. Gdy zauważyła go uśmiechającego się od ucha do ucha, pomyślała, że zwariowała i ma zwidy. Ale w końcu przypomniała sobie, że już nie chodzi całkiem sama po Europie. Ocknąwszy się, nic nie mówiąc, poszła w miejsce, gdzie miała się wykąpać. Wzięła ze sobą świeże ubrania i ręcznik. Nagle zdała sobie sprawę, że chłopak wygląda zupełni inaczej. Jego włosy znów błyszczały czystością i świeżością. Miał delikatną, czystą twarz i świecące oczy.
Zanim jednak weszła w gąszcz krzaków i drzew zagroziła Konradowi, że jeżeli tylko podejdzie bliżej niż pięćdziesiąt metrów, to zrobi mu krwawą blizną na policzku. Po tych słowach ukryła się pomiędzy wysokimi krzakami. Najpierw ściągnęła płaszcz, a potem buty. To były dla niej najważniejsze elementy ubrania, więc oddaliła je bardziej niż pozostałe.
Powoli weszła do nagrzanej wody. Przy powierzchni była ona bardzo ciepła, lecz na dnie zimniejsza o ponad dwanaście stopni. Dziewczyna tylko westchnęła i zanurzyła się w wodzie. Lubiła pływać, a w szczególności nurkować. Lśniąca woda odprężała ją. Od razu poczuła się znacznie lepiej, lepiej niż wcześniej, choć nie było tak źle. Ale chociaż chciała zostać tam jak najdłużej, to nie mogła zostawić Konrada samego. Wyszła na brzeg, usiadła na miękkiej trawie i wzięła do ręki ręcznik. Starannie wytarła całe ciało. Następnie ubrała świeżą bieliznę, legginsy i koszulę. W stawie wymyła swoje poprzednie ubranie, płaszcz i buty delikatnie czyściła nie pod wodą, lecz mokrym ręcznikiem. Na wystającej gałęzi powiesiła mokre ubrania, prócz płaszcza i butów. Buty założyła na nogi, nie wiadomo co jest w tej trawie. Płaszcz przerzuciła przez ramię i wychodząc zaczęła układać włosy.
Konrad stał na polanie i ślepo patrzył na lśniącą wodę stawu. Niespodziewanie ocknął się i ujrzał Aleksandrę. Zmieniła się. Granatowa koszula delikatnie zwiewała na wietrze, pierwszy raz widział ją bez płaszczu. W jednej chwili serce zabiło mu mocniej. Jej niespotykane włosy przykuły jego uwagę, wyglądały pięknie, ona cała wyglądała przepięknie. Nigdy jeszcze nie widział takiej kobiety. Jej oczy, jak diamenty przykuwały jego uwagę każdego dnia, a makijaż jeszcze bardziej je podkreślał. Gdy widział jej uśmiech, nie sposób był mu się oprzeć, zawsze musiał go odwzajemnić.
Niespodziewanie ktoś się na niego rzucił. Z powodu zapatrzenia nie ujrzał napastnika. Dziewczyna patrzyła w ziemię układając włosy, więc też nie miała okazji go zauważyć. Dopiero gdy Konrad krzyknął, Alex zwrócił uwagę na otaczający ją świat. Przed sobą ujrzała dwie postacie. Jedna bezwładnie leżała na ziemi, a druga leżała na niej i próbowała dostać się do oczu. Dziewczyna rzuciła płaszcz i podbiegła do obu. Rzuciła się na napastnika i zwaliła go z Konrada. Przeciwnik upadł na ziemię, a Alex parę kroków dalej. Turlając się zrobiła fikołka i stanęła na nogach. W tej chwili on także wstał i zaatakował jako pierwszy. Aleksandra dzielnie obroniła atak pięścią i sama zaczęła uderzać. Konrad obserwując zdarzenie z daleka nie był w stanie założyć, kto wygra. Szanse były bardzo wyrównane. Oboje dużo uderzali i kopali. Aleksandra dużo broniła, a mężczyzna przyjmował ciosy na siebie. Dziewczyna w końcu uderzyła obrotowe kopnięcie, trafiła w głowę. Ten lekko się zachwiał, lecz szybko wrócił do siebie. Chłopak z całej siły uderzył ją w udo, ale ona podniosła kolano do góry i odepchnęła atak. Następnie udała, że uderza obrotowe kopnięcie, ale szybko się cofnęła i z miejsca uderzyła w drugą stronę. Napastnik okazał się być zwinny i złapał ją za nogę. Mocno podniósł ją do góry. Alex zrobiła salto do tyłu i stanęła w szerokiej pozycji walki. Jedną rękę mając nad udem, a drugą przy twarzy. Przeciwnik znów rzucił się na nią. Po raz kolejny zaczęła się ostra walką. Konrad nie był w stanie nawet zauważyć, kto uderza. Działo się to z niesamowitą prędkością. Ciąg uderzeń i kopnięć.
Alex wreszcie miała tego dość. Szybko oparła się dłonią o trawę i podcięła napastnika. Ten upadł twardo na ziemie. Był bezbronny. Chciał się szybko podnieść i kontynuować walkę, ale ona położyła mu stopę na klacie i mocno przycisnęła. Z delikatnym uśmiechem tryumfu wyprostowała się.
- Bywałeś lepszy. - odrzekła ściągając nogę.
Podała mu rękę, którą natychmiast złapał. Podciągnęła ją do siebie i pomogła mu wstać. Teraz dokładnie było można zauważyć wygląd napastnika. Jasna cera, niebieskie oczy. Czarne, krótkie włosy z niebieska pasemką przy twarzy. Ubrany w wojskowe buty, czarne spodnie i ciemno brązową koszulę. Od walki z Aleksandrą miał brudną twarz i potargane włosy.
- A może to ty jesteś lepsza? - zapytał ze swoim czarującym uśmiechem.
- Nie podlizuj się. - odpowiedziała lodowato.
- Alex, ty go znasz? - wtrącił Konrad.
- Niestety, ale tak.
- Alex? Jesteście sobie po przezwiskach? - zapytał unosząc brwi.
- Kto to jest? - pytał dalej Konrad, nie zwracając uwagi na zaczepkę mężczyzny.
- To jest Ksawery.
- Jest demonem?
- Tak. - odpowiedziała nie spuszczając wzroku z mężczyzny.
- To dlaczego nie wyczułaś go?! - zapytał z wyrzutem. - Mógł mnie zabić.
- To dlaczego ty go nie zauważyłeś? Po co uczyłam cię samoobrony? - krzyknęła rozwścieczona.
- Zagapiłem się. - odpowiedział niepewnie.
- Na co?
- Na ciebie. - oznajmił cicho, a Ksawery wybuchł śmiechem.
- No proszę cię. Myślisz, że ona będzie z kimś takim, jak ty? Nawet jeżeli by chciała, to jeżeli ma szacunek do Boga, to w życiu nie zwiąże się z tobą. Masz do niego szacunek? - zapytał zwracając się do dziewczyny.
Ta patrzyła w ziemię. Nie mogła utrzymać wzroku w jednym punkcie, oczy jej się kręciły, lecz na żadnego nie spojrzała.
- Masz czy nie?! - rzekł ostro Ksawery.
- Mam. - odpowiedziała cicho i odeszła.




