Nowości
1.05.2024
❧ naprawiono muzykę ze specjalów

25.04.2024
❧ naprawiono muzykę z 1 sezonu

18.04.2024
❧ dodano komiks nr 238 - Cienie w Chmurnej Wieży

06.04.2024
❧ dodano komiks nr 161 - Technomagiczny konkurs

25.03.2024
❧ zaktualizowano odtwarzacze wideo - SEZON 1 FULL HD

18.03.2024
❧ dodano komiks nr 228 - Magia Flory i Miele

14.03.2024
❧ dodano komiks nr 237 - Dobry pomysł

08.03.2024
❧ dodano komiks nr 205 - Magia Winx Rock

19.02.2024
❧ dodano komiks nr 171 - W świecie snów

18.02.2024
❧ dodano komiks nr 208 - Siła natury

17.02.2024
❧ dodano komiksy nr 217, 218, 220, 221, 224, 226, 227, 229-231, 233, 234

Użytkowników Online
 Gości Online: 1
 Brak Użytkowników Online

 Zarejestrowanych Użytkowników: 2,056
 Najnowszy Użytkownik: ~Klaudixx00
Dzisiejsi Solenizanci
Boczek
gwarek
Olalaxd


Archiwum
❧  Miniaturki zebrane  ☙

AutorMiniaturki zebrane
~Reverienne
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 23-11-2012 23:05
Opublikowane, by autentycznie przekonać samą siebie, iż się wypaliłam. (Niech płomień powróci jak najszybciej)

Ewentualne ostrzeżenia na końcu.


Spacerowała wiedeńskim parkiem, bez celu poszturchując butwiejące już liście. Zdawały się nie mieć sił, nie poruszać się, nawet z jej, w gruncie rzeczy niewielką, pomocą. Kilka centymetrów to żałosny wynik, nawet jeśli ma się świadomość, iż to tylko liście. Liście, które każdą jesienią pokrywały większość terytorium Polski czystym złotem, wprawiając w zachwyt wszystkich bliższych bądź dalszych sąsiadów.

Jedynie Erzsébet uparcie odmawia Feliksowi, by ten wpiął w jej włosy spinkę z malutkim klonowym listkiem.
Wolała wiosnę.

Te tutaj liście zwyczajnie przegrały, dały się porwać, wyraziły zgodę na własne zniknięcie w mrokach niepamięci. Nie zasługiwały na jakąś szczególną litość, stwierdziła ze smutkiem.
Kilkoro staruszków spojrzało na nią tak, jakby wypowiedziała te słowa na głos.

~x~


Wiedeń ma w sobie tę moc, że przyciąga wspomnienia. Wracają wszystkie spory, kłótnie, wojny, ale i wizje tych wszystkich królewsko-cesarskich bali, na których odtańczony został walc. Zarówno tych chwil, wywołujących mimowolne uczucie ciepła w sercu, jak i łzy.
Każdy krok przypomina o przeszłości.
Chwytając klamkę, widzi ich zaręczyny, powstanie Austro-Węgier. Wchodząc - jedną z bardziej istotnych kłótni.

Dopiero ciepło panujące w kawiarni przypomina jej, że przecież oboje żyją w teraźniejszości. (Przeszłość dawno odeszła)

~x~


Wchodzi powoli, statecznie niczym prawdziwa dama. Nikt, cóż, prawie nikt z tego światka, nie wie jednak o tym, że to tylko pozory. Stateczny chód jest jedynie tymczasowy. Erzsébet nie jest typową księżniczką - ma duszę wojowniczki, nawet jeśli, na pierwszy rzut oka, nabrała wiele ogłady.

Na spotkanie wybiega jej kelner, całuje dłoń, może nawet prawi francuskie komplementy. Erzsébet go nie słucha. Ciężkim do do rozszyfrowania spojrzeniem obdarowuje siedzące przy najbliższym stoliku postaci.
Rodericha, gazetę i filiżankę herbaty.

Ciszę przerywa jedynie krótkie: "Musimy porozmawiać".

________________________________________________________
Przypisy:
- Erzsébet - węgierska wersja imienia "Elżbieta".
Nawiązanie do "złotej polskiej jesieni". Klonowy listek nie ma nic wspólnego z Matthew, ot, zwykły przypadek, zauważony zbyt późno. Sama spinka... cóż, Erzsi zawsze nosiła we włosach kwiatek, stąd niechęć do liści, nawet jeżeli miałby to być prezent od jej przyjaciela, Polski (Feliksa Łukasiewicza).
Kelner, z tego, co widziałam, jest po prostu Francisem. Stąd francuski. Śmiem też przypuszczać, że każda kobieta chciałaby usłyszeć komplement w owym języku, więc to taki... trik na podryw. Powiedzmy.

Znajomość Hetalii nieobowiązkowa, a wręcz niewymagana. Nie znam prawdziwej Erzsébet, nie wiem, na ile "moja" wersja ją odzwierciedla. Podejrzewam, że na góra trzy procent. ^^" Całość czytałam po kilka razy, starałam się wyłapywać ewentualne błędy (czyli nieco koślawe sformułowania), ale jeżeli znalazło się coś, co pominęłam: proszę pisać. Powtórzenia zamierzone.


Tekst jesienno-depresyjny, raczej przygnębiający, smętny i poważny. Lekkie nawiązania do "Hetalii". Czytać tylko ze świadomością, iż do tego tekstu należy mieć odpowiedni nastrój. I podkład muzyczny - polecam spokojne utwory muzyki klasycznej i fińskie piosenki.




Dziękuję MrDark za cudowny zestaw! <3

Edytowane przez Reverienne dnia 23-11-2012 23:06
4551010 Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Miniaturki zebrane
użytkownik usunięty
Dodane dnia 03-12-2012 13:38
Twórcze ładne i głębokie sadzę, że masz dar. Na pewno ładnie by ci wychodziły wiersze, spróbuj jestem ciekawa efektów.


AutorRE: Miniaturki zebrane
użytkownik usunięty
Dodane dnia 03-12-2012 15:02
hailie1999 napisał/a:
Twórcze ładne i głębokie sadzę, że masz dar. Na pewno ładnie by ci wychodziły wiersze, spróbuj jestem ciekawa efektów.

Zgadzam się, spróbuj szeroki uśmiech Bardzo ładnie ci to wyszło.


AutorRE: Miniaturki zebrane
~Bananowa
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 25-12-2012 11:55
Reverienne, następne zaczęcie opowiadania i następne zaszokowanie mnie. Nie dość, że znalazła się tu Hetalia to jeszcze tak pięknie to napisałaś! Czytając to, po prostu poczułam się jakbym była Erzsébet. Interpunkcja jak zawsze idealna, stylistyczne również jest. Co prawda oglądnęłam dopiero 11 odcinków Hetalii, ale te opowiadanie jest świetne i jest wyposażone w bogate słownictwo.


to ja macham do was z mojego jachtu
32092165 Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Miniaturki zebrane
~Reverienne
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 24-02-2013 00:36
Czasami mam ochotę zgrabnie się wycofać, póki jeszcze pora, choć, w zależności od czynników, jeśli raz moje opowiadanie mi się podoba, to drugi raz nie jestem już pewna, czy i Wam się spodoba. Mam taką szczerą nadzieję, że jednak tak, choć nie ma tu ani romansu, ani humoru (przynajmniej w moim odczuciu, mimo iż się starałam coś wstawić, naprawdę!), ani angstu.

Fandom to mieszanka naszego świata z elementami z "Doctora Who" (tak przypuszczam, choć nie oglądałam...), "Harry'ego Pottera" (niewiele tego), a przede wszystkim trylogii Czarnego Maga autorstwa Trudi Canavan. Odnośnie trzeciego i najważniejszego fandomu: opowiadanie to swego rodzaju "co wydarzyło się dalej" wraz z pewnymi, hm, modyfikacjami, które mogą nie spodobać się zwolennikom żelaznego kanonu. (Pewna osoba przeżyje; X wyzna swoje uczucia Y (dopiero!) w Gabinecie Administratora, tuż przed Bitwą;...)

Imię i nazwisko Michaeli to pomysł Daryi z forum.hetalia.org.
Charakter stworzyłam ja, więc wiecie kogo linczować.

Całość napisałam jako opowiadanie antyutopijne na lekcję języka polskiego. To, co zaprezentowałam klasie było jednak wersją skróconą - rozszerzenie (dopisane między innymi w tę sobotę) znajduje się właśnie tu. Całość dedykuję, między innymi: Bananowej (która to bodajże chciała kontynuacji mojego poprzedniego opowiadania [nie tego tutaj]), Chandni (która zawsze czytała moje opowiadania), Carli (której wciąż jestem winna prezent [którego jeszcze nie dokończyłam]), wszystkim, którym zawdzięczam to, jak piszę, a także czytelnikom. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i jakoś przebrnięcie przez Naprawdę Drętwy Początek. Enjoy!


Gnil
[tytuł roboczy]


Miarowe uderzenia w klawiaturę są normą, jeśli mamy do czynienia z pracą w biurze. Cisza - wręcz przeciwnie, głównie ze względu na fakt, iż świadczy o lenistwie. Nieodpowiedzialnym zachowaniu, przeglądaniu Tumblra w godzinach pracy.
W gabinecie Anastasji Siantar było wręcz nieludzko cicho, jednak jego właścicielka, w porównaniu do innych ofiar inspekcji, miała naprawdę dobrą wymówkę. Próbowała się skoncentrować.
Z siłą, która mogłaby, oczywiście teoretycznie, unieść tuzin menhirów, pięć tysięcy cegłówek (vel. podręczników) i co najmniej trzy słonie z waleniem na dokładkę. Mogłaby przepalić ściany i zamienić wrogów w figurki z modeliny. Z siłą, która nie mogła wykonać jednej jedynej sprawy, do której też została przywołana.
Przypomnienia sobie czegoś nadzwyczaj ważnego.
- "Szanowny panie dyrektorze, oświadczam, iż się poddaję. Panu, a także całej reszcie świata życzę jak najmilszego spędzenia ostatnich chwil życia w obecnym wcieleniu. Mam nadzieję, iż teoria reinkarnacji okaże się słuszna. Z pozdrowieniami, Nasja". Mich...
- Nie przekażę - odparła Słowaczka. - Sama pójdź i przekaż mu te bzdury o odrodzeniu się jako robaczek. I przekonaj go, że te nowe wcielenie będzie fajniejsze niż te obecne. A kiedy w drodze do gabinetu zmienisz zdanie, będę tu czekała razem z "A nie mówiłam...?".
- Sama chciałaś - Nasja z namaszczeniem wyłączyła komputer i podniosła się z wygodnego siedziska, jakim był bez wątpienia fotel. Przeszła kilka kroków, zerknęła na przyjaciółkę i już dotykała klamki, gdy usłyszała w głowie krzyk. Ewidentnie damski, nie należący przy tym do Michaeli.
Ewidentnie przypadek schizofrenii.
Mama miała rację, mówiąc, że praca w biurze jest zła, stwierdziła w myślach.
Wycofała się i zajęła miejsce w fotelu, intensywnie masując skronie i starając się, by nie wyglądać jak osoba doświadczająca czegoś, co świadczyło o nienormalności.
- Mówiłam! - odparła Macháčková, nie kryjąc satysfakcji.
- To nie tak, Mich. Jeżeli zwolnią mnie przed południem, to nie dostanę dniówki. A tak właściwie... Masz może pod ręką listę uczestników obozu jeździeckiego "My Pony" sprzed ośmiu lat?
- Nie prosiłaś.
- Wiń moją bezorzechową dietę.
- Wolę obwiniać ciebie - stwierdziła bezczelnie, po czym podeszła do drukarki. Zmusiła ją do wyszukania odpowiedniego dokumentu i podjęcia próby wydrukowania go. Chwilę później stała nad urządzeniem po raz drugi, wyraźnie niezadowolona. - Poczekasz sobie, Nasiu. Drukarka wzięła przykład z Francuzów i ogłosiła strajk... Naśka, czy ty mnie w ogóle słuchasz? Ocknij się, niedługo prezentujesz swoje wyniki. Gildia chce się widzieć z dyrektorem...
- Meitner. Nazywała się Meitner... Iryd Meitner.
Michaela natychmiast zaprzestała szarpania swej niemal idealnej fryzury. Spojrzała na Nastasję ze złością, a jej usta wykrzywiły się w ni to grymas, ni to uśmiech.
- Uwierzyłaś?
Jej towarzyszka mimowolnie wzruszyła ramionami.
- Nazwałabyś córkę "Meitner"? "Iryd Meitner"? Naprawdę? W jakiej rzeczywistości żyjesz, skoro uwierzyłaś, że rodzice dali jej imię i nazwisko po jakichś dwóch pierwiastkach chemicznych?!
- W takiej samej jak twoja - odcięła się błyskawicznie. - Zresztą, ona sama blednie przy takiej Mercedes Toyocie Blanchard. Moja koleżanka ze studiów - dodała usłużnie.
- To może być wszystko! Mogła zmyślić te dane, bo jest, bo ja wiem, córką dwojga terrorystów! Mogła zmienić nazwisko i zniszczyć dokumenty. Podać pseudonim artystyczny...
- Obrabować bank i podszyć się pod "Iryd Meitner"? - Nastasja westchnęła ciężko i przyjrzała się koleżance, w zapale snującej kolejne teorie spiskowe. Co gorsza, coraz bardziej wykraczające poza możliwości szesnastolatki. Choćby i szesnastoletniej arystokratki o wręcz nieograniczonych wpływach. O, takich, by bez zbędnego chaosu (i rozgłosu) wykraść i sprzedać przepis na Coca Colę ze schowka w Atlancie, przekonać Pottera do przejścia na Ciemną Stronę Mocy, Hermionę i Dracona do romansu, a prezydentową do jak największego publicznego upokorzenia. A może nawet jeszcze większych... - Miche, przesadzasz.
- Przynajmniej coś robię!
- Szarpiesz tę nieszczęsną fryzurę i maltretujesz sweter - odparła bezlitośnie, patrząc jej prosto w oczy. - Mnie też to martwi. Mamy jedynie...
- Tydzień.
- Tak, głupi tydzień na znalezienie dziewczyny, którą ledwie kojarzę. Licząc się z tym, że możemy być w błędzie i wywołamy katastrofę, przy której "2012" to bajka o kucykach dla pięcioletnich dziewczynek.
Michaela wyglądała tak, jakby ewidentnie chciała się uśmiechnąć, jednak los nie dał jej ustom tejże możliwości. Z jednej strony przypominała młodą, surową guwernantkę, targaną wątpliwościami odnośnie faktu, czy przymusowe karmienie marchewką dodaje dzieciom więcej zdrowia i witamin czy negatywnych wspomnień, a z drugiej... jak dziewczę, które uciekło z klatki szympansów. Potargane włosy, jakby przekrzywiony sweter i przerażenie w sercu zdawało się być wprawdzie objawem charakterystycznym, po którym poznaje się narybek służb specjalnych, ale... Czy zlecenie Gildii Magów można było porównać do historii Jamesa Bonda? Albo choćby - Sherlocka Holmesa? Nastasja zdawała się otwarcie w to wątpić.

