Nowości
18.04.2024
❧ dodano komiks nr 238 - Cienie w Chmurnej Wieży

06.04.2024
❧ dodano komiks nr 161 - Technomagiczny konkurs

25.03.2024
❧ zaktualizowano odtwarzacze wideo - SEZON 1 FULL HD

18.03.2024
❧ dodano komiks nr 228 - Magia Flory i Miele

14.03.2024
❧ dodano komiks nr 237 - Dobry pomysł

08.03.2024
❧ dodano komiks nr 205 - Magia Winx Rock

19.02.2024
❧ dodano komiks nr 171 - W świecie snów

18.02.2024
❧ dodano komiks nr 208 - Siła natury

17.02.2024
❧ dodano komiksy nr 217, 218, 220, 221, 224, 226, 227, 229-231, 233, 234

14.02.2024
❧ dodano komiks nr 236 - Nowy początek

24.01.2024
❧ naprawiono muzykę z 2 sezonu

Użytkowników Online
 Gości Online: 1
 Brak Użytkowników Online

 Zarejestrowanych Użytkowników: 2,052
 Najnowszy Użytkownik: ~blumica

Twórczość
Opowiadania
❧  Bo życie, to droga usłana różami, spomiędzy których wystają kolce.  ☙

Strona 1 z 3 1 2 3 >
AutorBo życie, to droga usłana różami, spomiędzy których wystają kolce.
użytkownik usunięty
Dodane dnia 07-06-2015 21:42
Spokojnym krokiem zmierzałam do domu. Z minuty na minutę robiło się coraz zimniej, więc wsunęłam ręce do kieszeni bluzy. To był długi dzień. Trochę rzeczy się pokomplikowało, trochę wyjaśniło... Uh. Nie będę już o tym myśleć. Jest późno, zresztą na dziś wystarczy tych problemów. Jutro zastanowię się, co dalej, a teraz...
- Jay...?! - szepnęłam zatrzymując się przed domem. Na schodkach, oparty o drzwi siedział chłopak przyciskający do czoła chusteczkę. Podniósł głowę i spojrzał na mnie tymi niebieskimi oczami, pełnymi bólu. Coś ścisnęło mnie za serce. Nie mogłam patrzeć, jak cierpi. Bez wahania podeszłam do niego.
- Ania..., przepraszam, ja...
- Cii, nic nie mów - powiedziałam chwytając go za rękę - Chodź do środka.
Chłopak podniósł się i weszliśmy do domu. Zaprowadziłam go do kuchni, gdzie kazałam mu zaczekać, a sama udałam się na poszukiwania apteczki.
- Bardzo cię boli? - zapytałam wchodząc do pomieszczenia.
- Trochę mniej - powiedział cicho - Ania, przepraszam za to... poniosło mnie i...
- Wiem, Jay - przerwałam patrząc mu w oczy - Rozumiem cię. Na twoim miejscu pewnie zachowałabym się podobnie, ale proszę cię... nigdy więcej r11; uśmiechnęłam się delikatnie.
- Okej.
- A teraz pozwól, że zajmę się twoją buźką - na moje słowa usta chłopaka wygięły się w zadziornym uśmiechu.
Wzięłam chusteczki nasączone wodą utlenioną i ostrożnie zaczęłam przemywać twarz chłopaka.
- Chyba zastanowię się nad pracą w szpitalu - powiedziałam przypatrując się Loczkowi.
- Dziękuję - popatrzył na mnie rozmarzonym wzrokiem.
- Proszę bardzo - uśmiechnęłam się i zaczęłam sprzątać zakrwawione chusteczki - Twoja brew może jutro trochę spuchnąć, ale to normalne, więc nie przestrasz się, gdy spojrzysz jutro w...
- Stęskniłem się - powiedział przytulając mnie - To był najgorszy tydzień w moim życiu...
Jego słowa sprawiły, że po policzkach spłynęły mi łzy. Wtuliłam się w niego i zaczęłam płakać.
- Tak się bałam... Nie wiedziałam, co myśleć, co zrobić... Nigdy więcej nie chcę się tak czuć...
- Nie będziesz. Obiecuję - odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy - Jesteś najlepszym, co mnie spotkało. Czuję... Wiem, że nie znajdę drugiej takiej jak ty.. Nie chcę innej! Marzę, żeby zasypiać i budzić się obok ciebie i robić wiele innych rzeczy, pomiędzy tymi dwoma czynnościami razem z tobą... Proszę... bądź ze mną. Bądź moją jedyną...


__________

Zainteresowałam Was choć troszkę? Jeśli tak, dajcie jakiś znak a w najbliższych dniach wrzucę prolog uśmiech


AutorRE: Bo życie, to droga usłana różami, spomiędzy których wystają kolce.
~Ashley
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 07-06-2015 22:22
No, no, no... Zainteresowałaś mnie niegrzeczny. Świetne opisy. Takie lekkie, przyjemne do czytania. Postacie też mi się podobały. Widać, że masz talent. Minusów się nie dopatrzyłam. Mam też nadzieję, że bardziej rozwiniesz wątek Ani i jej chłopaka. Czekam na ciąg dalszy. Weny!~ (sorry za krótką wypowiedź).


(c)Google
Kiedyś zmienię...
Może xd
Za 500 lat XD


Opowieść Bloom | Maj (pseudo)graficzyns


"Gdyby wszyscy ludzie byli normalni, to na świecie było by nudno..."

Edytowane przez Ashley dnia 07-06-2015 22:26
Tylko dla spoufalonych Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Bo życie, to droga usłana różami, spomiędzy których wystają kolce.
użytkownik usunięty
Dodane dnia 16-06-2015 17:49
Dzięki za opinię! I nie przepraszaj mnie tu za krótką odpowiedź, głuptasie! uśmiech Jak dla mnie wystarczą dwa słowa, że mam pisać dalej i już mi się pyszczek cieszy, nie będę Was karcić czy poprawiać wpisów, że są za krótkie. Opinie szczere się liczą! serce

- - -
Jak przeczytałam te "soruj", to nie potrafiłam skojarzyć, o co chodzi, więc zmieniłam. //Sophie




Prolog



- Yyhhhr30; Znowu oni r11; mruknęłam pod nosem podchodząc do radia i zmieniając kanał, gdy spiker po raz kolejny dzisiaj zapowiadał rGlad You Camer1; zespołur30; The Wanted. Ta nazwa nie trzymała mi się głowy, od czasu do czasu przypomniały mi się te dwa denerwujące mnie słowa. Tak, nienawidziłam ich z całego serca. Dziwne, nie? Przecież każda typowa nastolatka musi mieć zespół, którego wielbi na kolanach. Tylko, że ja nie jestem każda, ani typowa. Jeśli lubiłam jakąś piosenkę, to po prostu przegrywałam ją na komórkę i jarałam się nią ( lub nimi ) przez dłuższy czas. A tu wyjdzie ci takich pięciu, a każda laska piszczy na ich widok i zrobi wszystko, byleby któregoś dotknąć. Tego drugiego zespołu też nie trawię, ale jak się nazywają i wyglądają nie mam zielonego pojęcia. Tych pierwszych nawet na oczy nie widziałam i nawet nie mam zamiaru. Zapewne dziwi was, dlaczego ja ich tak nie znoszę? A więc mam wymieniać: uważają się za nie wiadomo kogo, bo są sławni, zawsze są roryginalnir1;, bo przecież ich na to stać, pokazują na samym sobie, rże jeśli masz Nike, jesteś kimśr1;, robią, co im się żywnie podoba i nikt im nic nie powie i najważniejsze: cały czas śpiewają o jednym. A mianowicie o rtej jedynejr1;. Albo odchodzi, albo zdradza, albo jakaś wyjątkowa, piękna, kochanar30; to się powoli robi nudne. Serio, weźcie zmieńcie repertuar, albo cośr30; Mogłabym tak jeszcze długo, ale nie mam najmniejszej ochoty o nich myśleć. A wiecie, co w tym wszystkim jest najgorsze? Że ja, Anna Blake, siedemnastoletnia dziewczyna, nienawidząca tych pięciu śpiewających lalusiów, mieszkam w Londynie, gdzie wszędzie ich pełno. No tak, nie wiem, jak oni wyglądają, a opisuję ich? Wystarczy wejść na tt i poczytać, jak fanki zachwycają się ich włosami itd., itp. Nie dobrze mi się robi na samą myśl. Jak już wspomniałam, mam 17 lat. Niestety, nie mam rodziców. To znaczy mam, ale nie znam ich i nigdy nie chciałam odszukać. Skoro mnie zostawili, to mnie nie chcieli, nie kochali. Woleli ułożyć sobie życie beze mnie, a ja nie mam zamiaru burzyć im teraz spokoju i szczęścia moim nagłym odnalezieniem się. Mieszkam z panią Leną Blake. Jest to przemiła i serdeczna starsza kobieta. Opowiedziała mi, że pewnego dnia, gdy spacerowała po parku usłyszała płacz. Podeszła do miejsca, skąd dobiegał ten dźwięk i znalazła tam trzyletnią dziewczynkę. To byłam ja. Zabrała mnie ze sobą i zaopiekowała się mną. Bała się, że ktoś kiedyś zwróci na mnie uwagę, więc zameldowała mnie w tym całym urzędzie, jako swoją wnuczkę. Mój pobyt uzasadniła wyjazdem rodziców za granicę, którzy do tej pory nie dają znaku życia. Nazwisko mam po niej, a imię po jej matce. Nie powiem, jestem z tą kobietą szczęśliwa. Nasz dom znajduje się tak jakby w centrum Londynu, lecz w miejscu mało ruchliwym. Pani Lena pracowała kiedyś jako urzędniczka na bardzo wysokim stanowisku i nasz dom nie jest mały. Willą też go nazwać nie można. Po prostu jest duży, lecz skromnie urządzony. Wchodząc do domu, po prawej stronie znajduje się jadalnia, a za nią kuchnia. Po lewej natomiast salon, dalej łazienka i sypialnia pani Leny. W połowie holu postawione są schody, po których idąc, raz skręca się w prawo i wychodzi się na ( jak ja to nazywam ) rszeroki uśmiechomowy balkonr1;. Na pierwszym piętrze znajduje się mój azyl. Położony jest na jednym końcu korytarza. Należy jedynie skręcić w prawo. Mój pokój jest duży. W pierwszej części znajduje się duże łóżko szafa oraz biurko i inne meble. Pierwsze drzwi po lewej, to moja garderoba, a drugie r11; łazienka. Mam też balkon, na którym spędzam większość letnich nocy. Na tym piętrze jest jeszcze jeden pusty pokój dla nagłego, niespodziewanego gościa, który mam nadzieję nigdy się nie pojawi. Pewnie myślicie, że jestem rozpuszczoną, zadufaną w sobie bogatą dziewczyną, a tak nie jest. Może i tak to wygląda, ale nie noszę się jak gwiazda. Nigdy nie miałam na sobie oryginalnych ciuchów. Nigdy. Ludzie, którzy tylko tak się ubierają, niewyobrażalnie mnie denerwują. Zapłacili za buty kilkadziesiąt funtów więcej i myślą że błyszczą, że są lepsi. Omijam takich z daleka. To moja zasada numer 1. Nie mam żadnych znajomych, ani przyjaciół. W nic się nie angażuję. A zakochanie, miłość? Odpada. Skąd ludzie w ogóle wiedzą, że to ta/ten jedyny? Pfffr30; ufasz komuś do granic, a on w każdej chwili może zrobić skok w bok i weź ty się po tym pozbieraj. To rozczarowanie i cierpienier30; Nie, dziękuję. Traktuję ludzi chłodno i oschle, by się czasem w nic nie zaangażować. To numer 2 i 3 na mojej liście. 0 przyjaciół, 0 chłopaków. Co do szkoły, to nie uczęszczam do żadnej. W wieku 6 lat Pani Lena sprowadziła dla mnie prywatnych nauczycieli i okazało się, że chłonę wiedzę, jak gąbka wodę. Kocham Panią Lenę, jak własną babcię, której nigdy nie miałam.
Kolejna tafla śniegu zsunęła się po dachu, wydając przy tym przeraźliwe dźwięki. Mamy wiosnę. Na ulicach białego puchu już nie ma, ludzie schowali płaszcze, kurtki i rękawiczki. Jedynie na naszym nieszczęsnym dachu pozostało go trochę.
- Ania! Obiad!
Pani Lena wyrwała mnie z mojego, trwającego półgodziny, zamyślenia. Po raz kolejny zastanawiałam się nad tym, jaka jestem. Powolnym krokiem zeszłam do jadalni.

__________

Jeśli się spodoba to dajcie jakiś znak mruga można poczytać też na blogu to opowiadanie, ale jeśli nikomu to nie przeszkadza to pozwólcie, że tutaj także będę je publokować szeroki uśmiech



Rozdział 1


- Siadaj r11; uśmiechnęła się ciepło.
- Dziękuję.
Wzięłam do ręki widelec i zajadałam się gołąbkiem.
- Pani Lenor30;
- Może zaczęłabyś mówić do mnie rBabciur1;?
- Tak, jak wtedy, gdy miałam 14 lat? Pani babciu Leno! r11; śmiałyśmy się.
- Ale teraz masz 17 lat kochanie. Byłabym zaszczycona.
Wiedziałam, że sprawi jej to radość. Już od dawna chciałam ją o to poprosić, lecz nie miałam odwagi.
- Dobrze babciu r11; zaakcentowałam ostatnie słowo r11; Są jakieś nowe oferty pracy w gazecie? r11; zapytałam szybko wkładając sobie do buzi kęs gołąbka. Panir30; babcia Lena nie lubiła, gdy o to pytałam.
- Aniu, ile razy będę ci to powtarzać? Nie będziesz na razie pracować r11; uśmiechnęła się.
- Ale ja nie chcę cały czas siedzieć panir30; Babci na głowie.
- I dobrze wiesz, że tak nie jest, jedna wypłata mojej emerytury spokojnie mogłaby wystarczyć nam na sześć miesięcy. Zresztą tylko ja wiem, jaki masz piękny uśmiech, więcr30; tak, czy siak musisz ze mną mieszkać.
Zawsze, gdy to powtarzała, moje usta wyginały się w ten właśnie wspomniany uśmiech. Tylko ona wiedziała, jaka naprawdę jestem.
- Pokaż go innym.
- Nie. Nie chcę się zaprzyjaźniać, a później zapełniać pustkę po tej osobie. Dzisiaj każdy jest taki sam.
- Skąd wiesz, że każdy? Prędzej, czy później odczujesz nieodpartą potrzebę porozmawiania z kimś i to nie będę ja.
Babcia Lena zawsze w tym temacie mnie zaginała. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
- Jar30; pójdę na spacer r11; powiedziałam biorąc talerz.
Umyłam go i poszłam do pokoju po słuchawki. Włożyłam jeszcze moją czapkę, która wyglądała trochę jak zimowa, ale jakoś specjalnie mnie to nie obchodziło. Lubiłam je. Miałam dwa duże pudła takich robwisłychr1; czapek schowane w garderobie. Podłączyłam słuchawki do komórki, założyłam je i wyszłam. Na zewnątrz panował spokój. Jak zwykle, lecz teraz było całkiem cicho, ze względu na porę obiadową. Skręciłam w lewo i ruszyłam do parku. Słońce przyjemnie ogrzewało moje plecy. Na drzewach pojawiały się pąki kwiatów, które już niebawem się rozwiną. Wsłuchałam się w piosenkę Aura Dione r11; Friends. Paradoks, nie? Rozmawiać z nikim nie chcę, zaprzyjaźniać się też nie, a moja ulubiona piosenka ( jak na razie ) właśnie o tym mówi. Ona po prostu mnie uspokajar30; Weszłam do parku. Cisza i spokój. To, co kocham. Spokojnym krokiem ruszyłam w kierunku mojego ulubionego miejsca. Do mych uszu przebiły się okrzyki radości. Podniosłam głowę i ujrzałam kilku chłopaków grających w siatkę. Maaatko. O tej porze roku? Nienawidziłam tego sportu. Mogłabym uprawiać każdy inny, tylko nie ten. Przewróciłam oczami mrucząc coś pod nosem i skręciłam w lewo. Przeszłam kilkanaście kroków po miękkiej, zielonej trawie i byłam na miejscu. Oprócz mnie, nikt nigdy tutaj nie przychodził. Zmierzyłam drzewo wzrokiem od góry do dołu, usiadłam pod nim i przymknęłam oczy. Kochałam pod nim przesiadywać, mogłam tak tutaj tkwić godzinami. Między gałęziami pozostawiałam swoje myślir30; Właśnie w tym miejscu Pani Lena mnie znalazła. Będę do niej mówić rbabciur1;, lecz w moich myślach zawsze pozostanie kochaną Panią Leną. A jeśli ona ma rację? Jeśli nie każdy jest taki sam? Czasem coś mnie dręczy i owszem, nachodzi mnie chęć rozmowy z kimś, ale da się z tym żyć. Nagle coś z hukiem uderzyło tuż obok mojej głowy, prosto w drzewo, pod którym spokojnie sobie siedziałam. Otworzyłam oczy i zobaczyłam turlającą się obok mnie piłkę.
- Przepraszam! Nic ci nie jest? Wszystko w porządku? r11; usłyszałam nad sobą jakiś głos.
Podniosłam się i zobaczyłam chłopaka o ciemnych włosach z przerażeniem wypisanym na twarzy. Wyciągnęłam z uszu słuchawki. Musiałam go spławić. Znając życie i wszystkie te seriale, zaraz będzie chciał się rzapoznaćr1;.
- A czy wyglądam tak, jakby coś było NIE w porządku? r11; zapytałam ironicznie.
Chłopak zlustrował mnie wzrokiem.
- Nor30; nie r11; stwierdził.
- Brawo r11; podniosłam piłkę i wpakowałam mu ją do rąk r11; Możesz sobie iść.
Odwróciłam się i z powrotem miałam usiąść, lecz czułam, że on tak łatwo nie odpuści.
- Może chcesz zagrać z nami w siatkę? r11; zapytał z uśmiechem.
Pewnie, co jeszcze. Ponownie odwróciłam się o 180o.
- Nie, nie chcę. Możesz już wracać do twoich rprzyjaciółr1; r11; ostatnie słowo zaznaczyłam gestownym cudzysłowem i postanowiłam wrócić do domu.
Odeszłam kilka metrów, gdy ten krzyknął:
- Jestem Tom!!!
- A ja nie jestem łatwa!!! r11; odpowiedziałam i szłam dalej.
Myśli, że polecę na tę jego buźkę? A no to się pomylił.
- Aałłaaa! r11; krzyknęłam.
Coś nieźle przywaliło mi w głowę. Otworzyłam oczy i przed moimi stopami ponownie talała się piłka. Ta sama. Już po nim.
- Przesadziłeś!!! Nie rozumiesz, że nie mam ochoty bliżej się por30; - krzyczałam i gdy się odwróciłam ujrzałam całkiem innego chłopaka r11; o, to nie tyr30;?
- Przepraszam r11; odpowiedział.
Miał zabójcze popielate oczy.
- Ten, na którego miałaś ochotę pokrzyczeć, to Tom. Mój kolega. A tyr30; jesteś cała?
- Ymmr30; Jak widaćr30; Proszę r11; podałam mu ten niebezpieczny okrągły przedmiot.
- Dzięki r11; uśmiechnął się i odszedł.
Uhhr30; co za ludzie. Usiadłam na najbliższej ławce. Jakoś nigdy wcześniej ich tu nie widziałam. Może dopiero się wprowadzili? Zresztą, co mnie to. Usłyszałam głosy. Oglądnęłam się i zobaczyłam tych dwóch i jeszcze jakichś trzech obcych chłopaków. Lepiej wrócę do domu. Niechętnie wstałam i udałam się w drogę powrotną. Szłam spokojnie, wyłączałam właśnie play listę w komórce, gdy na coś wpadłam. Odskoczyłam, jak oparzona i zobaczyłamr30; ICH?!



