Nowości
18.04.2024
❧ dodano komiks nr 238 - Cienie w Chmurnej Wieży

06.04.2024
❧ dodano komiks nr 161 - Technomagiczny konkurs

25.03.2024
❧ zaktualizowano odtwarzacze wideo - SEZON 1 FULL HD

18.03.2024
❧ dodano komiks nr 228 - Magia Flory i Miele

14.03.2024
❧ dodano komiks nr 237 - Dobry pomysł

08.03.2024
❧ dodano komiks nr 205 - Magia Winx Rock

19.02.2024
❧ dodano komiks nr 171 - W świecie snów

18.02.2024
❧ dodano komiks nr 208 - Siła natury

17.02.2024
❧ dodano komiksy nr 217, 218, 220, 221, 224, 226, 227, 229-231, 233, 234

14.02.2024
❧ dodano komiks nr 236 - Nowy początek

24.01.2024
❧ naprawiono muzykę z 2 sezonu

Użytkowników Online
 Gości Online: 1
 Brak Użytkowników Online

 Zarejestrowanych Użytkowników: 2,050
 Najnowszy Użytkownik: ~Betty
Dzisiejsi Solenizanci
julitka0148625

Twórczość
Opowiadania
❧  Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..  ☙

Strona 3 z 3 < 1 2 3
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~LunaFin
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 09-08-2015 20:15
Czy tylko ja mam ochotę przywalić tej dziewczynie patelnią? Niech się odwali od Rivena raz, a dobrze.
Masz talent dziewczyno! Przez ostatnie 24 godziny parę razy przeczytałam ten rozdział, ale przez brak dostępu do normalnej klawiatury nie mogłam go skomentować. Jednak teraz mam zamiar to zrobić.
Co mam powiedzieć żeby się nie powtarzać? Kolejny genialny rozdział który wciąga, intryguje i sprawia, że człowiek trzy razy sprawdza czy na pewno skończył go czytać.
Jak ja kocham Layle i Nabu w twoim wykonaniu. Są idealnie tacy jacy powinni być. Uwielbiam czytać fragmenty z nimi.
Zazdroszczę ci postaci Devona. Już od jakiegoś czasu próbuję wymyślić jakiegoś fajnego antagonistę na potrzeby mojego własnego opowiadania, ale nic nie przychodzi mi do głowy.
Kończę ten nieskładny komentarz, bo zaraz internet znów mi wyłączą.
Czekam na nexta i weny życzę.


(c) Meredith
Miniaturki / Opowiadanie / Grafika / Mój blog
Oficjalny członek stowarzyszenia "Klub Wrogów Klawiatury"
55268354 http://dziecismoka.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Magical Galyn
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 29-08-2015 14:06
Chapter 17.


Ociężałe powieki czarodziejki muzyki, leniwie powędrowały ku górze. Jej klatka piersiowa rytmicznie poruszała się w górę i za chwile znowu wracała do pozycji wyjściowej. Oddychała szybko i bardzo płytko. Drobne kropelki potu litrami lały się z jej bladej twarzy. Te wszystkie czynniki idealnie odzwierciedlały obecny stan jej ducha. Zamrugała gęsto, aby wyrwać się ze stanu ogólnego odrętwienia. Drżącym ruchem ręki przetarła mokre czoło i powoli uniosła się do pozycji siedzącej. Co za koszmar. I co najdziwniejsze, była nim tak wyczerpana, zupełnie tak jakby to wszystko wydarzyło się w rzeczywistości. I co ma teraz zrobić? Czy wszystko to, o czym mówił ten Devon mogło być prawdą? Czy rzeczywiście więzi gdzieś Laylę? I czy naprawdę ma szansę ją uratować wstępując na jej miejsce? Miała tysiące wątpliwości, jednak także dziwne przeczucie, że to wszystko z pewnością nie było wytworem jej wyobraźni. W końcu zwykłe sny nie wywołują z reguły tak gwałtownych reakcji, Musa czuła jak wszystkie kości i stawy bolą ją niemiłosiernie, tak jakby przed chwilą skończyła serię wyczerpujących ćwiczeń na siłowni. Przeciągnęła się powoli i skrzywiła się, słysząc niepożądany strzyk niektórych kończyn. Wstała ociężale z łóżka i zaczęła niemrawo przechadzać się po pokoju, nieświadomie podążając za szlakiem puszystego dywanu, umieszczonego na środku przestrzennej sypialni. Zatrzymała się dopiero wtedy, kiedy zaczęło jej się kręcić w głowie od zataczania zgrabnego koła. Wciąż nie mogła zrozumieć przekazu tamtego mężczyzny. Według niego potrzebował od niej czegoś z pewnością bardzo ważnego. Ale co to mogło być? Przecież na pierwszy rzut oka nie ma sobą zbyt wiele do zaoferowania. Ale jeżeli może uratować Laylę to nad czym ma się zastanawiać? Było pewne, że podejmując tą decyzję naraża się na śmiertelne niebezpieczeństwo, jednak Musa nie dbała o to. Było jej zupełnie obojętne co się z nią stanie. Najważniejsza była dla niej przyjaciółka, dla niej była gotowa nawet na najwyższe poświęcenia. Tylko co miało oznaczać: "Transakcja musi zaczekać"? Nie lepiej było zrobić wszystko od razu? Po co czekać? Przecież każda minuta grała kluczową rolę zważając na życie i zdrowie Layli. O co mogło chodzić? Czy teraz księżniczka Andros jest bezpieczna? Czy czarnoksiężnik ma zamiar ją wykończyć, zwodząc jednocześnie Musę, że ma się dobrze? W takim razie co robić? Znowu zasnąć i spróbować na nowo się z nim skontaktować? Zażądać natychmiastowej wymiany w trosce o bezpieczeństwo Layli? A co jeżeli jej sprzeciw dodatkowo pogorszy sytuację? Co, jeśli swoim spontanicznym i lekkomyślnym zachowaniem narazi Laylę ostatecznie i tym samym zaprzepaści swój cel? Do tego nie mogła dopuścić. Westchnęła i bezradnie opadła na łóżko. Jeszcze nigdy nie musiała borykać się z takim dylematem. Po raz pierwszy od jej decyzji zależało czyjeś życie. Layli, lub jej własne. Choć tym drugim nie przejmowała się zbytnio.

"Czarodziejka żyje dla innych, nigdy dla siebie samej."- przypomniała sobie słowa Bloom, które kiedyś wypowiedziała w Gardenii. W takim razie, ona żyła dla Layli. I ocali ją bez względu na wszystko. A póki jest szansa na jej uratowanie, nie mogła stracić nadziei. A jeżeli będzie musiała się poświęcić, zrobi to bez mrugnięcia okiem. Ostatecznie postanowiła odczekać wyznaczony czas, nie chciała dodatkowo zaszkodzić przyjaciółce. Miała tylko nadzieję, że ten mężczyzna, mimo paskudnego charakteru ma swój honor i dotrzyma danego jej słowa. Musiała mu zaufać, no bo jakie miała wyjście?

****

Wpadł do swojego domu jak burza, z taką siłą, że prawie drzwi wyleciały ze zardzewiałych zawiasów. Wściekłość, to zdecydowanie zbyt łagodne słowo porównując je do tego, co czuł w tej chwili. Bezgraniczna furia, to zdecydowane bardziej trafne określenie. Jak ona mogła to zrobić?! Na rozum jej padło, czy co?! Musiał naprawdę bardzo się wysilić, aby zapanować nad sobą. Już prawie zupełnie zapomniał o starej regule, że "Kobiet się nie bije". Niewiele brakowało, a rzuciłby się na Ariel z pięściami. Jednak najbardziej był chyba wściekły na siebie. Za to, że pozwolił jej na nieprzyzwoite zachowanie i bezsilnie patrzył jak Musa ponownie znika z jego życia zamiast rzucić się w pogoń za nią i nawet siłą zmusić ją, aby go wysłuchała. Chociaż z drugiej strony ona nie chciała wyjaśnień. Wyciągnęła własne wnioski i ślepo im ufała, zamiast poznać także jego wersję. Krótko mówiąc każdy miał swój udział w tym wszystkim i każdy dźwigał teraz zdradziecki ciężar winy, jaką ponosił za całe wydarzenie. Riven opadł na łóżko, oddychając głęboko. Czuł jak powoli emocje w nim buzujące opadają, wraz z ulatującym z płuc powietrzem, które głośno wydychał. Teraz nie miał na nic ochoty. Nagle wszystko stało się mu zupełnie obojętne. Nie obchodziła go ani ceremonia, ani nadchodzące zajęcia w Zakonie, z których jeszcze godzinę wcześniej cieszył się jak małe dziecko, bo chciał się w końcu wykazać i nauczyć się nowych technik walki. W końcu na tym polegało jego zadanie. Ale teraz miał ochotę po prostu rzucić się w lawinę zapomnienia i odetchnąć choćby na chwilę. Przymknął powieki, a ręce ułożył sobie wygodnie pod głową. Jego puls powolnymi krokami wracał do normy, a oddech stawał się coraz bardziej miarowy. Wyglądało na to, że niespodziewanie uciął sobie drzemkę. Nie potrwała jednak ona długo, gdyż do jego uszu dobiegł nieznośny dźwięk pukania do drzwi. Z grymasem na twarzy podniósł się z wygodnego posłania i poczłapał w ich stronę. Otworzył je po chwili namysłu i dosłownie miał ochotę zatrzasnąć je z powrotem. Ona tam stała. Popatrzył na nią kamiennym wzrokiem i choć się do niego uśmiechnęła, on tego nie odwzajemnił. Była ostatnią osobą, z którą chciał teraz rozmawiać. Pomijając fakt, że w ogóle nie miał ochoty na jakąkolwiek dyskusję. Skrzywiła się nieco, widząc jego chłodną reakcję.
- Możemy porozmawiać?- zapytała spuszczając wzrok na swoje buty i chowając splecione dłonie za plecami.
- Nie mamy o czym.- warknął złośliwie, zamykają drzwi. Natrafił na przeszkodę w postaci stopy dziewczyny, która najwyraźniej nie zamierzała tak łatwo odpuścić. Specjalista spojrzał na nią z wyrzutem, wciąż nie dopuszczając do siebie żadnych pozytywnych emocji, które zazwyczaj dosłownie od niej pochłaniał. Teraz chciał jej pokazać, że przesadziła. Nie miał zamiaru odpuścić jej tego płazem.
- Mamy.- uparła się i siłą wdarła się do środka, odpychając chłopaka na bok z wielkim wysiłkiem. Riven stanął pod ścianą i skrzyżował ręce na piersi. Był niezmiernie ciekawy co ma mu jeszcze do powiedzenia. Zdziwił się, że w ogóle miała czelność pokazywać mu się na oczy po tym co zrobiła. Przeszył ją bezdusznym spojrzeniem i w ciszy czekał, aż coś powie. Minuty mijały, a żadne z nich nie wypowiedziało ani słowa.
- Przepraszam.- wydusiła w końcu dziewczyna, głośno przełykając ślinę.- Wiem, że źle postąpiłam.- dodała wyraźnie skruszona. Jednak te słowa nie zrobiły na mężczyźnie żadnego wrażenia. Tym razem zaparł się naprawdę mocno i zapewne będzie musiało upłynąć sporo czasu, zanim mu przejdzie.
- Jeżeli to wszystko, to wyjdź.- rzucił niezwykle sucho. Ariel westchnęła. Sama nie wiedziała na co liczyła przychodząc tutaj. Przecież to było oczywiste, że jest na nią wściekły i zwykłe "Przepraszam" nie wystarczy.
- Naprawię to!- wykrzyczała cała w nerwach.- Zobaczysz, zrobię wszystko co w mojej mocy.- obiecała i tym razem zauważyła niewielką zmianę na kamiennej twarzy Rivena. Jego brwi, delikatnie drgnęły, tak jakby chciały powędrować do góry. Poza tym jednak nic się nie zmieniło. Dziewczyna rozchmurzyła się nieco, kiedy zrozumiała, co musi teraz zrobić, aby oczyścić swoje sumienie i udobruchać Rivena.
- Obiecuję!!- wrzasnęła wybiegając na zewnątrz szybciej niż kiedykolwiek. Specjalista odprowadził ją zdziwionym spojrzeniem i z trzaskiem zamknął drzwi. Miał nadzieję, że już nikt nie będzie mu przeszkadzał.


*****

Musa podeszła do okna i dopiero teraz uświadomiła sobie, że słońce dopiero połowicznie wyłoniło się zza horyzontu. Zatem musiała wstać naprawdę wcześnie, skoro zdążyła już wykonać poranną toaletę. Jakby na potwierdzenie tego stwierdzenia, cichutko ziewnęła. Postanowiła zajrzeć do Nex'a którego sypialnia znajdowała się za ścianą. Cichutko przekradła się do pomieszczenia obok i tak jak od początku przeczuwała, Nex jeszcze smacznie spał. Podeszła na palcach i przysiadła się delikatnie na skraj jego łóżka. Na jej usta wkradł się delikatny uśmiech. Wyglądał tak uroczo i niewinnie, kiedy spał. Aż trudno uwierzyć, że przed nią leżał dorosły mężczyzna, a nie mały chłopiec. Nie mogła się powstrzymać i pogłaskała go delikatnie po roztrzepanych włosach. Właśnie uświadomiła sobie, że prawdopodobnie to właśnie z nim będzie jej najtrudniej się pożegnać. Owszem, czasami miała wrażenie, że nie ma do niego siły, jednak nie mogła zaprzeczyć, że ostatnio bardzo się do siebie zbliżyli. Na razie wolała jednak nie myśleć o pożegnaniach, jakie ją czekają, wolała cieszyć się upragnioną chwilą spokoju. Nie miała serca go budzić o tak wczesnej porze, więc postanowiła zajrzeć do Layli. Miała jedynie nadzieję, że nie zgubi się w tym olbrzymim zamku.


*****

Pod wpływem impulsu siłą własnych rąk wyrwał sporych rozmiarów kawał lodu i rzucił go w kierunku Layli, która już częściowo odpłynęła. Na szczęście nie straciła jeszcze całkowicie kontaktu z rzeczywistością, więc odruchowo złapała go, a następnie zdając się na własną intuicję zasłoniła się nim jak tarczą. Nabu miał rację. Nieskazitelnie czysty, lodowy kryształ działał na tej samej zasadzie co zwyczajne lustro. Lodowy skrawek zdołał odbić tajemnicze wiązki laserowe, którymi Strażnik usiłował zahipnotyzować Laylę. Ryknął przeraźliwie, kiedy jego własna broń oślepiła go na kilkanaście sekund. Księżniczka Andros wykorzystała moment jego nieuwagi i pośpiesznie wycofała się do tyłu, intensywnie pracując przy tym nogami. Następnie dźwignęła się na nogi i rzuciła się w kierunku, w którym ujrzała delikatną sylwetkę ukochanego, unoszącą się w powietrzu. Gdyby nie on, pewnie już dawno padła by ofiarą tego potwora. Nie mogła go nawet przytulić w podzięce. Ta okrutna klątwa...czy istnieje sposób na zdjęcie uroku? Przecież to niemożliwe, żeby Nabu na zawsze pozostał bezcielesnym duchem. Obiecała sobie, że jak tylko się stąd wydostanie, od razu zacznie szukać rozwiązania tej zagadki.
- Dziękuję.- wyszeptała jedynie w jego stronę. Na moment, sylwetka czarodzieja stała się wyraźniejsza niż zwykle. Zdołała dostrzec uśmiech na jego twarzy. Wyciągnął rękę przed siebie, tak jakby chciał jej dotknąć. Utrzymując minimalną odległość pomiędzy nimi zatoczył delikatny ruch, tuż przy jej policzku, dając jej do zrozumienia jak bardzo pragnął poczuć jej delikatną skórę. Jednak powstrzymywał się. Robił to w trosce o jej bezpieczeństwo. Uśmiechnęła się do niego poprzez łzy, jednak natychmiast otarła słoną ciecz, widząc jego znaczące spojrzenie. No tak. Obiecała, że te oczy przecież już nigdy nie będą płakać. Niestety nie mieli więcej czasu na to, aby cieszyć się swoim towarzystwem, ponieważ Strażnik powoli odzyskiwał siły. Nabu za pomocą magii uniósł Laylę do góry i skręcił gwałtownie w lewo, choć zaczął odnosić wrażenie, że kręci się bez celu w niewidzialnym labiryncie.



*****

W końcu, po dłuższej chwili intensywnych poszukiwań trafiła do odpowiedniej komnaty, w której leżała Layla i Nabu. Ostrożnie zajrzała przez lekką szparę w drzwiach i ze zdziwieniem odkryła, że już o tej porze, wszystkie ziemskie czarodziejki krzątały się w tą i z powrotem przygotowując z całą pewnością jakieś lekarstwa z najróżniejszych ziół znajdujących się na wyspie.
- Dobrze, że jesteś.- przywitała ją niespodziewanie Aurora. Musa nieśmiało weszła do pomieszczenia, przykuwając uwagę wszystkich zebranych.
- Pamiętasz od kiedy Layla jest w takim stanie?- zapytała pośpiesznie Morgana prowadząc młodą czarodziejkę na fotel, na którym Musa posłusznie usiadła.
- Tak, pamiętam.- westchnęła zmuszona powracać pamięcią do niechcianych wspomnień.- Byłyśmy wtedy na Andros. Pływałyśmy w oceanie, aż nagle..-tutaj urwała, chcąc jak najlepiej dobrać słowa i przy okazji nie rozkleić się.- Laylę porwał jakiś stwór. Podobny do ośmiornicy. Pamiętam, że wypuszczał z siebie jakąś dziwną substancję, która wywoływała drętwienie ciała. Ledwo ich dogoniłam.- wyjaśniła Musa, wzdychając ciężko.
- Rozumiem.- Morgana skinęła głową, pogrążona w głębokim skupieniu.- Aby stworzyć antidotum postanowiliśmy cofnąć się do przeszłości i poznać przyczynę zakażenia.- wyjaśniła królowa. Musa wiedziała jednak, że ich starania pójdą na marne. Wiedziała, że tylko ona jedna może pomóc Layli. Skinęła głową, niezauważalnie skrzywiając się. Powiedzieć im to wszystko, czy nie? Chyba lepiej ich nie narażać, no ale z drugiej strony po co mają się trudzić na darmo?
- To nic nie da.- oznajmiła zagadkowo i opuściła pomieszczenie tak szybko, jak się w nim pojawiła. Wszyscy zebrani, patrzyli z niedowierzaniem na drewniane wrota, które przed chwilą zatrzasnęły się za czarodziejką. Roxy skinęła jednie głową i szybko pobiegła za przyjaciółką, chcąc wyciągnąć od niej jakieś wyjaśnienia.

*****

Tymczasem, na planecie spokoju i harmonii nastał nowy dzień. Niestety nikt z mieszkańców królewskiego pałacu nie mógł liczyć na spokojny i rutynowy poranek. Od samego rana, Król Alexander, wściekły jak osa, przechadzał się po całym zamku, wydając krótkie, zwarte i surowe polecenia w kierunku służby. Niedługo niezwykle ważni goście mieli zawitać na Melodię, a Musa przepadła jak kamień w wodę. Od samego rana, świta królewska przeczesywała nawet najskrytsze zakamarki planety w poszukiwaniu księżniczki, niestety z marnym skutkiem. Wściekłość króla sięgnęła wtedy zenitu. Rozkazał wszystkim strażnikom wyruszyć na poszukiwania Musy, mieli za zadanie przeszukać każdą planetę w Magicznym Wymiarze. Wszyscy dobrze znali charakter czarodziejki i wiedzieli, że może być dosłownie wszędzie. Zapowiadało się niemałe zamieszanie.


*****


Tadam! Kolejny rozdział, który- nie ukrywam.- jak dla mnie jest kompletną porażką zważywszy głównie na skromną długość. Cóż, nie będę oszukiwać, że z moją weną jest ostatnio cienko i naprawdę się napociłam, żeby napisać to coś, co widzicie powyżej. Ani trochę nie zaspokoiło to moich ambicji, bo chciałam napisać coś o wiele lepszego, no ale w końcu lepsze to, niż nic. Nie pozostaje mi nic innego jak przeprosić i obiecać, że w następnym rozdziale będzie dużo więcej akcji (a przynajmniej mam taką nadzieję). Pozdrawiam Wszystkich i do następnej notki uśmiech.


32772333 http://winx-club-riven-and-musa-my-story.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~LunaFin
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 29-08-2015 17:11
Końcówka wakacji robi się coraz lepsza. Ogarnęłam gimpa, zaczęłam pisać nowe opowiadanie (link w podpisie) i jeszcze do tego ty dodałaś rozdział. Czy może być lepiej?
Powiem szczerze, że ten rozdział jest tak genialny, że sama nie wiem, co napisać. Jest Nabu i Layla, jest Musa i jest Ariel, która chce wszystko naprawić.
Zaczyna mi się podobać wątek przyjaźni między Nexem i Musą. Zawsze uważałam, że nasza czarodziejka muzyki potrzebuje kogoś takiego, kogoś, kogo mogła traktować jak starszego brata. Nex idealnie pasuje do tej roli.
Trochę boję się tego, co zrobi Musa. Przecież musi być jakiś inny sposób by uratować Laylę.
Prawda?
Strasznie nieskładny ten mój komentarz, ale niestety najtrudniej komentuje się opowiadania bardzo dobre.
Czekam na nexta i weny życzę.


(c) Meredith
Miniaturki / Opowiadanie / Grafika / Mój blog
Oficjalny członek stowarzyszenia "Klub Wrogów Klawiatury"
Edytowane przez Smoczy_Plomien dnia 29-08-2015 22:12
55268354 http://dziecismoka.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~kasia1791
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 29-08-2015 21:45
Przyznam, że coraz bardziej podoba mi się twoje opowiadanie, do tego coś między Musą i Nexem sprawia, że jestem w stanie go zaakceptować bardziej z Musą niż z Laylą. Czekam na kolejne rozdziały mruga.



Icy piękny zestawik mruga

Moja grafika naWB
O my ghulmruga
Zapraszam na moje pierwsze opowiadanie. Proszęmruga
KLIK
Edytowane przez Smoczy_Plomien dnia 29-08-2015 22:09
48556438 Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Magical Galyn
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 21-09-2015 18:29
Chapter 18.

Czarnoksiężnik dumnie przechadzał się po swoim królestwie, które na dobrą sprawę, jak na razie nie przypominało niczego, co może się kojarzyć z tym określeniem. W końcu kupa gruzów lewitujących bezwładnie w bliżej nieokreślonej próżni w żaden możliwy sposób nie przypominała typowego mocarstwa, godnego na to, aby mieszkał w nim najpotężniejszy Czarodziej wszech czasów. No, przynajmniej Devon miał o sobie tak wielkie mniemanie. Był jednak pewien, że już niedługo wszystko się zmieni. Był wprost przekonany, że już niedługo wywróci wszystkim życie do góry nogami. Nie miał żadnych wątpliwości, że w imponująco krótkim czasie zostawi nieodwracalne piętno na kartach Historii Magixu, a wszyscy jego mieszkańcy będą drżeć na samą myśl o Jego wielkiej potędze, będą płaszczyć się przed nim jak kłody, aby tylko okazał im odrobinę litości, bezgranicznie ociekającej złośliwością, nienawiścią i mroczną potęgą. Taka wizja przyszłości Magicznego Wymiaru, z całą pewnością satysfakcjonowała sadystycznego mężczyznę. Jego sine usta wykrzywiły się w złośliwym uśmieszku, kiedy te obrazy, niczym film, przesuwały się w Jego głowie. Był pewny swojego triumfu. No bo kto w ogóle pomyśli, aby mu przeszkodzić? Nie ma przecież osoby z taką mocą i odwagą, aby pokonać Pana wszystkiego co złe, posiadacza nieskończonej, mrocznej energii. Nie ma siły, która może powstrzymać Jego determinację. Nie ma siły, która zdoła go przyćmić. Przynajmniej Devon tak myślał. Ba, był tego pewny. Cóż, zbytna pewność siebie i lekceważenie potencjalnie słabych przeciwników nigdy nie popłaca. Niestety, zaślepiony swoim egoizmem czarnoksiężnik nie dostrzegał tej oczywistej rzeczy.

****

Musa szybko zaszyła się w swojej sypialni. Jak przez mgłę pamiętała pojedyncze nawoływania Roxy. Nie miała ochoty składać wyjaśnień. Czuła, że naraziłaby wtedy wszystkich na niebezpieczeństwo. Dlatego wolała odgrywać wariatkę niespełną rozumu i milczeć. Teraz ma przynajmniej połowiczną pewność, że wszyscy, na których jej zależy są bezpieczni. A lepsza taka pewność, niż żadna. Chociaż kto wie, co rodzi się w szaleńczym umyśle, rządnym tylko i wyłącznie panowania nad światem? Musa poczuła, że znowu popada w pewnego rodzaju obłęd, spowodowany prawdopodobnie samotnością. I nie chodziło tu o dosłowne znaczenie tego słowa. Paradoksalnie wokół niej kręciło się wiele istot, jednak żadna z nich, absolutnie nikt nie wiedział, co tak naprawdę kryje się w jej myślach. Najbardziej chyba brakowało jej właśnie tego. Swobodnej możliwości wymiany myśli. W końcu ile jeszcze mogła dusić to wszystko w sobie? Czarodziejka westchnęła, przekręcając zamek wewnętrzny. Nie chciała teraz żadnych nieproszonych gości. Musiała znowu, na spokojnie wszystko sobie poukładać. To wszystko działo się tak szybko..zdecydowanie zbyt szybko. Opadła sztywno na łóżko i wlepiła spojrzenie w bogato ozdobiony, lekko pozłacany sufit. Niestety, nie potrafiła teraz zachwycać się pięknym wystrojem komnaty. Jej myśli cały czas krążyły po zupełnie innych torach. Dziwny sen, jaki miała tej nocy nie dawał jej spokoju nawet na chwilę. Kim był ten czarodziej i co on miał wspólnego z jej zmarłą matką? Do czego ona jest mu potrzebna? I jaka jest pewność, że nie robi jej w balona? Co, jeśli stawi się na spotkanie, poświęci się, a Layla wciąż będzie więziona, gdzieś, nie wiadomo, gdzie?
No, ale z drugiej strony jakie miała wyjście? Musiała tańczyć, tak jak on jej zagra. To strasznie raniło jej godność i twardy charakter, no ale musiała to jakoś przetrwać. W końcu w grę wchodziło coś niezwykle cennego. Najcenniejszego w całym wszechświecie. Ludzkie życie. Nie jednej, ale kilku tysięcy osób. Musa była pewna, iż skoro Devon porwał Laylę, spokojnie może zrobić to samo z każdym. Dlaczego więc jego wybór padł na czarodziejkę fal? Odpowiedź była oczywista. To na niej, Musie zależało najbardziej. Sprytny czarnoksiężnik doskonale wiedział, jak zmusić czarodziejkę do wykonywania jego rozkazów. Nie wiadomo dlaczego, Musa nawet poprzez zwykły sen, poczuła dziwną i przerażającą zarazem więź z mężczyzną. Tak jakby znała go od zawsze, ale przecież to...niedorzeczne. Przecież widziała go pierwszy raz na oczy. Nigdy wcześniej nie słyszała o nim ani słowa. Kim on był i czego od niej chciał? Co kryje się za tym wszystkim i kiedy ujrzy światło dzienne? Musa tego nie wiedziała. Westchnęła ciężko i zwinąwszy się w kłębek, próbowała ponownie zasnąć. Łudziła się, że znowu przyśni jej się ten sam koszmar, a ona znowu dostanie możliwość kontaktu z Devonem. A kiedy tak się stanie, wypyta go o wszystko, co trapi ją w tej chwili. Niestety jednak, jej postanowienie spełzły na niczym, gdyż Morfeusz, tym razem nie wyraził chęci zabrania czarodziejki do swojej krainy. Dziewczyna westchnęła, zwlekając się z wygodnego posłania. Nie wiedząc za bardzo co ma teraz ze sobą zrobić niemrawo wyszła przez drzwi balkonowe na zewnątrz i głośno odetchnęła, nabierając przy okazji duże ilości świeżego powietrza do płuc. Stukając paznokciami o chropowate mury zamku jeszcze raz analizowała wszystkie "za" i "przeciw". Jeszcze nigdy nie stanęła przed tak wielkim dylematem. Jeszcze nigdy od jej decyzji nie zależało nic tak ważnego. Teraz było to dosłownie "być, albo nie być". Przez moment, gdzieś na dnie jej umysłu, nieśmiało zaświeciła się czerwona lampka, która podpowiadała podstęp. Podstęp przeciwko Devonowi. Ale Musa szybko odrzuciła tą ewentualność, wiedziała, że szanse pozytywnego finiszu całej akcji są tak naprawdę znikome. Ktoś taki jak on na pewno nie da się tak łatwo oszukać. Kto wie? Może nawet cały czas siedzi jej w głowie, lub jakoś ją obserwuje? Kto wie do czego jest zdolny. Musiała zachować zdrowy rozsądek, jeżeli chciała uratować przyjaciółkę. Nie było innego wyjścia- musiała przystać na warunki czarnoksiężnika. Nieśmiała łza spłynęła jej po policzku. Jej metaforyczna "zbroja", która przez tyle lat w miarę skutecznie ją ochraniała i nie wpuszczała do niej gości o nazwie "łzy", teraz zdawała się jakby ulec uszkodzeniu, przez co niechciane odruchy i emocje, skutecznie wnikały w organizm dziewczyny. Czuła, że powoli wykańcza się psychicznie. Chciała, aby po prostu wszystko się skończyło. Chciała, aby wszystko było tak jak dawniej. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak trudne chwile ją czekają. Będzie musiała pożegnać się ze wszystkim. Jednak jej decyzja była już nieodwołalna. Uratuje Laylę, choćby i za cenę własnego życia. Nie mogła równocześnie zaprzeczyć, iż pomimo wielu bolesnych wspomnień będzie jej tego wszystkiego bardzo brakować. Była także pewna, iż jeżeli pójdzie na to spotkanie, to już nigdy nie wróci.


****

Granatowowłosy chłopak, w samotności snuł się powoli, wśród gęstej szaty roślinności. Sam nie wiedział co jest celem, tej krótkotrwałej wędrówki, jednak cieszył się wszechobecną ciszą i spokojem. Przejechał palcami po nastroszonej czuprynie i przysiadł na brzegu uroczego, niewielkiego jeziorka. Odnalazł wzrokiem stosunkowo płaski kamień i sprawnym ruchem, puścił na wodę okazałą kaczkę. Z upływem czasu, zaczął wykonywać tą czynność automatycznie, do chwili, kiedy wszystkie kamyki nadające się do tego celu spoczęły bezpiecznie na dnie jeziora. Tkwił w głębokim zamyśleniu. Nie mógł uwierzyć, że już niedługo nadejdzie ten dzień, wiążący się z tak wielkim cierpieniem. Trudno było mu pojąć, że tyle lat już minęło. Kiedy dowiedział się o śmierci swojej matki, był przekonany, że nigdy się z tym nie pogodzi, a nadchodzące dni, miesiące i lata będą się dłużyć w nieskończoność. Tymczasem stało się zupełnie inaczej. Czas jakoś zleciał. Jednak czy mógł stwierdzić, że pogodził się z zaistniałą sytuacją? Czy było to w ogóle możliwe? Na pewno nie. Jedyne, czym mógł wyjaśnić sobie obecny stan własnego ducha, na pozór bardzo spokojnego rutynową codziennością, było przyzwyczajenie. Przyzwyczajenie do ogromnego bólu, który czaił się w Jego sercu już od lat. Wiadome było, że nigdy tego nie zaakceptuje. Nigdy nie zdoła żyć tak, jakby nic się nie stało. To było wprost nierealne. Nie wiedział nawet która to już rocznica. Najzwyczajniej w świecie pogubił się w liczeniu, kto wie, może nawet nie chciał znać konkretnej liczby. No bo jakie to ma znaczenie? Żadne. Martwił się, że ceremonia nie zdąży się odbyć przed tą ważną i jakże osobistą dla niego datą. Jednak Xavier znał już go tak długo iż sam doskonale pamiętał ten jeden dzień w roku. Ryan mógł wówczas robić to, co chciał. Miał święty spokój od wszelkich zajęć, jak i innych wydarzeń rozgrywających się w Zakonie. Od lat, możliwe dyskretnie przemykał się na swoją rodzinną planetę i odwiedzał niewątpliwie najbardziej ponure i smutne miejsce na Ziemi. Cmentarz. W tym roku nie mogło być inaczej. Zawsze jednak, zjawiał się tam grubo po zachodzie słońca. Był pewien, że w ciągu dnia, mógłby natknąć się na osoby, za którymi niespecjalnie się stęsknił, dlatego wolał uniknąć konfrontacji z nimi. Tym razem miał jednak nadzieję spotkać ją. Co roku miał na to nadzieję, jednak za każdym razem, wracał do domu z zawodem. Kto wie, może tym razem będzie inaczej?