Późniejsze spotkanie z szefem również nie należało do najprzyjemniejszych. Choć James Watson należał do osób nadzwyczaj cierpliwych, nie był w stanie przymknąć oka na tragiczną wręcz ilość faktów. Ostatecznie nawet zadecydował, że to właśnie panna Siantar zaprezentuje swoje odkrycia. Michaela, próbując uratować od "wycieczki" Nasję, została wysłana razem z nią.
Sytuacja oczywiście nie mogłaby przedstawiać się mniej różowo.

__________________________________________________________


Zrezygnowana do granic wszelkich możliwości, Michaela nawet nie miała siły protestować. Ewidentnie, choć pomoc przyjaciółce określa się mianem jednego z Czynów Szlachetnych, to właśnie zignorowanie egoizmu przypłaciła pobytem w innym wymiarze. A do takowej wyprawy bynajmniej się nie pchała.
Jeśli miała być szczera, to nigdy przez myśl jej, by nie przeszło, by pojawiać się w nędznej namiastce średniowiecznych Włoch, jak to miała w zwyczaju wyobrażać sobie Kyralię. Nie ciągnęło jej do tragicznych warunków higienicznych, wszechobecnych chorób, a co najważniejsze - magii. Nie, z całą pewnością nie ciągnęło jej do tych wszystkich skomplikowanych zaklęć, bez których, "To aż śmieszne!", nie potrafili sobie poradzić śmieszni czarodzieje. Ani tych, iście "przezabawnych" cukierków, od których dym leciał uszami, a paznokcie u stóp przybierały co ciekawsze odcienie zieleni i fioletu. I nie miało to bynajmniej najmniejszego choćby punktu zaczepienia z faktem, iż Michaela, będąc charłaczką, nie mogła później przywrócić swoich kończyn do pierowotnego stanu. Ani tym bardziej z tym, że miotły nieraz odmawiały jej posłuszeństwa, zostawiając ją samą na wysokiej jodle. Tym bardziej, że przez brak dostatecznie silnych mocy magicznych nie dostała jednego głupiego listu, na którym tak jej zależało.
W porównaniu do swojej głupiej młodszej siostry, w której pokoju, ku ogromnej radości matki, pojawiła się zgrabnie zaadresowana koperta, pobłyskując radośnie fajerwerkami.
Nic nie wiązało się z tym, że to właśnie Tereza trafiła do szkoły magii, podobnie jak cała reszta jej zwariowanego i zupełnie przeciętnego rodzeństwa. Z tym, że jedynie ją, Michaelę, wysłano na mugolską stronę Ziemii, do całkowicie niemagicznej szkoły z internatem, gdzie, choć zachowywała się jak normalna (cóż, może odpuśćmy sobie ten przymiotnik...), nieco nadambitna, zbyt pedantyczna, ale z całą pewnością GRZECZNA uczennica, to i tak była w mniejszym stopniu zauważana i chwalona niż cała reszta rodzeństwa, będąca istną solą w oku wielu magicznych nauczycieli. Dyrektora również.
Bądź co bądź, nigdy nie nie udało jej się odebrać choćby krztyny magicznego wykształcenia. Wkuwanie nazw czy etymologii zaklęć nigdy nie miało najmniejszego sensu, bo po cóż miałaby ćwiczyć coś, co jest dla niej praktycznie nieosiągalne...? Zresztą, poziom nędznego przedszkolaka nigdy nie uratowałby jej życia. Już więcej szans miała, trzymając mugolski pistolet... Mugolski świat był, mimo wszystko, dużo bezpieczniejszy. Tu przynajmniej miała równe szanse, cóż, niemal równe szanse, gdyby nie miała broni w ręku, ale mimo wszystko...
... mimo wszystko, nawet taka świadomość daje nadzieję.
A teraz?
A teraz miałaby pojawić się w Kyralii, wprawdzie w misji pokojowej i do wymiaru nieogarniętego wojną, gdzie każdy, praktycznie każdy, mógłby zakończyć jej żywot za pomocą sekundy dotyku i niszczycielskiej mocy "uzdrawiającej"? Gdzie jedno wymamrotane w jej kierunku przekleństwo mogłoby skutecznie skrócić ją o głowę? Stwierdziłaby, że to śmieszne, iż to akurat ona została przydzielona Nasji. W przypływie czarnego humoru dodałaby nawet, że to nie Siantar ma być ukarana, a właśnie ona. Raczej łatwo byłoby uzasadnić jej śmierć, prawda?
Michaela wzdrygnęła się i natychmiast spróbowała odegnać krążące wokół myśli. Nerwowym ruchem wpięła w włosy niewielką klamrę, przygładziła suknię, zdjęła i ponownie włożyła rękawiczki i już miała sięgać po brązowy płaszcz, gdy w drzawiach stanęła rozpromieniona Nasja. Chociaż "rozpromieniona" ma w tym przypadku dwa znaczenia, o czym doskonale świadczyły zmrużone oczy Michaeli.
- Nastasjo Siantar, w coś ty się ubrała do jasnej... - niemalże krzyknęła, widząc stojącą w drzwiach przyjaciółkę. Ta miała na sobie wściekłoturkusowy kostium, częściowo przykryty równie intensywnym i bijącym po oczach żółtym płaszczem. Włosy, tym razem niczym nieskrępowane, dopełniały koszmaru całej kompozycji. Całość tworzyła uroczą mieszankę, przypominającą sałatkę z cytryn obficie polaną sosami: smerfowym i karmelowym. W tym momencie nie tylko znani projektanci wołają o pomstę do nieba. Po pierwsze: średniowiecze. Tak nie wypada. Kolor jest zły, fryzura jeszcze gorsza. Po drugie: Kyralia. Będąc w obecnym stanie, legalne są jedynie brązy. Przynajmniej dopóki nie przydzielą specjalnym gościom własnego koloru. Ale nawet jeśli przydzielą, to nie są przecież na tyle obłąkani, by zadecydować o wybraniu któregoś z naprawdę dzikich. Jeżeli już, to strzelą coś podobnego do czerni, bieli, butelkowych zieleni i ciemnych granatów. Jeżeli...
- Wiesz, do twarzy ci w brązach, Mich. Powinnaś ubierać się w nie częściej; tworzą niezłą kompozycję z twoimi włosami. Wiesz, jeszcze perły do tej sukienki i wyglądałabyś jak prawdziwa dama. Jak z epoki... - Nasja rozgadała się w najlepsze, z nadzieją, że w międzyczasie Macháčková trochę ochłonie.
- Jak nas przez ciebie nie wpuszczą, to zaręczam, że nie obudzisz się na tym świecie. Myślałby kto, że po studiach jesteś, a zachowujesz się jak... przeinaczasz wszystko, nawet kolory mylisz, choć jeszcze na uczelni byłoby to dla ciebie nie do pomyślenia.
- I jest nadal - zapewniła dziewczyna, kręcąc młynka kciukami.
- Różnica między brązem, a turkusem?
- Na teście, to się pytali o trzy najsławniejsze dzieła Claude'a Monet. Przynajmniej miałam pewność, że mam dobrze, a nie, ty takie trudne zadajesz pytania... To dlatego, żeby nie było podejrzeń o faworyzację?
Michaela zacisnęła pięści i szybkim krokiem opuściła pomieszczenie. Momentalnie zdała sobie sprawę, dla czego, a raczej dla kogo ma zamiar narażać własne życie.
I masz babo placek, stwierdziła, znikając w niebieskich płomieniach.

__________________________________________________________


Kolory, setki tysięcy kolorów, tworzących wielką, rozmazaną masę, wśród której nawet największy artysta nie wyłapie konturów czegokolwiek.
Grunt ulatujący spod nóg, niby wywołany przyspieszonym ruchem Ziemii. Przyspieszonym naprawdę o wiele.
I tępy ból w czaszce, przeszywający ze zdwojoną siłą, gdy tylko którykolwiek z Podróżników spróbował się poruszyć.

- Pamiętaj, że przechodząc przez inne wymiary, nie wolno ci się, pod żadnym pozorem ruszać. Dlaczego? Cóż, nie chciałabyś wylądować gdzieś jedynie po części, co?
Mała dziewczynka prędko zaprzeczyła ruchem głowy.
- No właśnie. To tak jak przy teleportacji samemu, na mniejsze odległości. Tam wystarczy chwila dekocentracji, tu - poruszenie się. Jeżeli masz szczęście, to może dotrzesz na miejsce w całości, nawet jeśli się poruszysz. Ale nie wolno ci tego próbować, choćby dlatego, że nie chcesz, aby mnie zabiła twoja matka, prawda?
Skinęła głową, a Wujek roześmiał się, widząc powagę malującą się na jej twarzy.
- Po prostu uważaj. Dobrze, Nasieńko? Czasami wszystko ma swoje granice...


