Autor | Gwiezdne Wojny cz. IX - Skywalker. Odrodzenie. | ||
~MrDark Użytkownik |
| ||
Saga dobiega końca lecz opowieść będzie żyć wiecznie. Lucasfilm i reżyser J.J. Abrams raz jeszcze łączą siły, aby zabrać widzów w spektakularną podróż do odległej galaktyki w filmie Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie. (c) Multikino Data premiery: 19 grudnia 2019 Będę już na wstępie brutalnie szczery - po obejrzeniu dziewiątej części sagi, do której mam naprawdę wiele serca i sporo jej umiem wybaczyć - coś we mnie umarło. Padła moja nadzieja, że z marką Star Wars może być dobrze. Bo jest źle. I to bardzo. A ten film to tego koronny dowód. Zacznijmy jednak od początku - najnowsze "Dzieło" J. J. Abramsa wreszcie próbuje być oryginalne i serwuje nam zaskakująco dobre pierwsze 5 minut, a potem przedstawia co będzie się działo i jaki jest główny cel bohaterów. Szczytem finezji to na pewno nie jest, ale to miła odmiana bo do bólu odtwórczej 7-ce i żałośnie miałkiej 8-ce. Główny pomysł na film nie jest sam w sobie najgorszy. Jak to w gwiezdnowojennym świecie bywa dostajemy nową planetę jako miejsce akcji i to jest chyba najmocniejszy punkt najnowszej odsłony. To miejsce ma świetny klimat, jest genialnie oddane i idealnie pasuje do tego, czym fabularnie ma być. Atmosfera wręcz wylewa się z ekranu i to jeden z niewielu momentów, gdzie naprawdę czuć Gwiezdne Wojny w pełnym tego słowa znaczeniu. No i wreszcie mamy całkiem sensowną scenę walki na miecze świetlne! Gdzie faktycznie ta broń jest pokazana tak, jak być powinna. W ogóle walki zrobione są całkiem nieźle. No i mundury Najwyższego Porządku są genialne! Nie wiem, kto projektował, ale zasłużył na podwyżkę. No dobra, to czemu ten film jest tak zły? Bo wszystko inne poszło nie tak. Pod względem akcji mamy jedne wielki chaos. To nawet nie jest kwestia tempa, po prostu scenariusz wygląda tak, jakby piątka studentów pisała swoje wersje, Abrams je pociął, rzucił w powietrze, a to, co spadło na stół posklejał i zrobił z tego film. Konia z rzędem temu, kto pokaże mi choć jeden wątek spójny od początku do końca. Historie starych bohaterów są albo niedomknięte albo słabe i płytkie, a wprowadzeni nowi bohaterowie są wrzuceni na zbyt krótko, by wywrzeć jakikolwiek wpływ i zrobić coś dobrego, zatem nie da się ich nawet dobrze zapamiętać. Gra aktorska? Raczej próba ratowania scenariusza niż wyżyny filmowe, co najwyżej dobre rzemiosło i niestety dotyczy to wszystkich grających. Żadna, absolutnie żadna z postaci nie zapada w pamięć, nie przekonuje, nie wciąga w swoją historię. I naprawdę, wciskanie do oporu scen z Carrie Fisher jest już niesmaczne. Nie dość, że szału nie ma, to sceny z nią skutecznie przesłaniają resztę i tak słabych bohaterów, którzy zdają się robić wszystko, by przypadkiem nie błyszczeć bardziej niż powycinane scenki zrobione jeszcze za jej życia. Słabizna straszliwa. Poza kompletnym fabularnym chaosem mamy na dobitkę istny festiwal żenady, jeśli chodzi o moc i jej zastosowania. Jeżeli myśleliście, że latająca Leia w próżni z 8 części nie była dość żenująca to przygotujcie się, że może być znacznie