(c) ja, hehe

Zapraszam:
- moje opowiadanie - Zmierzch bogów
- mój blog - W zakamarkach mojej duszy
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Błękitno granatowe oczy
~Smoczy_Plomien
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 21-08-2014 18:44
Konrad do tej pory nie słyszał w jej głosie takich uczuć. Wiele razy ludzie mu się zwierzali i bez problemu wyczuł, że tkwił tam smutek, żal i rozpacz. Wrogo spojrzał na demona. Ujrzał na jego twarzy łobuzerski uśmiech. Ksawery spojrzał na niego przelotnie z wygraną w oczach. Nie zwracając się do niego poszedł w ślad za dziewczyną.
Aleksandra pospiesznie udała się tam, gdzie zostawiła swoje ubrania. Zdążyła się uspokoić i dojść do siebie. Znów przybrała minę chłodnej i bez uczuciowej dziewczyny. Poskładawszy ubrania wstała i wyszła z gąszczu. Na drodze staną jej o czoło większy demon. Spojrzała mu obojętnie w oczy i przeszła koło niego mocno uderzając go w ramię.
- Au... - jęknął. - Nie musiałaś tak mocno.
- Nie musiałeś stawać mi na drodze - odezwała się wrogo.
Spakowawszy ubrania usiadła pod rozłożystym bukiem i założyła jedną nogę na drugą. Ksawery podszedł do niej.
- Dobra, ty mnie przedstawiłaś temu chłoptasiowi, a teraz jego przedstaw mnie.
- To jest Konrad, jest wybrańcem. Ma dwadzieścia dwa lata i jest człowiekiem. Jeżeli coś mu zrobisz, obiecuję, że nie zawaham się przed niczym.
- Jesteś powołaną? - zapytał unosząc wysoko brwi. - Od kiedy?
- Tak, od 157 lat - odpowiedziała krótko.
- No, zaszalałaś, kobieto. A teraz idziesz z nim do klasztoru? Przecież zakon jest w Amazonii, a szybciej byłoby przez Portur30; Aha! Mądre - uświadomił się, dlaczego zmierza na wschód.
- No widzisz. Nie jestem taka tępa jak ty.
- Chcesz, to mogę ci pomóc przejść przez Portugalię, a potem przez Atlantyk.
- Od kiedy ty taki pomocny? - zapytała unosząc brwi.
- Właściwie to też udaję się do Zakonu Świętego Krzyża. Mam przy okazji, więc nie będzie mi to przeszkadzać.
- Zgoda - odpowiedziała po głębszym namyśle.
- A więc załatwione. Idziemy już?
- Tak. Konrad, pakuj się! - krzyknęła.
Alex wstała i spakowała ostatnie rzeczy. Założyła także swój płaszcz i wyciągnęła spod niego suche włosy. Teraz to Ksawery prowadził ich wyprawę. On decydował, kiedy są przerwy i którędy idą. Konradowi nie spodobało się to. Już od początku nie polubił tego gościa, w szczególności, że się na niego rzucił. Idąc z tyłu, przy dziewczynie, dowiedział się, że ma on trzysta dziewięćdziesiąt dziewięć lat. Próbował dowiedzieć się jeszcze więcej, lecz Alex unikała tematu. Teraz podążali na zachód.
Szli przez siedem godzin. Ksawery nie zrobił nawet na pięć minut przerwy. Dziewczynie to akurat nie przeszkadzało, ale Konradowi zaczynało brakować sił. Raz Aleksandra musiała go podtrzymać, bo straciłby przytomność. Od tego czasu minęło około dwie godziny, ale chłopak w każdej chwili mógł upaść lub zrobić sobie krzywdę. W końcu Alex nie wytrzymała, podbiegła do mężczyzny.
- Może byś tak przerwę zrobił? - zapytała lekko zła.
- A co? Nogi cię bolą? - zapytał ironicznie.
- Mi akurat nic nie jest, ale nie zapominaj, że z nami jest Konrad. On nie jest przyzwyczajony do takich długich wędrówek - tłumaczyła poważnie.
Ksawerego jakby coś tknęło. Niespodziewanie zatrzymał się i spojrzał współczująco na chłopca. Widział jak idzie bardzo pomału, chwiejnym krokiem. Był blady i osłabiony. Przekręcił wzrok na dziewczynę, a w jej oczach ujrzał zawziętość i gotowość do kłótni. Westchnął przeciągle i szedł z drogi. Łowczyni pomogła Konradowi dojść na miejsce. Oparła go o wielki kamień i sprawdziła czy nie ma gorączki.
- Chcesz pić? - zapytała troskliwe.
- Poproszę.
Wyjęła ze swojej torby butelkę wody i przyłożyła dzióbek do jego ust. Pił pomału i spokojnie. Parę kropel wyleciało z butli i spłynęło mu po brodzie, po czym spadło na ziemię. Pomału odciągnęła butelkę od jego ust. Wyciągnęła chusteczkę z bocznej kieszonki plecaka i sprawnie wytarła mu spocone czoło. Ksawery usiadł nieopodal na trawie i patrzy na jej zwinne ruchy. Poczuł w sobie dziwne, dotąd nie znane mu uczucie. Było ono nieprzyjemne i przez nie stawał się zły. Była to zazdrość. Nie mógł uwierzyć, był zazdrosny, zazdrosny o Aleksandrę. Nigdy w życiu nie przypuszczałby, że będzie właśnie o nią zazdrosny. Oboje nienawidzą się, a on jest właśnie o nią zazdrosny!
Było już ciemno, dlatego Aleksandra nie zauważyła, jak demon przez dłuższy czas patrzył się na nią. Nie umknęłoby to jej uwadze, gdyby chociaż spojrzała w jego stronę, ale nie. Nawet nie pomyślała o nim. Przez niego Konradowi mogło stać się coś poważnego. Rozłożyła swój i jego namiot, rozpaliła ognisko, upolowała przepiórki i smakowicie je przyrządziła. Dwudziestodwuletni chłopak już po pewnym czasie poczuł się lepiej. Do ogniska przyniósł trzy duże kamienie, aby każdy mógł usiąść. Niestety, Ksawery wolał siedzieć daleko od nich, tam gdzie światło ognia nie docierało. Patrzył zamyślony w migocące gwiazdy.
W końcu Aleksandra przestała się martwić o Konrada. Wyglądał już normalnie, jego twarz nabrała rumieńców, znów miał uśmiechnięte i pełne życia oczy. Z wielkim apetytem zjadał przepiórkę. Choć dziewczyna gniewała się na Ksawerego, to mu także przyrządziła przepiórkę. Lecz chłopak z upływem minut nie zjawiał się. Siedział bez ruchu. Wreszcie Alex wzięła gałąź z mięsem i pomału do niego podchodziła. Przykucnęła przy nim.
- Masz, zjedź - podała mu kij z ciepłym i aromatycznym mięsem.
- Nie jestem głodny - odpowiedział obojętnie.
- Słuchaj, nie obchodzi mnie czy jesteś głodny, czy nie. Masz to zjeść i koniec. A w ogóle to nie było pytanie - oznajmiła przyjaźnie.
Mężczyzna spojrzał na jej błękitne, prawie świecące oczy. Mogło się zdawać, że wydzielają one światło, jak latarka, lecz tak naprawdę były po prostu krystaliczne czyste. Nigdy nikt nie spotka takich oczu, pomyślał, tak szlachetnych i pięknych. Widział w nich lekką radość. Pomału chwycił gałąź. Przez przypadek delikatnie dotknął ciepłej ręki dziewczyny. Przeszedł go dreszcz po całym ciele, a ona tym dotknięciem się nie przejęła. Wiedziała, że zrobił to przez przypadek.
- Chodź do nas, tam jest ciepło - powiedziała gdy odchodziła.
- Już idę.
Z ciemności wyłoniły się dwie postacie. Konrad nie był z tego powodu zbytnio zadowolony, ale w końcu przyzwyczaił się do tego towarzystwa. Ksawery nie uczestniczył w ich rozmowie, a gdy był zmuszony, odzywał się nieprzyjemnym, zrzędliwym tonem. Po pewnym czasie Konrad odszedł od nich na chwilę. Gdy tylko zniknął z pola widzenia mężczyzna przybliżył się do Alex.
- Mówiłaś mu o tym, co ma zrobić? - zagadną cicho.
- Nie, wolę poczekać. Teraz może się wystraszyć i zrezygnować - tłumaczyła się.
- Nie lepiej powiedzieć mu i mieć to z głowy?
- A co będzie, jak się wystraszy i nie będzie chciał z nami iść. Ja go nie będę zatrzymywać, nie mam do tego prawa. A nie mam zamiaru mieć takiej przyszłości, jak mówi przepowiednia.
- A jak dotrzemy na miejsce i wtedy będzie chciał się wycofać?
- Może, gdy zobaczy ile ludzi liczy na niego, to zmieni zdanie.
- Ja bym temu Konradowi powiedział.
- Co takiego? - zapytał raźnie Konrad, a Aleksandra spojrzała oczekująco na mężczyznę.
- Nic, dowiesz się w swoim czasie - odpowiedział przyjaźniej niż przedtem.
- Ech... Kolejna osoba, co nic nie chce mi powiedzieć - zasmucił się chłopak.
- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie - odpowiedziała obojętnie łowczyni.
Zapanowała chwila ciszy. Każdy ślepo patrzył w ogień. W głowie Konrada kłębiło się wiele myśli, starał się je pozbierać i uporządkować w logiczną całość, lecz nie wychodziło mu to zbyt dobrze. Spojrzał na swych towarzyszy.
- Słuchajcie... Mam do was pytanie - mówił niepewnie, a oboje spojrzeli na niego oczekująco - Czy wy jesteście parą albo coś was łączy?
Oboje spojrzeli po sobie. Nie mieli zadowolonych min. Ksawery gniewnie wstał i odszedł, zniknął z pola widzenia. Dziewczyna patrzyła w ogień i zastanawiała się, co mu powiedzieć. Lewą ręką ocierała prawą, w okolicy palca serdecznego. Nie umknęło to uwadze Konrada, patrzył oczekując na dziewczynę. W końcu Aleksandra puściła rękę, a wtedy chłopak pierwszy raz przyjrzał jej się. Na palcu serdecznym prawej ręki widniała platynowa obrączka. Odwróciła lekko głowę i rzekła.
- Jesteśmy zaaranżowanym małżeństwem - odpowiedziała obojętnie z lekką nutą smutku.
- Zaaranżowanym? Kto wam to zrobił?
- Ci, do których idziemy. Członkowie Zakonu Świętego Krzyża - oznajmiła deczko głośniej.
- Możesz mi o tym opowiedzieć?
- Jasne, masz prawo wiedzieć, szczególnie skoro Ksawery idzie z nami. Było to, gdy miałam sześćdziesiąt dziewięć lat. Gdy zapraszają cię do klasztoru, czujesz się odznaczony. To naprawdę wielki zaszczyt, w szczególności, gdy zapraszają na bal. Tak właśnie było. Gdy przybyłam tam, pokazali mi pokój. Zastanawiałam się, dlaczego były tam dwie kratki i strasznie grube drzwi. Wtedy myślałam, że kratka jest po to, aby doprowadzać tlen z powodu szczelnych drzwi. Więc co miałam robić? Szykowałam się na tą imprezę, otworzyłam szafę, a tam było mnóstwo przepięknych sukni. Białe, błękitne, żółte i różowe. Wszystkie pasowały jak ulał. Gdy byłam już gotowa, przyszli po mnie. Wprowadzili mnie na salę. Było tam mnóstwo podłużnych stołów. Zaprowadzili mnie do największego, na sam jego koniec. Siedziałam koło Ksawerego i tylko niego. Od razu poczułam jego demoniczną energię, ale nie mogłam zaatakować, nie przy tylu ludziach i to w dodatku chrześcijanach, a w ogóle został zaproszony, dlatego tym bardziej nie mogłam tego zrobić. Dużo się śmiałam, on także. W końcu zaczęło kręcić mi się w głowie, ledwo co mogłam ustać na nogach. Od razu przestałam się śmiać. U niego były te same objawy. Gdy zauważyli to, wzięli i mnie, i jego. A potem wszystko potoczyło się tak szybko. Przyprowadzili księdza, założyli nam obrączki. Jeszcze musieliśmy wypić z jednego kielicha. Podali mi złoty puchar, mówiąc, że to mi dobrze zrobi, to samo zrobili z nim. Potem stoły nagle zniknęły. Wszyscy zaczęli wirować wkoło nas. Staliśmy na środku, nie dość, że kręciło nam się w głowach, to jeszcze oni. Bałam się, po prostu się bałam - parsknęła lekko śmiechem. - Obracałam głową bez ustanku. W końcu nie wytrzymałam, upadłam, ale on mnie złapał. Wtedy wszystko zatrzymało się. Poprowadzili nas do pokoju. Pusty pokój z łóżkiem, jakąś komodą i fotelami. Z jednej strony poczułam się lepiej, że to wszystko minęło, ale z drugiej... kusiło.