- Czasami naprawdę nie wypada się buntować - stwierdziła Nasja, z ulgą stwierdziwszy, że jednak wszystkie kości ma całe. Obraz ciut przyhamował; pewnie jedyne drgawki były winą trzęsących się nóg dziewczyny, a włączona opcja "artystyczne rozmycie" - dowodem jej słabego wzroku. Nawet chwyciłaby okulary, miała je chyba nawet gdzieś w kieszeni, gdyby nie Michaela, która z głuchym trzaskiem pojawiła się obok niej i niemal jej nie przewróciła. Fakt faktem, ale ścieżka, na której obie stały, wcale nie wyglądała na idealnie gładką, wręcz przeciwnie - była to typowa wiejska droga, zapewne daleko od centrum Imardinu...
- Wysłanniczki z drugiego świata, nieprawdaż? Mademoiselle Anastasja i jej towarzyszka, mademoiselle... Michalina? - Głos należący do młodego mężczyzny zdawał się dochodzić dosłownie znikąd. Dwie wspomniane już damy rozglądały się chyba jednak zbyt pobieżnie, skoro okazało się, iż wysłannik Gildii wisi nad nimi dobrych kilka metrów nad ziemią.
(To ci ekscentryk, pomyślała Michaela, Chyba jednak Nasja będzie tu do kogoś pasować, nawet w tym swoim dziwacznym stroju.)
Kilka sekund później opadł na ziemię, skłonił się dwornie i zapewnił, iż kareta, mająca zabrać je do samego serca Imardinu, zjawi się wkrótce. Okazało się to jednak sporym niedopowiedzeniem - "wkrótce" zmieniło się w pięć, a następnie w dziesięć minut. Powozu dalej nie było widać, słychać tym bardziej, a podróż na piechotę autentycznie przerażała. Wszystkie zebrane informacje mówiące o stolicy Kyralii informowały, że jest to raczej duże miasto, z kilkoma dzielnicami, w które wchodziła także ta największa - byłe slumsy, natomiast miejsce, w którym się znajdowały... no, to była zapewne jedna z mniejszych wiosek, zapewne w okolicy. Zgryźliwie można by powiedzieć, że to cud, iż państwo zostało wybrane dobrze. Cóż, przynajmniej Nasja miała czas, by znaleźć jakąś dobrą wymówkę, dlaczego zebrała tak skromny zasób informacji.
Niecałe siedem minut później wreszcie przyjechała kareta.
~~~

Podróż przepłynęła przez palce, wbrew wszelkim pozorom, stanowczo za szybko. Nasja nie mogła wysilić opętanych strachem szarych komórek teraz, kiedy niemalże klęczała już z głową na szafocie. Michaela również nie pomagała w sposób znaczący, jedynie próbowała skorzystać z jednego z najprostszych zaklęć farbujących, które kiedyś podpatrzyła u matki. Ostatecznie żółta pelerynka panny Siantar stała się nieco pstrokata, przez znajdujące się tu i ówdzie brązowe kropki, Macháčková starała się efekt ten "podreperować", a tymczasem wysłannik Gildii trajkotał w najlepsze, zadając silny cios stereotypowi chłodnych, oszczędnych w słowach, nudnych i mało żywiołowych kyraliańskich magów. Czyli wszystko przebiegało idealnie niezgodnie z planem.
C'est la vie, jak mawiają Francuzi.
Oczywiście, im dalej w las, tym ciemniej i niebezpieczniej, nie zaś bardziej słonecznie, więc i wędrówka do Gildii przypominała raczej marsz pogrzebowy (nawet jeśli Nasja była ubrana tak a nie inaczej) niźli cokolwiek innego. Sam "zamek", choć budził swego rodzaju respekt, również w pewien sposób przerażał. Zwłaszcza, że Michaelę zaproszono na uroczysty poczęstunek i to właśnie Nasja miała spotkać się z Administratorem Lorlenem.
Który oczywiście nie był przerażający, łagodnie się uśmiechał, a nawet niemalże wybuchnął śmiechem (co zamaskował atakiem kaszlu) na widok żółto-brązowej pelerynki i turkusowego stroju Nasji, ale przecież nawet czarne charaktery mogą mieć poczucie humoru, prawda? Dobrze, trochę w tym przesady i to należałoby przyznać. Trzeba naprawdę solidnie się upić, by stwierdzić, że ktoś taki jak Lorlen jest zły. Co nie znaczy, że nawet bardzo miły człowiek nie może stać się surowy i poważny, jeśli chodzi o obowiązki. Już bez uśmiechu stwierdził, że postęp śledzczy panny Siantar jest niewystarczający i należy go usprawnić:
- Zdaję sobie sprawę, iż odnalezienie Iryd Meitner może przysporzyć trudności, jednak jest to kwestia na tyle istotna, iż całe śledztwo należałoby przyspieszyć. Anastasjo, czy ma pani jakieś sugestie?
- Może Kyralia? Imardin? - Wzruszyła ramionami. - Najtrudniej znaleźć to, co jest najbliżej, tak się u nas mawia. Jeżeli istnieje szansa, że jest tutaj...
- Wbrew pozorom, istnieje - przerwał Administrator.
-... to należałoby jej poszukać właśnie tutaj.
- Chciałbym zaręczyć, że w pracy pomoże pani jeden z naszych najzdolniejszych magów, jednak byłaby to kwestia sporna, którą musiałbym przedyskutować z Wielkim Mistrzem Balkanem i Radą Starszych. Nie mogę zagwarantować ich pozytywnej reakcji, więc...
- Rozumiem. Mogłabym pójść z Michaelą...
- Przykro mi, ale ona powinna zostać tutaj... Na wszelki wypadek. Ponadto, czułbym się pewniej, wysyłając pani kogoś doświadczonego... może Mistrza Rothena?
- Byłabym wdzięczna - stwierdziła, zdając sobie sprawę z faktu, iż tak naprawdę kłamała. Brakowało jej jednak odwagi, by żądać obecności przyjaciółki... Choć mag magiem i mógłby jej pomóc, to wolała korzystać z wiedzy i wskazówek kogoś, kto ją dobrze zna. Kogoś, kto nie potraktuje jej przeczuć z przymrużeniem oka, kogoś, kto zaufałby jej na tyle, by wykonać jakiś ryzykowny plan. Kogoś, kto potrafiłby potraktować ją poważnie, nawet jeśli umyślnie wygłupiła się z tym swoim strojem.
Mimo wszystko potrzebowała Michaeli.
~~~

- Hm, to Ty jesteś "Mistrzem Rothenem"? - spytała zaskoczona Nasja, widząc stojącą obok niej dziewczynę. Miała duże i smutne ciemne oczy, a włosy skrócone jakby mieczem - nierówno, jakby na chłopca, choć były one na tyle długie, by uznawać ów nieznajomą za dziewczynę. Nawet całkiem ładną, o urodzie Królewny Śnieżki, jak stwierdziła Siantar, nie bez ledwo wyczuwalnej nutki zawiści.
- Oczywiście, że nie - prychnęła. - Ale to jest mój dawny opiekun i nie chcę, by się wałęsał po Imardinie. Zresztą... chcę odwiedzić ciotkę, więc jeżeli potrzebujesz przewodnika po slumsach, to radziłabym się pospieszyć.
- Szukam Iryd Meitner.
- Jakbym nie wiedziała... - Machnęła ręką, a strój Nasji przybrał ciemne barwy. - Rozumiem, że idziesz? - spytała.
Nasja skinęła głową.

Nie potrafiła stwierdzić, co sprawiło, że zaufała odrobinę cynicznej nieznajomej. Nie znała Kyralii na tyle, by wiedzieć, kto i kiedy był czyim opiekunem, ale... coś, jakby przeczucie, podpowiedziało jej, że jeżeli ma zrobić krok, to pomoże jej właśnie ta dziewczyna, nie zaś tajemniczy "Mistrz Rothen", z którym powinna była wyruszyć.
- Jestem Sonea.
Czy zdawało jej się, czy jej uśmiech pozostał jedynie na ustach? Nie objął oczu, które były takie... smutne... może trochę zimne.
Co takiego musiało się wydarzyć, by to się stało...?