Rozdział 2


- Heej! - wyszczerzył się ten, jak mu tamr30;
- Możesz dać mi żyć?!
- Ale ja chciałem przeprosić, że o mało nie dostałaś przeze mnie w głowę i zaprosić na kawę.
Westchnęłam i chciałam ich obejść z lewej strony, lecz oni zagrodzili mi drogę. Dobraa...
- Masz coś z głową? Mówię nie! A nie znaczy NIE!! - spróbowałam ich obejść z prawej strony, lecz na marne.
- Oj, no prooooszę - zamrugał... Tom - Jedna kawa...?
- Yhh... Jeden raz prosiłam, żebyś się odczepił, a ty swoje. Myślisz, że po jednej kawie dasz mi spokój? Nie!
Tym razem wepchałam się między nich i skutecznie wyminęłam.
- Poza tym nie piję kawy!! - krzyknęłam i pobiegłam do domu.

- Jestem! - oświadczyłam i zdjęłam buty.
- Tak szybko? - zapytała zdziwiona babcia.
- Eee... Tak wyszło - odpowiedziałam i poszłam do pokoju.
Rzuciłam się na łóżko i zdjęłam czapkę. Co to niby miało być? Czy ktokolwiek jeszcze rozumie dzisiaj słowo rNIEr1;? Przyczepi się taki do ciebie i żyć nie daje.


- Dała ci kosza - śmiał się Nath klepiąc kolegę po plecach.
- I to w pięknym stylu - dodał Max.
- Mhm, dziękuję za pocieszenie - mruknął Tom - Zrobiłem coś nie tak?
- Byłeś nachalny, nie słuchałeś jej, za wszelką ce... - liczył na palcach Siva.
- Dobra. Wystarczy.
- Wiecie, co? - zaczął - Jedno mnie dziwi.
- Zacznijmy od tego, co cię nie dziwi. Będzie szybciej - zaśmiał się Nathan.
Tom rzucił mu karcące spojrzenie.
- Zrozumiałbym, jeśli byłaby to zima. Ale mamy wiosnę. Robi się coraz cieplej. A ona chodzi w czapce?
- To samo, co Jay.
Wszyscy spojrzeli na Loczka.
- Psst. A jemu co? - zapytał szeptem mulat patrząc na zamyślonego chłopaka.
- Jaaay!
- Yyy... Co?!
- A, no nic. Pytałem tylko, czy mogę zrobić sushi z twojej jaszczurki, a ty pokiwałeś głową, więc... tylko się upewniam - uśmiechnął się niewinnie Sykes.
Chłopcy wybuchli śmiechem na widok poker facer17;a Jay'a.
- Spróbuj ją tknąć, to wszystkie twoje czapki wylądują w koszu.
- Nie! r11; krzyknął Nath - A tak serio, to coś ty się tak zamyślił?
-r30;? Tak sobie...
Chłopaki wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Zakochałeś się? - krzyknęli.
- Wiosenne słońce was tak przygrzało, czy zjedliście coś nieświeżego? Mnie i moim loczkom nikogo do szczęścia nie potrzeba.


Byłam zła. Okropnie zła. Jeśli dzisiaj wydarzy się jeszcze coś, to wybuchnę. Nie potrafiłam uleżeć, więc ponownie wybrałam się na spacer. Poinformowałam o tym Panią Lenę i wyszłam z domu. Tym razem skręciłam w prawo. Założyłam słuchawki i powoli udałam się do drugiego miejsca w Londynie, w którym przesiadywanie godzinami nigdy mi się nie znudzi. rA teraz The Wanted i Glad You Came!r1; - zapowiedział spiker dzisiaj już po raz setny. Natychmiast wyciągnęłam komórkę i zmieniłam kanał.
- Nienawidzę, nie znoszę, nie cierpię The Wanted - mruknęłam pod nosem chowając moje LG, gdy ktoś na mnie wpadł.
Miałam powiedzieć rprzepraszamr1; i iść dalej, lecz to, co usłyszałam sprawiło, że wybuchłam.
- Ej! Jak chodzisz! - krzyknął chłopak w czapce, spod której wylewała się burza loków.
Jednym ruchem wyciągnęłam słuchawki.
- Słucham? Jak JA chodzę?! Przede wszystkim prosto i przed siebie!!
- No wybacz, tak się panoszysz po tym chodniku, że przejść nie można!!
- Jeśli nie mieścisz się na półtora metrowym przejściu, to twój problem!!
- Mnie raczej dieta się nie przyda!!
Przesadził. Nie byłam gruba, a to, co przed chwilą powiedział było tylko i wyłącznie brakiem argumentu. Co nie zmienia faktu, że podniósł mi ciśnienie.
- Ha! Nie jestem gruba i nie mam fioła na punkcie swojej wagi, jak inne dziewczyny! Myślałeś, że mnie to zaboli? Ojr30; Najwyraźniej się pomyliłeś!! I radzę udać się do psychologa, bo twojego myślenia, to logiką nazwać nie można!!! - wściekła wykrzyczałam mu to prosto w twarz i kontynuowałam spacer.
Wybuchłam. To było nieuniknione. Ten dzisiejszy dzień jest mega dziwny. I coś mi mówi, że już gdzieś widziałam tego chłopakar30; W połowie drogi wyszłam poza chodnik i skręciłam w prawo. Szłam dokładnie 8 minut. Gdy dotarłam, odetchnęłam z ulgą. Żeby tu trafić należało wejść między dwa domy na obrzeżach Londynu, iść prosto i pokonać około 10 metrów gęstych zarośli. Wtedy ukaże się gęsta zielona polana, na środku której położone było piękne szmaragdowe jezioro. Trafiłam tu przypadkiem. Miałam wtedy te nieszczęsne osiem lat, gdy Pani Lena musiała biegać za mną po całym mieście, bo ja miałam nieodpartą ochotę poznać stolicę. Usiadłam na brzegu i zahipnotyzowana wpatrywałam się w taflę wody.


- Jay! Masz te zakupy? - zapytał Tom na widok przybyłej 1/5 zespołu.
- Co? Jakier30; Fuck.
- No nie gadaj, że zapomniałeś?
- Jak można iść na zakupy i o nich zapomnieć? - dziwił się Max.
- Jak widać, można - odparł Loczek.
- Dobrze się czujesz? - pytał Nath przykładając dłoń do jego czoła.
- Nawet bardzo dobrze. Poczuję się jeszcze lepiej, kiedy zabierzesz tę rękę.
- No co! Martwimy się o ciebie.
- Idę do siebie - powiedział i pobiegł do swojego pokoju.
- Gorączki nie ma - stwierdził Sykes.
- Może ma okres?
- Prędzej spodziewałbym się tego po tobie Tom, niż po nim - śmiał się Max.
- Ej!
- Jadę po te zakupy - powiedział i wyszedł.


Zaczęło się ściemniać. Poza tym ochłodziło się, więc postanowiłam wracać. Naciągnęłam czapkę, a ręce schowałam do kieszeni bluzy. Nie wiem czemu, ale zaczęłam myśleć o rodzicach. Szkoda, że mama nigdy mnie nie przytuliła..., tata nie nauczył mnie jeździć na rowerze... Takich rodziców nigdy mieć nie będę, a moi nie zasługują na to, żebym za nimi tęskniła. Dotarłam do domu. Nie świeciło się ani jedno światło. Pani Lena pewnie już śpi, w końcu jest... 22:00. To się zasiedziałam. Po cichu zamknęłam drzwi i poszłam na górę. Wzięłam kąpiel i wskoczyłam w piżamy. Wdrapałam się na parapet okna, które znajdowało się nad moim łóżkiem. Rozsiadłam się na miękkim materacu pokrytym aksamitnym materiałem na stałe przymocowanym do parapetu. Wpatrywałam się w księżyc i słuchałam radia. rZaczynamy naszą nocną audycję 'Powiedz, co czujesz'. Do kogo dodzwoniłem się tym razem? - Mary, Dobry wieczór r11; Dobry wieczór. Powiedz nam, co ci leży na sercu - Ja... zakochałam się w chłopaku. Byłam szczęśliwa, bo jak się później okazało z wzajemnością. Chodziliśmy trzy miesiące, a dzisiaj... przyłapałam go na zdradzie!r1; - wykrzyczała i rozpłakała się. I tego właśnie ja chcę uniknąć.
- No i po co ci to wszystko? Trzeba było się zakochiwać? - powiedziałam do siebie podchodząc do radia.
Wyłączyłam je i zasłoniłam okno, po czym położyłam się do łóżka. rNo i brawo! Obroniłaś się dzisiaj przed złamaniem dwóch zasadr1; - odezwał się głos w mojej głowie. W sumie, to racja. Wzięłam gitarę, opartą o szafkę stojącą przy łóżku i po cichu zaczęłam coś brzdąkać. Od zawsze marzyłam, by nauczyć się grać na tym instrumencie. I spełniłam to. Po 30 minutach odłożyłam przedmiot na miejsce i wtuliłam się w poduszkę. Nie wiedziałam, że czekająca mnie noc będzie taka okropna.



Edytowane przez Sophie dnia 08-06-2015 15:33
AutorRE: Bo życie, to droga usłana różami, spomiędzy których wystają kolce.
~Ashley
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 20-06-2015 11:04
O rzesz ty! Dawaj szybko następny rozdział! Chociaż nie, wejdę na Twojego bloga i już teraz przeczytam diabełek! Rozdziały są takie realistyczne. Bardzo podoba mi się Twój styl pisania - piszesz tak, jakbyś sama przeżyła tą historię. Od początku wiedziałam, że będę czytać Twoje opowiadanie, ale po przeczytaniu najnowszego rozdziału, tylko się w tym przekonaniu upewniłam. Ja tam The Wanted nie słucham, ale coś mi mówi, że Tom i jego świta, to właśnie oni. Czekam na nexta. Weny życzę!~


(c)Google
Kiedyś zmienię...
Może xd
Za 500 lat XD


Opowieść Bloom | Maj (pseudo)graficzyns


"Gdyby wszyscy ludzie byli normalni, to na świecie było by nudno..."
Tylko dla spoufalonych Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Bo życie, to droga usłana różami, spomiędzy których wystają kolce.
użytkownik usunięty
Dodane dnia 12-07-2015 11:46
Rozdział 3


6:58r30; 6:59r30; 7:00. Od dwóch godzin wpatruję się w zegarek. Przez całą noc nie zaznałam odrobiny snu. Ile razy zamknęłam oczy, tyle razy widziałam albo tego wysokiego chłopaka o cudownych oczach, albo... Toma, albo tego, z którym rgłośno rozmawiałam na ulicyr1;. Zrezygnowana wygramoliłam się z łóżka i poszłam umyć ząbki. Następnie wybrałam ciemne rurki i szary T-shirt z kolorowym nadrukiem. Włożyłam te ciuchy i zeszłam do kuchni zrobić śniadanie.
- Nie śpisz już? - zapytała pani Lena przeglądając gazetę.
- Nie mogłam zasnąć.
Wzięłam dwie kanapki, które babcia wcześniej przygotowała. Nalałam herbaty do kubka i zajadałam się śniadaniem.
- Komu zawdzięczasz tę bezsenną noc? - zapytała popijając kawę.
Skąd ona to wszystko wie?
- Nikomu. Tak jakoś...
Kobieta uśmiechnęła się pod nosem.
- Babciu! - śmiałam się - Jak już mówiłam, nie będę nikogo poznawać. A noc... nigdy nie śpię, gdy jest pełnia.
Zjadłam śniadanie i umyłam szklanki.
- Po jutrze odwiedzi mnie znajoma, która niedawno wróciła do Londynu. Chciałabym, żebyś ją poznała - oświadczyła pani Lena.
Na jej ostatnie słowo aż się wzdrygnęłam.
- Chciałam wtedy... wyjść wtedy... - język zaczął mi się plątać.
- Kochanie, codziennie gdzieś wychodzisz. A to jest starsza kobieta, nie musisz się z nią od razu zaprzyjaźniać.
- Uhh... Wygrałaś babciu, ale teraz idę na spacer - podeszłam do niej i ucałowałam ją w policzek.
Zabrałam mój sprzęt, bez którego się nie ruszam, czyli komórkę i słuchawki + jakaś czapka, w tym wypadku beżowa. Wciągnęłam buty i wyszłam. Uwielbiałam takie spacery, a po tak nieprzespanej nocy przyda mi się dotlenić mózg. Po drodze kupiłam sobie wodę. Tą samą drogą, co wczoraj, zmierzałam w kierunkuj jeziora. Ostatnio zbyt często się denerwuję, więc wstrzymałam się z włączeniem radia. Znów przez ten zespół skoczy mi ciśnienie. Dzisiaj wyjątkowo dużo ludzi wyszło na spacer. W przeciwnym mi kierunku szedł jakiś chłopak. Odruchowo na niego zerknęłam i odwróciłam wzrok. Mój mózg skojarzył fakty i gdy mu się przyjrzałam... to ten sam chłopak, który wczoraj zaczął na mnie krzyczeć! Gdy się mijaliśmy rozpoznał mnie i albo mi się zdawało, albo... jego kąciki ust nieco powędrowały w górę... Uśmiechnął się ?! Że do mnie?! Yyy... nie. Nie, to niemożliwe. Zdawało mi się.
Na miejscu położyłam się pod drzewem, wsłuchiwałam się w cichy szum drzew i melodyjny śpiew ptaków...
Co tu tak twardo... Gdzie moja kołderka...? Chwila... zasnęłam?! OMG! Zerwałam się na równe nogi.
- 17:15. No brawo. Co mi tam. Przespałam się w środku jakiegoś lasku. Co z tego, że jakiś typ mógł mnie zabić, pff. Ja i te moje zadziwiająco inteligentne pomysły. Jak najszybciej wróciłam do domu. W brzuchu burczało mi niemiłosiernie.
- Przepraszam, że tak długo mnie nie było! Pewnie się zamartwiałaś, a ja... Co tu tak cicho?
Zajrzałam do kuchni. Na lodówce przyczepiona była kartka: rPomyślałam, że jak wrócisz będziesz głodna, dlatego kartkę umieściłam w tym miejscu...r1; r11; Skąd ona to wiedziała? r11; r... Wzięłam z ciebie przykład i poszłam na spacer. Po drodze zrobię zakupy, a ty w lodówce masz niespodziankę. Babcia Lena.r1;. Otworzyłam cudowny wynalazek i moje oczy aż rozbłysły.


- Wychodzę! - krzyknął Jay.
- Znowu?
- Chłopie, już drugi dzień gdzieś się wybierasz.
- I to o tej samej godzinie - dodał Tom.
- Yyy... - zaczął Loczek.
- Jay! - krzyknął radośnie Seev i rzucił się na niego z uściskami - Tak się cieszę! Kiedy nam ją przedstawisz?
- Kogo? - pytał Nath.
- No dziewczynę! - radował się Kaneswaran.
- Dziewczynę?
- Dziewczynę...? - pisnął Loczek.
- No tak. To do niej wychodzisz?
- Ymm, nie...? Idę. Się. Przejść. Dotarło?
- A już myślałem... - westchnął rozczarowany Siva.
- Tak, tak. Młody, oddawaj czapkę!
- Ale ja nie mam najmniejszego pojęcia o czym ty do mnie w ogóle mówisz.
- Bo wezmę twoją.
- No Dobraa...
Nath zwrócił czapkę i Jay wyszedł na mniemany spacer.


- Babciu kocham cię! - krzyknęłam do siebie i szczęśliwa wyjęłam talerz z lodówki.
Przygotowała danie, które wychodzi jej najlepiej na świecie. Spaghetti. Odgrzałam je i po chwili nic już nie zostało z tego zacnego posiłku. Najedzona poszłam wziąć prysznic i wygodnie ułożyłam się w łóżku. Po chwili odpłynęłam.
Obudziłam się. Godzina... 12:10. Przesadziłam. Wyspana, jak nigdy wykonałam poranną toaletę i przebrałam się w jakieś ciuchy.
- Dzień dobry babciu! - przywitałam się wchodząc do kuchni.
- Dzień dobry. A co ty taka zadowolona? - zapytała z uśmiechem.
- Nareszcie się wyspałam. Dziękuję za wczorajsze spaghetti. Było nieziemskie.
- Nie posądzaj mnie o kosmiczne gotowanie - śmiała się - Dzisiaj też wychodzisz?
- Tak. Coś czuję, że ten dzień będzie wyjątkowy.
- Mówiłam ci już, że masz piękny uśmiech?
- Ymm..., możliwe. Lecę. Pa! - wzięłam kanapkę i wybiegłam z domu.
Oczywiście na głowę założyłam czapkę i ruszyłam. Tym razem do parku. Szłam sobie rozmyślając. Powoli zbliżałam się do mojego ulubionego miejsca... Zaraz, zaraz... Ktoś tam siedzi! Teraz to się nieźle zdziwiłam. NIKT .NIGDY. TU. NIE. SIADAŁ!! Jestem zła. Tak, wiem. To jest park, miejsce publiczne, każdy może przebywać tu, gdzie tylko chce, ale ja nie idę w niedzielne popołudnie w miejsce, gdzie pewna rodzina przychodzi od dawna, by spędzić razem czas! Ten dzień miał być wyjątkowy? Chyba raczej wyjątkowo beznadziejny. Nie odpuszczę. Czy tak, czy tak postanowiłam tam usiąść. Gdy byłam bliżej, zauważyłam, że to chłopak! Gdzieś już widziałam tę fryzurę... Miałam dobrą pamięć do twarzy, lecz musiałam widzieć tę osobę minimum dwa, trzy razy, inaczej nic z tego. Usadziłam się po przeciwnej stronie MOJEGO drzewa. Założyłam słuchawki, przymknęłam oczy i pozwoliłam, by ciepłe promienie słoneczne pieściły moją twarz. Nie było mi to dane na długo, gdyż już po chwili coś, a może raczej ktoś przysłonił mi słońce. Otworzyłam oczy i wzrokiem powędrowałam ku górze. Zobaczyłam chłopaka... tego samego, który śmiał usiąść w moim ulubionym miejscu!
- Możesz się przesunąć? - warknęłam i ponownie zamknęłam oczy.
Czekałam, aż płeć brzydka ruszy te swoje cztery litery, lecz na darmo. Dość. Zdjęłam słuchawki, podniosłam się i spojrzałam na niego karcącym wzrokiem.
- Nie słyszałeś?! Weź te swoje pośladki w inne miejsce i daj mi się w spokoju nacieszyć wiosennym słońcem!
Ten dalej się na mnie gapił. Chciałam złapać go za ramiona i delikatnie przesunąć, lecz on chwycił mnie szybciej.
- Hej!! Co ty sobie my...
- Teraz ja mówię - wreszcie się odezwał, choć wolałabym, by było to inne zdanie wypowiedziane innym tonem - Przepraszam, że usiadłem zapewne w miejscu, gdzie zwykle przebywasz i, że przysłaniam ci słońce, ale potrzebuję twojej pomocy. Jesteś dziewczyną?
Spojrzałam na niego irytującym wzrokiem.
- No tak, to było głupie. Pomożesz?
- Puść mnie i znajdź sobie inną dziewczynę!
- Właśnie, że nie! Tylko ty nie krzyczysz na mój widok. Jesteś normalna.
To było dziwne...
- Chłopaku, spokojnie. Może i jesteś trochę przystojny, ale to nie oznacza, że mam wrzeszczeć, gdy cię zobaczę.
- Pomożesz? - zapytał błagalnym tonem.

