Nowości
18.04.2024
❧ dodano komiks nr 238 - Cienie w Chmurnej Wieży

06.04.2024
❧ dodano komiks nr 161 - Technomagiczny konkurs

25.03.2024
❧ zaktualizowano odtwarzacze wideo - SEZON 1 FULL HD

18.03.2024
❧ dodano komiks nr 228 - Magia Flory i Miele

14.03.2024
❧ dodano komiks nr 237 - Dobry pomysł

08.03.2024
❧ dodano komiks nr 205 - Magia Winx Rock

19.02.2024
❧ dodano komiks nr 171 - W świecie snów

18.02.2024
❧ dodano komiks nr 208 - Siła natury

17.02.2024
❧ dodano komiksy nr 217, 218, 220, 221, 224, 226, 227, 229-231, 233, 234

14.02.2024
❧ dodano komiks nr 236 - Nowy początek

24.01.2024
❧ naprawiono muzykę z 2 sezonu

Użytkowników Online
 Gości Online: 1
 Brak Użytkowników Online

 Zarejestrowanych Użytkowników: 2,050
 Najnowszy Użytkownik: ~Betty
Dzisiejsi Solenizanci
julitka0148625

Twórczość
Opowiadania
❧  Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..  ☙

Strona 2 z 3 < 1 2 3 >
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Lucky
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 18-05-2015 20:27
Oj, dzieje się, dzieje... uśmiech. Akcja rozkręca się przez omylne porwanie Layli. Jestem pewna, że to chodziło o Musę, ta cała powiększająca się blizna i te sprawy. Przypuszczam. że ten cały Zakon Feniksa (do którego Riven należeć będzie albo nie), no i oczywiście Winx, będą walczyć z tym całym fagasem, bandą facetów, no i może z Musą (zależy czy pozostawisz ja dobrą, czy też przeniesiesz na ciemną stronę mocy... niegrzeczny ).
Jakbym jakimś magicznym cudem znalazła się w świece Winx, to nie wiem komu bym życzyła "krzyżyk na drogę". Rivenowi, który został zmuszony do znienawidzonej współpracy, czy też Rynowi, któremu przyszło współpracować z nieufnym indywidualistą - Rivenem.
No nic, weny... i czekam na ciąg dalszy. szeroki uśmiech

Popracuj nad spacjami ^^. //Cat


http://inna-historia-musy.blogspot.com/
http://samequizy.pl/author/loloka778/

Edytowane przez Cattie dnia 18-05-2015 21:04
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~LunaFin
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 19-05-2015 11:10
W końcu mam chwilę czasu, więc postanowiłam skomentować ostatnie rozdziały.
Muszę powiedzieć, że jestem zachwycona. Masz bardzo ładny styl, czyta się gładko i przyjemnie. Do tego nie można zarzucić ci braku wyobraźni. Twoje pomysły są świetne, bardzo trafne.
Postanowiłaś opisać uczucia Layli. To trudne zadanie, ale ty wykonałaś je idealnie. Nie zapomniałaś też o rodzicach Nabu, za co masz u mnie duży plus.
Uwielbiam Rivena w twoim wykonaniu. Jest taki, jaki powinien być. Twórcy powinni przeczytać twoje opowiadanie, a dopiero potem brać się za tworzenie odcinków.
Tak jak moja poprzedniczka, nie wiem, komu bardziej współczuć. Zmuszonemu do pracy w grupie Rivenowi czy pracującemu z nim Rynowi. Obydwaj są biedni.
Kończę ten nieskładny komentarz, weny życzę i zabieram się za własną "twórczość".
Czekam na nexta.


(c) Meredith
Miniaturki / Opowiadanie / Grafika / Mój blog
Oficjalny członek stowarzyszenia "Klub Wrogów Klawiatury"
Edytowane przez Sophie dnia 19-05-2015 13:54
55268354 http://dziecismoka.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Motiwia
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 19-05-2015 15:29
O Boże, dopiero teraz zauważyłam tę część, brawo ja!
No, jest suuuper. Akcja się wyraźnie rozwija. Jestem pewna, że tym kolesiom chodziło o Musę, aczkolwiek strasznie ciekawi mnie, czy uda im się ją złapać. O, no i zainteresował mnie wątek Rivena (bo dotychczas tak średnio mi się podobał) i jestem potwornie ciekawa, co stanie się z nim i Ryan'em, więc jak najszybciej to możliwe dawaj kolejną część! Weny!



i love my smol bubble boy
54680395 Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Magical Galyn
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 26-05-2015 21:01
Chapter 8.


Zupełna cisza. Czas zdawał się stać w miejscu, pomimo tego, że wskazówki na zegarze mozolnie przesuwały się na przód. Musa westchnęła opierając się o ścianę. Miała wrażenie, że siedzi tu już wieczność, podczas gdy w rzeczywistości minęła zaledwie godzina. Czarodziejka czuła ogromne wyrzuty sumienia. Gdyby nie te głupie zabawy nic by się nie stało. Zdziwiła się, zauważając fakt, że rodzice Layli nie mają wobec niej żadnych pretensji. Spodziewała się krzyków, wyrzutów, zrzucania na jej barki całej winy za zaistniałe zdarzenie, tymczasem nic. Królewska para siedziała tuż obok niej trwając w kompletnej ciszy. Czarodziejka sama już nie wiedziała co było dla niej gorsze. Nieustanne pretensje i gniew z ich strony, czy ich nieustanne milczenie i ukradkowe spojrzenia. Musa podniosła się i zaczęła przechadzać się bez celu, chodząc w kółko po korytarzu. Żywiła się idiotyczną nadzieją, że to jakoś przyśpieszy bieg wydarzeń. Ilekroć spoglądała na pobliskie drzwi zamkowego gabinetu lekarskiego dziwne dreszcze przebiegały jej po plecach. Tak bardzo martwiła się o Laylę, wiedziała, że jeżeli stało jej się coś poważnego nie wybaczy sobie. Nigdy. Jednak nie tylko te czarne myśli wpływały na jej obrzydliwie negatywny nastrój. Jakby tego było mało nie mogła przestać myśleć o nich. O tych upiornych postaciach, które zobaczyła na dnie oceanu. Kim one były i kogo szukały? I dlaczego porwały właśnie Laylę? Jednak z ich rozmowy wynikało, że się pomylili. Z jednej strony można było to uznać za pocieszające, gdyż wbrew pozorom, Layla była teraz bezpieczna. Jednak z drugiej wręcz przeciwnie. Skoro to nie Layla była ich celem to kto nim był? Komuś groziło poważne niebezpieczeństwo i Musa dobrze o tym wiedziała, jednak czuła się bezradna w obliczu potencjalnego zagrożenia. Nie miała pojęcia kogo musi ostrzec, kogo będzie dane jej chronić. W końcu, Czarodziejka Strażniczka ma swoje obowiązki. Poza tym wrodzone nawyki nie pozwoliłyby jej przejść obojętnie obok kogoś, kto potrzebuje pomocy. Jej intensywne rozmyślania przerwał przeszywający ból w ręce. Syknęła przez zęby i złapała się za ramię, na którym widniał tajemniczy znak, który teraz był zakryty przez wiśniowy T-shirt. Ostatnimi czasy takie "ataki" znacznie się nasiliły, ba, kiedyś w ogóle nie występowały. Dziewczyna nie mogła znaleźć powodu, dla którego piekielne bóle ją nawiedzają, a co gorsza, nie mogła nikomu o nich powiedzieć. Czuła, że mogłoby to mieć straszliwe konsekwencje, dlatego skutecznie trzymała język za zębami.
- Muso, czy wszystko w porządku?- zapytała z troską matka Layli, podchodząc do dziewczyny od tyłu i kładąc jej rękę na piekącym ramieniu, tym samym-nieświadomie- sprawiając jej jeszcze większy ból. Z ust czarodziejki wypłynęło kolejne syknięcie połączone z jęknięciem. Czym prędzej strzepnęła rękę kobiety i odeszła kilka kroków dalej. Nie było to zbyt uprzejme, ale nie mogła postąpić inaczej. Ból był nie do zniesienia.
- Nic mi nie jest.- odparła sucho podchodząc do okna i uparcie wlepiając wzrok w krajobraz panujący na zewnątrz. Czuła się okropnie zachowując się w ten sposób, jednak wiedziała, że jedynie oziębłość i niedostępność uchroni ją od niechcianych pytań. Za sobą usłyszała tylko ciężkie westchnięcie, przez co niezauważalnie zacisnęła powieki.


****

Mężczyźni wytrwale wędrowali przez niekończący się las. Oboje mieli serdecznie dość tej niepewności i wewnętrznego strachu przed tym co może ich jeszcze spotkać. Na dodatek w tym wymiarze czas był jakby zamrożony. Nie mieli pojęcia ile już go upłynęło ani ile go im jeszcze zostało. Starali się jednak o tym nie myśleć i wszystkie swoje myśli skupili tylko i wyłącznie na tym, aby jak najszybciej i jak najlepiej przejść czekające ich próby. Nie wiedzieli, czy wykonali już chociaż część pierwszej z nich. Nadal było im ciężko znaleźć wspólny język, jednak przynajmniej nie kłócili się już o pierwszą lepszą pierdołę, ale kiedy próbowali podjąć jakiś luźniejszy temat, aby umilić sobie wędrówkę, rozmowa w ogóle im się nie kleiła. Kiedy korytarz leśny, składający się z przeróżnych drzew ustąpił miejsca niewielkiej polance towarzysze odetchnęli z ulgą.- jeszcze tutaj nie byli, a to znaczy, że jednak nie błądzą po kołowym szlaku. Nagle, Riven zdołał dostrzec na twarzy swojego towarzysza wyraźny grymas. Zmarszczył czoło.
- Ej, co Ci jest?- bąknął niby to dlatego, że nie miał nic ciekawszego do roboty.
- Nic.- wycedził przez zęby Ryan i przyśpieszył kroku, aby uniknąć dalszych, irytujących pytań. Specjalista podążył za nim wzrokiem i westchnąwszy ruszył za nim.
Po chwili dotarli na wspomnianą polanę. Stwierdzili zgodnie, że to miejsce jest dobre na chwilowy odpoczynek. Ryan wykończony opadł na pobliski kamulec masując swoje obolałe mięśnie. Tak długi marsz był męczący nawet dla tak wyszkolonego wojownika jak on. Riven natomiast postanowił zebrać trochę drewna, aby móc rozpalić ognisko. W tym celu, bez słowa zawrócił i począł iść z powrotem w stronę gęstwiny.
- A ty dokąd?- usłyszał nagle za sobą zdziwiony ton granatowowłosego. To sprawiło, że specjalista niespodziewanie zatrzymał się, a jego brwi mimowolnie powędrowały ku górze. Czyżby on się martwił? A może po prostu jest ciekawy i tyle.
- Zaraz wrócę.- mruknął Riven na odczepnego i już chciał znów ruszyć, jednak jego towarzysz o dziwo nie dawał za wygraną.
- Czekaj!- krzyknął.- Gdzie idziesz?- zapytał z zadziwiającą dociekliwością, choć sam nie wiedział skąd to się u niego wzięło. Czym się właściwie przejmował? Przecież to, gdzie idzie ten...Riven, nie powinno go w ogóle obchodzić. Dorosły jest, niech robi co chce. Jednak słowa wypływające z jego ust i emocje w nim buzujące nie zgadzały się teraz z jego wieloletnimi przekonaniami. A czemu tak się działo, to nie miał pojęcia. Może wewnętrzny strach przed ewentualną samotnością, do którego wstydził i nie chciał się przyznawać stał za tym wszystkim?
Na twarzy Rivena, chcąc nie chcąc zagościł lekki uśmiech, jednak Ryan nie mógł tego dostrzec. Na całe szczęście bordowowłosego specjalisty.
- Idę poszukać trochę drewna.- oznajmił niby niewzruszony.
- Uważaj na siebie i nie oddalaj się za bardzo.- wyrwało się po raz kolejny z ust Ryana, zanim zdążył się ugryźć w język. Riven, widząc kątem oka jego zmieszaną minę zdusił w sobie z trudem atak śmiechu.
- Dobrze, mamo.- rzucił z sarkazmem specjalista i nie czekając już na nic udał się tam, gdzie zamierzał.

Ryan, kiedy tylko został sam westchnął ciężko i zaczął szurać nogą po ziemi nie mając nic ciekawszego do roboty. Zawsze, kiedy był sam wracał wspomnieniami do momentu, w którym widział po raz ostatni. Był ciekawy jak teraz wygląda, w końcu minęło już tyle czasu, chciałby móc ją znów zobaczyć. Chciał sprawdzić jak sobie radzi. Chciał upewnić się, że wszystko z nią w porządku. Chciał przekonać się, czy kogoś sobie znalazła. Kogoś, przy kim jest szczęśliwa i mogła zapomnieć o nim. Chciał, aby tak się stało, pomimo tego, iż był pewien, że on nigdy nie zapomni. Trwając w amoku wspomnień na oślep wyszukał średnich rozmiarów kamień i zapatrzony w niewidzialną przestrzeń znajdującą się gdzieś w jego wyobraźni zaczął pisać niezwykle starannie- lecz na oślep- jej imię na piasku. Kilka minut później zdołał się wyrwać z dziwnego transu. Przejechał delikatnie koniuszkiem palca po wcześniej nakreślonych liniach czując jak jego powieki zaczynają stawać się powoli mokre.
Odnajdę Cię..już niedługo znowu będziemy razem...obiecuję..-przyrzekł sobie w myślach i słysząc z daleka kolejny sarkastyczny komentarz Rivena, który właśnie powrócił ze swojej krótkiej wyprawy szybko wyrzucił kamień w krzaki i zaczął udawać, że podziwia tutejszą faunę, wewnątrz jednak nadal żyjąc wspomnieniami.


****

Ocknęła się. Tradycyjnie, w takich okolicznościach trwała w stanie wszechobecnej dezorientacji. Była przytomna, lecz w głowie miała kompletną pustkę. Nie pamiętała nic co się ostatnio wydarzyło. Jej ciężkie powieki, leniwie powędrowały do góry ukazując światu jej morskie tęczówki. Zabłysły, ilustrując niezmierzoną przestrzeń rozciągającą się dookoła. Jedyne, co zdołała poczuć, był wiatr, ogłuszający swoim nieustannym szumem. Próbowała się ruszyć. Nic z tego. Jej ciało było doszczętnie sparaliżowane. Znajdowała się w dosyć dziwnym położeniu. Bezwładnie lewitowała w zagadkowej próżni, skulona jakby w kłębek. Czuła się wykończona. Może nie w sensie fizycznym, lecz psychicznym. Tak jakby ktoś właśnie skończył kolejną, bolesną serię tortur realizowaną na jej psychice. Nagle, metaliczne słońce spowiła warstwa toksycznego dymu, która za chwilę uformowała się w jakiś kształt. Dziewczyna skądś go znała, ale nie mogła przypomnieć sobie źródła owego skojarzenia. Owy kształt, swoją posturą przypominał jakiegoś wielkiego ptaka. Zwierzę wydało z siebie niemożliwy do opisania, głośny odgłos i zaczęło wirować wokół sylwetki bezradnej dziewczyny, najpierw powoli, lecz z każdą sekundą coraz szybciej. Dziewczyna nie miała już siły dłużej opierać się negatywnej energii. Bezradnie opadła na niewidzialny grunt. Wiedziała, że jej los jest już przesądzony. Nie minęła nawet sekunda, a wokół niej pojawiła się jakaś klatka, która uwięziła ją w mgnieniu oka. Gdy ptak zniknął, ciemnoskóra dziewczyna ledwo co wspięła się na nogi. Na chwiejących się kończynach podeszła do krat, chwyciła za nie i próbowała je wyrwać. Krzyczała przy tym w niebogłosy, prosząc o ratunek, jednak niestety- jej głos nie był w stanie przebić się przez gęstą barierę dymu. Z resztą, nawet gdyby to się udało i tak szansa, że ktoś ją tu znajdzie były bliskie-kto wie, czy nawet nie równe.- zeru. Nikogo tutaj nie było. Było to totalne pustkowie. Pustkowie, do którego już teraz nikt nie miał wstępu. Kiedy tak siłowała się z laserowymi prętami, nagle potężna, elektryczna siła bezlitośnie ją poraziła. Dziewczyna ponownie krzyknęła, tym razem z bólu. Następnie opadła bezradnie na ziemię czując jak jej powieki, na nowo stają się coraz cięższe. Jej bujne, brązowe loki, zakryły zapłakaną twarz, a dziewczyna łkała żałośnie z własnej głupoty i niemocy. Zaprzestała dopiero wtedy, kiedy straciła przytomność.



*****


Oderwała wzrok od szyby dopiero wtedy, kiedy drzwi od gabinetu lekarskiego delikatnie się uchyliły. Bez uprzedzenia wysunęła się na sam przód, chcąc jak najszybciej uzyskać jakieś informacje na temat stanu zdrowia Layli. Z pomieszczenia, niemalże w tym samym momencie wyszedł dostojny mężczyzna w okularach, chyba w podeszłym wieku. Przynajmniej na to wskazywały siwe włosy, skromnie ułożone na czubku głowy, długa broda i wąsy w tym samym odcieniu. Popatrzył ze współczuciem na młodą dziewczynę oraz na parę królewską stojącą tuż za nią. Nerwy dosłownie zżerały ich wszystkich od środka.
- Niestety, nie mam dobrych wiadomości..- powiedział beznamiętnym, lecz niezwykle dobitnym tonem lekarz z pokerową twarzą patrząc na zebranych. Zauważył, jak drobna kobieta ze strachem jeszcze mocniej ściska rękę swojego męża, u którego ze zdenerwowania było widać wszystkie kości policzkowe oraz żyły. Przekierował wzrok na dziewczynę, której aż trzęsły się kolana, a przepełnione bólem, ciemnoniebieskie tęczówki wręcz błagały o litość. Mężczyzna westchnął. Między innymi dlatego nienawidził swojego zawodu..


****



Mężczyźni rozpalili ognisko. Posiedzieli przy nim sporo czasu. Można było szacować, że mniej więcej półtorej godziny. W końcu Riven odchrząknął znacząco zrywając się na nogi. Rozprostował wszystkie mięśnie i bez słowa ruszył przed siebie. Wiedział, że nie było czasu do stracenia. I tak pozwolili sobie na stanowczo za długi odpoczynek. Ryan podążył za nim nieobecnym spojrzeniem. Westchnął, gdyż znowu musiał odstawić swoje rozważania i plany na boczny tor i skupić się na misji. Chcąc nie chcąc dźwignął się na nogi i powoli ruszył za specjalistą.


****

Witam. Dzisiaj tak jakby trochę krócej. Wydaje mi się, że przerzucę się na pisanie krótszych rozdziałów. Pisanie takich długich zajmuje mi dużo czasu, a końcówkę już i tak ledwo ciągnę. Myślę, że dla czytelników to również wyjdzie na plus, gdyż z doświadczenia wiem, że czytanie długaśnych rozdziałów może nudzić. Co do jego treści- nie będę oszukiwać.- w mojej głowie wyglądał on jakoś lepiej. Nie jestem z niego zadowolona. No ale cóż...ostatnio z moją weną jest trochę kiepsko, co tu ukrywać.- to każdy widzi. W każdym razie mam nadzieję, że nie zawiodłam Was aż tak bardzo. Dziękuję oczywiście za wszystkie komentarze i rady, jakie mi dajecie. One naprawdę pomagają i motywują. uśmiech i skromnie mam nadzieję na kolejne. :D. Co do następnego rozdziału nie wiem kiedy on będzie, gdyż następny tydzień mam trochę zawalony.



32772333 http://winx-club-riven-and-musa-my-story.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~LunaFin
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 26-05-2015 21:17
Za takie trzymanie w niepewności to ja cię chyba uduszę. Ten rozdział jest genialny, ale teraz będę się zastanawiać, co się stało z Laylą i kim jest Rayan. A mam pewne podejrzenia.
Twoja Musa jest genialna. Zresztą Riven również. Kiedyś za nimi nie przepadałam, a teraz... Musisz wiedzieć, że twoje opowiadanie jest jednym z najlepszych tworów, jakie czytałam. Zakochałam się w nim całkowicie i bezgranicznie.
Kończę ten nieskładny komentarz i weny życzę.
Czekam na nexta.


(c) Meredith
Miniaturki / Opowiadanie / Grafika / Mój blog
Oficjalny członek stowarzyszenia "Klub Wrogów Klawiatury"
Edytowane przez Sophie dnia 28-05-2015 17:05
55268354 http://dziecismoka.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Motiwia
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 26-05-2015 22:28
Mnie właśnie takie długie rozdziały się podobają, lecz gdyby były trochę krótsze i pojawiały się częściej, to również byłoby okej.
Co do samej treści: troszeczkę nudno. Wątek podróży Ryan'a i Rivena strasznie się wlecze, choć przyznam, że te jego rozmyślania o jakieś dziewczynie nieźle mnie zaciekawiły. Może to Ariel lub nawet Musa?
A część z Laylą: trochę przeraziło mnie to ostatnie zdanie i mam nadzieję, że to nic aż tak poważnego. A przynajmniej nie tak poważnego, jak mówił ten lekarz.
Tak czy siak, rozdział jak zawsze super, czekam na dalszą część i życzę weny!


i love my smol bubble boy
Edytowane przez Sophie dnia 28-05-2015 17:04
54680395 Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Magical Galyn
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 04-06-2015 21:16
Chapter 9.



- No mów wreszcie co jej jest!- zagrzmiała Musa, która z nerwów aż dygotała w miejscu. Taka postawa, z całą pewnością nie była godna księżniczki, jednak dziewczyna nie dbała teraz o maniery, właściwie to nawet o nich nie myślała. Najważniejsze było zdrowie Layli, nic w tej chwili nie miało znaczenia. Co za chora sytuacja! Twoja najlepsza przyjaciółka leży nieprzytomna w gabinecie lekarskim w ciężkim stanie, a ty nie wiesz co jej jest. Na dodatek śmieszny, trochę karłowaty doktorek nie zamierza udzielić Ci konkretnych informacji, tylko jak ten kretyn owija w bawełnę tym samym skazując Cię na dodatkowy i dłuższy stres.
- No, więc...-bąknął odrobinę zmieszany lekarz spoglądając na czubki własnych-trochę zniszczonych- butów.- Po przeprowadzeniu szczegółowych badań..- nie dane było mu skończyć, gdyż przerwał w połowie zdania i aż podskoczył ze strachu słysząc soczyste warknięcie z ust Musy, której złość sięgała już zenitu. Zmarszczyła gniewnie brwi, a jej malinowe usta były ściśnięte w jedną, cienką linię, tak jakby ich właścicielka ostatkiem sił powstrzymywała się od straszliwego wrzasku. W granatowych tęczówkach czarodziejki przestraszony staruszek dostrzegł dziwny blask. Tak jakby złowroga błyskawica bezlitośnie przecinała ciemne niebo w burzową noc.

- Księżniczka jest w stanie dziwnej śpiączki, przypominającej hibernację.- wydusił w końcu, cofając się krok w tył, tak jakby bał się, że Musa za chwilę rzuci się na niego z pięściami.- Nie jestem w stanie stwierdzić co jest przyczyną tej tajemniczej choroby.- powiedział mizernie z bólem serca wpatrując się w rodziców Layli, którym świat się zawalił. Pomimo tego, że spodziewali się nawet najgorszego to gdzieś w głębi duszy żywili się nadzieją, że wszystko dobrze się skończy i już za chwile będą mogli przytulić córkę. Niedługo potem bogato zdobiony korytarz królewski wypełnił kobiecy szloch. Królowa usiadła bezradnie na krześle i schowała twarz w dłoniach. Jej mąż, za chwilę zajął miejsce obok niej, opiekuńczo obejmując ją ramieniem i szepcząc na ucho uspokajające słowa. Pomimo pokerowej twarzy było widać, że sam walczy ze łzami, gdzieś głęboko w sobie, ale trzymał się dzielnie, tak jak na godnego króla przystało. Musa natomiast poczuła, że kolana się pod nią uginają i gdyby nie miękkie krzesło, na którym siedziała niedawno z pewnością upadłaby na podłogę a ostatecznie zemdlałaby. W głowie jej wirowało, a w oczach kłębiły się łzy. Nie był to ostateczny wyrok dla Layli, ale wystarczająco mocny cios dla jej najbliższych.