_________________________________________________________


Sonea prowadzi, idąc pewnie i szybko, a jej kroki nie mają w sobie radosnej sprężystości. Są tak suche i rzeczowe, jak i miasto, z pozoru porzucone przez mieszkańców. Jakby wyzute z wszelkich uczuć, prowadzą prosto do celu. Nigdzie bliżej, nigdzie dalej. To nie w ich zwyczaju zatrzymywać się, choćby na chwilę.
Nie, kiedy mają tak konkretnie wytyczoną trasę.
Dla nich nie ma tej chwili przerwy, by przystanąć i pozostać w pozornie bezcelowym bezruchu, zupełnie inaczej aniżeli w przypadku Nasinym. Bo ta dziewczyna chodzi, tańcząc - tańcząc inaczej niż wszystko, co można byłoby na tym świecie zobaczyć. Tu nie ma chwili na wymuszone, eleganckie obroty, nie, tu istnieje pewna żywiołowość, swego rodzaju gra, której celem jest pójście na spontan. Krok, zatrzymanie się; prędki truchcik, tylko po to, by znów zatrzymać się i spojrzeć w niebo.
(Bo nie, nie może spoglądać nigdzie indziej, skoro Imardin okazuje się innym niż ten z propagandowych ulotek. Szare niebo przecież ulegnie zmianie, pory roku zawsze się przecież zmieniają... Tylko jesień Imardinu, opadnięte z drzew liście i smutne twarze, zdają się nie mieć końca. Zdają się sugerować, że jesień Imardinu nigdy się nie skończy.
Nigdy.)
~~~

Nasja, w każdej, choćby i najtrudniejszej sytuacji, kurczowo trzyma się nadziei. Tak jest i teraz, gdy razem z Soneą przemierzają kręte uliczki Imardinu. Nawet jeśli wie, że to głupie, podświadomie wciąż liczy na to, że widoki się zmienią. Na lepsze.
Od chwili, gdy opuściły samo serce Gildii, wszystko zdaje się wyglądać coraz gorzej. Zaniedbane, niegdyś piękne ogrody i domy z powybijanymi szybami krzyczą, że przecież wojna nie była aż tak dawno, by o niej zapomnieć. Nawet jeśli znaczna część ludności uciekła portem do Elyne czy też innych, dalszych Krain Sprzymierzonych, w pamięci tych, którzy zostali, wciąż będą kule energii i okrutne śmiechy garstki sachakańskich magów. Nawet jeśli minęło tych kilka lat, to przecież nie przyćmi to wspomnień, które zostaną żywe. Wiecznie żywe, o ile nie zdobędzie się funduszy potrzebnych na zreperowanie tych wszystkich szkód.
A z nimi będzie zwyczajnie ciężko.
- Król od miesięcy deklaruje, że odnowi tę dzielnicę. Wprawdzie ja uważam to za zwykłą bujdę, ale niektórzy wierzą, zwłaszcza, że część podatków poszła na renowację Calii. Wprawdzie Lorlen wolałby, żebym oprowadziła cię po tej bardziej zabytkowej części Imardinu, ale sądzę, że na zwiedzanie przyjedziesz kiedy indziej - Uśmiechnęła się kpiąco. - Zwłaszcza, że na bardziej - chrząknęła - oficjalnych terenach mogłabym dostać zwyczajny ochrzan. Oczywiście nie przy tobie, bo my, Kyralianie, wierz lub nie, ale uwielbiamy pokazywać się ze strony tych dobrych i praworządnych.
- Gdyby nie to, że udajecie, to moja przyjaciółka byłaby w niebie.
- Zależy od miejsca siedzenia.
Widząc niezrozumienie na twarzy towarzyszki, Sonea westchnęła.
- Hierarchia, rządy najlepszych, te sprawy. Oczywiście rządy najlepszych w ich mniemaniu, bo skoro wywalili Wielkiego Mistrza Akk... - Machnęła ręką, niby to kończąc dyskusję zwykłym "nieważne". Nasja nie dała się zbyć, zwłaszcza, że nawet cień padający przez kaptur nie zdołał ukryć rumieńca, który zdradziecko wpełzł na policzki Sonei.
- To dlaczego tego nie zmienicie?
- Powiedzmy, że te rządy najlepszych skończyły się, gdy pojawiłam się ja. Ale trzecia wojna sachakańska to naprawdę nie najlepszy temat do rozmów.
- Były jeszcze dwie?
- Dawno. W przeszłości. Ale tym razem przeszłaś na jeszcze bardziej niedogodny temat. Że też wszyscy Ziemianie mają taką tendencję... - wymamrotała, gwałtowanie skręcając w prawo, w kolejną uliczkę, jeszcze bardziej krętą od poprzedniej. - Wiesz, myślałam, że będziesz wypytywała mnie o Iryd Meitner, a ty nic. Naprawdę tak interesujesz się historią Kyralii?
Nasja zamilkła, usilnie wpatrując się w czubki swoich butów.
- Dziury chyba nie wzięły się znikąd?
Sonea uśmiechnęła się tak, jakby usłyszała najlepszy dowcip stulecia.
- Racja.
Chwilę później obie wkroczyły w jeszcze bardziej obskurną dzielnicę. Dzielnicę, w której zapach spylu mieszał się z potem, brudem i resztą możliwie najgorszych zapachów, tworząc iście zabójczą kompozycję. Do uwieńczenia całej kompozycji brakowało jedynie tabliczki...
- Witamy w Slumsach, najbardziej reprezentacyjnej części Imardinu - odparła Sonea, prezentując niemalże idealny dworski ukłon.

_______________________________________________________________

- Gnil - zaklęła bezgłośnie Sonea, odruchowo zakrywając się szczelniej kapturem. Choć starała się ukrywać emocje, nie była w tym najlepsza: w jej głosie słychać było złość, smutek i frustrację, a twarz mimowolnie zdradzała stosunek właścicielki do tajemniczego czegoś.
- Słucham?
- Narkotyk. Ciemna plama w historii Gildii, Imardinu i całej Kyralii. W sumie nie dziwię się, że ci nie powiedzieli, chyba sama też wolałabym nie wiedzieć - Spojrzała na postawną mieszczankę, trzymającą za rękę małego chłopca. Oboje szli w kierunku zaułka, gdzie zapewne czekał na nich diler. Skellin albo inny łajdak, bo bądź co bądź, ale dilerów to tutaj nie brakowało. Gorsza część miasta dawała ogromne możliwości handlu wszystkim, co legalne po części bądź nielegalne wcale.
Nieco dalej niemłody już mężczyzna, trzymając w ręku fajkę, wdychał unoszące się wokół niej opary. Minę miał przy tym tak oderwaną od rzeczywistości, iż bladła przy nim sama "Pomyluna" Lovegood. - Słuchaj, zaraz przejdziemy obok epicentrum. Postaraj się... umiesz pływać, prawda? - Nasja skinęła głową. - Postaraj się wstrzymać oddech na czas drogi. Jeżeli poczujesz, że dłużej nie wytrzymasz, weź chustkę i udawaj, że masz katar. Nie potrzeba nam więcej uzależnionych.
Nasja ponownie skinęła głową i nabrała do płuc porządną dawkę powietrza, okazjonalnie modląc się, by to wystarczyło, i chwyciła rękę Sonei. Nie była mistrzynią pływania, wręcz żartowała, iż "jeśli do wody, to tylko po łydki"... Wolała nie przekonywać się na własnej skórze, jak wiele godzin winna była spędzić dodatkowo na basenie. A przynajmniej nie w tak niekomfortowej sytuacji, gdzie przegrana oznaczała coś więcej niż zwykłą utratę zdrowia.
Ciekawe, czy można być na takie uzależnienie odpornym?, pomyślała Nastasja i natychmiast pożałowała swego braku koncentracji. Jedynie szczęście powstrzymało ją przed iście teatralnym potknięciem kilkaset metrów przed drzwiami obskurnej spylunki, do której właśnie zmierzały. A przynajmniej zmierzała Sonea, gdyż panna Siantar czuła się autentyczną marionetką. Nawet pokoju nie mogła zamówić sama, choć jej angielski naprawdę nie pozostawiał wiele do życzenia. Może i nie znała większości słówek rodem ze slangu, ale... uprzejmym prośbom nigdy się nie odmawia, prawda? Lepiej spytać naprawdę grzecznie niż narazić się nazbyt nieodpowiednim słownictwem.
~ Wszędzie, tylko nie tutaj ~ wysłała jej myśl Sonea. ~ To jedna z gorszych dzielnic miasta, praktycznie tuż przy slumsach. Tutaj wykpią panienkę z Domów, o ile nie zrobią czegoś jeszcze gorszego ~ dodała, wysyłając krótką migawkę wspomnienia. ~ Zaraz zaprowadzą nas do pokoju, więc postaraj się wyglądać...
~ Jak nieprzytomna?
~ Może być, chociaż "odurzona" brzmi lepiej. Udajemy przyjaciółki uzależnione od nilu, więc nie mów zbyt składnie. A najlepiej milcz - to będzie jeszcze bezpieczniejsze.
- Pokój dwunasty - powiedziała służąca, podając Sonei kluczyk. - Miłej zabawy.
~ Wszystkim tego życzą.
Pomieszczenie, w którym się znajdowały, miało wygląd typowy dla salonów w trzygwiazdkowych hotelach z dalekiej przeszłości. Kanapa, stolik, na którym znajdowała się butelka z winem (akurat nie z Ciemnym Anuren), kilka krzeseł i niezbyt wyszukany kominek, mający dawać pokojowi ciepłą, przyjazną atmosferę. Doprawdy, jakby osobom ostro już nietrzeźwym nie było już wszystko jedno. Oświetlenie było raczej marne, potęgujące tylko wrażenie gry w jednym z najsłabszych możliwych horrorów.
- Miło, że raczyłyście się wreszcie zjawić - odparł ironiczny głosik, a z cienia wyłoniła się sylwetka drobnej, może szesnastoletniej dziewczyny. - Na waszym miejscu nie próbowałabym wina - zatrze wam tylko wspomnienia o bukiecie Ciemnego Anuren. Nie warto tracić na nie głowy - Samym tylko spojrzeniem dodała Sonei, iż to tylko kłamstwo.
~ Wino zostało zatrute! ~ stwierdziła zszokowana Anastasja, zakrywając sobie usta, gdy tylko zobaczyła przerażone spojrzenie Sonei. ~ Pomyśl, droga Śnieżko, dlaczego Cię ostrzegam? Ty o tym nie wiesz, nigdy się nie dowiesz. Naiwności, ty nie zobaczysz, że to tylko gra. Zdobywam nią Twoje zaufanie. Zginiesz od jabłka, zatrutego jabłka. Nie dowiesz się, że to ja. Jabłko, zatrute jabłko. To one będzie winne, nie ja. ~ zarapowała w myślach, starając się brzmieć, jak odurzona dziewczyna, do której głowy przychodzą dziwaczne piosenki.
- Dracze, ja cię kooochaaam. Dlaczegoooo nie chceeesz ze mnąąą byyyć?! - dodała żałośnie i na potwierdzenie swych słów, zmusiła się do szlochu. Przysiadła na podłodze i starała się wyglądać na półprzytomną i rozczarowaną.
Szesnastolatka uśmiechnęła się tylko, widząc całą tę scenkę. Przyjrzała się swoim dłoniom i zaczęła bawić się obrączką, jednocześnie wysyłając Sonei komunikaty, których nikt inny nie mógł usłyszeć. Zaleta czarnomagicznego krwawego pierścienia.
~ Można jej ufać?
~ Można, Iryd. Sama widziałaś.
~ Nie widziałam. I wątpię, czy nawet, jeśli dowie się, że Gildia chce mnie po prostu wykończyć na jakimś ołtarzu, to w to wszystko uwierzy.
~ Widziała gnil...
~ Maleńki fragment góry lodowej. Widziała niezadowolenie w Domach? Nie, bo dla niej i tak odstawią szopkę. Widziała część problemów Gildii? Nie, bo nie należy do Rady. Widziała problemy z Sachaką? Nie. Dużo się tego nazbierało od najazdu Ichanich... A Starszyzna myśli, że...
~ Złożenie ciebie w ofierze coś zmieni.
~ Nie tylko mnie. Ciebie też.
Sonea momentalnie zbladła. Z jednej strony, swój żywot od śmierci Akkarina uważała za żałosną namiastkę życia i nawet cieszyłaby się, gdyby jej cierpienie, depresja i udręka dobiegły końca. Z drugiej... Rothen, Dorrien, Tania, ci wszyscy ludzie ze slumsów... nie mogła ich zostawić.
- Nasja, weź się połóż. Chyba za słabą głowę masz do nilu - odparła z silnie zaakcentowaną fałszywą troską. - Mówiłam, żeby jej nie przyprowadzać - dodała w kierunku Iryd. - Zresztą, jeszcze Gildii naskarży. Nie mogę stracić reputacji...
~ Kallen już próbował się ciebie pozbyć.
~ Nieźle, skoro nie zauważyłam.
~ Wino to kolejny plan. Mieliby z głowy Ciebie, mnie i tę Nasę czy jak jej tam. Ta trucizna zadziałałaby na tyle wolno, by dać im czas na teleportację do elyńskiej Groty Odwiecznej Harmonii. Czy coś w tym guście. Moc, która zniszczyłaby nasze ciała, zrobiłaby "BUM!" jak ten reaktor jądrowy z Czarnobyla. Promieniowanie rzekomo naprawiłoby wszystkie problemy Kyralian, Elyńczyków i tylko nietrzeźwy wie, kogo jeszcze.
~ Nie układa się ostatnio zbyt dobrze. Ludzie są nieszczęśliwi, więc Rada jest pod presją.
~ Dasz się zabić?
Sonea zawahała i spojrzała na Nasję. Przynajmniej teraz nie może zginąć, musi odprowadzić ją i jej asystentkę do ichniejszego wymiaru. Musi znaleźć inny sposób rozwiązania problemów, uszczęśliwienia ludzi. Musi żyć. Nie zrobi tego Rothenowi, Tanii, Dorrienowi, Dannylowi ani Akkarinowi... Zwłaszcza Akkarinowi. Poczuła silne ukłucie w sercu, ale odpędziła garnące się wokół wspomnienia. Nie czas na karmienie się iluzją czy tekstami: "Co by było gdyby, gdybyśmy oboje przeżyli?". Przynajmniej nie teraz.
~ Nie. Teraz tylko znajdźmy plan, by powiadomić o wszystkim Nastasję. Musimy ją wtajemniczyć. Niech wie, dlaczego się ukrywałaś. Niech pozna kłamstwa Gildii, że jesteś... terystką.
~ Tylko jak?
~ Myślałam, że masz jakiś koncept. Krwawego pierścienia nie zrobimy na widoku.
~ Da się załatwić pokój bez widoku.
Tymczasem Nastasja zaczęła udawać, że zaczyna trzeźwieć.
~~~

Nasję przekonywano długo i usilnie, by zgodziła się na pobranie krwi, zwłaszcza w tak "średniowiecznych", jak to określiła, warunkach. Sonea zaś nie wiedziała, czy potrafi stworzyć pierścień z czegokolwiek innego, choćby pasma włosów, i również nie dawała za wygraną. Choć kompromis był tu praktycznie niemożliwy, ostatecznie udało się doprowadzić cały proces do końca. I rozpocząć kolejny, pt.: "Przekonać, że białe jest czarne, a czare jest białe. Wyjaśnić okoliczności, podać powody decyzji Rady i dodać własne koncepcje rozwiązania problemów". Poszło niegorzej niż w misji pierwszej i choć Nasja zarzekała się, że to wszystko jej się śni ("To pewnie kuzyn George dodał mi czegoś do herbaty czy ciastek i teraz przeżywam efekty halucynogennych grzybków"), ostatecznie stwierdziła, że zarówno Iryd, jak i Sonea mają rację ("Ten w czarnych szatach a'la Sonea faktycznie zachowuje się dziwacznie. I ogółem Rada jest sztywna, ale kiedy mnie widzi, sztywnieje jeszcze bardziej", co wywołało powszechny atak wesołości.)
- Nie lubię Kallena, tak szczerze mówiąc - wyznała Sonea. - Zresztą, jak już mówimy o Czarnych Magach Gildii, to uważam, że na takie stanowisko nadaje się jedynie Akkarin.
- Albo Johnny Depp - dodała Iryd.
- Kto?
- Aktor - usłużnie wyjaśniła Nasja. - To... kto wydostanie Michaelę?
Cisza, która zapadła, wyraźnie zasugerowała odpowiedź. Siantar na końcu języka miała tuzin niezbyt przyjemnych stwierdzeń możliwych do użycia w podobnych sytuacjach.
~~~

~ Na luzie idziesz przez slumsy, przy murze będzie stał powóz, który zawiezie cię do Gildii. Opowiedz o bzdurach, którymi Cię nafaszerowałyśmy, szantażu i tym, że chciałaś nas schwytać, ale ci się nie udało. Byłyśmy bardzo silne; wiesz, że sobie nie poradzisz i chcesz wrócić z Michaelą do domu. Dopóki będziesz miała swój pierścień, którego ulepszyłyśmy, nikt nie zauważy, że kłamiesz. Mimo to staraj się być dyskretna, kiedy będziesz myśleć.
~ Co z wami? Z Kyralią, nilem, tymi wszystkimi ludźmi?
~ To już nasz kłopot, nie twój.
~ Możecie uciec przez portal ze mną...
~ Nie ~ odparła ostro Sonea. ~ Nie uciekniemy. Twierdzisz, że nasz świat to antyutopia, która istnieje - my chcemy to zmienić. I zmienimy. Ty masz istotną rolę, musisz nam w to uwierzyć. Jesteś potrzebna w swoim świecie. Musisz odejść z Michaelą.
- Zresztą, jeszcze kiedyś nas spotkasz - odparła głośno Iryd. - Jestem o tym przekonana, a... ktoś powiedział mi, że, wbrew słowom Trelawney, mam zadatki na bycie wróżbiarką.
~~~