Chłopak o ciemnej karnacji i czarnych włosach postawionych na żelu nie odpuszczał. Kurczowo trzymał moje ramiona i patrzył mi w oczy. Chciałam iść... Musiałam iść..., ale coś mi nie pozwalało. Ja... chciałam mu pomóc...! Przecież nie mogę się angażować, ale ten chłopak... W jednej chwili mogłam mu wszystko o sobie opowiedzieć...
- ...Tak... - co się ze mną dzieje?
- O, dzięki, dzięki, dzięki - zaczął mnie ściskać - To... może gdzieś usiądziemy?
Pokiwałam głową i ruszyliśmy do najbliższej ławki. rPrzekraczasz granicę!r1;. Moje myśli nie dawały mi spokoju. Starałam się je ignorować i nawet mi to wychodziło.
- Khmm. A więc? - zapytałam.

__________

Dzięki, że czytacie (jeśli czytacie), dziękuję Ashley za miłe słowa , które wywołują u mnie uśmiech i piszcie mi jeśli się podoba ^_^



Rozdział 4


- Mam dziewczynę. Kocham ją i wiem, że to ta jedyna. Mimo, iż mówiłem jej to parę razy, czuję niedosyt. Chcę, żeby wiedziała, że gdy jest przy mnie, jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi, że chcę się przy niej budzić, kraść każdy uśmiech, ocierać każdą łzę...
- Po prostu jej to powiedz.
- Ile razy chcę to zrobić, tyle razy kończy się to na: rYyy, ślicznie dziś wyglądasz.r1;
- A... ile już jesteście razem?
- Dokładnie za trzy dni minie pół roku. Na tę okazję chciałem przygotować coś wyjątkowego i jej to powiedzieć. Ale kompletnie nic nie przychodzi mi do głowy.
Pomóc... Nie pomagać... Pomóc... W co ja się pakuję? Pewnie będę tego żałować, ale ciągnie mnie do niego. Nie, to nie jest żaden z synonimów miłości. Po prostu...
- Masz... jakieś ulubione miejsce o którym ona nie wie?
- Hmm. Myśl... Seev, myśl... Właśnie! Nie przedstawiłem się. Jestem Siva, ale mów mi Seev.
Niepewnie uścisnęłam dłoń, którą mi podał.
- Ania. A... jak się poznaliście?
- Pff... Wpadłem na nią rowerem.
- Więc zabierz ją na rowery.
- A randka?
- No... dojedziecie tam rowerami. A co do tego miejsca, musi być takie, aby dojazd był krótki i niezbyt męczący.
- Wiesz, co? Bądź tu jutro o... - spojrzał na zegarek - 12:30, okey?
- Po co.
- Pojedziemy w kilka miejsc, a ty wybierzesz to, które najbardziej się nadaje - uśmiechnął się.
- A-ale... ja nie...
- Obiecałaś, że pomożesz - zrobił maślane oczka.
Ma rację. Obiecałam, a ja obietnic dotrzymuję.
rNie rób tego! A druga zasada?!r1;
- Niech ci będzie - odpowiedziałam wbrew sobie.
- Jesteś moim aniołem - przytulił mnie.
- Taa... Ja będę się zmywać. To... do jutra.
- Do jutra.
Nie wierzę, że to zrobiłam... Przekroczyłam granicę... Tyle razy odmawiałam i to skutecznie, a teraz... Gdzie moja asertywność? Ale przyznam, że miło mi się z nim rozmawiało. Hej! Przystopuj! Pomogę mu i na tym się to zakończy. Zrazi go mój okropny charakter...
Weszłam do domu i zdjęłam buty. Usłyszałam rozmowę.
- Tak... ma 17 lat... moja wnuczka... jutro o 16:00, dobrze. A więc do jutra.
- Wróciłam babciu - uśmiechnęłam się na widok kobiety wchodzącej do jadalni.
- Dobrze, że już jesteś. Dzwoniła Suzanne, moja znajoma, która jutro ma nas odwiedzić. Zjawi się o 16:00. Będziesz w domu, prawda? - zapytała z obawą w głosie.
- Tak. O... 12:30 wychodzę, bo... - powiedzieć jej? - ...bo muszę komuś pomóc...
- Komuś?
Pani Lena usiadła przy stole nie spuszczając ze mnie wzroku. Ja nalałam sobie soku i oparłam się o blat.
- No... tak. To nic wielkiego... Takie tam.
- Chłopak? - uśmiechnęła się.
- Nie podoba mi się! Ma dziewczynę i chce, abym mu pomogła w przygotowaniu kolacji.
- Jeśli jest przystojny, to jego znajomi nie będą gorsi - puściła mi oczko i wstała od stołu.
- Babciu...
- Kochanie, nie możesz tak żyć! Samotność jest zarezerwowana dla osób w moim wieku. Wiesz, ile tracisz? Słonko... Wspólne wypady do kina..., osiemnastki..., zabawa do upadłego... Przeżyłam wiele rozczarowań, cierpiałam, lecz dzięki temu czegoś się nauczyłam. Nie wiem, czy czytałaś Dziady Mickiewicza. Wielkiego polskiego pisarza. Jest w nich powiedziane, że ten, kto w życiu nie zaznał odrobiny cierpienia, nie będzie się cieszył po śmierci. Każdy choć odrobinkę musi poczuć, co to ból. Wiedz, że życie, to droga usłana różami...
- ...spomiędzy których wystają kolce - dokończyłam za staruszkę.
Zawsze to powtarzała. Jej słowa... powoli do mnie trafiały. A jeśli ona ma rację? Na pewno ma rację, ale ja... boję się.
- I na te kolce prędzej czy później natrafimy. Idę się położyć. Dobranoc - powiedziała, ucałowała mnie i odeszła.
Stałam tak oszołomiona tym, co przed chwilą usłyszałam. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Udałam się do swojego pokoju. Umyłam się i włączyłam film na laptopie. Gdy się skończył, wyłączyłam komputer i położyłam się w łóżku. Nie mogę się wycofać. Jest za późno... Pomogę mu. Pojadę z nim jutro, wybierzemy to miejsce i zorganizuję mu tę randkę, a co dalej będzie się działo, zobaczymy.


- Loczusia jeszcze nie ma? - zapytał Tom zajadając się popcornem.
- Która godzina?
- Eeer30; 17:19.
- 3r30; 2r30; - odliczał Nath - 1r30;
- Jestem!
- No co r11;- zapytał zdziwiony Sykes, gdy spojrzeliśmy na niego z podziwem.
- A ty co taki przybity.
- Ja? Wydaje ci się - odparł Jay biorąc garść popcornu.
- Ej! To moje! - oburzył się Parker.
- Nie płacz już. Idę do siebie.
Chłopak pobiegł schodami do swojego pokoju.
- Idę z nim pogadać - powiedziałem - coś mi tu nie pasuje.

- Co ci jest - zapytałem wchodząc do środka.
- Mnie? Nic - odpowiedział ściągając bluzę.
- Przecież widzę.
- Ehh... - westchnął - Nie było jej dziś...
- Kogo...?
- Wpadłem na nią przedwczoraj na ulicy... Wczoraj też tamtędy szła... Dzisiaj chciałem zagadać, ale nie było jej.
- Podoba ci się?
- Takr30; tak trochę - mruknął pod nosem.
- To dlatego ostatnio tak dziwnie się zachowujesz. Opisz ją. Może któryś z nas ją zna.

- Haha! Jestem geniuszem! - krzyknął zapewne przybyły do domu Seev.
Pokój Loczka znajdował się najbliżej schodów, więc nawet przy zamkniętych drzwiach wszystko było dobrze słychać.
- Wymyśliłeś jakąś randkę? - pytał Nath.
- Nie, ale przekonałem dziewczynę, która dała Tomowi kosza, żeby mi w tym pomogła, ha-ha!!
- Że co?! - krzyknął Tom.
- Więc, jak ona wy... - nie dokończyłem, bo Jay spojrzał na mnie wzrokiem typu: rjuż wieszr1; i odwrócił wzrok - ...Ty... Tylko mi nie mów, że...
- Już wtedy w parku wydała mi się inna... Zignorowała nas... Potraktowała, jak każdą inną osobę. Chciałem z nią pogadać, ale gdy zobaczyłem, że niezbyt lubi poznawać nowe osoby..., że jest tak oschła... sam postanowiłem taki być... Wpadłem na nią i... nie byłem zbyt miły... Nie był to dobry pomysł..., ale liczą się chęci no nie?
- No, to wiesz, co robić - odpowiedziałem.
- Jest tylko jeden mały szczegół.
- Jaki?
- Ona... nie wie, że my, to... The Wanted.
- No to jej powiedz.
- Tylko..., że ona nienawidzi... The Wanted...
To, co powiedział totalnie mnie zaskoczyło.
- Możesz powtórzyć? Nienawidzi nas, ale nie wie, że my to... my?
- Dokładnie.
- Jay... Powiedz jej. Musisz to zrobić. Pamiętasz, co było z Dianą? Wszystko pięknie, ładnie. Tylko, że to twój brat chodził na randki, gdy ty miałeś koncerty. Nie wiem, jak on mógł się na to zgodzić. Jak sobie przypomnę, co się działo, gdy się dowiedziała... Uuu.
- Ale to nie to samo. Diana... nie była taka, jak ona. Czułem, że leci na kasę, ale zagłuszałem to. A ta dziewczyna... jest inna...


Mój błogi sen przerwał budzik. Uhh, po co komu to elektroniczne ustrojstwo? Pościeliłam łóżko i udałam się do łazienki. Włosy postanowiłam jedynie rozpuścić. Gdy doprowadziłam twarz do należytego porządku stanęłam przed szafą. Nigdy nie lubiłam się stroić, lecz dzisiaj należałoby włożyć coś odmiennego od szarości. Z dna szafy wyciągnęłam żółte rurki. W sumie, to... czemu nie. Wybrałam do tego biały T-shirt ze złotym nadrukiem. Założyłam te ciuchy i stanęłam przed lustrem. Mój Boże... Jak ja... ładnie wyglądam...?
- Hej! Bo jeszcze w samo zachwyt wpadniesz - powiedziałam wskazując palcem lustro.
Z pudła wzięłam bladożółtą czapkę i zeszłam do jadalni w celu zjedzenia śniadania. Na stole stał talerz z kanapkami. Wzięłam jedną i spojrzałam na mój zegarek. 12:10. Ups. Szybko włożyłam buty.
- Wychodzę!
- 16:00, pamiętasz?
- Pamiętam, pamiętam!
Pospiesznie wyszłam z domu trzymając w zębach kanapkę. Gdy dotarłam, chłopak siedział już na ławce. Przełknęłam ostatni kęs i podeszłam do niego.
- Cześć - uśmiechnął się.
- Cześć.
- Ładnie wyglądasz.
W myślach strzeliłam poker facer17;a. Może jednak nie musiałam się tak rodstawiaćr1;?
- Dzięki.
- To co, jedziemy?
Pokiwałam głową.
- Jest tylko jedno takie miejsce.
- Jedno...?
- Myślałem o tym, że będziemy tam we dwoje, więc... Jest ono idealne.
- Zobaczymy - powiedziałam i wsiedliśmy do auta.
Jechaliśmy 15 minut i Seev skręcił w jakąś nieodwiedzaną przez samochody drogę. Po chwili byliśmy w lesie.
- To... tutaj? - zapytałam pełna obaw.
- Chodź - odpowiedział pewny siebie i wysiedliśmy z samochodu.
Chłopak gdzieś mnie prowadził. W pewnym momencie uśmiechnął się i znaleźliśmy się na pięknej polanie. Pozbawiona drzew, oświetlaną przez swobodnie padające promienie słoneczne, zapierała dech w piersiach.



Rozdział 5

- Podoba się?
- Seev..., to jest... piękne.
- Tylko nie mam pojęcia, jak to wykorzystać.
- Czy to... staw? - zapytałam wskazując palcem błyszczącą się taflę wody.
- No, tak.
Podeszliśmy bliżej.
- Mam pomysł. Do tego pomostu można by przymocować jakąś tratwę, czy coś...
- ...i ustawić na niej stolik - dokończył za mnie.
rAngażujesz się...!r1;
- A..., co umiesz robić najlepiej?
- Hmm - zamyślił się - Zdecydowanie śpiewać.
- Więc... zaśpiewasz jej piosenkę!
- Czemu wcześniej na to nie wpadłem? - pacnął się w czoło - Jej ulubiona to... Heart Vacancy!
- Umiesz grać na gitarze?
- Pewnie!
- Haha, to świetnie - śmiałam się - Zaśpiewasz jej, grając!
rAngażujesz się!!r1;
- Skombinuję jakieś radio, by przy kolacji włączyć nastrojową muzykę! W każdej chwili będziemy mogli zrobić to! - krzyknął i porwał mnie do tańca.
Zaczęliśmy się wygłupiać. Śpiewał coś pod nosem i wyginaliśmy się w przeróżne strony. Czy był to walc, czy tango - nie wiem, ale nie przestawałam się śmiać.
- Macie jakieś wspólne zdjęcia? - zapytałam przerywając te szalone tańce.
- Coś znajdę, a co? Masz kolejny genialny pomysł?
- Czy genialny, to nie wiem, ale owszem, mam. Skopiujemy te zdjęcia, każde kilka razy i poprzyczepiamy je spinaczami do rozwieszonego wcześniej sznurka. Żeby było jeszcze bardziej romantycznie opleciemy ten sznurek światełkami, tak...
- ...by podświetlały zdjęcia! Można jeszcze wyciąć serca i również je przyczepić! - chłopak znów za mnie dokończył.
- Haha, dokładnie.
- Jesteś geniusz! - przytulił mnie.
rZaangażowałaś się!! Łamiesz zasady!!r1;
- Nie powinnam tego robić... - wyszeptałam, gdy uświadomiłam sobie, co robię.
- Ha... Co...? - zapytał odsuwając się ode mnie.
- ...Nie powinnam ci pomagać... Nie powinnam ci zaufać!! - krzyknęłam i z moich oczy popłynęły łzy.
Już tak dawno nie płakałam...
- Ania... Co się stało? - chłopak kompletnie nie wiedział, co się dzieje.
Ukucnęłam i przykryłam twarz dłońmi. Co ja zrobiłam? Pomagając mu, obdarzyłam go zaufaniem, czego tak bardzo chciałam uniknąć. Otworzyłam oczy i pierwsze, co zobaczyłam to... jego oryginalne buty!! Ale... on nie jest taki, jak myślałam. Nie uważa się za pępek świata... Jest inny...?
- Powiesz mi, co się stało? Zrobiłem, powiedziałem coś, co cię uraziło?
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Patrzył na mnie z niezrozumieniem. Wytarłam oczy, a chłopak usiadł naprzeciw mnie.
- Ja... oprócz babci nie mam nikogo. Żadnych znajomych, kumpli, przyjaciół... Boję się komuś zaufać. Boję się tego, że zostanę sama, że wszyscy się ode mnie odwrócą... I to sobie obiecałam. Że nigdy nie obdarzę kogoś obcego zaufaniem... Trzymałam się tego, aż do teraz... Najgorsze w tym wszystkim jest to, że przyjemnie jest ci pomagać i rozmawiać z tobą...
- To dlatego spławiłaś Toma.
Pokiwałam głową.
- Mam pomysł - powiedział po chwili namysłu - Chodź ze mną - złapał mnie za rękę i pobiegliśmy do samochodu.
Nie miałam zielonego pojęcia, co on chce zrobić. Skręciliśmy do parku. Wysiedliśmy i Seev powlókł mnie pod... moje drzewo...? WTF, ja się pytam?
- Ymm...
- Cii. Ja teraz mówię, a ty, bez względu na to, co zobaczysz, pozwól mi dokończyć, okey?
- Okej.
- Znam cię zaledwie kilka godzin. Nie wiem o tobie nic, ale chcę się dowiedzieć - mówiąc to wyciągnął scyzoryk - Po tym, co mi powiedziałaś doszedłem do wniosku, że potrzebujesz osoby, z którą będziesz mogła porozmawiać na każdy temat o każdej porze dnia i nocy - powiedział, po czym wyrył w korze drzewa pierwszą literę mojego imienia - I tą osobą chcę być ja. Chcę móc cię wspierać, rozmawiać, śmiać się z tobą i płakać - tym razem nożem zapisał swój inicjał - Chcę być twoim przyjacielem... - po raz kolejny przyłożył scyzoryk do kory.
Na ziemię upadały kolejne maleńkie skrawki drzewa. On jest inny. Jest... inny... rBo życie, to droga usłana różami...r1;. Chłopak zrobił krok w tył i uśmiechnął się. Ręką dał znak, bym obejrzała, co napisał. Przechyliłam głowę. A+S=BFF. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Przytuliłam się do chłopaka.
- Dziękuję - szepnęłam.
- To ja dziękuję, że pozwoliłaś mi nim być.
- Więc..., skąd masz zamiar wyruszyć na tę randkę? - zmieniłam temat, gdyż w innym wypadku rozkleiłabym się na dobre.
- Z mojego domu - uśmiechnął się - Droga jest idealna. A właśnier30; Może pojedziemy do mnie? Poszukamy tych zdjęć i przy okazji przedstawię ci moich kumpli.
- Czy ja wiem...?
- Wiesz, wiesz - powiedział i po kilku minutach byliśmy na miejscu.
Dom, jak każdy inny, tylko trochę większy.
- Chodź - złapał mnie za rękę i zaprowadził do środka.
Wewnątrz panowała cisza i spokój.
- Jestem! - krzyknął Seev.
Nikt mu nie odpowiedział. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Ehh - westchnął - Patrz teraz. Mamy gościa!!
Nie minęła minuta, a po schodach zbiegł jeden chłopak, drugi wyjrzał zapewne z kuchni, a trzeci staną naprzeciw mnie.
- Dziewczyna z parku?! - zdziwił się Tom.
Na widok jego miny zaśmiałam się pod nosem.
- Seev, jak... jak ty ją...
- Zanim ty się wysłowisz - przewrócił oczami mulat - Ania, to jest Max, ten w czapce, to Nathan, a tego tutaj znasz.
Niepewnie podniosłam rękę i pomachałam im.
- Chłopaki, to jest Ania.
- Heej! - uśmiechnęli się.
- A gdzie Loczek? - zapytał Siva - Jaaay!!!
Po chwili dało się słyszeć kroki.
- Co się tak... drzesz... - zza rogu wyłonił się chłopak.
Przyjrzałam mu się i... nie mogłam w to uwierzyć. TEN SAM chłopak zaczął się po mnie wydzierać, gdy na niego wpadłam!!
- Hej. Jestem... Jay - powiedział schodząc po schodach.
- Hej... Ania.
- Ymm... Jay, zapoznaj się z gościem. Ja muszę coś obgadać z chłopakami - powiedział Seev i po chwili zostałam sam na sam z Jay'em...
- To... - zaczął - na ciebie wtedy wpadłem?
- Chyba... chyba tak.
- Przepraszam za to, co powiedziałem. Byłem zły i... zwykle taki nie jestem.
- Ja nie byłam lepsza - spuściłam wzrok.
- To jak, zgoda? - wyciągnął do mnie dłoń.
Spojrzałam na nią i niepewnie ją uścisnęłam. Moje ciało przeszedł dreszcz.
- Zgoda - powiedziałam i spojrzałam mu w oczy, czego natychmiast pożałowałam.
Miałam słabość do wszystkiego, co niebieskie. A jego oczy właśnie takie były. Błękitne do granic możliwości.
rPuść jego rękę!!r1; - resztki mojego zdrowego rozsądku podpowiedziały mi, co robić i cofnęłam rękę.
- To jak, idziemy poszukać tych zdjęć? - zapytał przybyły Seev.
- Tak, jasne.
Odruchowo spojrzałam na zegarek. 15:45... Niedobrze!
- Osz kurczę!
- Co się stało?
- Zapomniałam na śmierć! O 16:00 mam spotkanie.
- Odwiozę cię - powiedział Siva i pożegnałam się z chłopcami.