- Kusiła? Niby co?! - oburzył się.
- To tak jakby efekt uboczny - wtrącił Ksawery, który stał oparty o pień drzewa. - Oczywiście dla nas, bo dla nich to dobrze.
- Nie rozumiem - narzekał chłopak.
- Chodzi o to, że przez taki ślub te dwie osoby przyciągają się wzajemnie. Jest to po to, aby nie było konfliktów w małżeństwie. W pewnych momentach chcą się pocałować, przytulić, a w innych być jeszcze bliżej. Właśnie w noc po takim ślubie chce się być jeszcze bliżej siebie, to jest silniejsze od ciebie.
- To jak sobie poradziliście?
- On jako demon sobie poradził, a ja musiałam wbić sobie nóż w udo. Z poduszek, których było tam wiele, zbudowaliśmy mur i normalnie poszliśmy spać.
- Po tym, co się stało, poszliście spać?
- Po takiej dawce narkotyku czy co to tam było, tylko o tym marzyliśmy. Koniec tematu! Wszyscy idziemy spać. I tak się zasiedzieliśmy!
Dziewczyna nie czekała na protesty. Położywszy się zasnęła bez trudu. To był dla niej ciężki dzień. Spotkanie Ksawerego, rozmowa o ich przeszłości. Jeden z najwrażliwszych tematów.
Następnego dnia dziewczyna obudziła się równo ze wschodem słońca. Po wyjściu z namiotu poczuła przyjemny zapach letniego poranka. Ptaki cicho nuciły, po ich ognisku zostało zaledwie trochę popiołu. Wiatr delikatnie pieścił jej twarz i ułożone włosy. Gdy wyszła z cienia, w którym znajdowały się trzy namioty, jej oczy zmieniły kolor na granatowy. Przyjemny dreszcz przeszedł jej ciało. Stanęła w bezruchu i patrzyła, jak pomarańczowa kula słońca wychodzi znad malutkich pagórków i ukrywa się za delikatnymi chmurami. Gdy stało się zbyt jasne dla jej oka, z nowego namiotu wyszedł Ksawery. Delikatnie obróciła głowę i znów patrzyła przed siebie, tym razem zamyślona. Chłopak z zainteresowaniem podszedł do niej.
- Na co tak patrzysz?
- Na coś, czego ty nigdy nie ujrzysz - odpowiedziała kpiąco.
- Możesz mi to opisać? - nie poddawał się.
- Nie, bo sama dobrze tego nie widzę i nie rozumiem - odrzekła wrogo nastawiona.
Odeszła. Ksawery długo zastanawiał się nad tą odpowiedzią. Co ona mogła oznaczać? Alex była tajemnicza, ale niektóre jej odpowiedzi były niezrozumiałe. Musiał się o niej jeszcze wiele nauczyć.
Nie było na co czekać. Gdy tylko wstał Konrad i zjadł w samotności śniadanie, bo ani Ksawery, ani Alex nie mieli ochoty, ruszyli w dalszą drogę. Wieloletni mężczyzna jak zwykle wyprzedzał ich, a Aleksandra i Konrad szli z tyłu i rozmawiali.
- Zaraz, to skoro wy jesteście małżeństwem już tyle, a nic pomiędzy wami nie doszło, to dlaczego nie unieważnili tego związku? Przecież tak powinno chyba być, co nie?
- Powinno, ale najwidoczniej On ma jakieś plany, co do mnie i niego. A w ogóle to co On z własnej woli zwiąże, to już praktycznie nie ma odwrotu.
- Ale przecież to Bóg! On nie powinien wam tego robić! - stwierdził kapryśnie chłopak.
- No cóż, życie nie jest takie, jakim się wydaje być. Są wzloty i upadki. Jednym z upadków właśnie był nasz ślub, a wzlotem to, że nic się pomiędzy nami nie stało.
- Ale przedtem Ksawery mówił, że takie osoby przyciągają się nawzajem. I mówiłaś, że żeby się powstrzymać musiałaś sobie wbić nóż w udo.
- Do czego zmierzasz? - wyczuła podstęp.
- Zanim to powiem, a raczej się spytam, obiecaj, że odpowiesz prawdę i tylko prawdę. Bo jak nie, to będę cały dzień upierdliwy. Jak rzep psiego ogona lub jak mucha latem.
- Nie odpuścisz, prawda? - upewniła się, a Konrad dał znak głową, że nie - Ech... No dobrze, obiecuję.
- Dobra, to teraz pytanie. Czy ciebie nadal ciągnie to Ksawerego? No wiesz, przyciąga cię, korci - zapytał zupełnie normalnie, jakby taki temat był dla niego codziennością.
Demon usłyszał to i nie dość, że wytężył słuch, to jeszcze otworzył szeroko oczy. Aleksandra zatrzymała się. Przekręcała oczami zamyślona. Szukała odpowiedniej wymówki. Co by powiedzieć? Jak wyjść z tej sytuacji? Po co on ciągle drąży ten temat? To nie jego sprawa!
- No, więc? - spojrzał na nią oczekująco.
- Nie twoja sprawa! Czep się czegoś innego! - warknęła groźnie i znów ruszyła pewnym krokiem.
- Ale obiecałaś! - kłócił się.
- Obiecałam, że powiem prawdę i powiedziałam. To nie twój, cholerny, interes! I radzę trzymaj się od niego z daleka, jasne!? - krzyknęła na niego. Jej oczy paliły się ze złości.
Szkoda. Obaj mężczyźni bardzo chcieli usłyszeć odpowiedzieć. Choć z drugiej strony, co by się stało, gdyby odpowiedziała nie? Co ten demon by sobie pomyślał? A gdyby powiedziała tak? Jeszcze gorsza sytuacja, chociaż Ksawery na pewno byłby nie lada zadowolony.
Dziewczyna wyszła na prowadzenie. Wkrótce zniknęła im z widoku, lecz czasami pojawiała się, gdy wchodzili na pagórek. Po pewnym czasie nie widzieli jej nawet wtedy. Konrad nie był zadowolony, że musi iść z demonem sam na sam. Przecież on chciał go zabić! A co będzie, gdy znów mu coś odwali i rzuci się na niego? Kto go wtedy obroni? Przecież Aleksandra nie zdąży przybyć.
- Dlaczego ją o to spytałeś? - ku zdziwieniu Konrada odezwał się do niego.
- O co ci chodzi? - odpowiedział pytaniem.
- Oto, że to przecież nieprzyjemny dla niej temat. A gdybyś to ty stał na jej miejscu i ona spytałaby ciebie oto? - mówił spokojnie, lecz te słowa trafiły Konrada - Zastanów się sto razy zanim coś powiesz, ok? - usłyszał w jego głosie przejęcie i troskę.
- Yy... Dobra - odpowiedział pomału.
Spotkali ją przy rozwidleniu dróg. Ku ich zdziwieniu nie było tam żadnego drogowskazu, żadnej nazwy miasta czy wsi. Dziewczyna stała oparta o drzewo i czekała na nich spokojnie. Na pierwszy rzut oka stwierdzili, że jeszcze jej nie przeszło.
- Idziemy tam - pokazała palcem drogę.
- Nie, idziemy tamtędy - wskazał przeciwległą jezdnię aktualny przewodnik.
- Mam coś do załatwienia w mieście, do którego idzie się tą drogą. Gdy przejdziemy miasto znajdziemy się na tej drodze. A w ogóle znajdziemy tam nocleg, nie będziemy musieli spać pod deszczem, który będzie na noc padał.
- No dobra - odpowiedział zrezygnowany.
Nie czekając na kompanów ruszyła przodem. Nawet się nie obejrzała.
- Jak myślisz, przeszło jej? - zagadną szeptem Konrad.
- Nie, nie przeszło - upewnił go w tej myśli, także szeptem.
- Mogła mi spokojnie powiedzieć, że to dla niej wrażliwy temat, a nie wydzierać się - mówił urażony.
- Mogłeś pomyśleć - bronił jej.
- Phi... Ja mogłem pomyśleć. Ona mogła mi tego nie opowiadać.
- Chciała być związku z tobą szczera. Powinieneś to uszanować, a nie dopytywać się o jakieś głupoty! - skarcił go.
- Może jeszcze mi powiesz, że nie chciałbyś usłyszeć odpowiedzi, co? Widziałem, jak się wzdrygnąłeś na to pytanie.
- Ona mnie nie obchodzi. A w ogóle... - zaciął się. Nie wiedział, co odpowiedzieć.
- Ha! I tu cię mam!
Ksawery nie wytrzymał. Wziął go za kołnierz i zepchnął z jezdni. Mocno przycisnął do drzewa i podłożył mu sztylet z ozdobioną rączką do gardła. Jego dłoń mocno przyciskała go do konara. Prawie unosił go nad ziemią, z wysiłkiem stał na palcach. Jedno poślizgnięcie, a nabije się na ostry, jak brzytwa, płaz sztyletu.
- Słuchaj no, kretynie, nic na mnie nie masz, jasne? Tylko spróbuj coś powiedzieć, a pomału i boleśnie wbiję ci ten nóż w ciało, jasne? - mówił groźnie przez zęby.
W tym momencie do akcji przystąpiła Aleksandra. Mocno złapała dłoń ze sztyletem i unieruchomiła ją. Następnie odepchnęła go, a Konrad, z potem na czole i mocno bijącym sercem, upadł na ziemię. Głośno dyszał i jedną dłonią trzymał się za gardło.
- Mądry jesteś, debilu!? Nie masz co robić, do jasnej cholery!? Ręka cię świerzbi? Jak tak to idź zwierzętom podcinać gardła, a najlepiej to zrób to sobie, skoro jesteś taki mądry!
- Daj spokój, to była tylko przestroga, nic bym mu nie zrobił - tłumaczył się spokojnie.
Aleksandra wzięła go za kołnierz, tak samo, jak on Konrada. Przycisnęła do najbliższego drzewa. Mocne przedramię trzymała na jego krtani, ale w dłoni, tej samej ręki, ukazał się srebrny sztylet. Wygięła dłoń i delikatnie przejechała czubkiem ostrza po jego policzku. Z rany zaczęła sączyć się krew. Wyglądała, jak wodospad.
- To też była przestroga i ciesz się, że nie zrobiłam ci więcej - powiedziała spokojnie.
Puściła go. Jeszcze przez parę sekund poważnie patrzyła mu w oczy. Zaczęła się obracać, ale on nie tolerował przegranej bez walki, więc chciał ją zaatakować. Wyciągną pięść i chciał ją uderzy, ale ona szybko się odwróciła, obroniła cios i przyłożyła mu to samo, już czerwone ostrze, do serca.
- Nie zawaham się - mówiła nie na żarty.
- Dobra, poddaję się - uniósł dłonie do góry.
Szybko się odwróciła, podeszła do młodszego chłopaka i bez litośnie złapała go za koszulkę w miejscu barku. Podniosła go, a on wstał na równe nogi. Szturchnęła go w plecy, aby ruszył dalej. Teraz to Konrad prowadził. Czuł się niezręcznie. Szedł przed Alex i czuł na sobie jej lodowate spojrzenie. Pełne zimna i grozy.