****

W końcu zdołali wydostać się z gęstwiny roślin i delikatnie stąpali po kruchych skałach. Poczuli ulgę wiedząc, że w końcu zdołali wyjść z lasu. Aż przyjemnie było widzieć wokoło inny krajobraz. Rozglądali się na boki i zgodnie stwierdzili, iż- na szczęście- była tylko jedna ścieżka rozchodząca się na wprost mężczyzn. Przynajmniej nie mieli już dylematów ani powodu do kolejnej kłótni dotyczącą tego, którą drogą się udać. W absolutnej ciszy kroczyli dumnie przed siebie. Ryan, ponownie pozwolił sobie na wycieczkę do krainy wspomnień związanych z najważniejszą osobą w jego życiu. Z osobą, której nie widział już tyle czasu... i za którą tak bardzo tęsknił. Chciał ją jakoś spotkać, jednak jednocześnie czuł strach. Strach przed jej wściekłością, lub co gorsza- bał się, że faktycznie o nim zapomni. Z jednej strony pragnął tego, aby nie zadręczała się tym wszystkim co się stało, a z drugiej...z drugiej to byłby wielki cios, gdyby faktycznie go nie poznała i nie był pewien, czy wytrzymałby ten ból.
Jest dobrze, tak jak jest..-pomyślał ze smutkiem i westchnął głęboko. Nieobecnym spojrzeniem jeszcze raz przeanalizował okolicę, jednak zrobił to tylko dlatego, że po prostu nie miał nic innego do roboty. Z rozmyślań wyrwał go krzyk nikogo innego jak Rivena. Granatowowłosy z przerażeniem odkrył, że stracił towarzysza z oczu. Pobiegł parę metrów przed siebie, na oślep. Nadal jednak był sam. Dziwny strach obudził się w nim i zaczął panować nad jego zmysłami.
- Riven! Riven! Gdzie jesteś?!- zaczął nawoływać drżącym głosem. Rozpaczliwie zaczął rozglądać się na boki. Miał ochotę krzyknąć z radości, kiedy zdołał dostrzec koniuszki znajomych palców, które kurczowo trzymały się krawędzi powierzchni, po której stąpał. Podbiegł w tamto miejsce i spojrzał w dół. Skrzywił się, kiedy zobaczył owinięte wokół nogi specjalisty jakieś pnącze, które najwyraźniej było mocne jak stal. Roślina uparcie ciągnęła go w dół. Riven z całych sił próbował się wydostać, jednak jego starania poszły na marne. Ryan, bez żadnego uprzedzenia chwycił specjalistę mocno za nadgarstki i zaczął ciągnąć. Riven spojrzał na niego dziwnie. Był przekonany, że będzie musiał błagać go o pomoc- na co, naturalnie nie pozwalała mu wrodzona, męska duma.- tymczasem on, sam z siebie chciał mu pomóc. Wrodzona nieufność specjalisty, sugerowała mu, że to jakiś podstęp i że lepiej poradzić sobie na własną rękę. Jednak ten czyn, niestety graniczył z cudem. Siłą rzeczy musiał mu zaufać, jeżeli chciał przeżyć. Chwycił go mocno za ręce i jeszcze raz, z całych sił szarpnął uwięzioną nogą. Tym razem zdołał się uwolnić. Obaj mężczyźni runęli na ziemię kilka metrów od przepaści. Riven wyciągnął swój słynny bumerang, zamachnął się i rzucił nim z całej siły w kierunku dzikiej rośliny. Broń wykonała kilka zgrabnych obrotów w powietrzu i celnie trafiła w zamierzony obiekt, jednak pozostawiła na nim jedynie widoczną rysę. Specjalista skrzywił się, jednak natychmiast poprawił mu się humor kiedy jednak bumerang zdołał przeciąć pnącze, kiedy powracał do właściciela.
- Nieźle rzucasz.- pochwalił go Ryan, tym razem bez nutki znudzenia i poirytowania. Bordowowłosy zmarszczył brwi i bacznie spojrzał na swojego kompana. Nic już z tego wszystkiego nie rozumiał. Już kompletnie nie wiedział czego może się po nim spodziewać. Raz był cichy, tajemniczy i niedostępny, a za chwilę otwarty, pomocny i do tego prawił komplementy.
Co za dziwny typ..-bąknął w myślach Riven.- Może on po prostu ma zmienne nastroje jak kobieta w ciąży..- niewinny żart przemknął mu przez głowę.
- Dzięki.- mruknął w końcu niczym niewzruszony.- Ostatnio dużo trenowałem.- oznajmił i urwał po chwili. Wolał mimo wszystko pominąć wątek o tym, że przez swoje chore ambicje stracił najważniejszą osobę jaką spotkał w swoim życiu. Na myśl o tym skrzywił się prawie niezauważalnie, jednak postanowił teraz o tym nie myśleć. Miał zadanie do wykonania, to było najważniejsze.

****

Tymczasem na planecie, na której panowała bezgraniczna harmonia i porządek, a wszystko co tu żyje czerpało energię z dźwięków rozbrzmiewających dookoła w wielkim i dostojnym pałacu, król Alexander zdenerwowany przechadzał się po swojej komnacie. Nerwowo spoglądał co chwilę to na kryształowy zegar wiszący na ścianie to na królewski dziedziniec, widoczny z okna. Miała tu przybyć, przecież sam jej kazał, na dodatek osobiście. Przecież to nie była jakaś tam prośba, to był rozkaz. Rozkaz samego króla, który ona olała. Nie mogło jej to pójść płazem. Księżniczka przecież ma obowiązki wobec swojego królestwa i swojego ludu. Nie chciał jej karać, ale nie pozostawiła mu wyboru. Postanowił zastosować drastyczne środki, choć był pewien, iż wiadomość, którą miał jej do przekazania będzie dla niej wystarczającym ciosem, znając jej charakter. Mężczyzna spojrzał w krystaliczne lustro, które stało w rogu pomieszczenia. Ujrzawszy swoje odbicie, skrzywił się. Zdjął koronę z głowy. Przeczesał palcami swoje gęste włosy i ciężko westchnął. Czuł się fatalnie. Tak jakby miał dwie osobowości. Z jednej strony musiał być dumny, odważny, surowy, ale także sprawiedliwy w stosunku do niej, a z drugiej pragnął być dla niej prawdziwym, kochającym ojcem. Przecież zasługiwała na szczęście. Szczęście, którego on nie mógł jej niestety zagwarantować. Musiał pozostać twardy, nie mógł pozwolić sobie na to, aby uczucia przejęły górę nad rozsądkiem. Wiedział, że tak musi być. Przecież obiecał. Musiał dotrzymać słowa. Poza tym niebezpieczeństwo wisiało w powietrzu. Dobrze wiedział skąd ono pochodzi, oraz kto za nim stoi.
- Tatusiu!- jego rozmyślania przerwał delikatny i dźwięczny głosik Galatei, która właśnie wkroczyła do pomieszczenia tanecznym krokiem.- Musa jeszcze nie przyjechała?- zapytała zdumiona.
- Nie.- odpowiedział krótko król.- Zwołaj straż. Lecimy do Alfei.- zażądał surowo z dumą nakładając koronę z powrotem na głowę. Galatea zgrabnie skinęła głową i szybko wypadła z pomieszczenia.


****

Wpadła do gabinetu nie zważając na protesty doktora. Rozpaczliwie padła na kolana, tuż przy łóżku na którym leżała wciąż nieprzytomna Layla. Chwyciła bezradnie zwisającą, ciemnoskórą dłoń i zacisnęła wokół niej swoje drżące ze strachu, blade palce. Spróbowała wyczuć jej puls. Dopiero po 10 minutach wielkiego wysiłku zdołała wyczuć powolne i ociężałe bicie jej drobnego serca. Zacisnęła szczęki, aby nie krzyknąć. Obfite i pełne żalu łzy lały jej się spod jej powiek, strumieniami spływając po bladych policzkach Musy. Ogromne poczucie winy spadło na jej barki, ciężkie jak stutonowy głaz. Poczuła na ramionach czyjś dotyk. Kątem oka spostrzegła za sobą karłowatego doktorka, którego jeszcze przed chwilą, w amoku furii, chciała dosłownie zabić.
- Jeszcze jest dla niej szansa.- powiedział niezwykle delikatnie i kojąco. Natychmiast poczuł na sobie spojrzenie pełnych nadziei, ciemnoniebieskich oczu.
- To...znaczy, że ona..-Musa przerwała w połowie, aby nabrać powietrza.- obudzi się?- jej tęczówki, wraz z tym krótkim zdaniem zabłysły.
- Tego nie jestem pewien.- zaćmił jej nadzieje mężczyzna.- Ale, żeby jednoznacznie stwierdzić co jej jest muszę zasięgnąć rady Ziemskich Czarodziejek. Myślę, że one mogą mi pomóc zrozumieć przyczynę tej tajemniczej choroby. Kiedy będę już znał przyczynę będę mógł zabrać się za poszukiwanie antidotum.- oznajmił po chwili z głębokim przekonaniem wymalowanym na twarzy. Musa, z entuzjazmem zerwała się na równe nogi. Dziwna energia dodała jej siły i nadziei.
- Co mogę zrobić?!- zapytała żywo z szaleństwem w oczach patrząc na doktora.
- Na razie nic.- ugasił nieco jej dziwny entuzjazm.- Natychmiast zabieram Laylę na Tir Nan Og. Wtedy zobaczymy co dalej.
- Jadę z Tobą!- krzyknęła Musa z determinacją.
- Nie.- zaprzeczył natychmiast mężczyzna.- Myślę, że lepiej będzie jak tu zostaniesz. I tak nic nam nie pomożesz. Lepiej wróć do szkoły i zawiadom o wszystkim dyrektorkę Faragondę.- wytłumaczył spokojnie widząc, że powoli dziewczyna znów zaczyna popadać w dziwną furię.
Musa zgarbiła się nieco i wlepiła spojrzenie w ziemię. Wiedziała, że on ma rację. I tak na nic się nie przyda. Lepiej wrócić do Alfei i powiadomić o tym wszystkich.
- No dobrze..-mruknęła niezbyt zadowolona.- Ale jeżeli jej stan ulegnie jakiejś zmianie proszę mnie natychmiast powiadomić.- dodała ostro uważnie ilustrując gniewnym spojrzeniem drobną posturę mężczyzny.
- Oczywiście.- odpowiedział krótko i zgodnie ze swoim zamiarem niedługo później teleportował się wraz z księżniczką Andros, na planetę, którą zamieszkiwały Ziemskie Czarodziejki. Musa odprowadziła ich smętnym spojrzeniem i sama przeniosła się magicznie pod szkolne bramy Alfei.


****

Dotarli do tej samej przepaści, z której ledwo co Riven się wydostał. Ze zdziwieniem odkryli, że nie ma innej drogi, nie licząc oczywiście tej, którą tu dotarli. Spojrzeli po sobie, a zaraz potem z powrotem na gigantyczną przeszkodę. No i jak tu się przedostać na drugą stronę? O ile w ogóle była jakaś druga strona. Przeskoczenie takiego dystansu było po prostu niemożliwe. Ryan zmarszczył brwi w skupieniu. Zmrużył powieki i zdołał dostrzec gdzieś w obliczu gęstej mgły delikatny zarys powierzchni daleko po drugiej stronie. Podszedł bliżej do krawędzi i spojrzał w dół. Skrzywił się, kiedy w dole dostrzegł bulgocącą lawę. Wziął do ręki pierwszy lepszy kamień i rzucił go w dół. Tamten, gdy tylko styknął się z gorącą substancją przemienił się w proch.
- No to po nas..-burknął ponuro, na co Riven skrzywił się jedynie.

W tym samym momencie, kiedy chciał już zacząć lamentować nad beznadziejną sytuacją spostrzegł parę metrów dalej dziwny kamień na którym było wyryte coś na kształt stopy. Nie wiedząc czemu zaczął iść w jego stronę. Przyjrzał mu się uważnie i kierując się wyłącznie intuicją nadepnął na niego w miejscu, w którym wyryty był dziwny kształt. Ziemia zadrżała niebezpieczne, a za chwilę w miejscu przepaści wyrosły- ni stąd ni zowąd, jak grzyby po deszczu- dziwne, kamienne filary. Riven spojrzał na niego dziwnie, a za chwilę znów nieufnie spojrzał przed siebie. Ryan natomiast postanowił przedostać się na drugą stronę. Wziął szybki rozbieg i w odpowiednim momencie odbił się z podłoża z obu nóg. Przeleciał w powietrzu parę metrów i zgrabnie wylądował na pierwszym kamieniu. Ten jednak zaczął kiwać się na boki. Riven, instynktownie poszedł w ślady towarzysza i po chwili wylądował obok granatowowłosego. Dzięki temu ciężar wyrównał się, a konstrukcja stanęła bezpiecznie w jednej pozycji.
- Geniusz..- skomentował ze śmiechem Ryan. Na twarzy Rivena pojawiło się coś na kształt lekkiego uśmiechu. Chyba wyglądało na to, że wreszcie zaczęli się ze sobą dogadywać. I tak postanowili skakać po kolejnych kamieniach, aby dotrzeć na drugą stronę. W pewnym momencie, Ryan niestety źle odmierzył oreintacyjnie odległość od następnego filaru. Zdołał postawić jedynie koniuszek stopy na powierzchni, jednak nieszczęśliwie zsunął się i zaczął z krzykiem spadać w dół. Riven, zauważywszy to, natychmiast złapał go.
- Mam Cię!- krzyknął i z trudem wciągnął kompana na bezpieczny grunt. Po chwilowej zadyszce, kiedy Ryan doszedł do siebie spojrzał na swojego towarzysza z wyraźną wdzięcznością.
- Dzięki.- powiedział dziwnie przyjaznym tonem, a na jego twarzy- Riven mógł przysiąc- dostrzegł uśmiech. Sam, nie wiedząc czemu odwzajemnił ten gest. Po chwili granatowowłosy wyciągnął w kierunku niego swoją dłoń. Riven zmarszczył brwi i przyjrzał mu się uważnie. Nie wiedział co to miało znaczyć. Przecież-teoretycznie- się nie pokłócili, więc o co chodzi?. Zawahał się jednak w końcu uścisnął dłoń. Spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się raz jeszcze. Teraz już wiedzieli, że mogą na siebie liczyć.


****


Mozolnie szła w kierunku budynku szurając nogami po ziemi. Ręce miała schowane w kieszeniach, a jej wzrok uparcie był wbity w ziemię. Kilka uczennic, mijając ją wzorowo ukłoniło się jej na przywitanie, jednak czarodziejka nawet tego nie zauważyła. Bała się spotkania z przyjaciółkami. Nie wiedziała jak zareagują na temat o Layli, ba, nawet nie wiedziała jak im to powiedzieć. A może powinna powiedzieć o wszystkim Faragondzie? Ech, co za beznadziejna sytuacja...

Nie wiedząc czemu stanęła na dziedzińcu zapatrzona przed siebie. W tej chwili miała ochotę się wycofać, gdy wtem zauważyła Florę biegnącą w jej kierunku. Teraz już nie było odwrotu. Nagle, nie wiedząc skąd zerwał się mocny i zimny wiatr. Musa przymknęła powieki i zasłoniła sobie twarz rękoma. Niedługo potem wyłoniło się coś na kształt portalu, który emanował oślepiającym światłem. Kiedy dziewczyna zdołała przyzwyczaić się do wiatru otwarła z powrotem oczy i ujrzała swojego Ojca- króla Alexandra z Melodii, straż i...no, proszę..nawet jej siostra Galatea zaszczyciła ją swoją obecnością. Dopiero, kiedy ujrzała mieszkańców swojej planety przypomniała sobie o rozkazie króla, który- jak nie trudno było się domyśleć- po prostu zignorowała. Widząc surowy wyraz na twarzy króla skrzywiła się i nawet nie próbowała ukryć swojego niezadowolenia.
- Nie pamiętasz o co Cię prosiłem?- zapytał retorycznie Alexander mierząc swoją córkę wrogim spojrzeniem.- Miałaś stawić się na Melodii.- oznajmił.- Dzisiaj RANO.-dodał dobitnie.
- Prosiłeś?- prychnęła Musa patrząc na niego z pogardą.- Ty nigdy o nic nie prosisz.-warknęła złośliwie odwracając się do wszystkich tyłem. Jej wzrok napotkał się z zielonymi tęczówkami przyjaciółki, które spoglądały na nią ze współczuciem. Flora dobrze wiedziała, że relacje Musy z ojcem nie są najlepsze, choć to i tak było zbyt delikatnie powiedziane.
- Lecimy na Melodię, w tej chwili.- rozkazał Alexander, który ostatnią uwagę córki, chyba puścił mimo uszu.
- Nie ma mowy.- Musa jak zwykle postawiła na swoim i nic nie wskazywało na to, żeby zmieniła zdanie.
- Nie będę się powtarzał!- król Melodii podniósł głos, który był nadzwyczajnie stanowczy.
- Nigdzie nie idę!- zaparła się jeszcze bardziej czarodziejka i już chciała po prostu odejść, kiedy straże ją zatrzymali. Chciała się wyrwać, ale bez skutku. Warknęła głośno, wściekła jak nigdy. Co to miało znaczyć?! Jak służba może w ten sposób traktować księżniczkę?!
- Rozkazy króla to nasz priorytet.- oznajmił jeden ze strażników tak jakby właśnie odpowiedział na pytanie Musy, które postawiła sobie w myślach.- Kazał nam siłą zaciągnąć Cię do domu, nie pozostawiasz nam wyboru.- dodał po chwili a na jego twarzy widniało pewne przygnębienie. Czarodziejka jeszcze chwilę się szarpała, ale gdy zdała sobie sprawę, że i tak nie wygra z bandą napakowanych kolesi, zrezygnowana dała sobie spokój. Chcąc nie chcąc, prowadzona przez straż szła w kierunku portalu. W ostatniej chwili odwróciła głowę w kierunku Flory posyłając jej smętne i jednoznaczne spojrzenie, mając nadzieję, że czarodziejka natury domyśli się wszystkiego sama. Nie doczekała jej reakcji, bo zniknęła po drugiej stronie portalu.


****

Witam, oto trochę spóźniony dziewiąty rozdział. Przepraszam Was za to opóźnienie, ale jak mówiłam ten tydzień miałam trochę zawalony.- Nie miałam dostępu do internetu i nie mogłam nic wcześniej napisać. Jednak zaległość nadrabiam dzisiaj i mam nadzieję, że jako tako to wyszło. Miałam napisać jeszcze jedną scenę, ale postanowiłam zrobić to w dziesiątym rozdziale, potrzymam Was trochę w niepewności, a co tam :D.

I mam do Was malutkie pytanko. Ostatnio wiele osób prosiło mnie, abym publikowała to opowiadanie również w serwisie blogger, ponieważ niektórym lepiej jest tam czytać. Osobiście myślę, że nie jest to zły pomysł, gdyż mogłabym ostatecznie poprawić kilka pomyłek, które popełniłam (np. to, że nie napisałam w ogóle prologu), ale oczywiście tutaj nadal bym dodawała rozdziały, gdyż uwielbiam czytać Wasze opinie na temat moich wypocin. :D. Mam nadzieję, że doradzicie mi co zrobić w tej kwestii, a póki co ja się z Wami żegnam. Pozdrawiam i do następnego. mruga


32772333 http://winx-club-riven-and-musa-my-story.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Lucky
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 04-06-2015 22:11
Czasem jak kolejna część opowiadania, jest dodawana troszeczkę później niż zwykle, to jakoś tak z większą chęcią się czyta (no przynajmniej jak dla mnie), oczywiście im szybciej dodajesz nowy rozdział tym dla mnie lepiej szeroki uśmiech
Jak czytałam rozdział 8, to się tak zastanawiałam, dlaczego ojciec Musy się jeszcze nie wścieka, a tu proszę mówisz (tak właściwie myślisz) i masz, zdenerwowany ojciec zaciąga siłą córkę do królestwa.
Wow! Riven zaufał Ryan'owi i na odwrót.
Ja chce w końcu poznać przynajmniej imię ukochanej Ryana!
A jeśli chodzi o pytanie, to jak dla mnie nie ważne gdzie będziesz publikowała opko, ja i tak będę je czytać! Z resztą skoro niektórym lepiej się czyta w serwisie blogger, a Ty byś chciała dodać prolog, to czemu nie?
Tak więc ten... rozdział jak zawsze super! No i weny! mruga


http://inna-historia-musy.blogspot.com/
http://samequizy.pl/author/loloka778/
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~LunaFin
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 04-06-2015 22:24
Co mam powiedzieć żeby się nie powtarzać? Twoje opowiadanie jest naprawdę genialne, czytanie go to sama przyjemność.Kocham twój styl, który jest bardzo lekki i przyjemny. Twoi bohaterowie mają wyraźnie zaznaczone cechy charakteru za co też masz u mnie duży plus.
Jeśli chodzi o fabułę, to strasznie podoba mi się wątek z ojcem Musy. Jest taki... prawdziwy. Nie mogę się też doczekać kiedy poznamy imię ukochanej Rayana. Coś mi mówi, że będzie to najmniej spodziewana osoba. Mam pewne dziwaczne podejrzenia co do wspólnika Rivena. Wydaję mi się, że my już go znaliśmy wcześniej. Ale oczywiście mogę się mylić.
Nie mogę się doczekać wizyty na Tir Nan Og. Layla jest moją ulubioną czarodziejką, a mam tez przeczucie, że będzie mieć to jakiś związek z Nabu. Od samego początku dajesz do zrozumienia, że odegra on ważną role w tym wszystkim.
Czekam na nexta i weny życzę.


(c) Meredith
Miniaturki / Opowiadanie / Grafika / Mój blog
Oficjalny członek stowarzyszenia "Klub Wrogów Klawiatury"
55268354 http://dziecismoka.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Magical Galyn
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 14-06-2015 12:50
- Dziewczyny! Nie uwierzycie!- do pokoju, zupełnie niespodziewanie wpadła roztrzepana i zdyszana Flora. Stella, która właśnie malowała swoje paznokcie, słysząc krzyk przez nieuwagę zboczyła ze wcześniej ustalonego kurs, przez co w efekcie, malutki pędzelek zamiast paznokcia, pomalował połowę jej palca na wściekły róż, a zaraz potem wypadł blondynce z ręki i chwilę później spoczął na śnieżnobiałym dywanie. Ulubionym dywanie swojej właścicielki. Niestety, jak można było się łatwo domyślić, soczysta plama, królowała teraz w samym centrum białego puchu. Stella, widząc to zacisnęła szczęki powstrzymując się od wybuchu złości. Spojrzała z wyrzutem na przyjaciółkę, jednak widząc determinację i strach emanujący z jej twarzy złość ją opuściła, a na jej miejsce natychmiast nadeszło zdziwienie.
- Cześć, Flora...-mruknęła Tecna beznamiętnie, cały czas wpatrując się w ekran laptopa. Najwyraźniej słowa czarodziejki natury nie wywarły na niej zbytniego wrażenia. No, przynajmniej na razie.
- Co się stało?- zapytała Bloom, która ze wszystkich tu obecnych wydawała się być chyba najbardziej zainteresowana całą sytuacją. Z lekkim trzaśnięciem zamknęła grubą encyklopedię historii magii i leniwie podniosła się z łóżka. Następnie spojrzała na przyjaciółkę, oczekując odpowiedzi na pytanie.
- Przed chwilą widziałam Musę przed szkołą!- krzyknęła Flora z trudem łapiąc powietrze.
- A więc ich wakacje już się skończyły?- zapytała Tecna nadal niczym niewzruszona.- Zaszalały, nie ma co..- mruknęła i poczęła szybko stukać w klawisze klawiatury.
- Ale Layli z nią nie było.- odparła Flora smętnym głosem.- I to mnie martwi.- dodała i skrzywiła się mimowolnie. Usiadła na łóżku i przebiegła wzrokiem po zgromadzonych. Bloom popatrzyła na nią ze strachem, najwidoczniej nawiedziły ją te same, czarne myśli. Stella zdawała się być jeszcze bardziej zdziwiona jak i zaciekawiona niż wcześniej. Nawet Tecna, w tym momencie zaprzestała swojej pracy. Znieruchomiała na moment, jednak za chwilę znowu powróciła do poprzedniej czynności.
- Nie panikujcie. Może po prostu chciała dłużej zostać na Andros, a Musa zwyczajnie się nudziła, więc wróciła sama?- próbowała jakoś uspokoić przyjaciółki wygłaszając- według niej.- najbardziej logiczny i prawdopodobny powód zaistniałej sytuacji.
- One we dwie nigdy się nie nudzą.- zauważyła przytomnie Bloom.- Może pokłóciły się o coś?
- One? Pokłócone? Chyba żartujesz. Prędzej Chimera zacznie się modnie ubierać.- prychnęła Stella, która w jednej chwili straciła dobry humor, w jaki popadła, kiedy kurier dostarczył jej kolejny, śmieszny prezencik od Brandona.
- W takim razie musimy o wszystko wypytać Musę i będzie po problemie.- po raz kolejny głos zabrała Tecna, z odrobinę większym entuzjazmem niż wcześniej.
- Właśnie, gdzie ona jest?- zapytała rudowowłosa spoglądając po raz kolejny na Florę.
- Już jej tutaj nie ma.- odpowiedziała czarodziejka natury uciekając wzrokiem za okno.- Jak ją zobaczyłam wyglądała tak, jakby miała się wycofać i stąd uciec. Była przerażona, to było widać. Jednak kiedy mnie zobaczyła chyba zrezygnowała z ucieczki. Chciałam z nią porozmawiać, ale nagle przyjechał jej Ojciec z Galateą i strażnikami. Podobno kilka dni wcześniej rozkazał Musie, aby stawiła się dziś rano na dworcu królewskim, jednak ona zbuntowała i nie pojawiła się na spotkaniu. Alexander bardzo się tym zdenerwował, więc sam przyjechał tu po Musę. Jednak ona znowu stawiała opór więc strażnicy siłą zabrali ją na Melodię.- wyjaśniła Flora i kończąc swój monolog westchnęła ciężko.- Ale gdybyście widziały wyraz jej twarzy...to spojrzenie..coś się stało, mówię Wam!- dodała całkowicie pewna swoich słów.- I obawiam się, że może to dotyczyć naszej Layli.- mruknęła smętnie wbijając spojrzenie w ziemię.
- Wierzymy Ci.- odparła z przekonaniem Bloom.- Więc co mamy teraz zrobić? -zapytała ilustrując uważnie przyjaciółki.
- Moim zdaniem zdaniem powinnyśmy polecieć natychmiast na Melodię i wypytać o wszystko Musę.- Tecna, w końcu najwyraźniej dała się przekonać do tego iż coś, po prostu musiało się stać.
- No tak, ale co powiemy Faragondzie?- zapytała ponownie Bloom.- Przecież ona nas nie puści.
- Nic jej nie powiemy.- prychnęła ponownie Stella.- Nie jesteśmy już małymi dziewczynkami, żeby wiecznie się jej słuchać. Przecież w razie czego potrafimy się obronić.- dodała podrywając się z miejsca.
- Zgadzam się ze Stellą.- poparła przyjaciółkę Tecna, która sama była zszokowana, że to powiedziała. To zdanie wypływało bardzo rzadko z jej ust. - Przygotujcie się, a ja zaraz stworzę odpowiedni portal.- oznajmiła zanurzając nos z powrotem w monitorze komputera.
Bloom i Stella żywo o czymś dyskutując ruszyły do pokoju blondynki. Jedynie Flora siedziała uparcie na kanapie kurczowo trzymając ręce na końcu swojej spódniczki.
- Wszystko będzie dobrze, Floro. Nie martw się.- uśmiechnęła się do niej Tecna. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech, jednak wyszło jej to trochę krzywo.