gorzej. Momenty, które miały być "śmieszne" nie są ani trochę zabawne, ale za to te, które aż ociekają patosem powodują tylko radosny rechot śmiechu na sali kinowej. Sceny są tak dramatycznie przerysowane, że nawet najwierniejsi zwolennicy mocy już tego nie kupują. Na dodatek rażą w oczy zmarnowane szanse na zrobienie czegoś fajnego. Przynajmniej kilka wątków śmiało mogło być bardziej rozbudowane i to już dodałoby więcej koloru i jakiejś spójności. Intrygi są słabe i przewidywalne, podobnie jak z nowymi bohaterami dano im zbyt mało czasu, by mogły faktycznie na coś wpłynąć. Na dobicie muzyka, która zawsze choć trochę ratowała filmy, tym razem jest do bólu odtwórcza. Hymn Imperialny leciał chyba z 3 razy, parę innych znanych motywów też się przewinęło. Niemal nic własnego, a już na pewno nic zapadającego w pamięć. Naprawdę, po tym seansie nie mam nic, co mógłbym wynieść z tego filmu. Samo szukanie zalet już było pewnym wyzwaniem, bo jest ich mało, a makabryczna fuszerka tego filmu skutecznie je zasłania. Disney'owi z pewnością udało się jedno - zabił kurę znoszącą złote jaja. Bo na żaden film z tego uniwersum nikt już nie będzie czekał. Gwiezdne Wojny umarły. I nie zasłużyły na taki koniec. + lekki powiem oryginalności + nowa planeta + scena walki na miecze świetlne - kompletny fabularny chaos - słabi, nieprzekonywujący bohaterowie - nowe postacie i wątki nie miały szansy się wybić - żenująco przedstawiona moc - bezczelne żerowanie na nostalgii - odtwórcza muzyka 4/10 - ta ocena i tak jest trochę zawyżona. Z litości. | |||
Autor | RE: Gwiezdne Wojny cz. IX - Skywalker. Odrodzenie. | ||
~Alexandrine Użytkownik |
| ||
Fanom Gwiezdnych wojen nigdy nie dogodzisz... Wróciłam 2 godziny temu z seansu, po raz pierwszy nie poszłam na premierę z racji tego,że nie czekałam jakoś bardzo na ten film, z powodu średniego poziomu dwóch poprzednich części. Nastawiałam się na słabą produkcje, ale jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona. Zdecydowanie najlepsza część trylogii... i jedna z lepszych odsłon sagi Mojej ukochanej Zemsty Sithów nie przebije ale myślę ,że w top3 filmów Star wars na pewno się znajdzie. Totalnie pokręcony i zaskakujący film i chyba dlatego tak mi się podobał. Dla mnie ta produkcja udowodniła właśnie,że jest jakaś nadzieja dla Gwiezdnych wojen i że nowe odsłony sagi dalej potrafią człowieka zaskoczyć. Druga część filmu wbija w fotel Co do ,,bezczelne żerowanie na nostalgii'' to bym powiedziała, że występuje w Przebudzeniu mocy, które nawet najmniejszym stopniu nie ma za grosza oryginalności. ,,kompletny fabularny chaos'' faktycznie tutaj ciężko się nie zgodzić, film momentami bezsensu ale z drugiej strony to sprawiło, że był zaskakujący. ,,słabi, nieprzekonywujący bohaterowie'' i tutaj również się nie zgodzę, jak w dwóch poprzednich częściach wszystkie postacie były kijowe( zwłaszcza Finn i Rey), jedynie Poe dawał rade. to w poprzedniej dla mnie Kylo Ren się z rehabilitował. W Odrodzeniu Finn i Rey jakoś stali się mniej irytujący. Gra aktorska jak w każdej innej część, dla mnie w tych filmach 90% aktorów gra słabo albo przeciętnie. To jest sf a nie dramat wątpię czy kiedykolwiek pojawi się tu jakaś wybitna kreacja aktorska Muzyka fakt odtwórcza ale szczerze... wole żeby dawali stare sprawdzone klasyki niż po prostu jakąś nowa drętwą ścieżkę. Co do Lei tutaj też przyznam racje ,że mogli sobie ją darować. | |||