- Seev. Jutro poszukamy tych zdjęć - powiedziałam, gdy byliśmy w drodze do domu.
- Nie ma sprawy. Pogadam dzisiaj z Nari, żeby jutro o 19:00 była u mnie. Wyrobimy się, spokojnie.
- Dziękuję.
- Nie ma sprawy. Wiesz, że możesz zawsze na mnie liczyć, tak?
- Tak - uśmiechnęłam się - Przyjdę jutro do ciebie o...
- ...9:00?
- Nie śpisz o tej godzinie?
- Co poradzisz.
- No dobrze. Do jutra.
- Do jutra.
Wysiadłam z samochodu i pobiegłam do domu.


Gdy Jay schodził do nas, rzuciłem mu porozumiewawcze spojrzenie. Później Seev poprosił nas na stronę, byśmy załatwili mu tratwę. Na widok naszych min wyjaśnił, co i jak. Poprosił jeszcze o parę rzeczy. Tymczasem ja zerkałem, co dzieje się z Jay'em.
- Co ma Seev, czego ja nie mam, że dała się mu tutaj zaprosić? - pytał Tom, gdy mulat pojechał odwieźć dziewczynę.
- Nie jest nachalny, słucha jej...
- Wystarczy.
Razem z Parkerem zaczęliśmy się śmiać.
- Taa... Jay, a czy ty też czasem nie miałeś gdzieś wyjść? - zapytał Nath.
- Ja... O w mordę, rzeczywiście! - krzyknął i pobiegł się przebrać.
- Nadal nie wiem, jak ja z wami mogę wytrzymać - pokręciłem głową.
- Ja też, Max, ja też.


Mam jeszcze 10 minut.
- Jestem! Wcale nie zapomniałam!
- Gdzie ty tyle byłaś? Zresztą, później wdasz się w szczegóły. Leć się przebrać.
- ...Przebrać? zapytałam zdziwiona.
- Słońce, to moja najbliższa przyjaciółka, a to spotkanie wiele dla mnie znaczy.
- No dobrze.
- Masz jeszcze tę beżową sukienkę? - uśmiechnęła się.
- Nie, babciu nie! Błagam, nie każ mi zakładać sukienki... Uhh... No dobrze - powiedziałam i pobiegłam na górę.
Przeszukałam szafę wzdłuż i wszerz. Nie ma. Jeszcze garderoba. Całe szczęście wisiała na widoku. Włożyłam tę sukienkę i zmieniłam buty na jakieś baletki pod kolor. Dzwonek. Świetnie, już przyszła. Ustawiłam jeszcze budzik w komórce na 7:45 i wyszłam z pokoju.
- Witaj Leno! Kiedy wspomniałaś, że masz szesnastoletnią wnuczkę, pomyślałam, że niezbyt będą ją interesowały nasze pogaduchy i zabrałam ze sobą wnuka.
- Witaj Suzanne! Jak zawsze myślisz o najmniejszym nawet szczególe.
Super. Będę zabawiała jakiegoś dzieciaka.
- To dla pani - powiedział pewien męski głos.
Jeszcze lepiej. Pewnie przyprowadziła dużo starszego ode mnie chłopaka.
- Kwiaty? Dziękuję ci - odpowiedziała moja babcia.
Stanęłam w połowie schodów.
- O, Ania! - powiedziała pani Lena na mój widok.
Spojrzała na mnie jeszcze raz i uśmiechnęła się sztucznie, drapiąc się po głowie. O co jej chodzi? Nieśmiało zrobiłam to samo i poczułam, że wciąż mam na sobie czapkę! Zgrabnym ruchem zdjęłam ją i szybko schowałam za siebie. Następnie wyszczerzyłam się, jakby nigdy nic i zeszłam do nich.
- Kochanie, to jest Suzanne, moja przyjaciółka.
- Miło mi, jestem Ania.
- Witaj.
- A to jej wnuczek.
Chłopak, który właśnie zdejmował kurtkę, odwrócił się i doznałam szoku.
- Hej, jestem... Ania?
Kobiety zaśmiały się.
- Kochany, przecież ty nie masz tak na imię.
- Yyy... no..., no tak... Jay.

__________

Mam nadzieję, że zakończenie się podoba uśmiech Piszcie, co o tym myślicie serce.



Rozdział 6


- Seev!! - krzyknęła Nareesha wpadając do salonu.
- Witaj kochanie - podszedłem do niej, by ją pocałować, lecz mnie odepchnęła.
- Hej...
- Zdradzasz mnie!
- Co?! - krzyknąłem.
- Co?! - powtórzyli chłopaki.
- To, co powiedziałam! Widziałam, jak przytulałeś jakąś dziewczynę! Jak możesz! - była bliska płaczu.
- Dziewczynę?!... Aaa. Kochanie, to jest moja przyjaciółka. Wiesz, że kocham tylko ciebie.
- Przy... przyjaciółka? - zapytała.
- Oczywiście - przytuliłem ją.
- Nari, spokojnie. On cię nie zdradza i jestem pewien, że nigdy mu to nie przyjdzie do głowy - poparł mnie Max.
- A skoro już tu jesteś, to bądź także jutro o 19:00. Przygotuj sobie rower, zabieram cię na przejażdżkę.
- Rowerem? Ale jutro przecież jest...
- Wiem. Jutro jest czwartek - pocałowałem ją - Chodź. Odwiozę cię.


- To my pójdziemy do salonu, a ty zabierz gościa do siebie - powiedziała pani Lena - A i jeszcze jedno. W kuchni na blacie jest sok, a w szafce ciasteczka - uśmiechnęła się i razem z Suzanne udały się do salonu.
Ja (która wciąż byłam w rlekkimr1; szoku) z powrotem założyłam czapkę i poszłam do kuchni. Wyciągnęłam jedną tacę, lecz niestety nie było możliwości, abym wszystko na niej zmieściła, więc sięgnęłam po drugą. Na jednej postawiłam dwie szklanki oraz dzbanek ze sokiem, a na drugiej miskę, do której wsypałam słodkości. Chciałam wziąć pierwszą tacę, lecz była zbyt ciężka i Jay mnie wyręczył.
- Ja to wezmę - uśmiechnął się.
Nie wiem czemu, ale poczułam, że się rumienię. Tego zjawiska, to już kompletnie wytłumaczyć nie umiem. Wzięłam drugą i ruszyliśmy do mojego pokoju. Łokciem otworzyłam drzwi i postawiłam tacę na stoliku. Chłopak zrobił to samo.
- Siadaj - wskazałam na fotel.
Chłopak zrobił, co kazałam, a sama usiadłam na łóżku. Peszyła mnie nieco jego obecność.
rr30;3r30;r1;.
Że co? Czasem sama nie rozumiem, co ta moja kochana podświadomość chce mi przekazać.
- Nie wiedziałem, że nasze babcie się znają - uśmiechnął się.
- Ja też nie. Pani Le... Khm. Babcia nic mi o tobie nie wspominała.
Jeszcze tego brakuje, żebym się wygadała. Zresztą, zero znajomych. Zasada namber dwa. Uhh... I tak ją złamałam, więc...
- Wy... mieszkacie tak razem? W pięciu? - przerwałam tę ciszę.
- Ymm... tak. Jesteśmy zespołem. Znaczy się..., taka paczka, team. Wiesz, o co chodzi. Znamy się... od dziecka... Grasz? - zapytał wskazując gitarę.
- Brzdąkam sobie od czasu do czasu.
- Mogę?
- Jasne.
Chłopak wziął gitarę i zaczął coś grać. Po chwili zaśpiewał:

Here we go again,
I kind a wanna be more than friends
So take it easy on me,
I'm afraid you're never satisfied

Whoa, oh I want some more
Whoa, oh what are you waiting for?
What are you waiting for?
Say goodbye to my heart tonight

Ciekawe o kim myśli... Uff. Albo w pokoju jest z 30 stopni, albo mam gorączkę.
- Tutaj jest tak gorąco, czy mi się zdaje? - powiedziałam bardziej do siebie.
- Może zdejmij tę czapkę? - uśmiechnął się odkładając instrument.
- O nie! To jedna z moich ulubionych.
- Lubisz je?
- Pewnie. Mam... - zamyśliłam się - trochę ich będzie.
- Mnie nie pobijesz - powiedział rozsiadając się wygodnie w fotelu.
- Jesteś pewny?
- Tak.
- A założysz się? - powiedziałam podnosząc się z łóżka.
- Dobra - wstał - Jeśli wygrasz oddam ci swoją czapkę...
- ...,a jeśli ty wygrasz, ja dam ci swoją - podaliśmy sobie ręce.
- Powoli możesz ją ściągać - powiedziałam i weszłam do garderoby.
Wysunęłam pierwsze duże pudło.
- Jedno.
Udałam się po drugie. Co prawda poszło mi z nim troszkę gorzej, ale w końcu wypchałam je na środek pokoju.
- Drugie - powiedziałam uśmiechając się chytrze.
Chłopak podszedł i zajrzał do pudeł wypełnionych po brzegi przeróżnymi czapkami. Następnie z otwartą buzią spojrzał na mnie.
- Przegrałem o pół pudła...
- Ekhem. Czapka się należy - wyciągnęłam rękę.
- Ale to moja ulubiona - jęknął i złapał się za głowę - W takim razie musisz wziąć ją sobie sama.
- Że co?! Powiedziane było, że...
- ..., że ci ją oddam ale nikt nie mówił, że zrobię to po dobroci... - miną mnie i kierował się w stronę drzwi.
- Jak cię dorwę... Ta czapka jest moja!! - krzyknęłam i zaczęłam go gonić.
Ten wystrzelił z pokoju i ruszył na parter. Wbiegł do jadalni, więc zapewne przez kuchnię będzie chciał wrócić na górę. Zaczaiłam się przy wyjściu z wspomnianego pomieszczenia. Jay powoli, na palcach wychodził z kuchni. Robił to tyłem, gdyż myślał, że za nim pobiegnę. Stanęłam na palcach (był ode mnie wyższy tylko o głowę), chwyciłam czapkę i zerwałam mu ją z tych jego loczków.
- Mam! Ha-ha-ha!!
Jego mina? Bezcenna. Ile sił w nogach pobiegłam do pokoju. Chciałam go zamknąć na klucz, lecz Jay był szybszy i na moje nieszczęście pchnął drzwi, co skutkowało moim upadkiem na cztery zacne litery. Ależ mi przywalił w nos...
- Wiem, że mnie nie lubisz, ale żeby aż tak? - śmiałam się, a do oczu napływały mi łzy.
Złapałam się za bolące miejsce.
- Nic ci nie jest? Ja to zawsze coś komuś zrobię... - skrzywił się.
- Jak widać, wciąż żyję, więc...
- Płaczesz! Czekaj, skoczę po lód - powiedział i już go nie było.
- Ja nie płaczę, to przez ten nos!
Co się ze mną najlepszego dzieje? Ja... Czy ja przed chwilą się... śmiałam? Przez te kilkanaście lat kurczowo trzymałam się moich trzech nietykalnych, świętych zasad, aż tu jednego dnia pojawia się uroczy chłopak, przy którym... jestem sobą. Numer 1 - złamany, 2 - też, a 3... Chwila czy ja pomyślałam uroczy?!
- Mam! - Jay niczym torpeda wpadł do pokoju i w sekundzie znalazł się przy mnie.
Delikatnie przyłożył mi worek z lodem w bolące miejsce, przy czym miałam okazję lepiej mu się przyjrzeć. Chłopak miał delikatną, nieskazitelną twarz..., lekki zarost..., wąskie, bladoróżowe usta... i te cudowne, niebieskie...
- Boli? - zapytał z troską w głosie.
- Emm..., mniej.
Chłopak bacznie mi się przyglądał. Czułam, że tak, jak ja wcześniej, on teraz krok po kroku analizuje moją twarz. Zarumieniłam się. Hej! Co to za czerwienienie się przy (akurat) nim?
- Już... Khmm, już mi lepiej - uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Na pewno?
- Tak. Twoja czapka, trzymaj.
- Ale przecież był zakład. Jest twoja.
- Mówiłeś, że to ulubiona, więc...
- O nie, nie. Wygrałaś zakład więc czapka należy do ciebie. A teraz patrz - uśmiechnął się - Założysz się, że trafię do pudła?
Zaczęłam się śmiać. Chłopak zwinął przedmiot i... trafił w miskę z ciastkami.
- Ale rzut!
Nie mogłam przestać się śmiać. Podeszłam i wyciągnęłam ją z ropresji ciastekr1;.
- Tylko pierz ją w odpowiedniej temperaturze, nie wiruj, nie prasuj, susz w pozycji pio...
- Spokojnie. Będzie jej u mnie dobrze.
Jay odetchnął z ulgą.
- Oglądamy film? - zapytałam.
- Jasne.
Usiadłam na łóżku włączając telewizor wiszący nad stolikiem, naprzeciw mnie. Jay usiadł obok mnie i podał mi sok.
- Dzięki - powiedziałam i wzięłam szklankę, delikatnie dotykając jego dłoni.
Znów ten dreszcz... Po chwili wybraliśmy jakiś kanał i oglądaliśmy film. W pewnym momencie poczułam narastające zmęczenie i moje oczy powoli się zamknęły. Pamiętam tylko, jak moja głowa bezwładnie opadła na ramię chłopaka...



Rozdział 7


Miękko... Mięciutko... Obudziłam się, lecz nie otwierałam oczu. Pośpię sobie jeszcze z godzinkę... Wtuliłam się bardziej w poduszkę... Chwila. Ta poduszka jakaś taka twarda... Moje ciało powoli przyzwyczajało się do otoczenia oraz do tego, gdzie i w jakiej pozycji się znajduje. Poczułam, jak coś trzyma mnie za prawe ramię... Otworzyłam jedno oko... później drugie... Spodziewałabym się wszystkiego, lecz to, co zobaczyłam przerosło moje najśmielsze domysły. Ujrzałam brzuch chłopaka, na którym spoczywała moja ręka. Wzrokiem powędrowałam w górę i moim oczom ukazała się ta sama delikatna twarz z wyjątkiem zamkniętych oczu, na której gdzieniegdzie spoczywały cudne brązowe... yyy... to znaczy... najzwyklejsze..., takie, jak każde inne loczki. Tak, to miałam na myśli. Muszę to wszystko przemyśleć, tylko nie te... Poczułam wibracje w okolicach nogi. Co jest... To mój telefon! Dzisiaj Seev ma randkę! Powoli wypełzłam z objęć chłopaka. Z szafy wyciągnęłam jakieś ciuchy, zabrałam szczotkę do włosów, pierwszą lepszą czapkę leżącą na stole i po cichutku wyszłam na korytarz. Pospiesznie wybrałam numer Sivy.
- Co tam? - usłyszałam radosny głos chłopaka.
- Seev, mam problem. Spałam z Jay'em i...
- Co robiłaś?! - dopiero teraz do mnie doszło, jak to zabrzmiało.
- Nie! To znaczy nie tak, jak myślisz. Wczoraj oglądaliśmy film i zasnęliśmy. Mam go obudzić? - szeptałam.
- Lepiej nie. Wstawanie nie jest jego mocną stroną. A co on tak właściwie robi u ciebie?
- Później ci opowiem, ok? Muszę się przebrać i zaraz będę u ciebie.
- Czekam.
- Narazie.
Rozłączyłam się i zeszłam na dół, by skorzystać z drugiej łazienki. Zajęło mi to 10 minut. Następnie udałam się, by zjeść najważniejszy posiłek dnia.
- Nie śpisz już? - zapytała babcia.
- Dzisiaj Siva, mój znajomy ma randkę i właśnie w tym mam mu pomóc.
Nie wierzę, że powiedziałam znajomy. Jest ze mną coraz gorzej.
- Znajomy...? Wrócisz na noc?
- Oczywiście, że tak.
- Jeśliby do tego nie doszło, będę wiedzieć, gdzie jesteś - uśmiechnęła się.
- Na sto procent wrócę.
- Dobrze.
- Babciu, na górze śpi Jay...
- Jego babcia też została na noc. Nie martw się, zajmiemy się nim.
- Zostawię mu tylko jakąś kartkę i lecę.
- Zrobię ci jakieś kanapki.
Pobiegłam na górę i cichutko weszłam do pokoju. Nawet gdy śpi jest przy... Ymm... Przykładny?! Muszę wziąć się w garść. Sięgnęłam po kartkę i długopis. "Wstałam wcześnie, bo Seev ma dziś randkę i muszę mu pomóc. Twoja babcia też zatrzymała się u nas na noc. Gdy się obudzisz, zejdź na dół. Ania mruga". Przyczepiłam karteczkę na poduszce i wróciłam do babci.
- Lecę!
- Weź chociaż kanapkę!
Zabrałam najmniejszą, która zaraz znalazła się w moim żołądku, ubrałam czapkę i wyszłam. Schodząc po schodach ubierałam buty i zaliczyłam glebę. Super. Podniosłam się i zobaczyłam dziewczynę wpatrującą się we mnie.
- Odczep się od mojego chłopaka! - powiedziała, a raczej krzyknęła.
- Słucham? To chyba pomyłka, ja...
- O nie! Kocham go i żadna panna nie będzie mi podrywać Sivy!
- Aaa. To ty jesteś... Nari?
- Dla ciebie Nareesha!
- Posłuchaj. Po pierwsze, nie krzycz na mnie. Po drugie nie mam zamiaru odbijać ci chłopaka i niszczyć twojego szczęścia. Taka nie jestem. Siva to mój... przyjaciel. Jedyny jakiego mam...
- Zobaczymy - syknęła i poszła.
Wzruszyłam ramionami i pobiegłam do chłopaka.
- Hej. Wchodź - Nath otworzył mi drzwi.
Weszłam do środka. W powietrzu unosił się zapach pieczonego chleba. Na samą myśl o jedzeniu zaczęło mi burczeć w brzuchu.
- Cześć - uśmiechnął się Siva - Kto nie jadł śniadania?
Złapałam się za brzuch, gdyż znów moje narządy zaczęły wygrywać preludia.
- To... idziemy? - zapytałam.
- Najpierw coś zjesz.
- Ale...
- Chodź! - mulat złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą do kuchni - Siadaj i mów, jak doszło do tego, że spałaś z Jay'em.
- Wczoraj do mojej babci przyjechała przyjaciółka. Zabrała ze sobą wnuka i jak się okazało jest nim Jay. Poszliśmy do mnie... oglądaliśmy film i zasnęliśmy.
- I z tego wszystkiego wzięłaś jego czapkę? - zapytał przysuwając mi talerz z tostami.
Złapałam się za głowę. Nawet nie wiedziałam, że wzięłam akurat ją.
- Ym, nie. Jay przegrał zakład i od teraz jest moja.
- Masz ich więcej od niego? Nieźle.
- Jak to.
- Jay zwykle zakłada się z innymi, że to on ma ich najwięcej, a tu proszę - uśmiechnął się.
Zjadłam posiłek i poszliśmy wybrać zdjęcia. Skopiowaliśmy je i zabraliśmy się za serca. Chłopak rysował, a ja wycinałam.
- No - zaczął - trochę tego jest.
- Trochę.
- To jak, jedziemy?
- A mamy wszystko, co trzeba?
- Nóż, spinacze, zdjęcia... - mówił wskazując na poszczególne przedmioty.
- ...papierowe serca, sznurek, światełka, radio, gitara...To chyba wszystko.
- No i jeszcze koc.
- A... do czego podepniesz lampki?
- Nie bój nic. Wszystko zaplanowałem.
- No to jedziemy.
Wsiedliśmy do auta i udaliśmy się na miejsce.
- Stolik, krzesła i jedzenie zamówiłem w jej ulubionej restauracji. Dostarczą wszystko za godzinę - powiedział, gdy już dotarliśmy.
- A ta tratwa, czy coś...
- Chłopaki obiecali, że się tym zajmą. Wiesz, wolę, żebyś to ty mi pomogła tutaj, niż oni. Jeszcze któryś z nich wpadłby na jakiś rgenialnyr1; pomysł i nie skończylibyśmy tego do jutra.
Zaczęliśmy się śmiać. Przypinaliśmy zdjęcia do porozwieszanych wcześniej sznurków i rozmawialiśmy o sobie. W pewnej chwili na polanę zajechała ciężarówka i mężczyźni zaczęli rozkładać tratwę.
- Ymm... Istnieje takie coś, jak wypożyczalnia tratew? - zapytałam zdziwiona.
- Pytaj chłopaków - śmiał się Seev.
Podeszliśmy bliżej i gdy chłopak załatwiał sprawy formalne, ja przyglądałam się pracy nurków, którzy solidnie przytwierdzali przedmiot do dna stawu. Po chwili pojawili się przedstawiciele restauracji rszeroki uśmieche Luxer1; i przygotowywali stolik. Seev o czymś z nimi porozmawiał i podszedł do mnie.
- Oni zajmą się wyglądem tratwy, a my zróbmy próbę światełek.
Posłusznie poszłam z chłopakiem. Za jednym z drzew schowane były akumulatory.
- Główka pracuje - uśmiechnęłam się.
- Jak mogłoby być inaczej.
Połączył te wszystkie kabelki i poszliśmy ocenić efekt końcowy.
- Łał...
- Ty to masz pomysły - powiedział.
Wszystko wyglądało cudownie. Jeśli w dzień lampki tak jasno świecą, to co dopiero będzie wieczorem. Podświetlone zdjęcia będą przywoływać im wspólnie spędzone chwile, a te wycięte serca o tym, że się kochają.
- Dziękuję ci - szepnął - Dziękuję, że wtedy w parku zgodziłaś się pomóc.
- Nie ma za co, Seev. To ja dziękuję, że mam ciebie
Przytuliliśmy się.
- Co z twoimi zasadami? - zapytał, gdy spacerowaliśmy po lesie.
- Ehh - westchnęłam - Złamałam już prawie wszystkie.
- Prawie?
- 0 chłopców...
- No tak...
- Powoli zaczynam rozumieć, że... prędzej, czy później i tak musiałabym z kimś porozmawiać.
- Chwila... Ktoś ci się podoba?
- Yyy... nie, a... czemu tak... sądzisz...?
- Powiedziałaś, że złamałaś już prawie wszystkie... Masz zamiar zrobić to z trzecią?
- Emm...
Nikt mi się nie podoba!
- Już 16:00? - zmieniłam temat.
- O żesz ty! Jeszcze tylko trzy godziny!
- Seev, spokojnie. Wdech, wydech.
- Ale ja nie mam stroju!
- Ta jasne, a ja nie jestem wnuczką mojej babci - palnęłam bez namysłu i skarciłam się za to w duchu, gdy dotarło do mnie znaczenie tych słów.
Wymusiłam sztuczny uśmiech.
- Ale ja naprawdę nie mam się w co ubrać...?
- A pani Lena to moja babcia...?