****

Dwór królewski szczęśliwie dotarł na swoją planetę. Strażnicy, dopiero wtedy kiedy portal prowadzący do Magix'u został zamknięty dostali pozwolenie, aby puścić Musę, która już i tak nie marnowała sił i nie próbowała się wyrwać. Wiedziała, że te starania i tak pójdą na daremne, więc się poddała. Kiedy strażnicy w końcu ją puścili rozmasowała obolałe nadgarstki spoglądając na swoją służbę spode łba. Żołnierze natychmiastowo wycofali się, gdyż doskonale wiedzieli, że lepiej księżniczce schodzić z drogi, gdy ta się zdenerwuje. Cała świta, z królem Alexandrem na czele zaczęła dumnie i powoli iść w stronę królewskiego pałacu. Musa, która szła na końcu pod wpływem rozchodzących się we wszystkich kierunkach wszechobecnych dźwięków trochę się uspokoiła. Niewątpliwie czuć było tutaj pozytywną energię. Planeta tętniła życiem, aż miło było się rozejrzeć. Dziewczyna musiała wbrew wszystkiemu przyznać, że naprawdę bardzo tęskniła za Melodią. W końcu to tu jej jest dom, a jak wiadomo każdy za nim tęskni. Po jakimś czasie, dziewczyna nagle skręciła w wąską uliczkę, nie powiadamiając o tym nikogo.
- A ty dokąd, moja panno?- po tym jak zdołała na niej postawić jedynie dwa kroki usłyszała za sobą surowy jak zawsze ton Alexandra. Przystanęła na chwilę i zacisnęła powieki. Cholera, że też musiał to zauważyć...
- Idę przywitać się z...-głos na chwilę utkwił w jej drobnym gardle, tak jakby bał się wypłynąć na zewnątrz. Tak było dosłownie za każdym razem, kiedy rozmowa schodziła na ten temat.- z mamą.- wydusiła w końcu niezauważalnie zaciskając dłonie w pięści. Często tak robiła, w tajemnicy przed innymi. Ta czynność wbrew pozorom- przynajmniej w tym momencie- nie oznaczała u niej wściekłości. Jedynie bezradność. Ten drobny odruch pozwalał jej powstrzymać się od różnych niechcianych, ale również czasem oczekiwanych od innych, reakcji. W tym przypadku był to płacz. Oczywiście nikt z Was pewnie nie zdziwiłby się, gdyby Musa wybuchła teraz płaczem, w końcu po takim przeżyciu, jak śmierć ukochanej matki, taka reakcja na jej temat była wręcz oczywista. Jednak Musa nie chciała okazywać żadnej ze swoich słabości. Wolała wszystkie uczucia, po prostu tłumić gdzieś głęboko w sobie.
Cisza. Nikt nic nie odpowiedział. Dziewczyna usłyszała tylko lekkie westchnięcie za plecami i nie czekając na nic więcej ruszyła przed siebie. Z uśmiechem na twarzy pokonywała kolejne metry przedzierając się dzielnie przez gęstą szatę bujnej roślinności, która pod wpływem podmuchów wiatru wydawała z siebie przyjemne dla uszu dźwięki.


****

W końcu udało im się pokonać wszystkie przeszkody. Zmęczeni, ale szczęśliwi skoczyli po raz ostatni i po chwili, stali już na stałym, bezpiecznym gruncie. Wbrew pozorom to zadanie było trudne do wykonania. Wymagało od naszych bohaterów nie tylko naprawdę sporo odwagi, lecz także wzajemnego zaufania, którego najwyraźniej, dzięki całej tej przygodzie zdołali się nauczyć i oboje musieli przyznać, że było ono bardzo przydatne w obliczu zagrożenia.
- No, to z całą pewnością możemy sobie pogratulować.- oznajmił z uśmiechem Ryan, z dumą spoglądając na olbrzymi dystans, jaki zmuszeni byli pokonać.
- Też tak myślę.- zgodził się z nim Riven i oboje przybili sobie serdeczną piątkę.
- Jak myślisz, ile jeszcze tych prób nas czeka?- zapytał Ryan, który najwyraźniej był już tym wszystkim zmęczony. Wiele razy myślał o tym, żeby się poddać, jednak zawsze coś zaraz te myśli od niego odpędzało. Wcześniej nie chciał dać Rivenowi powodu, do tej chorej satysfakcji, chciał pokazać, że wcale nie jest od niego gorszy, a teraz...teraz po prostu nie chciał go zawieść. Sam był zdumiony tak nagłą zmianą.
Jednak zawsze, zaraz potem przypominał sobie słowa, które wypowiedział Xavier tuż przed ich wyprawą:
"Jeżeli nie wrócisz tu za tydzień, zostaniesz uwięziony w tamtejszym świecie, bez szansy na powrót."
Więc i tak nie było mowy o możliwości zwykłego poddania się. Teraz jednak miał dodatkową motywację. Musiał się starać. Jak nie dla siebie, to dla Rivena, któremu ewidentnie bardzo zależy na pomyślnym wykonaniu tego zadania. I jeżeli jemu zależy, Ryanowi też powinno. Tak, czy owak czuł się zobowiązany mu pomóc. W końcu on uratował mu życie, więc musiał się za to jakoś odwdzięczyć.
- Sam nie wiem.- westchnął specjalista.- Ale bez względu na to ile ich jeszcze jest poradzimy sobie.- z postanowił z dziwnym optymizmem podejść do tego wszystkiego. Sam się sobie dziwił, jednak postanowił w końcu spojrzeć na to inaczej.- W końcu już to udowodniliśmy.- dodał z lekkim uśmiechem na twarzy. Ryan odwzajemnił go i oboje, pełni nadziei szybkim marszem ruszyli przed siebie.


****


- No i jak Ci idzie?- spytała z nadzieją Flora, wchodząc po cichu do pokoju Tecny, która już od godziny próbowała utworzyć portal. Coś jednak nieustannie jej w tym przeszkadzało. Kiedy próbowała wybrać na cel podróży planetę Melodię wyskakiwał jakiś błąd i wszystko cofało się do punktu wyjścia. Tecna powtarzała tę czynność aż do znudzenia i za każdym razem efekt końcowy był taki sam.
- Nie mam pojęcia o co w tym chodzi..-warknęła wściekła czarodziejka odrzucając cudeńko technologiczne na swoje łóżko.- Chyba będziemy musiały użyć tradycyjnych metod.
- W takim razie lecę po dziewczyny.- zakomunikowała czarodziejka natury i chwilę później już jej nie było.

****

Po kilkunastu kilometrach- nie byli w stanie określić dokładnej liczby, wiedzieli jedynie tyle, że ich podróż trwała już bardzo długo.- postanowili w końcu pozwolić sobie na odpoczynek. Wybrali sobie dość spokojną i nawet ładną okolicę. Wspólnymi siłami dość sprawnie wybudowali okazały szałas, w którym mieli zamiar chwilkę się przespać. Riven ponownie rozpalił ognisko i razem z Ryanem z ulgą usiadł przy płomieniach. Siedzieli w ciszy ogrzewając się dzięki ogniowi. Każdy z nich myślami był gdzieś daleko stąd, jednak prawdopodobnie rozmyślali o tym samym.
- Jak długo już jesteś w Zakonie? - zapytał nagle Riven, który czuł się trochę niezręcznie rozpoczynając rozmowę i pytając o takie rzeczy, które w sumie można było uznać za prywatne. Ryan potrząsnął głową, wyrywając się tym samym z kolejnego zamyślenia, w jakie wpadł. Spojrzał na swojego towarzysza nieobecnym spojrzeniem, tak jakby przez chwilę nie mógł skojarzyć faktów. Po chwili jednak uśmiechnął się lekko, ale nie odpowiedział od razu. Znów zapatrzył się w płomienisty ogień tak jakby właśnie tam szukał odpowiedzi na pytanie, jakie mu zadano.
- Szczerze mówiąc nie pamiętam dokładnie..- mruknął zupełnie szczerze, wciąż patrząc w jakiś punkt, który najwyraźniej istniał jedynie w jego wyobraźni.- Ale szacuję, że od około 16 lat.- dodał krzywiąc się. Wspomnienia znów do niego wróciły i raniły duszę gorzej niż najostrzejszy sztylet. Riven, słysząc to wyznanie otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
- W takim razie..-przerwał na chwilę, aby dobrać właściwy zestaw słów.- w jaki sposób zostałeś przyjęty?
- Mam wrażenie, że do tej pory nie zostałem.- odpowiedział zupełnie szczerze Ryan, spoglądając na Rivena.- Kiedy po raz pierwszy dostałem wyznaczone zadanie wykonałem jedynie 3\4 z niego. Zawsze brakowało mi tej jednej, ostatniej części, aby zostać przyjętym. Od tamtej pory byłem wysyłany wraz z innymi nowicjuszami, aby móc w końcu zaliczyć test w całości. Jednak do tej pory nie zdołałem wywiązać się z danego sobie słowa. Kiedy przekroczyłem bramy zamku miałem zaledwie 12 lat. Byłem zbyt młody, aby stawiać czoło wyzwaniu, więc nauczyciele z Zakonu wzięli mnie na wychowanie. Starałem się o pozycję w Zakonie dopiero od lat 17, jednak do tej pory nie zdołałem jej uzyskać.- Riven z nadzwyczajną uwagą słuchał opowieści swojego towarzysza. Musiał przyznać, że jego historia trochę go poruszyła. Nie był pewien, czy wypada jeszcze o coś zapytać, jednak ciekawość okazała się być silniejsza.
- A...twoi rodzice?- zapytał i uciekł wzrokiem gdzieś daleko. Zdecydowanie nie powinien był o to pytać. Z własnego doświadczenia wiedział, iż tematy rodzinne często bywają niewiarygodnie bolesne. Ryan zacisnął szczęki i kopnął leżący na ziemi kamień. Znowu poczuł dziwne ukłucie w sercu. Niechciane wspomnienia znowu wróciły.
- Kiedy miałem 12 lat uciekłem z domu.- odpowiedział w końcu, ale upłynął dobry kwadrans, zanim się na to zdobył.- Moja matka zmarła, kiedy byłem jeszcze mały, a ojciec...ojciec chciał, abym przejął po nim tron, jednak ja tego nie chciałem. Miałem inny plan na życie. Chciałem zostać wojownikiem, ale on tego nie akceptował. Rządzenie królestwem to zdecydowanie nie moja bajka. Po prostu się do tego nie nadaję. Mama zawsze mi powtarzała, że trzeba podążać za własnymi marzeniami. Więc tak zrobiłem. Krótko po jej śmierci po prostu uciekłem i tym sposobem trafiłem do Zakonu. Resztę już znasz..-uśmiechnął się smętnie wrzucając kolejną porcję drewna do ogniska. Wiedział, że pominął sporą ilość wątków, które wydarzyły się w jego życiu, jednak były one tak mroczne i okrutne, że chciał o nich zapomnieć. Chciał, ale nie mógł. Cóż za beznadziejny paradoks. Dlatego trzymał się wersji, której ślepo ufał, zanim sam poznał prawdę.
Riven nic nie odpowiedział. Zrobiło mu się żal Ryana, naprawdę żal. Teraz dostrzegł, że nie on jeden miał w życiu pod górkę. Zdziwił go również fakt, iż pomimo tego, że pochodził z królewskiej rodziny w życiu nie miał lekko. Do tej chwili, żył w idiotycznym przekonaniu, iż książęta zawsze dostają to, czego chcą. Ta ideologia, została jednak w tej chwili obalona. Specjalista odkąd sięgał pamięcią zazdrościł Sky'owi tego, że jest księciem- kto wie, może to właśnie przez to narodziła się ich wieloletnia rywalizacja?- myślał, że dzięki temu jego życie jest usłane różami, jednak teraz przekonał się, że to nie prawda. Po raz kolejny uświadomił sobie fakt, jak pozory mogą wprowadzić człowieka w błąd.
- A ty? Dlaczego zdecydowałeś się dołączyć do Zakonu?- teraz pałeczkę z zadawaniem pytań postanowił przejąć Ryan.
- Nie planowałem tego od początku.- przyznał specjalista, zgodnie z prawdą.- Przez pewien czas wędrowałem samotnie zupełnie bez celu po pobliskich lasach, aż w końcu natknąłem się na Ariel. Okazało się, że przez pewien czas mnie obserwowała. Kiedy w końcu postanowiła się ze mną zapoznać zaproponowała mi dojście do Zakonu. Sądziła, że wam się przydam. Zgodziłem się, ponieważ uznałem, że i tak nie mam nic do stracenia, a wręcz przeciwnie. Pomyślałem, że mogę na tym sporo zyskać, a więc przyjąłem tą propozycję.- uśmiechnął się znikomo.
- Myślę, że dobrze zrobiłeś.- przyznał szczerze Ryan.- Przez długi czas byłeś samotny?
- To nie do końca tak jak myślisz.- wyprostował bordowowłosy, wzdychając lekko.- Miałem przyjaciół. Przynajmniej teoretycznie..- skomentował z nutką złośliwości.- Po prostu w pewnym momencie straciłem kontrolę nad swoim życiem. Moja ambicja pochłonęła mnie całkowicie. Tak bardzo, że w efekcie straciłem wszystko.- dodał z bólem w głosie odwracając głowę gdzieś na bok. Mógł przysiąc, że w tym momencie jego oczy- jak rzadko kiedy- zaszły szklistą barierą. Zawstydzony specjalista szybko otarł łzy, które nie zdążyły jeszcze ujrzeć światła dziennego. Ryan skrzywił się widząc stan w jakim pogrążył się Riven. Zrobiło mi się głupio, że o to zapytał. Dlatego postanowił już siedzieć cicho, aby nie pogarszać sytuacji.

****

Nie była w stanie określić jednoznacznie ile czasu zajęła jej droga, ale chyba dłużej niż zwykle. Może dlatego, bo chciała nacieszyć się pięknym widokiem roztaczającym się dookoła. Zdecydowanie zbyt rzadko tu bywała. Wiele razy zastanawiała się, czy tego nie zmienić, jednak przypominając sobie codzienną krzątaninę w pałacu królewskim szybko zmieniała zdanie. Dlatego podczas tego pobytu na Melodii postanowiła robić dużo zdjęć, zwłaszcza tych swoich ulubionych miejsc, aby w każdej chwili móc przypomnieć sobie o nich bez konieczności przyjeżdżania na planetę. Być może to właśnie też przez droga, którą zazwyczaj pokonywała w piętnaście lub dwadzieścia minut, teraz zajęła jej ponad godzinę. Jednak w końcu dotarła do swojego celu. Podeszła po cichu do marmurowej płyty i jak zwykle, przez dłuższą chwilę jak zahipnotyzowana patrzyła na wyrytą podobiznę Matlin. Westchnęła głośno i tym razem pozwoliła, aby łzy uwolniły się i zaczęły spływać po jej policzkach. Teraz była sama, więc mogła sobie na to pozwolić. Z czułością, delikatnym ruchem ręki zepchnęła brudne liście, które opadły z drzew na grób. W duchu odmówiła modlitwę i kiedy skończyła poczuła na swoim ramieniu czyiś dotyk. Zadrżała i odwróciła się....


****

Obaj weszli do środka zbudowanego przez siebie szałasu, kiedy poczuli, że zaczyna chcieć im się spać. Ułożyli się w pewnej odległości od siebie na miękkiej trawie. Po chwili słychać było spokojny i miarowy oddech Ryana, co świadczyło o tym, że chłopak już spał. Niestety Riven jak na złość nie mógł dać się porwać do krainy Morfeusza, pomimo zmęczenia, które odczuwał. Przewracał się niespokojnie z boku na bok i ilekroć w końcu zamykał oczy, za moment znów je otwierał. Obudził się w nim jakiś dziwny i nieznany mu jak dotąd lęk przed snem. Co za idiotyzm..nie, no lęk przed snem?! Przecież to niedorzeczne, chłopie, nie wygłupiaj się i śpij..- karcił się nieustannie w myślach, jednak pomimo usilnych starań wciąż nie mógł zasnąć. Kiedy jednak w końcu, cudem, udało mi się to...


Stawał niepewne kroki na zagadkowej powierzchni, którą na upartego można było nazwać czymś w rodzaju pustyni. Suche powietrze buchało mu w twarz, przez co musiał mieć przymknięte powieki, żeby móc coś zobaczyć. Dźwięki stawianych przez siebie kroków niczym piłeczka ping- pongowa odbijały się w umyśle młodego specjalisty, a wszechobecna cisza doprowadzała go do szału.
- Co się stało, Riven? Doskwiera Ci samotność?- usłyszał gdzieś przed sobą głos, który był przepełniony jadem do granic możliwości.
- Emm...nie?- nie było go stać na inną odpowiedź, więc wyjąkał tylko to. Odpowiedzią na to był jedynie szyderczy śmiech od nieznajomego nadawcy. Riven, zacisnął mocno szczęki i dalej kroczył przed siebie. W końcu zdołał dostrzec gdzieś przed sobą sylwetkę jakiejś postaci. Z nadzieją, że jest to ktoś przyjazny rzucił się do biegu. Po przebyciu kilkunastu metrów zatrzymał się i stanął jak wryty. Przecież to...nie, to niemożliwe..ale, przecież on tu jest..Riven przetarł oczy ze zdumienia i kiedy z powrotem je otworzył on wciąż tam stał. Chłopak nie posiadał się w tej chwili z radości. Na jego ustach zagościł szeroki uśmiech a nogi same zaczęły znów biec.
- Nabu!!!!- krzyknął szczęśliwy jak nigdy i kiedy w końcu dobiegł do przyjaciela rozłożył ramiona, gotowy do uścisku. Nie doczekał się jednak reakcji od niego. Jedyne, co zdołał zauważyć w jego oziębłej twarzy był dziwaczny błysk w oku. Zawstydzony cofnął się o krok w tył i schował ręce za sobą. Obojętność i kpina, która promieniowała od ciemnoskórego dosłownie na chwilę sparaliżowała specjalistę, który był w totalnym szoku. Nabu skrzyżował zuchwale ręce na piersi i jeszcze raz przeszył Rivena bezlitosnym spojrzeniem.
- Jak się masz przyjacielu?- znów rozległ się ten sam, obrzydliwy i szyderczy śmiech, który ku jeszcze większemu zdziwieniu specjalisty należał właśnie do jego najlepszego przyjaciela. Nic nie odpowiedział. Zacisnął tylko szczęki i odwrócił się do niego tyłem. Ta cała jego postawa potwornie go zraniła, ale także przywołała niechciane wspomnienia z tamtego dnia.
- Jak się czujesz z tym, że pozwoliłeś mi umrzeć?- zapytał Nabu głosem pozbawionym wszelkich uczuć. Riven niezauważalnie zacisnął powieki, z których chwilę później uwolniła się dziwna substancja, potocznie nazywana łzami. Tak bardzo rzadka i obca dla niego.
- Jak czujesz się ze świadomością, że nic nie zrobiłeś? Jak czujesz się z tym, że przez Ciebie umarłem?!- zagrzmiał nieco głośniej, a ostatnie zdanie wciąż było powtarzane echem w umyśle Rivena.
- Ty i ten twój paskudny charakter...nie potrafiłeś nic zrobić porządnie! Zawsze przychodziłeś do mnie z podkulonym ogonem i nigdy nawet nie podziękowałeś za pomoc! Jesteś dla mnie NIKIM!- wyryczał po raz drugi i tym samym pogrążył Rivena całkowicie. Trafił w najbardziej czułe punkty. Specjalista czuł, że już dłużej tego nie wytrzyma. Dlatego czym prędzej rzucił się biegiem w lewą stronę. Po jakimś czasie znowu dostrzegł gdzieś w oddali jakąś postać. Przystanął na moment i chciał się odwrócić, jednak owa postać zagrodziła mu nagle drogę. Riven spojrzał na nią, lecz nie mógł jej rozpoznać od razu. Była to postać kobiety zimnej i dumnej. Długie, czerwone loki spływały jej po plecach i sięgały prawie do samej ziemi. Jej twarz także nie wyrażała nic poza beznadziejną obojętnością. Chłopak przyjrzał się jej uważnie. W jej tęczówkach królowała ta sama fiołkowa barwa co w jego własnych. Zamrugał gęsto otwierając usta ze zdumienia. Przed nim stała kobieta, którą teoretycznie powinien darzyć głębokim uczuciem. Powinien ją kochać, a tymczasem on nie wiedział nawet jak ma na imię. Stało się tak zapewne dlatego, że zostawiła rodzinę, kiedy miał zaledwie 5 lat. Odeszła tak nagle, zupełnie niespodziewanie, bez żadnego wyjaśnienia. Przed nim stała jego własna matka, która z jednej strony podarowała mu życie, a z drugiej strony zostawiła go samego, nie interesując się nim zupełnie.
- Czemu tak mi się przyglądasz?- zapytała z pogardą unosząc głowę wysoko i dumnie.
- Mama..?- zapytał drżącym głosem, nie dowierzając w to do tej pory.
- Niestety..- mruknęła kobieta, głosem zimnym jak lód. Riven poczuł, że znowu wymierzono mu brutalnego kopniaka w samo serce. Jak ona mogła być tak okrutna, no jak? Już chciał otworzyć usta, aby dowiedzieć się, dlaczego go zostawiła, jednak nienawiść, która promieniowała z jej oczu, skutecznie zamknęła mu usta.
- Naprawdę chcesz wiedzieć?- wywarczała sucho, patrząc na niego spode łba, tak jakby ona również umiała czytać w myślach.- NIGDY NIE BYŁEŚ GODNY NAZYWAĆ SIĘ MOIM SYNEM!- wykrzyknęła brutalnie plując mu w twarz.- JESTEŚ BEZNADZIEJNY, ŻAŁUJĘ, ŻE CIĘ URODZIŁAM!- ryknęła w końcu, a Riven poczuł jak kolana się pod nim uginają. Za jakie grzechy musi znosić takie tortury? Kobieta chciała powiedzieć coś jeszcze, jednak Riven znowu uciekł. Nie miał już siły tego słuchać. Biegł najszybciej jak tylko mógł, oby tylko uciec stąd jak najdalej. Niestety nie dane mu to było bo znowu zauważył przed sobą kolejną postać, unosiła się nad ziemią, za pomocą skrzydeł. Specjalista zaczął cofać się do tyłu, aby uniknąć konfrontacji z nią, lecz i tym razem to mu się nie udało. Znowu stanął oko w oko z osobnikiem, który stanął mu na drodze. Tym osobnikiem również była kobieta. Wyłoniła się z cienia, a chłopakowi na moment dosłownie odebrało mowę. Przed nim znajdowała się Musa. Jego Musa. Był tak szczęśliwy, że znowu ją widzi, iż nawet nie zauważył faktu, że nawet ona była jakaś dziwna. Nie zauważył tego, że jest w stanie mrocznej transformacji. Uśmiechała się, ale nie był to ten sam uśmiech, który tak u niej kochał. Był to uśmiech szyderczy. Patrzyła na niego, ale nie mówiła nic. Wylądowała zgrabnie na ziemi, dalej mierząc go zagadkowym spojrzeniem. Chłopak uśmiechnął się i podbiegł do niej bliżej. Następnie siłą przygarnął ją do siebie chowając twarz w jej włosach. Niestety, stało się to, czego obawiał się od zawsze. Dziewczyna, oburzona takim zachowaniem odepchnęła go z całej siły, a na domiar złego powaliła go na ziemię mocną falą dźwiękową. Chłopak z jękiem opadł na ziemię, jednak szybko się podniósł. Spojrzał na nią rozczarowany, a ona wybuchła złowieszczym śmiechem. To już był szczyt. Teraz jego serce zdawało się rozpaść na miliardy kawałeczków, a rana, która już zdołała się trochę zagoić, zaczęła na nowo, obficie krwawić.
- Myślałeś, że z radości rzucę Ci się na szyję?- jej dźwięczny głos, kiedyś łagodny i czarujący teraz wydawał się być beznamiętny i ostry jak brzytwa.- Chyba nie myślisz, że pozwolę Ci się dalej oszukiwać.- prychnęła z kpiną.- Nigdy mnie nie kochałeś. Zawsze uważałeś mnie za naiwną małolatę, która beznadziejnie ugania się za Tobą. Nigdy nie byłeś ze mną szczery. Zawsze coś było ważniejsze niż ja!- wykrzyknęła z takim przekonaniem w głosie, że Rivena aż zatkało, a potworne wyrzuty sumienia wypełniały go całego od środka. Czy ona naprawdę tak myślała?
- Przecież wiesz, że to nie prawda...- wyjąkał, chociaż sam zaczął już wątpić w swoje słowa. Dziewczyna ponownie roześmiała się i podeszła trochę bliżej.
- Nie pozwolę już się dłużej zwodzić komuś tak zakłamanemu jak ty.- warknęła ze złością.- Nie chcę Cię już nigdy więcej widzieć! JESTEŚ NAJGORSZĄ RZECZĄ JAKA KIEDYKOLWIEK SPOTKAŁA MNIE W ŻYCIU!- wykrzyknęła, a chłopak w tym momencie opadł na ziemię. Wszystkie trzy postacie zgromadziły się nad swoją ofiarą tworząc coś w kształcie trójkąta i uniemożliwiając mu ucieczkę. Dalej gnębiły go bezlitosnymi oskarżeniami, a on słuchał ich, bo nie miał innego wyjścia. W tej chwili chciał po prostu umrzeć i zaznać w końcu spokoju. Jednak nie było na to najmniejszych szans..