Obudził się z rozmyślań dopiero wtedy, kiedy zachodząca, złocista tarcza słoneczna, zaczęła odbijać się w wodnej tafli. Chłopak przymrużył powieki, pod wpływem intensywnych promieni słonecznych, które negatywnie wpływały na jego oczy i pośpiesznie dźwignął się na nogi. Musiał porozmawiać z Xavierem. Bądź co bądź, traktował go jak Ojca i jego zdanie, w każdej kwestii, było dla Ryana niezwykle ważne. Starając się odgonić smętne wspomnienia, mężczyzna żwawym marszem skierował się w stronę wyjścia z lasu.

****


Tymczasem w Czerwonej Fontannie, Codadorta właśnie skończył prowadzić zajęcia, potocznie przez jego podopiecznych, określane jako "seans tortur". Jak widać, tragedia w Chmurnej Wieży, zamiast uspokoić zapał nauczyciela i dać chwilę do refleksji, jeszcze bardziej wznieciło Jego determinację i chęć do działania. Niewinne marzenia każdego z magików na chwilę spokoju i relaksu, zostały brutalnie pozbawione racji bytu i odesłane daleko w niepamięć. Najwyraźniej prawa ręka Saladina, postanowiła jeszcze bardziej podnieść poprzeczkę prowadzonych zajęć i jeszcze bardziej podwyższył własne wymagania, co do swoich uczniów. Sky, po zadbaniu o swoją higienę osobistą, zmęczony szurając nogami po ziemi, z trudem dotarł do swojego pokoju, który dzielił naturalnie z Brandonem. Niedbałym ruchem odrzucił ręcznik gdzieś na podłogę i rozsiadł się na swoim łóżku. Rzadko zdarzały się takie chwile, kiedy miał okazję pobyć sam ze sobą, nie martwiąc się zupełnie o nic. No..prawie o nic. Jednak najwyraźniej, taka okazja właśnie nadarzyła się młodemu specjaliście. Korzystał z chwili samotności i świętego spokoju. Brandon zaraz po zajęciach dostał telefon od Stelli i rzecz jasna- poleciał do niej jak na skrzydłach. Księżniczka Solarii najwyraźniej była zażenowana sytuacją, w jakiej się obecnie znajdowała. Wciąż nie mogła do końca zaakceptować faktu, że musi mieszkać pod jednym dachem z Wiedźmami. Przez to liczba spotkań jej i Brandona w ostatnim czasie diametralnie się zwiększyła. Dziewczyna naturalnie zwierzała się swojemu chłopakowi ze wszystkich swoich problemów, a on oczywiście należycie udzielał jej wsparcia.
Sky również z początku chciał wybrać się do Alfei, aby porozmawiać ze swoją dziewczyną, jednak zrezygnował z tego szybko, ponieważ czarodziejka smoczego płomienia, ostatnimi czasy zdecydowanie bardziej preferowała samotność. Wzbudzało to niemałe zaniepokojenie u Księcia Heraklionu, ale postanowił zaakceptować taki rozwój wydarzeń. Nie miał do niej żadnych pretensji, ani żalu, jednak wolałby wiedzieć, co się dzieje. W tej chwili niewiele mógł jednak zrobić w tej sytuacji, więc pozostawiony sam sobie snuł się bez celu po swoim akademiku. Po upływie pół godziny, czuł, że za chwilę zwariuje w czterech ścianach, dlatego postanowił się przejść. Bez celu, przed siebie, dla zabicia czasu. Z rękami schowanymi w bluzie od dresu zaczął przechadzać się po korytarzach szkoły. Nie wiadomo dlaczego nogi same poprowadziły go na koniec korytarza. Do od niedawna zupełnie pustego już pokoju. Zacisnął zęby i wszedł do środka. Dawno go tutaj nie było. Odkąd wszyscy lokatorzy tego pomieszczenia zniknęli, zwyczajnie nie miał odwagi, aby ponownie tu przyjść. Na pierwszy rzut oka, niewiele się tu pozmieniało. Poczuł, jak od niezliczonej ilości kurzu, nieznośnie drapie go w gardle. Nie zraził się jednak i odchrząknąwszy powoli przemierzał kolejne metry. Wracały wspomnienia. Bordowe ściany, ciemne panele, zakurzone meble, poszarpany dywan, wymięty i pognieciony, jakby wyjęty z pyska psa. Niegdyś akademik Rivena i Nabu. Sky westchnął ciężko opadając na jedno z łóżek. Nie pamiętał do którego z dawnych lokatorów ono należało, ale czy było to ważne w tej chwili? Nie mógł uwierzyć w to, że tak wiele wydarzyło się zarówno w życiu jego własnym życiu, jak i jego przyjaciół. Zaledwie trzy lata wcześniej siedzieli tutaj całą paczką, grali w butelkę, albo w zośkę i cieszyli się błogim lenistwem. A teraz? Z ich gromady pozostała jedynie garstka. Dwójka z nich odłączyła się, jeden niestety zginął, śmiercią tragiczną. Kiedy zdołali się chociaż odrobinę podnieść po stracie swojego kompana, drugi odszedł, nie wiadomo gdzie. Zostawił ich tak nagle, bez żadnego przygotowania. Czy to było w porządku? Cóż, w związku z tą tezą mogłoby powstać wiele różnych opinii. Jako przyjaciele byli zmuszeni uszanować jego decyzję, ale z drugiej strony chyba należały im się jakieś wyjaśnienia, prawda? Co było powodem tego postanowienia? Dlaczego sprawy musiały zajść tak daleko?
Sky ponownie westchnął i jeszcze raz przeanalizował wzrokiem całe pomieszczenie. Szafa aż nie domykała się od nadmiaru ciuchów w niej nagromadzonych, na szafce nocnej nadal stał budzik, na półce królowały różnego rodzaju książki pozostawione w "artystycznym nieładzie". W prawym rogu, stała gitara elektryczna, którą Riven swego czasu dostał od Musy na urodziny. Na biurku leżało nawet wypracowanie, które buntownik miał przekazać wykładowcy następnego dnia. A więc już było wszystko jasne. Riven nie planował tego odejścia. Podjął tą decyzję zupełnie spontanicznie. Z jakiego powodu? Tego Sky nie mógł zrozumieć.

Blondyn sięgnął po fotografie, starannie oprawioną w drewnianą ramkę. Przejechał palcami po gładkiej szybce i z niezwykłą dokładnością wytarł kurz z cennej pamiątki. Następnie przyjrzał się fotografii. Było to ich ostatnie wspólne zdjęcie, zrobione jeszcze w Gardenii, po zakończeniu jednego z koncertów Winx, w barze Frutti. Było to po tym jak czarodziejki z Alfei podpisały kontrakt z wytwórnią muzyczną Jasona Queena. Niestety sprawy potoczyły się inaczej niż wszyscy się spodziewali. W efekcie, owy kontrakt zatarł się w pamięci wszystkich i nie zapowiadało się na żaden powrót tej sprawy.

Na fotografii byli obecni wszyscy. Na samym przodzie znajdował się Sky, razem z Bloom. Uroczo objęci, szeroko uśmiechali się do każdego odbiorcy zdjęcia. Obok nich byli Stella i Brandon. Jak zwykle otwarci i bezpośredni. Giermek księcia trzymał roześmianą blondynkę na rękach. Ona obejmowała go za szyję. Byli szczęśliwi. Dalej, patrząc w lewo, można było dostrzec Tecnę i Timmiego. Jak zwykle nieśmiali i skryci stali obok siebie delikatnie się przytulając. Można było dostrzec urocze rumieńce na twarzach tej dwójki. Następnie przyszła kolej na Laylę i Nabu. Księżniczka Andros, tryskając pozytywną energią siedziała na plecach ukochanego mocno trzymając go za szyję i przy okazji całując w policzek. Chłopak z całą pewnością nie miał nic przeciwko temu, co można stwierdzić biorąc pod uwagę radosny wyraz jego twarzy. I w końcu przyszedł czas na Musę i Rivena. Czarodziejka muzyki z uśmiechem na twarzy wystawiła swojemu chłopakowi rogi, a ten zrobił charakterystycznie dla siebie, obrażoną minę. Mimo wszystko było widać, że był szczęśliwy. Tak samo jak i ona. Jeżeli bardziej się głębiej przyjrzeć, wyraźnie dało się zauważyć fakt, jak dyskretnie i niepozornie trzymają się za ręce. Oboje emanowali zaskakująco pozytywną energią. I co z tego pozostało? Nic. Ich drogi rozeszły się. Wiele razem przeżyli i dla wszystkich, ich definitywne zerwanie było niemałym szokiem. Ich ciągłe kłótnie, rozstania i powroty stały się dla wszystkich wręcz rutyną. Jednak teraz to nie była jedynie powtórka z rozrywki. To było coś o wiele poważniejszego i wszyscy zdołali już to zauważyć. Sky przez kilkanaście minut wpatrywał się w sylwetkę bordowłosego przyjaciela widoczną na zdjęciu. Coś dziwnego ścisnęło go w środku. Musiał przyznać, że brakowało mu przyjaciela. Tęsknił nawet za tą idiotyczną rywalizacją między nimi, która narodziła się nie wiadomo jak i kiedy. Gdyby sprawy potoczyły się inaczej, nie siedziałby teraz pewnie sam w czterech ścianach i nie pogrążał się we wspomnieniach, które oprócz uśmiechu, wywoływały także i łzy. Zapewne, buntownik nie pozwoliłby mu na to, wyzywając go na kolejne, przyjacielskie starcia czy to w grze video, czy też w realnym świecie, piętro niżej, na siłowni, czy chociażby na świeżym powietrzu. Doskonale pamiętał wszystkie potyczki z Rivenem i wzajemne dogryzanie sobie. Jego usta, niekontrolowanie wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. Poczuł także jak powoli, lecz coraz bardziej budzi się w nim poczucie winy. Czyżby to była jego wina? Czy to wszystko przez niego? Czy przesadził, namawiając przyjaciela do ciągłych treningów? Czy to przez brak pożądanych efektów Riven postanowił odejść? Czy czuł się od niego gorszy? Dało się to zauważyć. Tylko dlaczego tak było? Sky nigdy nie chciał, aby postrzegano go za kogoś lepszego. Nie miał na to wpływu, jednak swoją wysoką pozycją w grupie i niesamowicie pozytywną opinią wśród innych nie jednokrotnie i zupełnie nieświadomie ranił niezwykle wrażliwą dumę buntownika. Książę, a właściwie już król, czuł, że musi coś z tym zrobić. Nie mógł znieść myśli, iż ich paczka miała się skurczyć jeszcze bardziej, bezpowrotnie. Pod wpływem impulsu, wyciągnął z kieszeni swój telefon komórkowy. Miał jednocześnie nadzieję, że przyjaciel chociaż to, zdołał ze sobą zabrać. Drżącą ręką wybrał numer do przyjaciela. Jeden sygnał, drugi, trzeci...
- Halo?- Sky zadrżał słysząc znajomy głos po drugiej stronie. Jak zwykle ponury i niewzruszony, zdołał jednak dostarczyć Sky'owi zastrzyku pewnego rodzaju euforii.
- Wracaj do nas.- wydusił z siebie na jednym wydechu i natychmiastowo się rozłączył. Zwyczajnie nie miał odwagi na dłuższą dyskusję z Rivenem. Miał tylko nadzieję, że telefon od niego jakoś na wpłynie na specjalistę. Podniósł się na nogi i ustawił zdjęcie na komodzie, która stała na środku pokoju. Taka wspaniała fotografia z pewnością zasługiwała na wyjątkowe miejsce.

****

Hoe- Boe, właśnie w zabójczym tempie pakował swoje najpotrzebniejsze rzeczy do walizki. Zamierzał opuścić rodzinną planetę. Nie wiedział jeszcze, dokąd się udać, jednak był pewien, że musi natychmiast wyjechać z Melodii. Chaos i szał, jaki ogarnął tą planetę w ostatnim czasie był nie do wytrzymania. Strażnicy patrolowali cały obszar kilkanaście razy dziennie i nachodzili regularnie wszystkich mieszkańców w poszukiwaniu księżniczki. Czarodziej nie miał jednak żadnych wyrzutów sumienia, że to z pewnością wszystko przez niego. Sam od zawsze był przeciwny metodom wychowawczym, jakie stosował Alexander, głównie w stosunku do Musy. Ostatnio jednak przeszedł samego siebie. W końcu planowanie ślubu* za placami córki zaliczało się bezdyskusyjnie do kategorii największych świństw, jakie tylko Ojciec może wyrządzić swojemu dziecku. Staruszek czuł wprost wielką ulgę, że pomógł czarodziejce i jej przyjacielowi. Nie miał zamiaru także ich wydać, dlatego sam, dla świętego spokoju musiał stąd uciec, przynajmniej na chwilę. Szybko wymknął się z domu chcąc zdążyć przed kolejnym "obchodem" królewskiej służby. Po upewnieniu się, że nikt go nie obserwuje, sprawnie wyczarował portal i przeszedł przez niego.


****

Tymczasem, Devon poczuł się gotowy, aby zapoczątkować rewolucję w Magicznym Wymiarze. Jego magiczna energia była już na tyle potężna, aby ukazać ją światu. Usiadł w środku wyrytego koła, w centralnej, lewitującej części skrawka, niegdyś najczarniejszego wymiaru w całym Magixie. Już niedługo, znowu taki będzie- zaśmiał się w myślach czarnoksiężnik i rozpoczął medytację. Na jego bladej twarzy pojawiły się głębokie zmarszczki, świadczące o totalnym skupieniu. Zaczął unosić się nad ziemią, a kulisty kształt wokół niego począł jakby emanować złowrogim blaskiem, odcieniem przypominającym gorącą lawę. Negatywna energia, sprawnie pokonywała próżnię, wypełniając ją całkowicie i rozpoczynając na nowym terenie swoje rządy. Odłamki skalne, dotychczas lewitujące w samotności, połączyły się w jedność, tworząc ogromny obszar w półkolistym kształcie. Wiatr, swoim wyciem zakłócał dotychczasową, harmonijną ciszę, a złowroga błyskawica przecięła niebo na pół. Ziemia zaczęła niebezpiecznie drżeć, a w jednej chwili, wszystkie negatywne wiązki energii, złączyły się w jednym momencie. W efekcie powstała ogromna twierdza. Mroczna i przerażająca, wykonana z mrocznego kryształu, dumnie wzniosła się tuż za plecami swojego stwórcy. Niedługo po tym z odznaki, jaką Devon dumnie nosił na prawym ramieniu, wydostał się ptak, od tylu lat tkwiący w zamknięciu. Wielki i potężny, budzący grozę i siejący zniszczenie. Ptak, uznany za symbol wszystkiego co złe. Mroczny Feniks.


*****


Oto prezentuję przed Wami kolejny rozdział, który był poprawiany chyba z milion razy. (Stąd tak duże opóźnienie, za które przepraszam.) Wybaczcie mi również za skromną długość i marną jakość, jednak na chwilę obecną nie jestem w stanie napisać niczego lepszego.
*- no cóż...teraz już wiecie jaką wiadomość Alexander ma do przekazania Musę, z resztą pewnie wiecie o tym już od dawna, gdyż już ktoś mnie przejrzał. Nie wiem czy powinnam pogratulować Wam spostrzegawczości, czy też skarcić siebie za to, iż pomimo, że próbuję utrzymać coś możliwie długo w tajemnicy, to i tak wszyscy wokoło mnie rozgryzają i wiedzą co chcę zrobić xD. No cóż, muszę popracować nad elementem zaskoczenia :D.
Dziękuję również z całego serca wszystkim tym, którzy czytają te marne wypociny i co najważniejsze wyrażają swoje zdanie we wspaniałych komentarzach, które tak wiele dla mnie znaczą! :*.

Pozdrawiam, do zobaczenia w kolejnych notkach! uśmiech.


32772333 http://winx-club-riven-and-musa-my-story.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Lucky
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 21-09-2015 19:28
Ojojoj! Dawno nie komentowałam, ale to nie znaczy, że zaprzestałam czytania tego jakże cudownego opowiadania.
Grr, wiedziałam, że chodzi o zaręczyny mellowmellow Ech! Jak on śmie takie rzeczy wyprawiać za plecami Musy?! Od początku byłam uprzedzona do Aleksandra, no a teraz go po prostu nie znoszę!
Kurcze, Devon... Biedne Winx nie maja ani Musy, ani Layli, nie zdobyły nowej mocy... przecież on je stłucze na kwaśne jabłko. placze
Ta tęsknota Sky'a za Riven'em była hmm... taka urocza. Hehe chociaż zastanawia mnie jak on wszedł do jego pokoju? Miał zapasowe klucze, czy w Czerwonej Fontannie, tak sobie ufają, że nie muszą zamykać pokoi? A jak do niego zadzwonił i wydusił dwa słowa, to się zaczęłam głupio uśmiechać, nie wiem czemu...
Tak kompletnie odchodząc od tematu... już dawno ogarnęłam Twojego drugiego bloga... niegrzeczny Ale głupia dopiero niedawno zorientowałam się, że jest o mojej ukochanej (nie licząc Winx) bajce z dzieciństwa- Kod Lyoko! Z początku nie chciało mi się czytać, bo dużo rozdziałów do nadrobienia, ale jak już zaczęłam to przeklinałam siebie dlaczego tak późno zaczęła... Tak na marginesie jest to równie genialne opowiadanie co to!
Dobra, dobra, zaczęłam komentować inne opowiadanie...facepalm
Na zakończenie tego jakże pomieszanego tematycznie komentarza, zastanawiam się kiedy Ariel zechce i jak zamierza wyjaśnić wszystko Musie...?
No nic, przyszło mi napisać rzecz najważniejszą: WENY!


http://inna-historia-musy.blogspot.com/
http://samequizy.pl/author/loloka778/

Edytowane przez Lucky dnia 21-09-2015 19:29
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~LunaFin
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 21-09-2015 21:00
To ty masz bloga o Kod Lyoko! Dawaj linka albo oberwiesz patelnią!
Dobra, żartuję.
Wczoraj wyszły mi wszystkie patelnię.
Ostrzegam, dzisiaj w moim komentarzu będzie dużo cukru. Zresztą zawsze jest go dużo, więc powinnaś się przyzwyczaić. Po prostu nie widzą żadnej negatywnej strony twojego opowiadania. Jest w nim wszystko! Przemyślana fabuła, genialny czarny charakter i bohaterowie z krwi i kości. Czego chcieć więcej!
Mam ochotę zabić ojca Musy. Serio, jak można coś takiego zrobić własnej córce. Czasami, jak w przypadku Nabu i Layli, taki działanie się sprawdza, ale takie przypadki zdarzają się raz na tysiąc!
Lekko wzruszyłaś mnie tą sceną z Sky' em. Pierwszy raz spojrzałam na niego jak na... normalnego człowieka? Kogoś kto nie jest "idealnym" księciem z bajki? Strasznie podobała mi się ta scena.
Czy ja już mówiłam jak jak kocham Devona. Gdy wczoraj wstawiałam rozdział, to przeklinałam szanowną opatrzność, za brak tak wielkiej wyobraźni. Oddaj mi jej trochę! Twój antagonista jest niesamowity i powinien wystąpić w oryginalnej serii.
Nie pozostaje mi nic innego jak skończyć ten nieskładny komentarz.
Czekam na nexta i weny życzę.


(c) Meredith
Miniaturki / Opowiadanie / Grafika / Mój blog
Oficjalny członek stowarzyszenia "Klub Wrogów Klawiatury"
55268354 http://dziecismoka.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Magical Galyn
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 09-10-2015 19:50
Jejku, czytając te wspaniałe uśmiech ani na sekundę nie schodził mi z twarzy. To dla mnie zaszczyt mieć takich wspaniałych czytelników serce.

-Lucky.- um, cóż, jestem osobą, która nie lubi sobie komplikować życia i nie wdrąża się zbytnio w szczegóły, więc kwestię w której Sky zdobył klucz po prostu ominęłam, gdyż zwyczajnie nie miałam pomysłu skąd ma go wytrzasnąć xD.

-Luna.- No ja nie wiem jak ja mam Ci podziękować za tyle tych cudownych komentarzy, z których czerpię tyle energii i zapału do pisania a pomysły praktycznie same do głowy mi wpadają. Dziękuję! serce .

Co do mojego bloga o "Kod Lyoko" to tak, piszę takiego już ponad rok i gdybym wiedziała, że jest tutaj tyle fanów tej kreskówki, już dawno udostępniłabym link :D.
Ale nic straconego, z wielką przyjemnością podaję go teraz i bardzo się cieszę, że wyrażacie chęć jego przeczytania :*.

http://nie-tylko-lyoko-ma-znaczenie.blogspot.com/ uśmiech.



Chapter 19.

Mroźny wiatr, beztrosko hulał po opustoszałych korytarzach nowej twierdzy w centrum wymiaru Obsydianu. W zamczysku królowały pustki. Jedynie on, samotnie przechadzał się po cienistym marmurze, a jego kroki były skutecznie słyszalne poprzez tutejsze echo, które rozbrzmiewało w każdym zakamarku budzącej grozę budowli. Czarnoksiężnik z satysfakcją oglądał uważnie swoje dzieło, a chytry uśmieszek, odbijający się w mrocznym krysztale ani nie chwilę nie schodził z Jego twarzy. Siła powietrzna skutecznie rozwiewała jego hebanową pelerynę i równie ciemne, przetłuszczone włosy, przez co budził jeszcze większy respekt, niż zazwyczaj. Mężczyzna nigdy nie narzekał na samotność. Bądź co bądź, 3\4 swojego życia spędził odizolowany od ludzi i na dodatek zamknięty i upokorzony, w podziemnych lochach, w których teraz to on sprawował władzę. Jego uśmiech pogłębił się, kiedy przypomniał sobie wyraz twarzy Gryffin, kiedy znowu go zobaczyła. Zapewne jeszcze nikomu nie było dane ujrzeć u niej takiego strachu.
Jego umięśnione nogi poniosły go na zewnątrz. Na dziedziniec. Jeżeli w ogóle można było to tak nazwać. Zmarszczył brwi, kiedy dostrzegł część swojej armii, zebranej w jednym miejscu. Najciszej jak potrafił podszedł bliżej. Oczywiście nie obawiał się spisku, czy czegoś podobnego. Otóż potrafił on czytać w myślach, oraz w skrajnych przypadkach słabej lub rozchwianej psychiki udawało mu się nawet wpływać na decyzje i postanowienia poszczególnych jednostek. Jego zdolności z pewnością, patrząc zupełnie obiektywnie, były bardzo imponujące. A przecież to dopiero początek jego panowania. Był pewien, że za jakiś czas już nigdy nikt nie zdoła się mu przeciwstawić. Od zawsze bagatelizował potęgę ludzkiego rozumu i w ogóle nie brał pod uwagę faktu, iż ktoś mógł posiadać naprawdę silną wolę i obalenie jej może wcale nie być takie łatwe. Dla niego wszyscy dookoła byli tacy sami. Tchórzliwi, niepewni.. po prostu słabi. Kolejny błąd, czarnoksiężniku.
Z zainteresowaniem spoglądał na swoich poddanych. Większość z nich miała znużone miny. Aż się prosili, aby w końcu wyznaczyć im jakieś zadanie, aby tylko pozbyć się tej uciążliwej dla nich bezczynności. Czerwonokrwista zbroja Williama połyskiwała w blasku księżyca, który nie wiadomo skąd się tu wziął. Jego ostra szabla była zwrócona w kierunku mniejszej grupki żołnierzy. Ci, jednak wyróżniali się znacznie z tłumu. Oni byli przerażeni, wyglądali tak, jakby za chwilę mieli żegnać się z tym światem. Z resztą..sięgając nieco w przyszłość, ta wizja okazała się prawdą. William sam w sobie był bardzo wymagający i nie stawiał żadnych ograniczeń jeżeli chodzi o samodoskonalenie swoich zdolności. A że był dowódcą całej Armii, automatycznie odpowiedzialność za perfekcyjny poziom sprawności fizycznej całej chmary wojowników, spoczęła na jego barkach. A jeżeli ktoś nie wyrażał chęci, lub...zwyczajnie nie był wystarczająco dobry, aby sprostać jego wysokim wymaganiom, był skazany na natychmiastowe usunięcie. Słabeusze, zdaniem zarówno Devona jak i Williama, mają negatywny wpływ na całą resztę. Dlatego trzeba było wyeliminować słabe- przynajmniej pod względem fizycznym- jednostki.
Dowódca niechybnie zbliżał się do swoich ofiar, które płaszczyły się przed nim i wręcz błagały o litość. Mężczyzna warknął, rozwścieczony taką postawą. Ci, którzy znali go już dobrze, wiedzieli doskonale, że taka postawa doprowadzała go do ostateczności. A kiedy dostrzegł wielkie krople łez, spływające po policzkach skazańców, jego furia nie miała końca. Zepchnął je niczym szmaciane lalki, do nieznanej otchłani. Zamrażające krew w żyłach wrzaski, po chwili ucichły i jedynie pohukiwanie sowy zakłócało od czasu do czasu grobową ciszę.
- Mam nadzieję, że wyciągnęliście odpowiednie wnioski.- zagrzmiał William, ilustrując zgromadzonych uważnym spojrzeniem. Nie napotkał się z żadnym sprzeciwem. Wszyscy, jak na rozkaz przytaknęli w tym samym momencie.
- Rozejść się.- mruknął niedbale naczelny wojownik, opuszczając ich. Kiedy mijał Devona ukłonił się nisko, na co ten uśmiechnął się jeszcze bardziej.
- Dobra robota, Williamie.- rzucił skromną pochwałę w jego stronę, a następnie kontynuował swój obchód po nowej twierdzy. Bez wątpienia, fontanna dostojnie wznosząca się w centrum całego placu najbardziej przypadła mu do gustu. Z daleka przypominała ona zwiędłe drzewo. Jednak nie to było w niej najlepsze. Zamiast wody, po chropowatym marmurze spływała krew. Najprawdziwsza, ludzka krew, której źródło, w całym Magicznym Wymiarze, znał tylko i wyłącznie Devon.


****

Siedział sam w swoim niewielkim domku, nerwowo ściskając niewielkie urządzenie elektryczne w rękach. Nie mógł zrozumieć, co miał znaczyć ten krótki i z pozoru nic nie znaczący telefon. Przez chwilę wpatrywał się zamglonym spojrzeniem w mały ekran, próbując skojarzyć fakty. Najdelikatniej mówiąc, tego się nie spodziewał. I co miał teraz zrobić? Przecież nie mógł tak po prostu wrócić do Czerwonej Fontanny i udawać, że nic się nie stało. Nie teraz, kiedy w końcu miał szansę spełnić, postawione sobie zadanie. A co z jego przyjaciółmi? Chyba naprawdę za nim tęsknili, skoro Sky pofatygował się nawet do tego stopnia, by do niego zadzwonić. Nie mieli innego wyjścia, musieli zaakceptować, że wybrał inną drogę. Przynajmniej na jakiś czas.
Chcąc się oderwać od tych dziwnych myśli, Riven postanowił w końcu dorwać gdzieś Ryana. Nie mógł się nadziwić skąd u niego ta nagła potrzeba kontaktu z nim. Było to zupełnie do niego nie podobne, ale w końcu miał się nauczyć przestać działać wyłącznie w pojedynkę, czyż nie? Chyba w kontaktach towarzyskich, czy też prywatnych ta reguła także miała zastosowanie, prawda?
Swoją drogą, to gdzie on mógł się podziać? Zapadł się nagle pod ziemię, czy coś w tym stylu? Buntownik zdążył już trochę poznać swojego towarzysza i zauważył, że w gruncie rzeczy był on bardzo podobny do niego samego. On także raczej unikał ludzi i najbardziej ufał chyba samemu sobie. Specjalista, patrząc na to z nieco innej perspektywy zrozumiał, jak czasem irytująca jest taka postawa dla ludzi z otoczenia. On sam, paradoksalnie w tej chwili zaliczał się do tej drugiej grupy.
Szybko wyleciał na zewnątrz. Machinalnie rozejrzał się wokół i nie wiedząc czemu, skierował się do centrum placu. Z lekkim znużeniem oglądał ten sam, choć piękny, krajobraz, który podczas swojego stosunkowo krótkiego pobytu zdążył przestudiować na tyle dobrze, że aż znał go prawie na pamięć. Bez zbędnego entuzjazmy omijał różne elementy dzikiej przyrody, aż w końcu dotarł na ten teren "bardziej zabudowany".
Zdziwiło go także nagłe zniknięcie Ariel. Chociaż czuł także dziwną ulgę związaną z tym faktem. Naprawdę nie miał ochoty na ponowną konfrontację z dziewczyną. Nie mógł także pozbyć się zdradzieckiej ciekawości związanej z jej postanowieniem. Znał już ją jakiś czas i zdążył zauważyć, że nie ma ona w zwyczaju rzucać słów na wiatr i zazwyczaj sumiennie spełnia dane komuś obietnice. Czy tym razem będzie tak samo? Cóż..pozostaje tylko czekać, aby się o tym przekonać.
W końcu dotarł do celu. Wszedł do zachwycającego zamku. Bogato zdobione wnętrze, wciąż zapierało mu dech w piersiach. Postanowił porozmawiać ze Xavierem. Może on będzie wiedział, gdzie obecnie przebywa granatowowłosy? Riven zdążył także zauważyć bliską relację między nimi. Pomimo, iż nie łączyła ich żadna więź krwi, byli dla siebie jak rodzina. Jak Ojciec z synem. Szczerze mówiąc, specjalista poczuł lekką i zupełnie niepożądaną zazdrość. Sam chciałby mieć z kimś tak głęboką relację. Swojego biologicznego Ojca, pamiętał jakby przez mgłę. Nawet jeżeli jakimś cudem zdołał przywołać do życia, jakieś uśpione w swojej podświadomości wspomnienia z nim związane, przed oczami ukazywał się jedynie zagadkowy, rozmazany obraz, pozwalający odczytać zaledwie namiastkę szczegółów.
Riven westchnął i przyśpieszył nieco kroku. Dopiero w połowie drogi, a przynajmniej tak mu się wydawało, za orientował się, że przecież kompletnie nie zna tego wielkiego budynku. Jak na złość, wszystkich gdzieś stąd wywiało i jedyne, co w tej chwili towarzyszyło młodemu specjaliście był chłodny podmuch wiatru, dobiegający do środka poprzez uchylone, krystalicznie czyste szyby w wielkich oknach. Tak czy inaczej, był skazany w tej chwili tylko na siebie. Z resztą, dla niego taki obrót sprawy nie był czymś nowym.
Niezwykle zwinnie wspiął się na okazałe schody i intuicyjnie skręcił w prawo. Żwawo kroczył na przód, przelotnie ilustrując mijane przez siebie pomieszczenia. Zmarszczył czoło, gdy do jego uszu dobiegł jęk skrzeczących drzwi. Odwrócił się i jak na złamanie karku, zawrócił i pobiegł w drugą stronę. Sam nie wiedział dokąd się tak śpieszył, jednak był to jego odruch bezwarunkowy, na który, zgodnie z definicją tego słowa, nie miał wpływu. Wytężył słuch i bez problemu trafił do celu. Skręcił w któryś już z kolei, wąski korytarzyk i na jego końcu ujrzał olbrzymie wrota, które zostały delikatnie uchylone i poprzez kontakt zardzewiałych zawiasów z umiarkowanymi podmuchami wiatru, powstawał nieprzyjemny dla uszu dźwięk. Chłopak bez oporów ruszył w ich stronę. Był zwyczajnie ciekaw, co kryje się po drugiej stronie olbrzymich drzwi. Złapał za złocistą klamkę i delikatnie pociągnął ją do siebie. Jeszcze jeden, przeciągły i raniący uszy odgłos i po wszystkim. Wrota stanęły przed nim otworem. Wszedł do środka i rozejrzał się. Pomieszczenie, w którym się obecnie znajdował, w żaden sposób nie mogło równać się z tymi bogatymi ozdobionymi korytarzami, którymi miał przyjemność spacerować. To miejsce przypominało raczej jakiś stary strych, gdzie walały się najróżniejszego rodzaju księgi, a nadmiar kurzu nieznośnie drapał w gardle i do pewnego stopnia ograniczał także widoczność. Specjalista jednak, nie zraził się tym zbytnio i przeszedł kilka metrów w przód. Pełno było tu magicznych reliktów i ksiąg, które na pewno kryły w sobie wiele tajemnic. W pewnym momencie, Riven, na przeciwległej ścianie dostrzegł niewielki prostokąt, wokół którego lewitowały zagadkowe iskierki. Zaintrygowany podszedł bliżej i przyjrzał się mu uważnie. Kiedy wyciągnął rękę w jego kierunku, poczuł na ciele przyjemne dreszcze, budzące w nim jakby łaskotanie. W pewnym momencie, na gładkiej powierzchni, ukazała się zamknięta, krzywa linia, której przebieg układał się w kształt ludzkiej dłoni. Niepewnym ruchem ułożył na nim swoją własną rękę w taki sposób, aby obie formy idealnie do siebie pasowały. Ręka specjalisty, w kontakcie z metalem na chwilę została jakby przyciągnięta, jednak chwile później, Riven odzyskał swobodę poruszania wspomnianą częścią ciała. Moment później, tuż obok niego otworzyły się tajemnicze wrota.

