Autor | Kapitan Marvel | ||
~Lau Moderator |
| ||
Są lata 90. XX wieku. Na Ziemię dociera galaktyczna wojna. Carol Danvers wraz z grupką sojuszników trafia w oko cyklonu. Masz okazję towarzyszyć jej w podróży, dzięki której stanie się jedną z największych bohaterek wszechświata. Film należy do III Fazy Marvel Cinematic Universe, jest dwudziestą pierwszą produkcją tej franczyzy. ©filmweb dA|Wtt Edytowane przez Lau dnia 10-03-2019 17:31 | |||
Autor | RE: Kapitan Marvel | ||
~MrDark Użytkownik |
| ||
Tradycyjnie jeden dzień po seansie, by opaść z emocji, coś tam napiszę Idąc na Kapitan Marvel spodziewałem się słabego filmu z gigantyczną ilością feministycznej propagandy, takiej trochę gadzinówki. Na szczęście zawiodłem się pozytywnie! Fabuła trochę czasu się rozkręca, także trzeba wytrzymać w fotelu swoje, by fakty zaczęły się układać, ale historia jest dobrze napisana, trzyma się kupy i jakiejś logiki (co w wypadku Marvela wcale nie jest takie oczywiste). Moim skromnym zdaniem mamy wszystko to, czego byśmy chcieli od filmu o superbohaterach. Co do postaci i gry aktorskiej to Samuel L. Jackson absolutnie kradnie show i pokazuje, jak powinno się grać w filmach. Jego Fury jest świetnie napisany i budzi ogromną dawkę sympatii - Chapeau bas! Bałem się o postać samej Kapitan Marvel, gdyż wiele osób zarzucało jej grę "jak drewno". Uważam, że nie jest tak źle, choć mogło być znacznie lepiej, ale trudno stwierdzić, czy winę za to ponosi aktorka czy fabuła (nie spojleruję, po obejrzeniu będziecie wiedzieć, o co mi chodzi). Ale jak dla mnie jej postać jest zdecydowanie zbyt potężna i przesadzona, trudno ją lubić. Pozostałe postacie są raczej w porządku, jest dobrze i solidnie, ale nie wybitnie. No poza postaciami z Kree, bo są dość słabe i tak naprawdę ciężko o nich coś więcej powiedzieć. Aaaa, no i oczywiście poza Fury to kot kradnie show, serio :D Bardzo podobała mi się duża ilość smaczków i nawiązań, zarówno do popkultury, jak i do pozostałych historii ze świata Marvela. Dobry obserwator wiele wypatrzy. Dodatkowo mamy sporą dawkę humoru i traktowania się z przymrużeniem oka, co daje fajną atmosferę i dodatkowo przykuwa uwagę podczas oglądania. Na całe szczęście nie ma pustego patosu. Podsumowując warto iść na Kapitan Marvel do kina - dobre kino i przyjemnie się ogląda, absolutnie nie żałuję 30 zł za bilet do Cinema City. Jakbym miał porównać do reszty to jest trochę słabiej od Avengers: Infinity War, ale wciąż dobrze, Marvel się wyrobił i ich filmy trzymają już jakiś poziom. Natomiast cały czas podczas oglądania ma się wrażenie graniczące z pewnością, że ten film i historia to przystawka i poboczna część, która ma nas przygotować na danie główne, czyli Avengers: Endgame. Oj Marvel, Marvel, spin-offy można robić mniej ordynarnie... + ciekawa, w miarę spójna historia + postać Fury + masa smaczków i nawiązań + niezła gra aktorska + na całe szczęście bez nachalnej propagandy + kot - sama Kapitan Marvel pozostawia trochę do życzenia - postacie z Kree są słabe aktorsko i zbyt mało dopracowane - bardzo się odczuwa, że to wstęp do Avengers: Endgame... za bardzo - zero oryginalności, brak świeżych pomysłów [7/10] | |||
Autor | RE: Kapitan Marvel | ||