Autor | RE: Gwiezdne Wojny cz. IX - Skywalker. Odrodzenie. | ||
~Speksi Użytkownik |
| ||
Pamiętacie jak śmiałam się z Darka, że wydał pieniądze na zobaczenie tego w kinie? No cóż.. W tym tygodniu znajomy namówił mnie na seans i dobrze wiedziałam na co się piszę. Każdy już chyba ma świadomość, że najnowsza trylogia to jakiś żart, ale no jednak z jakiegoś sentymentu zdecydowałam się wyrzucić te 20 zł w błoto. Szczerze mówiąc sama nie wiem od czego zacząć, wszystko było nie tak. Bohaterowi byli nijacy, zwyczajnie niezbyt interesujący, większości imion nawet nie pamiętam. Rey to typowa Mary Sue, której wszystko wychodzi, a przy tym ma 0 charakteru, ni jak nie da się jej polubić. Twórcy za mocno ją gloryfikują, robiąc z niej niepokonaną Jedi. Większość postaci wprowadzonych w najnowszej części nie ma znaczenia dla fabuły - Zorii, Generał Hux (którego rola była dość przewidywalna, no przynajmniej dla mnie). Nawet sprowadzenie przyjaciela Hana było..zwyczajnie bezsensu, a szkoda. Jedyną postacią którą darzę jakąkolwiek sympatią jest chyba Ben, świetnie z resztą zagrany przez Adama Drivera. Powrót Palpatine'a..przepraszam, ale COOO? Nie zostało w ogóle wyjaśnione jakim cudem przeżył, trochę brak poszanowania dla starej trylogii, poświęcenie Anakina w "Powrocie Jedi" nie ma wtedy najmniejszego sensu. Pełno niespójności, logika tutaj już niestety nie istnieje. Rey raz wyczuwa Chewiego na statku, raz nie, Finn polegający wyłącznie na jego "przeczuciu", Rey wnuczką, bo...tak? Transformacja Palpatine'a, która dała mu może hmm ze 2 minuty życia, do tego jego plan zmieniający się absurdalnie szybko, ale za każdym razem zachowywał się jakby to wszystko było ukartowane. Rozumiem, że jest mistrzem intryg, ale tego chyba nie mógł przewidzieć, nie? Cóż, wymieniać można by tak dłuuuuugo. Momenty, które miały być "śmieszne" nie są ani trochę zabawne, ale za to te, które aż ociekają patosem powodują tylko radosny rechot śmiechu na sali kinowej. Zgadzam się w 100%, znajomy dziwnie się na mnie patrzył, kiedy śmiałam się na niezwykle podniosłych scenach XDD A no i nie zapominajmy o "żerowaniu na nostalgii". Rozumiem, że twórcy chcieli nas wzruszyć, ale ehh, filmu tym nie uratujecie. Pełno easter eggów, nawiązań do starych epizodów to tylko bolesne przypomnienie tego, czym Star Warsy już nie są. Disney'owi z pewnością udało się jedno - zabił kurę znoszącą złote jaja. Bo na żaden film z tego uniwersum nikt już nie będzie czekał. Tu się nie zgodzę, ludzie nadal będą chodzić na seanse, mimo świadomości, że już raczej dobrze nie będzie, a Disney nadal będzie nieźle na tym zarabiał. Eh. Edytowane przez Speksi dnia 12-01-2020 17:19 | |||
Skocz do Forum: |
Witajcie na nowej wersji ShoutBox. Wszelkie problemy prosimy zgłaszać do administracji lub bezpośrednio do twórcy - Anagana.
Tylko zalogowani użytkownicy mogą pisać wiadomości.
.