Uwierz w siebie...pokaż swoją silną wolę! Dasz radę, wiesz o tym..-usłyszał nagle w swojej głowie. Z nadzieją spojrzał w górę i ujrzał postać Ryan'a, która w tej chwili przypominała ducha. Chłopak zamknął oczy, skupił się i zaczął powtarzać sobie te słowa jak mantrę. Udało mu się to do tego stopnia, że nawet już nie słyszał obraźliwych komentarzy na swój temat. Zacisnął dłonie w pięści i dumnie podniósł się z ziemi. Ten czyn sprawił, że trzy postacie nagle ucichły i wpatrywały się w niego ze zdumieniem.
- Wy nie jesteście prawdziwi!- krzyknął nagle z niesamowitym przekonaniem.- Prawdziwy Nabu nigdy nie oskarżyłby mnie o swoją śmierć! A moja matka na pewno nie żałuje tego, że mnie urodziła! A Musa...Musa nigdy nie byłaby wobec mnie taka okrutna i nigdy nie uwierzę w to, że już nie chce mnie znać, ponieważ ona mnie kocha!- wrzasnął ponownie i sam się sobie dziwił, że był taki pewny siebie. Miał rację. Oni nie byli prawdziwi. Po tych słowach wszyscy obrócili się w nic nie warty proch. Riven odetchnął z ulgą.


****

Obudził się i sam nie mógł uwierzyć, że sny potrafią być tak realistyczne. Spojrzał w bok i ze zdziwieniem odkrył, że Ryan obudził się w tym samym momencie. Mężczyźni spojrzeli po sobie i nie mieli żadnych wątpliwości. Śniło im się to samo. Oboje poczuli, że coś właśnie zawisło na ich szyjach. Spojrzeli w dół i zobaczyli trzy, malutkie ozdoby, które przypominały w jakiś sposób medale. Uśmiechnęli się nawzajem do siebie a za chwilę jasna i niezwykle przyjemna kula porwała ich do swojego wnętrza.


****


A więc oto 10 rozdział. Nie ukrywam, że trochę się nad nim napracowałam, więc mam nadzieję, że się Wam spodoba. uśmiech. Za wszelkie błędy oczywiście najmocniej przepraszam.
PS. Jak mówiłam postanowiłam także dodawać rozdziały na bloggerze. Jeżeli ktoś z Was jest ciekawy jak to wygląda to serdecznie zapraszam:
http://winx-club-riven-and-musa-my-story.blogspot.com/ uśmiech.


32772333 http://winx-club-riven-and-musa-my-story.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~LunaFin
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 14-06-2015 18:27
Trochę zachwiałaś jedną z moich teorii. Jednak mimo to rozdział bardzo mi się podoba. Jest przemyślany, akcja nie dzieje się zbyt szybko, ale jednocześnie nie ma zbędnych zapychaczy.
Już nie mogę się doczekać kiedy poznamy tożsamość dziewczyny Rayan'a. Coraz bardziej podoba mi się jego postać. Wątek z tym snem był genialny. Pierwszy raz wyobraziłam sobie matkę Rivena. Jakoś dotychczas mi się to nie udawało.
Trochę szkoda, że w tym rozdziale nie pojawiła się Layla. To moja ulubiona czarodziejka, a myśl o tym co jej jest doprowadza mnie do białej gorączki.
Kończę ten nieskładny komentarz.
Czekam na nexta i weny życzę.


(c) Meredith
Miniaturki / Opowiadanie / Grafika / Mój blog
Oficjalny członek stowarzyszenia "Klub Wrogów Klawiatury"
55268354 http://dziecismoka.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Magical Galyn
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 25-06-2015 16:58
Użyj swoich mocy Laylo, uwolnij się! Dasz radę!- usłyszała, kiedy była pogrążona w głębokim śnie. Zerwała się natychmiast i rozejrzała się. Potrząsnęła głową i przetarła oczy powolnym ruchem dłoni. Nie dostrzegła nic oprócz białego dymu unoszącego się w powietrzu, który swoją intensywną i gęstą masą zatykał jej nozdrza, a także nie pozwalał zobaczyć nic oprócz koniuszka własnego nosa. Ale..ten głos..przecież nie mogło jej się od tak przesłyszeć..wydawał się jej być bardzo tajemniczy, ale jakiś taki..znajomy. Przymknęła powieki marszcząc czoło. Skupiła się najmocniej jak tylko umiała. Jej krew pulsowała w żyłach dziewczyny jakby właśnie przebiegła kilku kilometrowy maraton. Rozmasowała obolałe skronie zataczając na nich delikatnie, okrężne ruchy w celu rozluźnienia się. No, powiedz coś jeszcze..- błagała w myślach, powoli, na drżących nogach podnosząc się do pionu.
- Laylo...- usłyszała ponownie swoje imię i z nadzieją spojrzała w stronę z której usłyszała wołanie. Stawiając drobne, ostrożne i małe kroczki, tak jakby bała się, że zaraz coś może wybuchnąć, podeszła powoli do elektrycznej kraty. Znowu usłyszała to samo nawoływanie. Zaczęła się rozglądać. Przymrużyła oczy, jednak to nic nie pomogło.
- Nie widzę Cię..-odparła nieśmiało, choć ze zdziwieniem stwierdziła, że jej głos ledwo co wypłynął z jej drobnego i- w tej chwili- jakby zwężonego gardła.
- Jestem tutaj.- usłyszała natychmiastową odpowiedź i tym razem zadarła głowę. Nieznane światło wkradło się do tego dziwnego i opuszczonego świata dostarczając jednocześnie nadzieję na ratunek. Zdołała dostrzec sylwetkę jakiejś postaci unoszącej się tuż nad nią. Lekki podmuch wiatru rozwiał barierę gęstej substancji. Layla poczuła, że kolana uginają się pod nią, a serce ma ochotę wyskoczyć jej z piersi. Niezwykła euforia wypełniła ją całą od środka. Minęło już tyle czasu od jego śmierci, a ona doskonale pamiętała każdą, najmniejszą rysę znajdującą się na jego twarzy. A to spojrzenie...za każdym razem przyprawiało ją o zawrót głowy, tym razem nie mogło być inaczej. Kiedy pierwszy szok minął, zdesperowana złapała za kraty i zaczęła szarpać za nie. System obronny ponownie się uruchomił, jednak teraz Layla nawet nie odczuwała bólu, jakie zadawały jej fale elektryczne. Wpatrzona w postać ukochanego była gotowa zrobić wszystko, żeby się do niego dostać. Zacisnęła mocno ręce, wokół elektryzujących prętów i zamknęła oczy. Teraz nie mogła nawalić. Nie tym razem. Stawka była zdecydowanie zbyt wysoka. Teraz nie chodziło jedynie o wolność. Chodziło o wolność, którą miała się cieszyć przy jego boku. Dokładnie tak, jak sobie to od początku zaplanowali.
- Moce, Laylo...użyj swoich mocy!- aksamitny głos znów przemówił, a dziewczyna, zrezygnowana odpuściła swoich starań. Miał rację. Siłą nic tutaj nie wskóra. Jest po prostu za słaba. Będąc w tym dziwnym miejscu jej wrodzona siła i wytrwałość, którą nabyła poprzez długotrwałe treningi, ulatywała z niej szybciej niż z prędkością światła. Nie możliwe? A jednak.
- Moc, Laylo, uwolnij swoją moc..-podpowiadał jej nieustannie, a księżniczka westchnęła i znów przymknęła powieki. Chwilę później na jej delikatnym czole, pojawiły się oszpecające zmarszczki, co świadczyło o jej głębokim skupieniu.
- Skoncentruj się na osobach, które kochasz..- w momencie kryzysu wewnętrznego, jaki ją ogarnął, do jej uszu skromnie przywędrowała drobna rada, która w tej chwili była jej tak bardzo potrzebna. Posłuchała jej. Pomyślała o osobach, które były dla niej najważniejsze. Na pierwszy ogień szedł oczywiście on.- Nabu- młody i niezwykle opiekuńczy czarodziej, który poświęcił własne życie, aby uratować nie tylko wyspę Tir Nan Og, ale także cały Wszechświat. Podjął tą decyzję zupełnie spontanicznie, najwyraźniej nie myśląc o konsekwencjach swoich czynów. Jej pierwsza i ta prawdziwa miłość. Wiedziała, że był tym jedynym. Po prostu to czuła. Następnie przyszła kolej na Musę. Jej najlepszą przyjaciółkę. Była dla niej jak siostra, którą od zawsze chciała mieć. Na początku, owszem, podchodziły do siebie z dystansem, można nawet rzec, iż czarodziejka muzyki, przez swój buntowniczy rodzaj charakteru wzbudzała w nowej członkini Klubu Winx pewien respekt, przez co Layla na początku nawet bała się z nią rozmawiać. Z czasem jednak ich znajomość zaczęła przechodzić powolną metamorfozę w coś niezwykłego. Zaczęły spędzać ze sobą więcej czasu, okazało się, iż są do siebie naprawdę zadziwiająco podobne. Obie czasem czuły się wyobcowane i to je do siebie zbliżyło. Tak mocno, że już nie mogły się bez siebie obejść.
Potem Layla skupiła się na reszcie Winx. Były to dla niej bardziej dobre koleżanki niż przyjaciółki, jednak mimo wszystko nie mogła zbagatelizować faktu, że mogła na nie liczyć. Następnie przyszła kolej na jej rodziców i jej rodzinny dom. Andros..
Myśli o tym wszystkim dostarczyły jej tego, czego najbardziej w tej chwili potrzebowała. Wiarę w siebie i w swoje możliwości. Pozytywna energia zaczęła z niej wypływać i wędrowała naprzód, obejmując kilkunastometrowy obszar. Czarodziejka zaczęła unosić się nad ziemią, a kiedy uwalniana przez nią energia sięgnęła zenitu, nastąpiła gigantyczna eksplozja.



*****

Po raz kolejny, atramentowe niebo, przecięła ostra błyskawica, która w tym wymiarze stanowiło całkowite i jedyne źródło światła. Dostojna postać dzielnie przechadzała się wśród zgliszczy, które pozostały po ataku te zarozumiałe wróżki z Alfei. Na dodatek towarzyszyli im te półgłówki z Czerwonej Fontanny. Wymiar Obsydianu został doszczętnie zniszczony, jednak Devon* był przekonany, że już niedługo, dzięki niemu to się zmieni. Musiał tylko odnaleźć tą dziewczynę. Reszta przyjdzie już praktycznie sama. Od dłuższego czasu chodził tak jakby myślami był zupełnie gdzie indziej. Już niedługo odpłaci im za wszystkie krzywdy, jakie mu wyrządzili. Już niedługo to on stanie u szczytu sławy i to on będzie panem wszystkiego i wszystkich, którzy znajdują się nawet w najmniejszych zakamarkach Magicznego Wymiaru. A ta beznadziejna istota, potocznie nazywaną jego byłą partnerką słono zapłaci za to, co zrobiła. Naiwna i głupia myślała, że nic się nie wyda..jednak nie z nim takie numery. On przejrzał ją w zaledwie kilka chwil, jednak w zemście przeszkodziły mu czarodziejki, które zniszczyły jego dom. Teraz potrzebował tylko esencji tej małej, wtedy, cały wszechświat będzie leżał u jego stóp.
- Wy nędzne kreatury!!- krzyknął z taką siłą, iż powietrze, otaczające ich dookoła zdawało się jakby drżeć, pod wpływem działania intensywnego dźwięku. W jego tęczówkach, można było dostrzec takie same błyskawice jak wszędzie wokół, jednak były one nawet bardziej przerażające niż- z pozoru niegroźne, zwykłe- wyładowania atmosferyczne. Mężczyźni odziani w czarne jak heban peleryny uklęknęli przed swoim mistrzem okazując swoją wyraźną skruchę. Znowu go zawiedli, a przecież obiecali być mu posłuszni. W końcu musieli chociaż częściowo spłacić dług dozgonnej wdzięczności, jaką żywili do czarnoksiężnika, który wybawił ich z koszmaru w jakim tkwili przez długie lata.
- Staraliśmy się, naprawdę, jednak sprawy wymknęły się spod kontroli.- przywódca w czerwonej pelerynie ośmielił się odezwać i nieśmiało stanął na obie nogi.
- Wam zawsze wszystko wymyka się spod kontroli!- zagrzmiał po raz drugi Devon, którego wściekłość napawała strachem każdego, kto znajdował się w pobliżu.
- Mistrzu.- te słowa sprawiły, że mężczyzna rozluźnił się odrobinę.- Pragnę zauważyć, że nasza misja posiada i tak swoje pozytywne..-przerwał na chwilę, kiedy zdał sobie sprawę, że to określenie, choć dość popularne, niezbyt pasuje do klimatu rozmowy.- mroczne strony.- poprawił się z uśmieszkiem na twarzy.
- Niby jakie? - mruknął niezadowolony mistrz patrząc na niego z pogardą.
- Zawsze mamy w posiadaniu tą małą z Androsa, prawda?- zaśmiał się, pokazując lśniące zębiska w szyderczym uśmiechu.
- Mów dalej.- zachęcił go Devon cichym mruknięciem nie chcąc pokazać jak bardzo zależy mu na dokończeniu tej myśli.
- Trucizna zadziałała bez zarzutu.- zaśmiał się krwiożerczo przywódca całej mrocznej świty.- Uwięziła duszę tej małej w Wymiarze Nicości, który sam przecież stworzyłeś, najłaskawszy panie.- zauważył wspaniałomyślnie.- Więc bez problemu możesz sterować teraz jej ciałem jak marionetką. Podejrzewam, że naszej ofierze dziwnie na niej zależy, więc prędzej czy później będziemy mogli zaproponować zamianę. Jestem wprost przekonany, że się zgodzi, a wtedy..
- Przejmiemy jej moc i będziemy rządzić światem!- krzyknął z zadowoleniem Devon, klaszcząc z entuzjazmem w dłonie.
- Dokładnie.- oznajmił przywódca.- Jeżeli mi pozwolisz, mistrzu, wyruszę z całą naszą armią w poszukiwaniu tej dziewczyny. Przeszukamy dokładnie cały Magiczny Wymiar. - sługa ukłonił się nisko z nadzieją na pozwolenie. Devon zmarszczył czoło i zamyślił się. Z jednej strony mógł dać im tą ostatnią szansę i pozwolić im działać bez jego ingerencji, ale w końcu zaliczyli już tyle porażek...czy mógł im jeszcze zaufać? Czy mógł mieć pewność, że w końcu zrealizują to zadanie? Z drugiej strony mógł zacząć szukać jej na własną rękę. Powodzenie całej akcji wzrosło by zapewne o jakiejś dobre 50 %. Ale w sumie po co zawracać sobie głowę brudną robotą, kiedy ma się w posiadaniu potężną armię wojowników? Przynajmniej miał więcej czasu na rozmyślania. O tym na kim się zemści i jak okrutna, a zarazem słodka owa zemsta będzie miała charakter.
- Zgoda.- odpowiedział nagle.- Ale masz dopilnować, żeby nie spadł jej włos z głowy.- rzucił oschle i niezwykle stanowczo.- Muszę ją mieć żywą. Zacznijcie szukać w Chmurnej Wieży. Ktoś o takich korzeniach z pewnością powinien się uczyć właśnie tam.- zaśmiał się szyderczo znikając w ciemnej mgle.


****

Jak zwykle, od trzech dni wpadła na główny plac z nadzieją rozglądając się dookoła. Westchnęła zawiedziona kiedy czekał tam na nią ten sam, niezwykle nudny krajobraz tej samej szaty roślinnej panującej wokół. Dziewczyna ułożyła się na miękkiej trawie a jej słonecznookie tęczówki badały uważnie każdy skrawek czystego nieba. Minęły trzy dni. Dopiero trzy, cholerne dni, a ona już się martwi. A jak im się nie udało? I zostaną tam na zawsze?! Och, co za czarne scenariusze przychodziły jej teraz do głowy. Tak bardzo chciała, żeby już tu wrócili. Wmawiała sobie, że prędzej czy później uda im się wykonać zlecone im zadanie, ale...cóż, niestety mogło być różnie. Ciągłe czekanie i świadomość, że nie może im pomóc w żaden sposób, była nie do zniesienia. Jednocześnie zastanawiała się także nad tym, dlaczego to Riven dostał takie polecenie, "z wyższej półki". Niejednokrotnie była świadkiem tego jak jej ojciec wyznaczał zadania nowym przybyszom. Zazwyczaj były to tory przeszkód, lub pojedynki z mocnymi wojownikami, lecz zadanie w którym trzeba wystawić własne życie na nigdy do końca niewiadomą szalę losu, to była nowość. Może po prostu Xavier również dostrzegł w Rivenie wielki potencjał, tak jak wcześniej zauważyła to Ariel? Może to właśnie dlatego wystawił go na tak ryzykowną i niebezpieczną próbę? Może ma co do niego jakieś poważniejsze plany? Złotowłosa zastanawiała się również dlaczego znalazła go całkiem samego w tym lesie. Czyżby przyjaciele go opuścili? Nie, to chyba nie możliwe..a może jednak? W końcu mało to niespodzianek czyha na nas w życiu? Jego postać była tak tajemnicza i intrygująca zarazem..chciałaby go lepiej poznać i miała nadzieję, że jeżeli wróci, będzie mogła spróbować tego dokonać. A Ryan...niby był tutaj już tyle czasu, a tak naprawdę Ariel nic o nim nie wiedziała. Był tak samo skryty i tajemniczy, ale ponadto ciągle chodził z głową w chmurach przez co odpychał od siebie wielu ludzi.
Rozmyślania dziewczyny przerwał mocny wiatr, który zerwał się zupełnie niespodziewanie. Po tym fakcie dziwna, lecz niezwykle przyjazna, pozytywna energia wypełniła najbliższą okolicę. Ariel poderwała się na nogi, jednak poprzez nieustanne podmuchy wiatru aż trudno było jej złapać równowagę. Po chwili, nie wiadomo skąd i dlaczego do dziewczyny dołączył jej ojciec, oraz kilku nauczycieli z Zakonu. To mogło znaczyć tylko jedno. Wrócili! Zaraz potem otworzył się skromny portal, z którego natychmiast wyszli..a raczej wylecieli, Riven i Ryan, lądując boleśnie na ziemi. Dziewczyna nie posiadała się z radości, z szerokim uśmiechem na twarzy czekała cierpliwie, aż się podniosą. Gdy tak się stało podbiegła jak szalona i rzuciła się w ramiona Rivena. Sama nie wiedziała dlaczego to zrobiła. To było po prostu coś w rodzaju spontanicznego impulsu. Coś, przed czym nie mogła się powstrzymać, choć zdrowy rozsądek nakazywał jej, aby tak właśnie uczyniła. Specjalista nie przygotowany na taki obrót spraw stał jak wryty, nie wiedząc za bardzo co ma zrobić. Przecież odepchnąć jej nie wypada, no ale żeby od razu tak się z nią obściskiwać przed wszystkimi? To też raczej nie przejdzie. Poza tym...nadal gdzieś głęboko w sobie żywił uczucia do tej jednej i jedynej, drobnej osóbki, którą na pewno będzie kochać już do końca życia, więc taka ewentualność w ogóle nie wchodziła w rachubę. Poczuł się niezręcznie widząc natarczywe spojrzenia zebranych, niewiele brakowało, a jego policzki nabrałyby charakterystycznych, brzoskwiniowych barw, co w ogóle było nie w jego stylu. Kątem oka dostrzegł, jak Ryan zaciska mocno szczęki, prawdopodobnie ze złości. Ale o co mogło chodzić? Co on znowu zrobił nie tak? Dlaczego wszyscy ciągle mają do niego jakieś pretensje? Riven westchnął. Nie mógł znaleźć odpowiedzi na żadne z tych pytań. Z powątpiewaniem spojrzał na dziewczynę, w tym momencie tak jakby przyklejoną, do jego klatki piersiowej. Nieśmiało objął ją lekko w pasie, gdyż to rozwiązanie wydawało mu się najbardziej stosowne w zaistniałej sytuacji. Następnie jego oczy napotkały cisnące błyskawice spojrzenie Ryana. Teraz już wszystko było jasne. Był zazdrosny. Zazdrosny o Ariel. Co za niespodzianka, Ryan zakochany? I to na dodatek w Ariel? Ciekawe, czy ona również żywiła do niego jakieś głębsze uczucia. Oby tak, bo jeśli nie to będą mieć problem. Specjalista, nie chcąc drażnić swojego wiernego towarzysza odsunął od siebie Ariel na długość własnych ramion. Dziewczyna spojrzała na niego odrobinę zawiedziona. Uśmiechnęła się jednak i poczochrała jego szpiczastą czuprynę. Chłopak zauważył, że uwielbiała to robić. Zaśmiał się pod nosem i po raz kolejny spojrzał na Ryana, który teraz tak jakby odrobinę się rozluźnił.
- Tak się cieszę, że wróciłe...-zaczęła rozśpiewywać swoim charakterystycznym i niezwykle radosnym sopranem, jednak widząc znaczne spojrzenie bordowowłosego przerwała nagle.- wróciliście.-poprawiła się należycie po chwili, nie obdarzając Ryana, nawet przelotnym spojrzeniem. Riven skrzywił się po kryjomu, jednak zaraz się uśmiechnął. Był naprawdę szczęśliwy, że im się udało. Na początku było ciężko, jednak kiedy on i Ryan nauczyli się ze sobą współpracować szło coraz lepiej.
- Jestem pod wrażeniem.- po raz pierwszy od dłuższego czasu Xavier zabrał głos.- Świetnie sobie poradziliście. Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że od teraz oficjalnie należycie do grona naszych wojowników!- dodał z wielkim entuzjazmem Mistrz i poklepał chłopców ukazując swoje uznanie. Mężczyźni spojrzeli po sobie nie kryjąc swojej radości przybili sobie głośną piątkę.
- Ryanie, gratuluję Ci. Nareszcie udało Ci się zaliczyć ostatnią część testu.- dodał po chwili Xavier uważnie przyglądając się granatowowłosemu.
- Ale co ja właściwie takiego zrobiłem? - zapytał zdezorientowany chłopak kierując swoje zabłąkane spojrzenie na Mistrza.
- Zaufałeś drugiej osobie.- odparł natychmiast z uśmiechem.- Tej bariery nie udało Ci się pokonać, aż do teraz. Jestem z Ciebie dumny, synu. - dodał z przekonaniem w głosie Xavier, dzięki czemu Ryanowi aż tak ciepło się zrobiło na sercu. To prawda. Xavier był dla niego jak ojciec. W końcu jakby nie patrzeć to przy jego boku dorastał i w efekcie wyrósł na porządnego mężczyznę. Nie dało się zaprzeczyć, że Xavier miał duży wpływ na to, kim stał się Ryan. Można by powiedzieć, że Mistrz przygarnął go do siebie i wychował go na własną rękę, co oczywiście wyszło mu na dobre.
- Niedługo odbędzie się uroczysta ceremonia, podczas której złożycie przysięgi, a na razie macie trochę czasu na odpoczynek. - zakomunikował z uśmiechem mężczyzna i wraz z całą świtą, z którą tu przybył wycofał się z powrotem do zamku. Riven westchnął głęboko rozwalając się na miękkiej trawie. Oddychał spokojnie i głęboko. Już zdążył stęsknić się za tym miejscem, chociaż nie było go tutaj zaledwie trzy dni. Ariel zajęła miejsce niedaleko specjalisty i jej wesoły głos, przypominający w pewien sposób śpiew słowika za chwilę rozbrzmiewał między pobliskimi drzewami. Dziewczyna opowiadała co robiła w ciągu tych trzech dni, oraz z wielkim zaciekawieniem pytała o to, co chłopacy napotkali podczas swojej podróży. Riven z ochotą odpowiadał jej na wszystkie pytania, podczas gdy Ryan, niezauważalnie odłączył się od nich znikając pośród drzew. Oparł się o potężny pień jednego z nich i zapatrzył się w niebo rozciągające się na miliony kilometrów. Westchnął ciężko, kiedy uświadomił sobie, że już niedługo czeka go kolejna wyprawa, tym razem odbyta w pojedynkę...

****

Odwróciła i w tym momencie miała dosłownie ochotę krzyczeć z radości. Poderwała się na równe nogi, cała w euforii i rzuciła się w ramiona drobnego człowieka, którego nie widziała już tyle czasu. Przed nią, opierając się na starej lasce stał drobny staruszek, zamieszkujący samotnie peryferia planety Melodii. Hoe- Boe, najlepszy przyjaciel jej tragicznie zmarłej matki. Nie było tajemnicą, iż starszy pan był dla czarodziejki jak własny dziadek. Zawsze wiedziała, że ma w nim wsparcie oraz bezgraniczne zaufanie. Był chyba jedynym powodem, dla którego Musa okazywała jeszcze minimalny entuzjazm w związku z przylotem na swoją rodzinną planetę.
- Jak się masz, skarbie?- zapytał staruszek siadając wraz z dziewczyną na pobliskiej ławce.
- Bywało lepiej..-mruknęła dziewczyna, ponieważ wiedziała, że przed nim nie musiała wcale udawać.- Ale nie narzekam.- dodała próbując wydusić z siebie choćby odrobinę pozytywnego nastawienia.
- Co się stało?- zapytał zaniepokojony Hoe- Boe, uważnie spoglądając na czarodziejkę. Ta, westchnąwszy otarła nieproszoną łzę, która spłynęła jej po policzku.
- Nic takiego..- mruknęła wymijająco.- Mam dużo obowiązków, a na dodatek Ojciec zrobił się strasznie tajemniczy. Zaciągnął mnie tutaj siłą, bo ma mi do przekazania jakąś ważną wiadomość i nie mam pojęcia co to może być.- wyżaliła się i przytuliła się do staruszka, niczym malutka dziewczynka w swojego pełnego miłości i zrozumienia dziadka. Mężczyzna zdziwił się, że ona jeszcze o niczym nie wiedziała. On sam dowiedział się przypadkiem, przebywając swego czasu na królewskim dworze. Wszyscy mieszkańcy planety z wielkim podekscytowaniem czekali na wiadomość, jaką ma im do ogłoszenia król. Jednak ich księżniczka nie podzielała wcale emocji ich targającymi. Nią targały jedynie obawy, których w żaden sposób nie mogła się pozbyć. Staruszek przytulił Musę, chcąc podarować jej swoje wsparcie, którego tak bardzo potrzebowała.
- Cokolwiek się wydarzy, pamiętaj..nie jesteś sama.- powiedział kojącym szeptem całując dziewczynę w czoło, patrząc jednocześnie znacząco na grób Matlin. Spojrzenie dziewczyny powędrowało w tym samym kierunku.
- Tęsknie za nią.- wydusiła przez łzy, które nie wiadomo kiedy zalały jej całą twarz.
- Dopóki o niej pamiętasz, zawsze będzie żyła w Twoim sercu.- usłyszała ten sam szept, który sprawił, że cień lekkiego uśmiechu wkradł się jej na usta.