Nasja uśmiechnęła się blado, szybkim krokiem przemierzając slumsy. Wszechobecny wieczorny chłód mobilizował ją do jak najżwawszego tempa. Mimo wszystko, chciała być już w domu. Jakkolwiek bywało tam nudno, tęskniła za wszystkim, co opuściła, z komputerem włącznie. Nie musiała udawać przed Gildią zmęczenia i chęci opuszczenia Kyralii. Choć magowie patrzyli na nią krzywo, wypuścili zarówno ją, jak i Michaelę, która przez całą drogę do portalu zachwalała potrawy, którymi została uraczona pod nieobecność przyjaciółki. Irytacja szybko zmieniła się w ciekawość i tak rozmawiały, dopóki nie zostały pochłonięte przez niebieskie światło - portal, które przeniósł je do domu.
- Nasja, naprawdę nie uwierzysz! W tej potrawie były takie jakby małe krewetki nafaszerowane nadzieniem z lokalnego dżemu i jakiegoś mięsa czy coś. Naprawdę pyszne toto było, a ludzie tacy uprzejmi... Ty powiesz, że to sztywniacy, ale rozmawiało naprawdę świetnie. Tylko... nie pamiętam gdzie...
- W Kyralii!
- To ta nowa restauracja? Naprawdę rozmawiałam z obsługą? Nas, koniecznie musisz mi opowiedzieć! Pewnie znowu skompromitowałam się, źle układając serwetkę...
I tak lekko otumaniona panna Siantar rozpoczęła swoją historię. Mich podsumowała ją stwierdzeniami: "Ale masz wyobraźnię!", "Powinnaś to spisać i pokazać komuś w redakcji. Będzie z tego świetna książka!". "Wiesz, to może psikus twojego kuzyna George'a. Niby ma dwadzieścia sześć lat, ale w głębi duszy jest o połowę młodszy. Pewnie wrzucił ci coś do herbaty... albo przysnęłaś po prostu. To się zdarza. Ja mam tak podczas lotów samolotem". Poza tymże incydentem, wszystko przebiegało jak najbardziej w porządku. Na tyle normalnie, na ile takowe jest życie typowej Anastasji Siantar. Czyli niezbyt.
Ale nikogo to nie martwiło, ponieważ zbliżał się piątek.

Fin




Dziękuję MrDark za cudowny zestaw! <3

Edytowane przez Reverienne dnia 15-04-2013 16:33
4551010 Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Miniaturki zebrane
~Ally
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 02-03-2013 17:43
Jejku, jakie długie opowiadanie, przyznaję, że ciekawe, podobało mi się, z chęcią poczekam na kolejny rozdział, byle szybko....
W sumie to wiersze mogłabyś spróbować pisać, efekty mogłyby być interesujące.



Edytowane przez Sophie dnia 02-03-2013 17:45
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Miniaturki zebrane
^ChandSharma
Administrator

avatar
Dodane dnia 09-04-2013 00:23
Chandni (która zawsze czytała moje opowiadania) ~ rumienię się :3
Obiecałam Ci, że przeczytam i w końcu mi się udało.
Rev, to jest niesamowite, aż brak mi słów by skleić chociażby jedno zdanie (co dowodzi, ze nie umiem pisać długich i sensownych wypowiedzi). Jest wspaniałe, naprawdę - trochę humoru, "życie" bohaterów, historia pełna emocji...
- Wiń moją bezorzechową dietę.

Niby takie proste zdanie i zwykła sytuacja, a tak bawi - naprawdę aż parsknęłam śmiechem czytając ten fragment.
A tak na sam koniec - nie należy mi się ta dedykacja - ja czytam Twoje opowiadania, Ty moje (a większość wylądowała w Archiwum na WB lub na moim dysku), a ja jestem okropna i własnych nigdy nie kończę, natomiast Ty masz siłę, by cokolwiek publikować. Podziwiam Cię, droga Shennie. I mam prośbę: opublikuj tutaj opowiadanie, które mi wysłałaś na konkurs urodzinowy na WA - ono jest niesamowite i musi się o nim dowiedzieć cały świat!


___
{grafika} || {linktr.ee/ChandSharma}

Edytowane przez ChandSharma dnia 09-04-2013 00:23
48034616 Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Miniaturki zebrane
~butel-ka
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 09-04-2013 12:14
No dobrze. Nie wiem czego się spodziewałam po tytule, ale na pewno nie czegoś takiego. Nie dziwię się, że masz tak mało komentarzy. Nie dość, że długie(?), to jeszcze niepisane w narracji 1.os.
Napiszę kilka moich spostrzeżeń, tylko nie bierz ich sobie do serca, bo ze mnie marna recenzentka.
Zdawały się nie mieć sił, nie poruszać się, nawet z jej, w gruncie rzeczy niewielką, pomocą.

Te tutaj liście zwyczajnie przegrały, dały się porwać, wyraziły zgodę na własne zniknięcie w mrokach niepamięci.

Wytłuszczone słowa wyglądają jakby były synonimem, tego co wcześniej napisałaś. Pewnie przez to, że zostały w taki sposób wsadzone do zdania.

To teraz drugie
Cisza - wręcz przeciwnie, głównie ze względu na fakt, iż świadczy o lenistwie. Nieodpowiedzialnym zachowaniu, przeglądaniu Tumblra w godzinach pracy.

Te drugie zdanie(?) chyba trzeba było połączyć z pierwszym, ponieważ nigdzie nie mogę znaleźć orzeczenia. Właśnie dlatego zdaniem tego nie można nazwać.

Z siłą, która mogłaby, oczywiście teoretycznie, unieść tuzin menhirów, pięć tysięcy cegłówek (vel. podręczników) i co najmniej trzy słonie z waleniem na dokładkę. Mogłaby przepalić ściany i zamienić wrogów w figurki z modeliny.

To też powinno tworzyć jedno zdanie, bo... nie wiem czemu kurde, ja się nie znam xD Po prostu tak mi się wydaje.
Przeszła kilka kroków, zerknęła na przyjaciółkę i już dotykała w głowie klamki, gdy usłyszała w głowie krzyk

Czasami potwórzenia tych samych słów są specjalne, ale tutaj kompletnie nie pasuje. Chyba można stosować powtórzenia, tylko jak się chce coś podkreślić. O właśnie niżej dwa razy napisałaś "ewidentnie" ale tym razem właśnie po to, aby podkreślić.
Nie, z całą pewnością nie ciągnęło jej do tych wszystkich skomplikowanych zaklęć, bez których, "To aż śmieszne!", nie potrafili sobie poradzić śmieszni czarodzieje. Ani tych, iście "przezabawnych" cukierków, od których dym leciał uszami, a paznokcie u stóp przybierały co ciekawsze odcienie zieleni i fioletu.

Z początku nie wiedziałam o co chodzi w drugim zdaniu. Potem się kapnęłam, że odnosi się do pierwszego, ale brakuje jednego słowa. Może powinno być "Ani do tych"? CHYBA XD
W porównaniu do swojej głupiej młodszej siostry, w której pokoju, ku ogromnej radości matki, pojawiła się zgrabnie zaadresowana koperta, pobłyskując radośnie fajerwerkami.

A tutaj to w ogóle nie jestem pewna. Niby rozumiem o co chodzi w tym zdaniu, ale jakoś dla mnie źle brzmi. Wydaję mi się, że właśnie przez te słowa, które wytłuszczałam.
Dobra. Dalej nie będę wypisywać, bo okazało się, że ze mnie marna polonistyka i ciągle nie jestem pewna, czy to jednak są błędy, czy po prostu ja jestem za głupia xD

W każdym razie teraz muszę iść, ale jak wrócę, to skomentuję treść, bo widzę, że pojawił się napis "fin", którego jeszcze wczoraj nie było :D Ale bajer.
Edytowane przez butel-ka dnia 09-04-2013 12:15
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Miniaturki zebrane
~Reverienne
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 09-04-2013 16:17
butel-ka napisał/a:
Nie dość, że długie(?), to jeszcze niepisane w narracji 1.os.

Cóż, kiedy pisałam, wcale nie starałam się, żeby było długie. Po prostu chciałam przekazać wszystko, co było moim zdaniem niezbędne dla całego tekstu... i wyszło jak wyszło.
Do pierwszoosobowej narracji mam taki uraz, że unikam i czytania, i pisania. Nie przepadam za nią, więc korzystam z niej wyłącznie, gdy mam taki obowiązek.

butel-ka napisał/a:
Zdawały się nie mieć sił, nie poruszać się, nawet z jej, w gruncie rzeczy niewielką, pomocą.

Te tutaj liście zwyczajnie przegrały, dały się porwać, wyraziły zgodę na własne zniknięcie w mrokach niepamięci.

Wytłuszczone słowa wyglądają jakby były synonimem, tego co wcześniej napisałaś. Pewnie przez to, że zostały w taki sposób wsadzone do zdania.

"Nie poruszały się", czyli "stały". Przy "nie mieć sił" wzorowałam się na ludziach i na tym, że, zmęczeni, odpoczywają. Zerwane z drzew liście nie mają tyle sił, by się przeciwstawić i lądując na ziemi, również odpoczywają. Wprawdzie przymusowo, ale... liczy się fakt. Przegrały - pozwoliły na zerwanie i upadek z drzewa. Zniknęły z pamięci - głównie tu piję do tego, że liście na ziemi są tak "klasyczne", że nie zwraca się na nie uwagi. Ot, jest jesień, więc to nic nadzwyczajnego. Wiele osób ich nawet nie zauważy, a później... później gniją i raczej nikt o nich nie pamięta. Z jednej strony to wszystko brzmi nieco synonimowo, ale ja, jak każdy autor, mam odrobinę inną wizję. Może przez to, że staram się wręcz do przesady siebie tłumaczyć.

butel-ka napisał/a:
To teraz drugie
Cisza - wręcz przeciwnie, głównie ze względu na fakt, iż świadczy o lenistwie. Nieodpowiedzialnym zachowaniu, przeglądaniu Tumblra w godzinach pracy.

Te drugie zdanie(?) chyba trzeba było połączyć z pierwszym, ponieważ nigdzie nie mogę znaleźć orzeczenia. Właśnie dlatego zdaniem tego nie można nazwać.

Równoważnik zdania właśnie nie ma orzeczenia, np. "Zimno" czy "Pora na kolację". Ale... chyba faktycznie trzeba byłoby to połączyć.


butel-ka napisał/a:
Z siłą, która mogłaby, oczywiście teoretycznie, unieść tuzin menhirów, pięć tysięcy cegłówek (vel. podręczników) i co najmniej trzy słonie z waleniem na dokładkę. Mogłaby przepalić ściany i zamienić wrogów w figurki z modeliny.

To też powinno tworzyć jedno zdanie, bo... nie wiem czemu kurde, ja się nie znam xD Po prostu tak mi się wydaje.