Nie wiem dlaczego, ale coś mnie wzięło na dodanie nowego rozdziału. Mam nadzieję, że poprawiłam wszystkie błędy i nie ma żadnego, a jeżeli jest, to proszę mi napisać xdd.




(c) ja, hehe

Zapraszam:
- moje opowiadanie - Zmierzch bogów
- mój blog - W zakamarkach mojej duszy
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Błękitno granatowe oczy
~Cattie
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 26-08-2014 20:04
Twoje opowiadanie jest świetne, tak długo piszesz :). Akcja bardzo mi się podoba, nie jest ani za szybka, ani za wolna. Jestem tak bardzo ciekawa, co będzie dalej - bardzo się wciągnęłam, czułam się, jakbym czytała książkę. Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie niedługo, życzę wenki :3.


now here you go again, you say you want your freedom
well, who am I to keep you down?
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Błękitno granatowe oczy
~Smoczy_Plomien
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 26-08-2014 21:09
Catty napisał/a:
Twoje opowiadanie jest świetne, tak długo piszesz uśmiech. Akcja bardzo mi się podoba, nie jest ani za szybka, ani za wolna. Jestem tak bardzo ciekawa, co będzie dalej - bardzo się wciągnęłam, czułam się, jakbym czytała książkę. Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie niedługo, życzę wenki :3.


Dzięki <33. Wprawdzie to miała być książka, ale nie wyszło xdd. Zbyt słabo znam się na geografii, aby pisać taką powieść. Dlatego miejscowości są przypadkowe, ogólne i będę się trzymać z daleka od nich xD. No, może od czasu do czasu włączę jakieś większe miasto czy coś. Jeszcze raz wielkie dzięki...




(c) ja, hehe

Zapraszam:
- moje opowiadanie - Zmierzch bogów
- mój blog - W zakamarkach mojej duszy
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Błękitno granatowe oczy
~SweetApple
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 26-08-2014 21:17
Bardzo ciekawe opowiadania. Bardzo długo piszesz, w porównani do moich. Podoba mi się Twój styl pisania. Jest taki... oryginalny? Tak, oryginalny. Ciekawa akcje, dużo się dzieje. Chciałabym pisać tak jak Ty. No nic, pozostaje mi tylko czekać na kolejne rozdziały i życzyć nawiedzania weny uśmiech.


,,Słowo "nie" pot­ra­fi bar­dziej zra­nić niż nóż wbi­ty w plecy...
Słowo "nie" moc­niej du­si niż szu­bieni­ca samobójcy...
Słowo "nie" i każda od­mo­wa w ważnej dla nas spra­wie ra­ni i po­zos­ta­wia nieuleczalną bliznę w naszym życiowym pa­miętni­ku ja­kim jest nasz włas­ny umysł i nasze wspomnienia...''
Edytowane przez Smoczy_Plomien dnia 26-08-2014 21:21
Dla wtajemniczonych :) ask.fm/CitrusiQ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Błękitno-granatowe oczy
~Smoczy_Plomien
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 07-10-2014 16:05
Gwiazda napisał/a:
Łi... Kolejny rozdział! Jestem taka szczęśliwa, że wreszcie go dodałaś, już się doczekać nie mogłam. Wchodzę na wb codziennie i patrzę, czy przypadkiem go nie dodałaś.
O. Wiedziałam, że coś jest na rzeczy pomiędzy Alex, a Ksawerym. Ale muszę przyznać, że nie spodziewałam się właśnie tego. Zaaranżowane małżeństwo, hm... Trochę mi średniowieczem zajechało... Bez urazy!
To będzie mieć jakiś związek z późniejszą akcją? Myślę, że tak. Już nie mogę się doczekać!
Ja po prostu kocham, kocham i jeszcze raz kocham Twoje opowiadanie. Jest ono takie profesjonalne, takie... zaawansowane. No, dosłownie, jakbym czytała wyśmienitą książkę. Nie mogę się od niego uwolnić. Pozwoliłam sobie skopiować je na komputer i pokazać je mojej pani od polskiego (haha, koleżanka mojej mamy XD). Powiedziała, że ono jest niesamowite i ja także tak uważam.
Jesteś dla mnie wielkim wzorem do naśladowania, ja po prostu marzę, aby pisać tak jak Ty!
O samym rozdziale:
Cóż, historie Alex są bardzo ciekawe, muszę przyznać, ale czegoś mi w tym rozdziale brakuje, jakby jakiejś scenki zabrakło... Opisy są bardzo realistyczne, wszystko niesamowicie pięknie wymyśliłaś. Ogromny szacunek dla Ciebie i czekam na rozdziały kolejne.