****


- Cześć dziewczyny!- do pokoju, w którym były zgromadzone przygnębione czarodziejki wpadł Nex, z niezapowiedzianą wizytą.- Wiecie może, gdzie jest Musa?- zapytał takim dziwnym tonem, że czarodziejki spojrzały po sobie wyraźnie zdezorientowane.
- Musy tu nie ma.- odpowiedziała krótko Stella nawet nie patrząc w jego stronę.
- Co? Jak to? A gdzie jest?!- palladium podniósł głos, teoretycznie zupełnie bez powodu. W ogóle ostatnimi czasy zachowywał się jakoś tak dziwnie. Jak widać najwyraźniej odpuścił sobie rywalizację z Roy'em o względy u Layli. Było to dość zastanawiające, że tak łatwo odpuścił, bo znając jego charakter, na pewno nie doszedł do wniosku, że po prostu nie ma szans z blondynem. Musiało chodzić o coś innego. Kto wie, może po prostu odkrył, że to co czuł do księżniczki Androsa to było zwykłe zauroczenie?
- Jest na Melodii.- bąknęła beznamiętnie Flora.
- W takim razie lecę do niej!- krzyknął zdesperowany Nex gotowy do opuszczenia Alfei.
- Czekaj!- zatrzymała go przy drzwiach Tecna krzycząc za nim.- Na Melodii wykryto dziwną barierę, która blokuje przepływ magii i tym samym uniemożliwia teleportację na tą planetę.- wyjaśniła czarodziejka technologii po dokładnym przeanalizowaniu faktów, które zebrała do kupy. Jej niezawodny superskan wykrył ową barierę, jednak nawet cudeńka techniki należące do Tecny nie były w stanie przebić się przez nią, choćby po to, aby Winx mogły skontaktować się z Musą.
- Nic mnie to nie obchodzi.- warknął rozwścieczony chłopak.- Jeżeli nie mogę się tam teleportować pójdę chociażby na piechotę.
- Czemu Tobie aż tak na tym zależy?- rzuciła niby to bezmyślnie, lecz niezwykle trafnie Stella.
- A czemu Ciebie to obchodzi?- odgryzł się złośliwie palladium, zmierzając w stronę wyjścia. Księżniczka Solarii warknęła pod nosem mierząc mężczyznę wrogim spojrzeniem.
- Ponieważ jestem jej przyjaciółką.- odparła twardo blondynka zagradzając mu nagle przejście.- Więc..?
Nex siłą rzeczy zatrzymał się. Z początku w jego głowie zaświtała myśl, żeby po prostu ją odepchnąć i wyjść, jednak szybko zrezygnował z tego, kiedy wyobraził sobie potężną sylwetkę Brandona, zmierzającą w jego kierunku w celu odpłaty za ten czyn.
- Ponieważ obiecałem komuś na nią uważać.- odparł krótko i zwięźle. Stella znowu otwierała usta, by zadać kolejne pytanie Nex, korzystając z jej chwilowej nieuwagi, po prostu sprawnie ominął ją i szybko wybiegł na zewnątrz. Blondynka prychnęła teatralnie i usiadła dumnie na swoim krześle.


****

* Devon- tak, tak..znowu Was załamię i dodam kolejną, wymyślą przeze mnie postać xD. Tym razem jest to główny, czarny charakter wymyślony na potrzebę tego nędznego opowiadania.

A więc tak, oto spóźniona 11-stka. Przepraszam za to opóźnienie, ale swego czasu miałam pewne kłopoty z internetem, co uniemożliwiło mi wcześniejsze napisanie i opublikowanie rozdziału. Mam nadzieję, że mimo wszystko rozdział jest w miarę do przyjęcia.

PS. No i oczywiście, z całego serca życzę wszystkim udanych wakacji, które zaczynają się już jutro! uśmiech.
32772333 http://winx-club-riven-and-musa-my-story.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~LunaFin
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 25-06-2015 19:42
Jest Nabu, jest Layla i jest tajemnicza obietnica Nex'a. Czego chcieć więcej?
Fabuła idzie do przodu i z każdym kolejnym rozdziałem staje się coraz ciekawsza. Podoba mi się postać Devona. Widać, że jest czarnym charakterem z prawdziwego zdarzenia, a nie jakimś nieogarniętym słabeuszem, który zapragnął rządzić światem.
Mam nadzieje, że w następnych częściach Ariel odczepi się od Rivena. Jeśli nie, to oberwie ode mnie patelnią. I to taką z prawdziwego zdarzenia.
Jeśli chodzi o Layle, to już nie mogę się doczekać momentu w którym wyzdrowieje, a Nabu się obudzi. Ta dwójka zawsze była, jest i będzie moją ulubiona parą.
Kończę ten nieskładny komentarz i weny życzę.
Czekam na nexta!


(c) Meredith
Miniaturki / Opowiadanie / Grafika / Mój blog
Oficjalny członek stowarzyszenia "Klub Wrogów Klawiatury"
Edytowane przez Suzanne dnia 01-07-2015 14:38
55268354 http://dziecismoka.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Magical Galyn
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 01-07-2015 10:48
Chapter 12.
Wykończona opadła na niewidzialny grunt. No..o ile można to było nazwać gruntem. Była to jedynie przeźroczysta, zagadkowa powierzchnia, która wzbudzała nieufność i podejrzenia co do swej konstrukcji. W końcu wszystko to, co dla nas niedostrzegalne wywołuje takie odczucia. Jej przyśpieszony i niespokojny oddech wypełniał wszechobecną pustkę i ogłuszającą ciszę, która potrafiła doprowadzić swojego więźnia do szaleństwa. Z nadzieją zadarła głowę i znowu go ujrzała. To sprawiło, że kolejny zastrzyk pozytywnej energii wypełnił każdy milimetr jej organizmu. Zacisnęła zęby i pięści a następnie dumnie wyprostowała się. Stanęła oko w oko z ukochanym. Wyciągnęła w jego kierunku swoją dłoń z zamiarem dotknięcia jego policzka, jednak czarodziej, widząc jej zamiary natychmiastowo się cofnął. Poczuł się podle, kiedy padło na niego pełne rozżalenia i zawodu spojrzenie Layli.
- Nie dotykaj mnie.- ostrzegł ją, lecz zrobił to najdelikatniej jak tylko umiał.- Widzisz czym jestem?- zapytał bardziej retorycznie, kiedy księżniczka otwierała usta, aby zadać oczywiste pytanie: " Dlaczego? ". Dziewczyna przyjrzała mu się uważnie i dopiero teraz spostrzegła, że jej ukochany jest bezcielesnym duchem, a jego sylwetka delikatnie falowała, kiedy zrywał się najmniejszy podmuch wiatru. Przy mocniejszych podrywach nawet czasami znikał, by pojawić się znowu dopiero wtedy, kiedy wszystko się uspokoi.
- To klątwa.- oznajmił beznamiętnym tonem, a nieprzyjemna barwa jego ponurego głosu rozniosła się echem po okolicy. Layla, pomimo wszystko zadrżała, jednak ku miłemu zaskoczeniu czarodzieja nie cofnęła się nawet o milimetr. Tak bardzo chciał jej dotknąć, jednak wiedział, że musi się powstrzymać za wszelką cenę. Jeżeli straci panowanie nad sobą chociażby na chwilę, skrzywdzi Laylę. Odbierze jej prawo przebywania we własnym ciele. Spotka ją wtedy to samo co jego. A do tego nie mógł dopuścić, za żadne skarby. Chociaż siłą rzeczy musiał przyznać, że bycie duchem czasem miało swoje plusy. W razie niespodziewanego ataku nie mógł zostać ranny, gdyż pociski, jak i zaklęcia przenikały przez niego całego jak przez masło.
- Jaka klątwa?- pisnęła Layla, której nogi znów zaczęły drżeć. Nie wiadomo było jednak czy ze zmęczenia, czy ze strachu. Mężczyzna zaklnął w myślach i zamyślił się. Jeżeli powie chociażby słowo wystawi swoją ukochaną na poważne niebezpieczeństwo. Jeśli będzie wiedziała cokolwiek oni zaczną na nią polować. Z drugiej strony, nieświadomość zagrożenia stanowi także źródło niebezpieczeństwa. Krótko mówiąc sytuacja była podbramkowa. Nagle jednak coś go oświeciło. Spojrzał ze strachem na dziewczynę. Jakim cudem znalazła się w tym wymiarze? Czyżby już było za późno? Nie zdążył jednak o nic zapytać, ani udzielić odpowiedzi na cokolwiek. Do jego uszu dobiegł przeraźliwy wrzask połączony z syknięciem. Doskonale znał źródło tego dźwięku. Gdyby mógł napiąłby w tej chwili wszystkie swoje mięśnie. Zauważył, kątem oka, że Layla znowu drgnęła. Tym razem jednak nie było się co dziwić. Musiał działać szybko i coś wymyślić, no ale co? Wiedział jedno: byli w pułapce. Oboje.


****

Po wizycie na cmentarzu, aby przygotować się psychicznie na wizytę w pałacu królewskim postanowiła przejść się po plaży. Gorące ziarenka piasku pomiędzy palcami przyniosły jej jakieś odprężenie. Weszła na swój ulubiony, drewniany pomost i usiadła na jego końcu zamaczając swoje bose stopy w krystalicznie czystej wodzie oceanu. Westchnęła głęboko pozwalając, aby zapach świeżej bryzy wypełnił doszczętnie jej nozdrza, a promienie słoneczne muskały delikatnie jej aksamitną skórę. Spochmurniała nagle, kiedy znowu przypomniała sobie o tajemniczej chorobie Layli. Świadomość, że była zupełnie bezradna dobijała ją potwornie. I co gorsza nie było żadnych wiadomości od Ziemskich Czarodziejek. Na dodatek ta cała wiadomość...o co może chodzić? Z każdą chwilą jej dziwne obawy nasilały się coraz bardziej. Co może być tak ważnego, żeby siłą zabierać ją do królestwa? Jej intuicja jednak podpowiadała jej, że nie może być to nic przyjemnego. No, przynajmniej dla niej. A gdyby tak zbuntować się jeszcze bardziej i uciec? W końcu jakim prawem ktoś jej coś nakazuje? Jest wolnym człowiekiem i nawet król- zważywszy na to, że jest także jej Ojcem.- nie powinien ograniczać jej tej wolności. Nie zastanawiając się zbyt długo nad tym spontanicznym pomysłem poderwała się żywo na równe nogi. Wiedziała, że wyniknie z tego grubsza afera, jednak szczerze nie obchodziło ją to teraz. Musiała pomóc przyjaciółce, to teraz był jej cel. Przymknęła powieki, a myślami krążyła wokół Tir Nan Og. Była pewna, że nikt nie będzie jej tam szukał. Prędzej cała świta wróci do Alfei i dopiero tam narobią zamieszania. Z resztą to nie było teraz ważne. Z całych sił zapragnęła znaleźć się na wyspie. Po chwili poczuła znajome drżenie własnego ciała, które towarzyszyło jej zawsze podczas teleportacji. I kiedy już miała przekroczyć znajomą barierę i pomyślnie przejść cały proces, nagle wszystko wygasło. Musa, zdziwiona otworzyła oczy i ze zdumieniem odkryła, że niestety wciąż znajduje się w tym samym miejscu. Zacisnęła szczęki i ponowiła próbę. Niestety znowu jej starania poszły na marne. No co jest, do cholery? Jeżeli to są jakieś żarty, to naprawdę nie są śmieszne..
Jej intensywne rozmyślania przerwał nagle znajomy hałas motorówki zasuwającej po powierzchni oceanu. Zmarszczyła czoło i praktycznie w tym samym momencie tuż przy brzegu zatrzymała się...zaraz, zaraz...coś zbyt znajoma ta łódź..ale to przecież..Odkrywca Odysei! Na twarz dziewczyny wpłynął lekki uśmiech. Zaczęła biec w jego stronę. Winx! One zawsze wiedzą kiedy się zjawić. Musiała przyznać, że potrzebowała od nich wsparcia, nawet od Stelli. Jednak, gdy zobaczyła kto wysiada ze statku na chwilę jakby osłupiała, a następnie jęknęła żałośnie.
Błagam, powiedzcie, że to tylko nędzny sen..- błagała w myślach jednocześnie szukając drogi szybkiej ewakuacji.

****

Już chyba od godziny leżał zupełnie bezczynnie pośród miękkiej trawy, beztrosko wpatrując się w puszyste obłoki wędrujące spokojnie po błękitnym niebie. Zupełnie niedaleko, a właściwie tuż obok niego leżała Ariel. Była tak blisko, iż jej płaszcz złocistych loków opadał na jego koszulę. Nie mógł zaprzeczyć, że trochę dziwnie się z tym czuł, jednak starał się niczego nie okazywać. Wbrew pozorom nie chciał jej zranić, ale także nie mógł robić jej zbędnych nadziei, bo wtedy zraniłby ją podwójnie. Dlatego postanowił trzymać ją na dystans. Ten wariant najbardziej mu odpowiadał i właśnie jego się trzymał. Nagle przypomniał sobie o czymś. Podniósł się na łokciu i spojrzał na nią. Dziewczyna, przestraszona, iż coś się stało również zerwała się i ustatkowała się w podobnej pozycji co Riven. Ten, widząc jej minę zaśmiał się, a za chwilę oberwał od niej po głowie. Przez chwilę zastanawiał się, czy jej nie oddać, ostatecznie jednak zrezygnował z tego.
- Kim był ten człowiek, który wpadł na nas wtedy kiedy tu szliśmy?- zapytał zupełnie niespodziewanie przyglądając się jej uważnie. Nie uszedł jego uwadze fakt, iż Ariel, usłyszawszy to pytanie zacisnęła szczęki i uciekła gdzieś wzrokiem. Wiedziała kto to był, jednak tak bardzo wolałaby żyć w tej słodkiej nieświadomości w jakiej ma okazję żyć Riven. Tak byłoby o wiele prościej.
- Powiedz mi.- domagał się specjalista przeszywając ją spojrzeniem, żywiąc się jednocześnie nadzieją, że to coś pomoże.
- Nie mogę Ci powiedzieć...-mruknęła zmieszana dziewczyna chowając twarz we włosach.
- Musisz mi powiedzieć.- warknął Riven, dając jednocześnie do zrozumienia, że żarty się skończyły.- Jeżeli jest to ktoś groźny to muszę o tym wiedzieć!- dodał dobitnie i stanowczo, wciąż dociekliwie oczekując na odpowiedź. Widząc jednak, że na nią się raczej nie zanosi wstał i obrażony ruszył przed siebie. Postanowił dowiedzieć się wszystkiego na własną rękę. Słyszał za sobą nawoływania dziewczyny, ale jak można było się domyślić, ignorował je całkowicie. Ariel westchnęła zrezygnowana, wstała na nogi i powolnym krokiem ruszyła w stronę pałacu. Chciała być z nim szczera, jednak jednocześnie musiała trzymać buzię na kłódkę. Im mniej osób wie o tym wszystkim, tym lepiej. Miała tylko nadzieję, że specjalista nie będzie się na nią gniewał zbyt długo.

****

Umięśniona sylwetka odziana w charakterystyczną, czerwoną pelerynę zbliżała się w jej stronę. Wiedziała, że już i tak nie uda jej się zwiać. Z miną skazańca czekała na niego i te jego kolejne, "bezcenne" uwagi.
- Musa!! Tu jesteś!- krzyknął jakby z dziwną ulgą, kryjącą się za główną barierą gniewu w jego głosie.- Ty wiesz jak się o Ciebie martwiłem?!- wypalił po chwili patrząc na nią z pewnego rodzaju obłędem w oczach.- Ile razy mam Ci powtarzać, żebyś dzwoniła do mnie jak chcesz się gdzieś wybrać?! No ile?!- Musa westchnęła. Znowu zaczyna się ten sam, beznadziejny teatrzyk, w którym on gra mamusię, a ona potulną córeczkę. Dziewczyna zacisnęła powieki i wzięła głęboki oddech, aby nie wybuchnąć.
- To moja sprawa kiedy i gdzie idę!- niestety, jej starania poszły na marne. Jej wybuchowy charakter znowu dawał o sobie znać.- Odczep się ode mnie w końcu, Nex! Jestem już dużą dziewczynką i umiem sama o siebie zadbać!
- Chyba nadal nie zdajesz sobie sprawy jakie niebezpieczeństwa mogą czaić się na każdym kroku!- krzyknął cały w furii, łapiąc ją za ramiona. Ściskał je tak mocno, że Musa aż się go przeraziła, chciała się wyrwać, ale nie miała tyle sił.
- Puszczaj!- warknęła szamocząc się z nim na daremno. Widząc strach, jaki ilustrowały jej tęczówki napięte mięśnie chłopaka rozluźniły się natychmiast. Rozluźnił uścisk, jednak nie puścił jej całkowicie, żyjąc w obawie, że zaraz od niego ucieknie.
- O co Ci w ogóle chodzi?! Zachowujesz się jak moja niańka! Od kiedy aż tak bardzo zależy Ci na moim bezpieczeństwie?!- wycedziła czarodziejka przez zęby patrząc na niego wrogim spojrzeniem. Na początku, owszem..Nex i Layla stanowili dla Musy główne wsparcie, jednak z czasem zachowanie chłopaka stawało się coraz bardziej irytujące. Zaczął ją sprawdzać, kontrolować na każdym kroku, a jako, że miała swoją dumę i specyficzny charakter nie mogła tego tolerować. Każdy wiedział, że Musa nie pozwoli sobą nikomu pomiatać i głównie za ten atut wzbudzała szacunek i respekt u innych. Nex westchnął ciężko i po zebraniu się na odwagę, puścił dziewczynę wolno. Ta jednak, nie uciekła, gdyż przewidziała fakt, iż jeżeli by to zrobiła palladium zacząłby ją gonić, a biorąc pod uwagę jego umiejętności fizyczne, ucieczka graniczyła z cudem.
- Powiedz mi, w tej chwili o co tu chodzi, albo zaraz zmiotę Cię całą energią, jaką posiadam.- warknęła wściekła odsuwając się krok do tyłu. Nie chciała posuwać się do szantażu, ale wiedziała także, że innego wyjścia nie było. Chłopak westchnął, przyglądając się jej przez dłuższą chwilę w zupełnej ciszy.
- Po prostu obiecałem komuś, że będę na Ciebie uważał. To wszystko.- burknął beznamiętnie, wzruszając teatralnie ramionami. Musa zmarszczyła brwi.
- Komu obiecałeś?- zapytała surowo czując narastającą frustrację. Nex przeklnął w myślach i pokryjomu zacisnął dłonie w pięści. Teraz nie miał wyjścia. Musiał wszystko powiedzieć.
- Rivenowi..- mruknął uciekając spojrzeniem jak najdalej. Musę, w tej chwili dosłownie zatkało. Zacisnęła szczęki i powolnym krokiem odwróciła się i ruszyła przed siebie. Niewiarygodne..


****

Tymczasem w Alfei zapowiadał się spokojny, letni dzień, czyli dokładnie taki sam jak kilkadziesiąt poprzednich. Faragonda siedziała tradycyjnie w swoim gabinecie pogrążona w wirze intensywnej pracy. Nagle, usłyszała głośne pukanie do drzwi.
- Proszę.- zaświergotała wesoło, w środku będąc jednak zaskoczona nagłą wizytą niezapowiedzianego gościa. Po tych słowach drzwi otworzyły się z trzaskiem. Do środka wpadł zdyszany Saladin wraz z Codatortą. Widząc ich przerażenie, kobieta przestraszona podskoczyła aż na krześle.
- Co się stało?!- krzyknęła podrywając się na równe nogi.
- Chmurna Wieża w potrzasku!- wydusił Codatorta, z trudem łapiąc powietrze do płuc. Niemalże w tym samym momencie uruchomił się alarm. Dyrektorka Alfei, drżącą ręką wcisnęła przycisk a za chwilę ukazała się mapa holograficzna całego Magicznego Wymiaru. Niestety, w miejscu, w którym była ukazana Chmurna Wieża migotała czerwona lampka, a nad nią widniał ogromny napis: "SOS". Dyrektorzy dwóch, pozostałych szkół wymienili ze sobą przerażone spojrzenia i w tej samej chwili podjęli szybką decyzję. Trzeba działać. Natychmiast.


****

Oto kolejny rozdział. Szczerze to miałam wrażenie, że wyjdzie jakiś dłuższy, no ale cóż..mam nadzieję, że jako tako to wygląda. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.

PS. Nie wiem, czy wyrażenie "motorówka" jest właściwe dla Odkrywcy Odysei, więc w razie czego proszę o zwrócenie na to uwagi. uśmiech.
Edytowane przez Magical Galyn dnia 01-07-2015 10:49
32772333 http://winx-club-riven-and-musa-my-story.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Lucky
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 01-07-2015 19:37
Ojojoj... Dawno nie komentowałam... facepalm
Ha! Wiedziałam, że Riven zlecił pilnowanie Musy. A ta mała Roszpunka (czyt. Ariel) niech nie zbliża się do Rivena. Niech się weźmie za Ryana, tak mi go szkoda było, gdy Ariel rzuciła się na szyję Rivenowi.
Kiedy Aleksander, powie Musie o co kaman? Jak jej wyskoczy z jakimiś beznadziejnymi zaręczynami, to nie ręczę za siebie. Coś czuję, że ta cała "bariera" co nikt nie może się teleportować, to jakiś chytry plan Aleksandra, żeby Musa mu nie zwiała. Albo... ten cały zły koleś- Devona, maczał w tym palce. Nie wiem, po prostu poczekam na ciąg dalszy uśmiech
Weny!


http://inna-historia-musy.blogspot.com/
http://samequizy.pl/author/loloka778/
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~LunaFin
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 06-07-2015 11:11
Riven zlecił Nex'owi pilnowanie Musy? No, to sobie chłopak nagrabił. Może i miał dobre intencje, ale wszyscy wiedzą, że nasza kochana Musa nie lubi być kontrolowana.
Mam nadzieje, że ta cała Ariel odczepi się od Rivena. Na początku nawet ją lubiłam, ale teraz mam ochotę walnąć ją patelnią w łeb. A całkiem nieźle się tym narzędziem posługuję.
W tym rozdziale jest dużo Layli i Nabu za co masz u mnie duży plus. Uwielbiam ich. Szczerze liczę , że w najbliższym czasie Nabu wymyśli jakiś sposób aby wydostać ich z tego dziwnego miejsca.
Czekam na nexta i weny życzę!


(c) Meredith
Miniaturki / Opowiadanie / Grafika / Mój blog
Oficjalny członek stowarzyszenia "Klub Wrogów Klawiatury"
55268354 http://dziecismoka.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Magical Galyn
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 18-07-2015 16:49
Chapter 13.

Nic już z tego nie rozumiała. Nie umiała nawet rozróżnić jakie emocje targają teraz jej zagubionym umysłem. A może to wszystko to był po prostu beznadziejny sen, a ona zaraz obudzi się z powrotem w Alfei i będzie musiała po raz kolejny prowadzić zajęcia z pierwszymi i drugimi klasami. Wciąż się łudząc, uszczypnęła się w ramię, w nadziei, że jej teoria okaże się być słuszna. Niestety, stało się tak jak od początku podpowiadał jej zdrowy- i w tej chwili niechciany- rozsądek. To nie był sen. Z ponurą miną schowała ręce do kieszeni i mozolnie szła przed siebie, w takim nastroju, jakby była skazana na ścięcie głowy. Czuła się dziwnie. Fatalnie. Miała wrażenie, że została oszukana przez wszystkich dookoła- choć tak naprawdę zawiodła się na jednej osobie. Ale to właśnie tej osobie najbardziej ufała i najbardziej jej na niej zależało. O co w tym wszystkim chodziło? Czy Riven już od dawna planował swoje odejście? Jak chciał to wszystko rozegrać? Czy wizyta Rumpelstiltskin'a* skłoniła go do przyśpieszenia realizowania swoich zamiarów? I gdyby nie ta cała sytuacja ze chciwym skrzatem to jakby się to wszystko potoczyło? Czy chociażby się z nią pożegnał? Czy po prostu zostawiłby ją bez żadnego wyjaśnienia? Bo w przeciwnym razie kiedy Nex mógłby mu złożyć tą całą obietnicę? I w ogóle po co to wszystko? Czemu niby Rivenowi tak zależy na jej bezpieczeństwie? Zostawił ją, więc chyba nie powinien dłużej interesować się jej losem. Chociaż musiała przyznać, że z drugiej strony było to na swój sposób urocze. Z resztą, to przecież jej sprawa co się z nią stanie i na pewno nie da sobie wchodzić w paradę ochroniarzowi w postaci Nexa. Słyszała za sobą nawoływania i szybkie kroki. Nawet nie musiała się odwracać, doskonale wiedziała do kogo należą. Ona również przyśpieszyła. Ani się obejrzała, a zaczęła biec. Niestety, pomimo początkowej sporej przewagi nad palladiunem, chłopak dogonił ją i zagrodził jej drogę własnym ciałem. Czarodziejka spojrzała na niego wściekła. Ten próbował jej coś wyjaśniać, ale ona nie miała najmniejszej ochoty na to, aby tego słuchać. Ze złością odepchnęła go od siebie najmocniej jak umiała. Zrobiła to z taką siłą, że Nex z krzykiem wpadł do wody. Musa jednak, niezbyt przejęta tym faktem ruszyła dalej przed siebie i już po niecałym kwadransie wparowała do pałacu.