~Qba016 Użytkownik |
| ||
Bardzo dobra i solidna recenzja. Po Oscarze za rolę pierwszoplanową w Pokoju, spodziewałbym się, że Brie Larson udźwignie rolę, ale jak widać, nie każdy aktor odnajdzie się w każdej roli Sam nie do końca jestem fanem Marvela, ale czytając Twoją recenzję MrDark, mam większą ochotę zobaczyć ten film Avatar (c) Velivea Moje rysunki:http://qba016.deviantart.com/gallery/ | |||
Autor | RE: Kapitan Marvel | ||
~Radi Użytkownik |
| ||
Ja także dzień po, więc dorzucę swoje kilka gorszy, choć w większości, zgadzam się z tym co napisał MrDark. Największa (moim zdaniem) wado-zaleta tego filmu: Typowy Marvel. Czyli jak zwykle wytwórnia trzyma poziom. Jest tutaj dokładnie to co w każdym filmie Mavela. Humor, lubiani bohaterowie, efekty, smaczki dla fanów i całkiem dobra fabuła. Tylko, że no zarazem, to tylko, aż tyle. Nie ma tu jakiegoś efektu łał, puenty, nad którą byśmy się głębiej zastanawiali czy scen, które zapadną nam w pamięć na lata. To po prostu solidne origin story i wprowadzenie do uniwersum nowej bohaterki, która według mnie wypadła w porządku. Nie oczekiwałem po tym filmie nic wielkiego, i miałem racje. To typowy film Marvela. I bezsprzecznie, kot kradnie cały film. Idźcie tylko dla kota xd Natomiast końcówka filmu jak i scena po napisach, jasno wskazują czego ten film jest zapowiedzą. Endgame nadchodzi. Wraz z Kapitan Marvel wszystkie karty zostały już odkryte i pozostaje tylko czekać, jak to się zakończy. | |||
Autor | RE: Kapitan Marvel | ||
~Laeres Użytkownik |
| ||
Jakoś cztery godziny temu wróciłem z seansu. Nie miałem wielkich oczekiwań, szczególnie przez niespecjalny dobór aktorów do ról. Jednak wyszedłem z seansu bardzo zadowolony. Nie wiem, od czego zacząć, więc zacznę od aktorów. Brie Larson, do której miałem bardzo dużo zastrzeżeń, wypadła fenomenalnie. Marvel niejednokrotnie pokazał, że bardzo dobrze dobiera aktorów do ról. Innym przykładem jest Benedict Cumberbatch, grającego Doktora Strange'a. Utożsamiałem go raczej z Sherlockiem, więc nie sądziłem, że zagra dobrze. Inaczej ma się sprawa z Yon-Roggiem, którego grał Jude Law. Miałem oczekiwania wobec aktora, który grał Dumbledore'a w Fantastycznych Zwierzętach: Zbrodniach Grindelwalda. Tam wypadł świetnie i grał idealnie. W Kapitan Marvel coś poszło nie tak. Spodziewałem się trochę więcej od tego aktora. Możliwe też, że ograniczała go jego postać, bardzo prosta charakterologicznie. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale Dumbledore i Sherlock (boże, Jude w roli Sherlocka to jedyny plus filmów) byli skomplikowani, a Law pokazał tam świetną grę. Tak czy inaczej - wypadł kiepsko, nie sprostał moim oczekiwaniom. Samuel L. Jackson grał perfekcyjnie. Scena przy zmywaniu naczyń, albo wszystkie z kotem idealnie ukazują jego możliwości, aczkolwiek ten, kto zmusił Fury'ego do śpiewania, powinien zostać wyrzucony. Równie dobrze grał Clark Gregg, który dopiero po śmierci pokazał, na co go stać. No i mamy ostatnie kameo Stana Lee... Albo jedno z ostatnich. Zależy jak dużo zdążył zagrać na zapas. No i najgorsza rzecz - w obsadzie nie ma wymienionego kota. I jest tylko na dwóch plakatach. Nie powiedziałem o innych postaciach, bo ich nie ma - mamy