Dzięki, naprawdę nie wiesz, jakie Twoje komentarze są motywujące xdd. Wiesz, długi czas spędziłam przed pisaniem różnych opowiadań na komputerze i na lekcjach polaka, więc weszło mi to w nawyk xD. Ja po prostu przelewam moją wizję na komputer i dokładniusieńko ją opisuję.
Tak, to zaaranżowane małżeństwo z średniowiecza wzięłam i będzie ono miało bardzo dużo wspólnego z akcją oraz fabułą. I oczywiście nie jestem urażona xdd.
Masz rację. Brakuje tam jednej sceny, ale nie jestem pewna czy myślimy o tym samym momencie xdd. Powiem szczerze, że opowieść Alex jest nieco daleka od pierwowzoru. Jednak byłam zmuszona to zmienić, ponieważ był tam wspomnienie sceny nie odpowiedniej dla tego portalu xD. Oczywiście nic nie zaszło...<br><br><br><br>
Rozdział 2. Spotkanie cz. 3


Po południu dotarli do miasteczka. Ni to miasto, ni to wieś. Tak pośrodku. Szare, gęste chmury już kłębiły się nad budynkami. Zapowiadała się straszliwa burza. Lepiej było jak najszybciej znaleźć schronienie. Nigdy nie wiadomo, kiedy spadnie deszcz, a może i grad. Aleksandrze znów wrócił dobry humor. Przestała gniewać się na Konrada i swobodnie z nim rozmawiała. Od czasu do czasu patrzyła poza siebie, ale nikogo tam nie było. Najwidoczniej Ksawery postanowił opuścić ich po tym, co mu zrobiła. A należało mu się! Co on sobie wyobraża?! Myśli, że może sobie tak o chłopaka przybić do pnia drzewa i grozić mu nożem? Nie na warcie tej dziewczyny!
W miasteczku udali się do lokalu. Nie był on pięciogwiazdkowy, ale zawsze były te łóżka i własna łazienka. Alex dostała pokój za darmo. Właściciel tego pensjonatu jest jej dobrym przyjacielem i wszyscy pracownicy o tym wiedzą. Dość często się tam zjawiała, więc każdy bez problemu ja rozpoznawał. Dostali największy pokój. Znajdowały się tam cztery łóżka jednoosobowe. Zawsze było można je połączyć i stworzyć jedno, ale to im nie przychodziło do głowy.
Przy każdym łóżku była niska, lecz szeroka szafa. Znajdowały się tam wieszaki na kurtki i półki na ubrania . Okno znajdowało się na wprost drzwi. Przeważnie ładnie oświetlało pokój, ale tego dnia mogli o tym tylko pomarzyć. Na zewnątrz panowała już ciemność, choć dochodziła godzina trzecia. To przez te chmury. Były gęste i nieprzyjemne, zanosiło się na ostrą burzę.
Do łazienki wchodziło się przez białe drzwi. W środku była umywalka, wanna i prysznic. Nie zabrakło także lustra. Jedno znajdowało się nad umywalką, a drugie wysokie, na całą ścianę i szerokie na półtora metra. Było tam czysto i schludnie.
W czasie gdy się rozpakowywali, a dokładnie to Konrad, bo Alex nie miała zamiaru, wyciągnęła tylko najpotrzebniejsze rzeczy i starannie ułożyła je na półce koło swojego łóżka. Zerwała się straszliwa ulewa. Aleksandra wstała z łóżka i podeszła do okna. Patrzyła przez nie na odbijające się od asfaltu grube i gęste krople wody. W oddali, od czasu do czasu, widziała błękitne przebłyski. Coś było nie tak. Nie czuła się swojo.
- Och! - rozzłościła się.
- Co się stało? - spytał niewinnie Konrad, wstając od swojej torby.
- Idę poszukać tego półgłówka - oznajmiła wychodząc z ich pokoju, biorąc ze sobą płaszcz.
- Po co? Przecież jest dorosły, poszedł sobie, to poszedł.
- Tak, ale jak coś mu się stanie, to pewnie będzie na mnie, a w ogóle jest nam potrzebny. Nie dam rady sama obronić cię przed demonami w Portugali. Niestety, ale to nie jest na moje siły, w szczególności w dzisiejszych czasach.
Na dworze panowała straszna ulewa. Spojrzała na to niepewnie. W końcu westchnęła, założyła płaszcz i wyszła na deszcz. Po niespełna dwóch minutach była już cała mokra. Nie tylko włosy i twarz, lecz także ubranie, a nawet ciało pod nimi. Wyszła z miasta. Szła tą samą drogą, którą przybyli.
- Ksawery! - krzyczała co chwilę.
Ani razu nie usłyszała żadnej odpowiedzi. Deszcz stawał się coraz gęstszy. W końcu przez niego nie widziała nic. Na jej nieszczęście pojawiła się także gęsta mgła. Dobrze, że w taką pogodę przeważnie żaden pojazd nie jeździ. Ale z tymi kierowcami nigdy nic nie wiadomo.
Idąc cały czas przed siebie i wołając chłopaka, poczuła ich. Uczucie było tak wielkie, że na pewno było ich co najmniej trzech. W taką pogodę niebezpieczni byli nawet dla niej, profesjonalnej łowczyni. Ba! Mistrzyni! Pomału, niedostrzegalnie wysunęła nóż. Przygotowała się do rzutu lub wbicia go w demona. Coś ją mocno odepchnęło. Odjechała na butach parę metrów. Usłyszała czyjeś śmiechy, a potem we mgle czerwone oczy. Rzuciła sztylet w tamtą stronę, ale demon zrobił zręczny unik. Jeszcze głośniej się zaśmiał. Nie wiedziała co ma zrobić. Jak mogła walczyć z wrogiem, którego nie widziała? Oczywiście już wiele razy tak robiła, ale wtedy wytężała słych, a tu się nie dało. Krople wody rozpraszały ją, a mgła tamowała jakikolwiek zapach, jeszcze wiatr wiał w jej plecy, więc nie dotarłoby nic. Była bez silna. Ale nie, nie mogła się poddać. Musiała walczyć, choćby do ostatniej kropli krwi, do ostatniego tchnienia. W jednej chwili z rąk wypuściła sztylety. Szły jak promienie słoneczne dookoła niej. Usłyszała głośne stęchnięcie i bezwładny upadek na ziemię. Jeden zginą, a tym samum zła energia osłabiła się o jedną trzecią. To był dla niej znak, że pozostało tylko dwóch. Jeden stanął naprzeciwko niej. W polu widzenia. Wielka bestia ze skrzydłami jak nietoperza. Na każdej kończynie miała tylko trzy palce i, ostre jak diament, szpony.
- Podobno jesteś taka wielka - mówił.
- Aż taka jestem sławna?
- Na całym świcie - uśmiechnął się.
Potwór zaatakował ją. Zrobił wysoki skok i staną naprzeciwko niej. Jej głowa sięgała mu do klatki piersiowej. Zrobiła przewrót do tyłu i stanęła w gotowości. Potwór zaczął biec w jej stronę. Spróbowała podłożyć mu nogę, ale on zwinnie ją przeskoczył i uderzył od tyłu. Upadła na ziemię. W jej dłoni ukazała się broń. Dłuższa od sztyletu, ale krótsza od miecza. Bestia broniła się swoimi pazurami i czasami przeciął jej kawałek ubrania, a ona oddawała mu to przecięciem skóry. Ciosy były bardzo szybkie i mocne, wręcz niedostrzegalne. Kręcili się w kółko broniąc i atakując. Wreszcie Aleksandra odsunęła się.
- Co, poddajesz się? - uradował się.
Ona tylko uśmiechnęła się słodko i ukazała broń. Do samego rękojeścią była ona w krwi. Demonowi od razu znikł uśmiech z twarzy. Spojrzał na swoją lewą pierś. Była w niej dziura, przeszyła go na wylot. Rzekł tylko "A niech to" o potem padł martwy. Jednocześnie poczuła, że cała energii zniknęła. A co z trzecim potworem? Uciekł? To nie było w ich stylu.
Pomiędzy kroplami uderzającymi o asfalt i kałuże rozchodził się zupełnie inny dźwięk. Stawał się on coraz głośniejszy. Alex spojrzała w stronę zakrętu. Stała tak przez chwilę i zastanawiała się, co to może być. To na pewno nie człowiek i nie zwierze. Potwór też nie. A więc co? W tej chwili zza zakrętu wyjechał samochód terenowy. Dziewczyna bardzo dobrze widziała reflektory, które rozpraszały mgłę. Jechał on szybciej niż pozwalały przepisy, slalomem. Kierowca na pewno się upił lub zasnął. Aleksandra zbladła. Strach ją sparaliżował. Nie mogła uciec, odskoczyć, a nawet skulić się czy pokazać kierowcy, że stoi na drodze. Właśnie tak było, stała centralnie na środku jezdni i nie było możliwości, aby kierowca ją ominął. Zdołała przemóc się tylko do jednego ruchu. Kucnęła, a wtem wspomnienia wróciły. Pojawiły się nagle i równie szybko zniknęły, lecz to podwoiło jej paraliż, była zrozpaczona. Rękoma zasłoniła twarz. Mocno zamknęła powieki. Przygotowała się do najgorszego - mocnego uderzenia, które najprawdopodobniej odbije ją i poleci gdzieś pomiędzy drzewa. Samochód był już tylko dziesięć metrów od niej, a i tak nie zwalniał. Był coraz bliżej i bliżej. Niespodziewanie ktoś ją objął. Położył dłonie na jej plecach i głowie. Mocno ją do siebie przycisnął. Poczuła lekki wstrząs. Auto przeleciało nad nimi i upadło na dach. Dziewczyna jeszcze przez chwilę nie mogła się ruszyć. W końcu uniosła błękitne oczy i spojrzała na Ksawerego. Usta lekko jej drgały.
- Wszystko w porządku? - spytał pomagając jej wstać.
- T... Tak - odpowiedziała w lekkim szoku - Dzięki.
Lekko się uśmiechnął. Delikatnie trzymał jej rękę na plecach. Mgła już zniknęła, ale deszcz wciąż lał niemiłosiernie. Pojawiły się także pioruny, a wraz z nimi grzmoty. Samochód leżał na cełej szerokości jezdni. W środku nikogo nie było. Tylko ślady krwi prowadziły do lasu.
Po dziesięciu minutach znaleźli się już w hotelu. Łowczyni już otrzeźwiała. Weszła do pokoju, a tam Konrad rysował w swoim rysowniku. Ksawery rozpakowywał się, a Alex poszła się kąpać. Lodowate krople wody chłodziły jej ciało. Czuła łzy w oczach, lecz przeciwstawiła im się i żadna z nich nie wyleciała. W końcu już od bardzo, ale to bardzo wielu lat nie płakała. Chyba nawet zapomniała, jak to jest czuć słoną wodę na policzkach, którą wylały oczy.
Konrad nie powiedział ani słowa odkąd wrócili. Zamyślony starannie rysował po kolejnych kartkach w swoim zeszycie. Demon przyglądał mu się uważnie, nawet z lekką ciekawością, co zdarzało mu się naprawdę rzadko.
- Co tak sumiennie rysujesz? - zagadną po pewnym czasie.
- Nie twoja sprawa - warkną.
- No weź, pokaż te swoje rysunki.
- Nie, daj mi spokój - powiedział, a potem uśmiechnął się do rysunku.
- Zaraz, zaraz. Ją rysujesz, prawda? Aleksandrę.
- Nie prawda!
- Jasne, jasne. Zarumieniłeś się, i to tak porządnie. A w ogóle patrzysz na ten rysunek zakochanym wzrokiem - uśmiechnął się łobuzersko.
- Nie masz dowodów, że ją rysuję.
- Kogo? - zapytała Alex wychodząc z łazienki.
- Jejku, to ty piżamy nosisz? - powiedział to z niemałym zaskoczeniem. Obejrzał ją od stóp do głowy. Na sobie miała błękitno-zielone piżamy złożone z zapinanej na guziki koszuli, z długimi rękawami i spodnie na gumkę sięgające do kostek. Na stopach nic nie miała.
- W razie takich noclegów, to tak. Ale radziłabym ci się na mnie nie patrzeć. Jeszcze oślepniesz i co będzie? - słodko spytała Ksawerego, siadając po turecku na skraju łóżka.
- Oj tam, oj tam - zlekceważył to - Ale wiesz, że jej nie będziesz miał, co nie? - zwrócił się do chłopaka, specjalnie drążył ten temat, chciał pokazać swoją wyższość nad nim.
- Wiem... - odpowiedział zrezygnowanie.
- Ale kogo? - nie rozumiała nic Alex.
- Nie twoja sprawa, nie wtrącaj się - warknął na nią demon.
- Gdzie takim tonem? - zapytała rzucając w niego poduszką, a ta uderzyła go prosto w twarz.
- Nie oddam - odpowiedział dziecinnym głosem przytulając ją do piersi. - O! Wracając do tematu. Czy ty po mnie wróciłaś? - spytał podejrzliwie.
- Nie, poszłam na spacerek szukać kwiatuszków, wiesz? Co za głupie pytanie.
- Ale dlaczego poszłaś po mnie? Nie rozumiem tego.
- Też tego nie rozumiem - odpowiedziała obojętnie, a on uniósł jedną brew. - No, dobra. Poszłam po ciebie, bo jesteś mi potrzebny. Ktoś musi mi pomóc przeprowadzić Konrada przez Portugalię. Nie idziesz się kąpać? - specjalnie zmieniła temat. Dobrze widziała, że Ksawery mógłby go dalej drążyć.
- Później, albo jutro. Muszę pilnować poduszeczki - jeszcze mocniej ją przytulił i zaczął patrzeć na nich podejrzliwym wzrokiem, jakby chcieli mu ją zabrać.
- Jest tu jeszcze jedno łóżko. Mogę wziąć sobie nową. Ha!
- Nie możesz, bo już ją wziąłem - wyszczerzył swoje białe zęby.
- Co?! - wstała i poszła sprawdzić czy to prawda. - Cham.
- Taki właśnie jestem - potrzepotał rzęsami.
- Dobra, dawaj poduszkę, bo idę spać. Jutro rano muszę wstać.
- Nie, nie oddam.
- Zabiorę ją siłą.
- Spróbuj - zachęcił.
Podeszła do jego łóżka i zaczęła sarkastycznie prosić. On mocno trzymał poduszkę przy piersi i zaprzeczał ruchem głowy. Aleksandra poddała się. Może przecież spać bez poduszki lub podłoży sobie śpiwór. Spojrzała na jego twarz. Na prawym policzku była długa, biała rysa. Ona mu to zrobiła. Uśmiechnęła się do niego słodko i położyła prawe kolan na skraju jego łóżka, zmarszczył brwi. Delikatnie położyła mu lewą dłoń na policzki, na którym była blizna. On wciąż patrzył w jej ciemnoniebieskie oczy. Czule przejechała mu nią po policzku. Jego uścisk rozluźnił się. Ona oderwała dłoń i szybko złapała poduszkę. Wyrwała mu ją. Położyła się na łóżku, a on wciąż był w szoku.
- Co to było?! - zapytał ocknąwszy się.
- Idź do łazienki, to zobaczysz - powiedziała nie otwierając oczu.
Ksawery zerwał się i szybko ruszył w kierunku łazienki. Spojrzał w lustro. Na jego prawym policzku nie było nawet śladu po dawnej ranie. Nie mogąc w to uwierzyć kilka razy dotknął tego miejsca, drapał i mył. Nic. Leniwie wyszedł z łazienki. Oparł się o ościeżnice i patrzył z lekko uniesionymi brwiami - był w szoku.
- Bez tego wyglądasz lepiej - przerwała dziwną, tajemniczą ciszę.
- Ale jak tyś...
- O co chodzi? - wtrącił Konrad, najwidoczniej zaciekawiony zaistniałą sytuacją.
- Aleksandra sprawiła, że zniknęła mi blizna z policzka, którą sama zrobiła.
- Dlaczego to zrobiłaś? Należało mu się - Ksawery spojrzał na niego złowrogim spojrzeniem. Konrad się skulił, a dziewczyna lekko uśmiechnęła.
- Tak wygląda seksowniej - obaj spojrzeli na nią, jak na wariatkę. - No co? Przecież żartowałam! Matko... - przewróciła oczami i znów ułożyła się do snu.
- Ale wciąż nie rozumiem, co ty zrobiłaś - mówił Ksawery.
- Co zniszczę - naprawię, co zeszpecę - upiększę, co zranię - uleczę.
- Ale...
- Dosyć, idę spać. Dobranoc.
- Nie nakrywasz się? - zdziwił się Konrad.
- Chyba żartujesz, jest ponad dwadzieścia stopni i mam się nakrywać? To po co się kapałam, żeby się spocić w nocy?