Ja w tym przypadku czułam, że pierwsze zdanie mówi o sile, unoszeniu różnych ciężkich przedmiotów, a drugie już opisuje magiczne zdolności, które z pierwszym nie mają zbyt wiele wspólnego. Gdybym dodała przed "przepalić" słówko "też" byłoby lepiej?

butel-ka napisał/a:
Przeszła kilka kroków, zerknęła na przyjaciółkę i już dotykała w głowie klamki, gdy usłyszała w głowie krzyk

Czasami potwórzenia tych samych słów są specjalne, ale tutaj kompletnie nie pasuje. Chyba można stosować powtórzenia, tylko jak się chce coś podkreślić. O właśnie niżej dwa razy napisałaś "ewidentnie" ale tym razem właśnie po to, aby podkreślić.

W cytowanym przez Ciebie fragmencie nie ma powtórzenia. Przeszła, zerknęła, dotykała, usłyszała. Inne części mowy również nie mają swoich bliźniaczych kopii. Chyba chodziło tu o inny cytat... ^^"

butel-ka napisał/a:
Nie, z całą pewnością nie ciągnęło jej do tych wszystkich skomplikowanych zaklęć, bez których, "To aż śmieszne!", nie potrafili sobie poradzić śmieszni czarodzieje. Ani tych, iście "przezabawnych" cukierków, od których dym leciał uszami, a paznokcie u stóp przybierały co ciekawsze odcienie zieleni i fioletu.

Z początku nie wiedziałam o co chodzi w drugim zdaniu. Potem się kapnęłam, że odnosi się do pierwszego, ale brakuje jednego słowa. Może powinno być "Ani do tych"? CHYBA XD

Właśnie w kontekście jest "Ani do tych", ale ja tu "wdzięcznie" ominęłam "do". Uważałam to za w miarę jasne do odczytania, ale ja się nie powinnam tu wypowiadać, bo jestem twórcą, a nie czytelnikiem.

butel-ka napisał/a:
W porównaniu do swojej głupiej młodszej siostry, w której pokoju, ku ogromnej radości matki, pojawiła się zgrabnie zaadresowana koperta, pobłyskując radośnie fajerwerkami.

A tutaj to w ogóle nie jestem pewna. Niby rozumiem o co chodzi w tym zdaniu, ale jakoś dla mnie źle brzmi. Wydaję mi się, że właśnie przez te słowa, które wytłuszczałam.

Może faktycznie nie brzmi... Wiesz, ja musiałabym sobie wyprać mózg, wmówić, że to jest czyjeś opowiadanie i dopiero wtedy miałabym pewność, że nie idealizuję/nie dostrzegam czegoś/ nie dodaję wydumane tłumaczenia jak to autor/czy coś, więc... zgadzam się. Tylko nie wiem, jak zamienić określenie tego nieszczęsnego pokoju. Do głowy przychodzi mi jedynie wcześniej użyte "w której".

butel-ka napisał/a:
Dobra. Dalej nie będę wypisywać, bo okazało się, że ze mnie marna polonistyka i ciągle nie jestem pewna, czy to jednak są błędy, czy po prostu ja jestem za głupia xD

Możesz wypisywać i wypisywać, bo ja naprawdę chciałabym się bardziej wprawić w pisaniu.

butel-ka napisał/a:
W każdym razie teraz muszę iść, ale jak wrócę, to skomentuję treść, bo widzę, że pojawił się napis "fin", którego jeszcze wczoraj nie było :D Ale bajer.

Magiczne "Fin" pojawiło się jeszcze wczoraj, przed komentarzem Chandzi. Wprowadziłam zmiany w poście praktycznie zaraz po tym, jak się dowiedziałam, że ktoś ma zamiar ten mój "Gnil" przeczytać. Można powiedzieć, że przez to się nieco poruszyłam do przodu.
Z niecierpliwością czekam na ocenę fabuły, bohaterów i całej tej reszty. Mimo to obawiam się przymiotnika "nudny" czy "za długi/wlekący się w nieskończoność".

________________________________________________________
Chand, obawiam się, że zbyt wielu emocji tu się nie znalazło (humoru zresztą też... no, chyba że specyficznego), ale cieszę się, że "Gnil" Ci się spodobał. :3
W kwestii siły, to zawsze możesz spróbować pisać miniaturki jak ja. Uważam, że są prostsze w publikacji i dużo ciężej jest ich nie dokończyć.

ChandSharma napisał/a:
I mam prośbę: opublikuj tutaj opowiadanie, które mi wysłałaś na konkurs urodzinowy na WA - ono jest niesamowite i musi się o nim dowiedzieć cały świat!

Piszesz tak, jakbym napisała drugie "Dziady" Mickiewicza. ._. Okej, mogę opublikować, chociaż nie wiem, czy chciałabym być sławna z czegoś, z czego nie jestem jakoś szczególnie zadowolona.




Dziękuję MrDark za cudowny zestaw! <3

Edytowane przez Reverienne dnia 09-04-2013 16:29
4551010 Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Miniaturki zebrane
~butel-ka
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 15-04-2013 09:17
Reverienne napisał/a:
butel-ka napisał/a:
Nie dość, że długie(?), to jeszcze niepisane w narracji 1.os.

Cóż, kiedy pisałam, wcale nie starałam się, żeby było długie. Po prostu chciałam przekazać wszystko, co było moim zdaniem niezbędne dla całego tekstu... i wyszło jak wyszło.

AAAAA. Tak myślałam, że powinnam napisać o co mi dokładniej chodzi. Otóż tutaj na WB jak ktoś widzi zbyt długie opowiadanie/rozdział, to nie czyta. Na pierwszy rzut oka twoje wydaje się długie, ale przecież można przeczytać w pół godziny... to nie jest dużo.

Reverienne napisał/a:
butel-ka napisał/a:
Przeszła kilka kroków, zerknęła na przyjaciółkę i już dotykała w głowie klamki, gdy usłyszała w głowie krzyk

W cytowanym przez Ciebie fragmencie nie ma powtórzenia. Przeszła, zerknęła, dotykała, usłyszała. Inne części mowy również nie mają swoich bliźniaczych kopii. Chyba chodziło tu o inny cytat... ^^

Tutaj mi chodziło o głowę.

Fajnie, że potrafisz obronić swój język. Ja nie będę się z tobą kłócić, która wersja jest lepsza, bo nie mam najzupełniej takiego prawa, gdyż moja mowa od lat się nic nie zmieniła. Ciągle na tym samym, słabym poziomie.

Z drugiej... Rothen, Dorrien, Tania... ci wszyscy ludzie ze slumsów... nie mogła ich zostawić.

Wygląda to tak, jakby to właśnie Rothen, Dorrien i Tania byli ze slumsów.

I jeszcze napisałaś dwa razy "Ciebie" z wielkiej litery. Myślałam, że tak się rozmawia telepatycznie, ale widzę, że w tych rozmowach pisałaś też z małej.

Tak przy okazji ja miałam zupełnie inne wyobrażenie Sonei. U mnie miała brązowe włosy, poza tym jej twarz na pewno nie była tak ładna jak u Królewny Śnieżki. Wzrostu nie podałaś, ale u mnie była niewyróżniająca się dziewczyna, może trochę brzydsza od przeciętnej.

A fabuła na pewno nie byłaby tak ciekawa, jakby nie została napisana w twoim stylu. No bo co tu jest? Jakaś zagubiona dziewczyna, którą z łatwością odnajdują, dzięki temu, że Sonea chce się pozbyć problemu. Potem bez trudu przechodzą przez dzielnice. Nikt ich nie zaczepił także w drodze powrotnej. Michaela też została bez trudu odbita. Anastasja nie będzie miała problemów, że nie wykonała misji? Czy tak naprawdę nie musiała zabierać Iryd z powrotem do ich wymiaru, tylko miała ją znaleźć i sprawdzić co robi? W każdym razie dzięki twojemu stylowi czytało się ciekawie, a właściwie to najwięcej pomógł humor postaci.
Trochę tak naprawdę nie ogarniam tego światu przedstawionego. Wydawałoby się, że to praca Anastasi polega na podróżowaniu do innych wymiarów, ale Michaela próbowała jakoś tą wycieczkę zaniechać.
Zamierzasz jeszcze coś napisać z tymi samymi postaciami? Żeby bardziej wyjaśnić o co chodzi.

A tak na marginesie...
Niech pozna kłamstwa Gildii, że jesteś... terystką.

Nie wiem co to za słowo "terystka", a jak czegoś nie wiem, to sprawdzam w necie. Nie ma :C Mogłabyś wytłumaczyć słowo "terystka".



Edytowane przez butel-ka dnia 15-04-2013 09:19
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Miniaturki zebrane
~Reverienne
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 15-04-2013 15:48
butel-ka napisał/a:
Tutaj mi chodziło o głowę.

Faktycznie. Tak skupiłam się na czasownikach, że kompletnie nie zauważyłam. ^^" Teoretycznie mam teraz chwilkę, więc jeszcze raz wszystko przeczytam. Może jeszcze czegoś nie wyłapałam.
Dziękuję za czujność.

butel-ka napisał/a:
Fajnie, że potrafisz obronić swój język. Ja nie będę się z tobą kłócić, która wersja jest lepsza, bo nie mam najzupełniej takiego prawa, gdyż moja mowa od lat się nic nie zmieniła. Ciągle na tym samym, słabym poziomie.

Wiesz, o kłótnię mi nie chodzi, ale gdybyś miała propozycję na lepsze zdanie, to z chęcią wysłucham. Każdy autor jest, choćby odrobinę, nieobiektywny. Inaczej coś widzi, gdzieś prywatnie dopowie jakąś historyjkę, która później ma "uwiarygodnić" charakter postaci... Uwagi czytelników bardzo się przydają - pokazują z jakiej perspektywy na świat patrzą inni ludzie. A że ja ich mam mało (większość, która weszła do tematu, przeraziła się długością tekstu i uciekła, gdzie pieprz rośnie), to jestem szczególnie otwarta na wszelkie sugestie i komentarze.

butel-ka napisał/a:
Z drugiej... Rothen, Dorrien, Tania... ci wszyscy ludzie ze slumsów... nie mogła ich zostawić.

Wygląda to tak, jakby to właśnie Rothen, Dorrien i Tania byli ze slumsów.

Zmodyfikuję. Sens miał być taki: "Rothen, Dorrien, Tania, ci wszyscy ludzie ze slumsów (...)".

butel-ka napisał/a:
I jeszcze napisałaś dwa razy "Ciebie" z wielkiej litery. Myślałam, że tak się rozmawia telepatycznie, ale widzę, że w tych rozmowach pisałaś też z małej.

Kolejny błąd, bo "ciebie" pisze się z dużej litery wyłącznie w listach. Ot, oznaka szacunku. Dziękuję za wyłapanie.

butel-ka napisał/a:
Tak przy okazji ja miałam zupełnie inne wyobrażenie Sonei. U mnie miała brązowe włosy, poza tym jej twarz na pewno nie była tak ładna jak u Królewny Śnieżki. Wzrostu nie podałaś, ale u mnie była niewyróżniająca się dziewczyna, może trochę brzydsza od przeciętnej.

W kanonie (tzn. "Trylogii Czarnego Maga" Canavan) Sonea została przedstawiona jako niska dziewczyna o ciemnych włosach i oczach. Kiedy była młodsza, uznawano ją za chłopaka (zresztą, sama się na niego stylizowała). Niemniej przez lata wyładniała (dobrze ją karmili, troszczyli się o nią... no, było raczej lepiej niż w slumsach) i później nawet dwie osoby się w niej zakochały (jedno z nich to dla mnie sztuczne, niewiarygodnie dziwaczne, negatywnie niesamowite i nierealne zauroczenie, ale okej, wola autorki).
W każdym razie, jeśli chodzi o pierwotną Soneę (pierwszy tom), to z całą pewnością ze swoim opisem trafiłaś w dziesiątkę. W opowiadaniu natomiast - wersji Sonei będzie tyle, ilu czytelników, bo nie jest przecież dokładnie opisana.

butel-ka napisał/a:
A fabuła na pewno nie byłaby tak ciekawa, jakby nie została napisana w twoim stylu. (...) W każdym razie dzięki twojemu stylowi czytało się ciekawie, a właściwie to najwięcej pomógł humor postaci.

Dziękuję.

butel-ka napisał/a:
Anastasja nie będzie miała problemów, że nie wykonała misji? Czy tak naprawdę nie musiała zabierać Iryd z powrotem do ich wymiaru, tylko miała ją znaleźć i sprawdzić co robi?