__________

Podoba się? piszcie serce



Rozdział 8


- Zostały nam tylko dwie godziny! - krzyczałam, gdy biegliśmy do samochodu.
- Przynajmniej o 18:30 musimy wyruszyć!
- Zdążymy coś wybrać, prawda?!
- Tak! Oczywiście, że mam w szafie idealny porządek i wszystko jest wyprasowane!
Spojrzeliśmy po sobie.
- Mam w szafie okropny bałagan!!
Super. Jeśli się wyrobimy to będzie jakiś cud. Dobiegliśmy do samochodu i ruszyliśmy.
- Masz numer Toma? - zapytał - Jeśli nie, weź moją komórkę i napisz mu, żeby wybrali dla mnie jakieś normalne ciuchy. Czasami oni wiedzą lepiej ode mnie, co mam włożyć.
Zrobiłam, co kazał. Przy okazji przepisałam sobie numery pozostałych. Tak, na wszelki wypadek. Dojechaliśmy. Jak torpedy wystrzeliliśmy z samochodu i wbiegliśmy do domu.
- Idę się odświeżyć! - krzyknął.
- A ja lecę pomóc chłopakom! Tylko gdzie jest twój...
- Schody, pierwsze po lewej!
- Dzięki!
Pobiegłam na górę. Drzwi jego pokoju były otwarte i słychać było namiętne rozmowy.
- Hej! - przywitałam się dysząc.
- Hej!
Gdy zobaczyłam Jay'a przypomniał mi się dzisiejszy poranek, na co moje policzki zrobiły się różowe.
- Co ty taka czerwona? - zapytał Max.
rPrzestań się czerwienić. Przestań się czerwienić!r1;
- Biegliśmy i... Wybraliście coś?
Szybka, niezauważalna zmiana tematu? Najlepszy sposób.
- Coś - uśmiechnął się Nath patrząc na łóżko.
Podeszłam bliżej i zobaczyłam prosty zestaw. Biały T-shit, do tego czarna marynarka, beżowe spodnie i buty tego samego koloru, co bluzka.
- Świetnie.
- Dziękujemy, prawa autorskie zastrzeżone - powiedział Tom - Czy ty... masz czapkę Jay'a?
Spojrzałam na chłopaka.
- To... długa historia - wyręczył mnie.
- Już 17:00!! - krzyknął Seev stając w drzwiach w samym ręczniku.
- Oouuu, stary. Weź nie świeć tą klatą, bo jeszcze kogoś oślepisz! - powiedział Tom zakrywając oczy.
- Chłopaki, dajmy się mu ubrać.
- Wychodzimy!
- Ta... co robimy? - zapytał Nath, gdy staliśmy na korytarzu.
- Ja wracam do domu.
- NIE!! - krzyknęli chórem - Zooostań.
- Proszę, proszę, proszę, proszę, Proooooszę - błagał Max.
- No... dobrze - zgodziłam się.
- Musisz być okropnie głodna, więc... Ja, Max i Tom przygotujemy kolację!! - oświadczył Nathan i we trójkę udali się na parter.
- Oni w kuchni... Wolę tego nie widzieć - powiedział Jay.
- Aż tak? - śmiałam się.
- Pff... Idziemy do mnie?
Pokiwałam głową i udaliśmy się do jego pokoju.
Gdy weszliśmy moim oczom ukazało się duże, dwuosobowe łóżko. Ściany były w kolorze jasnej zieleni. Podłoga wykonana była z ciemnego drewna, a wszystkie meble z jasnego. Na jednej z szafek zauważyłam puste akwarium. Podeszłam do niego i zajrzałam do środka. Nagle poczułam, jak coś powoli pełznie mi po nodze. Zdrętwiałam. Boże. On ma węża, który właśnie po mnie łazi. Powoli spojrzałam w dół i poczułam ogromną ulgę.
- Masz jaszczurkę?
- Tak, tylko... nie mogę jej znaleźć.
- Taka średniej wielkości, szarozielona?
- Dokładnie!
- Znalazłam! - krzyknęłam i chłopak wyszedł ze swojej garderoby.
- Gdzie ty ją... Neytiri!! - przeraził się na widok gada na mojej nodze - Tylko nie krzycz, już ją zabieram.
- Haha, Jay. Spokojnie, może nie umrę - powiedziałam biorąc jaszczurkę na ręce.
Chłopak patrzył na mnie z otwartą buzią.
- Przepraszam. Nie powinnam jej dotykać, ja... już ją odkładam.
- Nie! To... nie o to chodzi, po prostu... Pierwszy raz widzę, żeby dziewczyna nie brzydziła, a co więcej nie bała się jaszczurki.
- Przecież nie ma się czego bać, może mnie nie zje - uśmiechnęłam się i włożyłam zwierzę do terrarium.
Szczerze? Czułam się dziwnie. Nie chodzi mi tu o jaszczurkę, tylko o... niego. Czułam się przy nim swobodnie, a jednocześnie bałam się, by nie palnąć czegoś głupiego. Nawet nie chciałam myśleć, że się..., że ja... NIE!!!
- Ania wróciła do... Oo! - Seev przestraszony wpadł do pokoju - Jak dobrze, że jesteś.
- Co się stało?
- Powiedz, jak wyglądam.
- Jak... Najprzystojniejszy na świecie chłopak, który zabiera swoją dziewczynę na wymarzoną randkę.
- Naprawdę...?
- No idź już - uśmiechnęłam się i wyprowadziłam go na korytarz - Chyba nie chcesz się spóźnić?
- No, nie. Wiesz, masz ładny uśmiech.
- Seev!
- Idę, idę - powiedział i pobiegł na dół.
- Koolaacjaaa!!! - wydarł się Max.
- Mam się bać...? - zapytałam patrząc na Jay'a.
- Cóż... raz kozie śmierć - odpowiedział i zeszliśmy do kuchni.
- Mmm... Co tak pięknie pachnie?
- Bułeczki! - oświadczył Nath.
- Ale takie... normalne? Nic nie przypaliliście? - dziwił się Loczek.
- O co ty nas posądzasz? - oburzył się Tom.
- Ja...
- On nie może wyjść z podziwu, że w tak krótkim czasie przygotowaliście tyle smacznych bułeczek - uśmiechnęłam się.
- Aaa, chyba że. To siadajcie.
- Dzięki - szepną mi na ucho Jay.
Zjadłam chyba z dziesięć drożdżówek.
- Nie wiem, jak wy, ale ja idę się położyć. To pieczenie mnie wykańcza - powiedział Nath masując się po brzuchu.
- Wezmę z ciebie przykład - odparł Max i chłopcy udali się do swoich pokoi.
- Ja tego sprzątać nie będę, więc... Dobranoc!
- Tom!
Zaczęłam się śmiać.
- Chce ci się spać? - zapytał Jay.
- A wiesz, że nie?
- A wiesz, że mi też nie?
- Pochwal się o ile przegrałeś zakład.
- No to chodź - uśmiechnął się i poszliśmy do jego pokoju.
- Uuu... Tylko pół pudła - pokręciłam głową.
- No co - spuścił głowę.
- Oj, nie płacz - pogłaskałam go.
- Już mi przeszło - wyszczerzył się.
- Pff... To, co robimy?
- O tej porze...
- ...film? - dokończyłam.
Kurczę. Teraz to palnęłam, jak dzik w sosnę. A co, jeśli roglądanie filmur1; skończy się tak, jak ostatnio? Sama tego chciałam...
Chłopak zaczął szukać czegoś w laptopie.
- Może... Street Dance 2?
Pokiwałam głową. Jay usiadł na łóżku z laptopem na kolanach. Super. Czemu to nie mogła być sofa? Albo nawet podłoga?
- Siadaj - wskazał miejsce obok siebie.
Zaje... Khmm, po prostu cudnie. Usiadłam obok niego i zaczęliśmy film. Podobał mi się; lubiłam taniec. Ja sama tego nie praktykowałam, ale uwielbiałam obserwować, jak ktoś to robi. Cały czas mówiłam sobie, żeby przypadkiem nie zasnąć. rNie zaśnij... Nie zaśnij... Nie... zaśnij... Nie... zaś... nij...r1;.
rZasnęłaś!!!r1;. Otworzyłam oczy. Fuck, zasnęłam. Zerknęłam na zegarek. 10:11. Pięknie! Chciałam wstać, lecz coś mi nie pozwoliło. Poczułam uścisk w talii... Jay mnie obejmował. Spojrzałam na niego i... serce mi zmiękło. Te jego loczki... Każde spojrzenie... STOP! Opanuj się! Wyślizgnęłam się i wyszłam z pokoju. Po cichu zamknęłam drzwi. Cofając się, powoli po omacku szukałam schodów, aż w końcu w kogoś wpadłam. Ze strachu aż podskoczyłam.
- Czemu uciekasz? - zapytaj uśmiechnięty Nath.
- Chcesz, żebym zawału dostała? Uff...
- Masz coś na sumieniu? - podniósł jedną brew.
- Coś ty. Ja... muszę już wracać.
- A śniadanie? Jay śpi? Czemu się skradałaś? - Nathan uporczywie zadawał pytania.
- Uh. Zjem w domu, tak śpi i... nieważne. Pójdę już.
Zbiegłam po schodach i wyszłam z domu. Muszę odpocząć i powoli sobie to wszystko przemyśleć. Poczułam chłód. Zimno coś dzisiaj. Podniosłam ręce i chciałam bardziej naciągnąć czapkę, lecz zorientowałam się, że wcale nie mam jej na głowie! Musiała zostać w pokoju Jay'a... Teraz tam nie wrócę. O nie. Skręciłam do domu.
- Jestem!
- Jak się spało? - zapytała uśmiechnięta babcia.
Nie wiem czemu, ale przytuliłam ją z całej siły.
- Słońce, co się stało?
- Kocham cię babciu.
- Ja ciebie też skarbie.

- Skąd wiedziałaś, że nie wrócę na noc? - zapytałam jedząc naleśniki.
- W tym wieku wiele rzeczy się wie. A ten chłopiec... Jay. Nie wiedziałam, że znaliście się przed spotkaniem z Suzanne.
- Ja też nie.
- Lubisz go?
- Jest miły, ma ład... A co to ma do rzeczy? - opamiętałam się w ostatniej chwili.
- A ten, który cię odwiózł?
- Seev?
- To jemu pomagałaś?
- Tak. Jesteśmy... przyjaciółmi.
- Opowiedz mi coś o nim.
- No... Jest miły..., ma dziewczynę..., wysoki, jego oczy są... chyba brązowe... Tak myślę...
- A Jay?
- Jest zabawny. Tak, jak ja lubi czapki, świetnie gra na gitarze, ma uroczy uśmiech, niebieskie, cudowne oczy. Lubię, gdy się śmieje...
- Ekhem - babcia przerwała tę niekończącą się listę.
- Yyy... To tyle.
- Podoba ci się?
- Nie! Oczywiście, że nie. Ma 22 lata...
- Wiek, to tylko liczba.
- On mi się w żadnym wypadku nie podoba.
- Więc czemu wspomniałaś o wieku? - uśmiechnęła się podejrzliwie - Sivę znasz jeden dzień dłużej, spędzasz z nim więcej czasu i mało o nim wiesz, a Jay? Mogłabyś o nim mówić w nieskończoność, a tak krótko się z nim widziałaś...
- On mi się nie podoba. Babciu, ja zdania nie zmienię - uśmiechnęłam się i poszłam do siebie.
Wzięłam prysznic, umyłam ząbki i włożyłam krótkie beżowe spodenki oraz biały T-shirt. Usiadłam na parapecie i zaczęłam rozmyślać. Od kilku lat przestrzegłam... kurczowo trzymałam się tych trzech zasad... Robiłam wszystko, by ich nie złamać... Nie odzywałam się do nikogo... Przebywałam w domu... Unikałam obcych... Nie myślałam o rozrywce... Wspólnych wypadach na zakupy... O tym, co mnie omija... Gdy wtedy w parku zdecydowałam się mu pomóc, dziwnie się czułam..., ale terazr30; cieszę się, że ich poznałam..., że mogę się z nimi śmiać..., żartować..., wygłupiać... Cieszę się, że się zmieniłam. I może dopiero zacznę to pokazywać..., ale jestem dumna, że przełamałam te reguły. A co do tej trzeciej... Nie! Nie, nie, nie! Jay mi się nie podoba. Ani trochę...