****

Dokładnie wtedy, kiedy wskazówka zegara, wybiła równie godzinę 8:00 postanowiła wyjść na zewnątrz. W końcu nie może siedzieć w zamknięciu przez cały dzień. Miała nadzieję, że nikt nie będzie od niej oczekiwał żadnych wyjaśnień. Nie miała ochoty tego wszystkiego opowiadać. Ostatnie wydarzenia już i tak na dobre zadomowiły się w jej pamięci, więc po co jeszcze je dodatkowo uwydatniać? Otworzyła drzwi, z zamiarem wyjścia na korytarz. Wciąż pogrążona w głębokim zamyśleniu ruszyła do przodu. Niestety, poprzez swoją nieuwagę zderzyła się z kimś. Pomimo, iż nie odzyskała jeszcze pełnej świadomości, po rechocie osobnika, zdołała go od razu rozpoznać.
- Nex..-westchnęła Musa kręcąc głową z dezaprobatą.- Co tu robisz?
- Przyszedłem sprawdzić, co się z Tobą dzieje.- zaśmiał się chłopak.- Tak długo dałaś mi cieszyć się spokojem, że aż zaczynałem się martwić.- rzucił niewinnym żartem, a w odpowiedzi Musa popatrzyła na niego byczo.
- Wyluzuj, tylko żartowałem.- usprawiedliwił się natychmiast, unosząc ręce w obronnym geście. Dziewczyna jednak już niespecjalnie go słuchała. Wciąż, emanując niezwykle negatywną i odpychającą aurą wyminęła go bez słowa i ruszyła przed siebie, chociaż sama nie wiedziała, dokąd tak właściwie zmierza. Nie zwracała nawet uwagi na jego nawoływania.
- Widzę, humorki. - wciąż żartował palladium, kiedy dogonił ją i zrównał swój chód z jej przyśpieszonym krokiem, nieświadomie działając dziewczynie coraz bardziej na nerwy. Dziewczyna zacisnęła szczęki i z trudem powstrzymała się od tego, aby mu nie wygarnąć. Wiedziała, że potem mogłaby tego żałować. Odetchnęła głęboko.
- Daj spokój, mów co się dzieje. - Czarodziejka wzniosła oczy ku niebu, okazując tym samym swoje poirytowanie. Nie było tajemnicą, że Nex czasem bywał naprawdę upierdliwy i często doprowadzał tym do szału ludzi ze swojego otoczenia, a znana wszystkim z charakteru, buntownicza Musa nie mogła być wyjątkiem.
- Współczuję Twojej przyszłej dziewczynie.- mruknęła pod nosem, szeroko omijając prawdziwy powód swojego ponurego nastroju i głębokiego zamyślenia.
- Powiedz, co się dzieje.- uparł się chłopak, który nagle diametralnie spoważniał.
- Chcę wrócić na Melodię.- wymyśliła na poczekaniu dziewczyna, przystając gwałtownie i przyglądając mu się uważnie.
- Tak po prostu?- Nex zmarszczył brwi, najwyraźniej zaskoczony jej postanowieniem.- W takim razie po jakiego czorta tutaj przyjechaliśmy?- dopytywał się, krzyżując ręce na piersi. Był ciekawy powodu nagłej zmiany decyzji dziewczyny.
- I tak do niczego się tutaj nie przydam.- burknęła niezadowolona czarodziejka.
- I nagle zachciało Ci się wracać do domu?- Nex stał się dziwnie podejrzliwy.
- Jak chcesz, to zostań.- ucięła niezbyt udaną rozmowę i ruszyła w stronę wyjścia z pałacu.
- No czekaj!- usłyszała za sobą donośny krzyk, jednak mimo to nie zwolniła.
- To nie tak, że nie chcę z Tobą jechać.- wyjaśnił pośpiesznie palladium, kiedy znów ją dogonił.- Po prostu nie rozumiem tej nagłej odmiany.
- Możesz mi zaufać, nie rozumiejąc?- uśmiechnęła się w jego stronę, a on przytaknął lekko głową.
- Ufam Ci.- odpowiedział bez namysłu z takim przekonaniem, iż uśmiech dziewczyny pogłębił się.- Kiedy wyruszamy?
- Jak najszybciej.
- Tak bez pożegnania?- zaśmiał się Nex, ukazując szereg idealnie błyszczących zębów.
- Nie mam ochoty na wylewne pożegnania.- mruknęła ponuro Musa.
- Jak wolisz.- chłopak wzruszył ramionami.- Ale przedtem chodźmy coś zjeść!- dodał z entuzjazmem i pędem rzucił się do przeszukiwania ogromnego pałacu w poszukiwaniu czegoś, co można by było nazwać kuchnią, lub przynajmniej lodówką. Czarodziejka pokręciła głową z dezaprobatą i chcąc nie chcąc, powoli ruszyła za przyjacielem.

****

Stał uparcie w miejscu, nie mogąc się zdecydować. Nie wiedział, jaki ruch powinien teraz wykonać. Czy przejść na drugą stronę tajemniczych wrót, czy też może zawrócić i udawać, że nic się nie stało? Kto wie, co mogło znajdować się po drugiej stronie. Ale kto jak kto, ale Riven z całą pewnością nie obawiał się ryzyka. Wiśniowe tęczówki zabłysły, próbując zidentyfikować to, co znajduje się wewnątrz tajemniczego przejścia. Nie dostrzegł jednak nic. W środku panowała idealna ciemność. Pomimo powierzchniowego, czarnego scenariusza, który narodził się w umyśle specjalisty, poczuł to samo łaskotanie, co wcześniej. Tym razem jednak odczuwał je na całym ciele. Przyjemne dreszcze przebiegły po jego karku. Rozejrzał się i mając pewność, że nikt go nie obserwuje, zacisnąwszy powieki pewnym krokiem przekroczył granicę i wkroczył do wszechobecnego mroku. Intuicyjnie, zaczął stawiać kolejne kroki, z czasem coraz pewniejsze i większe. Pod wpływem impulsu rozwarł szeroko, mniej więcej po upływie kwadransa, zaciśnięte powieki i zmrużył oczy. Zdołał dostrzec coś, na kształt niewielkiego źródła światła, które nieśmiało tliło się gdzieś na końcu tego tunelu, jeżeli w ogóle można to tak nazwać, zachęcając wszystkich swoich gości, do dalszej wędrówki. Nie wiadomo kiedy, z powolnego odgłosu stawianych przez specjalistę kroków, wraz z upływem minut, dźwięk przybierał na intensywności, co świadczyło o tym, iż Riven zaczął biec. Nie było to jednak oznaką strachu, lecz zniecierpliwienia. Chłopak chciał jak najszybciej dowiedzieć się, co kryje się po drugiej stronie. Ponadto, rozkoszna energia, unosząca się dookoła jeszcze bardziej dopingowała i utwierdzała go w swoim postanowieniu. Stanął jak wryty, kiedy zupełnie niespodziewanie, nadepnął na jakiś symbol, wyryty w Ziemi. Nieznane mu linie, układające się w pewnego rodzaju herb zabłysły srebrzysto- granatowym blaskiem. Riven odczekał chwilę, stojąc w kompletnym bezruchu, tak jakby bał się, że sufit zawali mu się zaraz na głowę. Nie zauważył jednak żadnych negatywnych zmian, więc rzucił się w dalszy ciąg biegu. Co chwilę natrafiał na ten sam symbol, który tak samo jak każdy poprzedni "zapalał się" tak samo. Z zadowoleniem stwierdził, że cel jego wędrówki znajduje się już prawie na wyciągnięcie ręki. W końcu zatrzymał się, kiedy to dziwne pomieszczenie, uległo gwałtownemu rozszerzeniu. Pomimo całkowitych ciemności, jego oczy zdołały zarejestrować delikatnie linie, które układały się tak jakby w postać ptaka. Ostrożnie przeszedł blisko krawędzi i intuicyjnie nacisnął ręką owy symbol. Nagle, wielka kula światła rozprysła się, oświetlając całe pomieszczenie. Specjalista potrzymał się solidnej ściany, aby nie upaść. Kiedy jego źrenice zdołały przyzwyczaić się do nowego stanu rzeczy, chłopak otworzył oczy. W tym momencie dosłownie oniemiał. Pomieszczenie, w którym się obecnie znajdował, miało kształt półkolisty. Skaliste ściany, mogły sugerować coś na kształt jaskini, jednak nie był to typowo ponury widok, jaki na ogół przychodzi mam na myśl wraz z tym określeniem. Ściany te, były tak jakby skromnie posypane srebrnym brokatem. W pustej przestrzeni, lewitowały drobne, granatowe kryształki, które błyszczały dosłownie jak diamenty, które poruszały się zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Natomiast w centrum całego, bliżej niezidentyfikowanego obszaru znajdował się wielki, przeźroczysty kryształ w kształcie gwiazdy. Również lewitował w powietrzu, lecz on stał w miejscu, jedynie obracał się powoli wokół własnej osi. Riven, oczarowany wystrojem tej komnaty wniósł oczy nieco wyżej, i ujrzał jakiś przedmiot, unoszący się samoistnie w powietrzu. Zmarszczył czoło i zaczekał, aż jeden z kryształków podleci na tyle blisko, aby mógł na niego wskoczyć. Kiedy tak się stało, zgrabnie odbił się z obu nóg i szczęśliwie wylądował na jego powierzchni. I tak skakał po kolejnych aż w końcu dotarł do centralnego diamentu. Spojrzał przed siebie i ujrzał miecz. Wielki i lśniący w promieniach świetlnych, potrafił zachwycić każdego wielbiciela wszelkiego rodzaju broni. Jego rękojeść, wykonana prawdopodobnie z białego złota, przyozdobiona była czterema drogocennymi kamieniami. Riven nie umiał ich rozróżnić, ale musiał przyznać, że były one zachwycające. Każdy z nich miał inny kolor. Pierwszy, który najbardziej rzucał się w oczy, był krwistoczerwony. Kolejny, bardziej przyjazny, przedstawiał ciemnozieloną barwę. Następny, reprezentował nieskazitelnie czystą, niebieską barwę. Ostatni z nich, mienił zdawał się być przeźroczysty, lecz, jeżeli dobrze się mu przyjrzeć posiadał w sobie, nutkę czystej bieli.
- Co ty tu robisz?!- usłyszał nagle głośny ryk za plecami. Odwrócił się gwałtownie i dostrzegł stojącego Allen'a*. Jego mina nie wróżyła niczego dobrego. Riven czuł, że wpadł w tarapaty, ale mimo wszystko, tak odkrycie tak magicznego miejsca, było warte każdej ceny. Po przybraniu pokerowej maski, tym samym sposobem wrócił na skalny grunt. Stanął oko w oko, z mężczyzną, z którym miał już przyjemność się spotkać, choć w nie do końca pozytywnych okolicznościach.
- Wynoś się stąd!- krzyknął, plując mu przy okazji w twarz. Bordowo włosy skrzywił się i pomimo początkowego impulsu nerwowego, wyraz jego twarzy pozostał niezmienny.
- Już sobie idę, po co te nerwy.- prychnął lekceważąco, jeszcze bardziej rozwścieczając Allen'a. Brunet bez słowa odwrócił się i ruszył przed siebie, zapewne do tych samych wrót, które przez przypadek odnalazł Riven. Specjalista, zanim jednak opuścił tajemnicze miejsce, niepostrzeżenie odwrócił się i w oka mgnieniu, z myślą o niej porwał jeden z mniejszych, granatowych kryształków i upchał go, gdzieś do kieszeni. Po raz ostatni spojrzał na zapierającą dech w piersiach scenerię i z niechęcią ruszył za popędzającym go mężczyzną.


*****


Musa jeszcze mocniej przytuliła się do pleców swojego towarzysza, gdyż coraz bardziej chłodne powietrze mocno buchało jej w twarz powodując nieprzyjemne dreszcze na całym ciele. Już od kilku godzin mknęli między lasami w zupełnej ciszy. Po skonsumowaniu posiłku zostawili w tymczasowej sypialni dziewczyny niewielki liścik z informacją, iż wyjechali oraz jak bardzo dziękują Królowej za gościnę. Powoli zapadał wieczór i temperatura spadła do 0 stopni celcjusza. Czarodziejka miała nadzieję, że zdążą dotrzeć na miejsce przed zmrokiem. Nex, tak jakby czytał jej w myślach, docisnął gazu, przez co jechali jeszcze szybciej.
Kiedy w końcu wjechali na znajomy teren, zwolnił znacząco.
- Skręć.- nakazała nagle Musa wskazując na zakręt, który wyznaczała niewielka ścieżka, co kompletnie zbiło chłopaka z tropu.
- Ale przecież...
- No skręcaj!- dziewczyna podniosła głos, więc palladium spełnił jej prośbę. Bądź, co bądź nie chciał dostać znów po głowie. Czarodziejka odetchnęła z ulgą, bo zrobił to w ostatniej chwili. W przeciwnym razie, musieli by zawracać. Po kilku minutach, dotarli na miejsce. Po stanowczym stwierdzeniu Musy, Nex zatrzymał maszynę i rozejrzał się po okolicy. Wszędzie panowała cisza. Jedynie szum wiatru i śpiew okolicznych ptaków minimalnie rozweselał to miejsce. W oddali, chłopak zauważył grób, znajdujący się pod drzewem. Musa, która natychmiast zsiadła z motoru nie zwracając najmniejszej uwagi na poczynania przyjaciela ruszyła w jego stronę. Po drodze zerwała okazałe lilie- ulubione kwiaty jej zmarłej matki. Następnie uklęknęła przed grobem i smętnym spojrzeniem powędrowała na zadbaną płytę, na której znajdowała się fotografia Matlin. Nieproszone łzy wkradły się na nowo pod powieki dziewczyny i po chwili znalazły ujście, spływając obficie po jej policzkach. Starannie ułożyła drobny bukiet na grobie. W duchu odmówiła szczegółową modlitwę gładząc chłodną płytę rękoma. Nadszedł ten znienawidzony przez nią dzień. Kolejna rocznica śmierci jej matki.


*****

Riven, po otrzymaniu piętnastominutowego kazania od Allan'a w końcu dotarł do komnaty Xaviera, czyli początkowego celu jego wędrówki. Nie mógł zrozumieć o co robił tą całą aferę. Przecież nic takiego się nie stało. Specjalista postanowił jednak nie zawracać sobie tym głowy. Nieśmiało zapukał w przestronnie ozdobione drzwi i za chwilę otrzymał pozwolenie wejścia. Zanim jednak zdążył nacisnąć klamkę, ktoś z zewnątrz go w tym uprzedził. Drzwi otworzyły się gwałtownie i bordowo włosy w ostatniej chwili zdołał się wycofać, aby uniknąć bolesnej konfrontacji swojej głowy z twardym drewnem. Zdziwiony, ujrzał przed sobą wybiegającą Ariel, która na jego widok uśmiechnęła się szeroko, jednak nic nie odpowiedziała. Najwyraźniej bardzo się jej dokądś śpieszyło. Odprowadził ją zdziwionym spojrzeniem i zdezorientowany obserwował przez chwilę, jak złote kosmyki włosów, znikają za rogiem. Kiedy otrząsnął się z najmocniejszego zdziwienia, powoli przekroczył próg komnaty.
- Wchodź, śmiało. Nie krępuj się.- usłyszał przyjazny głos Xaviera, co dodało mu pewności siebie.
- Chciałem jedynie spytać..-urwał nagle, kiedy ujrzał Ryana, z walizkami, kiedy najwyraźniej zamierzał przekroczyć jakiś portal.
- Ryan!- wykrzyknął z wyraźnie zbyt wielkim entuzjazmem niż wypadało.- Zaczekaj! Dokąd idziesz?- zapytał z pewnym zaniepokojeniem. Granatowo włosy spojrzał w jego stronę. Próbował się uśmiechnąć, ale nie do końca mu to wyszło.
- Muszę na chwilę wyjechać.- odpowiedział skromnym wyjaśnieniem.
- Stój!- krzyknął za nim Riven.- Pojadę z Tobą!
- Wybacz, Riven, ale wolałbym pobyć teraz sam. Niedługo wrócę.- wyjaśnił spokojnie, studząc nieco zapał specjalisty.
- Ale na pewno?- dopytywał się dociekliwie i sam się sobie zdziwił, że tak strasznie mu na tym zależy.
- Masz moje słowo.- oznajmił uspokajająco Ryan.- Do zobaczenia.- uśmiechnął się lekko i zniknął po drugiej stronie portalu, pozostawiając osłupiałego buntownika.


*****

Już po chwili znalazł się na swojej rodzinnej planecie. Xavier jak zwykle miał rację, iż najlepiej dostać się tutaj za pomocą magii. Mroczna poświata, właśnie wzięła w swoje ramiona całą planetę Melodię. Ryan musiał przyznać, że znacznie lepiej czuje się, podróżując w ciemnościach. Bez trudu jednak, znalazł właściwą ścieżkę, prowadzącą do tego ponurego miejsca. Kroczył nią, przez mniej więcej pół godziny, aż w końcu znalazł się na miejscu. Zmarszczył czoło, dostrzegając w pobliżu dwie, bliżej niezidentyfikowane sylwetki. Jego pierwszym odruchem, była natychmiastowa chęć odwrotu. Coś jednak powstrzymało go od tego. Najciszej jak potrafił, podkradł się bliżej i z ukrycia przyjrzał się postaci, która klęczała przy grobie. Te oczy, usta, rysy twarzy...to musiała być ona! Och, jakże się uradował, kiedy ją zobaczył. Miał ochotę natychmiast zamknąć ją w swoich objęciach. Tyle lat rozłąki...
Nie myśląc zbyt logicznie wyszedł zza drzewa. Nie próbował już zachować dyskrecji, więc dwie pary oczu, natychmiast powędrowały w jego stronę. Poczuł ukłucie w sercu, kiedy zobaczył łzy, spływające po twarzy Musy. Uśmiechnął się do niej, a ona powoli stanęła na nogi, przyglądając mu się nieufnie.
- Witaj siostrzyczko.- przywitał się uprzejmie, wywołując niemożliwe do opisania zdziwienie na twarzach tej dwójki.- Nareszcie Cię odnalazłem...-szepnął wzruszony, podchodząc bliżej do dziewczyny.





*****

* Allen- jeżeli ktoś zapomniał, pojawił się on w 4 rozdziale uśmiech.

Witam, witam! W końcu wyrobiłam się z rozdziałem, Alleluja! Ech, to chyba mój rekord, żeby męczyć się z czymś takim ponad tydzień. Z efektów jak zwykle zadowolona nie jestem, ale mam nadzieję, że przynajmniej części z Was, to coś u góry przypadnie w minimalnym stopniu do gustu. Nie wiem co jeszcze napisać, więc chyba po prostu podziękuję serdecznie za wszystkie komentarze uśmiech i pożegnam się, życząc Wam miłego weekendu.
Na razie i do następnej (mam nadzieję lepszej) notki! uśmiech.


32772333 http://winx-club-riven-and-musa-my-story.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~LunaFin
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 09-10-2015 20:16
Jestem w głębokim szoku. Naprawdę nie spodziewałam się, że Rayan będzie bratem Musy. Ciekawy pomysł, od razu przypadł mi on do gustu. Już nie mogę się doczekać reakcji czarodzijki gdy zobaczy swojego brata. W twoim wykonaniu na pewno ędzie to wyjątkowo zacna scena.
Zastanawiam się jakie jest znaczenie tego miecza. Czy pomoże on uratować Layle i Nabu? Pokonać Devona? Ocalić cały wszechświat? Ciekawoś mnie zżera i chyba nie wytrzymam do następnego rozdziału.
Pewnie już tysiąc razy mówiłam ci jak strasznie kocham postać Devona. Powtórzę to więc jeszcze raz: uwielbiam go. Jest tak niesamowicie wykreowanym bohaterem, że kiedy czytam fragmenty z nim mam wrażenie, że widzę go, że stoi on obok i jest całkowicie żywą postacią.
W pierwszym akapicie jest takie wyrażenie jak " hebanowy płaszcz". Moim zdaniem "hebanowy" to określenie bardziej pasujące do drewna. Ale to oczywiście moja własna nieogarnięta opinia.
Kończę już ten nieskładny komentarz, bo i tak nie wiem co jeszcze mogę napisać.
Czekam na nexta i weny życzę.


(c) Meredith
Miniaturki / Opowiadanie / Grafika / Mój blog
Oficjalny członek stowarzyszenia "Klub Wrogów Klawiatury"
55268354 http://dziecismoka.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Magical Galyn
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 31-10-2015 13:18
Chapter 20.

Wątpliwości, niczym zagubione stado mrówek, rozproszone biegały po umyśle czarodziejki. Z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy wpatrywała się w nowo przybyłą, postawną sylwetkę mężczyzny. Kim on był i skąd się tutaj wziął? I jakim prawem podawał się za jej brata? Czy mógł być tak bezczelny, aby robić sobie żarty z tak poważnych spraw? Na jakiej podstawie miała mu uwierzyć? Przecież widziała go pierwszy raz na oczy. A wszyscy wiedzieli, że kto jak kto, ale Musa raczej nadmierną ufnością nie grzeszyła. Spojrzała przelotnie na swojego towarzysza, tak jakby w nim szukała jakiejś wskazówki, lub porady. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, dziewczyna tak jakby wybudziła się ze snu. Poczuła się tak, jakby ktoś wylał na nią kubeł gorącej wody. Potrząsnęła głową, wyrywając się z odrętwienia. Zamrugała powiekami i znacznie cofnęła się w tył przed nieuchronnie zbliżającym się do niej, granatowowłosym mężczyzną. Wciąż uważnie obserwowała jego twarz. Nie dawał za wygraną. Dalej, uparcie, stawiał kroki na przód, zmniejszając dystans pomiędzy nimi. A ona, robiąc mu na przekór, za każdym razem cofała się w tył. Zatrzymała się dopiero wtedy, kiedy jej plecy natrafiły na przeszkodę w postaci pnia. Dziewczyna zaklnęła pod nosem i przywarła do rośliny całym ciałem.
- Kim jesteś?- zapytała w końcu, poirytowanym tonem, rzucając mu mordercze spojrzenie.
- Jak to kim?- zaśmiał się niewinnie, a Musa poczuła, jak dosłownie się w niej zagotowało.- Twoim bratem.- na te słowa, czarodziejka zacisnęła pięści. Teraz, gdzieś głęboko w sobie, poczuła jak chęć ucieczki i pobicia tego osobnika zaczynają prowadzić ze sobą zaciętą wojnę. Zacisnęła usta i westchnęła. Przechyliła delikatnie głowę na bok, aby dostrzec Nex'a, który wciąż stał w bezruchu. Najwyraźniej on także był w szoku. Ponownie ich spojrzenia wpadły na siebie. Dziewczyna skinęła jedynie głową, tak jakby przeczytała mu w myślach, co powinni teraz zrobić.
Wykorzystując moment nieuwagi przybysza, szybko wyminęła go i pognała w stronę motocykla, łapiąc po drodze Nex'a za rękę i domagając się od niego pośpiechu. W trybie błyskawicy założyli kaski i po chwili, palladium odpalił silnik. Musa złapała go w pasie, jeszcze mocniej niż zwykle, przez co nieświadomie, odebrała mu przez chwilę możliwość oddychania. Dopiero, kiedy odchrząknął, opamiętała się i rozluźniła uścisk. Jej mózg jedynie połowicznie zdołał zarejestrować krzyki tamtego chłopaka. Jedyne, co zdołała zrozumieć, to swoje imię. Poczuła się odrobinę lepiej, kiedy wjechali w dziką puszczę. Znajomy wiatr buchał jej w twarz, jednak nie sprawiało jej to takiej samej przyjemności jak wcześniej. Nie mogła się powstrzymać i odwróciła odrobinę głowę w tył. Miała szczęście, iż ciemna szybka od kasku skutecznie kamufluje jej obecny wyraz twarzy. Nie wiedziała dlaczego, ale te jego oczy...wydawały się tak bardzo bliskie, a uśmiech na jego twarzy, choć rzadki, dodawał mu niezwykłego uroku. Przymrużyła powieki i zdołała dostrzec sylwetkę mężczyzny, który wyglądał tak, jakby próbował ich dogonić. Oczywiście szanse na powodzenie, spadały niemalże do zera, zważając na imponującą prędkość maszyny. Dziewczyna zmarszczyła czoło, pogrążając się w zamyśleniu. Widać, że naprawdę zależało mu na rozmowie z nią. A może było to zwykłe złudzenie? No bo, czy było możliwe, żeby zapomniała o kimś tak ważnym dla niej? Ale z drugiej strony, kto byłby na tyle niepoważny, żeby żartować z czegoś takiego? No i...skąd znał jej imię? Do tego wszystkiego zauważyła, że Nex zrobił się jakiś taki dziwnie spięty. Ugryzła się w język, kiedy w głowie zaświtała jej niewinna myśl, aby po prostu spytać go o powód zmiany nastroju. Ciekawość była wielka, ale tym razem Musa zdołała ją zwalczyć, przynajmniej połowicznie. Lepiej nie drażnić go dodatkowo.

****

Ariel z uśmiechem na ustach przekroczyła znane bramy, słynnej szkoły dla czarodziejek. Zgrabnym krokiem szła przed siebie, starając się nie zwracać uwagi na uczennice, które nieustannie ją obserwują. Czuła lekki dyskomfort, ale starała się w tej chwili tym nie przejmować. Przyśpieszyła kroku, chcąc jak najszybciej zaszyć się w szkolnych murach. Nie rozumiała co jest powodem poruszenia, jakie wywołała, pojawiając się w Alfei. Owszem, paradując w swoim kostiumie, z pewnością nie wtapiała się w tłum, ale to chyba nie powód, żeby wszyscy nieustannie się na nią patrzyli. Kiedy już miała przekroczyć próg, nagle zderzyła się z kimś. Rozmasowała obolałe czoło i wywróciła oczami, kiedy jedna z czarodziejek zaczęła lamentować nad tym, że laptop jej się zepsuł. Swoją drogą, kto normalny chodzi po korytarzu z laptopem, który swoimi rozmiarami ogranicza całkowicie widoczność? Złotowłosa spojrzała krzywo na różowowłosą dziewczynę, rozpaczliwie próbującą pobudzić urządzenie elektryczne do ponownej pracy.
- Gdzie znajdę gabinet dyrektorki?- zapytała prosto z mostu, nie zważając na okoliczności.
Poczuła na sobie zdziwione spojrzenie jasnoniebieskich oczu.
- Zależy kto pyta.- otrzymała niezbyt satysfakcjonującą odpowiedź.
- Ariel.- burknęła po chwili w odpowiedzi.- No, więc..?
- Pierwsze piętro, drugie drzwi po prawej.- wytłumaczyła niechętnie czarodziejka technologii, powracając wzrokiem do laptopa. Ariel, nawet nie podziękowała, tylko wparowała do środka jak poparzona. Miała tylko nadzieję, że ta dziewczyna nie wprowadziła jej w pole. Nie miała ochoty na zbyt długie wędrówki bo tym wielkim budynku. Nie miała zbyt dużo czasu, gdyż ceremonia zbliżała się wielkimi krokami. Jednocześnie chciała już to wszystko załatwić i mieć czyste sumienie. Nie wiedziała, czy da radę to wszystko odkręcić, ale spróbować musiała. W końcu obiecała to Rivenowi.
Zgrabnym krokiem wspięła się na olbrzymie schody i za wskazówkami Tecny, trafiła pod wskazane drzwi. Zapukała do nich i czekała na pozwolenie wejścia. Zniecierpliwiona przeniosła wzrok na zegar i w duchu odliczała sekundy stukając butem o podłogę.
- Witam.- usłyszała nagle donośny, i niezwykle surowy głos z drugiego końca korytarza. Podążyła spojrzeniem za rozchodzącym się dźwiękiem i ujrzała dość wysoką kobietę, z krótkimi, brązowymi włosami. Odwróciła się niechętnie w jej stronę.
- W czym Ci pomóc?- zapytała Gryzelda, kiedy już stanęła naprzeciwko złotowłosej.- Jesteś tu nowa?
- Nie jestem uczennicą tej szkoły i nie zamierzam nią być.- wyjaśniła krótko dziewczyna.- Chciałam tylko porozmawiać z dyrektorką.
- Przykro mi, ale panna Faragonda jest dzisiaj bardzo zajęta i nie przyjmuje żadnych gości.- oznajmiła szorstko Gryzelda, poprawiając swoje okulary.
- Mam do niej naprawdę ważną sprawę.- uparła się Ariel, naciskając klamkę.
- Mówiłam już. Panna Faragonda nie przyjmuje dzisiaj NIKOGO.- powtórzyła Gryzelda, specjalnie akcentując ostatnie słowo.- Myślę, że będzie lepiej, jak sobie pójdziesz.- oznajmiła tarasując jej przejście.
- A ja myślę, że będzie lepiej, jak zejdzie mi pani z drogi.- warknęła złotowłosa, odpychając lekko oburzoną nauczycielkę na bok, po czym bez żadnych skrupułów wpadła do gabinetu Faragondy. Kobieta, odwróciła się, intensywnie szukając czegoś w swojej kolekcji różnych ksiąg. Nie spodziewała się dzisiaj żadnych gości, więc jej mina prawidłowo odzwierciedlała jej emocje.
- Słucham..?- zapytała odrobinę zmieszana, siadając za swoim biurkiem.
- Ja tylko na chwilę.- oznajmiła Ariel, nawet nie podchodząc bliżej.- Chciałam się dowiedzieć, czy faktycznie znajduje się tutaj nijaka Musa.
Faragonda zmarszczyła uważnie brwi.
- Tak, ale..-nie skończyła, gdyż dziewczyna weszła jej w słowo.
- Dziękuję!- krzyknęła, wybiegając z gabinetu, zanim dyrektorka zdążyła jeszcze cokolwiek powiedzieć, zupełnie ignorując Gryzeldę, która starała się wszczepić jej zasady właściwego zachowywania w przyspieszonym tempie. Dopiero w połowie drogi za orientowała się, że przecież nie wie w którym pokoju ma szukać tej dziewczyny. Niech to szlag! Szykują się długie godziny bezsensownych poszukiwań.