Czy Nasja nie ma problemów, sama nie wiem. Wierzę jednak, że uda jej się jakoś zgrabnie wywinąć. Zresztą, ma jakieś dwa dni na rozmyślania... Moim zdaniem - da radę.

Jej misja wiązała się z tym, żeby zabrać Iryd na Ziemię i tam zostawić ją odpowiednim służbom. Unieszkodliwiliby ją, wsadzili do kicia... i te sprawy. Z całą pewnością misja Nasji nie miała polegać na zwykłej pogawędce. W końcu A. miała jakby "prany" mózg, że przecież Meitner to taka terrorystka, tyle że działająca na większą skalę... Ale sprawy się potoczyły zupełnie inaczej niż powinny.

butel-ka napisał/a:
Trochę tak naprawdę nie ogarniam tego światu przedstawionego. Wydawałoby się, że to praca Anastasi polega na podróżowaniu do innych wymiarów, ale Michaela próbowała jakoś tą wycieczkę zaniechać.

Jeśli chodzi o pracę Nasji, to musiałabym raczej ją sama zapytać, bo tak sama z siebie, to nie jestem pewna. Osobiście uznaję jej zawód za coś w rodzaju detektywa... Pracownika Służb Specjalnych... Ech, jakkolwiek, bym nie sformułowała, nie brzmi to odpowiednio. (Aż się ciśnie na usta "rozdwojenie jaźni", ale mówi się trudno) Musiałabym się sama popytać bohaterki, bo w tej chwili czuję się jak czytelnik, który widzi w polskim tekście szereg niderlandzkich słówek. ^^"

butel-ka napisał/a:
Zamierzasz jeszcze coś napisać z tymi samymi postaciami? Żeby bardziej wyjaśnić o co chodzi.

"Gnil" uznaję jakby za rozdział zamknięty, więc, szczerze mówiąc, nie widzę (przynajmniej na chwilę obecną) niczego, co mogłabym dopowiedzieć. Jednakże nie wykluczam, że kiedyś napiszę coś jeszcze o Michaeli i Nasji.

butel-ka napisał/a:
A tak na marginesie...
Niech pozna kłamstwa Gildii, że jesteś... terystką.

Nie wiem co to za słowo "terystka", a jak czegoś nie wiem, to sprawdzam w necie. Nie ma :C Mogłabyś wytłumaczyć słowo "terystka".

Sonea jest z innego świata - naszą rzeczywistość zna zapewne tylko z jakichś pogłosek, opowieści czy książek. Nic dziwnego, że mylą jej się słowa. Chciałam przez "terystkę" podkreślić ten fakt.
A "terystka" to "terrorysta" bądź "terrorystka". (;

Z całego serducha dziękuję za całe dwa komentarze, czytanie, wyłapywanie błędów i tak pozytywne zdanie na temat całokształtu. Nawet nie wiesz, butel-ko, jak się cieszę, widząc, że źle nie jest.

___________________________________________________

Poniższe opowiadanie powstało na konkurs z okazji urodzin WinxAvenue. Zaczęłam je w odpowiednim czasie, by skończyć na termin, ale później kompletnie o nim zapomniałam i całość skończyłam grubo po czasie. Jeżeli, w którymś momencie widać lekką zmianę "w autorskim patrzeniu" - to to.
Z całości jestem zadowolona dużo mniej niż z "Gnilu", ale chyba nie jest tak źle. Zwłaszcza, że przeczytałam tekst dosłownie przed chwilą (i wyłapałam powtórzenie, którego nie potrafię wyeliminować...) i teraz zaczął mi się nawet podobać. (Ale najważniejsze, że przypadło do gustu Chandni. Zresztą, publikuję to tutaj na jej prośbę. ;))
Enjoy!


Victoria Vargas ewidentnie czuła się zapomniana.
Po prawdzie już minutę po północy dostała życzenia od Saelin, ale czy jeden esemes naprawdę mógł równać się obecności na jej urodzinowym przyjęciu? Jej najlepsze przyjaciółki, ("Byłe", dodała ze złością), wielokrotnie powtarzały o magii szesnastych urodzin i nieraz fantazjowały, jak je uczczą, a teraz... cóż, teraz, gdy cała ta magia miała spłynąć na nią, oczywiście zniknęły. Może jedynie oprócz Melissy, która słysząc o problemach jej rodzimej poczty, zobowiązała się do wręczenia prezentu osobiście. Ale ona oczywiście była sama, bo przecież Zach od tygodni już się wymawiał pracą, a Dinah, w ramach odstresowania się, wyjechała do ciotki Saelin, więc raczej nici z hucznej imprezy. Skończy się na drobnym poczęstunku, składającym się z grzanek i soku pomarańczowego, w ewentualności: ciasteczek. A coś takiego raczej nie tworzy najlepszej atmosfery... Gdyby jeszcze matka tu była, rzuciłaby kilka swoich zaklęć i byłoby po kłopocie. Na stole pojawiłby się bezalkoholowy szampan, obok niego czekoladowy tort, a wszędzie dookoła tuziny smakołyków... Ale oczywiście pani Vargas od rana była nieobecna, a Victoria nie ufała swoim zdolnościom kulinarnym na tyle, by próbować stworzyć coś w miarę jadalnego. Nawet w chwili największej złości nie planowała otrucia którejś ze swoich koleżanek...
Ale z drugiej strony, istnieje przecież masa prostych przepisów, a kto mówił, że ma zamiar brać się za coś grubo powyżej swoich możliwości? Nie otruje nikogo, jeśli weźmie się za coś wystarczająco prostego. Przepis z jedną, migoczącą gwiazdką byłby odpowiedni, zwłaszcza, że matka Chandy opowiadała o nim z taką pogardą, jakby przygotowanie go było na poziomie zupki z torebki...
- Wystarczająco proste - Victoria z radości klasnęła w dłonie i zabrała się za przygotowanie składników, jednocześnie rozsypując wszędzie mąkę. Miód, orzechy, migdały, czekoladowe drażetki, ubijaczka do jajek, coś, co mogło być paczuszką rodzynków, jakieś składniki do przygotowywania kremu, wielka niebieska miska - to wszystko pojawiło się, wśród ogromnego zamieszania, na kuchennym stole. - Został jeszcze miód...
I faktycznie został, gdyż okazał się niedomknięty i niezbyt apetyczny. A w dodatku nakapał na przepis... znaczy, na jeden z dwóch przepisów. Raczej ten niewłaściwy... Tylko... Tłumaczą, że ciasto trzeba czymś zwilżyć, a skoro miodu nie ma...
- Trzeba wynaleźć środek zastępczy! - krzyknęła dziarsko Tori, przeszukując szafki. Naraz skojarzyło jej się, że niektórzy ciasto zwilżają alkoholem... no, odrobiną alkoholu. Mama raz też z niego skorzystała, przygotowując dla dziadka "Wielki kosmos". A Saelin opowiadała, jak to na czas dni otwartych w Akademii Beta, częstuje się potencjalnych uczniów ciasteczkami z rumem. I jeszcze nikt się nimi nie upił! Tak, to musiał być świetny pomysł...

Niecałą godzinę później, zadyszana i zmęczona Victoria wkładała do piekarnika swoją dumę i chlubę, swoje, jeszcze nienarodzone, czekoladowe dziecko.
Swój pierwszy i oficjalny sukces kulinarny.

Jeżeli tylko to czekoladowe cacko się upiecze, myślała Victoria, stworzę dla siebie prawdziwe przyjęcie. Może nie niespodziankę, bo przecież sama je planuję, ale to będzie coś niezwykłego. Tysiąc razy bardziej magicznego niż urodziny wszystkich szesnastolatek na całym świecie. Niech cały Minx Club zazdrość zeżre, w tym tę nieznośną Lucindę! A moje przyjaciółki niech zzielenieją na twarzy niczym ogórki prezentujące najnowszą, wiosenną kolekcję!
Z tym optymistycznym stwierdzeniem udała się na poszukiwania balonów i serpentyn pozostałych jeszcze z poprzednich imprez.
- O... Melissa, już jesteś... - przywitała się Tori, odrobinę dysząc. Jej ciemne włosy, wciąż przybrudzone mąką, i przyozdobione uroczą serpentyną z czymś, co przypominało balonowe zwłoki, opadały lekko na przekrzywioną bluzkę. Zakasane rękawy i drobne plamki bezczelnie świadczyły o, wykonywanej w pośpiechu, ciężkiej pracy. W jednej ręce dziewczyna trzymała magiczną pompkę, jednakże Melissa nie mogła tego widzieć. Nie, będąc gościem. Poza tym, Tori trzymała rękę za plecami.
- Wiesz, widzę, że chyba u ciebie jest remont... Może już pójdę, nie będę przeszkadzać... - Melissa uśmiechnęła się blado, wyciągając przed siebie olbrzymią paczkę przewiązaną różową kokardą. - Z najlepszymi życzeniami ode mnie i Zacha... - zaczęła, ale Victoria natychmiast pociągnęła ją (wolną ręką) wgłąb pomieszczenia. Nieco zaskoczona Melissa niemalże wpadła do przedpokoju i siłą została osadzona przy kuchennym stole. Trzymanego w dłoniach prezentu pozbyła się dopiero po degustacji ciasteczek. W tego typu kwestiach Tori potrafiła być nieugięta.
- Wiesz, nie chciałabym ci przeszkadzać. Widzę, że jesteś troszkę zajęta, a - Dziewczyna nerwowo spojrzała na zegarek. - zbliża się powoli piętnasta - powinnam ugotować obiad. Kiedy mama jest zajęta, to ja ją zastępuję, więc... Może ja się będę zbierać. Dziękuję za ciasteczka... były przepyszne... i cieszę się, że spodobał ci się prezent...
- Pozwolę ci wyjść po skosztowaniu tortu?
Melissa przełknęła ślinę i, przeklinając, że wypadło akurat na nią, zgodziła się na nałożenie czekoladowego specjału. Znaczy, miała nadzieję, że to była czekolada, a nie spalenizna, ale to akurat szczegół. Tak czy inaczej, NIECH ONI SIĘ JUŻ POSPIESZĄ!!!
~~~

- Zach, mógłbyś ze mnie zejść? Dosłownie - powiedziała ze złością Saelin, robiąc tym samym przerwę w wypowiadaniu masy inkantacji. - Dziękuję w imieniu stopy - dodała ironicznie i wróciła do pracy. Zach zrobił głupią minę i powrócił do lewitowania przeróżnych przedmiotów w tę i z powrotem. Gdyby była tu Dinah, skarciłaby go za tak niestosowne zachowanie, ale teraz, podczas jej nieobecności, chłopak mógł słusznie czuć się bezkarny. Zwłaszcza, że Chand ani myślała przejmować pałeczki osoby najbardziej ogarniętej i poważnej.
- Gdyby była tu Mel, to byś tak nie harcował - stwierdziła odkryczo. - Z kolei po przybyciu Tori byś się ożywił, a one często chodzą razem, więc na jedno babka wróżyła...
- Dwoje - poprawiła złośliwie Saelin.
- Wracaj do swoich zaklęć.
- A ty do pracy. Zach nie zrobił za wiele, ale i tak jego praca zostanie zmyta deszczem. Jak na tak proste czary, idzie ci stanowczo za długo.
- Nie przejmuj się, tobie też.
- Czy tylko ja tęsknię teraz za Dinah? W takich momentach, to by was dwie po prostu ochrzaniła. Zresztą słusznie...
- ZAJMIJ SIĘ PRACĄ - odpowiedziały jednocześnie Chanda i Saelin, powracając do przyprawiających o ból głowy zaklęć z łaciny.
~~~

Od: Mel
Do: Zach
Pospieszcie się, ładnie was proszę.

Od: Zachary
Do: Melissa
Śnisz, siostrzyczko.

Od: Mel
Do: Zach
To nie będzie moja wina, jeśli Tori wejdzie do ogrodu... Dinah już jest?

Od: Zachary
Do: Melissa
Dwie przecznice stąd. Jeszcze pracujemy. Daj nam czas!

Od: Mel
Do: Zach
V. j. zaint., co ja piszę. ALARM.