Edytowane przez Sophie dnia 30-06-2015 19:14
AutorRE: Bo życie, to droga usłana różami, spomiędzy których wystają kolce.
~tecna16
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 21-07-2015 18:37
to jest takie wciągające aż jestem ciekawa co bęzie dalejserceserceserce


Vera

zestaaw od Ania
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Bo życie, to droga usłana różami, spomiędzy których wystają kolce.
użytkownik usunięty
Dodane dnia 21-07-2015 19:09
Rozdział 9


Usiadłam na sofie i wzięłam gitarę. Zaczęłam przypominać sobie piosenkę, którą Jay zagrał będąc u mnie przedwczoraj. Słabo mi to szło, ale zależało mi na tym, by wykonać chociaż pierwsze dwa takty. Za każdym razem, gdy zamykałam oczy widziałam, jak on gra... Powoli to brzdąkanie składało się w jakąś całość. Nagle usłyszałam pukanie. Odłożyłam instrument i podeszłam do drzwi.
- Babciu, przecież wiesz, że nie musisz... Yy, Jay?
- Hej - uśmiechnął się - Zostawiłaś czapkę, więc...
- A... no tak. Ym, wejdź - zaprosiłam go do środka - Przepraszam, że już drugi raz ci tak ruciekłamr1;, ale babcia...
- Nie musisz się tłumaczyć. Słyszałem, że grałaś?
- O ile można to tak nazwać. Raczej... usiłowałam.
- Pomóc ci?
- Jeśli masz ochotę...
- Siadaj - uśmiechnął się.
Wzięłam gitarę i zaczęłam grać to, co zapamiętałam.
- Nie, nie. Czekaj - przerwał wpatrując się w ruchy strun - Po trzecim takcie grasz C-moll. O tak - powiedział i ukucnął naprzeciw mnie.
Następnie ułożył moje palce w odpowiednich miejscach. Widziałam, jak oddaje się temu zajęciu. Musiał uwielbiać muzykę. Bacznie obserwowałam każdy jego ruch. W pewnym momencie równocześnie na siebie spojrzeliśmy... Te niebieskie oczy...
r...ogarnij się!!...r1;
- Emm...
- To... spróbuj zagrać od początku - uśmiechnął się ciepło.
Zrobiłam, co kazał i... średnio mi wyszło.
- Prawie dobrze, tylko... - powiedział i następnie, jako że siedziałam na podłodze, usiadł za mną i jeszcze raz pokazał mi, co i jak.
Prawą ręką trzymał gryf i tłumaczył mi, kiedy zmienić chwyt. Za nic nie mogłam się skupić. Czułam bicie jego serca i ten dreszcz za każdym razem, gdy mnie dotykał...
- ...Później tak... No i to jest cały refren. Spróbuj - usiadł naprzeciw mnie i uśmiechnął się zachęcająco.
Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam grać. Szczerze, to nie myślałam nawet jak i gdzie układam palce. W głowie miałam obraz przed kilku chwil.
- Świetnie - zaczął bić mi brawo.
- Że jak? Wszystko dobrze? Zero błędu?
- Masz talent.
- Mam dobry dzień - uśmiechnęłam się i odłożyłam gitarę.
- Lubisz...
- Tak?
- Lubisz The Wanted?
- Szczerze? Nie znoszę ich.
- Mogę wiedzieć skąd ta nienawiść?
- Uważają się za nie wiadomo kogo, bo są sławni i mają kasę. Zawsze uśmiechnięci, radośni. Pokazują, że w życiu nie ma miejsca na smutek i łzy...
- A... wiesz chociaż, jak wyglądają...?
- Nie. I nie chcę wiedzieć. Nie cierpię ich.
- Masz rodzeństwo? - zapytał po chwili namysłu.
Nagle telefon chłopaka zaczął dzwonić. Przeprosił mnie i odebrał. Co za ulga... Przecież mu nie powiem, że jestem sierotą... Hmm. A wracając do The Wanted. Skąd u niego to zainteresowanie, czy lubię ten zespół?
- Będę się zbierał. Chłopaki mnie rpotrzebująr1; - uśmiechnął się.
Odprowadziłam go. Wyszłam na zewnątrz, przymknęłam drzwi i gdy się odwróciłam stanęłam z nim oko w oko.
rNie patrz w jego oczy. Nie w oczy!!r1;.
Wbrew własnym ostrzeżeniom zrobiłam to... Nagle zawiał wiatr; drzwi z impetem uderzyły mnie w plecy i popchnęły na Jay'a.
- Nic ci nie jest? - zapytał z troską obejmując mnie.
- Nie, to... to przeciąg - odparłam.
- Lecę. Wpadnij kiedyś do nas - powiedział odchodząc.
- Kiedyś...
- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia - odpowiedziałam masując sobie plecy.
- Ania! - usłyszałam po dłuższej chwili.
Odwróciłam się i moim oczom ukazał się Seev z... tą dziewczyną. Spojrzała na mnie chłodno.
- Hej - przywitałam się.
- Możemy na chwilę?
- Oczywiście, wchodźcie - otworzyłam im drzwi.
- Dzień dobry - przywitali się z babcią przechodzącą do salonu.
- Dzień dobry - uśmiechnęła się kobieta.
- Babciu, to jest Siva i jego dziewczyna Nareesha. Seev, Nareesho, to moja babcia.
- Miło nam.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedziała i odeszła.
- To może chodźmy do mnie.
Zaprowadziłam ich do pokoju i wróciłam do kuchni po sok.
- Co u ciebie słychać? - zapytał Seev, gdy odkładałam tacę z napojem na stolik.
- Może być. A u was?
- Bardzo dobrze - uśmiechnął się - A właśnie. Chciałem was sobie przedstawić. Nareesho, to Ania. Dziewczyna, która pomogła mi przygotować wczorajszą kolację, no i jednocześnie moja najlepsza przyjaciółka.
- To ona ci pomogła? - zapytała oszołomiona.
Seev pokiwał głową, a dziewczyna rzuciła mi się na szyję. Mulat spojrzał na mnie pytająco, na co ja rozłożyłam ręce.
- Dziękuję ci - powiedziała zwalniając uścisk - To była... najlepsza randka w moim dotychczasowym życiu. No i... chciałam przeprosić za te moje głupie podejrzenia.
- Nic się nie stało. Na twoim miejscu pewnie postąpiłabym tak samo - uśmiechnęłam się.
- Czy ja o czymś nie wiem? - zapytał Seev.
- Nie musisz - odpowiedziałyśmy równo.
Ponownie rozsiadłyśmy się wygodnie i z zaciekawieniem wsłuchiwałam się w słowa Nareeshy. Naprawdę była zachwycona tą kolacją. Z entuzjazmem opowiadała przebieg spotkania gestykulując przy tym wszystko, co możliwe. Tymczasem Siva wpatrywał się w ukochaną z taką czułością... Chciałabym, żeby ktoś kiedyś tak patrzył na mnie... Mało prawdopodobne, ale pomarzyć zawsze można... I pomyśleć, że przez te głupie zasady nie poznałabym ich, nie pomogłabym mu i nie wsłuchiwałabym się teraz w jej przeżycia.
Około 23:00 Seev i Nareesha postanowili się zbierać. Jeszcze raz podziękowali mi za tę kolację i odjechali. Nari wcale nie jest tak niemiła, jak myślałam na początku. W sumie, to sama byłabym zła na swojego chłopaka i snuła podejrzenia widząc go tu i tam z tą samą dziewczyną... Koniec z zasadami. Zmęczona wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka.

__________

~tecna16 zmotywowała mnie do dodania tego rozdziału dzisiaj, więc to jej go dedykuję. Dziękuję za miły komentarzy, który motywuje! :*


AutorRE: Bo życie, to droga usłana różami, spomiędzy których wystają kolce.
~Nami
Moderator

avatar
Dodane dnia 21-07-2015 19:41
Jakie świetne opowiadanie...plis, napisz szybko dalszy ciąg (sorry że poganiam ale nie mogę się już doczekaćserceserceserceserce:serduszkouśmiech.Ocena 25/5.
Po prostu SUPER!!!



Edytowane przez Nami dnia 21-07-2015 19:46
55033889 Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Bo życie, to droga usłana różami, spomiędzy których wystają kolce.
~tecna16
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 21-07-2015 22:34
Proszę bardzo... serce



I dzięki ten rozdział jest świetny.


Vera

zestaaw od Ania
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Bo życie, to droga usłana różami, spomiędzy których wystają kolce.
~Rebecca
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 22-07-2015 15:54
Powiem Ci, że czytam od jakiegoś czasu to opowiadanie i naprawdę mi się podoba. Błędów żadnych nie ma i przez to przyjemniej się czyta ;3. Fabuła nie jest ani za szybka, ani za wolna. Ogólnie świetnieee, naprawdę świetnie. Każdy rozdział trzyma poziom i naprawdę coraz bardziej ciekawe. Nie piszesz za krótko i wielki plus za to : D. Fabuła to cud, miód i orzeszki. Dopracowane i dopięte na ostatni guzik. Ekstra <3. Czekam na kolejne rozdziały, bo - tak jak pisałam - BOMBOWO <3. Życzę wenyy całus!


50085356 http://graficzno-fotograficznie.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Bo życie, to droga usłana różami, spomiędzy których wystają kolce.
użytkownik usunięty
Dodane dnia 22-07-2015 17:15
Rozdział 10


Promienie słoneczne, przedzierające się przez zasłonę raziły moje oczy. Przetarłam je i przewróciłam się na drugi bok. Niestety, moje łóżko nie posiada dziesięciu metrów szerokości i ten nieszczęsny obrót zakończył się upadkiem.
- Ała - jęknęłam pod nosem - Dobry początek.
Podniosłam się i w piżamach zeszłam na dół.
- Aaaach - ziewnęłam przytykając buzię - Dzień dobry babciu.
- Dzień dobry - uśmiechnęła się - Dziś jest jakiś wyjątkowy dzień? Pierwszy raz zeszłaś na śniadanie w takim stanie.
Spojrzałam po sobie. Rzeczywiście; w piżamach, poczochrana, nieumyta. Zawsze, zanim zjawiłam się w kuchni, doprowadzałam się do porządku, a dzisiaj? Dziwne, dziwne...
Wyciągnęłam miskę do której nasypałam sobie płatków i nalałam mleka.
- Zmieniłaś się - powiedziała babcia bacznie mi się przyglądając.
- Ja? - zapytałam zdziwiona.
- Masz znajomych.
- Aa... No tak. Miałaś rację babciu - dodałam po chwili - Nie powinnam była unikać ludzi.
- Kolacja się udała? - pani Lena zmieniła temat.
Zapewne wiedziała, że ciężko jest mi przyznawać komuś rację, po tym, jak zarzekałam się i twardo broniłam swojego zdania. Skoro o tym mowa, to z wybaczeniem komuś czegoś, co mnie uraziło, było jeszcze gorzej. Trudno było mi dać komuś drugą szansę.
- Tak. Oh, babciu, żebyś ty tylko widziała, jak Nareesha... Może zacznę od początku - powiedziałam kończąc śniadanie.
Opowiedziałam babci wszystko. Jak poznałam Seev'a, o przygotowaniu kolacji, o chłopcach... Poczułam nieznaczną ulgę. To było dla mnie coś nowego, coś... czego bałam się zrobić. A teraz podzieliłam się z babcią wszystkimi moimi uczuciami.
- Cieszę się, że masz przyjaciół. Lecz widzę, że coś cię niepokoi. Chodzi o odrzucenie tych zasad?
- Nie..., to nie to... Zaraz. Ale mnie nic nie martwi.
- Więc czemu odpowiedziałaś rto nie tor1;?
- Ymm... Bo...
- Chodzi o tego chłopca? - uśmiechnęła się.
- Nie! O żadnego chłopaka. Nic z tych rzeczy, Jay... to tylko i wyłącznie przyjaciel.
- Kochanie, skąd wiesz, że to jego miałam na myśli? Nie powiedziałam, iż to Jay.
Wkopałam się. Chwila! W nic się wkopać nie mogłam, bo on wcale mnie nie martwi! Koniec, kropka.
- Ja... Pójdę się przebrać - powiedziałam wkładają miskę do zlewu i udałam się do pokoju. Umyłam twarz i rozczesałam włosy. Następnie otworzyłam na oścież drzwi balkonu, by przewietrzyć pokój. Słońce znajdujące się wysoko na niebie wskazywało godzinę 12:00. Włożyłam beżowe szorty i granatową bokserkę. Czapka obowiązkowo. Do kieszeni włożyłam moje LG i ponownie zeszłam na dół.
- Babciu, idę na zakupy.
- Właśnie miałam cię o to poprosić - uśmiechnęła się promiennie - Proszę. Tutaj jest lista - podała mi kartkę - Pieniądze są w jadalni na stole.
Zabrałam je i wyszłam. Wsiadłam do samochodu i udałam się do sklepu, w którym zawsze robię zakupy.
Gdy wszystkie pozycje z listy znajdowały się w siatce, postanowiłam zajrzeć do galerii. Nie miałam przy sobie żadnych oszczędności, ale oglądanie nie kosztuje. Zastanawiałam się właśnie nad kupnem jasnoniebieskiej letniej sukienki, gdy zjawię się tu następnym razem, aż ktoś na mnie wpadł.
- Ał...
- Przepraszam, zagapi... Ania?
- Nath?
- Co ty tu robisz? - zapytaliśmy równocześnie.
- Ja przymierzam czapki - uśmiechnął się.
- A ja byłam na zakupach - podniosłam reklamówkę - Wybrałeś już jakąś?
- W tym problem, że nie wiem, którą wziąć. Najchętniej, to kupiłbym wszystkie.
- Haha, nie ma tak łatwo. Hmm... może, ta... żółta?
Chłopak przymierzył wskazaną przeze mnie czapkę.
- Zawsze myślałem, że ten kolor nie będzie mi pasował, a tu proszę - uśmiechnął się - A ty?
- Co ja?
- Przyglądałaś się tamtej sukience.
- Jest ładna, ale to nie mój kolor. Uwielbiam niebieski, ale... nie.
- Ekhem. Ktoś tu myślał tak samo o żółtym - powiedział melodyjnym głosem, uśmiechając się nieziemsko.
- Ale to... no dobrze...
Weszliśmy do sklepu i poprosiłam sprzedawczynię o ściągnięcie sukienki z manekina.
- Sukienka ładna, ale o sobie tego powiedzieć nie mogę. Inna dziewczyna wyglądałaby w niej lepiej - odezwałam się z wnętrza kabiny.
- No pokaż się!
- Nie!
- Mam tam wejść?
- NIE!
- A więc...?
- ...Nie.
- Wchodzę.
- NIE!! Stój, już... już idę. Uhh... - westchnęłam i powoli odsunęłam kotarę spuszczając wzrok.
- Uśmiech - powiedział i gdy podniosłam głowę zrobił mi zdjęcie.
- Nathan!!
- No cio. Zaraz dostaniesz opinię czterech ekspertów.
- Ehh... Pójdę się przebrać - odparłam zrezygnowana.
Gdy wyszłam, Nath zaprezentował chyba najszerszy uśmiech na świecie. Podeszłam do niego.
- Na pytanie: rCo sądzicie?r1; uzyskałem następujące odpowiedzi. Max: Czemu nie chciałem jechać na te zakupy? Ania wygląda super!, Seev: MOJA przyjaciółka jest urocza! A sukienka super!, - nie wiem czemu, ale najbardziej czekałam na opinię Jay'a... - Tom: Ona musi być moją żoną! I Jay: Jest... Piękna mruga. Czyli kupujemy.
- My? Ja zapłacę tylko będę musiała wrócić po pieniądze.
- Ale wtedy już jej nie będzie! Na pewno ktoś ją kupi! Ja zapłacę.
- O nie, nie, nie. Co to, to nie. Nie wyrażam zgody!
- Wyrażasz, wyrażasz. Tylko o tym nie wiesz. To... będzie na urodziny - uśmiechnął się chytrze.
- Ale... Nath!
Chłopak zignorował mnie, zabrał sukienkę jakby nigdy nic i poszedł zapłacić.
- Proszę - wręczył mi zapakowany ciuch.
- Nathan... Oddam ci pieniądze.
- Nie! Pieniędzy nie, ale napisałem chłopakom, że każdemu z nas dasz buziaka w policzek, za szczerą, płynącą prosto z serca opinię eksperta.
- Buziak, za sukienkę...? Na pewno nie chcesz pienię...
- Nie. Khm - powiedział przytykając sobie palec do policzka.
Przewróciłam oczami śmiejąc się i dałam mu tego całusa. Obydwoje, zadowoleni wyszliśmy z centrum.
- Wpadniesz dzisiaj do nas?
- Dzisiaj?
- Mhm. Coś tam wykombinujemy.
- No... Dobrze - uśmiechnęłam się.
- To do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Wsiedliśmy do swoich samochodów i odjechaliśmy.
- Jestem!
- Czekałaś na dostawę towaru? - śmiała się pani Lena.
- Przepraszam. Spotkałam Nathan'a i on wybierał czapkę i ja mu pomogłam i on kupił mi sukienkę...
- Ooo.
- ...i zaprosił mnie do siebie. Mogłabym...
- Oczywiście! Daj to - wzięła zakupy - Ja je rozpakuję, a ty już leć!
- Wrócę o...
- Kiedy chcesz. Wiem, gdzie i z kim będziesz - posłała mi ciepły uśmiech.
Przytuliłam ją i wybiegłam. Dotarłam w niecałe 10 minut.
- Ania!! - krzyknął Max otwierając mi drzwi.
- Też się cieszę - uśmiechnęłam się.
- Wchodź - zaprosił mnie do środka - Przyszły nasze buziaki!!!
Nie zdążyłam zdjąć butów, a przede mną stało trzech chłopaków nadstawiających swoje policzki.
- Najpierw ja - Max nachylił się, a ja dałam mu obiecanego buziaka.
Tak samo postąpił Tom i Seev.
- A ja? - zapytał Nath.
- Ty już dostałeś - uśmiechnęłam się - A gdzie Jay?
- Poszedł nakarmić Neytiri.
- To ja... Pójdę do niego - powiedziałam i ruszyłam na górę.
Zapukałam i gdy chłopak mnie zaprosił weszłam do środka.
- Hej.
- O, Hej - uśmiechnął się.
Jak ja uwielbiam ten uśmiech...
- Jak sukienka?
- Emm...
- Nie. Tylko mi nie mów, że jej nie wzięłaś.
- Nie, nie. Wzięłam, to znaczy... Nath mi ją kupił, bo... nic przy sobie nie miałam.
- Mądry chłopak. No, ale ja gorszy nie jestem i za opinię eksperta coś się należy - uniósł prawą brew.
- Oczywiście - uśmiechnęłam się.
Podeszłam i chciałam ustami musnąć jego policzek, gdy nagle ktoś zapukał. Chłopak gwałtownie odwrócił głowę i o mały włos się nie pocałowaliśmy. Zrobiłam krok w tył.
- Khmm, proszę!
Boże... to był milimetr... nanometr... tak mało brakowało...!!!
- Ania?
- Yyy, tak?
- Wszystko okej? - zapytał Tom.
- Tak, tak. Zamyśliłam się. Mówiłeś coś?
- Pytałem, czy do ciasta na babeczki trzeba dodać soli, bo Max mówi, że nie.
- Moja babcia zawsze sypnie, ale troszeczkę!
- A nie mówiłem? Dzięki! - uśmiechnął się i wyszedł.
- Mam złe przeczucia, co do tych ich wypieków - powiedziałam.
- Też czarno to widzę. A tego buziaka to dostanę, czy nie?
Pokręciłam głową śmiejąc się. Tym razem zrobiłam to szybko.
- Już? Nawet nie poczułem! - oburzył się.
- Ale ja poczułam - śmiałam się.
- O nie! To się nie liczy. Jeszcze raz.
- Jay, już dostałeś.
- Ale nie poczułem!
- Mam cię opluć, żebyś poczuł? - nie przestawałam się śmiać.
- To ja się wysilam... - czułam, że to będzie monolog; zaczął się do mnie zbliżać, a ja cofałam się do drzwi - ...daję ci najszczerszą opinię eksperta, jaką mogę wydać, na jaką mogę się zebrać i dostaję całusa, którego nawet nie poczułem?! Tak mi się odwdzięczasz?!

__________

Dostałam taki zastrzyk motywacji, że dodaję go dzisiaj i jutro też pewnie się coś pojawi. Taki prezent przed moim tygodniowym wyjazdem serce
Dziękuję Rebecca, tecna16, Bloom333 - ten rozdział jest dla was, dziękuję jeszcze raz za miłe słowa szeroki uśmiech


AutorRE: Bo życie, to droga usłana różami, spomiędzy których wystają kolce.
~klaria400
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 22-07-2015 18:52
Czytam już od dawna, od początku, ale nigdy nie pisałam... Cytując: Cud, miód i orzeszki! Naprawdę świetne, najlepsze jakie czytałam, uwielbiam je serceserceserceserceserceserceserceserceserceserceserceserceserceserceserceserceserceserceserceserceserceserceserceserceserceserce Przebiłam! Ten model doświadczonej przez życie dziewczyny z zasadami jest genialny! Jak to przerwa?! Czemu mi to robisz?! No spoko, żartuję. Czekam i WENNNYYY życzę! Buziak! całus



credit dla Lunaris
#TeamFlora
~La vita è un letto di rose , che sporgono di fra le punte.~

" Dobre czyny są jak gwiazdy, które rozjaśniają ciemne niebo"
No. Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Bo życie, to droga usłana różami, spomiędzy których wystają kolce.
~Rebecca
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 22-07-2015 19:26
No nie mogę.... To Twoje opowiadanie, annul, bardzo wciąga :D. Coś niebywałego :D. Jeszcze nigdy w życiu nie czytałam tak ciekawej historii, naprawdę! Ja z ogóły nie czytam opowiadań i w ogóle, ale to mnie nadzwyczaj wciągnęło! Tytuł bardzo interesujący, a prolog to masakra w pozytywnym znaczeniu. Skończyłaś w tak ciekawym miejscu, ahhh....! Weny życzę :*.