gromadkę Skrullów i Kree. Niektórzy bohaterowie mają jedno zdanie do powiedzenia, chociaż większość to dziwne jęki. Kpina Kapitan ze Skrulla na początku filmu była przepiękna. Wracając, mamy Marię - przyjaciółkę Carol. I to wszystko, co można powiedzieć o tej postaci, oprócz tego, że była w lotnictwie i że ma córkę, która lubi Danvers, nazywa ją ciocią i umazała jej kurtkę w ketchupie. No, u Kree można wyróżnić jeszcze Minerwę, która została przez Yon-Rogga wezwana więcej niż dwa razy. Za to bardzo spodobały mi się główne postacie. Carol Danvers jest cudowna, zachowuje się bardzor30; ludzko. Jest jedną z myślących postaci w MCU. Bardzo mi się spodobała scena, kiedy nie posłuchała się swojego byłego mentora i nie wyłączyła mocy, jak postąpiłby niejeden Avenger. Nie zabija również Yona-Rogga, a wysyła go z wiadomością - chociaż ja uważam, że chodzi raczej o niezabijanie go, ponieważ mimo wszystko by nie potrafiła. Bardzo podoba mi się wątek amnezji, choć jest oklepany i używał go już każdy. Kapitan powoli, stopniowo wszystko sobie przypomina. Tutaj świetna będzie scena w barze, gdzie wracają jej wspomnienia z jednego dnia z Marią, nawet niecałego. Kolejną postacią jest Yon-Rogg - nauczyciel Kapitan. Najbardziej irytująca postać w filmie. Kiedy pojawiał się na ekranie, miałem ochotę kogoś zadźgać. Bohater bardzo zmienny, skacze z kwiatka na kwiatek. Na początku chyba próbuje flirtować z Kapitan, potem zaczyna z nią walczyć, kiedy ta staje po stronie Skrullów, a potem błaga ją o nieużywanie "fajerwerków". O wiele lepiej wypadł Nick Fury. To jest postać, która w MCU, nie oszukujmy się, nie odgrywała jakiejś specjalnej roli. Bardzo mi się spodobał pomysł przedstawienia postaci na nowo. Nicolas Joseph Fury (czy on nie mógł mieć więcej imion?) jest tu najlepszą postacią, zaraz po Carol, na równi z agentem Coulsonem (w zasadzie agent to imię, powinno zaczynać się dużym "a" xD). Przyszły szef S.H.I.E.L.D. rzuca żartami na lewo i prawo. Widać, że aktor bawi się swoją rolą. Długo nie wierzy w opowieści Kapitan. Sztuczne odmłodzenie Jacksona wyszło świetnie. Widać to nie tylko wizualnie, ale także przeniosło to się na postać. Wracając do Coulsona - scena przed wypożyczalnią i w bazie Pegasusa są moimi ulubionymi. Zdecydowanie było za mało czasu mu poświęconemu. Dobra, czas na kota. Kot to najlepsza postać tego filmu. Każda, dosłownie każda najlepsza scena jest z jego udziałem. Strata oka, kot połykający Tesseract i pożerający ludzi są moimi ulubionymi. Tak bardzo jestem wdzięczny twórcom, że jedna scena po napisach jest poświęcona całkowicie jemu <3 Skupiłem się na postaciach, ponieważ to one są zdecydowanie najważniejszym elementem filmu. Główny wątek jakoś nie był zbyt dobry. W sensie, widziałem o dużo gorsze, ale on rozmywa się na tle wątków pobocznych. Zdecydowanie najlepszymi są relacje między postaciami. Scena po napisach, kiedy Danvers pyta, gdzie Fury, mówi sama za siebie. I to tyle, co można powiedzieć o fabule. Trzyma się kupy, jest solidna, ma nawet dobry zwrot akcji - trochę źle poprowadzony, ale sam pomysł w zasadzie mi się podoba. Świat jest przedstawiony dobrze. Na początku Danvers trafia do wypożyczalni kaset. Karaoke w barze, mimo