****


Miał bardzo mało czasu, ale musiał działać. Dziwne dźwięki i niepokojące podrywy wiatru przybierały na sile z każdą chwilą. Spojrzał ze strachem na ukochaną i pogrążył się w głębokim i niezwykle intensywnym zamyśleniu. Na szczęście klątwa odebrała mu jedynie prawo do przebywania we własnym ciele, jednak jego moce pozostały nienaruszone. Nie zastanawiając się długo nad tym, z braku czasu, wyczarował coś na kształt fatamorgany, iluzji, która przedstawiała nieprzytomną czarodziejkę nadal więzioną w klatce. Nie było to dzieło idealne, lecz wystarczająco wiarygodne, by- przynajmniej na razie.- zmylić tego strażnika. Wtedy, być może uda im się wydostać, chociaż Nabu miał sceptyczne nastawienie do tego wszystkiego. Siedział tu już tyle czasu i do tej pory nie udało mu się uwolnić. Nawet przy pomocy czarów jego wysiłki spełzły na niczym. Teraz jednak miał dodatkową motywację i być może tym razem, to co wydawało mu się do tej pory niemożliwe będzie w zasięgu jego możliwości. Bo w końcu musiał ocalić Laylę, a jak wiadomo dla niej był w stanie zrobić absolutnie wszystko.
- Schowaj się za tamtym głazem.- rozkazał jej po cichu, starając się zachować spokój. Dziewczyna przytaknęła delikatnie i na drżących kończynach starała się dotrzeć do wskazanego celu. I wtem znów, ten sam ryk, tylko tym razem dwa razy głośniejszy. Layla zadrżała i z trudem utrzymała równowagę. Nabu, gdyby tylko mógł pomógłby jej się tam dostać. Gdyby nie ta cholerna klątwa, którą można się zarazić już przez samo dotknięcie osoby, która została ową klątwą dotknięta. Ale...zaraz, zaraz...no oczywiście! Magia, to było idealne rozwiązanie. Czarodziej skupił całą swoją energię na księżniczce i dzięki temu, dziewczyna za chwilę lewitowała w powietrzu. Jeden, delikatny ruch dłoni mężczyzny wystarczył, aby przenieść ją w bezpieczne miejsce. Layla, opadła delikatnie na ziemię i skuliła się w kłębek, cała chowając się za olbrzymią skałą. Spojrzała ze strachem na Nabu, jednak widząc jego uspokajający uśmiech odetchnęła z ulgą. Chwilę później, czarodziej zupełnie niespodziewanie zniknął, a Layla przeraziła się, że znowu została sama. Rozpaczliwie zaczęła rozglądać się we wszystkich kierunkach.
- Spokojnie, Laylo..-usłyszała po chwili kojący głos, który zdołał ukoić nieco jej skołatane nerwy.- Jestem tutaj. To tylko kamuflaż. Nie bój się, jesteś bezpieczna.
Strażnik czujnie przyglądał się okolicy i zatrzymał wzrok na nieprzytomnej czarodziejce. Z chytrym syknięciem wzmocnił moc klatki, do tego stopnia, iż teraz tętniła ona żywym ogniem. Buchający od niej żar sprawił, że Layli na moment aż zakręciło się w głowie. Kiedy wydawało się, że już po wszystkim, dziewczyna odetchnęła, a jej cichutki głosik rozniósł się echem po okolicy. Czarodziejka poczuła olbrzymią ulgę..niestety, za wcześnie...


****

Widząc gwar i zamieszanie jaki panował w zamku, na moment zbladła potwornie. Skrzywiła się i natychmiastowo miała ochotę ewakuować się stamtąd. Służba krzątała się po głównej komnacie w zawrotnym tempie dekorując ją niezwykle starannie i dokładnie. Z zamkowej kuchni dobiegały zapachy wykwintnych potraw, a gdzieś z góry dopływały do jej uszu dźwięki orkiestry królewskiej. Czarodziejka zmarszczyła brwi a jej obawy jeszcze bardziej przybrały na sile. Orkiestra grała tylko na najważniejszych uroczystościach na planecie. A w najbliższych dniach nie wypadała akurat żadna ważna rocznica, ani nic w tym stylu. No, oprócz kolejnej rocznicy tego okropnego wydarzenia, które przewróciło jej życie do góry nogami, jednak z całą pewnością, obecność orkiestry była całkowicie zbędna, w końcu nigdy wcześniej nie pojawiała się w tym dniu. Znowu poczuła dziwną frustrację, kiedy widziała mieszkańców zamku odzianych w te eleganckie stroje, rodem ze średniowiecza. Od zawsze czuła się tutaj wyobcowana. Potrafiła paradować w pałacu na boso, w zwykłym dresie, podczas, gdy inni nosili najbardziej szykowne ubrania, jakie można było sobie tylko wyobrazić. U szczytu schodów ujrzała Galateę, ubraną w szykowną, czerwoną suknię sięgającą do samej ziemi. Kryształowe buty, wystukiwały rytmiczne dźwięki, z każdym krokiem dziewczyny. Krokiem modelki zaprezentowała noszoną przez siebie kreację, a tłum zgromadzony w komnacie zaczął jej wiwatować.
- Ta sukienka będzie idealna na tą okazję!- jedna ze służebnic wyraziła swój zachwyt, a Galatea z uśmiechem jej przytaknęła. Musa prychnęła pod nosem i chcąc pozostać niezauważona bezszelestnie rzuciła się w kierunku schodów. Najwyraźniej jej się to udało, bo nikt nie zwrócił na nią zbytniej uwagi. Szybkim krokiem skierowała się w stronę swojej komnaty, która- według niej- była jedynym pomieszczeniem w całym pałacu, w którym można było wytrzymać. Wchodząc do środka jej wzrok spotkał się z rozżalonym spojrzeniem Galatei. Najwyraźniej jednak niestety ktoś zwrócił na nią uwagę. Starając się jednak tym nie przejmować weszła do swojego pokoju zatrzaskując siostrze drzwi przed nosem. Jasnowłosa westchnęła jedynie i ruszyła w stronę komnaty króla, aby powiadomić go o powrocie Musy.

****

Dostojna i szanowana dyrektorka szkoły czarownic siedziała w swoim gabinecie i wypełniła jakieś niezwykle ważne dokumenty dotyczące egzaminów swoich uczennic. Była tym tak zajęta, iż nawet nie zauważyła zamieszania, jakie rozpętało się na dziedzińcu. Przerażone uczennice, nawet te z największym doświadczeniem nie zdołały obronić szkoły przed najeźdźcami. W szkole znajdowały się jedynie najsilniejsze z nich, które..nie oszukujmy się- nie przejmowały się w ogóle losem swojej szkoły. A były to one, słynne czarownice o niespotykanej sile, odwadze i...wygórowanej ambicji, tak wielkiej, że przerażała ona nawet najpotężniejszych Czarodziejów Magicznego Wymiaru. Mowa tu oczywiście o siostrach Trix, które zostały uwolnione z Legendarium przez samą Gryffin, w tajemnicy przed wszystkimi. Dlaczego posunęła się do czegoś takiego? Nikt oprócz niej nie znał odpowiedzi na to pytanie. Często zastanawiała się nad tym, czy aby na pewno dobrze zrobiła wyciągając je stamtąd. Co nią wtedy kierowało? Zazdrość. Najzwyczajniej w świecie zazdrościła Faragondzie tego, iż miała u swego boku tak silną grupę czarodziejek jakimi okazały się Winx. Na dodatek były jej posłuszne i oddane. Duma czarownicy cierpiała na tym przez długi czas, dlatego postanowiła uwolnić swoje byłe uczennice. Oczywiście tamte musiały przysiąc, że będą jej dozgonnie posłuszne, jednak jakby nie patrzeć to Gryffin była bardziej doświadczona i miała wiele do czynienia z wiedźmami. Jakby nie patrzeć, przecież sama nią była. Wiedziała, że na pewno nie wypełnią swojej obietnicy od razu i trzeba będzie sporo nad nimi popracować, jednak uznała, że warto zaryzykować. Mogła na tym wiele zyskać, ale też dużo stracić. Ale, w sumie co zaszkodzi spróbować..

Gryffin, nieświadoma niebezpieczeństwa wciąż była pogrążona w wirze intensywnej pracy. Nagle, drzwi do jej gabinetu dosłownie wyleciały z hukiem i nie wiadomo skąd i jakim cudem całe pomieszczenie, w którym przebywała w jednej chwili stanął w płomieniach. Dzięki swojemu refleksowi czarownica wzbiła się w powietrze. W samą porę, bo gdyby zwlekała z tym choćby minutę dłużej, byłaby teraz trawiona przez wszechobecny ogień. Dyrektorka zasłoniła sobie dłonią usta, chcąc zdusić w sobie odruch kaszlu, który wywoływał unoszący się w powietrzu dym. Jednocześnie wyostrzyła maksymalnie zmysł wzroku, chcąc dostrzec sprawców całego zamieszania. W miejscu, w którym jeszcze niedawno znajdowały się olbrzymie wrota prowadzące do jej gabinetu ujrzała kilkadziesiąt tajemniczych postaci. Nie była w stanie ich zliczyć. Była to prawdziwa armia. Armia mrocznych rycerzy, którzy pomimo tego, iż nieznani wzbudzali lęk i strach u wszystkich, których napotkali. Jeden z nich, ubrany w czerwono krwistą zbroję wysunął się na przód. Spojrzał na czarownicę z pogardą i uśmiechnął się złośliwie. Gryffin, widząc jego ironiczną postawę, w pierwszej chwili chciała go zaatakować, powstrzymała się jednak, kiedy zdała sobie sprawę że i tak nie ma szans z tak liczną armią. Czerwono krwisty rycerz, widząc jej poczynania wybuchnął gromkim śmiechem i z upokarzającą litością powstrzymał swoich kompanów od ataku. Ci, zdziwieni obrotem sprawy zgodnie z rozkazem swojego przywódcy zaprzestali swoich zamiarów i jak na rozkaz opuścili miecze w tym samym momencie, wciąż z nieufnością spoglądając na czarownicę. Doskonale wiedzieli, że nie można ufać wiedźmie na naczelnym stanowisku. Dyrektorka Chmurnej Wieży, nie mogła pozwolić sobie na takie traktowanie. Wyczarowała największą kulę mrocznej energii, jaką tylko umiała i ze złością cisnęła ją w kierunku przywódcy wroga. Ten, roześmiał się raz jeszcze, pochwycił nieudolną kulę we własne ręce i bez zbędnego wysiłku po prostu zgniótł ją w swojej dłoni.
- Starzejesz się, droga Gryffin. Dawniej walka z Tobą sprawiała o wiele więcej frajdy.- rzucił złośliwie patrząc prosto w oczy rozwścieczonej do granic możliwości czarownicy. Czerpał dziwną satysfakcję z tego, iż doprowadził ją do ostateczności i z wielką pewnością siebie czekał na kolejny cios od kobiety. Chciał poniżyć ją jeszcze bardziej. Chciał, aby błagała go o litość. Wiedział jednak, że Gryffin nigdy nie zniży się do czegoś takiego. Prędzej umrze w najcięższych męczarniach niż wykaże jakąkolwiek oznakę dobrowolnego poddania się.
- Czego chcecie?!- warknęła głośno przygotowując się do kolejnego ataku.- Wynoście się stąd, natychmiast!
- Po co ten pośpiech?- zaśmiał się ponownie dowódca całej świty.- Nie zaprosisz nas na herbatkę i ciasteczka?- rzucił niewinnym żartem i natychmiast oberwał od Gryffin potężnym strumieniem mocy. Ponieważ zrobiła to zupełnie z zaskoczenia, mężczyzna nie zdążył wykonać uniku i w efekcie przeleciał kilka metrów w powietrzu, wpadając na zwęgloną doszczętnie ścianę, która, pod wpływem jego ciężaru i uszczerbku w swojej konstrukcji po konfrontacji z płomieniami, rozpadła się w drobny mak. Warknął zdenerwowany, podniósł się dumnie z ziemi i otrzepał. Następnie skinął jedynie głową, w stronę swoich żołnierzy. Ci, natychmiast ruszyli na samotną Gryffin i rozpoczęli walkę, której wynik był praktycznie pewny. Każdy mógł się domyślić, że czarownica, nawet tak potężna jak Gryffin, w pojedynkę nie miała szans przeciwko potężnej Armii Mroku. Z całych sił próbowała odeprzeć atak nieprzyjaciela, próbowała przywołać do siebie swoje uczennice, jednak nikt się nie zjawił. Znaczna ich część leżała nieprzytomna na dziedzińcu, gdzie poległy jeszcze przed swoją dyrektorką. W końcu bezsilnie upadła na ziemię. Jeden z rycerzy pochylił się nad nią, gotowy zadać ostateczny cios.
- NIE!- ryknął czerwono krwisty.- Jeżeli ją teraz zabijesz, nie dowiemy się gdzie ona jest!
- O czym..ty...mówisz?- wydusiła z trudem czarownica, podnosząc się lekko na jednym łokciu.
- Widzisz, moja droga..-zaczął z tą samą ironią.- Przysłał mnie tu ktoś, kogo z pewnością bardzo miło wspominasz.- zaśmiał się z pogardą.- Devon, mówi Ci to coś?
Te słowa sprawiły, że Gryffin dosłownie oniemiała. Ale jak to możliwe, że on powrócił? Jej chory psychicznie brat? Ten, który idiotycznie ubzdurał sobie, że będzie rządzić całym światem? Przecież został pokonany! Uwięziony gdzieś w podziemiach Obsydianu! Jakim cudem zdołał się odrodzić?! I to po tylu latach?!
- Ale..jak..-wydusiła zszokowana dyrektorka.
- To nie jest teraz ważne!- przerwał jej brutalnie przywódca.- Mów, gdzie ona jest!- grzmotnął z taką siłą, iż jego słowa były kilkakrotnie powtarzane, niczym echo, gdzieś w zakamarkach umysłu Gryffin. Początkowo czarownica nie wiedziała nawet o kogo chodzi, jednak po chwili wszystko do niej dotarło. Z przerażenia, aż zawirowało jej przed oczami. Nie mogła przecież wydać tej biednej dziewczyny. Musiała ją chronić. Nawet za cenę własnego życia.
- Mów!- fuknął ponownie i w tym samym momencie chwycił ją bardzo mocno za ramiona i uwięził je w swoim żelaznym uścisku. Kobieta, zacisnęła szczęki i uparcie milczała. A gdyby tak..spróbować ich oszukać?- Tutaj jej nie ma!- wypaliła po chwili.- Jest w zupełnie innym wymiarze!
- Kłamiesz!- krzyknął z taką siłą iż okna znajdujące się dookoła, pod wpływem jego donośnego głosu pękły i rozpadły się w drobny mak. Bezlitośnie rzucił ją o pobliską i jedyną ścianę, jaka pozostała. Kobieta z jękiem uderzyła w nią i osunąwszy się w dół, bezsilnie spoczęła na rozpadającej się podłodze zewsząd otoczona płomienną barierą. Intensywność i żar, jaki buchał z ognia jeszcze bardziej wysysał z niej ostatnie pokłady sił.
- Zabrać ją!- rozkazał wściekle i z nienawiścią w oczach spoglądał na nią, kiedy jego kompani podnosili ją i ruszyli w stronę stworzonego przez siebie portalu.
- A wy..-zwrócił się do drugiej części swojej armii.- Przeszukać mi w tej chwili cały zamek! Jeżeli znajdziecie tu kogokolwiek żywego, zabijcie go! A jeżeli traficie na nią..-dodał z chytrym uśmieszkiem.- Wiecie co macie robić.- dodał i dumnym krokiem przeszedł przez portal. Rycerze, niosący Gryffin podążyli za nim, a reszta, rozbiegła się we wszystkich kierunkach, kontynuując poszukiwania.

****

Musa westchnęła rozwalając się na swoim łóżku. Ten pokój praktycznie niczym nie różnił się od tego w Alfei i w sumie to najbardziej podobało się jego właścicielce. Wciąż zastanawiała się nad obietnicą, jaką Nex złożył..Rivenowi. Wspomnienia z nim związane były tak piękne, a zarazem tak bolesne. Teraz jego imię z trudem przechodziło nawet przez jej myśli. Czy jednak mu na niej zależało? A może chciał mieć po prostu czyste sumienie i najcięższą robotę zrzucił na kogoś innego? Jej intensywne rozważania na ten temat przerwał hałas dochodzący do pokoju poprzez otwarte okno. Dziewczyna zmarszczyła czoło i leniwie podniosła się z łóżka. Podeszła do okna i wyjrzała przez nie. Nex, przemoczony do suchej nitki właśnie kłócił się z zamkowymi strażnikami. Musa, widząc to wszystko, nie wiedząc czemu zaśmiała się pod nosem.
- Przynajmniej raz w życiu na coś się przydali.- mruknęła z politowaniem spoglądając na strażników. Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Westchnęła i poszła otworzyć. Od razu tego pożałowała. Do środka wparowały służebnice, a z ich trejkotu, czarodziejka zrozumiała jedynie tyle, że "Czas na przymiarkę sukni". Mówiły jeszcze, że jutrzejszy dzień będzie niezwykły i księżniczka musi wyglądać wspaniale. Musa nawet nie zdążyła wyrazić swojego protestu, bo kobiety siłą wywlekły ją z komnaty i zaczęły prowadzić w nieznanym czarodziejce kierunku. Oczywiście próbowała się wyrwać, krzyczała, ale to nic nie pomagało. Nie było tajemnicą, że nie cierpiała tych wszystkich królewskich obyczajów, traktowała je jak tortury. Jednak najbardziej, ze wszystkich możliwych idiotyzmów wyprawianych w pałacu nienawidziła właśnie przymiarki licznych sukni. Rzuciła tylko mordercze spojrzenie w kierunku Galatei, która z pobłażaniem oglądała całe przedstawienie uśmiechając się pod nosem. Niedługo potem z miną skazańca musiała przeżywać serię tortur.


****

Riven już od godziny krzątał się po okolicy w poszukiwaniu swojego przyjaciela. Chciał dowiedzieć się, czy wie coś na temat tajemniczego przybysza, na którego natknął się przypadkiem, w trakcie podróży do Zakonu. Nie znalazł go nawet w lesie, a było wiadome, że uwielbiał tam przebywać. Kiedy już miał zrezygnować z dalszych poszukiwań, szczęście uśmiechnęło się do niego. Przez okno jednego z domków zdołał dostrzec sylwetkę Ryana w szybkim tempie poruszającą się w tą i z powrotem. Bez zastanowienia wszedł do budynku, nie pukając nawet do drzwi. Zamurowało go, kiedy zobaczył jak Ryan pakuje swoje rzeczy do obszernej walizki. Głos na chwilę ugrzązł w jego gardle, a oczy rozszerzyły się o kilka milimetrów.
- Co ty robisz?- wydusił z siebie po dłuższej chwili, patrząc na przyjaciela z niedowierzaniem. Ryan, nie spodziewawszy się żadnego gościa podskoczył przestraszony i widząc Rivena uśmiechnął się delikatnie.
- Zaraz po ceremonii muszę na chwilę wyjechać.- mruknął bez żadnego entuzjazmu powracając do poprzedniej czynności.
- Co? Ale jak to? Gdzie? Po co?
- Niedługo moja planeta obchodzi ważne wydarzenie. Sądzę, że powinienem się tam zjawić.- wyjaśnił krótko Ryan, zapinając w końcu walizkę. Riven, chciał zapytać o coś jeszcze, jednak Ryan, nie zważając na jego zamiary, wyleciał na zewnątrz jak z procy. Zdezorientowany Riven ruszył za nim.

****


Witam, w końcu się spięłam i zdołałam napisać ten rozdział. Nie wiem dlaczego, ale nad nim chyba najbardziej się męczyłam, dlatego mam szczerą nadzieję, że przypadnie on Wam do gustu. Oczywiście bardzo serdecznie dziękuję za wszelkie komentarze, które tak bardzo motywują i pomagają uśmiech. Oczywiście za wszelkie błędy zawarte w tym rozdziale bardzo przepraszam, jestem ostatnio trochę roztargniona.
PS. I mam do Was małą prośbę. Czy macie pomysł na jakieś fajne imię, które mogłabym wyznaczyć dla Przywódcy Armii Mrocznej? Wielokrotnie już nad tym myślałam i szczerze mówiąc nic nie wpadło mi do głowy. Dlatego liczę na Waszą pomoc w tej kwestii. Z góry dziękuję i pozdrawiam uśmiech. Do nexta.



Chapter 14.
Nagle wyparowała jak bomba z pomieszczenia, w którym spędziła ponad 3 godziny. Na początku znosiła to wszystko dzielnie, z przyklejonym uśmiechem na twarzy, jednak z biegiem czasu jej cierpliwość ulatywała z niej jak powietrze z pękniętego balonika. Była zmuszona przymierzyć aż 20 sukni, z czego w każdej paradowała przynajmniej piętnaście minut, co doprowadzało ją do szału. W końcu nerwy jej puściły i wybiegła stamtąd chcąc uniknąć rozlewu krwi. Poprzez długi materiał, prawie wywaliła się na schodach, ostatecznie jednak udało jej się uratować przed bolesnym upadkiem. Po drodze natknęła się na Alexandra, jednak skutecznie udawała, że go nie widzi. Przebiegła obok niego jak strzała i w końcu zaszyła się w swojej komnacie. Z ulgą zatrzasnęła za sobą drzwi i oparła się o nie plecami ciężko wzdychając. Następnie rzuciła się w kierunku swojej skromnej szafy i otworzyła ją, z rozpędu o mało co nie wyrywając drewnianych drzwi z zawiasów. W tempie ekspresowym wygrzebała swój ulubiony dres i zwykłe trampki. Podeszła do lustra i z widocznym niesmakiem przejrzała się w nim. Następnie nie myśląc zbyt logicznie zrzuciła z siebie sukienkę jednym, zwinnym ruchem i jeszcze raz spojrzała w lustro. Teraz jej spojrzenie powędrowało na prawy bok, na którym widniała już trochę niewyraźna blizna. Czarodziejka dobrze pamiętała pochodzenie tej rany. Przejechała delikatnie palcem po ledwo widocznej linii a wspomnienia znowu stanęły jej przed oczami.

Obsydian. Miejsce pełne strachu i nienawiści. Mandragora, z drugiej strony portal, prowadzący do wnętrza przerażającej krainy. Armia krwiożerczych robali, która otoczyła ich ze wszystkich stron dostała rozkaz, aby dosłownie roznieść swoich wrogów w pył. Specjaliści byli gotowi bronić swoich dziewczyn za wszelką cenę. Pośród nich brakowało tylko tego jednego, porywczego i zaciętego buntownika. Rivena, który zniknął nie wiadomo gdzie. Wszyscy byli zdumieni jego nieobecnością. To było w ogóle nie w jego stylu, aby uciekać z pola bitwy. Przecież wszyscy wiedzieli, że chłopak w życiu nie odpuściłby okazji do popisu swoimi fizycznymi zdolnościami. Najbardziej zmartwiło to oczywiście Musę, jednak z niechęcią ruszyła za przyjaciółkami w kierunku portalu. Wiedziała, że nie było czasu do stracenia. A Riven na pewno się odnajdzie. Przecież jest silny, poradzi sobie. Wszystkie po kolei zaczęły powoli przechodzić na drugą stronę, były przerażone, ale nie mogły się wycofać. Musa zacisnęła szczęki, kiedy nadeszła kolej na nią. Niepewnie wyciągnęła rękę przed siebie. Za nią stała jedynie Bloom.
- Riven, klucz!!!!- krzyknęła nagle wiedźma, a czarodziejka muzyki na moment osłupiała. Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła jak jej ukochany z nieodgadnionym obłędem w oczach rzucił się w stronę skały, w której był umieszczony wspomniany przedmiot. Specjalista był za daleko od niej, aby mogła usłyszeć co mówił. Widziała tylko, że Sky wkroczył do akcji. Rzucił się na kolegę, który po chwili leżał już na ziemi. Niestety, było za późno. Złoty klucz był już w jego rękach. Portal zaczął się zamykać zanim Bloom przeszła przez niego całkowicie. Oczywiście Sky chciał pośpieszyć na ratunek księżniczce Domino, jednak bordowowłosy nie zamierzał mu na to pozwolić. Nie trzeba było długo czekać aż pomiędzy nimi rozpętała się bitwa, niestety tym razem z pewnością nie były to jedynie koleżeńskie potyczki, tylko walka na śmierć i życie. Musa nie mogła uwierzyć w to co widzi. Widziała, że Riven nie jest sobą. Coś go opętało. Tylko co? Nie miała czasu, aby się nad tym zastanawiać. Buntownik szykował się, aby zadać ostateczny cios. Nie mogła na to pozwolić. Zdając się na własną intuicję i licząc na szczęście rzuciła się w kierunku walczących i w ostatniej chwili skoczyła pomiędzy nich, przyjmując cios Rivena na siebie. Z jękiem opadła bezsilnie na twardy i lodowaty grunt, nie mając siły się ruszyć. Zabolało i to potwornie. Do tego wszechobecna, negatywna energia panująca wokół dawała jej się silnie we znaki, pozbawiając ją skutecznie ostatnich pokładów sił. Jednak jej poświęcenie na coś się zdało. Przynajmniej odgłos ocierających się o siebie ostrzy ucichł na dobre, co świadczyło o tym, że zaprzestali dalszej walki. Niestety, chwilę później Sky jak i pozostali specjaliści, poza Rivenem, zostali uwięzieni w dziwnych, spleśniałych kulach. Niedługo potem, wykończona straciła przytomność.