50085356 http://graficzno-fotograficznie.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Bo życie, to droga usłana różami, spomiędzy których wystają kolce.
użytkownik usunięty
Dodane dnia 23-07-2015 08:12
Rozdział 11



Jay byłby świetnym aktorem, to było komiczne.
- Ale..., jak sam powiedziałeś dostałeś tego buziaka, a nikt nie mówił, że musisz go poczuć - powiedziałam chwytając za klamkę.
I tu go zagięłam.
- Ale ja chcę takiego porządnego! - dodał po chwili.
Teraz wiedziałam, że będzie mnie gonił. Otworzyłam drzwi i wybiegłam z pokoju. Skierowałam się na schody. Zbiegłam z nich i przy pokonywaniu ostatniego stopnia, potknęłam się o czyjeś buty walające się po podłodze. Próbowałam jakoś złapać równowagę, lecz skończyło się to na tym, że z całej siły rąbnęłam w drzwi kuchni uderzając nimi kogoś wewnątrz niej. Szybko się podniosłam i niepewnie zajrzałam do pomieszczenia.
- Wszyscy żyją...? - zapytałam masując czoło.
Chłopcy spojrzeli na mnie, następnie na Toma, a później na Nathan'a, który... głowę miał całą w cieście!
- Mam cię! Dawaj tego... Co tu się stało?
- Nath! Nic ci nie jest? - zapytałam przerażona podchodząc do niego i zabierając mu miskę z rąk.
Na podłogę skapywało cisto spływające z twarzy poszkodowanego. Powoli podniósł głowę, a ja złapałam za ścierkę i zaczęłam wycierać mu buzię.
- Ja... ja nie chciałam... Przepraszam, tak mi głupio... Zaraz to posprzątam... wybacz mi, ja... - nie dokończyłam, bo chłopak złapał mnie za nadgarstki, tym samym przerywając wykonywaną przeze mnie czynność, którą było wycieranie jego twarzy.
Zapanowała niezręczna cisza, którą przerwał śmiech Sykesr17;a.
- Hahaha... Ej! Tylko mi nie mówcie, że to - wskazał swoją twarz - nie wygląda śmiesznie.
W tym momencie wszyscy ryknęli śmiechem, oprócz mnie. Byłam chyba nie w temacie. Jak jego może TO bawić?
- Ale...
- Hej, nic się nie stało - powiedział Nath - Zawsze, gdy coś gotujemy, niezależnie co, ktoś jest brudny. Właśnie zastanawiałem się, kogo i w jaki sposób spotka zaszczyt dłuższej kąpieli, a tu PAC! Tom mnie popchnął i wylądowałem w misce - uśmiechną się pocieszająco.
- Czyli... nie gniewasz się?
- Coś ty. Teraz nikt nie zaprzeczy, że jestem słodki - wyszczerzył się zniewalająco.
- Przykro mi młody. To rcośr1; na tobie, jest okropnie słone - skrzywił się Max.
Wszyscy spróbowali ciasta.
- Łee.
- Mówiłem rszczyptęr1;!! - gorączkował się Tom.
- Każdy z nas dodał szczyptę - odparł Max.
- A ile dla was znaczy rszczyptar1;?
Max pokazał łyżkę, Siva garść, a Nath szklankę. Nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
- To wszystko wyjaśnia - mrukną Parker - Wy tu posprzątajcie, a ja...
- Hej! Gdzie ty się wybierasz? - zapytałam.
- Ja...
- Wszyscy będziemy sprzątać. Bez wyjątków.
- Ale, ja... potrzebuję słodkości!... Po tym słonym cieście przydałoby się parę słodkich buziaków - poruszał brwiami.
- Potrzebujesz słodkości, tak? - powiedziałam i sięgnęłam po szklankę - Proszę - wręczyłam ją zdziwionemu chłopakowi, a następnie nasypałam do niej cukru - Jak się najesz, to powiedz.
Chłopcy wybuchli śmiechem.
- Oj, no dobra, już sprzątam - powiedział Tom odkładając szklankę.
Po chwili kuchnia, łącznie z Nathan'em lśniła czystością. Ja i Seev wyprosiliśmy pozostałych i zabraliśmy się za jakąś normalną kolację. Postanowiliśmy zrobić zapiekanki. Muszę przyznać, że jak na tak proste danie smakowały nieziemsko. Po skończonym posiłku postanowiłam wrócić do domu.
- Będę się zbierać - powiedziałam wstając od stołu.
- Już? - jęknął Max.
- Przecież jeszcze nie raz się zobaczymy.
- Odprowadzę cię - uśmiechnął się Jay.
- Wpadniemy do ciebie w... najbliższej przyszłości.
- Będę czekać. Cześć! - pożegnałam się i razem z Jay'em ruszyłam w drogę powrotną.

- Ekhem - chrząkną Loczek, gdy naciskałam klamkę.
- Coś się stało?
- Chcę buziaka.
- Możesz sobie chcieć - śmiałam się.
- Odprowadziłem cię, a ty nawet buziacka nie das - posmutniał.
Coś się we mnie poruszyło. Mimo, iż on tylko udawał, nie chciałam, by był smutny. Podeszłam bliżej i spojrzałam na niego.
- A jak ci dam, to się uśmiechniesz?
- Powinnaś zapytać : rPo ilu buziaczkach się uśmiechniesz?r1;.
- Chcesz czy nie.
Pokiwał głową i otarł udawaną łzę. Podniosłam się odrobinę na palcach i pocałowałam go w policzek. Moje ciało po raz kolejny przeszedł dreszcz. Przyjemnie było go pocałować. Czułam, jak się uśmiecha.
- Dziękuję - wyszczerzył swoje białe ząbki.
- Chłopaki - pokręciłam głową.
- To na razie - uśmiechnął się.
- Pa - odwzajemniłam gest i weszłam do domu.
- Romantycznie - powiedziała babcia.
- Aaa... no, bo...
- Nie wnikam. Kochanie, Luiza zaprosiła mnie do Włoch. Wyjeżdżam jutro po południu, może chcesz jechać ze mną?
- Ja... zostanę - uśmiechnęłam się.
- Jak co roku?
- Wolę posiedzieć w domu.
- Tylko, że teraz masz znajomych...
- Tak, dokładnie.
- Skoro tak, to na lotnisko zawieziesz mnie o 12:00.
- Dobrze - kąciki moich ust powędrowały w górę na widok radości wypisanej na twarzy starszej kobiety.
- To dobranoc.
- Dobranoc - odpowiedziałam i poszłam wziąć gorącą kąpiel.
Przebrałam się i zmęczona dzisiejszym dniem runęłam na łóżko, by po chwili zasnąć.


- Tom! Możesz przestać się śmiać?! - denerwował się Nathan - Tak, wiem to było śmieszne, ale daj już sobie spokój! Przestaliśmy się zalewać z tego jakieś... Pół godziny temu!
- Ale..., jak ona popchnęła te drzwi... i jak ja ciebie... i ty... BUM! - przerywał Tom, co chwila się śmiejąc.
Nagle usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili Jay, cały czas uśmiechając się, usiadł między mną, a Tomem.
- Aach... - westchnął.
Spojrzeliśmy po sobie, a następnie rzuciliśmy Loczkowi spojrzenie typu: rA tobie co?r1;.
- Jay...?
Nic. Jak głupi wpatrywał się w telewizor. Nie sądzę, by to on był obiektem tych jego westchnień.
- Jay! - udarł się Seev.
- Słucham cię przyjacielu - odpowiedział spokojnym, rozmarzonym głosem.
Ja i Parker równocześnie odsunęliśmy się od niego.
- Dobrze się czujesz...?
- Owszem.
- Dzwońcie po lekarza - powiedział Nathan z przerażeniem wpatrując się w kolegę.
- Mam pomysł - wyszczerzył się Tom i tanecznym krokiem poszedł do kuchni.
- To my się odsuńmy na bezpieczną odległość 20 kilometrów.
Stanęliśmy przy ścianie. Co prawda nie są to te wspomniane kilometry, ale lepsze to, niż nic. Po chwili Tom, z tym samym uśmiechem na ustach wszedł z nożyczkami w ręce.
- Max powiedz, że on żartuje... - wyszeptał Nath patrząc na mnie.
- Jeśli on to zrobi...
- ...zginie - dokończyłem.
- Oh, jakie mam ostre nożyczki, ajć! - grał Tom - O! Spójrzcie! Co to za piękne, długie loczki? Aż się proszą, żeby... je... - mówiąc to chwycił za jeden lok wystający spod czapki.
Z przerażeniem patrzyliśmy na nożyczki... On to zrobi... Jay go zabije, poćwiartuje, zakopie...
- Boże... - wyszeptał Nath.
3 milimetry... 2... 1...
- Nie!! - krzyknęliśmy równocześnie.
Ale on... Zrobił to. Odciął mu jednego z jego ukochanych loczków. Nagle Jay ocknął się z... nawet nie wiem, jak to nazwać, i obejrzał się. Tom schował rszeroki uśmiechowódr1; za siebie uśmiechając się sztucznie. Po jego minie widać było, że sam nie wierzył w to, co przed chwilą zrobił.
- Tom. Po co ci te nożyczki? - zapytał.
- Nożyczki? Aa... TE nożyczki. One... są... były mi... No zabrałem je z kuchni, tak.
- Ale po co stoisz z nimi nad moją głową?
- Bo... No, wiesz... zabrałem je, bo... No ssstrasznie ci z tej czapki nitki wystają, wiesz? Chciałem ci je poucinać - wyszczerzył się, a my odetchnęliśmy z ulgą.
- Ale ta czapka taka ma być...?
- Aaa, no widzisz? Ja ci te... niteczki takie ładnie wystające... tak poucinać..., tak. Co to by było, jakbym ci loczka uciął, no nie? Hah...
Jay spojrzał na niego podejrzanie, a my wstrzymaliśmy oddech.
- Ymm, Jay! - zaczął Seev - Co ty taki happy wróciłeś?
- Ja? Ach... Dostałem buziaka!
- Od kogo niby.
- Czy ty serio nie widzisz, jak on na nią patrzy? - powiedział Sykes.
Spojrzałem na Loczka. To było pewne, że kiedyś to zauważą. Kwestia czasu, nic więcej.
- Na kogo niby?
- Powtarzasz się Parker.
- Tom, ty jesteś tak tępy, czy tylko udajesz? Na Anię, a na kogo.
- Jay...?
- No co.
- Ona ci się podoba?
- I co z tego? Jak jej powiem, to pomyśli, że chcę ją wykorzystać.
- Przestań. Pasujecie do siebie - stwierdził Nathan.
- Tak, ja 22, ona 17 lat.
- Stary - poklepał go mulat - wiek, to tylko liczba.
- Serio? rStaryr1;? Teraz to żeś mnie pocieszył.


Zaspałam! Cholera, no! 11:56. W 5 minut ogarnęłam twarz. Pospiesznie wciągnęłam granatowe rurki, ubrałam biały T-shirt w fioletowo-różowe paski, zabrałam ciemnoniebieską czapkę i zbiegłam na dół. Babcia stała przy drzwiach, gotowa z dwoma walizkami. Porwałam z kuchni bułkę i wyszłyśmy z domu. Włożyłam bagaże do samochodu i ruszyłyśmy.

- Pozdrów ode mnie Lindę - powiedziałam całując babcię na pożegnanie.
- Dobrze - uśmiechnęła się - Który dzisiaj?
- Ym, 30 marzec.
- Za dwa tygodnie masz urodziny, tak?
- Rzeczywiście.
- To zacznij planować... Na mnie już czas. Wrócę za tydzień. Do widzenia Aniu.
- Do widzenia babciu - pożegnałam się.
Poczekałam, aż kobieta wejdzie do tunelu i wróciłam do samochodu. Co do daty urodzin, to mam stu procentową pewność, bo kiedy babcia mnie znalazła, miałam na ręce obrączkę z dniem urodzenia. Niestety, kartka wewnątrz bransoletki była urwana, dlatego nie znam swojego prawdziwego imienia i nazwiska. Urodziłam się w piątek, 13. Pech, no nie? Jakoś niespecjalnie się tym przejmuję.
Weszłam do domu i udałam się do swojego pokoju. Włączyłam laptopa i zalogowałam się na tt. Po ogarnięciu wszystkiego, napisałam: rAnna sama w domu xDr1;. Jak w filmie. Wyłączyłam urządzenie i poszłam na TV. Po kilku minutach rozległ się dzwonek. Ciekawe kogo tu przyniosło? Podniosłam cztery litery i otworzyłam drzwi.
- Co... co wy tu robicie? - zapytałam na widok pięciu szerokich uśmiechów.

__________

Dodaję zaraz po tym, jak się obudziłam :3
Dziewczyny dziękuję Wam za to, co mi piszecie, cieszę się z tego ogromnie, a jak mnie to motywuje! Cieszę się, że podoba Wam się to moje opowiadanie. Jak pisałam wcześniej, zmotywowałyście mnie i będę się starać dodawać rozdziały codziennie, ale to pewnie nastąpi od wtorku/środy jak wrócę do domu.
Dziękuję Rebecca - zajrzałam na Twojego bloga i muszę powiedzieć, że podobają mi się te zdjęcia i grafiki. Są świetne!, klaria40 - dziękuję! wena się przyda :*
A więc do następnego! serce


AutorRE: Bo życie, to droga usłana różami, spomiędzy których wystają kolce.
~Nami
Moderator

avatar
Dodane dnia 23-07-2015 09:07
Dzięki za dedykację rozdziału! uśmiech To miłe. A co do opowiadania, to coraz bardziej mnie zaskakujesz i zaciekawiasz. Bardzo się ucieszyłam, jak zobaczyłam, że jest dalszy ciąg i od razu zaczęłam czytać.Czekam na kolejne rozdziały i życzę bardzo dużo WENY!!

Pamiętaj o spacjach po kropkach i przecinkach (;./Vic



Edytowane przez Victoria dnia 23-07-2015 11:33
55033889 Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Bo życie, to droga usłana różami, spomiędzy których wystają kolce.
~Rebecca
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 24-07-2015 20:43
Ah, co by tu powiedzieć, no. Świetne opowiadanie ^*^. Szkoda, że kolejny rozdział długo nie nastąpi :c. Ogólnie to rozdział znowu mnie pozytywnie zaskoczył, annul, naprawdę. Bardzo zaciekawiasz odbiorcę tym, co sama piszesz. To takie realistyczne! Nawet nie wiem, co mam powiedzieć, bo tak mi się podoba. Od razu przeczytałam rozdział, gdy weszłam na WinxBloggera, ale dopiero teraz piszę. Naprawdę brawo, bo opowiadanie jest na mega wysokim poziomie!



Edytowane przez Sophie dnia 25-07-2015 10:47
50085356 http://graficzno-fotograficznie.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Bo życie, to droga usłana różami, spomiędzy których wystają kolce.
~tecna16
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 24-07-2015 22:33
Wow! Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału... Jedyne tak wciągające opowiadanie. Wielki zaskok z tą sukienką... serce CORAZ CIEKAWSZE. Dawno czegoś takiego nie czytałam, a opowiadań czytałam naprawdę dużo... mruga. Jak wrócisz, szybko dodaj następny rozdział, bardzo cię proszę, bo mnie zżera ciekawość... Weny życzę... serce

PS. To jest coraz bardziej romantyczne... serce placze


Vera

zestaaw od Ania
Edytowane przez Smoczy_Plomien dnia 24-07-2015 22:42
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Bo życie, to droga usłana różami, spomiędzy których wystają kolce.
użytkownik usunięty
Dodane dnia 28-07-2015 11:06
Rozdział 12


- Podobno jesteś sama w domu, więc... - zaczął Tom.
- ...postanowiliśmy cię zaszczycić naszą obecnością - dokończył Nath.
- Aaa.
- No wiesz, nie widzieliśmy się kilkanaście godzin - odezwał się Max wchodząc do środka, tym samym ciągnąc za sobą resztę.
- Strasznie się za tobą stęskniliśmy, wiesz?
- Właśnie widzę - uśmiechnęłam się.
- Pooglądamy sobie horrora! - krzyknął radośnie Seev.
- Horror? - zapytał Jay.
- Beze mnie. Jakoś... nie mam ochoty - powiedziałam - Jakbyście chcieli coś do picia, to... - spojrzałam na Tom'a, który taszczył z kuchni dwie butelki Pepsi - ...on wam powie, gdzie szukać. Ja będę u siebie.
- Dołączam się - powiedział Jay uśmiechając się do mnie.
Zwinęłam chłopakom paczkę popcornu i poszliśmy do mnie.
- Twojej babci nie ma? - zapytał.
- Pojechała do Włoch do znajomej na tydzień.
Na moje słowa chłopak pokazał rząd białych zębów.
- O nie. Nie będzie tu żadnej, podkreślam żadnej imprezy.
- Ehh... Czekaj.
- Co?
- Nie uzyskałem odpowiedzi na moje pytanie.
- Jakie?
- Czy masz rodzeństwo - uśmiechnął się chytrze - Mieszkasz tak sama, z babcią? - Jay zadawał za dużo pytań.
Nie. No nie. Co ja mu odpowiem? Prędzej, czy później i tak by o to zapytał. Teraz właśnie jest to rpóźniejr1;. Mogłam się tego spodziewać...
- Ja... - spuściłam wzrok - nie mam nikogo... Siostry, brata..., cioci ani wujka... mamy... taty... Pani Lena... nie jest moją babcią... Znalazła mnie w parku, gdy miałam 3 latka... Nigdy nie buntowałam się przeciw rodzicom..., nigdy ich nie przytuliłam..., nigdy nikt mnie porządnie nie ochrzanił..., nigdy nie doświadczyłam tego uczucia, że rodzice są dla mnie wszystkim... - poczułam, jak moje oczy zachodzą mgłą, a po chwili policzki robią się mokre.
- Nie płacz - podszedł do mnie i przytulił - Twoja przybrana babcia jest wynagrodzeniem za rodziców.
Poczułam ogromną ulgę... Jakby ktoś zdjął ze mnie ciężar... W końcu to z siebie wyrzuciłam, pozbyłam się tego... Rozpłakałam się na dobre, dając upust emocjom.
- Cii, proszę nie płacz. Już dobrze, Ania...
Nagle wstał, wziął gitarę i zagrał piosenkę, którą mnie uczył. Robił przy tym tak komiczne miny... Zaczęłam się śmiać. Po chwili odłożył instrument i pokazywał jakieś... po prostu się wygłupiał. Wymyślał kolejne zwrotki piosenki, a mnie ze śmiechu bolał brzuch. W pewnym momencie złapał mnie za rękę i zaczął obracać. Tańczyliśmy (o ile można to tak nazwać) po całym pokoju, zwalając przy tym różne rzeczy. Jeśli chciał mnie rozśmieszyć, to udało mu się to. Robiliśmy właśnie jakiś przedziwny obrót, gdy zawadziłam nogą o brzeg łóżka i upadłam na nie razem z chłopakiem. Nie przestawałam się śmiać. Otworzyłam oczy i ujrzałam te piękne niebieskie siatkówki... Nasze twarze dzieliła jedynie odległość kilku centymetrów... Jay podpierając się jedną ręką, drugą odgarnął opadające na moje oczy włosy... Bałam się tego, co nastąpi... Patrzył mi głęboko w oczy uśmiechając się przy tym delikatnie... Byłam sparaliżo...
- Co wy tu tak cicho... Oouu.
Odskoczyliśmy od siebie, podnosząc się z łóżka. W drzwiach mojego pokoju stał nie kto inny, jak wszechobecny Tom z dość dziwnym wyrazem twarzy...
- Yyy... Jak tam film? - zapytałam, jakby nigdy nic mijając go i tym samym wychodząc z pokoju.
- Eee... może być - wydukał.
- Seev, możemy się przejść...? - zapytałam nieśmiało, wchodząc do salonu.
- Jasne - odpowiedział zaskoczony i wyszliśmy.
Powolnym krokiem kierowaliśmy się do parku.
- Coś się stało? - zapytał z troską.
- Uznałam, że skoro Jay już wie... Moja babcia... nie jest moją babcią...
- Jak to...
Usiedliśmy na ławce.
- Seev, ja jestem sierotą...
- Nie płacz - przytulił mnie, a ja wtulona w niego wszystko dokładnie mu wyjaśniłam.
- Mądra z ciebie dziewczyna - uśmiechnął się pocieszająco - Nie próbujesz na siłę ich odnaleźć... A poza tym?
- Nie rozumiem.
- To nie jedyne, co cię gryzie - spojrzał mi w oczy.
Czy przed nim nic się nie ukryje?
- Znaczy... bo...
- Poczekaj. Widzę, że coś cię dręczy, ale ty sama nie wiesz, jak to ubrać w słowa... Potrzebujesz pobyć trochę sama, prawda?
- Chybar30; chyba tak.
- Wrócimy do domu, zabiorę tych wariatów i ty sobie odpoczniesz, okey?
- Nie chcę się was pozbywać...
- A kto tu mówi o pozbywaniu się kogokolwiek? Dziwię się, że tyle z nami wytrzymałaś.
- Powinnam powiedzieć to samo o sobie.
- Oj przestań już, przestań. Chodź - uśmiechnął się ciepło i wróciliśmy do domu.