że teraz też występuje, to bardzo rzadko. Spodobał mi się Windows 95 i powolne wczytywanie płyty z nagraniem. Oraz wymiana uśmiechów ze Stanem Lee w pociągu. Soundtrack był genialny. Może nie był ładny - wręcz przeciwnie, był paskudny, ale słusznie oddawał ducha lat 90. Bardzo irytowało mnie nieodpowiednie rozmieszczenie piosenek do sytuacji - walka Kapitan z własną rasą nie pasuje do radosnej piosenki. Dobre też było udźwiękowienie. CGI wygląda naturalnie. Odmłodzeni agent Coulson i Nick wyglądają bardzo ludzko. Światełka Kapitan Marvel są śliczne. Zmienianie kostiumu przez córkę Marii wygląda prześlicznie, tak samo jak komunikator Kree. Zdjęcia wyszły perfekcyjnie. Bardzo spodobała mi się wizualnie scena z Wielką Inteligencją Kree, gdzie Carol została wypchnięta poza "pomieszczenie" i widziała urywki ze swojej przeszłości. Sytuacja, gdzie ona upada tak wiele razy i się podnosi - cud. Podsumowując: Dobry film, z idealnymi aktorami, genialnymi postaciami, dobrą fabułą, świetnym światem przedstawionym, paskudnym soundtrackiem, który spełnia swoją rolę, naturalnym CGI i perfekcyjnymi zdjęciami. I każdy z tych przymiotników opisuje kota. Ale wyrażenie "paskudny, który spełnia swoją rolę" najbardziej. [Edit, bo mogę] Właaaaśnie, nie wspomniałem o dość ważnym elemencie, który kompletnie nie wyszedł - sceny walk. Tu jest o tyle dobrze, że mamy porównanie do innej bohaterek, które walczą w podobny sposób do Captain - Scarlett Witch i Black Widow, O Natashy nie ma co mówić, wszyscy widzieli jak świetnie walczy. i jak zniszczyła sobie włosy. Za to u Wandy to wygląda o wiele bardziej efektownie, sceny z Civil War są śliczne. W tych scenach użycie komputera jest najbardziej widoczne. Walka na pociągu nie wyglądała za specjalnie :c Edytowane przez Laeres dnia 11-03-2019 17:00 | |||
Autor | RE: Kapitan Marvel | ||
~Lau Moderator |
| ||
No dobrze. Właśnie wróciłam z kina, odpaliłam laptopa, Writera... No to pora napisać coś niecoś o Kapitan Marvel. UWAGA! TEKST MOŻE ZAWIERAĆ SPOJLERY (a raczej na pewno je zawiera) Na seans szłam z takim chyba neutralnym nastawieniem, chociaż gdzieś w głębi ducha obawiałam się, że Carol będzie mnie irytowała. A wtedy mielibyśmy epicki pojedynek między moimi siostrami Mirage a panną Danvers. W mojej wyobraźni, ale kit z tym. A tu proszę, w sumie niespodzianka. Nie powiem, że jakoś szczególnie polubiłam Vers, podchodzę do niej bardziej neutralnie, żeby nie powiedzieć obojętnie. Za to moje serduszko skradł Fury, Goose oraz Coulson, chociaż wciąż jestem zła, że w filmie nie pojawiła się również Melinda May, jako że przed utworzeniem Avengers i akcją Agentów TARCZY byli partnerami-agentami (nie, to jeszcze nie czas na Philindę). Zacznijmy może jednak od samego początku, kiedy to z oczu prawie poleciały mi łzy, bowiem na ekranie zobaczyłam nikogo innego jak Stana Lee. Uważam to za wspaniały hołd twórcy, chociaż nie wiem, czy nie lepiej byłoby tego zrobić przy Endgame. Chociaż może lepiej nie, zbyt dużo emocji. Wracając, wiem, że nasza urocza Vers musiała przypomnieć sobie przeszłość, ale parokrotne powtarzanie tych samych scen, tylko z innej "perspektywy" wcale nie pomagało, a wręcz sprawiło, że zaczęłam kręcić nosem, bo