Autor | Klub winx opowiadania Kary | ||
~KaraEdwards Użytkownik |
| ||
Prolog. Nastał poranek nad planetą Limphei. Niektórzy byli pogrążeni we śnie, jednak nie czternastoletnia dziewczyna, która nie mogła przestać myśleć. Od dawna nie spała normalnie. Jej głowę zawsze zaśmiecały wspomnienia o jej bracie, który już w sumie nim nie jest. Chłopak ten był o dwa lata starszy od dziewczyny. Manuel, tak dali mu na imię rodzice, młodych czarodziejów. Kiedy miała pięć lat, młody postawił na złą stronę mocy, przez co odbywały się ciągłe bitwy - nie oszukując siebie, jak na siedmiolatka był potężny. Kiedy Manuel miał dziewięć lat uciekł z rodzinnej planety, a brązowowłosa została oddana. Jej imię to Kara i jest czarodziejką natury. Przyjaźni się również z Milą, czarodziejką fal, Ksenią, czarodziejką muzyki i Kasią, czarodziejką blasku słońca. Według niej, były niepokonane Po kilku minutach postanowiła wstać i nieco się oporządzic. Ruszyła do wielkich rozmiarów łazienki i zamknęła się na klucz, żeby po chwili zadbać o swoją higienę. Kiedy skończyła, postanowiła wyjść na taras. Codziennie spędzała na nim godziny. Od zawsze ta planeta ją fascynowała i nigdy jej się nie znudzi. Widoki były niesamowite. Drzewa miały różne kolory liści - od zielonych po fioletowe i malinowe. Kwiaty tutaj wydobywały niesamowitą woń, przez co zmysły pobudzały się, powodując więcej energii do pracy. - Witaj kochanie. Nie śpisz już?- usłyszała za sobą kobiecy głos. Odwróciła się i uśmiechnęła radośnie do swojej opiekunki. - Nie mamo, nie śpię już od ponad godziny.- nigdy nie mówiła do niej inaczej. Od początku była dla niej mamą. - Nie siedź długo, zaraz będzie śniadanie!- pocałowała Karę w czoło i weszła do pałacu. Oparła się łokciami o balustradę balkonu i znowu się zamyśliła. Jej rodzice zastępczy to król i królowa Limphei. Co za tym idzie w wieku szesnastu lat chcą ją koronować na księżniczkę. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie wiązało się to z utratą starej rodziny. Co prawda nie była do nich przywiązana, jednak jej brat... Tak bardzo nie chciała się go wyrzekać. Mimo, że nienawidziła ich tak samo mocno po prostu wyrzuty sumienia jej na to nie pozwalały, chociaż one nie miały prawa bytu. Wspominała czasy, kiedy była w Alphei. To tam najpierw oddali ją rodzice. Dyrektorka Faragonda opiekowała się nią jak własną córką i broniła przed atakami jej brata. Kiedy uznała, że nie jest tutaj wystarczająco bezpieczna, oddała ją pod opiekę rodziny królewskiej. Wiedziała, że tutaj Manuel będzie atakował rzadziej. Spojrzała na wielki zegar umiejscowiony na wieży obok i z westchnieniem weszła do budynku, kierując się do wielkiej sali na posiłek. Usiadła przy środkowym stole pomiędzy rodzicami, gdzie było jej stałe miejsce. Znudzony wzrokiem patrzyła na podwładnych, chodzących przy nich i wystawiających dania. Nie była zwykła do takich luksusów. Szybko wchłonęła podane jedzenie i ulotniła się, kierując na powrót do swojego pokoju. Postanowiła poczytać na balkonie. Robiła to niezwykle często, dlatego wzięła zaczętą książkę i wyszła. Spojrzał w jeszcze raz na bezchmurne niebo i usiadła w fotelu rozkoszując się rozrywką. Po pół godzinie zauważyła, że litery zaczęły zlewał się z książką, dlatego podniosła głowę. - Co się dzieje?!- spytała samą siebie kiedy zauważyła, że niebo w drastycznym tempie zmienia swą barwę na szary. Potem wiedziała już czyja to sprawka. Z dalej ujrzała lewitującą w jej stronę postać. Jej brat znowu zaatakował. Cofnęła się niepewnie, po czym rzuciła się pędem w stronę wyjścia z pokoju. - Wszędzie Cię szukaliśmy!- odezwał się wystraszony król. - Schowam ją, a ty poinformuj innych!