****

Zgodnie ze wskazówkami czarodziejki Nex ponownie zajechał do drewnianej chaty, znajdującej się gdzieś po środku lasu. Zaparkował gdzieś w jej pobliżu. Kiedy tylko się zatrzymał, od razu spostrzegł jak Musa zsiada z maszyny i niedbale odrzuca kask gdzieś w zarośla. Następnie szybkim marszem ruszyła w stronę drzwi. Zaglądając do środka poprzez skromne okna zdziwiła się, że wewnątrz chaty panują egipskie ciemności. Może Hoe- Boe po prostu śpi? Nie zrażając się tym zapukała w spróchniałe drewno i drżąc lekko z zimna czekała, aż staruszek otworzy drzwi. Minuty mijały, a drzwi wciąż były zamknięte. Musa, chyba już po raz dziesiąty ponowiła próbę, jednak i tym razem nie uzyskała upragnionego efektu.
- Chyba nikogo nie ma.- oznajmił Nex, podchodząc do niej bliżej.
- Sama na to wpadłam.- warknęła Musa.
- To co teraz robimy? Wracamy do zamku?- zapytał Nex, nie będąc zadowolony z takiego obrotu spraw. Doskonale pamiętał jak musiał się użerać z strażnikami. Rzecz jasna nie należało to do przyjemniejszych zajęć.
- Nigdy w życiu.- warknęła dziewczyna, z desperacją szukając rozwiązania. Usiadła na kamieniu, zapatrzona gdzieś daleko przed siebie. Nie wiedziała dlaczego, ale zmartwiła ją nagła nieobecność staruszka. Gdzie on mógł być o tej porze? A jeżeli coś mu się, pfu, stało? Nie, nie, nie...na pewno nie. W końcu co mogło grozić samotnemu staruszkowi, który mieszkał zupełnie sam, pośrodku dzikiego lasu...? No, racja..dużo.
Na myśl o tym, ciałem Musy wstrząsnął niemy płacz. Wszyscy, tylko nie on! Dziewczyna schowała twarz w dłonie, próbując myśleć racjonalnie i nie dać się zwariować. Nie musiała długo czekać, aby jej przyjaciel wiernie zajął miejsce obok niej i opiekuńczo objął ją ramieniem. Następnie, czując jak jej ciało drży z zimna, niczym prawdziwy dżentelmen zdjął swoją kurtkę i narzucił ją na jej drobne ramiona. Poczuła się odrobinę lepiej, wtulając twarz w jej kołnierz i intensywnie wdychając jego perfumy.
- Nie martw się.- usłyszała jego kojący głos, tuż przy swoim uchu.- Na pewno wszystko z nim w porządku.- próbował ją pocieszyć tak jakby czytał jej w myślach.
- Skąd możesz wiedzieć?- spytała po cichu spoglądając na niego z uwagą.
- Moja słodka tajemnica.- uśmiechnął się zabawnie poruszając brwiami i dając Musie pstryka w nos. Czarodziejka uśmiechnęła się lekko i nie minęła nawet sekunda, a utonęła w uścisku przyjaciela. Jak to dobrze mieć kogoś takiego jak on...


****

Tymczasem, wśród bliżej nieokreślonej ilości mroku, Devon wraz ze swoją prawą ręką już od dłuższego czasu planowali, kiedy w końcu się ujawnić i zaatakować centrum Magix. Czarnoksiężnik wiedział, że nie muszą się z tym spieszyć. W końcu był pewny, że ich triumf nadejdzie, wcześniej czy później.
- Proponuję uderzyć z całą naszą armią na Alfeę. Od naszych zwiadowców dowiedziałem się, że Alfea i Czerwona Fontanna, po naszym ataku na Chmurną Wieżę połączyły siły w celu zwiększenia bezpieczeństwa.- wygłosił William.- A oboje dobrze wiemy, że i tak nic im to nie da. A tak przynajmniej załatwimy wszystkich za jednym zamachem.- zaśmiał się szyderczo, krążąc po ciemnej komnacie.
- A moim zdaniem nie musimy się z niczym spieszyć.- mruknął Devon, próbując nieco ugasić zapał wojownika.- Zaczekamy jeszcze jakiś czas, aż pozbędę się tych czarodziejek, o których tak wszyscy trąbią.- wyjaśnił zagadkowo czarnoksiężnik, siedząc na postawnym krześle, tyłem do Williama a przodem do przyciemnionych szyb, które nie przepuszczały w ogóle światła.
- Boisz się jakiś tam przesłodzonych laleczek z Alfei?- zdziwił się krwistoczerwony i natychmiast pożałował swoich słów. Devon w tej chwili zdawał się zabijać go spojrzeniem. Szybko poderwał się z miejsca i podbiegł do niego w takim tempie iż zdawał się na chwilę rozpłynąć w powietrzu. Przycisnął go do ściany, z taką siłą, iż sylwetka Williama, tak jakby wbiła się w twardy mur i pozostawił na nim widoczny ślad. Jego twarz pozostała niewzruszona, lecz w środku umierał ze strachu.
- Nie boję się NIKOGO, ani NICZEGO.- syknął Devon, a kiedy wojownik przytaknął głową na znak, że zrozumiał, dopiero odzyskał wolność i mógł się swobodnie rozprostować.
- Które to czarodziejki?- zapytał po chwili ciszy.
- Te całe "słynne" Winx.- zaśmiał się z pewnego rodzaju kpiną czarnoksiężnik.
- Podobno są groźne.- William przejął ton jego głosu.- Jak chcesz się ich pozbyć?
- Powoli, pojedynczo.- wyjaśnił akcentując odpowiednio każde słowo.- I nawet już wiem od kogo zaczniemy.
- Od tej rudej?- próbował zgadnąć William, wpatrując się w szklaną kulę, na której Devon, w między czasie zdążył zdołał ułożyć w charakterystyczny sposób swoje kościste, lodowate i blade jak śmierć dłonie.
- Wszyscy tylko na nią polowali.- zauważył trafnie czarnoksiężnik.- To już jest monotonne i nudne.- ziewnął teatralnie i ciągnął dalej.- Owszem, Bloom jest potężna, jednak my wykażemy się oryginalnością i zaczniemy od niej.- powiedział, a zaciekawiony William przyjrzał się uważnie kuli, w której widniała postać innej czarodziejki.
- Kwiatowa wróżka?- zdziwił się krwistoczerwony.
- Tak, myślę, że doskonale się nada.- zaśmiał się Devon.
- Do czego?- wojownik uniósł brwi do góry.
- Potrzebuję kogoś w rodzaju szpiega, takiego, po którym nikt by się tego nie spodziewał. Kogoś z pozoru cichego i niewinnego.
- A, przecież cicha woda, brzegi rwie.- dowódca zrozumiał tok myślenia swojego pana.
- Wiesz co masz robić.- Devon uśmiechnął się szyderczo.
William skinął głową
- Weź ze sobą Darcy.
Nie minęła chwila, a zmienił się w podobiznę wielkiego, mrocznego ptaka, a następnie w tempie błyskawicy wyleciał na zewnątrz przez okno. Zgarnął po drodze wiedźmę i we dwójkę wyruszyli. A czarnoksiężnik wciąż obmyślał swój plan zagłady, zapinając wszystko, każdy szczegół na ostatni guzik.

****


Oderwali się od siebie dopiero po dłuższej chwili. Oboje trwali w dłuższej chwili ciszy. Nex postanowił spróbować jakoś dostać się do pustej chaty, ponieważ wiedział, że do pałacu Musy nie zaciągnie za żadne skarby. Podniósł się powoli i zaczął szukać czegoś, czym mógłby pogrzebać w zamku. W końcu, gdzieś w terenie zauważył kawałek wykrzywionego drutu. Z satysfakcją chwycił niewielki przedmiot w ręce i powrócił do swojego punktu wyjścia. Musa coraz bardziej drżała z zimna, pomimo tego, iż dalej miała jego kurtkę na sobie. Otwieranie skomplikowanych zamków, miał praktycznie we krwi. Wystarczyło parę przekręceń wspomnianym drutem w drzwiach, a zamki puściły. Chłopak z zadowoleniem otworzył drzwi i gestem zaprosił czarodziejkę do środka. Nie musiał długo czekać na jej reakcję. Natychmiast poderwała się z miejsca i czym prędzej wbiegła do środka, tak jakby chciała schronić się przed gigantyczną ulewą.
- Pójdę po trochę drewna.- oznajmił Nex, spoglądając na skromny kominek znajdujący się w rogu pomieszczenia. Już miał wychodzić, kiedy Musa złapała go niespodziewanie za rękę. Spojrzał na nią i uśmiechnął się.
- Niedługo wrócę.- uspokoił ją, a następnie wyszedł z domu.
Musa popatrzyła jeszcze przez chwilę na zamknięte drzwi i rozejrzała się po chacie. Nie było żadnych oznak włamania, ani nic w tym stylu, co pozwoliło jej odetchnąć z ulgą. Westchnęła i powoli wspięła się po schodach na piętro. Tam, gdzie znajdowała się niewielka sypialnia, w której kiedyś potrafiła spędzać całe dnie. Tak naprawdę tylko tutaj czuła się naprawdę jak w domu. To tutaj najbardziej uwielbiała przebywać. Weszła do niewielkiego pomieszczenia i uśmiechnęła się. To tutaj spędziła kawał swojego dzieciństwa, często wymykała się z pałacu i przychodziła tutaj, aby zasmakować normalnego życia. Z daleka od tej całej służby i nudnego życia księżniczki. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. Ściany nadal reprezentowały lekko fioletową barwę, panele wciąż były w tym samym odcieniu co wcześniej. Wyglądało tak, jakby od czasu jej ostatniego pobytu nikt tu nie zaglądał. Było tu sporo kurzu, ale ten mały szczegół ani trochę nie przeszkadzał czarodziejce. Niegdyś śnieżnobiałe zasłony, teraz przybrały lekko szarawy odcień ze względu na zaniedbanie gospodarza. Dziewczyna usiadła na miękkim łóżku i uśmiechnęła się. Pomimo, iż była teraz sama, czuła się tu bezpiecznie.
Przez kilkanaście minut siedziała w zupełnej ciszy, którą przerywało jedynie tykanie naściennego zegara, który o dziwo, nadal działał bez zarzutu. Potrząsnęła głową. Znowu jej myśli powróciły do tego tajemniczego mężczyzny, którego spotkała na cmentarzu. Wciąż nie mogła znaleźć odpowiedzi na dręczące ją pytania. Próbowała sięgnąć pamięcią do najbardziej odległych wspomnień, jednak nawet tam, nie widziała nikogo, kogo mogłaby nazwać swoim bratem. Ale te jego oczy...tak bardzo podobne do jej własnych. Cerę też mieli praktycznie w tym samym odcieniu, nie mówiąc już o uderzająco podobnych rysach twarzy. Czy to możliwe, żeby widziała swojego rodzonego brata pierwszy raz w życiu, po upływie ponad 20 lat? Jeżeli tak, to kto był na tyle okrutny, by ich rozdzielić? Gdzie jest rozwiązanie tej zagadki?
Musa westchnęła. Nie miała już siły dalej się nad tym zastanawiać. Postanowiła wziąć prysznic, chociaż wiedziała, że prawdopodobnie tę noc- której zostało już praktycznie niewiele- spędzi bezsennie. Musiała jednak się czymś zająć, żeby oderwać się od męczących myśli. Wstała i otworzyła skromną szafę, w której nadal były starannie poukładane ubrania, które zostawiła tu ostatnim razem. Było to dawno, ale z pewnością większość z nich jeszcze na nią pasowała. Po chwili intensywnych poszukiwań znalazła swoją ulubioną, wiśniową koszulę nocną. Za chwilę jednak odrzuciła ją na krzesło i zaczęła wyjmować wszystkie ubrania z szafy i układać je na łóżku, w celu przejrzenia swojej obecnie dostępnej garderoby. Miała przy sobie kilka bluzek na ramiączkach, dresy, oraz dwie pary jeansów. Postanowiła wziąć to wszystko do prania, ponieważ ubrania były zakurzone, a co poniektóre na dodatek brudne. Nagle, z kieszeni jednych spodni wypadła jakaś błyskotka, która w kontakcie z podłożem, wywołała lekkie trzaśnięcie. Musa gwałtownie spojrzała w dół i dostrzegła drobną bransoletkę. Przykucnęła przy niej i możliwie delikatnie chwyciła ją w prawą rękę. Ozdoba wydawała się niezwykle delikatna i bardzo cenna. To chyba cud, że nie roztrzaskała się w drobny mak po upadku z takiej wysokości. Dziewczyna w skupieniu przejechała palcem po pozłacanych liniach, przebiegających po czarnych koralikach, które, choć trochę mroczne, w połączeniu ze złotymi wzorami, tworzyły zachwycający efekt. Po środku, znajdował się kolejny koralik, lecz nie czarny. Był on wykonany prawdopodobnie z białego złota, które zachwycająco lśniło w promieniach padających z lampy, na dodatek miał oryginalny kształt. Kształt okazałego serca. Musa poczuła, jak coś w środku potwornie ją ściska. Zacisnęła powieki, hamując w ostatniej chwili niepożądane łzy. Wgramoliła się z powrotem na łóżko i usiadła na nim, opierając się o ścianę. Powróciły dawne wspomnienia.

Biegała nieobecnym spojrzeniem po klasie. Nudziła się potwornie, a jak na złość, leniwe wskazówki zegara, nie zamierzały pójść jej na rękę i wlekły się niemiłosiernie, opóźniając tym samym upragniony dzwonek. W ogóle nie uważała na lekcji, słowa wypowiadane przez profesora wlatywały do niej jednym uchem, a za chwilę uciekały tym drugim. Niecierpliwie stukała lekkim obcasem w podłogę, zupełnie ignorując Laylę, która coś do niej mówiła. Jej myśli wciąż krążyły wokół jednej osoby. Naturalnie wokół Rivena. Wczesnym rankiem zadzwonił do niej i poprosił o spotkanie. Był jeszcze bardziej poważny niż zwykle i to ją zaniepokoiło. Z jego słów wynikało, że ma do niej poważną sprawę i wręcz kazał jej zaraz po lekcjach wyjść na dziedziniec. Próbowała wypytać go o jakieś szczegóły, jednak buntownik uparcie spławiał ją, mówiąc, że " dowie się wszystkiego w swoim czasie". To dlatego Musa cały dzień nie mogła się skupić na niczym innym. Wiele osób zdołało zauważyć jej dziwne roztargnienie. Siedziała w ławce jak na szpilkach, w myślach wciąż błagając, aby czas szybciej leciał. Chciała jak najprędzej dowiedzieć się, co Riven ma jej do powiedzenia, pomijając fakt, że miała pewne obawy, co do tego, co może usłyszeć. Podskoczyła lekko na krześle kiedy usłyszała lekkie pukanie w okno, przy którym siedziała. Spojrzała przez nie i dostrzegła jakiegoś osobnika na motorze, który unosił się w powietrzu, dokładnie na wysokości wspomnianego okna. Musa zmarszczyła czoło. Po chwili, przybysz uniósł do góry szybkę od kasku i mrugnął do dziewczyny, a ona uśmiechnęła się. Czemu zawsze, kiedy go widzi wciąż ma te motylki w brzuchu?
- Muso, czy możesz odpowiedzieć na moje pytanie?- dopiero zniecierpliwiony ton profesora Palladium'a zdołał sprowadzić ją nieco na Ziemię. Spojrzała na niego nieprzytomnie i natychmiast poderwała się z miejsca, kiedy w końcu zabrzmiał zbawczy dzwonek. Wybiegła z klasy jak torpeda i co chwilę wpadając na inne uczennice uparcie biegła w stronę wyjścia. Słyszała nawoływania przyjaciółek za plecami.
- Później się spotkamy!- krzyknęła wykonując w biegu obrót o 360 stopni.
W końcu dopadła do wyjścia. Po drodze o mało co, nie wywinęła orła na schodach.
Wybiegła na zewnątrz. Riven zdążył już bezpiecznie wylądować i czekał na nią, luzacko oparty o maszynę. Widząc go, dziewczyna zwolniła. Poprawiła włosy i powolnym krokiem podeszła bliżej.
- Cześć, Riven.- odezwała się jedynie, nie miała śmiałości pocałować go na powitanie.
- Wsiadaj.- odpowiedział krótko podając jej kask. Złapała go i z lekkim zdziwieniem wsiadła na maszynę. Nieśmiało objęła go w pasie, tak jakby bała się, że może mu się to nie spodobać. Nie spotkała się jednak z żadnym sprzeciwem z jej strony więc pozwoliła sobie, przytulić się do jego pleców. Na usta specjalisty, wkradł się lekki uśmiech, który jednak skutecznie ukrył przed dziewczyną.
- Dokąd jedziemy?- zapytała w końcu, nie mogąc już wytrzymać w niepewności.
- Zobaczysz.- odpowiedział zagadkowo. Resztę drogi przebyli w milczeniu.
Dziewczyna cały czas bacznie rozglądała się na boki, sama próbując odgadnąć cel ich podróży. Niestety nie wyszło jej to, więc westchnęła bezradnie, czekając na koniec ich wycieczki.
Droga była dosyć długa, przez co Musa, lekko przysnęła. Obudziła się dopiero wtedy, kiedy maszyna zatrzymała się.
- Jesteśmy na miejscu.- oznajmił Riven, pomagając jej zsiąść. Dziewczyna oddała mu kask i rozejrzała się. Znajdowali się w centrum Magix. Dokładnie przed jakąś knajpą. Z daleka było czuć nieznośny odór alkoholowych trunków. Specjalista lekko popchnął ją w stronę drzwi, a następnie nakazał jej, aby weszła do środka. Uczyniła to, choć z lekką niechęcią. Nie lubiła przebywać w takich miejscach, ale dla niego potrafiła zrobić wyjątek. Następnie chłopak zaprowadził ją do stolika, który znajdował się mniej więcej po środku pomieszczenia. Dopiero po chwili zdołała przypomnieć sobie skąd zna to miejsce. To tutaj przeżyła jeden z największych koszmarów w swoim życiu. Była to ta sama knajpa, w której kiedyś widziała Rivena z Darcy, a później w następstwie czego, banda zbuntowanych wiedźm goniła ją. Przymknęła powieki, próbując odgonić przykre wspomnienia. Następnie usiadła przy stole, w tym samym miejscu, na którym parę lat temu siedziała jedna z Trix. Musa nie chciała się do tego przyznać, ale wciąż przechodziły ją ciarki, kiedy sobie przypominała tą całą historię. Riven zajął miejsce naprzeciwko niej. Następnie wziął do ręki menu, całkowicie ignorując dziewczynę i trzymając ją ciągle w nieznośnej niepewności. Przez chwilę wpatrywała się w niego, oczekując jakichś wyjaśnień, jednak widząc, że na razie się na nie nie zanosi, poszła w ślady specjalisty, biorąc do ręki kartkę dań. Po chwili podeszła do nich atrakcyjna, blondwłosa kelnerka, która naturalnie próbowała zwrócić na siebie uwagę mężczyzny, lecz jej starania poszły na marne, gdyż Riven, nie zaszczycił jej nawet przelotnym spojrzeniem. Musa natomiast, widząc jak się do niego ślini, miała ochotę wstać i coś jej zrobić. Ostatkiem sił, powstrzymała się od tego. Jedyne, co chłopak zamówił był kufel jakiegoś napoju, którego nazwy, Musa nawet nie umiała zapamiętać. Nie musiała jednak być geniuszem, żeby domyślić się, że chodzi o alkohol. Dobrze wiedziała, że Riven czasem lubił dobrze się napić. Nie pochwalała tego, ale nie mogła przecież stawiać mu warunków, ani go ograniczać. Akceptowała jego nawyki. Sama zamówiła jedynie szklankę wody i wciąż cierpliwie czekała, aż chłopak coś powie.
- Wiesz, który dzisiaj jest?- zapytał niespodziewanie, wywołując lekkie zdziwienie na twarzy czarodziejki. Zamyśliła się na moment.
- Zdaje się, że 20 czerwca. -odpowiedziała po chwili, choć wciąż nie rozumiała, do czego zmierza specjalista.
- Pamiętasz, co stało się dokładnie rok temu?- zadał kolejne pytanie, zamiast od razu przejść do sedna. Musa znowu poddała się chwilowemu zamyśleniu. Tym razem, musiała dłużej podumać, aby znaleźć odpowiedź na pytanie. W końcu jednak ją oświeciło. Zarumieniła się delikatnie i odwróciła wzrok, zupełnie nieświadoma, że Riven też się lekko uśmiechnął. Dzisiaj mija dokładnie rok, od kiedy zostali parą*
- Pamiętam. -odparła po dłuższej chwili ciszy, jakby trochę zawstydzona.
- No właśnie.- przyznał Riven, niespodziewanie kładąc swoją dłoń na jej, powodując u niej przyjemne dreszcze. Zrobiło jej się głupio, że nie pamiętała tak ważnej daty, jednak cieszyła się, że przynajmniej on pamiętał.
- I z tej okazji chciałem Ci coś dać.- wyznał, wywołując o niej jeszcze większa zaskoczenie.
Zwinnym ruchem podsunął jej pod nos, niewielkie pudełeczko. Spojrzała na niego, trochę podejrzliwie. Co on znowu wymyślił?
- Otwórz.- odparł z uśmiechem, niecierpliwie czekając na jej reakcję. Jedną ręką powalczyła chwilę ze starannie zawiązaną wstążką, a następnie delikatnie uniosła wieko pudełeczka. W tym momencie dosłownie ją zatkało. W środku znajdowała się piękna bransoletka, która zachwycająco błyszczała w promieniach słońca. Spojrzała na niego wzruszona i w tej chwili zapragnęła rzucić mu się na szyję. Uśmiechnęła się i tym razem zdołała wyłapać uśmiech na jego twarzy. Pierwszy raz dzisiejszego dnia.
- Jest piękna..-wydusiła w końcu.- Riven, nie musiałeś...zapewne kosztowała fortunę.- mruknęła zawstydzona tym, że ona nie ma nic dla niego.
- Nie wydałem na nią ani złotówki.- przyznał zgodnie z prawdą, a widząc jej pytające spojrzenie, pośpiesznie wyjaśnił.- Widzisz...ta bransoletka to jedyna pamiątka po mojej Matce. Mój tata chciał jej to ofiarować, gdyż jest ona w naszej rodzinie od wielu pokoleń. Niestety nie zdążył tego zrobić, gdyż...moja Matka po prostu zniknęła z dnia na dzień.- głos jakby mu przygasł.- Mój Ojciec przekazał mi ją, abym podarował ją komuś wyjątkowemu.
Musa spojrzała na chłopaka ze współczuciem. Jeszcze nigdy nie otworzył się przed nią tak głęboko. Wiedziała, ze sporo go to kosztuje i doceniała to najbardziej jak tylko umiała. Mocno ścisnęła jego dłoń. Uśmiechnął się do niej blado, a następnie czule zapiął błyskotkę na nadgarstku dziewczyny.
- Mogę Cię o coś zapytać..?
- Oczywiście.- odpowiedział bez wahania.
- Dlaczego dajesz mi ją właśnie tutaj?
Riven zamyślił się na moment. Z pewnością, wybór tego lokalu nie był przypadkowy.
- A więc pamiętasz to miejsce..- westchnął specjalista, przypominając sobie najbardziej niechciane momenty ze swojego życia. Dziewczyna skinęła lekko głową, próbując nie wracać już do tego wszystkiego.
- Powiedzmy, że chcę tym sposobem chociaż częściowo odpokutować swoje grzechy. - mruknął uciekając wzrokiem gdzieś w dal.
- Chyba nie rozumiem.- zmieszała się dziewczyna.
- Wybrałem to miejsce, ponieważ zdaję sobie sprawę, że to tutaj najbardziej Cię zraniłem i wciąż nie mogę sobie tego darować.- przyznał z bólem.- Nie wiem jak mogłem być tak głupi i zaufać swoim wrogom. A ponieważ nie mogę cofnąć czasu, chciałem, aby to miejsce kojarzyło Ci się również z czymś przyjemnym. Zdaję sobie sprawę, że wciąż masz o to do mnie żal, jednak chciałbym, abyś mi przebaczyła, tak chociaż trochę..
Musa, na to wyznanie poczuła jak ta dawna uraza, gdzieś znika. To niewiarygodne, jaki Riven czasami potrafi być kochany. Poderwała się z miejsca, ciągnąc specjalistę za sobą. Następnie odnalazła swoimi ustami wargi Rivena i złączyła je w namiętnym pocałunku, dając mu do zrozumienia, że przebacza mu, a ponurą przeszłość, pozostawia daleko za sobą. Chłopak zamknął oczy i uwięził ją w swoim żelaznym uścisku. Poczuł, jak wielki kamień spada mu z serca...

- Skąd to masz?- z rozmyślań wyrwał ją głos przyjaciela, który zajął miejsce obok niej na łóżku. Spojrzała na niego i pośpiesznie upchnęła błyskotkę pod poduszkę.
- Nie ważne.- ucięła natychmiast rozmowę.- Jakieś stare pamiątki.- mruknęła pośpiesznie sięgając po koszulę nocną. Nex spojrzał na nią podejrzliwie i nie dając za wygraną wyciągnął ozdobę i przyjrzał się jej dokładnie. Czarodziejka, nie zważając uwagi na jego postępowanie, udała się do łazienki. Palladium zmarszczył czoło i uświadomił sobie, że doskonale pamięta tą charakterystyczną bransoletkę..



*****


Flora, spacerowała samotnie po pobliskim lesie. Potrzebowała się oderwać od codziennej rutyny, a najlepszym wyjściem był spokojny spacer na łonie natury. Spokojnym krokiem mijała kolejne naturalne, roślinne wystawy, a uśmiech praktycznie sam, wkradał się na jej usta. Czując lekki powiew wiatru we włosach jej wszystkie problemy zdawały się gdzieś uciekać. Przysiadła na chwilę na pobliskiej ławce, ciesząc się chwilą błogiego spokoju.
Niestety owy spokój nie potrwał długo, gdyż dotychczas spokojny wiaterek gwałtownie przybrał na sile. Czarodziejka otworzyła oczy i ze zdziwieniem odkryła, że niebo, które jeszcze przed chwilą zachwycało nienagannym błękitem, teraz było przysłonięte ciemnymi chmurami. To dziwne, ponieważ wcześniej nic nie wskazywało na burzę. Zadrżała z zimna, wiec postanowiła wrócić do Alfei. Wstała z miejsca, kiedy nagle usłyszała jakieś kroki za plecami, odwróciła się gwałtownie i pisnęła, widząc jakiegoś nieznanego osobnika, który szedł szybkim marszem w jej kierunku. Odruchowo zaczęła cofać się do tyłu.
- Co taka piękna czarodziejka robi sama w środku lasu?- zapytał z kpiną w głosie, kiedy pokonał ponad połowę dystansu. Flora nic nie odpowiedziała. Czuła jak jej drobne gardło jest doszczętnie ściśniete, przez co nie może wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Przybysz budził w niej dziwny strach. Negatywna aura, promieniowała od niego na kilometr. W pewnym momencie natrafiła na postawne drzewo, które uniemożliwiło jej przez chwilę dalszą ucieczkę. Niestety, to wystarczyło, aby wpadła w ręce tego mężczyzny. Był tak szybki, iż ktoś mógłby zasugerować, że potrafi się teleportować. Flora zacisnęła powieki, a po chwili poczuła, przeszywający ból z tyłu głowy. Potem nastała jedynie zagadkowa ciemność...


****

* nawiązanie do wcześniejszego wspomnienia (rozdział 3).
Oto, mocno spóźniony rozdział 20. Dlaczego tak późno go dodaję? Po prostu ostatnio mój wolny czas jest bardzo ograniczony i nie mogę poświęcać go tyle na pisanie ile bym chciała. No ale nareszcie udało mi się coś napisać i mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał. Za wszelkie błędy, oczywiście przepraszam. Standardowo dziękuję bardzo za wszystkie komentarze! Trzymajcie się i do następnej notki uśmiech.



Edytowane przez Magical Galyn dnia 31-10-2015 13:21
32772333 http://winx-club-riven-and-musa-my-story.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Lucky
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 31-10-2015 19:09
Aww! Czy ja już mówiłam, że kocham to opowiadanie? Pewnie tak...
Tak w sumie nie sądziłam, że Musa nawet nie zna Ryana. Przypuszczałam, że po krótkiej chwili przypomni sobie kim on jest i ze łzami, rzuci mu się na szyję. Ale mogę się założyć, że to wszystko wina Aleksandra, że to przez niego Musa nawet nie wie o istnieniu brata. Już Devona lubię bardziej, niż Aleksandra. No właśnie Devon... jak on śmie porywać Florę! Jest postacią fikcyjną, a po prostu strach się go bać. Kiedyś... w dalekiej, dalekiej przyszłości jak będę mieć dzieci i będą niegrzeczne, to po prostu wygrzebie z archiwum Winxbloggera twoje opowiadanie i przeczytam fragmenty właśnie z tym czarnym charakterem, żeby je przestraszyć i przywołać do porządku!
I tak na koniec, reasumując wszystko, przyznam się szczerze, że moim ulubionym fragmentem tego rozdziału jest wspomnienie Musy związane z bransoletką. Uwielbiam cię za nie i za to jak cudownie je opisałaś!serce
No nic, czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy!



http://inna-historia-musy.blogspot.com/
http://samequizy.pl/author/loloka778/
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~LunaFin
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 31-10-2015 19:40
Jak zwykle rozdział genialny. Co prawda nie spodziewałam się takiej reakcji Musy - myślałam, że raczej będzie dopytywać o co chodzi, spróbuję się dowiedzieć dlaczego ten chłopak uważa się za jej brata. Ale twoja forma także przypadła mi do gust.
Flora! Wprowadziłaś Flore! Widzisz ten nieogarnięty atak radochy w moim wykonaniu. Już nie mogę się doczekać oficjalnego spotkania naszej czarodziejki natury z Devonem. To będzie naprawdę ciekawe, szczególnie w twoim wykonaniu.
Relacja między Musą a Nexem, jest przeurocza. Coraz bardziej zaczynam lubić tego palladiuma, chociaż jak pierwszy raz pojawił się w serialu, to miała ochotę rzucić w ekran patelnią.
Nie cierpię, nienawidzę Alexandra. Jest świetnie wykreowaną postacią, ale ma taki dobijający charakter, że od razu chwytam za moją ukochaną patelnię. Mam nadzieje, ze w końcu pójdzie po rozum do głowy i zostawi swoją córkę w spokoju.
Jedyne czego mi brakuję to Layli i Nabu. Uwielbiam ich wątek, a nie pojawili się oni w ostatnich rozdziałach. Oczywiście nie chcę naciskać, ale wiesz... Szczególnie, że ostatnio mam takie zapotrzebowanie na tę parkę, że sama postanowiłam coś o nich napisać ( praca dostępne w moim temacie z miniaturkami)
Czekam na nexta i weny życzę.