w końcu to już widzieliśmy. Brakowało mi też trochę rozwinięcia, czemu Carol nie dogadywała się z rodzicami, jak to ujęła jej przyjaciółka. Wiecie, czego jeszcze im prawdopodobnie nie daruję? Zmienienia płci Mar-Vella. Rozumiem, trzeba było wprowadzić historię Danvers i jej mentora, ale to... No, troszkę mi nie pasowało, chociaż na początku aż otworzyłam usta, kiedy usłyszałam to imię. Za to za jeden z plusów uważam Kree. Tak po prostu. Ich statki, organizację, nawet tych całych Oskarżycieli. Chociaż z ich imion zapamiętałam tylko Yon-Rogga (ok, nie zapamiętałam, Laeres mi to imię przypomniał). Pewnie dlatego, że wzbudził moją sympatię. W każdym razie do momentu wielkiego plot twistu. Ale cóż zrobisz. Humor Marvelowski był zdecydowanie na miejscu, chociaż wydaje mi się, że śmiałam się mniej niż zwykle na ich filmach. Albo może to przez dziwnie cichą w momencie żartów widownię? Co do efektów nie mam żadnych zarzutów. Tessaract! Mam tylko jedno pytanie: skąd Mar-Vell go wytrzasnęła? Ok, jeszcze drugie: czy oni wiedzieli, że trzymają rzecz zwróconą przez kota? I że to Kamień Nieskończoności? No i Goose. W końcu przechodzimy do tego małego rudzielca. Nie był on dla mnie zaskoczeniem, bo już o wiele wcześniej wiedziałam, że nie jest zwykłym kotem. No i moje żarty, że to przez niego Fury straci oko stały się prawdziwe, przez co jeszcze bardziej mnie to śmieszy. Mamy tutaj też mistrzowską grę Samuela L. Jacsona. Chciałoby się powiedzieć "No, Fury you s...", nie dokończę, ale pewnie już wszyscy wiedzą o co mi chodzi. W końcu wyjaśniło się parę rzeczy związanych z jego przeszłością. Tak szczerze to nawet nie odczułam, że został komputerowo odmłodzony i dziwnie się czuję z myślą, że aktor ma już te siedemdziesiąt lat na karku. Brie też nie zagrała tak, że nawet kawałek drewna by to lepiej zrobił, z czego się w sumie cieszę. Tylko ta końcówka z mocą Carol... No jejku no. Jak dla mnie przesada! Rozumiem moce pochodzące od Kamienia Nieskończoności (bo tak to chyba zadziałało mniej więcej?), ale cóż. A scena po napisach? Zabolało mnie serduszko, kiedy Carol zapytała "Where is Fury?". Czy tylko ja wyczułam w nim smutek? Obawę? Przecież nie mogę być jedyną. Może jeszcze wspomnę: tego plot twistu to się nie spodziewałam. I w sumie w tym filmie nie było schematu wszystko mi wychodzi -> pojawia się wróg -> przegrywam -> podnoszę się -> zwyciężam. Ale mogłam coś przeoczyć. A może to pojmanie było tym całym "przegrywam"? Podsumowując moje nieco chaotyczne wypociny: jestem jeszcze bardziej nastawiona na Endgame, mimo nieco zbyt wielkiej potęgi Kapitan Marvel. Ok, pod tym względem mogłaby walczyć z moimi postaciami. Niestety nie są w tym samym uniwersum. Aha, jeszcze jedno: Brie, weź się naucz porządnie biegać, co? Polecam, idźcie na ten film dla kitku. dA|Wtt Edytowane przez Lau dnia 12-03-2019 19:25 | |||
Autor | RE: Kapitan Marvel | ||
~Music-Tracer Użytkownik |
| ||
Ciekawe że Nick Fuury ma 70 ale się trzyma nieźle a film był bardzo fajny Music-Tracer | |||
Skocz do Forum: |
Witajcie na nowej wersji ShoutBox. Wszelkie problemy prosimy zgłaszać do administracji lub bezpośrednio do twórcy - Anagana.
Tylko zalogowani użytkownicy mogą pisać wiadomości.
.