Następnego dnia Aleksandra wstała najwcześniej. Jeszcze słońce dobrze nie wyszło, a ona już była na nogach. Obaj jeszcze spali. Cicho się ubrała i próbowała wyjść, ale jedno małe skrzypnięcie i chłopcy obudzili się.
- Dokąd idziesz? - ożywił się Konrad.
- Mam jedną sprawę do załatwienia. Zaraz wracam.
- Idę z tobą! - wyskoczył z łóżka Ksawery.
- Nie trzeba, naprawdę. To nie potrwa długo - przekonywała ich.
- Nie masz nawet o czym gadać. Idziemy z tobą i koniec - zabrał głos Konrad.
- No, dobra. Ale się zwijajcie.
W mgnieniu oka obaj stanęli koło niej już gotowi. Zarzuciła plecak na bark i wyszła jako pierwsza. Na dworze wciąż były jeszcze kałuże. Nie było zbyt ciepło. Słońce schowało się za chmurami. Wilgoć unosiła w powietrzu.
- Dokąd idziemy? - zapytał Konrad wesoło.
- Zobaczysz.
Zaprowadziła ich na skraj miasta. Znajdował się tam stary, opuszczony dom. Jeszcze zbudowany z samego drewna. W oknach nie było szyb, a liczne dziury ułatwiały wejście do środka. Nawet Ksawery był pod wrażeniem tego miejsca. Skrzypiąca podłoga zdawała się zaraz zawalić. Na końcu korytarza była klapa. Bez problemu się otworzyła. Do piekielnych ciemności prowadziły betonowe schody. Na dole Aleksandra wymacała włącznik światła. Zachowywała się, jakby była tutaj kiedyś mieszkała lub często przychodziła.
Po schodach nastąpił kolejny korytarza. Tym razem wszystko było murowane, nawet sufit, więc nie zawaliłby się. Na końcu ziemnego korytarza były drzwi. Zwyczajne, drewniane drzwi. Bez najmniejszego oporu otworzyły się, a przed nimi ukazało się wnętrze pokoju. Podłoga wyłożona panelami, na suficie gustowna lampka. Przy lewej ścianie stało biurko. Było na nim mnóstwo papieru. Stał tam także kubeczek z ołówkami i długopisami.
- Znam tylko jedną osobę, co stawia kroki tak spokojnie, a zarazem tak pewnie. A uwierzcie mi, że znam bardzo dużo ludzi - odezwał się męski głos z sąsiedniego pokoju oddzielonego białą zasłoną.
Z tego pokoju wyszedł osiwiały mężczyzna. Trzymał w dłoni gruby segregator i przewracał kartkami w poszukiwaniu czegoś. Jego oczy zza okularów tylko zerkały na zawartość danej strony.
- Cześć, Albert - przywitała go energicznie. - Dostałeś mój list?
- Ależ oczywiście, że dostałem. Twoje zamówienie jest już gotowe. Choć ze mną na zaplecze - zrobił gest ręką.
Nie wchodzili w głąb pomieszczenia. Tuż przy wejściu znajdowała się tablica, a na niej papiery A4 z rysunkami. Wszystkie przedstawiały jeden typ kobiety lub mężczyzny w innych strojach. Albert oderwał jeden z rysunków i podał jej.
- Jejku, to jest świetne! - uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Cieszę się, że ci się podoba. W sumie to wiem, jaki masz styl, co lubisz, więc pozwoliłem sobie już zrobić te ubrania - mówił wychodząc z zaplecza, a ona za nim. Zasiadł przy biurku, a Aleksandra stanęła po drugiej stronie lady.
- Jesteś niezwykły! - w uśmiechu pokazała białe zęby.
- Dla tak piękniej kobiety - wszystko - odpowiedział w uśmiechu.
- Przesadzasz. Aż tak piękna nie jestem. A gdyby nie twój wspaniały talent to wyglądałabym jeszcze gorzej - oboje się zaśmiali.
Konrad przez cały czas nic nie mówił. Stał spokojnie i oglądał wnętrze. Najbardziej zafascynowała go maszyna do szycia. Nie wie, ale Albert sam ją zbudował, a raczej zaprojektował, bo do budownictwa nie ma smykałki. Spojrzał na Ksawerego. Jego kamienna twarz nie wyrażała żadnych uczuć, lecz w oczach ujrzał gniew. Spojrzał na jego dłonie, zaciskały się w pięść. Tak mocno, że wyraźnie widział każdą żyłę. Spojrzał tam, gdzie patrzyły jego oczy - na Aleksandrę. Dopiero wtedy zaczął słyszeć, o czym rozmawiają. Albert flirtował z nią. Ona też to robiła, ale widział, że niechętnie. Młody chłopak uświadomił sobie, że Ksawery jest o nią zazdrosny. Czy to możliwe? On sam czuł zazdrość wczorajszego wieczoru, gdy dotykała jego policzka. Ale on?! Ten zimno duszny demon? W jego lodowatym, kamiennym sercu miało znaleźć się miejsce dla tej pięknej dziewczyny? Nie, to nie możliwe.
- Dobra, koniec tej pogawędki, bo zaraz chłopaki mi się na śmierć zanudzą - spojrzała na nich.
- A kto to jest?
- Ten z prawej to Konrad, a ten z lewej to Ksawery.
- Ksawery? Ten Ksawery? - Aleksandra przytaknęła głową. - Słuchaj, no, ty. Jeżeli tylko coś jej zrobisz, zranisz czy coś. To obiecuję, że mnie popamiętasz. Radzę ci te słowa zapamiętać, bo nie rzucam ich na wiatr - groził mu długopisem, a następnie zmienił ton na bardzo miły i symapatyczny - No, a teraz zamówienie.
Starzec wyją spod biurka czarny plecak jednoramienny. Usiadł wygodnie, gdy przypomniał sobie jeszcze o jednym. Wyciągnął pudełko na buty. Dopiero wtedy usiadł wygodnie na fotelu.
- Co to jest? - zapytała biorąc pudełko do rąk.
- O nie, nie, nie. Otwórz je dopiero w domu czy gdzie się tam zatrzymaliście. To prezent na twoje urodziny.
- Pamiętałeś? Jejku, dziękuję - uśmiechnęła się jeszcze szczerzej. - A ile jestem ci winna za to?
- Dostajesz to ode mnie za darmo.
- Nie, nie mogę tego tak o przyjąć.
- Nie ma nawet mowy o odmowie. Nie przyjmuję zwrotu! - zaplótł ręce na piersi i przybrał minę nadąsanego.
- No, dobra - odpowiedziała niechętnie i wzięła plecak - Jeszcze raz dzięki.
- Dobra, dobra. A teraz idźcie, bo mam masę pracy.
Nawet się nie pożegnali i wyszli. Mężczyźni byli cicho, dopóty nie wyszli na świeże powietrze.
- Co to jest? - zapytał Konrad doganiając dziewczynę.
- Ciuchy. U niego są najlepsze, najwytrzymalsze, najwygodniejsze.
- Masz dzisiaj urodziny? - zdziwił się Konrad.
- Ona ma urodziny dwudziestego lipca - wtrącił Ksawery. Aleksandra zatrzymała się, odwróciła i spojrzała na niego.
- Wiesz kiedy mam urodziny?
- No pewnie. Od naszego pierwszego spotkania wiedziałem. A ty wiesz kiedy ja mam?
- dwudziesty drugi sierpnia. I co? Zatkało kakao?
- Kakao nie zatyka, bo się je połyka.
- Uważaj, żebyś przypadkiem się nim nie zakrztusił. Dobra, chodźcie, muszę się przebrać. Uwaga, może mi to długo zająć.
- Kobiety - westchną cicho Ksawery.
Wróciwszy do pokoju Aleksandra od razu zajęła łazienkę. Zanim to jednak zrobiła powiedziała, że jeżeli im się nudzi, mogą z jej płaszcza powyciągać całą broń. Ksawery od razu odparł, że tego nie zrobi, ale Konrad wziął się do pracy bardzo chętnie.
- Tylko się nie skalecz! - krzyknęła w momencie, gdy chłopak skaleczył się w palec.
- Powiedziałaś to za późno! - odkrzyknął Ksawery z niemałą satysfakcją i szczerym uśmiechem na twarzy.
- Nie moja wina!
- Jasne - odpowiedział cicho.
Dopiero po dwudziestu minutach Alex wyszła ubrana w swój nowy strój.
- I jak? - zapytała rozkładając ręce.
Demon usiadł na łóżku, koło Konrada. Obaj patrzyli z podziwem na nową łowczynię. Wyglądała ona zupełnie inaczej. Ciemno zielona koszula w kratę, z czarnymi paskami, była włożona w morowe spodnie sięgające do samych kostek. Koszula miała długie rękawy, aż po sam nadgarstek. Zapinana na czarne guziki i z ładnie ułożonym kołnierzykiem. Włosy wysoko związane, lekko falujące, prosta grzywka. Cień do powiek jeszcze bardziej się wzmocnił, lekko błyszczał.
- Wow - powiedzieli na raz.
- Można rozwinąć odpowiedź?
- Wyglądasz... super - spojrzał w jej granatowe oczy.
- Zgadzam się z Ksawerym. Wyglądasz olśniewająco, przepięknie.
- Nie fantazjujesz zbytnio? Gdybym miała na sobie sukienkę, to ok. Ale zwykłe ciuchy? Bez przesady.
- A buty? - przypomniał demon.
- Aa... Buty - rozejrzała się w koło.
- Na łóżku - pokazał.
- Dzięki.
Usiadła wygodnie na łóżku i wzięła pudełko. Spokojnie je otworzyła, a odkładając wieczko aż otworzyła usta z podziwu. W środku znajdowały się ciemno-zielone buty na koturnach. Wyglądały one na mocne i solidne. Ich wysokość sięgała aż powyżej kostek. Bez chwili zwłoki założyła je na nagi.
- Co się dzieje? - spytał Konrad.
- Gdzie ja schowam broń? Przecież tutaj nie ma rękawów - oznajmiła.
- Kobieto, technologia coraz bardziej się rozszerza, jestem pewny, że jest to związane właśnie z tym - oznajmił Ksawery.
- Ale jak? - zapytała.
Chłopak podał jej niewielki papierek. Był on złożony na cztery części. Dziewczyna sięgnęła po niego i rozwinęła. Była tam ręcznie napisana instrukcja. Bez problemu rozpoznała charakter pisma Alberta.
- Aha, dobra - powiedziała i celnie rzuciła papier do kosza.
- Co tam było napisane? - spytał Konrad.
- Nie twoja sprawa - odpowiedziała stanowczo - To co? Idziemy dalej?
Odpowiedzi była nieoczekiwana. Aleksandra automatycznie wzięła swoje rzeczy i wyszła z pokoju. Mężczyźni podążyli w ślad za nią.