(c) Meredith
Miniaturki / Opowiadanie / Grafika / Mój blog
Oficjalny członek stowarzyszenia "Klub Wrogów Klawiatury"
55268354 http://dziecismoka.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Magical Galyn
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 17-12-2015 13:14
Rozdział dedykowany wszystkim, którzy to czytają i wciąż wyczekują kolejnych rozdziałów. Szczególnie dziękuję za motywację mojej Paulince <3,
Lunie, Lucky, Madzi i Anonimkowi za wspaniałe i niezwykle motywujące komentarze :*.


Chapter 21.

Granatowe tęczówki, już chyba po raz setny rejestrowały krajobraz rozciągający się dookoła. Młody mężczyzna siedział na skraju urwiska. Martwym wzrokiem wpatrywał się w bliżej nieokreśloną, mglistą przestrzeń, będącą bezwątpliwie jedynie wytworem jego wyobraźni. Jego powieki, powoli stawały się coraz cięższe, tak jakby były zmuszone dźwigać olbrzymi ciężar, z którym po prostu nie dawały sobie rady. Jednak ich właściciel zdawał się nie zwracać na to uwagi. Siedział w miejscu, dosłownie jak skamieniały. Gdyby tylko miał siłę, pewnie rzuciłby się za nią w pogoń, lub przynajmniej uwolniłby swoje negatywne emocje, wyżywając się na wszystkim, co wpadnie mu w ręce. Nie odczuwał jednak złości, ani nawet żalu, czy smutku. Czuł jedynie pustkę. Samotność doskwierała mu teraz jeszcze bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Nieśmiały płomyczek nadziei, który od zawsze tlił się gdzieś w jego wnętrzu, wraz ze znikającą w lesie maszyną, zdawał się zgasnąć na dobre. Pomimo tego, iż przewidywał całą tą sytuację i, że teoretycznie był na nią emocjonalnie przygotowany, teraz czuł się rozbity. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Czasem łudził się, że być może jednak zdarzy się zupełnie odwrotnie, Musa rzuci się mu na szyję, a on nareszcie będzie mógł ją przytulić i poczuć jej bliskość..po tylu latach. Niestety jednak, stało się to, czego obawiał się od kiedy sięgał pamięcią. Zapomniała o nim, nieświadomie przekreślając ich krótką, choć istotną przeszłość, oraz wspólną perspektywę na przyszłość.
I co mu teraz pozostało? Miał żyć tak, jakby ona nie istniała? Też zapomnieć? Mógł próbować, ale już na samym starcie był pewien, że było to dla niego nieosiągalne. Bez względu na to, jak bardzo by się starał, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nigdy nie zdoła jej wymazać ze swoich wspomnień, bo choć blade i niewyraźne, zawsze była, jest i będzie ich częścią. Bez względu na wszystko.
Głuchy wiatr poruszył okolicznymi drzewami, buchając mu przy tym w twarz. Jego ciało mimowolnie zadrżało z zimna, a ręce, niczym dwa magnesy przywarły do siebie, chcąc przekazać sobie wzajemnie niezbędne zapasy ciepła. Dreszcze coraz intensywniej przeszywały całe jego ciało, jednak on, zdawał się nie zwracać na to w ogóle uwagi. Kto wie, może aż tak pogrążył się w swoim smutku, że nawet tego nie odczuwał?
Mimowolnie, wspomnienia związane z czarodziejką nieuchronnie powracały do niego, choć spowite jakby dziwną mgłą.

Mały chłopiec, samotnie spacerował po ogromnym pałacu. Było już grubo po północy, jednak on nie chciał spać. Od pewnego czasu czuł się jakoś tak dziwnie, nienaturalnie. Przez cały czas był zagubiony, przestraszony, zestresowany, co w wieku dziesięciolatka, było raczej rzadkością. Jego rówieśnicy nie znali żadnych z tych negatywnych uczuć. Codziennie zupełnie beztrosko bawili się na świeżym powietrzu, zachwycając się przyrodą i małymi krokami odkrywając świat, który z ich punktu widzenia składał się z samych pozytywów i krył w sobie wiele tajemnic, wartych do odkrycia. Jednak jeden członek gromadki tych uroczych brzdąców przekonał się na własnej skórze, że nie zawsze ma się w życiu z górki. Wręcz przeciwnie, ten malec od samego początku musiał wspinać się po metaforycznych, stromych pagórkach, z których bardzo łatwo jest spaść. Pomimo młodego wieku, doświadczył w życiu więcej, niż niejeden dorosły mężczyzna. Doświadczył niewątpliwie największej tragedii, jaką można by było sobie wyobrazić. Śmierć matki, która odeszła..tak z dnia na dzień. Wiadomość o jej nieuleczalnej chorobie, spadła na rodzinę jak grom z jasnego nieba. Została wykryta za późno, w końcowej fazie rozwoju. Wielu przedstawicieli zaawansowanej medycyny, wytrzeszczało oczy w niemym zdumieniu i stwierdzali, że nie mieli pojęcia o takiej chorobie. Fakt faktem, jej objawy były bardzo nietypowe. Zaczęło się od wyraźnej dekoncentracji, a skończyło na całkowitym paraliżu ciała. Wraz z każdą komórką w organizmie kobiety, doszczętnie zdrętwiało także serce, które niestety, już nigdy nie miało szansy powrócić do normalnego funkcjonowania.
Od śmierci Matlin, chłopak przeżywał prawdziwe piekło. Codziennie był zmuszany do nauki różnych idiotycznych zasad i dobrych manier, które powinien znać każdy, przyszły następca tronu. Nauka i ćwiczenia zajmowały mu praktycznie całe dnie. Nie miał w ogóle czasu dla siebie. Jedyną chwilą wytchnienia były chłodne, zimowe wieczory, gdzie temperatura panująca na zewnątrz nie pozwalała wystawić na świeże powietrze choćby czubka nosa. To właśnie wtedy, mały Ryan przebywał w swojej komnacie i napawał się spokojem. Niestety, szybko zaczynało mu się nudzić, więc wiele razy wymykał się z zamku, pomimo okropnego zimna i dyskretnie wchodził do komnaty, gdzie znajdowała się jego siostrzyczka, z którą od jakiegoś czasu nie wolno mu było się widywać. Ryan, pomimo młodego wieku już czuł się odpowiedzialny za siostrę. Mama wiele razy powtarzała mu, że jako starszy brat będzie musiał w przyszłości pilnować małej Musy i od śmierci rodzicielki, mały chłopiec starał się z tego wywiązywać jak najlepiej, jednak nadzwyczajnie trudno mu było wywiązać się z obietnicy, kiedy na każdym kroku, wszyscy próbowali go odciągnąć jak najdalej od dziewczynki. Wielokrotnie zadawał różne pytania, chciał wiedzieć dlaczego tak jest, ale nigdy nie otrzymał żadnej logicznej odpowiedzi. "Tak musi być i koniec"- to jedyne słowa jakie słyszał z ust zamkowej służby. Nie rozumiał także, dlaczego tylko Musa jest objęta tak ścisłą "ochroną"przed nim. Towarzystwo półrocznej wówczas Galatei naprawdę dawało mu się we znaki. Łaziła za nim dosłownie wszędzie, a buzia praktycznie ani na chwilę jej się nie zamykała, a na dodatek w ogóle nie można było jej zrozumieć. Krótko mówiąc od dziecka była nieznośna. Dlatego musiał radzić sobie sam. Mógł tylko pomarzyć o spokojnym i normalnym przejściu przez próg komnaty księżniczki Musy. Strażnicy pilnowali jej nieustannie dzień i noc, więc nie mógł liczyć na zwykłe szczęście. Dlatego czasem, kiedy starczało mu sił wchodził do jej pokoju przez okno. Uwielbiał patrzeć jak słodko śpi, niestety często miewała koszmary. Mały Ryan, śpiewał jej wtedy piosenki, które usłyszał od mamy. To zazwyczaj działało od razu. Grymas na twarzy zaspanej dziewczynki łagodniał a ona układała się wygodniej na miękkim posłaniu, jeszcze bardziej wtulając twarz w poduszkę.
Niestety, nocne schadzki Ryana długo nie potrwały ponieważ pewnego, niefortunnego razu nieszczęśliwie spadł z drzewa, którego używał, aby wspiąć się na odpowiednią wysokość. Przy okazji złamał sobie rękę i nabawił się zapalenia płuc poprzez lodowatą temperaturę. Od tamtej pory coraz rzadziej widywał Musę, można rzec, że prawie wcale. Starał się to zmienić, lecz niestety nic z tego nie wyszło. A kiedy dowiedział się całej prawdy o przeszłości, jego świat zawalił się i nic nie wskazywało na to, aby kiedykolwiek miał znowu się odbudować....


****


Wędrowała już tak chyba z dwie godziny. Z każdą kolejną sekundą bezsensownego marszu wśród z pozoru niekończących się korytarzy, jej irytacja przybierała na sile. Kto by pomyślał, że taka jedna szkoła dla wróżek może mieć tyle pomieszczeń? Co chwila, wchodziła bez pukania przez kolejne drzwi. Niektóre z nich były zamknięte, a jeżeli już otwarte, zazwyczaj puste. Złotowłosa westchnęła naciskając już dziesiątą z kolei klamkę. Drzwi zaskrzypiały nieprzyjemnie, ale otworzyły się. Dziewczyna weszła do środka.
- Halo! Jest tu kto?- wysoki sopran odbił się od ścian pomieszczenia i powrócił do właścicielki. Nic. Znowu pusto.
- Rany..-warknęła Ariel, ze złości waląc pięścią w lekko postarzałe mury.
- Mogę w czymś pomóc?- usłyszała jakiś głos za plecami, przez co natychmiastowo się odwróciła. W drzwiach zobaczyła dość wysoką i zgrabną, młodą kobietę z burzą rudych, lekko falowanych włosów na głowie. Błękitne tęczówki czarodziejki uważnie ilustrowały jej osobę.
- Właściwie to tak.- odparła blondynka, niezbyt przyjemnym tonem.- Szukam pewnej dziewczyny o imieniu Musa.
Bloom zmarszczyła czoło w skupieniu. Nie odzywała się przez dłuższą chwilę, walcząc z bliżej niezrozumiałymi obawami, jakie się w niej obudziły. Nie znała tej dziewczyny. W takim razie skąd ona znała jej przyjaciółkę? I skąd się tu w ogóle wzięła? Czarodziejka smoczego płomienia była pewna jedynie tego, iż tajemnicza osoba stojąca przed nią, nie budzi w niej zaufania.
- Kim jesteś?- spytała ostro, krzyżując ręce na piersi.
- Nie ważne.- padła skromna i niezbyt uprzejma odpowiedź.- Chcę tylko wiedzieć gdzie jest Musa. - upierała się Ariel, coraz bardziej się niecierpliwiąc. Ceremonia w Zakonie zbliżała się wielkimi krokami, a jej obecność na tym wydarzeniu była wręcz konieczna. Do tej pory nie opuściła żadnej z nich, więc i tym razem nie mogło być inaczej. Nie miała ani czasu, ani ochoty na takie bezsensowne przedstawienia.
- Nie czuję się upoważniona do przekazywania Ci takich informacji.- odparła nadąsana księżniczka Domino. Złotowłosa zacisnęła usta i odetchnęła głęboko. Rany, jakie te wróżki są nieznośne! Nie mogła zrozumieć co Riven widzi w tej jednej z nich, no ale skoro mu obiecała..
- Po prostu powiedz, jest tutaj, czy nie?- warknęła przez zęby, powstrzymując się ostatecznie od wybuchu złości.
- Nie.- syknęła w odpowiedzi Bloom, gniewnie mrużąc oczy. Nie miała w zwyczaju być tak niemiła w stosunku do gości, jednak w tym przypadku nie umiała powstrzymać złośliwości. Sama nie rozumiała dlaczego.
Ariel westchnęła i nagle wyciągnęła z kieszeni spodni niewielką, trochę wygniecioną kopertę i wręcz na siłę wepchnęła ją do ręki rudowłosej.
- Przekaż jej ten list.- nie zabrzmiało to ani trochę jak prośba, lecz jak rozkaz. Po tych słowach Ariel po prostu odwróciła się, i wyskoczyła na zewnątrz przez okno, zgrabnie lądując na dziedzińcu. Bloom odprowadziła ją nienawistnym spojrzeniem i w pewnym momencie nawiedziła ją okrutna myśl, aby wyrzucić kopertę do śmieci. Powstrzymała się jednak od tego, kiedy uzmysłowiła sobie, iż może być to coś ważnego. Podbiegła do okna, a jej tęczówki zdołały zarejestrować jedynie znikające za bramami Alfei, złote kosmyki włosów. Nieustannie męczyło ją to jedno i to samo pytanie. Kim ona jest?

****

Powolnym krokiem, Riven opuścił zamek Xaviera. Na jego ustach wciąż królował niepożądany, lekko cwaniacki uśmieszek. Chyba po raz pierwszy w życiu dopisało mu szczęście. Pomimo, iż Xavier dowiedział się o nieplanowanej i zupełnie przypadkowej "wyprawie" Rivena do tajemniczego miejsca, nie był ani trochę zły. No, przynajmniej nie na specjalistę, lecz na swojego wieloletniego podopiecznego, Allena. Mistrz był wściekły na niego za to jak traktuje nowych przybyszów, to nie był pierwszy raz, kiedy zachował się tak bezczelnie. Za karę, doświadczony wojownik miał zakaz wstępu na zbliżającą się Ceremonię, co było dla niego wystarczająco upokarzające. Temat nielegalnej wyprawy do zagadkowego miejsca i kwestię tajemniczego miecza, który Riven odkrył przez przypadek, Xavier skomentował jedynie zaskoczeniem. Był pod wrażeniem spostrzegawczości i odwagi, jaką wykazał się specjalista. Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, iż wielki potencjał, jaki dostrzegł w Rivenie imponująco wzrastał z każdym dniem, co oczywiście działało na jego korzyść.
Od dłuższego czasu słyszał za sobą irytujące kroki, przez co przystanął gwałtownie i odwrócił się błyskawicznie.
- Czego chcesz?- warknął bordowowłosy, patrząc na Allen'a spod byka.
- Może trochę grzeczniej?- zaśmiał się z sarkazmem brunet, podchodząc nieco bliżej.
- I kto to mówi?- odgryzł się specjalista, tym samym tonem.
- Dopiero co się pojawiłeś, a już Cię nie znoszę.- wojownik obdarzył Rivena mrożącym krew w żyłach spojrzeniem.
- Jak mi przykro.- wciąż ironizował buntownik.- To wszystko? W takim razie wybacz, ale spieszy mi się.- uciął szybko niechcianą dyskusję i nie zważając na nic ponownie ruszył przed siebie. Niepozornie i dosłownie w ułamku sekundy spojrzał za siebie i poczuł dziwną satysfakcję widząc zdumionego Allen'a, który nie zdołał się poruszyć nawet o milimetr. Cwaniacki uśmieszek znowu wkradł się na jego usta. Następnie schował dłonie w kieszeniach i nogi praktycznie same zaczęły go prowadzić.

****

Leżał skulony na brudnej ziemi, trzęsąc się z zimna. Słońce, które nieśmiało zmierzało ku centrum widnokręgu sprawiło, że na jego czole zagościł oszpecający grymas. Otworzył oczy, próbując skojarzyć fakty. Przyjechał drżącą dłonią po twarzy, masując obolałe skronie. Zamrugał gęsto powiekami i ze zdziwieniem odkrył, że strasznie pieką go oczy. Nie wiedział czym może być to spowodowane, ale jednocześnie uporczywy ból głowy uniemożliwił mu dalsze rozważania w tej kwestii. Powoli dźwignął się na nogi i rozejrzał się. Nadal znajdował się na cmentarzu, tuż nad urwiskiem. Stopniowo zaczął przypominać sobie urywki z poprzedniego dnia, chociaż wolałby raz na zawsze wyrzucić je z pamięci. Stał chwilę w bezruchu, ciesząc się ostatnimi chwilami błogiej ciszy. W jednej chwili zmrużył oczy, wpatrując się uparcie w jeden punkt. Gdzieś pomiędzy drzewami zdołał dostrzec okazale wznoszącą się wieżę Pałacu Królewskiego. Na jej czubku był umieszczony jakiś przedmiot, co po dokładnym przebadaniu, Ryan uznał za flagę. Była ona jednak wywieszana tylko wtedy, kiedy zbliżała się jakaś ważna data dla planety. A skoro w najbliższych dniach nie było żadnego święta, oznaczało to, iż niezwykle ważne wydarzenie miało mieć miejsce na Melodii. Tylko co to mogło być..? Ryan westchnął, przelotnie spoglądając na grób rodzicielki. Niemrawo podszedł bliżej, uklęknął i odmówił w duchu modlitwę. Pojedyncza łza spłynęła mu po policzku, którą otarł natychmiast. Z transu wyrwały go dopiero ptaki, które swoim porannym śpiewem pobudzały mieszkańców, jak i całą planetę do życia. Jak na zawołanie, mężczyzna zwinnym susłem zanurkował do gęstej roślinności. Nie chciał, aby jego obecność została odkryta przez kogokolwiek. Najwyższa pora wracać.


****

Ściskając w dłoni niewielki kawałek papieru, wróciła do swojego pokoju. To nie do wiary, jaka ta blondyna była bezczelna! Już dawno nikt nie zdołał tak zajść za skórę rudowłosej. Wparowała do pomieszczenia, przekuwając chwilową uwagę Tecny, która usiłowała już po raz dziesiąty skontaktować się wreszcie z Musą. Bariera wokół Melodii zniknęła, z bliżej nieokreślonych przyczyn. Kiedy tylko czarodziejka technologii odkryła to, natychmiast rozpoczęła serię nieudanych jak do tej pory, prób skontaktowania się z przyjaciółką. Słysząc już któryś raz z rzędu tą samą formułkę recytowaną przez automatyczną sekretarkę, palce czarodziejki mocno zacisnęły się na niewielkim urządzeniu elektrycznym, prawie go niszcząc.
- To nie do wiary.- warknęła Tecna, odrzucając telefon gdzieś w kąt.
- O, w końcu jesteś, Bloom!- zawołała Stella, zadowolona z tego faktu.- Co tam masz?- ciekawość blondynki, znowu dała o sobie znać.
- List do Musy.- odparła, wciąż lekko oziębionym tonem.
- Od kogo?
- Od jakiejś dziewczyny, nie wiem, nie znam jej.- odparła Bloom, grając obojętną i odłożyła lekko wygniecioną kopertę na biurko w pokoju przyjaciółki.
- Mogę zobaczyć?- dociekała Stella, wpatrując się w przyjaciółkę niczym pięciolatka w swoją mamę, prosząc o lizaka.
- Stella!- pouczyła ją natychmiast Bloom.- Nie wolno czytać cudzej korespondencji!
- Staroświeckie poglądy.- mruknęła pod nosem czarodziejka słońca, jednak zrobiła to na tyle cicho, aby nikt, poza nią, nie mógł tego usłyszeć.- Nie chcę tego czytać. Tylko zerknę!- upierała się dziewczyna.
- Nie ma mowy.- ucięła krótko Bloom rozsiadając się na kanapie.- Widziałyście może Florę?
- Jakieś dwie godziny temu.- mruknęła nieobecnie Tecna, gdyż Stella tradycyjnie udała obrażoną, wtedy kiedy coś poszło nie po jej myśli.- Wyszła na spacer.
- I nie wróciła do tej pory?- zaniepokoiła się rudowłosa.
- Nie panikuj.- czarodziejka technologii jak zwykle pozostała opanowana.- Na pewno zaraz wróci.
- Nie jestem pewna.- burknęła Bloom, która rzeczywiście nie wyglądała na zbytnio przekonaną. Już od dawna czuła, że nad nią i nad jej przyjaciółmi wisi coś dziwnego. Coś tajemniczego i niebezpiecznego. Na dodatek zniknięcie Layli i Musy...no właśnie, brak jakichkolwiek wiadomości od jednej i od drugiej, w żaden sposób nie był normalny, co napawało ją niepokojem jeszcze bardziej.
Czarodziejka smoczego płomienia westchnęła jedynie i sięgnęła po pierwszą lepszą książkę, aby tylko czymś się zająć. Niezbyt długo jednak delektowała się lekturą, gdyż drzwi od ich wspólnego pokoju otworzyły się. W nich stanęła właśnie Flora, jednak wyglądała jakoś tak dziwnie, nienaturalnie. Oczy przygaszone, skóra o wiele bledsza niż zwykle, plecy zgarbione. Pozostałe osoby, znajdujące się w pomieszczeniu wymieniły się zaniepokojonymi spojrzeniami. Nawet Tecna, podchodząca do wszystkiego z dystansem i zawsze znajdująca logiczne i na ogół trafne rozwiązania, wyglądała na bardzo przejętą.
- Floro, wszystko w porządku?- zapytała Stella, podchodząc do przyjaciółki. Ta, popatrzyła na nią jakoś tak nieprzytomnie, tak jakby z początku nie pamiętała, kto to jest.
- Tak.- odparła, po chwili grobowej ciszy. Jej głos, kiedyś melodyjny i niezwykle delikatny teraz stał się szorstki i zimny jak lód. Można było powiedzieć, iż jest przerażająco i bliźniaczo podobny do tego jaki zawsze rozbrzmiewał z ust, wszystkim znanej, lodowej wiedźmy- Icy.
Następnie, Flora, sztywnym krokiem, wyglądająca jak półprzytomny robot zaszyła się bez słowa w swojej sypialni.
- Jeszcze tego brakowało.- jęknęła Stella, siadając na parapecie i uparcie patrząc przez szybę na bliżej nieokreślony punkt. Najwyraźniej ona również coś wyczuwała i miała dość tej całej sytuacji. Co będzie następne? Na co mają się przygotować?

*****

Nie wiadomo dlaczego, nogi poniosły go do jego domku, w którym już niedługo będzie mieszkał nowy przybysz. Usiadł na łóżku i wyciągnął z kieszeni kryształek, jaki zdołał "ukraść" z tamtego dziwnego, jak i pięknego, tajemniczego miejsca. Wpatrywał się w piękny kamień, który błyszczał w promieniach słońca, które wpadały do niewielkiego domku przez równie niewielkie okna. Powoli obracał małe cudeńko w dłoniach, a uśmiech sam wkradał mu się na usta. Barwa, prezentowana przez kryształ była tak bardzo podobna do tej, którą były wypełnione jej magiczne tęczówki. Cały czas miał je przed oczami. Uwielbiał te drobne, wesoło tańczące iskierki, które pojawiały się w jej oczach zawsze, kiedy była radosna. I znów coś ścisnęło go w środku, tak było za każdym razem, kiedy sobie o niej przypomniał..chociaż..przecież pamiętał o niej zawsze, każdego dnia. Wciąż żywił się nadzieją, że jednak na niego czeka, że za nim tęskni, tak samo jak on za nią. Nadal dręczyły go wyrzuty sumienia, obwiniał się o to wszystko. Być może dlatego tak bardzo pragnął czyjegoś towarzystwa? Może pragnął jedynie uwolnić się od przykrych i przytłaczających myśli, które nawiedzały go zawsze, kiedy zostawał sam?
Mężczyzna westchnął, jeszcze raz spoglądając na błyskotkę. Postanowił zrobić z niej kolejny prezent dla Musy. Nie miał jeszcze pomysłu jak go jej przekazać, no ale przecież najważniejsze są dobre chęci, prawda? I z taką myślą zabrał się do pracy.


****
Pomimo, iż wytężała wzrok do maksimum nie mogła nic dostrzec. Nic poza czubkiem własnego nosa. Niesamowicie gęsta mgła spowiła wszystko dookoła. Zaczęła obracać się dookoła własnej osi, wytężyła nawet swój doskonały słuch, lecz to również nie przyniosło rezultatów. Poszukiwała jakiejś wskazówki, kompletnie nie wiedziała co ma w tej chwili zrobić. Instynktownie zaczęła biec przed siebie. Jednak pomimo przebywanych przez nią metrów, mgła ani na moment nie opadła. Do czasu, kiedy nie wiadomo skąd, intensywne światło przebiło się przez barierę dymu. Musa gwałtownie stanęła marszcząc czoło, kiedy promienie słoneczne lekko ją oślepiły na ułamek sekundy. Przed sobą zdołała ujrzeć czyjąś niewyraźną sylwetkę, którą nieustanny wiatr, trochę rozwiewał.
- Bądź czujna. Niebezpieczeństwo się zbliża.- usłyszała nagle przez cofnęła się odrobinę, tak jakby bała się, że z pozostałości mgły wyłoni się za chwilę krwiożercza bestia, z chęcią mordu wypisaną w głębokich ślepiach. Zanim jednak zdołała otworzyć usta, z zapytaniem o szczegóły wiatr i światło zniknęły w jednym momencie, a postać rozmyła się całkowicie.
- Jakie niebezpieczeństwo?!- wrzasnęła rozkładając bezradnie ręce, lecz nie uzyskała żadnej odpowiedzi...


*****

Tym razem to nie promienie słońca wykradły ją niespodziewanie ze słodkiej krainy Morfeusza. Teraz był to nieznośny dźwięk skrzypiących zawiasów, które koniecznie potrzebowały naoliwienia. Czarodziejka muzyki westchnęła przewracając się na drugi bok. Nie było przecież tajemnicą, iż Musa miała niesamowicie wyczulony słuch, przez co słyszała każdy, nawet najmniejszy szmer. Czasem miało to swoje plusy, jednak niestety, tak jak i w tym przypadku, przeważały minusy. Poczuła dziwne mrowienie w karku, więc leniwie podniosła się do pozycji siedzącej, następnie spojrzała w stronę drzwi, w głowie układając już staranną listę obelg, którymi miała obsypać Nex'a za tą poranną pobudkę. Jednak w drzwiach nie zastała swojego przyjaciela. To, kogo tam ujrzała, sprawiło, że miała ochotę podskoczyć do samego sufitu. Zerwała się z łóżka i podbiegła do staruszka, rzucając mu się na szyję. Hoe- Boe przygarnął ją do siebie i mocno przytulił. Musa zaczęła niekontrolowanie drżeć w jego ramionach, a łzy ciurkiem poczęły spływać po jej porcelanowych policzkach. Rany, jak bardzo się o niego martwiła! I jak to dobrze, że jest cały i zdrowy! W tym momencie, czarodziejka zupełnie zapomniała o tym całym śnie, oraz o domniemanym niebezpieczeństwie, jakie jej grozi.
- Gdzie byłeś?! Martwiłam się o Ciebie!- wypaliła, kiedy dziwna gula tkwiąca w jej gardle przez jakiś czas, w końcu jakby ustąpiła.
- To nie jest teraz istotne.- uciął szybko i delikatnie odsunął ją od siebie.- Musisz natychmiast wrócić do zamku.
- Nie ma mowy.- Musa zdawała się być nieugięta.- Nie wrócę tam.
- Przykro mi, ale nie masz wyboru. Strażnicy przeczesują teraz całą planetę i Cię szukają. Mieszkańcy nie mają spokoju, bo oni co chwilę strażnicy odwiedzają każdego i pytają czy przypadkiem Ciebie nie widzieli. Strach pomyśleć, co będzie za kilka dni. Naprawdę, wiem, że nie chcesz tam wracać, ale niestety musisz. I tak nie uciekniesz przed tym, co ma się stać.
- Ty coś wiesz.- stwierdziła Musa, gwałtownie cofając się do tyłu.
Hoe- Boe nic nie odpowiedział, jednak to było tylko potwierdzeniem dla młodej czarodziejki. Poczuła jakąś taką dziwną złość, tak jakby właśnie została zdradzona, choć dla wielu mogłoby to wydawać się śmieszne. Odwróciła się tyłem do mężczyzny i zaczęła w szybkim tempie pakować swoje pozostałe rzeczy do pierwszej lepszej torby, którą wyciągnęła z szafy. Zostawiła tylko zwykłe jeansy, trampki i top na ramiączkach i po niecałym kwadransie była już spakowana.
- Co robisz?- zdziwił się staruszek, widząc jej postępowanie.
- Wracam do domu.- rzuciła nieprzyjemnym tonem.- Tego przecież chciałeś, nie?- mężczyzna westchnął wyczuwając złośliwość w jej głosie. Była na niego wściekła, to było widać. Może powinien powiedzieć jej o wszystkim już dawno? Tylko, czy to by coś zmieniło? No właśnie, chyba nie.
W oka mgnieniu przebrała się i przemyła twarz zimną wodą. Związała włosy w niesfornego kucyka i opuściła pomieszczenie, które jeszcze do niedawna było jej sypialnią. Zwinnie zeszła po schodach i zastała Nex'a siedzącego na kanapie z kubkiem w ręku.
- Ruszaj się, zwijamy się stąd.- zarządziła surowo, rzucając mu kurtkę, którą podarował jej poprzedniego dnia, aby nie zmarzła.
- Dokąd?- zapytał chłopak, patrząc na nią ze zdziwieniem.
- Do zamku.- mruknęła niezadowolona, wyraźnie zniecierpliwiona.
Nex, pomimo swojego zdziwienia o nic już nie pytał. Spojrzał tylko przelotnie na staruszka, stojącego w kącie. Palladium dokończył poczęstunek, jaki otrzymał od Hoe- Boe, podziękował mu i razem z Musą opuścił drobną chatkę. Czarodziejka nawet nie pożegnała się ze staruszkiem, co było dla chłopaka szczególnie zadziwiające. Jej ponury nastrój był wyczuwalny praktycznie na kilometr, dlatego milczał nie chcąc dodatkowo jej drażnić. Wsiedli na motor chłopaka i po chwili znowu mknęli przez pobliskie lasy, a walizki dziewczyny, magicznie zaczarowane mknęły tuż za nimi, lewitując w powietrzu.
Już po chwili stanęli na królewskim dziedzińcu. Nex wiedział, że nie ma szans dostać się do środka tradycyjnym sposobem, więc zaparkował maszynę gdzieś na uboczu i zaczaił się pod oknem w komnacie Musy. Umówili się, że dziewczyna wpuści go oknem, bo innego wyjścia nie było. Oczywiście chłopak nie brał w ogóle pod uwagę tego, że mógłby opuścić przyjaciółkę. Teraz już nie złożona kiedyś obietnica, trzymała go przy niej, tylko ta niezwykła więź, jaka narodziła się pomiędzy nim a czarodziejką muzyki. Sam nie potrafił określić, co to właściwie było, ale nie wyobrażał sobie, że kiedyś coś może ich rozdzielić. Niestety, nie wiedział co gotuje im los.
Musa, kiedy została sama powoli kroczyła ku wrotom prowadzącym do pałacu. Z każdym kolejnym krokiem kolana dziwnie uginały się pod nią, a serce biło jej jak młotem. Zacisnęła jednak zęby i z dumnie uniesioną głową szła na przód. Czuła na sobie uporczywe spojrzenia ludzi znajdujących się na dziedzińcu. Wyglądali tak jakby im ulżyło. Niektórzy należycie kłaniali się swojej księżniczce, a inni po prostu schodzili jej z drogi. Nagle, kątem oka dostrzegła kilka dostojnych karot, zaprzężone w piękne rumaki. Wyglądały dosłownie jak te z bajek dla małych dziewczynek. Dziewczyna zmarszczyła czoło, jednak wiedziała, że dość już uciekania. Musi stawić czoło temu, co miało się wydarzyć. Stanęła przed wrotami i ułożyła na nich dłonie, popychając je mocno do przodu. Te, otworzyły się z taką siłą, iż chwilę później donośnie uderzyły w ściany zamku. Tym sposobem, spojrzenia wszystkich, znajdujących się w pomieszczeniu, w tym Alexandra. Wyraz jego twarzy był jak zwykle ostry i zimny, stał na środku korytarza i najwyraźniej czekał na jakieś wyjaśnienia od córki, których ona jednak nie zamierzała składać. Księżniczka spojrzała surowym spojrzeniem na każdego z osobna, dając im tym samym do zrozumienia, żeby powrócili do swoich obowiązków. Uczynili to, choć dyskretnie wciąż co jakiś czas zerkali na Musę.
Musa i Alexander mierzyli się spojrzeniami, tak jakby chcieli się przekonać, kto wytrzyma dłużej, nie odwracając wzroku. Żadne z nich nie kwapiło się do tego, aby odezwać się jako pierwsze. W końcu król odchrząknął znacząco i przybliżył się nieco do córki. Dziewczyna zacisnęła usta, jednak nie cofnęła się.
- Nareszcie jesteś.- przemówił w końcu mężczyzna.- Czy mogę wiedzieć, gdzie się podziewałaś?- spytał, próbując utrzymać łagodny ton, choć w środku, jego złość była naprawdę wielka.
- Nie mam pięciu lat, żeby Ci się spowiadać.- ucięła nieprzyjemną rozmowę czarodziejka, również starając się być opanowana.- Wróciłam tylko dlatego, żeby mieszkańcy mieli w końcu święty spokój.- dodała natychmiastowo opierając się o ścianę.
- Dobrze, jak sobie życzysz.- odpowiedział Alexander.- Zaraz sprowadzę straż.
Po tych słowach król, odesłał służbę do innych pomieszczeń. Musa ze zdziwieniem na twarzy obserwowała całą tą scenę. Czuła, że powinna natychmiast zaszyć się w swojej komnacie, ale co by to dało? Była pewna, że teraz nie uda jej się uciec z pałacu. Poza tym musi w końcu stawić temu czoła. Cokolwiek to by nie było, zapewne nie będzie dla niej niczym przyjemnym, ale musiała się z tym zmierzyć. Nie miała innego wyjścia.
Chwilę później została sama w wielkiej komnacie. Alexander przed wyjściem oznajmił, że za chwilę ma kogoś poznać. Niecierpliwie stukała piętą o podłoże. W końcu doczekała się ponownego otwarcia wrót. Alexander wszedł do pomieszczenia z jakimś młodym mężczyzną. Musa obdarzyła go nieufnym spojrzeniem i wycofała się nieco do tyłu, tak jakby to miało jej w czymś pomóc.
- Muso, poznaj księcia Orlando*.- wygłosił król wskazując na młodzieńca.- To twój przyszły mąż.- oznajmił tak, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Musiała minąć naprawdę spora chwila, zanim to do niej dotarło. I tak, to krótkie zdanie było powtarzane przez jej umysł chyba dziesięciokrotnie. Ale jak to mąż?! To jakaś kpina?! Drętwy żart?! Musiała podeprzeć się ściany, żeby przypadkiem nie zemdleć. Chwilę później, szok ustąpił miejsca dzikiej wściekłości. Czarodziejka zacisnęła ręce w pięści i sztywnym krokiem podeszła do Alexandra. W tym momencie zapomniała o wszystkim, a wszystkie zasady dobrego wychowania wyparowały z jej mózgu w ułamku sekundy. Zamachnęła się mocno, tak jakby chciała go uderzyć, jednak strażnicy w porę wkroczyli do akcji. Przytrzymali ją mocno, ale musieli naprawdę się natrudzić, żeby im się nie wyrwała. Jeden z nich, aż się cofnął kiedy spojrzał w jej oczy, w których dostrzegł czyste szaleństwo i ciskające jakby błyskawice. Zaczęła szybko oddychać, kiedy w końcu, jej zdrowy rozsądek na nowo się uruchomił. Kiedy opanowała się wystarczająco, strażnicy ją puścili, jednak wciąż pozostali w pobliżu, tak na wszelki wypadek. Spojrzała na tego mężczyznę. Był przystojny, to trzeba było przyznać. Miał opaloną cerę, rozczochrane kasztanowe włosy dodawały mu uroku, a zielone oczy, w których dostrzegła tak jakby odbijający się księżyc potrafiły oczarować każdą kobietę. Jednak nawet w najmniejszym stopniu nie mógł się równać do Rivena, przynajmniej w oczach Musy. Na myśl o specjaliście poczuła dziwne wyrzuty sumienia. Tak jakby narzeczeństwo powstało za jej zachcianką, choć w rzeczywistości było zupełnie odwrotnie. Miała wyjść za człowieka, którego widzi pierwszy raz na oczy. Przecież to niedorzeczność!
- Jakim prawem?!- warknęła, przybierając na nowo, wrogi wyraz twarzy.
- Posłuchaj mnie.- oznajmił Alexander, podchodząc bliżej do córki. Jego głos był nadzwyczajnie łagodny, co budziło dodatkowe wątpliwości u dziewczyny.- Doszły mnie słuchy, że niebezpieczny czarnoksiężnik, jest znów na wolności. Obawiam się, że może on wkrótce zaatakować naszą planetę.
- Ale co ślub ma do tego wszystkiego?!- wybuchła dziewczyna, odsuwając się od Ojca na dobry metr.
- Daj mi skończyć. A więc Orlando jest księciem z planety Calmness. Jest to jedyna planeta w całym Magicznym Wymiarze, która nie brała udziału w żadnej bitwie. Dzięki temu posiada najliczniejszą armię i najlepsze złoże broni. Ślub ma być przypieczętowaniem paktu, który zawarłem niedawno z królem tamtej planety.- wyjaśnił Alexander, ściszając głos do minimum, tak, aby Orlando nie mógł nic usłyszeć. Musa przytaknęła. Chyba naprawdę nie miała wyjścia, w końcu chodziło o dobro Melodii. A skoro pakt z tamtą planetą ma ją ocalić..
- Potrzebuję trochę czasu do namysłu.- mruknęła czarodziejka i nie czekając na niczyje pozwolenie opuściła zamek, pogrążona we własnych myślach.