- Chłopaki, zbieramy się - oświadczył Siva wkraczając do salonu.
- Ale już?
- Równie dobrze możecie sobie film pooglądać u nas.
- No dobra...
- Dzięki - szepnęłam.
- Do zobaczyska! - krzyknął Nath i razem z pozostałą trójką wyszedł z domu.
- Dziękuję, że mogliśmy u ciebie...
- Seev, nie ma sprawy - uśmiechnęłam się.
- Narazie.
- Pa - pomachałam im na pożegnanie i zabrałam się za ogarnięcie salonu.
Gdy posprzątałam po gościach, poszłam się umyć i położyłam swe ciało do łóżka.


- Jay?
- Tak.
- Jak doszło do tego, że o mały włos jej nie pocałowałeś? - zapytał Tom, na co ja strzeliłem poker facer17;a.
- Pocałowałeś?! - dziwiła się reszta.
- No... próbowałem ją rozweselić i...
- Fajny sposób.
- Wyznałeś jej swe uczucia? - zapytał Nathan niskim głosem.
- Yyy... nie?
- Buuu!!!
- A teraz Jay wyjaśni wam, dlaczego - powiedział Max.
Rzuciłem mu karcące spojrzenie, a trzy pary oczu patrzyły na mnie, wyczekując odpowiedzi.
- Ehh... Cytuję: rNienawidzę, nie znoszę, nie cierpię The Wantedr1;
- A-ale..., że ona...? - pierwszy z szoku ocknął się Tom.
- Powiedziała ci?
- Słyszałem, jak mówiła, gdy mijałem ją na ulicy. Ale, kiedy zapytałem, by się upewnić... to się jedynie potwierdziło.
- Kiedy ją o to pytałeś?
- Wczoraj...
- Musisz jak najszybciej powiedzieć jej prawdę - stwierdził Siva.
- Jak dowie się wcześniej...
- Niby w jaki sposób.
- Hello - Sykes pomachał mi ręką przed oczami - Jesteśmy sławni. Radio, TV, prasa, Internet...
- Powiem jej... w najbliższym czasie.
- Nieźle. Podoba ci się dziewczyna...
- ...która nienawidzi pewnego zespołu...
- ..., a kumpluje się z nami...
- ...i nie wie, że my jesteśmy tym właśnie zespołem.
Mówili kolejno Nath, Tom, Siva i Max.
- Jay. Ona jest moją przyjaciółką. Nie rozmawialiśmy jeszcze o TW, ale jeśli trzeba będzie, to jej powiem - odparł Seev.
- Zrobię to! - odpowiedziałem dla świętego spokoju.
- No i dobrze.
- Gdy będzie ku temu najlepsza okazja - dodałem bardzo cicho.


Przez dwa kolejne dni dużo spacerowałam. Odwiedziłam park, moje drzewo, jezioro... Cały ten czas myślałam i myślałam...
Pewnego dnia obudziłam się bardzo wcześnie. Już ponad pół godziny, leżąc na łóżku, wpatrywałam się w sufit. Po chwili podniosłam się, podeszłam do lustra i usiadłam po turecku naprzeciw niego.
- Dobra - powiedziałam, patrząc na swoje odbicie - Odkąd zamieniłam z nim dwa słowa, chcę robić to częściej... Przy nim jestem sobą... Czuję się swobodnie... Mogłabym z nim porozmawiać o wszystkim... Ale jednocześnie, gdy jestem blisko niego, moje serce wariuje... Dziwnie się czuję... Myślę nad tym, co powiedzieć... Czasem się rumienię... Gdy go dotykam, moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz... A gdy go nie ma... Trochę mi smutno... Jaki z tego wniosek?
Przyglądałam się swoim oczom. Są... jakieś takie inne. Rozmarzone, błyszczące...?
- O Mój Boże - szepnęłam przytykając dłonią usta - Ja... zakochałam się...

__________


Jakoś mi się to udało i dodaję rozdział dzisiaj. Musiałam dla Was jakoś skombinować dostęp do internetu i wrzucić post. Jesteście kochane, dziękuję za te wszystkie miłe słowa, które mi tu wypisujecie.. To jest dopiero zastrzyk motywacji!
Rozdział dla Kochanych tecna16, Rebecca i Bloom333
Następny dodam w czwartek/piątek.
Do następnego kochani, pozdrawiam! serce


AutorRE: Bo życie, to droga usłana różami, spomiędzy których wystają kolce.
~Nami
Moderator

avatar
Dodane dnia 28-07-2015 21:18
Annul, ogromnie się cieszę, że napisałaś kolejny rozdział (bez poganiania czekam na następny). Coraz bardziej rozwijasz swoje opowiadanie i wywołujesz dreszczyk emocji. Ania i Jay - co z tego będzie? serce Czekam na dalszy ciąg i życzę WENY!



Edytowane przez Smoczy_Plomien dnia 30-07-2015 21:32
55033889 Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Bo życie, to droga usłana różami, spomiędzy których wystają kolce.
użytkownik usunięty
Dodane dnia 30-07-2015 14:26
Rozdział 13


- Nie. To niemożliwe... Jak nie, jak tak! - mówiłam do siebie, drepcząc po pokoju - Wszystko na to wskazuje. Ale zarazr30; Przecież ja się w nim tylko ZAkochałam, a nie KOCHAM. Teraz wystarczy tylko go unikać, nie myśleć o nim i mi przejdzie. Ha, jakie to proste! Zresztą, to aż 5... 4 lata różnicy! To jest niemożliwe, żeby on czuł do mnie coś, co wykracza poza granice przyjaźni.
Usiadłam na brzegu łóżka, lecz zaraz się podniosłam.
- Nie wysiedzę. Natychmiast muszę z kimś o tym porozmawiać. Hmm... Babci nie ma, a ja potrzebuję konwersacji w cztery oczy... Seev? No dobra, tylko co mu napisać? rMusimy porozmawiaćr1; - nie. Zbyt poważne. Pomyśli, że coś się stało... rWpadniesz do mnie na minutkę? Oczywiście, jeśli nie jesteś zajęty mrugar1;. Tak. To będzie idealne.
Już po chwili dostałam odpowiedź: rJasne ,) Będę za 5 min szeroki uśmiechr1;. To super. Ja jeszcze jestem w piżamach?! Z prędkością światła umyłam się i przebrałam.
Kończyłam robić kawę, gdy usłyszałam dzwonek. Poszłam otworzyć i po chwili siedzieliśmy w kuchni przy stole, zajadając się śniadaniem.
- Seev...
- Słucham?
- Po dwóch dniach długich, bardzo długich rozmyślań i ich podsumowaniu... doszłam do wniosku, że...
- Że...?
- ...ja...
- Ty...?
- ...zakochałam się...
- Naprawdę?! Skąd pochodzi? Jest przystojny? Jak się poznaliście? Znam go? Gdzie mieszka? Jak ma na imię? - Seev zadawał pytania, jak nakręcony.
- Ehh... Pochodzi z Anglii..., Skoro się w nim zakochałam, to... owszem, jest przystojny... Wpadliśmy na siebie na ulicy... - z każdym kolejnym wypowiadanym przeze mnie słowem, wyraz twarzy chłopaka stawał się coraz bardziej poważny - ..., Znasz go... Mieszka razem z tobą i... ma na imię...
- ...Jay - dokończył.
Spuściłam głowę i łyżeczką zaczęłam bezsensownie mieszać herbatę.
- Czyli jednak...
- Słucham?! - podniosłam głowę.
- Od kiedy poznałem cię z chłopakami zauważyłem, że akurat na Loczka patrzysz tak... inaczej. Pomyślałem, że to mi się tylko zdaje, lecz z czasem moje domysły tylko się potwierdzały.
- Aż tak to widać? - zarumieniłam się.
- Po prostu trzeba umieć patrzeć - uśmiechnął się - Powiedz mu - dodał po chwili.
- Chyba żartujesz. Nie chcę zniszczyć tej znajomości. Nie chcę, by Jay rozmawiając ze mną, musiał na każdym kroku zważać na słowa, bym czasem nie zaczęła sobie robić nadziei. Zresztą, ona ma 22 lata, jest 5 lat starszy, nie szuka sobie takiego bachora, jak ja, tylko dorosłej, pięknej kobiety - powiedziałam z akcentem na słowo pięknej.
- Kiedy masz urodziny?
- 13 kwietnia...
- A więc nie 5, a 4 lata. Zresztą wiek, to tylko liczba. I nie mów mi, że nie jesteś piękna.
- Ja tak nie uważam, ale jeśli ty tak myślisz... to twoje zdanie. Poza tym, to tylko zauroczenie, przejdzie mi.
- Skromna, mądra, nie ładujesz na siebie ton pudru... Na jego miejscu już bym z tobą chodził - uśmiechnął się - Ale po tym, co powiedziałaś... to już nie jest zauroczenie. Ty go kochasz...
Kubek, który podnosiłam do ust wysunął się z mojej dłoni i z hukiem roztrzaskał się o podłogę, rozpryskując swoją zawartość. Spojrzałam na chłopaka. Ma rację... On ma rację... Seev zerwał się i zaczął sprzątać rozbite naczynie. Ocknęłam się i dołączyłam do niego.
- Co chcesz zrobić? - zapytał stając przy drzwiach.
- A to ja powinnam coś z tym zrobić?
- Chyba tak tego nie zostawisz.
- No... taki właśnie miałam plan... - odpowiedziałam drapiąc się po głowie.
- Jeśli na razie, podkreślam NA RAZIE nie chcesz, aby on się dowiedział, twoje zachowanie ani odrobinę nie może się zmienić. Inaczej Jay zacznie coś podejrzewać.
- Ehh, jakoś to ogarnę.
- Jakby coś, to dzwoń - uśmiechnął się.
Pożegnaliśmy się i poszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i znalazłam trzy duże pudełka lodów. No co, czymś trzeba się zająć. Wzięłam jedno i usiadłam w salonie włączając TV. rOrzechowe z bakaliamir1; - brzmiał napis na opakowaniu. Obojętnie wzruszyłam ramionami i otworzyłam pudełko. Skakałam z kanału na kanał, co chwila wkładając sobie do buzi pełną łyżeczkę puszystych pyszności. Zakochałam się... W dorosłym chłopaku... Uhh, czemu to nie mógł być jakiś osiemnasto-, albo chociaż dziewiętnastolatek? Jak tylko dorwę tego małego przydupasa w pieluszce, który lata, jak nakręcony i strzela sobie tymi swoimi malutkimi, uroczymi strzałeczkami gdzie popadnie nie patrząc w kogo trafia i tym samym rujnując ludziom życie, osobiście wsadzę mu ten jego łuk w... pampersa. Jedno pudełko zjedzone i nic. Idę po drugie, tym razem truskawkowe. Zabrałam też dwie dwulitrowe butelki Pepsi. Tak swoją drogą, ciekawe, co teraz robią moi kochani rodzice. Ehh, zostawili mnie, jak psa! Chcieli mojej śmierci, a tu proszę. Ja żyję! Gdybym miała okazję im się za to wszystko odwdzięczyć, z pewnością władowałabym im kulkę w... Matko! Te lody chyba zamroziły mi część mózgu odpowiadającą za logiczne myślenie. A chłopcy? Oni są inni. Gdy powiedziałam im o mnie prawdę, nie pocieszali, ani nie użalali się nade mną. Nie robili ze mnie żadnej sierotki. A co, jeśli on czuje do mnie to samo...?
- Buhahahhaha - wybuchłam niepohamowanym śmiechem - Zdziwiłabym się, jeśli moja osoba spodobałaby się komukolwiek z płci przeciwnej.
Drugie pudełko lodów świeciło pustkami. Na samą myśl o trzecim, moje kiszki wyraziły bunt głośno burcząc.
- Ekhem. Drodzy wątrobo i żołądku. Nie mam jeszcze 18 lat, ale gdybym je już miała, zamiast w trzech paczkach lodów, problemy utopiłabym w trzech sześciopakach. Więc uwierzcie mi. Od 18 butelek piwa lepsze będą trzy opakowania lodów.
Najpierw zaczynam gadać do siebie, teraz do własnego brzuchar30; Lepiej pójdę już po te lody. rPyszny deser o smaku wanilii z dodatkiem pomarańczowego aromatu, przełożony ajerkoniakiem, polany czekoladą z orzechami arachidowymi, zwieńczony soczystą wisienkąr1;. Łał. Mieszanka wybuchowa? Z tym ostatnim ratunkiem w dłoniach usiadłam przed telewizorem.
...Za nami miejsce drugie, a teraz The Wanted z kawałkiem rChasing The Sunr1;r30; O Boże, znowu onir30; rIr17;m never, Ir17;m never down. Live forever, forever withr30;r1;
- Gdzie ten pilot?! O, jest.
Bez patrzenia na ekran wyłączyłam TV i wstałam z kanapy. Oouuu... Mój brzuch.
- Ulżyło na duszy, przybyło na ciele - mruknęłam pod nosem zbierając puste pudełka. Kiedy po wczorajszym party hardzie (czytaj: oglądaniu filmów przez chłopaków) nie było już śladu, postanowiłam, że spalę te lodowe kilogramy. Założyłam dres i pobiegłam do parku.
- Nigdy... więcej... nie będę... opychać... się... lodami... - mówiłam do siebie, opierając się o moje drzewo i usiłując złapać oddech.
Odpoczęłam jeszcze kilka minut i ruszyłam. Po drodze mijałam same zakochane pary. Ehh... Gdyby tak ja...
Nagle potknęłam się o własną nogę i z hukiem upadłam, uderzając o coś głową...

__________

Kolejny rozdział dzisiaj :3 Teraz mam nadzieję, będę je dodawać tylko regularnie.
Dziękuję Wam, że czytacie i pozostawiacie po sobie ciepłe słowa.
Pozdrawiam i do następnego serce


Strona 1 z 3 1 2 3 >
Skocz do Forum:
Logowanie
Zapamiętaj mnie



Rejestracja
Zapomniane hasło?

Witajcie na nowej wersji ShoutBox. Wszelkie problemy prosimy zgłaszać do administracji lub bezpośrednio do twórcy - Anagana.

Tylko zalogowani użytkownicy mogą pisać wiadomości.

^Flamli0
21:14:14 24.04.2024
ukazały się pierwsze strony komiksu fate, data wydania została przesunięta na 31 lipca
~Radi0
13:49:16 24.04.2024
Jak w winxie. Kreska tak zrobiona, że boje się że udziecinnili ten serial
~clax70
10:37:27 24.04.2024
Nowy sezon Odlotowych Agentek już 12 maja KLIK
~EmilyWinxClub0
16:53:23 22.04.2024
Tak czy siak, czasy kreski ręcznej z 1 sezonu minęły bezpowrotnie, teraz Bloom wygląda jak popular girl from high school, która dorabia w międzyczasie jako modelka, a nie zwyczajna dziewczyna
~EmilyWinxClub0
16:46:27 22.04.2024
Przyczepię się jeszcze do twarzy w animacji, bo po 3D jakie zaserwował nam Rainbow mam stres pourazowy do tych ich za wielkich oczu i pstrokatych nosów w połączeniu z komediową, zbyt żywą mimiką twarzy
~EmilyWinxClub0
16:42:22 22.04.2024
5-6* mam nadzieję, że to tylko testy bo jeśli użyją takiej animacji do gotowego produktu, to reboot padnie szybciej niż powstawał
~EmilyWinxClub0
16:40:20 22.04.2024
Widać, że animacja to jest dalej ta sama plastelina z sezonów 4-5 tylko podrasowana, ale niestety dalej źle to wygląda, zwłaszcza włosy i płynność
~EmilyWinxClub0
16:39:02 22.04.2024
Flora wygląda jakby była żywcem wycięta z Mia i Ja. Nie jestem całkowicie przekonana do tej transformacji jeszcze
~clax70
15:19:57 22.04.2024
Znalazłem taki concept art z reboota
~clax70
15:13:07 22.04.2024
*transformacja
~clax70
15:12:51 22.04.2024
Ta transformacją wygląda bardzo fajnie, ale w tych filmikach coś mi nie pasuje z twarzą Bloom
^Flamli0
8:53:50 22.04.2024
^Flamli0
8:51:20 22.04.2024
^Flamli0
8:50:43 22.04.2024
^Flamli0
8:50:35 22.04.2024
uwaga uwaga, mamy transformację z reboota i pierwszy fragment!
^Flamli0
18:57:56 18.04.2024
zapraszam na kolejny komiks ze starą kreską :> KLIK
~EmilyWinxClub0
14:21:20 18.04.2024
Z tym Netlfixem to raczej o nową kreskówkę Rainbow chodziło, nie o reboot
~Vixen0
21:57:52 16.04.2024
20 lat temu to miałam 7 lat XD
~Vixen0
21:56:04 16.04.2024
W sumie 8 sezon podobał mi się za fabułę, i piosenki, 5/10 :>
~Vixen0
21:55:15 16.04.2024
Bo stara kreska, jak i fabuła pierwszego sezonu to święta jest
~Vixen0
21:54:30 16.04.2024
Mam nadzieję że to nie będzie jakaś marna kopia sezonu pierwszego XD
~Vixen0
21:53:04 16.04.2024
Winxa
~Vixen0
21:52:54 16.04.2024
Ciekawe czy będzie miał mega animacje, mam nadzieję że fabuła będzie tak dobra jak na początku Windą
~Vixen0
21:52:18 16.04.2024
Chce już 2025 rok aby obejrzeć ten sezon 9 dla nowego pokolenia XD
~Vixen0
21:52:01 16.04.2024
OMG
Regulamin
Archiwum
lekkieb. lekkie
wersja: 3.0.4
Ankieta
Chcecie, jak co roku, wziąc udział w wigilijnych podarunkac?

Tak
Tak
69% [9 Głosów]

Nie
Nie
8% [1 Głosuj]

Nie wiem
Nie wiem
23% [3 Głosów]

Głosów: 13
Rozpoczęta: 20/11/2023 08:49
Zakończona: 26/11/2023 18:48

Archiwum Ankiet

.