Jednak na wspomnienie tego, co stało się później, wtedy kiedy się ocknęła sprawiło, że niewinny uśmiech wkradł się na jej usta. Riven nie tylko zdołał uwolnić się od złego zaklęcia, ale także dobitnie wyraził swoje uczucia co do niej. Przeżyli chyba najlepszy pocałunek w ich życiu. Pomimo niezbyt sprzyjających warunków, był on magiczny i czuli to oboje. Wiedzieli, że ich miłość była silna. Tak bardzo, że nic nie było jej w stanie przerwać. W takim razie co się z nią stało? Gdzie popełnili błąd? Dlaczego sprawy musiały zajść aż tak daleko?
Musa westchnęła siadając na swoim łóżku. Podciągnęła kolana pod brodę i zapatrzyła się w ciemną noc za oknem. Znowu fala wątpliwości zalała cały jej umysł. Nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. W momencie, w którym Riven odchodził, była pewna, że ich rozstanie było słuszną decyzją. Z biegiem czasu jej pogląd na całą sprawę zmienił się o 360 stopni. Teraz pragnęła jedynie jego szybkiego powrotu. Postanowiła, że wtedy będzie walczyć o ich związek. To przecież nierealne, aby zakończyć coś co trwało tyle czasu. Dopiero teraz zdołała dostrzec i docenić to co dla niej robił. Owszem, czasem nie traktował jej właściwie i często się ze sobą kłócili, ale w gruncie rzeczy nie mogła zaprzeczyć, że była z nim szczęśliwa. Teraz, oprócz wątpliwości, poczuła także wyrzuty sumienia. Zdała sobie sprawę, że ona również nie była czasem wobec niego fair. Pamiętała, jak lekceważyła jego starania podczas pobytu na Ziemi. On się starał, a ona za każdym razem wyskakiwała do niego z awanturą. Nie myśląc do końca logicznie sięgnęła po swoją komórkę. Przejechała palcem po gładkim ekranie, w którego centrum znajdował się jej ukochany. Widząc błyszczące, wiśniowe tęczówki i usta wykrzywione w lekkim uśmiechu, jej oczy delikatnie się zaszkliły, a coś w środku, po lewej stronie potwornie ją zakuło. Obudziła się w niej silna tęsknota, która przez długi była uśpiona gdzieś głęboko w jej wnętrzu. Nie wiedząc dlaczego, pod wpływem impulsu wybrała numer do chłopaka i z wahaniem nacisnęła zieloną słuchawkę. Niestety, jak można było się domyśleć odezwała się poczta głosowa. Wściekła czarodziejka rzuciła telefonem o ścianę nie przejmując się zbytnio jego dalszym losem. Poprzez zdenerwowanie nie zwróciła uwagi na to, że automatyczna sekretarka odezwała się praktycznie od razu. Nie było nawet sygnału. Wykończona opadła na łóżko, jednak nie mogła liczyć na spokój dzisiejszego wieczoru. Zerwała się jak poparzona, kiedy usłyszała głośne pukanie w okno, które o dziwo było teraz zamknięte. Powoli podeszła do niego i otworzyła je. Wyjrzała na zewnątrz i widząc Nex'a wspinającego się do góry po pniu pobliskiego drzewa zgłupiała totalnie. Popatrzyła na niego jak na wariata i sama nie wiedziała co ma zrobić. Ten, w zakłopotaniu wyszczerzył jedynie zęby w szerokim uśmiechu i lekkim skinieniem głową kazał jej się odsunąć. Dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem, jednak spełniła jego prośbę. Nie minęła nawet minuta, a chłopak zwinnie wskoczył do środka i zamknął okno. Odwrócił się w stronę dziewczyny i uśmiechnął się.
- Niespodzianka!- wykrzyknął radośnie, rozkładając ramiona, gotowy do uścisku. Musa spojrzała na niego spode łba, więc się opanował.
- No już, nie gniewaj się na mnie..-powiedział smętnie, podchodząc do niej bliżej z miną zbitego szczeniaczka. Dziewczyna jednak pozostała niewzruszona. Patrzyła na niego, a jej twarz była jakby zakryta przez pokerową maskę. Zmieszała się, kiedy zauważyła, że chłopak uważnie jej się przygląda.
- Wow..- wydusił z siebie uśmiechając się przy tym jednoznacznie. Musa spojrzała na siebie i dopiero teraz zdała sobie sprawę, że stoi przy nim w samej bieliźnie. Przez ten fakt spłonęła rumieńcem i błyskawicznie zanurkowała pod kołdrę zakrywając się nią całkowicie. Palladium, widząc poczynania dziewczyny zaczął się śmiać. Czarodziejka, w odpowiedzi spiorunowała go spojrzeniem i rzuciła w niego poduszką. Rozbawiony chłopak zrobił jednak unik i po chwili rozwalił się na łóżku obok Musy.
- Nie pozwalasz sobie na zbyt wiele?- warknęła w jego kierunku i wciąż owinięta pościelą wstała i chwyciła ubranie, które wcześniej wygrzebała z szafy.
- Nie patrz tak na mnie. Nieźle się napociłem, żeby się tutaj dostać.- zaczął marudzić mając jednocześnie lekką zadyszkę.- Strażnicy nie chcieli mnie wpuścić, więc musiałem znaleźć inny sposób, by tu wejść.
- Nie pamiętam, żebym Cię zapraszała.- odpowiedziała mu z sarkastycznym uśmieszkiem.- A teraz zamknij oczy bo chcę się ubrać.- odparła patrząc na niego znacząco.
- Wyluzuj, Musa..-odpowiedział z uśmiechem.- Nie musisz się mnie wstydzić.
- Nie musiałam także wcale Cię tu wpuszczać, więc zrób mi przysługę, stul dziób i zamknij te oczy.- rzuciła ostro, więc Nex, dla świętego spokoju spełnił jej żądania. Dziewczyna korzystając z okazji odrzuciła pościel na bok i w tempie błyskawicy ubrała się i bez słowa usiadła na łóżku.
- Po co tu przyszedłeś?- rzuciła beznamiętne pytanie w stronę chłopaka. Pomimo tego, że jej złość już znacząco opadła chciała jeszcze go trochę przycisnąć, aby uzyskać odpowiedzi na dręczące ją pytania. W odpowiedzi usłyszała ciężkie westchnięcie.
- Mówiłem Ci już. Obiecałem.- oznajmił krótko, lecz niezwykle spokojnie.
Zapadła niezręczna cisza, która zostawała przerywana jedynie poprzez regularne tykanie naściennego zegara.
- Dalej się na mnie złościsz?- zapytał w końcu z dziwną i nienaturalną u niego nieśmiałością.
- A jak myślisz?- padła chamska odpowiedź, na którą naczekał się chyba z dziesięć minut. Mężczyzna ponownie westchnął.
- A co mam zrobić, żebyś przestała się boczyć?
- MÓWIĆ MI PRAWDĘ!- wybuchła niespodziewanie mierząc swojego towarzysza wrogim spojrzeniem.- Oszukałeś mnie, Nex...- dodała po chwili najwyraźniej rozgoryczona całą sytuacją.
- To nie jest tak jak myślisz...- zaczął się od razu tłumaczyć łapiąc ją niespodziewanie za ręce. Spojrzała na niego zdezorientowana, ale ostatecznie pozwoliła, aby ciepło jego dłoni przepływało do jej własnych poprzez żelazny uścisk w jakim się znajdowały.
- W takim razie dobrze...wytłumacz mi.- oznajmiła niezwykle opanowanym tonem biorąc głęboki wdech. Chłopak spojrzał na nią z wdzięcznością i uśmiechnął się. Nie dało się zaprzeczyć, że wbrew wszystkiemu pragnął mieć z nią jak najlepsze relacje i nie chciał się z nią kłócić.
- Tylko proszę, nie przerywaj mi.- ostrzegł ją przed tym, zanim zaczął opowiadać. Dziewczyna spojrzała na niego krzywo, dobrze wiedziała, że taki początek nie wróży niczego dobrego. Siłą rzeczy, nie miała wyjścia, musiała się zgodzić jeżeli chciała dowiedzieć się czegokolwiek. Delikatnie skinęła głową i wypuściła głośno powietrze z płuc. Palladium jeszcze przez chwilę zwlekał ze swoimi wyjaśnieniami, próbując jak najlepiej dobrać słowa. Nie chciał jej znowu zdenerwować, jednak niestety, zważając na jej charakter było to raczej nieuniknione.

****

- Gdzie są pozostali?!- Devon uniósł głos, kiedy z portalu wyszła jedynie połowa z jego licznej armii. Wbrew pozorom zależało mu na tym, aby zawsze była ona w komplecie. Wiedział, że tylko z pełną świtą miał szansę podbić Magiczny Wymiar, dlatego nie mógł pozwolić sobie na żadne ubytki.
- Spokojnie, panie.- zabrał głos William*, z chytrym uśmieszkiem na twarzy wysuwając się na przód.- Reszta kontynuuje poszukiwania.- słysząc te słowa, Devon wciąż z kamienną twarzą skinął jedynie głową, choć w środku odczuł ulgę, ale oczywiście nie mógł tego pokazać. Musiał być twardy na każdym kroku. Chciał siać postrach, chciał, aby każda jego ofiara błagała go o litość. Jedyną emocją, jaką mógł okazywać był gniew. Nic innego nie wchodziło w rachubę.
- Za to mam dla Ciebie mały prezent.- zaśmiał się William, po czym kiwnął na żołnierzy, którzy przetrzymywali Gryffin. Tamci zareagowali natychmiast i rzucili bezsilną czarownicę, niczym szmacianą lalkę tuż pod nogi swojego władcy. Kobieta opadła bezradnie na ziemię, nie mając siły się podnieść. Czarnoksiężnik przyjrzał jej się uważnie i sprawnym ruchem ręki przewrócił kobietę na plecy. Wcale nie starał się, aby zrobić to delikatnie. Wręcz przeciwnie, on także traktował ją jak rzecz. Widząc jej bladą twarz, rozpoznał ją od razu. Jego siostra. Dumna i powszechnie szanowana czarownica, dyrektorka Chmurnej Wieży, leżała teraz bezsilna u jego stóp, skazana na jego łaskę. Devon roześmiał się jadowicie, patrząc na Gryffin z pogardą. Nadszedł moment, na który czekał tyle czasu. Teraz to ona była na przegranej pozycji. Teraz to jej los był w jego rękach. Role sprzed parunastu lat się odwróciły. Mógł ją zniszczyć w każdej chwili, wystarczyło tylko skinięcie palcem, a kobieta już byłaby martwa. Uwielbiał czuć smak zwycięstwa. Nie chciał jednak od razu skazywać ich na śmierć. Chciał, aby widziała moment jego ostatecznego triumfu, który- według niego- był pewny i nieunikniony. Chciał, aby czuła się upokorzona i pokonana. Pragnął, aby umierała powoli i boleśnie, czyli tak, jak sobie zasłużyła.
- Znów się spotykamy, siostrzyczko.- rzucił kąśliwie.- Tylko tym razem nie masz przy sobie swoich żałosnych przyjaciół z Drużyny Światła. Co u nich słychać? Mam nadzieję, że zdążyłaś przekazać im cieplutkie pozdrowienia ode mnie.- zażartował a widząc zdziwienie i strach, jaki malował się na jej twarzy, znowu się roześmiał.- Zdziwiona, że mnie widzisz? Wiesz, liczyłem na bardziej gorące przywitanie od twojej osoby.- białe zębiska czarnoksiężnika wykrzywiły się w szyderczym uśmiechu. Gryffin skrzywiła się i delikatnie podniosła na jednym łokciu.
- Jak..?- zdołała jedynie tyle z siebie wydusić a za chwilę znów opadła na ziemię, kiedy przyjęła na swoje barki bezlitosny cios batem, który został wymierzony przez czerwono krwistego Williama. Devon rzucił swojemu słudze uspokajające spojrzenie. Chciał, aby Gryffin została upokorzona litością, którą zamierzał ją "obdarować".
- Mam swoje sposoby.- odpowiedział z ironią, a następnie chwycił ją za pelerynę i podniósł do góry, a mordercze spojrzenie jego rubinowych tęczówek, w których czaił się wszechobecny obłęd i szaleństwo, sparaliżowało ją doszczętnie. Mężczyzna uśmiechnął się szyderczo widząc narastający strach u czarownicy. Roześmiał się puszczając ją, a kiedy znowu wylądowała na ziemi, po prostu odwrócił się.
- Zabrać ją do lochu!- rozkazał ostrym głosem.- Nie martw się, moja droga. Jeszcze na pewno się zobaczymy.- wysyczał jadowicie patrząc na nią przez ramię. Żołnierze natychmiast znowu osaczyli ją ze wszystkich stron i szarpiąc jej ciałem, podnieśli ją i zgodnie z rozkazem zamknęli w jednej z cel. Czarownica wpadła tam uderzając mocno głową o ścianę. Kiedy kraty zamknęły się, jedna łza spłynęła jej po policzku. Wiedziała, że musi zacząć działać. Ktoś taki jak Devon nie może długo być na wolności. Cały Magiczny Wymiar był zagrożony. W końcu planował go przejąć ten, który przecież nasłał Prastare Wiedźmy na Domino. To on kazał im stworzyć Valtora i to on sam go wychował. To on uwolnił Darkara, w zamian za dozgonną wdzięczność i poddanie. Na szczęście Drużyna Światła zdołała go pokonać i uwięzić gdzieś w podziemiach Obsydianu. Było ścisłą tajemnicą, że nawet Najpotężniejsi Czarodzieje należący do tej grupy nie zdołali osiągnąć tego celu samodzielnie. Mieli sojusznika. Sojusznika, o którym nikt nie miał zielonego pojęcia. Prawdę mówiąc to dzięki niemu Devon po tylu latach skończył w lochach. W lochach, w których teraz tkwiła sama Gryffin. Członkini byłej Drużyny Światła. Wiedziała, że musi ich jakoś ostrzec. Zdawała sobie sprawę, że Devon nigdy nie podda się dobrowolnie i nie spocznie, dopóki Ci, którzy spowodowali jego największą porażkę nie skończą martwi u jego stóp. Kiedy słuch o nim zaginął, Wojownicy Światła zajęli się tymi, którzy byli mu posłuszni. Niestety, każdy z nich powrócił, jednak dzięki Winx, został pokonany. Teraz przyszła pora na wielki finał. Nowa Drużyna Światła miała zmierzyć się ze swoim największym wrogiem. Wszyscy Ci, z którymi Winx walczyły do tej pory stanowiły tylko rozgrzewkę. Wszystkie walki, który stoczyły były jedynie króciutkim wstępem do tego, co miało się wydarzyć już niedługo. A jedna z nich miała poznać przerażającą prawdę...



****

- Riven, jakiś czas po swoim odejściu skontaktował się ze mną. Wtedy poprosił mnie, abym na Ciebie uważał podczas jego nieobecności. Musa, on nie chciał nic złego, po prostu się o Ciebie martwi.- wyjaśnił Nex, na jednym wydechu. To dlaczego mnie zostawił? przez jej głowę przemknęło niewinne pytanie, które jeszcze bardziej ją dobiło. Chłopak zaklnął w myślach, kiedy poczuł na sobie jej rozczarowane spojrzenie.
- DLACZEGO NIE POWIEDZIAŁEŚ MI O TYM WCZEŚNIEJ?!- wybuchła ponownie zrywając się z łóżka i patrząc na niego z nienawiścią.
- On mnie o to prosił..- odparł zmieszany Palladium.- Uznał, że tak będzie lepiej.
- Ciekawe dla kogo.- warknęła ostro odwracając się do chłopaka tyłem. Za sobą usłyszała jedynie ciężkie westchnięcie. Zaraz potem poczuła jego dłoń na swoim ramieniu. W pierwszej chwili chciała ją brutalnie zepchnąć, jednak widząc przez ramię jego przepraszający wyraz twarzy powstrzymała się od tego w ostatniej chwili. Z niechęcią odwróciła się do niego przodem posyłając mu przy okazji kolejne, rozczarowane jak i zarazem wściekłe spojrzenie. Nex uśmiechnął się do niej, chcąc jakoś załagodzić sytuację, jednak widząc, że to wcale nie pomaga, jego twarz przybrała znowu ponury wyraz. Gestem dłoni nakazał jej spokojnie, aby usiadła. Z niechęcią spełniła jego prośbę, a chłopak za chwilę zajął miejsce obok niej.
- Gdzie on jest?- spytała szeptem wbijając spojrzenie w ziemię.
- Nie wiem.- odpowiedział natychmiast Nex i widząc, jak ciało Musy sztywnieje dodał szybko- Nie powiedział mi.
- Akurat..- mruknęła beznamiętnie czarodziejka znowu odsuwając się od niego.
- Naprawdę nie wiem.- powtórzył siłą odwracając ją w swoim kierunku. Widząc wyraz jego miodowych oczu, odetchnęła odrobinę spokojniejsza. Już od jakiegoś czasu umiała czytać z jego tęczówek dosłownie jak z otwartej księgi. Sama nie wiedziała co to by miało oznaczać, ale wiedziała kiedy kłamał, a kiedy mówił prawdę. Okazało się, że tym razem była to ta druga opcja.
- Odkąd to wy byliście takimi przyjaciółmi?- zapytała z lekkim uśmiechem czarodziejka, kiedy główna złość z niej uleciała.
- Przyjaciele to chyba zbyt wyolbrzymione określenie.- zaśmiał się serdecznie.- Ale nie mogę zaprzeczyć, że ostatnio dobrze się ze sobą dogadywaliśmy.- oznajmił, ale widząc jej zaciekawione spojrzenie, postanowił ten wątek trochę bardziej rozwinąć.- Nie wiem co mnie wtedy tknęło, ale postanowiłem go przycisnąć i wypytać o jego przeszłość. Łudziłem się, że to pomoże mi zrozumieć jego zachowanie. Szczerze mówiąc odkąd poznałem Was wszystkich od początku nie podobał mi się sposób w jaki on Cię traktuje. Być może nie powinienem był go oceniać, bo znam go stosunkowo krótko, ale wydał mi się w pierwszej chwili zwykłym bucem, który nie docenia tego, co ma. Jednak kiedy się przełamał i powiedział mi wszystko, zrozumiałem, że źle go postrzegałem.- zakończył swój obszerny monolog i zmieszał się odrobinę widząc jej zdziwioną minę.
- Ty nic nie wiesz?- zapytał zdumiony, a kiedy dziewczyna pokręciła przecząco głową, jego zdziwienie przybrało na sile. Czuł się dziwnie z faktem, że on pierwszy dowiedział się o niezbyt bajkowej przeszłości buntownika. Z początku nie chciało mu się wierzyć, że nie opowiedział o niej nawet Musie, ale z drugiej strony po co miałaby kłamać? Nie był pewien, czy wypada mu ją opowiadać. Zdecydowanie czułby się bardziej komfortowo, gdyby to sam Riven wszystko jej opowiedział, jednocześnie wiedział, że Musa nie da mu teraz spokoju, dopóki wszystkiego się nie dowie.
- Powiedz mi.- nie była to zwykła prośba z ust czarodziejki muzyki. To zabrzmiało bardziej jak rozkaz. Nie planowała tego, samo jakoś tak wyszło. Nex ciężko westchnął, wiedział, że i tak nie ma wyboru. Poza tym nie chciał też dodatkowo jej denerwować.
- Riven z całą pewnością nie miał w życiu lekko. Z jego opowieści wynikało, że matka porzuciła swojego syna i męża, kiedy Riven miał zaledwie 5 lat. Była niezwykle ambitną i dumną kobietą, która miała wiele marzeń. Niestety rodzina przeszkadzała jej w ich realizacji, więc siłą rzeczy musiała odejść. Ojciec Rivena, Matthew z początku załamał się jej odejściem, jednak dosyć szybko doszedł do siebie. Postanowił wychować syna na potężnego wojownika, aby zapewnić mu godną przyszłość, jednocześnie izolując go od płci przeciwnej. Żył w idiotycznym przekonaniu, że kobiety istnieją jedynie po to, żeby wykorzystać i zostawić. Chciał chronić Rivena, nie mógł pozwolić, aby ten popełnił ten sam błąd co on. W ten sposób Riven już w wieku 14 lat, wtedy kiedy Matthew stracił do niego cierpliwość, trafił do Czerwonej Fontanny. Na początku Riven był załamany tym faktem, z tego co mi mówił, poczuł się wtedy jakby właśnie został sierotą. Z czasem jednak zdołał się za klimatyzować. Od tamtej pory Saladin wziął go pod swoje skrzydła. Można by rzec, że on i Helia dorastali tam razem, jak bracia. Pomimo to, że oboje byli zupełnymi przeciwieństwami, na początku naprawdę dobrze się ze sobą dogadywali. Zmieniło się to wtedy, kiedy Helia porzucił naukę w szkole, aby poświęcić się sztuce. Riven nigdy do końca mu tego nie darował. Być może dlatego miał takie ambicje, bo zostały mu one wszczepione przez Ojca. On nie jest złym człowiekiem, Muso.
Dziewczyna z niezwykłą uwagą słuchała monologu Nex'a. Kiedy się on zakończył, była w niemałym szoku. Od zawsze wiedziała, że Riven niechętnie opowiada o swojej rodzinie, ale nie miała pojęcia, że miał w życiu aż tak ciężko. Sama też nie miała lekko, ale i tak dziękowała teraz Bogu, że nie znalazła się w takiej sytuacji jak jej ukochany. Jednocześnie denerwowało ją to, że dowiaduje się o tym jako druga.
- Wiem, że nie jest zły..-mruknęła po cichu.- Nigdy z resztą tak nie pomyślałam. Po prostu czasami miałam dość, że jakiś głupi bumerang jest ważniejszy niż ja.- wyrzuciła z siebie w końcu to, co trapiło ją naprawdę długi czas.
- Rozumiem Cię.- odpowiedział od razu, ku jej zdziwieniu. Uśmiechnęła się do niego lekko i nie wiedząc czemu przysunęła się bliżej. Nie musiała długo czekać, aby dostać od niego tą samą odpowiedź. Nex, chcąc poprawić jej humor delikatnie poczochrał jej włosy. Rozbawiona dziewczyna natychmiastowo zareagowała, uderzając jego dłoń własną ręką. W pewnej chwili czarodziejka nieśmiało położyła mu głowę na ramieniu, a on, odrobinę onieśmielony delikatnie ją objął. Musa uśmiechnęła się delikatnie. To było to czego brakowało jej tyle czasu, a jednocześnie niezmiernie tego potrzebowała. Kogoś, z kim mogłaby porozmawiać bez skrępowania, kogoś kto jednym gestem potrafiłby ją pocieszyć. Nex bez wątpienia był taką osobą. Był dla niej najlepszym przyjacielem. Jej bratem, na którego mogła liczyć.
- Gdybyś miał z nim jeszcze jakiś kontakt to..-urwała w połowie zdania, aby głośno przełknąć ślinę.- Przekaż mu proszę, że...że na niego czekam.- wydusiła z trudem, a Nex, kątem oka zauważył jak z bezradności jedną ręką mocno ściska delikatną pościel. Uśmiechnął się pod nosem i natychmiastowo przytaknął głową na znak zgody.
- Ciekawe dlaczego tobie opowiedział o tym wszystkim..- szepnęła w pewnej chwili spoglądając na niego podejrzliwie. Palladium zaśmiał się pod nosem odsuwając ją delikatnie od siebie.
- Wbrew pozorom wiele nas łączy.- odpowiedział niezwykle tajemniczo, a zaraz uciekł gdzieś wzrokiem.
- Doprawdy? To istnieje coś jeszcze oprócz idiotycznej fryzury?- rzuciła niewinnym żartem, na co chłopak zareagował śmiechem.
- Zamknij się.- odpowiedział jej w żartach.- Nie znasz się na modzie.- powiedział z udawanym oburzeniem, jednak kiedy zauważył, że dziewczyna oczekuje dalszych wyjaśnień z rozbawieniem podniósł ręce do góry.- Jedna historia na dzień wystarczy.- odparł stanowczym tonem i za chwilę poderwał się z miejsca. Musa podążyła za nim i ze zdziwieniem przyglądała się jak chłopak otwiera szeroko okno.
- Wyrywamy się stąd.- wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu podając jej rękę, kiedy stał już na parapecie. Nieśmiało chwyciła nią i z pomocą Palladium'a powoli wydostała się na zewnątrz. Odetchnęła z ulgą kiedy mogła swobodnie przeciągnąć się stojąc na świeżym powietrzu.
- To dokąd zwiewamy?- zapytał z uśmiechem lądując za chwilę, niezwykle zgrabnie obok dziewczyny. Musa zamyśliła się na moment. Nie chciała wracać do Alfei, a jednocześnie nie mogła zostać tutaj ani minuty dłużej.
- Na Tir Nan Og!- krzyknęła nagle, przypominając sobie o chorobie przyjaciółki. Nex zmarszczył brwi, ale o nic nie pytał. Uciszył ją jedynie ruchem dłoni. Najwyraźniej zapomniała o tym, że wokół nadal roiło się od strażników, a on nie miał najmniejszej ochoty na ponowną konfrontację z nimi. Usłyszał czyjeś szybkie kroki. Wymienił z Musą przelotne spojrzenia, a następnie szybkim susłem schował się za drzewem, ciągnąc czarodziejkę za sobą. Następnie zakrył jej usta własną dłonią, aby znowu coś niepożądanego nie wymknęło się z jej malinowych warg. Zauważył cień, który nieuchronnie zbliżał się w ich stronę. Zdezorientowany rozejrzał się, szukając uporczywie rozwiązania. Jeżeli ich przyłapią, to będzie koniec. A na to nie mógł pozwolić. I wtem dostrzegł leżący kamień, dość sporych rozmiarów. Nie zastanawiając się długo, wolną ręką chwycił go, a następnie wziął mocny zamach i z całej siły rzucił go jak najdalej. Kiedy tamten upadł, narobił trochę hałasu. Oczywiście nie za wiele, ale to wystarczyło, aby odwrócić uwagę tego strażnika. Kiedy odszedł na bezpieczną odległość, dwójka uciekinierów wyszła ze swej kryjówki i bez słowa rzucili się biegiem przed siebie. Nex z podziwem spoglądał co jakiś czas na swoją towarzyszkę. Musiał przyznać, że była ona naprawdę szybka. Biegła prawie równo z nim. W końcu zdołali wbiec na bezpieczny teren. Byli pewni, że już nikt ich nie przyłapie, więc pozwolili sobie zwolnić i przejść do powolnego marszu.
- Zamierzasz iść taki kawał drogi pieszo?- zapytał zaniepokojony chłopak przyglądając się jej uważnie. Dziewczyna prychnęła i spojrzała na niego jak na wariata.
- Coś Ci dolega w główkę?- zapytała z ironią, przystając na chwilę. Chłopak podążył w jej ślady. Czarodziejka przymknęła powieki i skupiła się. Następnie pstryknęła palcami a za chwilę obok nich pojawił się okazały motocykl, podobny do tych z Czerwonej Fontanny.
- No, to ja rozumiem!- krzyknął Nex z entuzjazmem i z prędkością światła zajął miejsce kierowcy. Musa za chwilę wsiadła na maszynę, obejmując chłopaka w pasie obydwoma rękami. Ten niezauważalnie uśmiechnął się pod nosem i poczuł na karku jakieś przyjemne mrowienie, a kiedy czarodziejka przytuliła się niespodziewanie do jego pleców, całkowicie odpłynął.
- Jedziesz, czy nie?- dopiero, kiedy usłyszał jej niezadowolony ton, zdołał się ocknąć. Bez słowa odpalił silnik i ruszył, z taką prędkością, iż Musa aż krzyknęła i jeszcze mocniej przytuliła się do chłopaka, który naturalnie nie miał jej tego za złe. Z czasem, jej przyśpieszony puls zdołał wrócić do normy, jednak pomimo to, wciąż na zakrętach była bliska zawału. Natomiast Nex, słysząc jej nieustanne uwagi i krzyki miał niezły ubaw. Za to dziewczyna żyła jedynie nadzieją, że kiedy dotrze już na miejsce okaże się, że Layla jest już zdrowa, a jeżeli nie, to przynajmniej będzie wiadomo, jak można jej pomóc...