****

W końcu skończył swoje dzieło. Mimo negatywnego podejścia do siebie i swoich osiągnięć, tym razem był z siebie naprawdę zadowolony. Wziął delikatny naszyjnik do ręki i jeszcze raz się mu przyjrzał. Był ciekawy, jak na niego zareaguje. Schował go do najniższej szuflady i starannie ją zamknął. Wstał i rozprostował się. Było to naprawdę pracochłonne zajęcie, ale poświęcony czas, na pewno nie poszedł na marne. Wyszedł przed domek i dostrzegł spacerującego samotnie Ryana. Nie zastanawiając się, dlaczego jest on w tak ponurym nastroju, podbiegł do przyjaciela.
- Ryan, wróciłeś!- zawołał na powitanie, stając przed chłopakiem. Ten uśmiechnął się tylko lekko, nie miał ochoty na rozmowę. Zanim jednak zdążył zapytać o powód przygnębienia granatowowłosego, coś przerwało ich dopiero co zaczętą rozmowę.
- Chłopaki, tu jesteście!- zaświergotała Ariel, podbiegając do nich.- Wszędzie Was szukałam. Zbierajcie się, ceremonia zaraz się zacznie.
- Już?- zapytał Ryan, wyraźnie zaskoczony.
- Tak. No, już! Pośpieszcie się! Wszyscy na Was czekają!
- A co mamy robić?- zapytał zdezorientowany Riven.- Jak się do tego przygotować?
- Wszystko jest już przygotowane. Brakuje tylko Was. No już, migiem!
- A może mam się przebrać?- zażartował Riven, a Ariel jedynie parsknęła śmiechem i popchnęła go w stronę kryształowego pałacu. Ponury Ryan, ruszył powoli za nimi.

****

Chwilę później stanęli przed drzwiami do pałacu.
- Tylko się nie przestraszcie.- rzuciła przez ramię Ariel, lecz zanim mężczyźni zapytać o co chodzi, dziewczyna otworzyła wrote zwinnym ruchem. W środku panowały egipskie ciemności, a jedyne źródło światła stanowiła pochodnia umieszczona tuż przy tronie Xaviera. Nawet okna były zakryte mrocznymi płachtami.
- Idźcie za mną. Tylko powoli.- szepnęła do nich Ariel i zaczęła kroczyć na przód. Obaj mężczyźni uczynili tak, jak im nakazała. Wraz z ich krokami, zapalały się kolejne, dotychczas niewidoczne pochodnie, umieszczone na ścianach. Riven dopiero teraz zdołał dostrzec tłum ludzi ustawionych w okręgu. Nie mógł jednak ich zidentyfikować, gdyż nawet oni byli poubierani w czarne peleryny. W pewnym momencie Ariel gwałtownie zatrzymała się. Przytomny Ryan, pociągnął za ramię Rivena, który rozglądając się po komnacie, kompletnie tego nie zauważył.
- Wejdźcie na podest i stańcie w tych wyrytych kołach.- przekazała im szeptem po czym stanęła niedaleko tronu, na którym siedział jej Ojciec. Ryan, wymienił z Rivenem chwilowe spojrzenia, po czym oboje znów wykonali to, co im kazano. Kiedy tylko stanęli w wyznaczonych miejscach, natychmiast wzniosła się szklana powłoka, która na pierwszy rzut oka uwięziła mężczyzn. Pomimo, iż w tej sytuacji powinien był odczuć jakiś niepokój, czuł się całkowicie spokojny. Usłyszał także jakieś szepty. Rozejrzał się i dzięki skromnemu światłu, które zapewniały już wszystkie zapalone pochodnie zdołał dostrzec, iż wszystkie postacie mają złożone ręce i wymawiają jakieś formuły, w obcym dla niego języku. Wyglądali tak, jakby się modlili. Nagle, poczuł jak okrągłe podłoże, na którym obecnie stał, powoli uniosło się do góry. U Ryana, wszystko działo się tak samo. Nagle, główna płyta rozsunęła się. Wtedy, wszyscy zaprzestali modlitwy i niemalże jednocześnie zdjęli ciemne nakrycia i uklękli. Xavier wstał i rozłożył ręce. Z zagadkowej szpary, błysnęło nagle tajemniczym światłem, a chwilę później po komnacie zaczęły tańczyć jakieś złociste iskierki. Wszyscy z zachwytem obserwowali to widowisko. Niektórzy widzieli to już dziesiąty raz, a i tak, zawsze ten widok zapierał im dech w piersiach. Niedługo potem usłyszeli jakiś dźwięk, który z jednej strony uspokajał, a z drugiej budził niepokój. Riven rozejrzał się po komnacie. Zdecydowanie należał teraz do tej drugiej grupy. Ryan natomiast, był całkowicie spokojny. Niespodziewanie, przynajmniej dla Rivena, ze szpary wyleciał piękny ptak. Jego blask niemalże lekko go oślepiał. Rozłożył dumnie skrzydła i jeszcze raz wydał ten sam odgłos. Przez ciało specjalisty jeszcze raz przebiegły dreszcze. Wpatrywał się w ten piękny okaz. Teraz już zrozumiał z czym ma do czynienia. Z samym Feniksem. Świetlistym Feniksem. To od niego, wzięła się nazwa całego Zakonu. Następnie ptak zaczął latać po pomieszczeniu zataczając okazały okrąg, a złote iskierki podleciały do dwóch nowicjuszy i poczęły krążyć wokół nich. Specjalista poczuł dziwne łaskotanie na całym ciele, a jego napięte mięśnie rozluźniły się praktycznie od razu. Tak dobrze nie czuł się już dawno. Przymknął oczy i zapragnął, aby ta chwila trwała po prostu wiecznie. Tymczasem wszyscy pozostali czekali ze zniecierpliwieniem na finał Ceremonii. W końcu to się stało. Obie kolumny zapłonęły świetlistym blaskiem, co świadczyło o pomyślnym przejściu całego procesu. Lewitujące okręgi powoli opadły wbijając się na nowo w ziemię, a szklane kopuły zniknęły, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nagle Riven poczuł jak coś ciężkiego spoczywa na jego ciele. Spojrzał w dół i spostrzegł, że zamiast zwykłego ubrania ma na sobie zbroję wykonaną z najprawdziwszego złota. Z prawej strony miał wyryty herb, który widział już sporo razy, a z lewej strony widniała liczba 20. Nie wiedział, co ona oznacza, ale nie zastanawiał się teraz nad tym. Iskry, w pewnej chwili rozprysły się, wywołując efekt podobny do fajerwerek. Ptak jeszcze raz przemówił, a następnie wrócił tam, stąd przyszedł. Po tym wszystkim ludzie zgromadzeni w kole, wstali i zaczęli bić głośne brawa. Pochodnie zgasły, a okna ponownie zostały odsłonięte. Wszystko wróciło do normy.
- Witajcie w naszym gronie!- przemówił Xavier, a wszyscy jeszcze raz zawiwatowali.
Niestety, ich radość nie potrwała długo, iż uruchomiła się mapa holograficzna, pokazując migający, czerwony punkcik.
- Niestety, nie będziemy teraz świętować. Jesteśmy wzywani na Melodię, wyruszamy natychmiast.- ogłosił Xavier, a Riven wyraźnie drgnął.


****

Spacerując samotnie po plaży nagle, do jej uszu dobiegła niezwykła melodia. Przystanęła z wrażenia, gwałtownie się rozglądając, próbując zlokalizować źródło dźwięku. Wytężyła słuch i szybkim marszem, ruszyła, kierując się wspomnianym zmysłem. Przedarła się przez gałęzie i znalazła się nad niewielkim jeziorkiem. Nie pamiętała zbyt dobrze tego miejsca, pewnie dawno jej tu nie było. Było to urocze miejsce. Na środku zbiornika wodnego, w którym woda pluskała wesoło znajdowała się niewielka wysepka, na którą można było się dostać poprzez uroczy, drewniany mostek. To właśnie stamtąd czarodziejka słyszała tą piękną melodię. Nie zastanawiając się długo przedostała się na wysepkę i najciszej jak umiała, podeszła bliżej do brzegu, na którym siedział Orlando, grający na lutni. Dziewczyna uśmiechnęła się, czując jak wydawana przez instrument melodia pieści jej uszy. Młody mężczyzna zaimponował ją perfekcyjną grą, nie miała pojęcia, że można tak grać. Po cichu przysiadła obok, jednak on był tak zajęty, że nawet jej nie zauważył.
- Nieźle.- skomentowała, kiedy przestał grać. Podskoczył w pierwszej chwili, bo nie spodziewał się tu nikogo.
- Dzięki.- odpowiedział aksamitnym barytonem, uśmiechając się przy tym. Musa także się uśmiechnęła, nie wiedziała nawet dlaczego to zrobiła, może dlatego, że ten jego uśmiech był cholernie zaraźliwy?
- Od jak dawna grasz?
- Praktycznie od zawsze.- odpowiedział uśmiechając się ponownie.- Lubię to robić, to mnie odpręża.
- Doskonale to rozumiem.- przyznała, zapatrzona w krystalicznie czystą wodę.- Powiedz, co myślisz o tym całym ślubie?- zapytała niespodziewanie, przykuwając tym samym uwagę mężczyzny.
- Pewnie mi nie uwierzysz, ale ja też dowiedziałem się o tym parę dni wcześniej.- oznajmił.- I wcale nie dziwię się twojej reakcji. Też byłem wściekły.- przyznał.
- Dobrze wiedzieć, że nie jestem osamotniona.- zaśmiała się.
- Może to staromodne, ale moim zdaniem ludzie powinni pobierać się z miłości, a nie dla jakiegoś tam sojuszu.
- A skąd ty wiesz o sojuszu?- zdziwiła się czarodziejka.
- Domyśliłem się tego.- Orlando wzruszył teatralnie ramionami.
- I co teraz mamy zrobić, Twoim zdaniem?
- Chyba nie mamy wyboru.- westchnął mężczyzna.- W końcu chodzi o dobro naszych planet.
- Czyli mamy wziąć ślub, wbrew sobie?- mruknęła czarodziejka z wyraźnym niezadowoleniem.
- Cóż..przynajmniej ogłosimy zaręczyny, dla świętego spokoju. Będziemy zwlekać z datą ślubu ile tylko się da, być może do tego czasu sprawa jakoś rozejdzie się po kościach.
- Miejmy nadzieję.- westchnęła czarodziejka.- To znaczy...nie zrozum mnie źle, wydajesz się być w porządku, no ale..
- Nie przejmuj się.- przerwał jej natychmiast.- Wszystko rozumiem.
Musa przytaknęła. Ku własnemu zdumieniu, bardzo dobrze czuła się w jego towarzystwie.
- Gdzie leży Calmness?- zapytała nagle, znowu zwracając na siebie uwagę mężczyzny.- Nigdy o niej nie słyszałam.
- Niewielu ludzi o niej wie.- przyznał Orlando.- To niewielka planeta, leżąca praktycznie na granicy Magicznego Wymiaru. Czerpiemy energię z ciszy. Medytując osiągamy wewnętrzny spokój i to jest nasza siła. Nie mamy zwyczaju pchać się do konfliktów, jednak teraz, jeżeli będzie taka potrzeba, staniemy do walki w obronie Melodii. Między innymi przez ten pakt.
- Czerpiecie energię z ciszy i medytacji, a ty grasz na lutni?- zaśmiała się Musa.
- Jestem wyjątkiem.- uśmiechnął się i powoli wstał. Czarodziejka podążyła za jego przykładem. Pora zrealizować ich plan.


****

*- Proszę nie pytajcie co mi na mózg padło, kiedy wprowadziłam go do opowiadania xD. Cóż..ponieważ jestem leniem, poszłam na łatwiznę i obsadziłam rolę księcia gotową postacią, zamiast wymyślać kogoś zupełnie nowego. Tak więc Orlando od tej chwili widnieje w zakładce "Heroes".
Cóż..W KOŃCU...przedstawiam wam 21 rozdział. Wiem, że totalnie zawaliłam sprawę, no ale ostatnio ciężko u mnie z weną i wolnym czasem. Ostatnio narobiłam sobie zaległości w szkole, poprzez nieszczęśliwy wypadek, no i naprawdę ciężko mi było coś naskrobać, ale mam nadzieję, że jakoś się zrehabilitowałam po masakrycznie długiej nieobecności.
W tym rozdziale miały być jeszcze dwie sceny, ale uznałam, że będzie on za długi, dlatego przeniosę te sceny do następnego rozdziału..
Kolejna sprawa, chcieliście Laylę i Nabu..cóż..oni będą, na pewno będą i to już niedługo. Kto wie, może nawet w kolejnym rozdziale..także proszę o cierpliwość w tej kwestii, nie zapomniałam o nich uśmiech. Przepraszam także za wszystkie błędy ortograficzne, czy też interpunkcyjne.
To tyle..no i gdybym już nie zdążyła, to oczywiście wszystkim życzę WESOŁYCH ŚWIĄT! <3.
32772333 http://winx-club-riven-and-musa-my-story.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Lucky
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 19-12-2015 22:30
Nawet nie wiesz, jak bardzo ucieszył mnie nowy rozdział... I jak radość pomnożyła się, gdy rozdział okazał się długi serce. Ach, i jeszcze to cudowne zafascynowanie przy czytaniu każdego z wątków... No po prostu uwielbiam!
Hmm... Zacznę może od Ryan'a, jego wspomnienie... Tak mi się szkoda go zrobiło, ale jednocześnie wykształciła się ogromna ciekawość co do tego, dlaczego odseparowywali go od Musy...
Haha... Kurczę, nie wiedziałam, że z Rivena taki zdolniacha... Własnoręcznie zrobiony naszyjnik dla ukochanej, to takie słodkie!
Reakcja Musy na zaręczyny była dość agresywna jak na czarodziejkę... Ale kupuję ją w 100% procentach... Pasuje do naszej zbuntowanej czarodziejki muzyki. Ale jak przeczytałam imię Orlando, to było takie wielkie "O nie...!". Jednak szybko, wraz z przeczytaniem ostatniego wątku tegoż rozdziału, zmieniłam nastawienie do tej postaci. Nawet jego potrafiłaś przedstawić w dobrym świetle.
Nadal nie lubię Ariel i to się chyba nie zmieni... Może sobie próbować odkręcić swoje ''przewinienia", a ja ją i tak będę jedynie tolerować.
A zapomniałabym... Ceremonia była taka, hmm... magiczna, pasowała do tego zakonu.
Chyba pora kończyć ten "cudowny" komentarz i w końcu zabrać się za swoje opowiadanie...
Także życzę weny i czekam na jak najszybszy ciąg dalszy!


http://inna-historia-musy.blogspot.com/
http://samequizy.pl/author/loloka778/

Edytowane przez Sophie dnia 20-12-2015 10:40
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Magical Galyn
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 25-01-2016 13:33
Chapter 22.

- Zaśpiewaj mi coś.- czarodziejka obdarzyła księcia zdziwionym spojrzeniem, gdy usłyszała tą prośbę. Zawahała się przez chwilę, ale jednak postanowiła spełnić jego oczekiwania. Wzięła głęboki oddech i uparcie patrząc przed siebie wykonała piosenkę "Return To Me". Orlando przez cały czas jej się przyglądał. Przepiękny, melodyjny sopran wypełniał w tej chwili całą okolicę. Mężczyzna musiał przyznać, że jego właścicielka z pewnością posiadała "to coś". Przez chwilę naprawdę nie mógł dosłownie oderwać od niej wzroku. Wyglądała wprost przepięknie. Jej niesamowicie blada, a zarazem nieskazitelna cera, zdawała się lśnić w pojedynczych promieniach słońca, które nieśmiało pieściły teraz jej delikatną skórę. Gęste i ciemne kosmyki gładkich włosów tańczyły na wietrze, a oczy intensywnie lśniły, wpatrzone w bezchmurne niebo. Malinowe usta, delikatnie wykrzywiły się w nieśmiałym uśmiechu, kiedy czarodziejka skończyła swoją piosenkę. W tej chwili wyglądała zupełnie inaczej, niż jeszcze kilka chwil wcześniej, w zamku. Wydawała się być teraz taka urocza i niewinna. Ponura wizja, z pozoru przymusowego małżeństwa wydawała mu się przybierać coraz to wyraźniejszych barw. Uśmiechnął się do niej i jednocześnie zastanawiał się, czy aby na pewno ona patrzy teraz na to, tak samo jak on. Miał co do tego wątpliwości, jednak żywił także szczerą nadzieję, że z czasem i ona się do niego przekona i ich wspólna przyszłość- choć zaplanowana z góry bez ich wiedzy i ingerencji- jakoś się ułoży.
Tymczasem Musa, wciąż pozostała sceptycznie nastawiona do całej sytuacji. Nigdy nawet do głowy by jej nie przyszło, że zostanie zmuszona do poślubienia obcego mężczyzny. Z drugiej strony, ulżyło jej trochę, ponieważ Orlando nie okazał się być "drętwym bucem" jakiego wyobraziła sobie podczas ich pierwszego spotkania. Był szarmancki i uprzejmy, jednak czarodziejka nie potrafiła sobie wyobrazić, że miałaby spędzić całe życie przy jego boku. Kiedy myślała o przyszłości, przy swoim boku widziała tylko tego jednego buntownika. Wciąż nie mogła się nadziwić jakim cudem, on cały czas gdzieś tam tkwi w jej umyśle. Niejednokrotnie próbowała się go stamtąd pozbyć, jednak jak widać z marnym skutkiem. Z jednej strony chciała zapomnieć, a z tej drugiej..wręcz przeciwnie. Z każdym dniem, tęskniła za nim coraz bardziej, chociaż nie miała odwagi przyznać się do tego przed samą sobą. Chciała wymazać te wszystkie przykre wspomnienia, których był częścią, jednak na drodze zawsze stawały jej te dobre chwile, które stając jej przed oczami, za każdym razem kuły niemiłosiernie w samo serce i na nowo pobudzały do życia nieustanne rozważania i rozmyślania na temat specjalisty. I ciągłe, nieznośne i irytujące pytanie zaprzątało jej najskrytsze myśli: Czy jest jeszcze dla nich szansa?
Musa westchnęła ciężko i spojrzała krótko na Orlando.
- Musimy wracać.- oznajmiła, na co ten skinął jedynie głową. Nie miał na to ochoty, wolałby tu zostać i dowiedzieć się o niej czegoś więcej, jednak wiedział, że nie ma na to czasu. Dźwignął się na nogi, a za chwilę pomógł wstać również Musie, która posłała mu tylko wdzięczny uśmiech. Powolnym krokiem, wędrując ramię w ramię, skierowali się z powrotem do pałacu.

*****
W pewnym momencie, w najmniej zaludnionym obszarze planety, wytworzył się portal, z którego po chwili wyłoniła się grupa żołnierzy odzianych w złociste zbroje. Na ich czele stał ich Mistrz, ubrany w wyróżniającą się srebrno- szmaragdową szatę. Ariel- jedyna kobieta, znajdująca się w orszaku, za pomocą magii zamknęła magiczne przyjście. Pojedyncze jednostki, przechadzające się po okolicy, widząc to zbiorowisko wytrzeszczali oczy w niemym zdumieniu, nic nie rozumiejąc. Ci, którzy posiadali długie języki i skłonności do roznoszenia nic nie wartych plotek i domysłów, widząc w tym nadzwyczajną sensację oraz szansę, aby zaistnieć w oczach osobników z wyższych warstw społecznych, mknęli jak wiatr do centrum miasta, każdy z nich chciał być pierwszym, który przekażę innym tajemniczą wiadomość. Nie potrzeba było długo czekać, aby cała planeta huczała o tym wydarzeniu. U przewrażliwionych staruszków wywoływało to niepokój i przerażenie, u porywczych i rządnych przygód młodzieńców dziwne podekscytowanie, a pozostali, z pozoru przeciętni i spokojni mieszkańcy reagowali na to zupełnie obojętnie.
- Jesteśmy wzywani do pałacu królewskiego.- oznajmił zebranym Xavier.- Nie mamy chwili do stracenia.- dodał, obejmując ponownie dowodzenie nad całą grupą.
- Dołączę do Was później.- oznajmił niespodziewanie Riven, występując z idealnie prostych szeregów ustawionych wojowników.- Mam coś do załatwienia.- dodał pośpiesznie, usprawiedliwiając swoją postawę. Xavier przyjrzał mu się uważnie, lecz ostatecznie skinął delikatnie głową na znak zgody. Specjalista ruszył powoli przed siebie, czując cały czas na sobie spojrzenia każdego członka licznej grupy, do której od dnia dzisiejszego oficjalnie należał. Wciąż jednak czuł się w niej jakoś tak dziwnie. Tak jakby był niechcianym intruzem, którego nikt sobie nie życzy. Może to przez to, że każdy był dla niego obcy? Przecież było tu kilkadziesiąt zupełnie nieznajomych twarzy, automatycznie budzących respekt i chłodny dystans u młodego mężczyzny. Jedynymi osobami, które znał był Ryan oraz Ariel. Jednak mimo to Riven nie czuł się komfortowo w tym towarzystwie, dlatego chciał przez chwilę pobyć sam. Odetchnął z ulgą, kiedy znacząco oddalił się od grupy. Zafascynowany tutejszym krajobrazem szedł tam, dokąd prowadziły go nogi. Riven nie był zamiłowanym podróżnikiem, dlatego też w swoim życiu nie odwiedził zbyt wielu planet, jednak w ciemno zakładał, że to właśnie Melodia miała w sobie ten największy urok i gdyby tylko mógł na pewno częściej by tu wpadał. Niezbyt dobrze orientował się w terenie, był tutaj z Musą może ze dwa razy. Na dodatek to było bardzo dawno temu. Liczył jednak na swój tak tzw. "szósty zmysł", który z pewnością posiadał. Z każdym krokiem, dziwne dreszcze na karku, które odczuwał od początku samotnej wędrówki, nasilały się, znaczyło to, że ktoś go śledzi. Co kilka metrów specjalista stawał gwałtownie w miejscu i odwracał się, chcąc przyłapać tego ktosia na gorącym uczynku. Pomimo usilnych starań, nie udało mu się jednak nikogo zauważyć. W miejscu, w którym aktualnie się znajdował, nie licząc jego samego, zdawało się nie być ani jednej żywej duszy. Nagle, Riven natknął się na jakieś rozdroże. Nie wiedząc czemu, przystanął i jeszcze raz spojrzał za siebie. Po raz kolejny, nie dostrzegł nic podejrzanego, jedynie podmuchy wiatru towarzyszyły mu, poruszając gałęziami okolicznych drzew, tworząc także niezwykle kojącą i przyjemną dla uszu, cichutką melodyjkę. Specjalista westchnął i zaczął kroczyć niewielką ścieżką, prowadzącą w głąb lasu. Zwinnym ruchem odganiał od siebie irytujące i natrętne gałęzie licznych krzaków i niskich drzew, które lgnęły do niego tak jakby miał w sobie jakiś magnes. Teraz mógł sobie na to pozwolić. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy przypomniał sobie, jak pewnego razu, podczas pewnej misji ze specjalistami i Winx, postępował tak samo, przez co parę roślin znacznie ucierpiało. Chyba nie zapomni miny Flory i tego jak na niego wtedy nakrzyczała. Jednak Riven, jak to Riven..nie przejął się zbytnio jej słowami. Tym razem jednak traktował rośliny o wiele delikatniej, niż wtedy, dzięki czemu nie ucierpiał żaden drzewostan.
Po chwili, drzewa zaczęły się jakby rozstępować. Specjalista, za ścianą roślinności zdołał dostrzec niewielką polanę. Nie zastanawiając się długo, ruszył w jej kierunku. Odetchnął z ulgą, kiedy znalazł się na bardziej otwartej przestrzeni. Rozejrzał się dookoła. Rosło tutaj mnóstwo kwiatów, a nieopodal zauważył także strome urwisko. Niezbyt pasowało ono do kolorowej scenerii, zbudowanej przez bujne i nadzwyczaj rzadkie gatunki roślin, ale mimo to, również miało w sobie coś niezwykłego. Dla Rivena cała ta planeta była czymś niezwykłym. Wbrew pozorom, czuł się tutaj naprawdę dobrze, dużo lepiej niż na swojej rodzinnej planecie. Zmarszczył brwi, kiedy dostrzegł pod wielkim drzewem jakąś marmurową płytę. Powolnym krokiem podszedł bliżej i uklęknął obok niej. Teraz przypomniał sobie, skąd zna to miejsce. Już kiedyś tu był. Razem z nią. Do dziś pamiętał niezliczoną ilość bólu i rozpaczy w jej dużych i pięknych, szafirowych tęczówkach. Pamiętał, jak szlochała bezradnie w jego ramionach, a on jedynie tulił ją do siebie w ciszy, nie mówiąc ani słowa. Nie miał w zwyczaju pocieszać ją słowami, które w gruncie rzeczy i tak były bezsensowne. Nie miał zamiaru jej oszukiwać i mówić, że "wszystko będzie dobrze", skoro doskonale wiedział, że nie będzie. Przecież nic nie było w stanie przywrócić jej matki, mógł jedynie okazać jej swoje wsparcie cierpiąc razem z nią. On nie wiedział jak to jest mieć matkę, jak to jest mieć rodzinę. W młodym wieku, musiał wziąć odpowiedzialność za siebie i za swoje czyny. Popełnił dużo błędów, to fakt, ale jak mogłoby być inaczej, skoro nikt nie wskazał mu właściwej drogi, skoro nikt nie udzielił mu jakiejkolwiek rady? Jak miał darzyć sympatią innych ludzi, skoro jedyne, co od nich słyszał, były tylko słowa ostrej krytyki? Miał wrażenie, że każda napotkana istota uważa go za potwora, pozbawionego uczuć. W gruncie rzeczy był o wiele bardziej wrażliwy, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Jednak coś się zmieniło w jego życiu, kiedy spotkał Musę. Wciąż odnosił wrażenie, że jest ona jedyną osobą, która w pełni go rozumie. Owszem, w swoim związku zaliczyli wiele sporów i kłótni, ale w finiszu, zawsze wychodzili z nich zwycięsko. Ona ceniła w nim szczerość i bezpośredniość, oraz dostrzegła jego wrażliwą stronę, której nikomu innemu nie udało się rozszyfrować.
Riven zacisnął powieki, próbując odgonić bolesne wspomnienia. Teraz jeszcze bardziej zapragnął jej bliskości. Wiedział, że musi ją jakoś odzyskać. W przeciwnym razie, nie widział swojej dalszej przyszłości. Westchnął ciężko, delikatnym ruchem zgarniając liście, które opadły na marmurową płytę. Spojrzał na fotografię widniejącą tuż obok imienia matki Musy. Teraz już wiedział, po kim czarodziejka odziedziczyła swój niebywały urok. Uśmiechnął się lekko i zerwał rosnącą w pobliżu okazałą lilię. Następnie ułożył ją starannie na grobie i w ciszy odmówił staranną modlitwę. Sam nie wiedział, dlaczego to robił, ale czuł, że to jego wewnętrzny obowiązek. Czuł, że musi podziękować tej kobiecie za to, że sprowadziła na ten świat tak cudowną osobę, jaką była Musa. Na koniec obiecał i sobie i Matlin, że w końcu będą z Musą szczęśliwi, tak jak kiedyś. Zależało na tym nie tylko Rivenowi, ale także z pewnością zmarłej królowej. W końcu od zawsze chciała jak najlepiej dla swojej ukochanej córeczki, doskonale wiedziała, że tylko przy boku tego buntownika, ma szansę być w pełni szczęśliwa. Po zakończonej modlitwie, specjalista poczuł gwałtowny podmuch wiatru. Uznał to jako znak i mobilizację do działania. Uśmiechnął się.
- Dziękuję.- wyszeptał patrząc w niebo, a następnie z nową dawką energii dźwignął się dumnie na nogi. Kiedy wiatr ustał, Riven odwrócił się, z zamiarem odejścia. Postawiwszy zaledwie jeden krok, znów poczuł to dziwne mrowienie, a na dodatek usłyszał także intensywny szelest liści. Warknął poirytowany i odwrócił się w trybie błyskawicy. Za najbliższym pniem, zdołał dostrzec cień jakiejś postaci. Zacisnął zęby i natychmiastowo wyjął swój miecz. Po polanie, rozległ się dźwięk ocierających się o siebie metalowych części, a ostrze błysnęło w promieniach rzucanych przez słońce. Przyjął błyskawicznie perfekcyjną pozycję do ataku.