________
Jakby były jakieś błędy, to proszę mi napisać mruga.




(c) ja, hehe

Zapraszam:
- moje opowiadanie - Zmierzch bogów
- mój blog - W zakamarkach mojej duszy

Edytowane przez Smoczy_Plomien dnia 20-10-2014 15:42
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Błękitno-granatowe oczy
~Smoczy_Plomien
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 20-10-2014 13:11
Gwiazda napisał/a:
Cudowne, niesamowite, fantastyczne, odlotowe, super, świetne, piękne, ekstra i nie wiem co jeszcze! Jak ja kocham Twoje opowiadanie. Wiem, że pisałam ci to już kilkadziesiąt razy, ale po prostu nie mogę przestać ekscytować się każdym rozdziałem. Jak ty je piszesz?! Nie rozumiem tego, jak tak nie umiem i to mnie najbardziej wkurza... Rozdział jest długi i to mi się podoba. Tak niewiele osób pisze takie długie rozdziały, a już nie wspomnę, że tak niewiele osób w ogóle pisze tak cudownie, jak Ty. Pozazdrościć tylko takiego talentu, serio. Uu... Nowe wdzianko Alex. Moim zdaniem jest super, świetnie je wymyśliłaś. Pasuje do jej charakteru. Haha, Ksawery zazdrosny o Alex... Jakoś mi to nie brzmi. Przecież on jest demonem i się nie lubią, więc nie jarzę. Chyba, że jestem jakaś niedorozwinięta i nie rozumiem ich relacji... Wytłumacz mi to, pliss...
Ile ty masz zamiar pisać tych części?