- rozkazała jego żona i dwie kobiety wbiegły przed drewniane drzwi, które prowadziły pod zamek. Jak na zawołanie zeszło za nimi tuzin ochrony. Jednak nadal nie czuła się bezpieczna. Stały przy ścianie otoczone magami z każdej strony. Matka położyła rękę na ramieniu Kary, przez co mogła poczuć jak się trzęsie. Po chwili dało się słyszeć głośny wybuch przy wejściu głównym zamku. Dziewczyna pisnęła tylko i wtuliła się w opiekunkę. Teraz wiedziała, że jeżeli dostał się do środka, nikt nie ma z nim szans - nawet ona. Chyba, że by się mocno postarali. Nie myliła się. Chłopiec o brązowych włosach i niebieskich oczach wleciał do ich kryjówki i bez problemu pokonał przeciwników. Manuel spojrzał na młodą wróżkę z niebezpiecznym błyskiem w oku. - No siostro! Nie widzieliśmy się ponad pół roku.- uśmiechnął się szyderczo.- Teraz mi nie uciekniesz.- wycelował w nią ręką i wysłał w jej stronę wiązkę mocy. Wyleciała z impetem na zewnątrz, przy akompaniamencie krzyków, przerażonej matki. Podniosła głowę do góry kiedy ujrzała przed sobą jego buty. Nie miała zamiaru dać się tak łatwo. Gdyby nie przystąpiła do walki nie nazywała by się tak jak się nazywała! - Enchantix!- krzyknęła i przemieniła się. Miała czarną sukienkę z falbanami ledwo zasłaniającą udo. Buty były tego samego koloru do kolan na dość wysokim obcasie. Czarno-czerwone skrzydła mieniły się w mimo zachmurzonego nieba, a włosy bez przemiany do kolan, teraz sięgały jej niemal do ziemi. - I tak nie dasz rady. Z przemianą czy bez.- zakpił, na co czarodziejka się zezłościła. - Przestań mnie zniechęcać!- warknęła przez zęby i zacisnęła dłonie w pięści. - W takim razie pokaż co potrafisz.- odezwał się i poleciał ku górze. Dziewczyna zrobiła podobnie nie spuszczając wzroku z brata. - Kwiatowy Efekt!- krzyknęła, a z jej dłoni wydobyły się dwa języki zielonego strumienia, które szesnastolatek bez problemu ominął. Nie będąc dłużny wyszeptał jakieś zaklęcie, które mignęło w jej stronę tak szybko, że nie zdążyła zareagować. Upadła ciężko na ziemię. Po nagłym spadku energii mogła stwierdzić, że to magia z dziedziny tych zakazanych. - Wiedziałem, że nie dasz rady.- mruknął zawiedzony. - Nigdy nie dajesz Nie wiedziała co stało się potem, ponieważ jej oczy opadły ciężko pogrążając dziewczynę w śnie. *** Przerażona uchyliła powieki. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to... nic. Zupełnie nic nie widziała. Na początku myślała, że Manuel zabrał ją ze sobą, gdyż już jedna taka sytuacja się zdarzyła, ale kiedy usłyszała głosy rodziców od razu odetchnęła z ulgą. Zapalili światło w jej pokoju przez co mogła więcej dostrzec. Między innymi to, że dwójka siedzących przed nią ludzi była niesamowicie blada. Musieli się bardzo martwić. - Jak dobrze, że nie stało się nic poważnego.- lamentowała Ozalia, królowa Limphei. - Co się tak właściwie stało?- spytała znając tylko urywki z tego wydarzenia. Usiadła na swoim łóżku i z wyczekiwaniem spojrzała na nich. - Kiedy Manuel zaczął z Tobą walczyć postanowiliśmy pójść po większą armię. Niestety nie zdążyliśmy i leżałaś już nieprzytomna na ziemi.- tłumaczył Arnold wzdychając przy tym ciężko.- Odgoniliśmy chłopaka, o dziwo nie stawiał się jak ostatnio, i zabraliśmy Ciebie. - Super. Znając waszą opiekuńczość spędzę teraz większość życia w zamknięciu, tak?- spytała z ironią w głosie, jednak to co powiedziała kobietą zdziwiło młodą istotę. - Nie.- powiedziała stanowczo.- Wracasz do Alphei. Musisz nauczyć się używać w pełni swojej mocy. *** Witam. Wiem, że już jeden temat o takiej nazwie jest, ale pisałam to opowiadanie trzy lata temu, dlatego teraz robię poprawkę. Mam nadzieję, że lepszą. Nie mam kreatywnego pomysłu na tytuł tematu za co bardzo przepraszam. | |||
Skocz do Forum: |
Witajcie na nowej wersji ShoutBox. Wszelkie problemy prosimy zgłaszać do administracji lub bezpośrednio do twórcy - Anagana.
Tylko zalogowani użytkownicy mogą pisać wiadomości.
.