****
W końcu, przyszedł ten czas, kiedy nawet tak potężny czarodziej, jak Nabu, w końcu opadł z sił. Jego sylwetka opadła na grunt z wysokości mniej więcej pół metra. Bezradna Layla, runęła razem z nim. Skrzywił się, słysząc jej głuchy jęk, kiedy jej ciało boleśnie zetknęło się z podłożem. Niestety to jedyne, co był w stanie teraz zrobić. Choćby nie wiem jak bardzo chciał, nie uda mu się już wzbić w powietrze, które teraz, jak na złość, ponownie stało się straszliwie gęste. Usłyszał gdzieś nieopodal wściekłe warknięcie, strażnik wciąż ich gonił, teraz w postaci wielkiego wilczura z obnażonymi kłami. Cztery odnóża mknęły z niesamowitą prędkością w ich kierunku. Layla pisnęła, zwijając się bezradnie w kłębek. Nabu spróbował się podnieść, lecz bez skutku. Zacisnął powieki. To był ich koniec, wiedział o tym. Niestety nie udało mu się uratować Layli, przez co czuł nieustanne wyrzuty sumienia. Nie miał już czasu na rozmyślania, bo bestia była coraz bliżej. Nie minęła sekunda, a już krążyła wokół nich, warcząc bez przerwy. Na co on czeka? Dlaczego ich po prostu nie zabije? Jak długo ten koszmar będzie jeszcze trwać? Zarówno Layla, jak i Nabu mieli już tego dość, woleli już chyba umrzeć, niż wciąż przeżywać te katusze, życie w wiecznym strachu, polegającym jedynie na ciągłym uciekaniu. Czarodziejka, ponownie pisnęła, kiedy zamiast wściekłego wilka, dostrzegli postać człowieka, w krwistoczerwonej zbroi. Jego kroki były wzmacniane przez wszechobecne echo. Tajemniczy osobnik poprzez jedno, drobne pstryknięcie uwięził ich w laserowej klatce. Pomimo ciemnej maski, więźniowie zdołali dostrzec na jego ustach złowieszczy uśmiech. Po chwili, osobnik w zbroi zniknął w jednej chwili, pozostawiając po sobie jedynie ciemną chmurę dymu, która również po krótkim czasie, rozmyła się doszczętnie. Po chwili, oprócz nich, ktoś jeszcze znalazł się w laserowym więzieniu. Layla pisnęła znowu, a Nabu wytrzeszczył oczy w zdumieniu. Obok nich, znalazła się nieprzytomna Flora. Wyglądała jednak bardzo dziwnie. Tak jakby to był jakiś hologram, lub zepsuty klon, wokół którego roznosiła się czarna poświata. Co to mogło oznaczać? Przestraszona czarodziejka fal, powoli podeszła do przyjaciółki na czworakach i usiadła przy niej, czując jak ogarnia ją coraz to większe przerażenie. Nie dotknęła Flory, tak jakby bała się, że zarazi się "tym czymś", co spowodowało jej obecny stan. Nabu natomiast próbował zrozumieć, co stało się czarodziejce natury. Niestety, jego wiedza na temat magii nie była aż tak obszerna, żeby znał odpowiedź na każde pytanie. Uśmiechnął się jednak uspokajająco do ukochanej i przysunął się bliżej. Chciał ją przytulić, lecz wciąż, w obawie o jej dobro, skutecznie się powstrzymywał. Nagle, na tle nieba, które od zawsze zmieniało tu regularnie swoją barwę- a było ono teraz przerażająco czerwone.- dostrzegł coś na kształt tarczy zegara, którego kontury, płonęły jakby żywym ogniem. Czarodziej wzdrygnął się, widząc jak coś na kształt wskazówek, nieuchronnie posuwa się na przód..

****
- Ale nerwus z Ciebie.- zaśmiała się postać, ukazując swoją tożsamość. Riven, w tej samej chwili odetchnął z wyraźną ulgą.
- Jezu, nie strasz mnie tak więcej.- burknął, chowając broń. Ryan, zaśmiał się krótko i stanął naprzeciwko przyjaciela.
- Śledzisz mnie?- zapytał wprost Riven, uważnie przyglądając się granatowowłosemu.
- Cóż..prędzej nazwałbym to, wędrowaniem po twoich śladach.- Ryan ukazał swoje zęby w szerokim uśmiechu, który za chwilę zniknął gwałtownie z jego twarzy, kiedy tylko zdał sobie sprawę, gdzie się znajduje. Co chwilę spoglądał to na marmurową płytę, to na postać specjalisty. Zmarszczył uważnie brwi.
- Co robisz na grobie mojej matki?- spytał nagle Ryan, a buntownik spojrzał na niego z takim wyrazem twarzy, jakby właśnie przyleciał do niego z kosmosu.
- TWOJEJ matki?- zapytał osłupiały specjalista, specjalnie akcentując ten przymiotnik.
Ryan zamilkł na dłuższą chwilę, po czym odwrócił szybko wzrok. Nie był pewien, czy powinien mówić o tym Rivenowi..nie był także pewien, czy jest gotowy, aby opowiadać to wszystko..ale czy kiedykolwiek będzie?
- Tak.- odparł w końcu, choć sporo go kosztowało to, aby wydusić z siebie to krótkie słowo. Riven tymczasem tak się zmieszał, że przysiadł na pobliskim głazie, patrząc na Ryana. Jeżeli mówił prawdę, a Matlin, rzeczywiście jest jego matką..w takim razie Ryan musi być..nie, nie..to nie możliwe.
- To naprawdę kiepski żart.- mruknął Riven.
- Ja nie żartuję.- zaprzeczył natychmiast Ryan, śmiertelnie poważnie.- Chyba ja najlepiej wiem, kim jest moja matka.- dodał nieprzyjemnym tonem. Specjalista westchnął, nie miał pojęcia jak ma się zachować w tej sytuacji.
- Powiedz mi..-Riven zawahał się, chcąc jak najlepiej sformułować to pytanie.- Czy ty masz może siostrę?
Ryan znowu poczuł, jak coś w środku potwornie go kuje. Odwrócił się tyłem do przyjaciela, nie chciał, żeby ten widział, jak bardzo targają nim teraz emocje. Buntownik spojrzał na niego ze współczuciem. Poczuł się głupio, przecież mógł powstrzymać swoją ciekawość.
- Teoretycznie tak.- przemógł się Ryan, to zdanie zabrzmiało jednak dziwnie ponuro, jakby wyprane ze wszelkich emocji.
- Chyba nie rozumiem..- Riven poczuł się jeszcze bardziej zdezorientowany. Dlaczego Musa nigdy nie wspomniała o tym, że ma brata? Czy uznała to za nieistotny fakt? I co wydarzyło się pomiędzy tą dwójką? W końcu nawet Riven zdołał już zauważyć, że najwyraźniej nie mają oni czystych, rodzinnych więzi, jaką, siłą rzeczy mieć powinni.
- Nie chcę o tym mówić. -burknął ponuro granatowowłosy i ruszył przed siebie, chcąc za chwilę zanurzyć się w gęstej roślinności i pogrążyć się w upragnionej samotności. Niestety, Riven najwyraźniej nie zamierzał tak łatwo odpuścić.
- Zaczekaj!- krzyknął za nim, podrywając się na równe nogi.- Powiedz przynajmniej, jak ona ma na imię.- poprosił nadzwyczaj uprzejmie Riven, powoli podchodząc bliżej.
Ryan gwałtownie przystanął. Nie miał pojęcia, dlaczego specjalista nagle stał się taki dociekliwy, jednak przez to zaczął działać mu na nerwy.
- Musa.- westchnął po chwili ciszy.- Czemu to Cię w ogóle interesuje?- zapytał rozdrażniony chłopak.
- Tak się składa, że to moja..-tu specjalista zaciął się na krótką chwilę.- dobra przyjaciółka.- wydusił w końcu, chociaż te słowa nadzwyczajnie trudno przeszły mu przez gardło. Wciąż nie przyzwyczaił się do nowego stanu rzeczy i prawdzie w oczy, nie miał zamiaru tego zrobić. Zamierzał wypełnić złożoną niedawno obietnicę i skrycie wierzył, że to mu się uda.
Granatowowłosy uniósł wysoko brwi do góry, jednak postanowił o nic nie pytać. Riven, nie zważając już na niego wyprzedził go i zaczął iść przed siebie, chcąc dotrzeć do pałacu. Ryan dogonił go niedługo i zaczął prowadzić. Specjaliście ten stan rzeczy jak najbardziej odpowiadał. Miał już dość wędrówki na oślep. Chociaż gdyby wiedział, co wydarzy się w zamku, z pewnością zostałby na tej uroczej polance..

****

Do pałacu dotarli około kwadrans później. Riven musiał przyznać, że okazała budowla wznosząca się przed nim, wywarła na nim spore wrażenie. Niestety nie mógł zbyt długo rozkoszować się tym widokiem, gdyż zniecierpliwiony Ryan, siłą zaciągnął go do środka. Weszli po cichu przez potężne wrota i czym prędzej zatopili się w tłumie pozostałych wojowników, nie chcąc zwracać na siebie niczyjej uwagi. Xavier i Alexander właśnie ucisnęli sobie dłonie. Wyglądali tak, jakby dobrze się znali, oraz najwyraźniej darzyli siebie nawzajem wielką sympatią.
- Jestem Wam niezmiernie wdzięczny za tak szybkie przybycie.- oznajmił król Melodii, przesuwając wzrokiem po wszystkich zgromadzonych.
- To nasz obowiązek.- odpowiedział z uśmiechem Xavier, po czym odciągnął Alexandra na bok.
- Wiadomo, kiedy może uderzyć?- zapytał szeptem.
Król westchnął. Nie miał pojęcia, kiedy Devon może zaatakować Melodię, ale był pewien, że było to nieuchronne. W końcu chciał się zemścić.
- Nie mam pojęcia, ale sam rozumiesz, że muszę korzystać ze wszelkich środków ostrożności.
Xavier skinął głową.
- Devon jej nie dotknie, masz moje słowo.- obiecał, a Alexander spojrzał na niego z wdzięcznością. Wiedział, że teraz mógł być spokojny o swoje córki. Xavier nigdy nie rzucał słów na wiatr. Obydwoje spojrzeli na wrota, które w tym momencie otworzyły się. A stanęła w nich Musa, wraz z Orlando. Zaskoczył ją liczny tłum zgromadzony w komnacie, lecz starała się nie okazać tego, jak ją to zirytowało. Riven drgnął, kiedy ją zobaczył. Teraz dziękował Bogu, że ma na głowie hełm, który częściowo go kamufluje. Jedynie oczy mogły go w tej chwili zdradzić, lecz było to- przynajmniej dla Rivena- mało prawdopodobne. Mimo wszystko jednak, wycofał się do ostatniego rzędu. Wolał dmuchać na zimne. Nie był jeszcze gotowy, aby porozmawiać z Musą. Chciał zaczekać, aż ten cały cyrk się skończy. Księżniczka jeszcze raz przyjrzała się przybyszom. Aż się w niej zagotowało, kiedy zauważyła stojącą z boku, tą złotowłosą dziewczynę, którą po ostatnim incydencie zdążyła do reszty znienawidzić. Z trudem utrzymała swoje nerwy na wodzy. Odetchnęła głęboko i dołączyła do Orlando.
- Zdecydowaliśmy się.- odpowiedział książę, a Alexander nie posiadał się w tej chwili z radości. Uściskał ich oboje, a oni spojrzeli na siebie i nieśmiało chwycili się za ręce.
- Cudownie!- krzyknął Alexander, cały w euforii, a Musa poczuła się w tej chwili tak podle, jak chyba jeszcze nigdy w życiu. Właśnie zgodziła się, wyjść za tego człowieka wbrew sobie. Nie sądziła, że kiedyś do tego dojdzie. Jej godność i niezależność bardzo na tym ucierpiały. No ale czy miała inne wyjście? Przecież musiała chronić swoją planetę bez względu na wszystko. Miała ten obowiązek nie tylko jako księżniczka, ale także jako wróżka strażniczka.
- Jutro wielki dzień dla naszych planet.- odezwał się po raz kolejny, zadowolony jak nigdy, Alexander.
- Z pewnością.- odparł książę z wrodzoną uprzejmością.
- Czy mogę już iść do siebie?- zapytała szybko Musa, było widać, że ma już wszystkiego dość. Alexander, widząc jej frustrację skinął głową, a dziewczyna natychmiastowo wparowała na schody. Przyśpieszyła gwałtownie, kiedy przypomniała sobie, że Nex wciąż czeka pod oknem jej komnaty. Ariel natomiast odprowadziła ją zagadkowym spojrzeniem. Przyglądała jej się do chwili, kiedy nie zniknęła za drzwiami. Była ciekawa, czy przeczytała jej list. A jeżeli tak, to zastanawiała się jaka była jej reakcja na treść w nim zawartą. Niedługo po jej zniknięciu, Xavier wytłumaczył im mniej więcej co mają robić, oraz podzielił ich na grupy oraz każdej z nich wyznaczył komnatę, w której będą mogli się przespać, chociaż ich zadanie głównie polegało na patrolowaniu okolicy. Riven był w grupie z Ryanem i na swoje nieszczęście z Allanem i jeszcze innym żołnierzem, którego nie znał. W takiej sytuacji postanowił oddać się całkowicie swoim obowiązkom i jak najmniej czasu spędzać w ich towarzystwie. Nie zastanawiając się długo zgłosił się na ochotnika i jako pierwszy rozpoczął patrol. Na dworze królewskim, w znaczącej odległości dostrzegł Nexa, który również go zauważył. Nie był pewien, czy go rozpoznał, ale jego mina mogła sugerować, że jakimś cudem udało mu się. Patrzyli na siebie w ciszy, żaden z nich nie ośmielił się wykonać choćby najmniejszego ruchu. W końcu, Riven odchrząknął znacząco i poszedł w swoją stronę, nie odwracając się ani razu.

Musa wpadła do pomieszczenia i natychmiast otworzyła okno. Palladium stał na zewnątrz naburmuszoną miną.
- Jak miło, że w końcu sobie o mnie przypomniałaś!- krzyknął z sarkastycznym uśmieszkiem na twarzy. Musa wywróciła oczami z rozbawieniem. Dobrze wiedziała, że Nex uwielbiał urządzać takie teatrzyki.
- Właź do środka.- rzuciła przez śmiech otwierając szerzej okno.
- Już mi się odechciało.- burknął niczym nadąsany dzieciak, odwracając się do niej tyłem. Czarodziejka parsknęła śmiechem.
- I wiesz co teraz zrobię?- zapytał patrząc na nią przez ramię.- Pójdę na spacer, o!- i po tych słowach, wciąż udając obrażonego zaczął stopniowo oddalać się od pokaźnego budynku. Musa odprowadziła go swoim perlistym śmiechem i zamknęła okno. Ten facet był po prostu niemożliwy. Z uśmiechem na ustach rzuciła się na swoje miękkie łóżko i odetchnęła głęboko. Chciała cieszyć się ostatnimi chwilami spokoju.



****

Swój patrol kontynuował do czasu, aż zapadła całkowita ciemność. Zgodnie ze wcześniejszymi ustaleniami, teraz pałeczkę przejmuje wojownik z innej grupy, dlatego też Riven mógł sobie pozwolić na chwilę odpoczynku. Powolnym krokiem powrócił do zamku, jednak nie zamierzał wchodzić do środka. Zakradł się niespostrzeżenie w miejsce, w którym parę godzin temu dostrzegł Nex'a. Intuicyjnie wspiął się na pobliskie drzewo i usiadł na potężnej gałęzi. Uśmiechnął się. To była właśnie jej komnata, właśnie tutaj chciał trafić. Zapatrzony przez szybę, kompletnie stracił poczucie czasu, przez co czuwał pod jej oknem aż do rana.

Czarodziejka wciąż leżała na łóżku, uwielbiała wylegiwać się beztrosko, kiedy towarzyszyły jej dźwięki jej ulubionych piosenek. Mogłaby tak leżeć bez końca. W pewnym momencie, leniwie podniosła się i spojrzała przez okno. Było już ciemno, lecz zdołała ujrzeć jakiegoś osobnika siedzącego na drzewie. Na początku nieźle się wystraszyła, lecz za chwilę uświadomiła sobie, że to pewnie Nex raczył powrócić ze swojego spaceru. Z początku chciała otworzyć okno i go wpuścić, lecz za chwilę rozmyśliła się, skoro nie chciał wejść od razu, teraz niech tak siedzi do rana.
Musa zaśmiała się ponownie, a następnie po niedługiej chwili głośno ziewnęła. Sięgnęła po swoją koszulę nocną, jeszcze raz spoglądając na ciemną noc za oknem. Nieświadoma niczego, wystawiła język domniemanemu palladiumowi, a następnie udała się do łazienki. Była zbyt zmęczona, by zauważyć, że po drugiej stronie, świecące w mroku tęczówki nie mają barwy złocistego miodu, lecz charakterystycznie fiołkową..


****
Cóż..
miało być dłużej, ale jak zwykle wyszło odwrotnie niż od początku planowałam.

No w końcu udało mi się zebrać i ukończyć ten 22 rozdział. Przepraszam bardzo, że jest on tak długi i w zasadzie bezsensowny...ale tak to jest jak się pisze z 38- stopniową gorączką..ale jak wiadomo zarówno choroba jak i natchnienie pory nie wybiera i trzeba było się przełamać. Mam nadzieję, że mimo wszystko, jest to jako tako szykownie napisane. Zgodnie z obietnicą jest fragment z Laylą i Nabu...w kolejnych rozdziałach będzie ich jeszcze więcej :). Przepraszam za kolejne, fatalne opóźnienie, ale mam ostatnio sporo na głowie..wiadomo, kończył się semestr więc trzeba było posiedzieć trochę nad książkami. Jednak niedługo mam ferie, więc pewnie będę pisać trochę więcej :).
32772333 http://winx-club-riven-and-musa-my-story.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Lucky
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 25-01-2016 18:25
Opłacało się tyle czekać na kolejny rozdział! Już jaka ta kolejna część jest genialna, nie będę Ci tu pisać... bo każda taka jest!
A tak przechodząc do treści opowiadania... to od razu oświadczam, że nie pozwalam Orlandowi zakochać się w Musie! Ech... jeszcze boję się troszeczkę, że jak już Musa ogarnie, że w szeregach wojska Xaviera, jest Riven... to uda szczęśliwą na myśl o ślubie z księciem... No ale nie ma co tu rozwiewać pesymizmu... trzeba po prostu czekać na dalsze losy bohaterów.
Bardzo podobała mi się scena z Rivenem, dziękującym Matlin za danie mu Musy, był tam taki kochany serce A później, jak jeszcze Ryan doszedł, to już w ogóle ciekawie się zrobiło...
I jeszcze urzekła mnie scena Rivena wspinającego się po drzewie... śmiać mi się chciało jak sobie wyobraziłam, tegoż specjalistę spędzającego noc na drzewie...
Layla i Nabu... aww... boje się o nich i o naszą kochaną czarodziejkę natury...
No nic... Weny i z niecierpiętliwością czekam na ciąg dalszy!
A no tak! Wracaj do zdrowia! mruga


http://inna-historia-musy.blogspot.com/
http://samequizy.pl/author/loloka778/

Edytowane przez Lucky dnia 25-01-2016 18:27
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~zxcvbnm
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 20-03-2016 14:19
Kiedy kolejny rozdział? Twoje opowiadanie tak mnie wciągnęło, że cały piątek spędziłam na czytaniu jego rozdziałów. Jest ŚWIETNE! Czekam na kolejną część. Szkoda, że tego nie ma w serialu. Jestem naprawdę bardzo ciekawa, co zrobi Musa, jak odkryje, że Riven był na tym drzewie i że jest w wojsku Xaviera.

Zmieniłam dwa słowa, by uniknąć powtórzenia. Zdarzają Ci się błędy interpunkcyjne. Pamiętaj o spacjach po kropkach/pytajnikach na końcu zdania. //Luna
Edytowane przez Lunaris dnia 20-03-2016 14:46
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Magical Galyn
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 21-05-2016 22:32
Chapter 23.

Rozdział dedykuję wszystkim, którzy wciąż tutaj wchodzą i nadal mają chęć czytać to badziewie...
Szczególne podziękowania dla Paulinki i Madzi za ogromne wsparcie, kiedy moja wena zawodziła uśmiech Tym, którzy wciąż tu są dziękuję za niesamowitą cierpliwość i za to, że wciąż tu jesteście! <3


Złocista łuna, dumnie wniosła się do centrum widnokręgu i rozesłała swoje promienie we wszystkich możliwych kierunkach, oświetlając całą planetę i jednocześnie zarażając absurdalnym optymizmem wszystkich jej mieszkańców. Na dodatek okoliczne ptaki zaczęły swój poranny koncert, zachęcając wszystkich do wyjścia na świeże powietrze. Niebo było nienagannie błękitne, nie można było doszukać się ani jednej chmurki. Delikatny wietrzyk umilał swoim towarzystwem wędrówkę każdemu mieszkańcowi Melodii. Zapowiadał się piękny dzień, ale czy dla wszystkich?

Wszystkie te przyrodnicze czynniki nie zdołały obudzić jednak jednej osoby. Dobrze znanego wszystkim buntownika, który dzisiejszą noc spędził na sporych rozmiarów gałęzi. Udało się tego dokonać Ryanowi, który właśnie rozpoczynał swój patrol. Widząc specjalistę śpiącego na drzewie w pierwszej chwili zdziwił się niemało, a następnie zaśmiał. Z całą pewnością nie był to codzienny widok. Krzyknął głośno jego imię, unosząc głowę do góry. Riven natychmiastowo wyrwał się z krainy snów i boleśnie uderzył tyłem głowy o pień. Skrzywił się natychmiast, a potem burknął pod nosem łańcuch niezrozumiałych dla Ryana wulgaryzmów. Potem spojrzał na niego z wyrzutem i prychnął niezadowolony.
- Czego? - warknął nieuprzejmie, masując dłonią obolałe czoło i pocierając jednocześnie zmęczone oczy.
- Co tam robisz?- zawołał rozbawiony Ryan, patrząc na niego z politowaniem.
- Siedzę.- buntownik podał chyba najbardziej skromną, lecz także najbardziej absurdalną odpowiedź z możliwych.- A co? Nie wolno?- zapytał zgryźliwie, mrużąc przy tym oczy.
- Co ty taki nie w sosie?
- Wyobraź sobie, że jeszcze przed chwilą smacznie sobie spałem, tylko jakiś idiota musiał mnie obudzić.- specjalista uśmiechnął się sarkastycznie po czym zgrabnie zeskoczył z gałęzi na ląd.
Ryan, kiedy tylko ujrzał przyjaciela z bliska, aż się cofnął. Riven wyglądał jak siedem nieszczęść. Włosy były w jeszcze większym nieładzie niż zazwyczaj, sine wory pod oczami działały odpychająco na każdego, kto tylko spojrzał na specjalistę. Na dodatek jego skóra zdawała się być nienaturalnie blada, a jego grobowa mina, jedynie dodatkowo pogarszała całokształt.
- Co ty robiłeś w nocy?- zdziwił się Ryan, kiedy dokładnie przebadał wzrokiem przyjaciela.
- Spałem.- specjalista wzruszył teatralnie ramionami, chcąc jak najszybciej zakończyć ten temat. Tak naprawdę spał niewiele. Zaledwie dwie godziny. Przez cały czas wpatrywał się przez szybę do komnaty księżniczki, która spokojnie przespała całą noc, po prostu nie mógł od niej oderwać wzroku. Całe szczęście, że nikt go na tym nie przyłapał.
Granatowowłosy natychmiast sięgnął po leżący nieopodal hełm, który prawdopodobnie spadł w nocy z drzewa.
- Ubierz to.- mruknął podając go Rivenowi.- Tak będzie lepiej dla wszystkich.- dodał po chwili, na co specjalista wywrócił jedynie oczami. Nie mówiąc już nic, uczynił to, co poradził mu przyjaciel.
- Xavier Cię szukał.- oznajmił Ryan.- Nie złożyłeś mu raportu ze swojego patrolu.
- Zapomniałem.- burknął specjalista, uderzając się w czoło, a następnie bez słowa ruszył do pałacu. Granatowowłosy pokręcił jedynie głową z dezaprobatą, po czym poszedł w swoją stronę.


****


Tymczasem Musa leniwie przewróciła się na drugi bok. Do jej pokoju wpadły niepożądane promienie słońca, które przebijały się przez jedwabne zasłony. Mruknęła rozleniwiona i powoli podniosła się z łóżka. Przetarła rękę zaspane oczy i głośno ziewnęła. Wstała i powoli okręciła się wokół własnej osi, a następnie podeszła do okna i oparła się rękami o parapet. Wyjrzała przez szybę i natychmiast się uśmiechnęła. Pogoda była wprost przepiękna. Zachwycona czarodziejka, aż otworzyła okno i z radością wyjrzała na zewnątrz, wdychając intensywnie woń okolicznych kwiatów. Obserwując bujną roślinność, Musa natychmiast przypomniała sobie o Florze, jak i pozostałych przyjaciółkach. Tęskniła za nimi i to potwornie..tak strasznie dawno z nimi nie rozmawiała...brakowało jej nawet tych sprzeczek ze Stellą, który były dla niej praktycznie codzienną rutyną, kiedy jeszcze przebywała w Alfei. Ciekawe co u nich słychać? Jak sobie radzą? I co myślą o tej całej sytuacji? Czy są na nią złe? Czy może jednak martwią się o nią? Kto wie, może to jedno i drugie. I co się dzieje z Laylą? Musa wzdrygnęła się na myśl o swojej najlepszej przyjaciółce. Wciąż miała przed oczami okropny obraz jej ciała spoczywającego w totalnym bezruchu. I kim jest ten mężczyzna, który objawił jej się we śnie? Czego od niej chce? I czy dotrzymuje słowa? Czy faktycznie trzyma Laylę przy życiu, czekając na nią? Musa miała szczerą nadzieję, że tak właśnie jest, mimo, iż ten mężczyzna na pewno nie wyglądał na uczciwego człowieka.
Rozmyślając o tym wszystkim, jej dobry nastrój jaki wywołała u niej nienagannie piękna pogoda, prysnął w jednej chwili niczym bańka mydlana. Jej humor pogorszył się jeszcze bardziej, kiedy przypomniała sobie, co czeka ją dzisiejszego dnia. Miała ogłosić przed wszystkimi swoje zaręczyny. Jeszcze parę tygodni wcześniej zupełnie inaczej wyobrażała sobie przyszłość. Wtedy przez myśl by jej nawet nie przeszło, że zostanie wprost zmuszona do poślubienia zupełnie obcego mężczyzny. Nie mogła wyobrazić siebie jako żony księcia. Jej nastrój uległ minimalnej poprawie, kiedy uświadomiła sobie, że przecież ślub nie dojdzie do skutku. Tylko Musa o tym wiedziała. Martwiła się zatem co stanie się z Melodią..jeżeli tylko ślub z Orlandem jest w stanie ostatecznie przypieczętować pakt, który daje szansę na ocalenie planety, to co będzie, kiedy ona- Musa, na której barkach spoczywa teraz całe jej bezpieczeństwo- zniknie nagle bez śladu? Czarodziejka wzdrygnęła się, uporczywie szukając rozwiązania tego problemu. Nie mogła pozostawić tego wszystkiego własnemu biegowi. Było to zdecydowanie zbyt wielkie ryzyko. Z drugiej strony nie chciała nikogo wtajemniczać w szczegóły, które znała tylko ona. Wiedziała, że gdyby ktokolwiek dowiedział się o tym, co planuje zrobić, zostałaby natychmiast powstrzymana, a wtedy Layla...ugh, Musa nawet nie mogła dopuścić do siebie tej myśli. Musi wypełnić swoje postanowienie, musi uratować przyjaciółkę, bez względu na wszystko! Nie ważne jakie by to miało przynieść konsekwencje. Ale o planecie musiała także pomyśleć. Nie widziała innego wyjścia, jak...
Nagle przyszedł jej do głowy pewien, dosyć spontaniczny, pomysł. Jednak był on pierwszy i wyglądało na to, że jedyny. Nie zastanawiając się już długo nad tym, opuściła swoją komnatę i puściła się biegiem po okazałych korytarzach. Sprawnie zbiegła ze schodów, a w głównej sali znowu zastała całkiem sporą gromadkę osób, choć było ich o wiele niej niż wczoraj. Większość z nich miała na sobie zbroje i hełmy. Byli to zapewne ci sami wojownicy, których widziała po raz pierwszy poprzedniego dnia. Była ciekawa co to za jedni i w jakim celu tu przyjechali. Przystanęła na chwilę i przesunęła wzrokiem po każdym z osobna. Zauważyła, że jeden osobnik zdecydowanie za długo jej się przygląda. Chciała to zignorować, ale dziwny dreszcz przeszedł jej po plecach, kiedy tylko na niego spojrzała. Co za dziwne uczucie...czarodziejka pokręciła szybko głową i natychmiast odwróciła wzrok. Na końcu pomieszczenia zdołała dostrzec znienawidzoną przez siebie postać. Zgrabną dziewczynę o blond włosach, na którą wszyscy wołali zazwyczaj Ariel. Musa wciąż nie mogła zrozumieć dlaczego jej mózg wysilił się na tyle, by zapamiętać jej imię. Prychnęła pod nosem, kiedy zauważyła, że ona również jej się przygląda. Nie trzeba być geniuszem, by zauważyć niezliczoną ilość pogardy w spojrzeniu blondynki. Musa jednak nie przejęła się tym wcale. Przeszła obok niej, z dumnie uniesioną do góry głową, po drodze specjalnie uderzając ją ramieniem. Ariel zachwiała się, lecz w porę odzyskała równowagę. Rzuciła Musie mordercze spojrzenie i chciała coś powiedzieć, jednak w ostatniej chwili ugryzła się w język. Czarodziejce natomiast taki obrót sprawy jak najbardziej odpowiadał. Zazwyczaj nie ma w zwyczaju tak się zachowywać, ale po tamtym incydencie, zawsze kiedy widziała tą blondynę, nie mogła powstrzymać się od tego, aby nie zrobić jej na złość.
- Pięknie wyglądasz, wasza wysokość.- usłyszała nagle jej przesłodzony głosik za plecami. Zacisnęła zęby i cudem udało jej się zostawić ten "szczery" komplement bez komentarza.
Nie zwracając już uwagi na nikogo dalej szła do wyznaczonego przez siebie celu. Do pokoju Galatei. Nie wiedziała, czy to, co postanowiła jest słuszne, ale musiała zachować się odpowiedzialnie w stosunku do mieszkańców swojej planety. Nie mogła zostawić ich samych na pastwę losu. Wiedziała, że nad jej ukochaną planetą wisi wielkie niebezpieczeństwo, była także pewna, że tylko ona może mu zaradzić.