Jejku, dzięki za taki miły komentarz, w szczególności pierwsze zdanie xdd. Nie wiedziałam, że aż tak Ci się podoba całus.
Mi także pasuje to nowe ubranie Alex do jej charaktery (wiem, jestem skromna jak nikt inny xdd). Ona jest taka trochę wojownicza i, można powiedzieć, agresywna, więc wymyśliłam jej coś na wzór ubrań wojskowych.

Haha, Ksawery zazdrosny o Alex... Jakoś mi to nie brzmi. Przecież on jest demonem i się nie lubią, więc nie jarzę. Chyba, że jestem jakaś niedorozwinięta i nie rozumiem ich relacji... Wytłumacz mi to, pliss...


No cóż, jest zazdrosny. Jeszcze tego nie pisałam (chyba, nie pamiętam już xD), ale w następnych rozdziałach dołączę także uczucia innych bohaterów, gdzie przeważnie będą jego, ponieważ on jest postacią pierwszoplanową, zaraz po Alex.

Ile ty masz zamiar pisać tych części?


Ale że części? Chodzi Ci, że "książek"? Jeżeli tak, to aktualnie mam już fabułę na trzy książki. Dwie pierwsze będą tyczyć się Aleksandry i Ksawerego, a trzecia już przejdzie na innych bohaterów, lecz ci także pojawią się niejednokrotnie i ci mniej ważni także xdd. Jeżeli chodzi Ci o rozdziały, to nie wiem. Pewnie około sześciu takich długich, ale nie jestem pewna...

Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za komentarz i mam nadzieję, że będziesz czytać dalej serce.




(c) ja, hehe

Zapraszam:
- moje opowiadanie - Zmierzch bogów
- mój blog - W zakamarkach mojej duszy
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Błękitno-granatowe oczy
^ChandSharma
Administrator

avatar
Dodane dnia 20-10-2014 15:10
Czytam od początku Twoje opowiadanie, ale to jest (chyba) mój pierwszy komentarz. Zwykle nie komentuję opowiadań, bo nie wiem nigdy co napisać poza ładne/piękne/wspaniałe (niepotrzebne skreślić), a wiadomo, co się dzieje z takimi krótkimi postami. Okej, będę teraz wielce złośliwa i wytknę Ci błędy xd.
Nie na warcie ten dziewczyny! (...)
[quote]Alex dostała pokuj za darmo. Właściciel tego pensjonatu jest jej dobrym przyjacielem i wszyscy pracownicy o tym wiedzą.

"Ten". "Pokuj", chyba nie muszę mówić, gdzie jest błąd.
Do tego pisałaś pierwsze zdanie w czasie przeszłym ("dostała"), a drugie nagle jest w teraźniejszym. Pilnuj czasów, bo trochę chaotycznie wychodzi. Ale nie martw się, wprawisz się w tym - ja też miałam problemy z czasami i kiedyś nie pisałam w narracji trzecioosobowej tylko pierwszoosobowej, bo miałam właśnie z tym problemy xd.
.
(...)Znajdowały się tam wieszaki na kurtki i półki na ciuchy. (...)

Lepiej brzmi "ubrania" niż "ciuchy". "Ciuchy" można użyć w dialogach, ale w opisie niezbyt ładnie to brzmi.
To przez te chmury. Były gęste i nieprzyjemne, zanosiło się na ostrą burzę. Do łazienki wchodziło się przez białe drzwi.

Po "burzę" zrób Enter i o łazience zacznij od kolejnego akapitu. Skończyłaś opisywać pogodę i zaczynasz co innego, więc ten opis powinien być od nowej linijki.
(...) tylko najpotrzebniejsze rzeczy wyciągnęła (...)
- Ona ma dwudziestego lipca urodziny (...)

Lepiej brzmi: "Wyciągnęła tylko najpotrzebniejsze rzeczy" i "Ona ma urodziny dwudziestego lipca". Niby to drugie zdanie jako dialog może być - w końcu każdy inaczej składa zdania jak mówi, prawda?
Bez chwili zwłoki założyła je na
- Co się dzieje? - spytał Konrad.

Na co? Na co założyła? Oczywiście wiemy, że na nogi, bo na głowę czy ręce na pewno nie xd. Problem tkwi w tym, że zgubiłaś resztę zdania.

No i to chyba tyle ode mnie. Pisz dalej, bo masz wspaniałe pomysły i bardzo lubię Twoje opowiadanie. Ach, no i jeszcze walka o poduchę mnie zabiła (jak i kilka innych akcji w tym rozdziale). Podobają mi się Twoje wątki humorystyczne.
Twórz dalej, weny! <3


___
{grafika} || {linktr.ee/ChandSharma}

Edytowane przez ChandSharma dnia 20-10-2014 15:13
48034616 Wyślij Prywatną Wiadomość
Strona 1 z 2 1 2 >
Skocz do Forum:
Logowanie
Zapamiętaj mnie



Rejestracja
Zapomniane hasło?

Witajcie na nowej wersji ShoutBox. Wszelkie problemy prosimy zgłaszać do administracji lub bezpośrednio do twórcy - Anagana.

Tylko zalogowani użytkownicy mogą pisać wiadomości.

^Flamli0
8:45:45 29.04.2024
Różnią się od połowy, ta z comicon jest bardziej dopracowana
^Flamli0
8:44:50 29.04.2024
Ta na social mediach KLIK
^Flamli0
8:43:56 29.04.2024
Są dwie wersje, ta została wyświetlona na comicon KLIK
^Flamli0
8:43:35 29.04.2024
Tak, będę musiała to wszystko dopiero nadrobić na WB...
~marcin19950
1:44:04 29.04.2024
i o czym był ten exlusive material o winx reboot ma ktos?
^Flamli0
14:15:20 28.04.2024
KLIK o 15 ma być ekskluzywny materiał z rebootu
^PVTeam1230
19:03:29 25.04.2024
Szkoda że do Wawy smutny((
~February0
15:10:03 25.04.2024
Ktoś jest chętny na spontaniczne spotkanie w Warszawie w ten weekend? (dajcie znać jeśli takie rzeczy nie na shout box uśmiech)
~February0
15:08:33 25.04.2024
Rzucam mega randomowe hasło które właśnie wpadło mi do głowy w trakcie pracy xd
^Flamli0
21:14:14 24.04.2024
ukazały się pierwsze strony komiksu fate, data wydania została przesunięta na 31 lipca
~Radi0
13:49:16 24.04.2024
Jak w winxie. Kreska tak zrobiona, że boje się że udziecinnili ten serial
~clax70
10:37:27 24.04.2024
Nowy sezon Odlotowych Agentek już 12 maja KLIK
~EmilyWinxClub0
16:53:23 22.04.2024
Tak czy siak, czasy kreski ręcznej z 1 sezonu minęły bezpowrotnie, teraz Bloom wygląda jak popular girl from high school, która dorabia w międzyczasie jako modelka, a nie zwyczajna dziewczyna
~EmilyWinxClub0
16:46:27 22.04.2024
Przyczepię się jeszcze do twarzy w animacji, bo po 3D jakie zaserwował nam Rainbow mam stres pourazowy do tych ich za wielkich oczu i pstrokatych nosów w połączeniu z komediową, zbyt żywą mimiką twarzy
~EmilyWinxClub0
16:42:22 22.04.2024
5-6* mam nadzieję, że to tylko testy bo jeśli użyją takiej animacji do gotowego produktu, to reboot padnie szybciej niż powstawał
~EmilyWinxClub0
16:40:20 22.04.2024
Widać, że animacja to jest dalej ta sama plastelina z sezonów 4-5 tylko podrasowana, ale niestety dalej źle to wygląda, zwłaszcza włosy i płynność
~EmilyWinxClub0
16:39:02 22.04.2024
Flora wygląda jakby była żywcem wycięta z Mia i Ja. Nie jestem całkowicie przekonana do tej transformacji jeszcze
~clax70
15:19:57 22.04.2024
Znalazłem taki concept art z reboota
~clax70
15:13:07 22.04.2024
*transformacja
~clax70
15:12:51 22.04.2024
Ta transformacją wygląda bardzo fajnie, ale w tych filmikach coś mi nie pasuje z twarzą Bloom
^Flamli0
8:53:50 22.04.2024
^Flamli0
8:51:20 22.04.2024
^Flamli0
8:50:43 22.04.2024
^Flamli0
8:50:35 22.04.2024
uwaga uwaga, mamy transformację z reboota i pierwszy fragment!
^Flamli0
18:57:56 18.04.2024
zapraszam na kolejny komiks ze starą kreską :> KLIK
Regulamin
Archiwum
lekkieb. lekkie
wersja: 3.0.4
Ankieta
Chcecie, jak co roku, wziąc udział w wigilijnych podarunkac?

Tak
Tak
69% [9 Głosów]

Nie
Nie
8% [1 Głosuj]

Nie wiem
Nie wiem
23% [3 Głosów]

Głosów: 13
Rozpoczęta: 20/11/2023 08:49
Zakończona: 26/11/2023 18:48

Archiwum Ankiet

.