Od: Mel
Do: Zach
Idzie do ogrodu!!!
~~~

Chand i Saelin, zgromione wzrokiem Dinah, cichutko stały obok Zacha. Za nim z kolei stała masa nieznanych twarzy, które zapewne większość przyjaciół Tori widziała góra raz w życiu. Jakiś przystojny chłopak o sympatycznej, opalonej skórze; blondynka o bladej cerze i ciemnoblond włosach, z towarzyszem o sarkastycznym uśmiechu, i dziewczyna o imieniu, którego nie dało się choćby przeczytać (a co dopiero poprawnie wymówić), to były te najciekawsze przypadki. Najciekawsze, bo tym nadziwniejszym była bezsprzecznie para stojąca gdzieś z tyłu... miała ubrania zupełnie nie z tej epoki, z poprzedniej zresztą też... i z jeszcze poprzedniej. Niemniej staromodny garnitur i tiulowa suknia prezentowały się doskonale na tle ciemnego nieba.
Tymczasem Victoria Vargas pojawiła się z ogrodzie. Kilka kroków za nią dreptała Melissa. Niecały metr dalej stała cała cicha zgraja przyjaciół bliższych i dalszych.

- NIESPODZIANKA! - Znikąd dał się słyszeć krzyk, a zza krzaków wyskoczyła matka solenizantki, dźwigając tacę z olbrzymim, czekoladowym, trzypiętrowym tortem. Saelin z prędkością torpedy wystrzeliła ku Victorii, podduszając przyjaciółkę. Za nią pospieszyli kolejni goście - Zach, Dinah, Chanda i Melissa. Z kolei za nimi tłumnie zbierała się pozostała część zbiorowiska, gotowa, by wyprzytulać, wyściskać i wycałować ówczesną szesnastolatkę.
Victoria Vargas stwierdziła, że nigdy nie mogła czuć się mniej zapomniana niż teraz.

Fin.

_______________________________________________________

Coby nie było - wiem, że bohaterowie mogą wydawać się drętwi, a pomysł jest tak oklepany, że czytać go po raz setny, to raczej średnia przyjemność. Mam jednak nadzieję, że komuś się, mimo wszystko, spodobało.




Dziękuję MrDark za cudowny zestaw! <3

Edytowane przez Reverienne dnia 15-04-2013 16:56
4551010 Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Miniaturki zebrane
~butel-ka
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 16-04-2013 10:09
Co w końcu z tym tortem Victorii? Byłam pewna, że to on tu będzie głównym bohaterem. Zawsze mnie to ciekawiło, jak osoba, która ma tyle przyjaciół/znajomych, może uwierzyć, że naprawdę ją opuścili. Rzeczywiście megaoklepane, ale już wolę takie niż...
...biedna dziewczyna, musi zostać w domu/szpitalu, bo ma karę/ wypadek. Myśli o tym, jak reszta osób się świetnie bawi bez niej, a tu się okazuje, że impreza przenosi się do jej domu/szpitala. To jest takie nudne, a i tak ten schemat jest czasem jeszcze wprowadzany.

A i widzę, że nie lubisz polskich imion.

- Zach, mógłbyś ze mnie zejść? Dosłownie - powiedziała ze złością Saelin, robiąc tym samym przerwę w wypowiadaniu masy inkantacji. - Dziękuję w imieniu stopy - dodała ironicznie i wróciła do pracy.

A to dobre. Tak czytam, a tu taki tekst. A stopa ratuje wszystko :D

I znowu pytanie: czy masz jakieś inne opowiadanie z tymi postaciami.

Błedów nie znalazłam. Nieźle dopracowałaś ten tekst.



Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Miniaturki zebrane
~Reverienne
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 16-04-2013 15:20
butel-ka napisał/a:
Co w końcu z tym tortem Victorii? Byłam pewna, że to on tu będzie głównym bohaterem.

Początkowo miałam zamiar wprowadzić malutką wzmiankę o tym, że Melissa nie tknęła prawdziwego, urodzinowego tortu, bo troszkę się go obawiała po skosztowaniu "dzieła" Tori.

butel-ka napisał/a:
Zawsze mnie to ciekawiło, jak osoba, która ma tyle przyjaciół/znajomych, może uwierzyć, że naprawdę ją opuścili.

Wiesz, znajomych to można mieć mnóstwo (choćby całą klasę), ale oni raczej nie interesują się, kiedy masz urodziny czy coś. Jedynie: "Znam Y Iksińską, czasami porozmawiamy, nawet się lubimy, jest okej". Oczywiście można ich zapraszać, ale to, tylko i wyłącznie dla mnie, jest dosyć naciągane, bo ja sama na urodziny zapraszam tylko najbliższych. Zresztą, raz się już przejechałam, kiedy próbowałam prosić osoby "spoza grona". Skończyło się na tym, że dwie koleżanki z klasy/znajome wymówiły się wyjazdem do babci i czymś jeszcze. Tak więc można znać osób na pęczki, ale to bliższe osoby (a tych jest dużo mniej) naprawdę interesują się, kiedy masz urodziny czy coś.

A ten tłumek na końcu... Musiałam zrobić aluzję do kilku osób/postaci, musiałam! Chłopak o opalonej skórze to personifikacja Włoch Północnych, Feliciano Vargas. Tajemnicza blondynka to Carla, a jej towarzyszem jest personifikacja Wielkiej Brytanii (Anglii szczególnie), czyli Arthur Kirkland. Dziewczyna o niewymawialnym imieniu to Reverienne (ja!). A staroświecko ubrana para to personifikacje Austrii (Roderich Edelstein) i Węgier (Erzsébet Héderváry). To wszystko brzmi, jakby Tori miała faktycznie wielu przyjaciół, ale kogoś Dinah musiała sprosić, więc wybrała dobrych kolegów i dobre koleżanki solenizantki.

Niemniej wiem, że pomysł jest tragicznie wprost oklepany i to właściwie mielenie (po raz setny) tego samego kotleta. Ale... skoro Zach był faktycznie tak zajęty już od tygodni, a Dinah poleciała do Saelin, to to odrobinę brzmi, jakby Tori została zostawiona sama sobie. No, niby ostatecznie nie była, ale miała takie (w miarę uzasadnione) wrażenie.

butel-ka napisał/a:
A i widzę, że nie lubisz polskich imion.

Akurat Melissa, Dinah, Saelin, Chandni, Victoria i Zachary to są OC'ki ChandSharmy.

Jeśli zaś chodzi już o moje własne postaci, to po prostu jakoś się zawsze składa, że moja bohaterka ma na imię Michaela, a nie Zuzanna. Imiona moich postaci na ogół przychodzą po prostu same. A że grałam w RPG'ach i przyzwyczaiłam się do niepolskich nazwisk, to już inna sprawa.

butel-ka napisał/a:
I znowu pytanie: czy masz jakieś inne opowiadanie z tymi postaciami.

Niestety (albo stety) nie mam. To są w gruncie rzeczy OC'ki Chandy, a ja czuję, że robię z nich jakąś prawdziwą wariację. Niespecjalnie je czuję i wolałabym odpuścić sobie kompromitację z kolejnym tekstem. Lepiej byłoby dla ich dobra.

Ale mam w miarę pozytywną wiadomość - dostałam sygnał od Michaeli i Nasji, więc najprawdopodobniej dopiszę do "Gnilu" wyjaśniający epilog. Nie zapowiadam jednak żadnej nowej przygody ani nic w ten deseń. Najprawdopodobniej, bo tajemniczy "znak" dostałam, kiedy próbowałam zasnąć i teraz obawiam się, że nie przekażę wszystkiego tak, jak chciałam. Czyli muszę poczekać na kolejny sygnał - najpewniej gdzieś w maju, bo wtedy będę mogła odrobinę odetchnąć.




Dziękuję MrDark za cudowny zestaw! <3

Edytowane przez Reverienne dnia 16-04-2013 16:15
4551010 Wyślij Prywatną Wiadomość
Skocz do Forum:
Logowanie
Zapamiętaj mnie



Rejestracja
Zapomniane hasło?

Witajcie na nowej wersji ShoutBox. Wszelkie problemy prosimy zgłaszać do administracji lub bezpośrednio do twórcy - Anagana.

Tylko zalogowani użytkownicy mogą pisać wiadomości.

~Vixen0
21:25:07 02.05.2024
Ale ta Bloom ładna w s9
~Vixen0
16:12:19 02.05.2024
WB*
~Vixen0
16:12:13 02.05.2024
Kiedy dostanę punkty za dwa lata obecności na wg?
^Flamli0
21:09:05 01.05.2024
mój cichy wielbiciel niegrzeczny
~Stellka0
13:17:31 01.05.2024
kto to? XD
~Stellka0
13:17:26 01.05.2024
~EmilyWinxClub0
23:27:56 30.04.2024
Bo to tylko pokazuje ile kasy oszczędzał na produkcji ostatnich sezonów co niestety szło w parze z jakością. A teraz kwiczy, że drogie bo jemu i jego świcie zostanie mniej. No panie Iginio, jakość kosztuje, pobudka
~EmilyWinxClub0
23:26:30 30.04.2024
Leje z tego, jak często Iginio powtarza teraz jaki ten reboot i ta grafika są drogie xD
~clax70
0:31:53 30.04.2024
Są tu jacyś fani Eurowizji? Co myślicie o tegorocznych piosenkach, scenie, itp.?
^Flamli0
8:45:45 29.04.2024
Różnią się od połowy, ta z comicon jest bardziej dopracowana
^Flamli0
8:44:50 29.04.2024
Ta na social mediach KLIK
^Flamli0
8:43:56 29.04.2024
Są dwie wersje, ta została wyświetlona na comicon KLIK
^Flamli0
8:43:35 29.04.2024
Tak, będę musiała to wszystko dopiero nadrobić na WB...
~marcin19950
1:44:04 29.04.2024
i o czym był ten exlusive material o winx reboot ma ktos?
^Flamli0
14:15:20 28.04.2024
KLIK o 15 ma być ekskluzywny materiał z rebootu
^PVTeam1230
19:03:29 25.04.2024
Szkoda że do Wawy smutny((
~February0
15:10:03 25.04.2024
Ktoś jest chętny na spontaniczne spotkanie w Warszawie w ten weekend? (dajcie znać jeśli takie rzeczy nie na shout box uśmiech)
~February0
15:08:33 25.04.2024
Rzucam mega randomowe hasło które właśnie wpadło mi do głowy w trakcie pracy xd
^Flamli0
21:14:14 24.04.2024
ukazały się pierwsze strony komiksu fate, data wydania została przesunięta na 31 lipca
~Radi0
13:49:16 24.04.2024
Jak w winxie. Kreska tak zrobiona, że boje się że udziecinnili ten serial
~clax70
10:37:27 24.04.2024
Nowy sezon Odlotowych Agentek już 12 maja KLIK
~EmilyWinxClub0
16:53:23 22.04.2024
Tak czy siak, czasy kreski ręcznej z 1 sezonu minęły bezpowrotnie, teraz Bloom wygląda jak popular girl from high school, która dorabia w międzyczasie jako modelka, a nie zwyczajna dziewczyna
~EmilyWinxClub0
16:46:27 22.04.2024
Przyczepię się jeszcze do twarzy w animacji, bo po 3D jakie zaserwował nam Rainbow mam stres pourazowy do tych ich za wielkich oczu i pstrokatych nosów w połączeniu z komediową, zbyt żywą mimiką twarzy
~EmilyWinxClub0
16:42:22 22.04.2024
5-6* mam nadzieję, że to tylko testy bo jeśli użyją takiej animacji do gotowego produktu, to reboot padnie szybciej niż powstawał
~EmilyWinxClub0
16:40:20 22.04.2024
Widać, że animacja to jest dalej ta sama plastelina z sezonów 4-5 tylko podrasowana, ale niestety dalej źle to wygląda, zwłaszcza włosy i płynność
Regulamin
Archiwum
lekkieb. lekkie
wersja: 3.0.4
Ankieta
Chcecie, jak co roku, wziąc udział w wigilijnych podarunkac?

Tak
Tak
69% [9 Głosów]

Nie
Nie
8% [1 Głosuj]

Nie wiem
Nie wiem
23% [3 Głosów]

Głosów: 13
Rozpoczęta: 20/11/2023 08:49
Zakończona: 26/11/2023 18:48

Archiwum Ankiet

.