Z łatwością dotarła do odpowiedniej komnaty i weszła do środka nawet nie pukając. Galatea leżała bokiem na łóżku i zachłannie czytała jakąś grubą książkę. Słysząc jednak dźwięk otwieranych drzwi, oderwała się od lektury i odwróciła się w stronę wejścia. Uśmiechnęła się do Musy, jednak ona nie odwdzięczyła się jej tym samym. Jej twarz była niezwykle poważna, co sprawiło, że jasnowłosa momentalnie się zmartwiła. Uśmiech spełzł jej z twarzy i usiadła na łóżku. Musa przysiadła się do niej i zamyśliła się chwilowo. Nie wiedziała jak zacząć tą rozmowę. W końcu odchrząknęła. Nie miała dużo czasu.
- Musimy porozmawiać.- oznajmiła czarodziejka niezwykle poważnym tonem.
- O co chodzi?- jasnowłosa zdawała się pojąć powagę sytuacji, gdyż jej głos diametralnie spoważniał. Musa zawahała się. Zacisnęła dłonie na skraju łóżka i uparcie zwiesiła głowę. Starała się jak najlepiej dobrać słowa, aby wyjaśnić co nie co sytuację, ale też nie zdradzić za dużo, a natarczywe spojrzenie ze strony Galatei wcale nie ułatwiało tego zadania. Spojrzenie Musy padło na okoliczny zegar naścienny, tak jakby to miało pomóc młodej czarodziejce w rozpoczęciu jakiejkolwiek konwersacji. W końcu postanowiła jednak się przełamać. W końcu niczego nie załatwi, jeżeli dalej będzie tak siedzieć.
- Chodzi o ten cały cyrk..-westchnęła czarodziejka, zmęczona opadając na łóżko.- O ślub.- dodała szybko, widząc zmieszaną minę siostry.
-Ach, no tak! Ślub! Pewnie jesteś zachwycona, co? Orlando to taki gentelman!- trejkotała Galatea, cała w skowronkach. Dziewczyna zaczęła jeszcze świergotać jakieś szczegóły na temat ślubu i wesela. Według niej, całe to wydarzenie miało być idealne. Musa niestety nie podzielała jej entuzjazmu nawet w najmniejszym stopniu. Z miną skazańca słuchała jej monologu, aż w końcu, kiedy jej nerwy sięgnęły zenitu, poderwała się z miejsca jak poparzona. Takie zachowanie przywołało Galateę do porządku, która posłusznie zamilkła.
- Nie mogę tego zrobić.- wydusiła ciemnowłosa, głośno wypuszczając powietrze z płuc. Kto by pomyślał, że wypowiedzenie tego krótkiego i - z pozoru- banalnego zdania, sprawi jej tyle wysiłku. Tymczasem Galatea doznała osłupienia. Popatrzyła na siostrę uważnie, tak jakby chciała upewnić się, czy przypadkiem nie postradała zmysłów.
- Żartujesz sobie? - jasnowłosa wciąż nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Musa popatrzyła na nią gniewnie, przez co dziewczyna lekko się skuliła. W jej towarzystwie czarodziejka muzyki nie miała w zwyczaju żartować, a już na pewno nie na taki temat. Ich relacje nigdy nie były ciepłe i rodzinne, jak myśleli wszyscy dookoła. Musa od zawsze podchodziła do siostry z dziwnym dystansem, zazwyczaj odnosiła się do niej zimno, bez emocji. Nie potrafiła jej w pełni zaufać, sama nie wiedziała dlaczego. Może dlatego, iż zawsze czuła, że Alexander wyraźnie faworyzował młodszą córkę? Bądź co bądź, tak właśnie było. Każdy, kto przyjrzałby się bliżej królewskiej rodzinie, zauważyłby to prędzej czy później.
- Musisz coś dla mnie zrobić.- oznajmiła Musa, z powrotem zajmując miejsce przy jasnowłosej, przykuwając na nowo jej skupione spojrzenie.
- To ty poślubisz Orlanda, dla dobra naszej planety.- oznajmiła czarodziejka, niezwykle stanowczym tonem. Źrenice jej siostry zwiększyły się do nienaturalnych rozmiarów, a ich właścicielka nie odzywała się przez kilkanaście minut.
- Jak ty to sobie wyobrażasz?- jej ton wyrażał wielkie zdumienie, kiedy w końcu przełamała się na tyle, aby coś powiedzieć.- Przecież Ojciec wybrał do tego Ciebie.
- Mam to gdzieś.- warknęła Musa, podchodząc do okna i stając tyłem do siostry.- Nie mogę tego zrobić.- powtórzyła uparcie.
- Dlaczego?- jej siostra nie dawała za wygraną. Wstała z łóżka i podeszła do Musy, kładąc jej dłoń na ramieniu.- Orlando to cudowny człowiek.
- W takim razie weź go sobie!- wybuchowy charakter ciemnowłosej znów dawał o sobie znać. Dziewczyna odepchnęła swoją rozmówczynię, tak jakby ta ograniczyła jej przestrzeń.
Musa ponownie wlepiła spojrzenie w szybę ogromnego okna.
- Niedługo będę musiała wyruszyć na tajną misję. Niezwykle ważną.- starała się jak najlepiej wyjaśnić sytuację, bez ujawniania szczegółów, czyli tak jak sobie zaplanowała od początku.
- Jaką misję?
- TAJNĄ.- powtórzyła Musa.- Dlatego to TY będziesz musiała to zrobić.
- Wybacz, Muso. Nie mogę.- Jasnowłosa zwiesiła głos.- Dopóki mi nie powiesz co to za misja, nie uzyskasz mojej zgody.
Sfrustrowana czarodziejka przymknęła powieki. Starała się panować nad sobą, chociaż była już na skraju wytrzymałości. Nigdy nie mogła odnaleźć z siostrą wspólnego języka, jednak nie wiedziała, że tak trudno będzie ją przekonać.
- Słuchaj, no.- warknęła niespodziewanie i przycisnęła młodszą księżniczkę brutalnie do ściany.- Po ogłoszeniu zaręczyn ja wyruszam na misję, a ty potwierdzisz, że nie wiesz gdzie jestem, że zniknęłam, rozumiesz? - zapytała przez zaciśnięte zęby.- Potem to ty zgodzisz się wyjść za niego. Nie dla mnie, ani dla taty. Dla naszego ludu, jasne?- zakończyła swój monolog, gniewnie mrużąc oczy. Galatea wpatrywała się w nią z przerażeniem. Nigdy nie widziała siostry tak wściekłej jak i zdeterminowanej. Jednak teraz była na przegranej pozycji. Wiedziała, że jeżeli się nie zgodzi, Musa i tak wymyśli coś innego, aby ostatecznie wszystko poszło po jej myśli, a od niej już całkiem się odsunie. A tego przecież nie chciała.
- Zgoda.- odpowiedziała lekko drżącym głosem, po chwili grobowej ciszy. Po tych słowach, Musa wyraźne usatysfakcjonowana odsunęła się, dając jej na nowo możliwość swobodnego poruszania. Jasnowłosa odetchnęła z ulgą i jeszcze raz spojrzała na siostrę.
- Kiedy wrócisz?- zapytała szeptem. Musa, która już miała wychodzić, nagle odwróciła się, zaskoczona tym pytaniem. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. W końcu była już pewna, że nie wróci. Ale tego przecież nie mogła zdradzić.
- Zanim zdążysz się obejrzeć. - próbowała zabrzmieć pogodnie i uspokajająco.- Wtedy, kiedy ty i Orlando na pewno będziecie szczęśliwym małżeństwem.- dodała z uśmiechem. Galatea, na samą myśl o mężczyźnie, spłonęła okazałym rumieńcem. Musiała przyznać, że szarmancki i niezwykle przystojny książę od początku wywarł na niej potężne wrażenie. Musa zaśmiała się pod nosem widząc jej reakcję. Mimo wszystko miała nadzieję, że jej młodszej siostrze jakoś się ułoży w życiu. Uśmiechnęła się do niej lekko i znów ruszyła do wyjścia.
- Muso..?- znów jednak została zatrzymana, więc ponownie spojrzała na siostrę- Uważaj na siebie.- poprosiła jasnowłosa, która wyglądała na zaniepokojoną. Czarodziejka skinęła delikatnie głową i czym prędzej opuściła komnatę, aby przypadkiem nie rozkleić się jak małe dziecko. Odetchnęła głęboko i natychmiast została porwana przez zamkową służbę, której zadaniem było przyszykowanie księżniczki na zbliżające się publiczne wystąpienie.

****

Słońce coraz bardziej dawało o sobie znać, ogrzewając planetę bardziej intensywnie niż w ciągu ostatnich kilku dni. Ryan właśnie ukończył swój patrol i wracał powoli do pałacu, aby trochę odpocząć. W drodze powrotnej dostrzegł, że na placu, przed okazałym budynkiem zbiera się coraz więcej ludzi. Zmarszczył czoło i niechętnie wtopił się w tłum, chcąc dostać się do środka. Co chwile wpadały na niego rozbrykane dzieci, lub zagubione staruszki, przez co mężczyzna odczuwał wyraźny dyskomfort. Był przykładem typowego samotnika i gdy tylko wokoło znajdowało się dużo osób, zwłaszcza obcych, miał ochotę zapaść się pod ziemię. Kiedy wreszcie zdołał się przedostać przez niewyobrażalnie wielką grupę ludzi, niedaleko wejścia spostrzegł Rivena, który także wydawał się być zainteresowany przybyciem tak wielu osób.
- Co tu się wyrabia?- zapytał przyjaciela Ryan, kiedy wreszcie zdołał dotrzeć do niego.
- Nie mam pojęcia.- przyznał zmieszany specjalista.- Więc ty też nic nie wiesz?- zapytał jedynie dla pewności. Tak jak przypuszczał, granatowowłosy wzruszył jedynie ramionami. Oboje postanowili zaszyć się w murach zamku, aby nie rzucać się niepotrzebnie w oczy. Poza tym, teraz to Ryan musiał zdać raport.

*****


Długa krwistoczerwona suknia, wykonana z jedwabiu, sięgała do samej Ziemi do tego stopnia, że spory kawał materiału i tak sunął po krystalicznie czystej podłodze. Każdy, kto spojrzał na te cudeńko był pewien, że owa kreacja wyszła spod ręki jednego z najlepszych projektantów w historii. Ściśle dopasowany rodzaj materiału i krój idealnie podkreślał kształty młodej czarodziejki. Na dodatek śnieżnobiała cera dziewczyny stanowiła idealny kontrast z krzyczącą czerwienią sukni. Musa jeszcze raz przejrzała się w lustrze. Trudno jej było uwierzyć w to, że osoba znajdująca się po drugiej stronie, to ona. Już dawno nie widziała siebie w tak eleganckim wydaniu. Jej delikatne stopy zdobione były przez drobne, kryształowe szpileczki. Ciemne włosy były upięte w wysokiego koka. Jedynie dwa kosmyki spływały po obu stronach jej twarzy, które zostały delikatnie zakręcone przez lokówkę. Jej usta, muśnięte malinowym błyszczykiem, mimowolnie wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu, który niestety zniknął, tak szybko jak się pojawił, dokładnie wtedy, kiedy w odbiciu lustra, Musa zdołała dostrzec pierścionek leżący na eleganckiej poduszce, która z kolei znajdowała się na równie drogocennej etażerce w rogu komnaty. Czarodziejka westchnęła ciężko. Czy naprawdę musiało do tego dojść? Jednak sprawy zaszły tak daleko, że nie można było się wycofać. Musa musiała schować swoją dumę i niezadowolenie do kieszeni. Przecież miała udawać przed tysiącami ludzi, jak bardzo cieszy się z nadchodzącego małżeństwa. To chyba najbardziej ją irytowało. Nigdy nie miała zamiaru udawać, zawsze chciała być ze wszystkimi szczera i być po prostu sobą. On ją tego nauczył. Wzdrygnęła się, kiedy ni stąd ni zowąd przypomniała sobie o Rivenie. Zacisnęła dłoń w pięść i walnęła nią w ścianę. Czy on już zawsze będzie siedział jej w głowie?
- Wszystko w porządku?- usłyszała nagle melodyjny głos za plecami, przez co natychmiast odwróciła się w stronę drzwi wejściowych. Galatea, która również prezentowała się pięknie w złotej sukience do kolan, przyglądała się jej z wyraźną troską. Musa skinęła delikatnie głową i odwróciła się w stronę okna. Spojrzała na dziedziniec, na którym aż roiło się od ludzi. Uśmiechnęła się pod nosem. Wiedziała, że dla nich musi przetrwać te wszystkie męczarnie, to dla nich musi być silna i przeżyć..cokolwiek miało się wydarzyć w następnych dniach.
Jasnowłosa podeszła do siostry, prawie bezszelestnie, lecz Musa, która miała perfekcyjnie rozwinięty słuch i tak usłyszała jej ciche kroki.
- Jeżeli nie chcesz zrobić tego dla mnie, zrób to dla nich.- mruknęła niespodziewanie, przykuwając uwagę swojej towarzyszki. Wskazała podbródkiem na ludzi za oknem, którzy, kiedy tylko dostrzegli księżniczkę za oknem zaczęli witać ją oklaskami i wiwatami. Czarodziejka uśmiechnęła się. Kochała tych ludzi. Każdego z osobna, równo, tak samo. Pomachała im, co wywołało wśród tłumu jeszcze większą falę euforii. Galatea cały czas przyglądała się tej scenie. Była pełna podziwu co do tego, jak silna więź łączy Musę z tymi ludźmi. Sama uśmiechnęła się pod nosem. Wiedziała, że ich ochrona, to także i jej obowiązek.
- Nic im się nie stanie, obiecuję.- jej słowa, przyniosły czarodziejce wielką ulgę. Spojrzała na siostrę ze wdzięcznością, nieśmiało objęła ją w pasie i lekko do siebie przytuliła. Galatea zdziwiła się niemało. Nie pamiętała kiedy ostatnio, miała okazję tak po prostu, zupełnie beztrosko przytulić Musę. Musiała przyznać, że brakowało jej bliskości z siostrą i miała szczerą nadzieję, że uda jej się ocieplić kontakty z nią. Jak na razie, wszystko zmierzało ku dobremu.


****

Wszyscy żołnierze, pod dowództwem Xaviera dostali polecenie, aby ustawili się w okręgu na granicy dziedzińcu królewskiego. Dla zwykłego obserwatora, patrzącego na to nieco z boku, mogłoby się wydawać, iż stanowią oni coś w rodzaju muru obronnego, który miał stanowić potężną defensywę w razie niespodziewanego ataku wroga. Riven przeciągnął się i ziewnął, gdyż to zadanie zaczęło go potwornie nudzić.
- Jezu, co za ukrop.- mruknął stojący obok niego Ryan, który podobnie jak Riven wolałby robić coś ciekawszego. Nie można było nazwać tego bezpodstawnym narzekaniem, gdyż temperatura sięgała blisko 35 stopni, a na dodatek wszyscy żołnierze mieli obowiązek nosić potężne i ciężkie zbroje oraz hełmy. Riven przytaknął, jemu także wysoka temperatura dawała się we znaki. Jednak nie tylko to mu przeszkadzało. Od jakiegoś czasu zauważył, że jego tętno dziwnie przyspiesza, chociaż zdawało się nie być ku temu racjonalnych powodów. Zbladł też potwornie, lecz nikt nie mógł tego zauważyć, poprzez szczelne opancerzenie. Sam nie mógł zrozumieć, czym właściwie tak się denerwował. Niedługo jednak, miał się tego dowiedzieć..

****


- Już czas.- w drzwiach komnaty nagle pojawił się Alexander, który widząc przytulone córki, uśmiechnął się pod nosem. Musa i Galatea, odskoczyły od siebie, kiedy król wkroczył do pomieszczenia. Jasnowłosa poklepała siostrę po ramieniu. Wiedziała, że było to dla niej trudne, więc starała się jak najlepiej okazać dla niej wsparcie. Czarodziejka uśmiechnęła się lekko i podeszła do Orlanda, który także prezentował się niezwykle elegancko. Uśmiechnął się na jej widok. Chcąc nie chcąc, odwzajemniła to. Książę, delikatnie chwycił jej dłoń, tak jakby bał się jej reakcji. Musa odetchnęła. Miała nadzieję, że ten cyrk skończy się jak najszybciej. W tym samym momencie, pokaźne drzwi balkonowe otworzyły się na oścież, a Alexander dumnym krokiem wyszedł do tłumu jako pierwszy. Stanął na wielkim balkonie i przywitał zebranych unosząc ręce wysoko w górę, tak jakby chciał złapać niezwykle drogocenny przedmiot, który właśnie spadał z nieba. Okrzykom i wiwatom nie było końca. Niedługo później, tuż za Alexandrem stanęła Musa wraz z Orlando. Po bokach stanęli ochroniarze oraz Galatea. Musa przeczesała wzrokiem wszystkich zebranych. Przełknęła głośno ślinę. I właśnie w tej chwili przypomniała sobie o matce. Zastanawiała się, co ona zrobiłaby na jej miejscu. Świętej pamięci królowa zawsze robiła wszystko, aby chronić swój lud, więc z pewnością byłaby dumna z postawy, jaką przyjęła jej ukochana córka. Na tę myśl, Musa uśmiechnęła się szczerze. Wiedziała, że postępuje właściwie. W końcu najważniejsze było dobro planety. W pewnym momencie poczuła się jednak tak, jakby ktoś bezustannie wpatrywał się w nią. I rzeczywiście, tak właśnie było. Jeden osobnik, nie mógł od niej oderwać swojego natarczywego spojrzenia. Był to naturalnie Riven, który stał akurat naprzeciwko pokaźnego balkonu. Zabolało go, kiedy zauważył, że trzyma ona rękę tego mężczyzny. Mimo to, nie odwrócił jednak wzroku. Choćby nie wiadomo jak bardzo pragnął, nie potrafił tego zrobić. Wyglądała tak pięknie...
Niestety, najgorsze, miało się wydarzyć, już niedługo. Gdyby Riven potrafił przewidywać przyszłość, na pewno uciekłby stąd jak najdalej. Niestety, takiego daru nie posiadał.

- Umiłowani!!!- przemówił w końcu Alexander.- Dziękuję za tak liczne przybycie!!- kolejna fala euforii mieszkańców Melodii na chwilę zagłuszyła wszystko inne.- Mam Wam do przekazania cudowną nowinę!- po tych słowach, wszyscy jak na rozkaz umilkli w jednym momencie. Król skinął głową na młodą parę. Musa jeszcze raz wymieniła się spojrzeniem z księciem. Tak jakby chciała poznać jego ostateczną decyzję. Chciała wiedzieć, czy na pewno dobrze robią. Jednak uśmiech Orlanda, mówił sam za siebie. Księżniczka westchnęła. Wciąż miała wątpliwości, ale odwrotu już nie było. Razem z księciem wystąpiła na przód. Zaraz za nimi podążył jeden ze strażników, który trzymał w rękach aksamitną poduszkę z drogocennym pierścionkiem. Riven natomiast poczuł, jak grunt pod jego stopami zaczyna się niebezpiecznie chwiać. Powoli wszystkiego się domyślał, lecz wciąż nie mógł uwierzyć..

- Z radością obwieszczam, iż Melodia zyskuje niedługo nowych władców!- wykrzyknął radośnie Alexander, wskazując ręką na młodą parę.- Oficjalnie ogłaszam, że moja starsza córka i książę Orlando są zaręczeni!- po tych słowach nastąpiła zdecydowanie największa fala euforii, jaką można było sobie wyobrazić. Niektóre staruszki nie szczędziły łez, dzieci tańczyły ze sobą radośnie, a młodzi mężczyźni, posiadający nakrycia głowy podrzucali je w powietrze, wykazując tym swoją radość. Tymczasem, życie jednego z młodych mężczyzn, znajdujących się na dziedzińcu, zawaliło się w jednym momencie. Nogi ugięły się lekko pod nim, lecz ostatecznie ustał na dwóch kończynach. Zacisnął mocno zęby. Nie mógł okazać słabości. Musiał przyjąć to z godnością.
W tym też momencie, pierścionek z drogocennym kamieniem spoczął na palcu księżniczki. Orlando, zaraz po jego włożeniu, delikatnie ucałował porcelanową rękę Musy, na co ta zareagowała delikatnym uśmiechem. Książę, delikatnie przysunął się do dziewczyny i onieśmielony musnął swoimi ustami, delikatne wargi Musy, która w tym momencie brzydziła się samej siebie. Poczuła się podle, tak jakby zdradziła, choć w gruncie rzeczy, wcale tak nie było...
Niestety, to już był szczyt dla Rivena. Nie mógł tego znieść. Jego serce zdawało się pęknąć i rozsypać na miliony kawałeczków. Zacisnął powieki, aby powstrzymać łzy, które powoli kłębiły się w jego oczach. Wiedział, że przegrał. Tym razem na dobre. Był także pewien, że nigdy sobie tego nie wybaczy. W amoku furii ściągnął hełm, oraz niewyobrażalnie wielką siłą własnych rąk, rozerwał stal, w którą był odziany, a jej pozostałości odrzucił niedbale gdzieś przed siebie. Kiedy pozostał już w normalnym, sportowym ubraniu odwrócił się i zaczął biec do nieokreślonego celu. Było mu obojętne, dokąd się uda. Byleby było to jak najdalej stąd. Najlepiej w innym wymiarze. Nie zwracał uwagi na nawoływania przyjaciela, czy też zdziwione rekacje ludzi z tłumu. Nawet Ariel krzyczała za nim, lecz to nic nie pomogło. Riven znajdował się jakby w transie. Nie docierało do niego dosłownie nic. Biegł i biegł, nie patrząc ani razu za siebie. A jeżeli ktokolwiek stanął mu na drodze, odpychał tą osobę, niczym szmacianą lalkę.
Musa, natychmiast oderwała się od księcia, kiedy zobaczyła ta dziwną scenę. Skupiła swój wzrok w miejscu, gdzie znajdowała się największa kupka zagubionych osób. I w tym momencie go zobaczyła, przez co w jej oczach natychmiastowo zagościły łzy. Nie, to nie może być prawda! Roztrzęsiona dziewczyna krzyknęła na cały głos jego imię i czym prędzej, rzuciła się biegiem w stronę wyjścia z pałacu. Podobnie jak Riven, kompletnie ignorowała reakcje ludzi z otoczenia. Najważniejsze było tylko to, aby go dogonić i wyjaśnić to wszystko. Chociaż szanse, że będzie chciał słuchać, były bardzo niewielkie, praktycznie żadne. Teraz, w tej jednej chwili, ten cały incydent z Ariel, poszedł daleko w niepamięć. Musa przecież nie chciała stracić Rivena. Była pewna, że tego by nie przeżyła. Musiała to ratować, dopóki nie będzie za późno..o ile już nie było. Poprzez ogromny pośpiech, o mało co, nie wywinęła orła, zbiegając z olbrzymich schodów. W momencie krytycznym, na szczęście podtrzymał ją jeden ze strażników i ostatecznie uratował ją od upadku, który prawdopodobnie skończył by się połamaniem żeber, lub czymś gorszym. Roztrzęsiona dziewczyna, jednak nie była w stanie myśleć teraz logicznie. Wyrwała się i nawet nie dziękując wypadła z zamku jak z procy. Wciąż wołając głucho imię Rivena rzuciła się biegiem w stronę lasu, w którym kilka chwil temu zniknął buntownik. Pomimo tego, że biegła najszybciej jak mogła, nie miała szans go dogonić. Nigdy nie była taka szybka jak on, a poza tym długa suknia i szpilki dodatkowo ograniczały jej szanse. Zdeterminowana dziewczyna nie zważając na nic przeszła transformację Bloomixu i czym prędzej wzbiła się w powietrze, intensywnie poruszając skrzydłami. Niedługo potem śmigała przed siebie, zwinnie omijając w locie kolejne drzewa. W końcu go zobaczyła. Wciąż biegł przed siebie.
- RIVEN!!!!- wrzasnęła znowu. Tym razem poskutkowało. Specjalista się zatrzymał. Musa odetchnęła z ulgą i zgrabnie wylądowała na Ziemi.
- Riven, proszę wysłuchaj mnie.- wydusiła zdyszana dziewczyna, powoli zbliżając się do niego. Wciąż stał tyłem do niej, uparcie wpatrzony w ziemię.
- Zamilcz!- zagrzmiał nagle tak ostro i bezdusznie, że aż Musa się przestraszyła. Po raz pierwszy bała się go i to tak naprawdę. I w tym momencie odwrócił się do niej. Jego grobowa twarz nie wyrażała żadnych emocji, a natomiast kiedyś rozkoszne, fiołkowe tęczówki, teraz zdawały się być trawione przez złowrogi ogień. Czarodziejka wycofała. Naprawdę bała się, że w tym stanie Riven może wyrządzić jej krzywdę.
- Nie chcę już nic wiedzieć. Miałaś rację, to nie ma sensu.- oznajmił bezdusznym głosem. Zdawało się, że jego gniew powoli opada. Po tych słowach specjalista na nowo odwrócił się i tym razem powoli kroczył nieznajomą ścieżką.
- Riven..-szepnęła za nim Musa, a łzy zaczęły cieknąć jej po policzkach.
- Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia!- krzyknął głosem ociekającym ironią, odwrócił się po raz ostatni, ukłonił się i ponownie zniknął za drzewami. Nie zdawał sobie sprawy jak bardzo ranił Musę, z resztą..w tej chwili nawet go to zbytnio nie obchodziło. W końcu, bądź co bądź, to on był tu najbardziej pokrzywdzony.
Tymczasem Musa załamała się na dobre. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek do tego dojdzie. Rzadko zdarzało jej się płakać, jednak tym razem nie szczędziła łez. Po prostu pozwoliła im płynąć. Nie miała nawet siły, żeby nad nimi zapanować. I tak szlochając żałośnie upadła bezsilnie na zimną ziemię i zwinąwszy się w kłębek, tę noc spędziła samotnie, pośród drzew.


****


W końcu, w końcu, w końcu, w końcu...[...] zdobyłam się na tyle, by napisać coś w miarę sensownego i godnego opublikowania. W czasie swojego "urlopu" podjęłam wiele prób pisania tego rozdziału, jednak za każdym razem kasowałam wszystko i zaczynałam od początku..i tak w kółko. No, ale w końcu przełamałam swój "kryzys twórczy". Zdaję sobie sprawę, że rozdział jest daleki od ideału, jednak mam nadzieję, że Wam się spodoba. Proszę o wyrozumiałość i z góry przepraszam za wszelkiego rodzaju błędy. Jeszcze raz dziękuję tym, którzy wciąż tu są uśmiech.

Pozdrawiam Was cieplutko, trzymajcie się i do następnego! <3.
32772333 http://winx-club-riven-and-musa-my-story.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
Strona 3 z 3 < 1 2 3
Skocz do Forum:
Logowanie
Zapamiętaj mnie



Rejestracja
Zapomniane hasło?

Witajcie na nowej wersji ShoutBox. Wszelkie problemy prosimy zgłaszać do administracji lub bezpośrednio do twórcy - Anagana.

Tylko zalogowani użytkownicy mogą pisać wiadomości.

^Flamli0
18:57:56 18.04.2024
zapraszam na kolejny komiks ze starą kreską :> KLIK
~EmilyWinxClub0
14:21:20 18.04.2024
Z tym Netlfixem to raczej o nową kreskówkę Rainbow chodziło, nie o reboot
~Vixen0
21:57:52 16.04.2024
20 lat temu to miałam 7 lat XD
~Vixen0
21:56:04 16.04.2024
W sumie 8 sezon podobał mi się za fabułę, i piosenki, 5/10 :>
~Vixen0
21:55:15 16.04.2024
Bo stara kreska, jak i fabuła pierwszego sezonu to święta jest
~Vixen0
21:54:30 16.04.2024
Mam nadzieję że to nie będzie jakaś marna kopia sezonu pierwszego XD
~Vixen0
21:53:04 16.04.2024
Winxa
~Vixen0
21:52:54 16.04.2024
Ciekawe czy będzie miał mega animacje, mam nadzieję że fabuła będzie tak dobra jak na początku Windą
~Vixen0
21:52:18 16.04.2024
Chce już 2025 rok aby obejrzeć ten sezon 9 dla nowego pokolenia XD
~Vixen0
21:52:01 16.04.2024
OMG
^Flamli0
21:43:22 16.04.2024
~kolec 257 16:19:42 16.04.2024 Zdanie się powinno zacząć z dużej litery. Mówię tu o newsie na samej górze
dobrze, że wytłumaczyłeś mi zasady poprawnej pisowni :]
~EmilyWinxClub0
18:40:09 16.04.2024
Przygotujcie się na to że reboot Winxa będzie totalnym pomieszaniem oryginalnego Winxa ze wszystkich sezonów, World of Winx oraz Fate.. aż głowa boli co oni nawyprawiali z tą marką
~EmilyWinxClub0
18:26:05 16.04.2024
W nowym komiksie stroje dziennie z 1/2 sezonu, na okładce Sirenix z 5 sezonu, w komiksie Sirenix z 8 sezonu w starej kresce, też bez zmiany koloru włosów i Selkie. Oni już stracili kontrole xd
~kolec 2570
16:19:42 16.04.2024
Zdanie się powinno zacząć z dużej litery. Mówię tu o newsie na samej górze.
~Vixen0
11:30:05 14.04.2024
Miałam ten magazyn placze
~Vixen0
11:29:48 14.04.2024
Ale nostalgia mi się włączyła
~Vixen0
11:29:40 14.04.2024
~Vixen0
10:29:25 14.04.2024
Same mocy. Powinno być samej
~Vixen0
10:28:55 14.04.2024
~Vixen0
10:28:50 14.04.2024
Ktoś tu zjadł literę
~Vixen0
20:06:25 13.04.2024
Zawsze można zamówić z zagranicy, ale to nie to samo bo nie każdy zna Włoski :>
~Vixen0
20:05:58 13.04.2024
Wielka szkoda że magazyny padły
^Flamli0
17:50:21 13.04.2024
~Vixen 14:06:57 13.04.2024 Wq to jeszcze komiksy w Polsce żyją ?
oj nie, od paru lat już nie ma
~Vixen0
14:08:44 13.04.2024
Najbardziej wspominam czasy Believixa
~Vixen0
14:08:01 13.04.2024
Ale ten czas leci :cry:
Regulamin
Archiwum
lekkieb. lekkie
wersja: 3.0.4
Ankieta
Chcecie, jak co roku, wziąc udział w wigilijnych podarunkac?

Tak
Tak
69% [9 Głosów]

Nie
Nie
8% [1 Głosuj]

Nie wiem
Nie wiem
23% [3 Głosów]

Głosów: 13
Rozpoczęta: 20/11/2023 08:49
Zakończona: 26/11/2023 18:48

Archiwum Ankiet

.