****

Tymczasem Faragonda w towarzystwie Cadatorty i Saladina, teleportowała się tuż u podnóży Chmurnej Wieży. Przerażający widok, rodem z horroru, sprawił, że kobieta aż pisnęła. Połowa budynku była całkowicie rozwalona, a wśród zgliszczy i ruin dało się dostrzec liczne ciała nieprzytomnych uczennic. Pozostała część budynku skutecznie była pożerana przez wszechobecny ogień, a unoszący się wszędzie dym skutecznie ograniczał wiadomość i zatykał nozdrza. Saladin natychmiast wezwał wszystkich swoich uczniów na miejsce pobojowiska. Kazał również, aby wszystkie statki przyleciały jak najszybciej. Codatorta natomiast, jak na mężnego wojownika przystało nie czekając ani chwili rzucił się w kierunku ruin i razem z Saladinem zaczął ratować nieprzytomne czarownice. Faragonda natomiast, jako główny cel ustanowiła sobie odnalezienie Gryffin. Ponieważ nie dostrzegła jej nigdzie na dziedzińcu bez słowa, wbiegła szybko do rozpadających się pozostałości budynku, pomimo, iż słyszała za sobą krzyk dyrektora, który naturalnie próbował ją zatrzymać. Nie słuchała jednak jego ostrzeżeń i po chwili stanęła w miejscu, w którym powinien znajdować się gabinet dyrektorki szkoły czarownic. Niestety zamiast tego, zastała tam jedynie kupę gruzów. Teraz przez jej myśli przebiegały najgorsze możliwe scenariusze. Nie myśląc logicznie przedarła się przez pierwszą warstwę płomieni i zaczęła przeszukiwać wszystkie pozostałe kąty. W międzyczasie stworzyła wokół siebie ochronną bańkę, aby nie zostać pochłonięta przez ogień. Zamarła na moment, kiedy zdołała dostrzec, gdzieś przed sobą sporą grupę uzbrojonych mężczyzn. Starając się pozostać niezauważona podeszła bliżej. Włosy stanęły jej dęba, kiedy zdołała dostrzec logo na zbroi jednego z nich. Nie dało się go pomylić z żadnym innym. Devon. Tylko on mógł za tym stać. W jej głowie rodziło się tysiące pytań, jednak nie miała teraz czasu, aby się nad tym wszystkim zastanawiać. Jednak to, co zobaczyła potem sprawiło, że prawie zemdlała. Naprzeciwko tajemniczej armii stały kobiety. Czarownice, których nie można było pomylić z nikim innym. TRIX...


****


* William- imię, które wybrałam dla przywódcy Armii Devona.

Oto przedstawiam Wam kolejny rozdział, na którego pomysł wpadł mi do głowy zupełnie spontanicznie. Moim skromnym zdaniem takie pomysły są właśnie najlepsze, więc koniec końców postanowiłam go wykorzystać. Przepraszam również za dużą ilość dialogów tutaj zawartych, ale postanowiłam przybliżyć Wam postać Rivena z mojego opowiadania. I oczywiście serdecznie dziękuję za 2 wspaniałe imiona kochanej Madzi oraz Oli, która mi doradziła, które z nich mam wybrać uśmiech <3.


32772333 http://winx-club-riven-and-musa-my-story.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Lucky
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 18-07-2015 18:14
Jej! Kolejny rozdział, który nie powiem bardzo mnie ucieszył. Jestem pod wrażeniem i to mega. Możesz mieć częściej takie spontaniczne pomysły niegrzeczny
Heh, Musa w samej bieliźnie... przed Nextem. Ach jak zaczął opowiadać o przeszłości Rivena, powiedzmy zaczął go bronić... jak objął ją ramieniem... jak odpłynął kiedy Musa się do niego przytuliła... Ej! jeszcze trochę i on się w niej zakocha, o ile już się w niej nie podkochuje.
Ten cały Devon jest przerażający! Jestem ciekawa czy Trix wejdą z nim w układ... i czy Winx zdobędą nową moc, aby jak sądzę pokonać zło...
Rozdział genialny, Twój styl pisania genialny, całe opowiadanie genialne...
Weny! Do nexta...!


http://inna-historia-musy.blogspot.com/
http://samequizy.pl/author/loloka778/
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~Magical Galyn
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 29-07-2015 10:50
Chapter 15.


Faragondo!- kobieta usłyszała za sobą donośny krzyk i zacisnęła zęby, kiedy tajemnicze postacie spojrzały w jej kierunku. Na szczęście panująca dookoła bariera gęstego dymu zapewniała jej przynajmniej tymczasowy kamuflaż przed okiem nieprzyjaciela. Zadrżała mimowolnie, kiedy poczuła na swoich ramionach silne ręce nauczyciela Czerwonej Fontanny. Mężczyzna siłą zmusił ją, aby ta odwróciła się w jego stronę.
- Padnij!- warknął nagle ciągnąc ją w dół. Oboje wylądowali na rozgrzanym betonie i leżeli w kompletnym bezruchu. Świst powietrza zatkał im uszy, a zwęglone opary sprawiały, że oczy piekły ich niemiłosiernie. W miejscu, w którym jeszcze przed chwilą obydwoje stali śmignął ostry miecz, który mógł przelecieć ich na wylot, gdyby nie szybka reakcja Codatorty. Faragonda z trudem powstrzymała się od pisku. Wymieniła z mężczyzną przelotne spojrzenia i obydwoje przyjęli tą samą taktykę, która w takich sytuacjach, zazwyczaj przynosiła stuprocentową skuteczność. Udawali martwych. Pomimo strachu, jaki w tej sytuacji był oczywisty wytrwale wypełniali swój cel. Dyrektorka Alfei poczuła, jak serce podchodzi jej do gardła gdy jeden z żołnierzy nieuchronnie zbliżał się do nich. Mimo to ograniczyła swoje oddechy do minimum i zacisnęła powieki. To była jej jedyna szansa na przetrwanie. Rycerz przyjrzał im się uważnie, jednak po chwili z ulgą wyprostował się.
- Fałszywy alarm.- rzucił do swoich towarzyszy wracając na swoje miejsce.- A wy idziecie z nami.- zażądał niepodważalnie surowym tonem, zwracając swoje słowa do Trix.
- Zaraz, zaraz!- zagrzmiała chłodno Icy unosząc dumnie głowę do góry.- Kto powiedział, że będziemy się Ciebie słuchać?!- oburzyła się dodatkowo krzyżując ręce na piersi. Jej mordercze spojrzenie naprawdę sprawiało, że odczuwało się na czele jakiś taki dziwny dreszcz niepokoju.
- Wyluzuj Icy..- mruknęła długowłosa brunetka chowając się odrobinę za siostrą.- Ci kolesie wyglądają na groźnych.
Rycerz zaśmiał się pod nosem, kiedy zauważył jak negatywne uczucia wzbudza swoją osobą u tej małej. Uwielbiał budzić u innych strach i poczucie zagubienia. Można by powiedzieć, że był to jego żywioł.
- Albo pójdziecie z nami, albo będziemy zmuszeni Was zlikwidować.- oznajmił niczym niewzruszony, tak jakby wspomniana czynność stanowiła dla niego rutynową codzienność.
- Nie boimy się Was!- odarła twardo lodowa wiedźma, przyjmując pozę gotową do walki. Stormy po chwili poszła w jej ślady, jednak Darcy wciąż nie była przekonana co do tego pomysłu. Zachowała trzeźwy umysł i wiedziała, że nawet jeżeli dojdzie do walki, we trójkę i tak nie mają szans. Lepiej chyba przyłączyć się do nich i mieć po swojej stronie sojusznika, niż wroga przeciw sobie. Czarownica nieśmiało podeszła do rycerzy i stanęła obok nich. Westchnęła pod nosem, kiedy poczuła na sobie rozczarowane spojrzenie swoich sióstr.
- Ty wredna szyjo..-syknęła Icy, z której złość aż kipiała.- Jak śmiesz mi się przeciwstawiać?!- stanęła oko w oko z Darcy, która w tym momencie poczuła dziwną wściekłość, która wypełniała ją całkiem od środka.
- A ty jakim prawem wiecznie mi rozkazujesz?!- wybuchła nagle odpychając ją brutalnie od siebie, co było w ogóle nie w jej stylu. Zawsze przecież pozostawała w cieniu swojej siostry i skrupulatnie spełniała wszystkie jej polecenia. Ale dlaczego to ona zawsze miała wszystkim dyrygować? Dlaczego ona i Stormy miały być jedynie narzędziami w jej rękach? Kto powiedział, że zawsze muszą być jej posłuszne?
Zesztywniała całkowicie, kiedy jeden z rycerzy niespodziewanie objął ją w pasie. Spojrzała na niego krzywo, jednak nie odsunęła się.
- Brawo, Darcy...- aksamitny głos pieścił jej uszy, przez co jej ciałem wstrząsnęły jakieś przyjemne dreszcze. Ale zaraz, moment...chwila, stop! Wróć. Skąd on znał jej imię? A z resztą..czy to było ważne w tej chwili? Musiała przyznać, że poczuła dziwną satysfakcję, kiedy mina Icy zrzedła całkowicie, widząc jej nietypową reakcję.
- Uwolnij swoją złość, pielęgnuj swój gniew, pozwól mu wypłynąć, daj mu upust. Jesteś silną, niezależną wiedźmą, masz swoją godność, dzięki której nie musisz być niczyją podwładną. A z nami uda Ci się dotrzeć do szczytu władzy, o której nawet nigdy Ci się nie śniło.- jej mózg zarejestrował właśnie kolejną dawkę informacji, które szczerze mówiąc bardzo ją kusiły. Nie chciała opuszczać swoich sióstr, a przynajmniej Stormy, z którą zawsze łączyła ją zdrowa i silna więź. Czuła jednak, że nie pożałuje swojej decyzji, jeżeli zdecyduje się dołączyć do tych mężczyzn. Widać, że byli naprawdę potężni i z ich pomocą, można naprawdę wiele zyskać. Spojrzała przepraszająco na czarownicę władającą wiatrem i burzą. Miała nadzieję, że kiedyś jej wybaczy. W odpowiedzi poczuła na sobie podobne spojrzenie, rzucone przez Stormy. Czaiło się jednak w nim zawiedzenie, ale także zrozumienie.

Stormy dobrze rozumiała postępowanie swojej siostry. Też coraz częściej zastanawiała się nad tym czy nie odejść i przestać w końcu usługiwać swojej dumnej i chorobliwie ambitnej siostrze. Spojrzała na Icy, która była gotowa do ataku, a zaraz potem na Darcy stojącą wśród postawnych mężczyzn, którzy z wyraźnym rozbawieniem i bijącą z oczu pogardą obserwowali poczynania przywódczyni byłych Trix.
- Jak policzę do trzech wyzwalasz całą swoją moc, jasne?!- usłyszała kolejny, niepodważalny rozkaz ze strony lodowej wiedźmy i w tej chwili coś w niej pękło. Zazgrzytała zębami i spojrzała na nią gniewnie. Czuła, że już dłużej tego nie zniesie.
- Nie!- krzyknęła nagle i w oka mgnieniu przeszła na stronę wroga stając wiernie obok siostry, z którą nie raz czuła się upokorzona i pozostawiona gdzieś na szarym końcu. Chociażby po tej sprawie z Tritannusem. To już wtedy zaczęło się psuć. Już wtedy wyraźnie widziały, że Icy nie traktuje ich tak, jak od początku myślały. Nie traktowała ich jak siostry, tylko rzeczy, które potrzebne były jej do osiągnięcia triumfu. Ale tak dłużej już być nie mogło. Darcy i Stormy musiały w końcu wyzwolić się spod wpływów Icy i pokazać, że same też umieją sobie poradzić. A z pomocą tych mężczyzn, będzie o wiele łatwiej ten cel zrealizować. Wiadome było to, że grupa Trix, właśnie przeżyła ostateczny rozłam. Rozłam, który mógł przynieść zarówno korzyści jak i straty, które mogły być niewidoczne na pierwszy rzut oka.
- Zapłacicie mi za to!- krzyknęła zdenerwowana wiedźma i zaczęła miotać lodowymi pociskami we wszystkie strony. Członkowie Mrocznej Armii, na początku dosłownie bawili się z czarownicą, jednak, kiedy jeden z nich dość mocno oberwał, żarty się skończyły. Tymczasowy przywódca całej świty zdenerwowany skinął głową na pozostałych a tamci błyskawicznie zareagowali. Czwórka z nich otoczyła młodą kobietę i mocno ją przytrzymała. Ta, oczywiście z początku chciała się wyrwać, jednak po chwili poczuła się jakoś tak dziwnie. Tak jakby Rycerze, jakimś dziwnym sposobem wypompowali z niej całą energię przy zaledwie jednym dotknięciu. Bezsilnie zawisła na plecach jednego z nich, jednak zdołała jeszcze spojrzeć w stronę Darcy i Stormy. Obie poczuły pewnego rodzaju wyrzuty sumienia, jednak wiedziały, że tak będzie dla nich lepiej. Czas pomyśleć także o sobie, bez względu na konsekwencje.

****

Jechali naprawdę z zabójczą prędkością. Musa już chyba po raz setny poprawiała potargane przez wiatr włosy, który poprzez rozpędzony silnik maszyny buchał im w twarz z większą intensywnością niż zwykle. Przez większość czasu miała zamknięte oczy, gdyż migające sylwetki drzew i nielicznych budynków raziły jej delikatne tęczówki.
- Czy ty w ogóle wiesz w którą stronę masz jechać?- mniej więcej pół godziny po rozpoczęciu podróży zadała pytanie, które było oczywiste i które z pewnością powinna zadać wcześniej.
- Nie.- przyznał od razu, zupełnie zgodnie z prawdą.- Kieruje się intuicją.- dodał odrobinę rozbawiony, przez co prawie natychmiast oberwał od czarodziejki po głowie.
- Świetnie, od razu mi lepiej.- burknęła z ironią i głośno westchnęła.
- Czym ty się tak przejmujesz?- zapytał Nex, który naturalnie nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji, no bo w końcu o niczym przecież nie wiedział.- Czemu w ogóle tak bardzo chcesz jechać na Tir Nan Og?- zapytał nagle spoglądając na nią przez ramię, kiedy uświadomił sobie, że Musa bez powodu na pewno nie wybrała właśnie tego miejsca.
- Patrz na drogę!- warknęła zmuszając go jednocześnie do tego, aby odwrócił głowę z powrotem tyłem do niej. W odpowiedzi usłyszała śmiech chłopaka, przez co wzniosła oczy ku niebu. Za jakie grzechy muszę przebywać z takim kretynem? - westchnęła w myślach i znowu się przeraziła, kiedy motor mknął jak szalony na ostrym zakręcie. Musa zacisnęła zęby, aby znowu nie krzyknąć. Musiała przyznać, że już nieźle zdarła sobie gardło podczas jedynie półgodzinnej drogi.
- To pierwszy i ostatni raz kiedy jadę z Tobą motorem.- zagroziła, ale chłopak najwyraźniej nie wziął na poważnie jej słów, gdyż za chwilę całą okolicę wypełnił znowu jego perlisty śmiech, który roznosił się echem na kilkanaście metrów. Dalszą drogę przebyli w milczeniu aż w końcu natrafili na coś, co na pierwszy rzut oka i jemu i jej wydało się niewidzialne, ale twardsze niż najstarszy granit. Pod wpływem tak wielkiej siły uderzenia, nawet motor stworzony za pomocą magii siłą rzeczy musiał się rozpaść.
- Nic Ci nie jest?- zapytał ze strachem Nex, podbiegając do czarodziejki, która z kwaśną miną leżała na ziemi, a jej noga była boleśnie przygnieciona przez jedną z metalowych pozostałości po motocyklu. W odpowiedzi usłyszał jedynie cichy jęk dziewczyny, który próbowała z całych sił w sobie stłumić. Palladium, nie czekając ani chwili uwolnił jej obolałą kończynę i odrzucił metalową część gdzieś daleko przed siebie. Metal odbił się nagle od czegoś, czego chłopak nie mógł zidentyfikować za pierwszym razem. Na szczęście w porę się uchylił dzięki czemu uchronił się przed bolesnym oberwaniem po głowie.
- Co jest do diabła?- warknął, jednak kolejne jęknięcie z ust czarodziejki sprowadziło go na ziemię. Zmartwiony pomógł jej wstać i z niesmakiem spojrzał na jej nogę, która w tym momencie była całkiem sina. Objął ją mocno w pasie, aby choć w minimalnym stopniu ułatwić jej pozycję stojącą.
- Co to było?
- Naprawdę nie wiem. To naprawdę dziwne..to wygląda na jakąś osłonę, albo..-zastanawiał się na głos.- albo barierę..- AHA!- zerwał się nagle z takim wrzaskiem, jakby właśnie wyrwał się ze złego snu. Musa aż podskoczyła w miejscu i znowu się skrzywiła kiedy zbytnio obciążyła swoją ranną nogę. Następnie spojrzała na niego pytająco z nadzieją, że będzie umiał jakoś to wyjaśnić.
- Kiedy szukałem Cię w Alfei, Tecna ostrzegła mnie, że wykryła na Melodii jakąś barierę, która nie wpuszcza na planetę żadnych strumieni mocy, przez co Winx nie mogły się z Tobą skontaktować w żaden sposób.- wyjaśnił najdokładniej jak tylko umiał.- Jak widać chroni nie tylko przed magią..-dodał ponuro.- Chyba musimy zrezygnować z naszej wycieczki.
- Nie ma mowy!- krzyknęła zdenerwowana Musa.- Dostanę się na Tir Nan Og, choćby nie wiem co! Nawet jeżeli będę musiała wykopać tunel w ziemi jak jakiś kret!- dodała z taką zaciętością, że nawet Nex był pod wrażeniem tego, jak wielka jest jej determinacja.
- Obawiam się, że ta bariera pod ziemią też działa.- burknął znudzony, tak jakby chciał ostudzić nieco jej wyolbrzymiony zapał. Widząc jednak niezadowolenie na jej twarzy poklepał ją lekko po ramieniu. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego znikomo i uważnie rozejrzała się po okolicy. Ich sytuacja z całą pewnością nie była komfortowa. Byli tylko we dwójkę, na dodatek rozwalił się ich pojazd, a jakby tego było mało jej noga została ranna i z pewnością nie przejdzie nią zbyt daleko. Ale przecież nie mogła się poddać! Przecież Layla jest w potrzebie, trzeba jej pomóc! O sobie będzie okazja pomyśleć później. Uśmiechnęła się, kiedy w momencie, w którym chciała już stwierdzić, że ich sytuacja jest totalnie beznadziejna, dostrzegła charakterystyczny dąb, na którego korze wyryte były dobrze znane jej imicjały.
- To co teraz zrobimy?- zapytał chłopak ozięble, dobry humor opuścił go zupełnie niespodziewanie. Rzecz jasna stało się to poprzez bezradność, jaka go w tej chwili ogarnęła.
Nienawidził czuć się tak jak w tym momencie. Bezsilny i zdany na łaskę lub okrucieństwo losu. Oczywiście mógłby się stąd wydostać bez problemu, ale przecież nie mógł zostawić Musy samej. To w ogóle nie wchodziło w grę.
- Tak! Niedaleko mieszka Hoe- Boe!- ucieszyła się dziewczyna.
- Kto?
- Przyjaciel mojej..-urwała nagle, gdyż słowa zdawały się znowu być uwięzione w jej gardle.- rodziny.- westchnęła bez zbędnego przekonania.- Co ty robisz?- zdziwiła się, kiedy chłopak bez uprzedzenia wziął ją na ręce.
- Twoja noga..-mruknął, tak jakby musiał jej przypominać to, co się stało zaledwie pięć minut temu.
- Może jednak wejdę Ci na plecy?- rzuciła niewinną sugestią, gdyż chcąc nie chcąc musiała przyznać, że czuła się odrobinie niezręcznie w aktualnym położeniu, w jakim się znajdowała.
- Nie wydziwiaj.- skarcił ją gniewnym spojrzeniem.- Jak będziesz ją dodatkowo forsować to nigdy nie wyzdrowieje.
- Dobrze, panie doktorze.- zażartowała, dzięki czemu uśmiech powrócił na twarz Nex'a.
- Prowadź!- oznajmił entuzjastycznie i rzucił się biegiem w kierunku, który wskazała czarodziejka.

****
Tymczasem reszta czarodziejek z klubu Winx prowadziły z pozoru normalne życie w Alfei. Cała czwórka jednak nieustannie myślała o tych dwóch pozostałych, które przepadły jak kamień w wodę. Z żadną z nich nie było żadnego kontaktu. Każda z nich przeżywała to podobnie, jednak inaczej to okazywała. Bloom nieustannie siedziała z nosem w książkach i w całości poświęciła się pracy w szkolnym laboratorium, w którym zaszywała się tuż po tym, kiedy kończyła prowadzić zajęcia. Wyprodukowała już naprawdę pokaźną kolekcję eliksirów wszelkiego rodzaju, chociaż sama nie wiedziała dokładnie po co. Stella natomiast cały swój nadmiar- pozytywnej, lub negatywnej- energii włożyła w projektowanie. Cały jej pokój dosłownie tonął w różnego rodzaju projektach i materiałach. Tecna jeszcze bardziej- chociaż kto by pomyślał, że to w ogóle możliwe.- swoją uwagę skupiła na serfowaniu po sieci, przez co prawie w ogóle nie wychodziła ze swojego pokoju. Jedynie Flora nie umiała znaleźć sobie stałego zajęcia, dlatego większość wolnego czasu spędzała na zamartwianiu się. Bez wątpienia to właśnie ona najbardziej przeżywała zaistniałą sytuację. Niesamowicie dobijało ją to, że ich klub ewidentnie przechodzi kryzys. Im głębiej się nad tym zastanawiała tym bardziej tęskniła za przyjaciółkami. Bardzo brakowało jej tej pozytywnej energii, którą zawsze dostarczała Layla i Musa. Doskonale pamiętała ich wspólne wieczory, kiedy siedziały wszystkie razem i z nieustającym śmiechem potrafiły przegadać całą noc plotkując nie tylko o chłopakach, ale także o różnych ciekawych jak i śmiesznych sytuacjach z ich codziennego życia. Kochała te mini koncerty odbyte w ich pokoju, kiedy Musa reprezentowała swoje muzyczne zdolności, a Layla dodawała temu wszystkiemu uroku poprzez swój genialny taniec. Wiedziała, że bez tych dwóch czarodziejek klub Winx nie ma szans na przetrwanie. Dlatego miała szczerą nadzieję na ich szybki powrót.
Czarodziejka natury siedziała w skromnym saloniku popijając zrobioną przez siebie herbatę ziołową. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem przez co dziewczyna prawie zakrztusiła się napojem.
- Słyszałaś nowinę?!- krzyknęła na wejściu Stella, która była czymś wyraźnie oszołomiona i jednocześnie niezadowolona.
- Co się stało?- zapytała zdziwiona Flora odstawiając filiżankę na szklany stolik.
- Napadnięto na Chmurną Wieżę!- krzyknęła księżniczka Solarii, choć nie było po niej widać, aby była zbytnio zmartwiona tym faktem.- I wszystkie wiedźmy zostały ranne! Na dodatek mają je przywieść akurat tutaj, do nas, dasz wiarę?!- krzyknęła poirytowana blondynka, z której złość, aż buchała na kilometr.
- Och, to straszne!- krzyknęła z przerażeniem brunetka zrywając się na równe nogi.
- No właśnie!- przyznała jej rację Stella.- Ja nie mam zamiaru przebywać w jednym budynku z tymi bezgustownymi kreaturami!
- Stella!- skarciła przyjaciółkę Flora.
- Faragonda wzywa nas natychmiast na miejsce, żebyśmy pomogły przy ich transporcie.- mruknęła niezadowolona blondynka.
- Trzeba było tak mówić od razu!- czarodziejka natury lekko uniosła głos.- Leć po Bloom, ja zgarnę Tecnę i zaraz wszystkie spotkamy się pod bramą, okej?
- Dobra.- uzyskała krótką odpowiedź przyjaciółki i za chwilę już jej nie było. Flora westchnęła ciężko. Kolejne nieszczęście, co będzie następne? Aż strach pomyśleć.
- Cóż..przynajmniej nie mogę narzekać na brak wrażeń..- pomyślała ponuro i z mieszanymi uczuciami zapukała do pokoju czarodziejki technologii.
****
Poczuła jak serce ma ochotę wyskoczyć jej z piersi, kiedy tuż przed swoim nosem zobaczyła oszalałe ślepia, w których zamiast tęczówek, dostrzegła nic innego jak dosłownie płynną lawę, z której biła istna nienawiść i chęć mordu. Teraz miała ochotę tylko zakleić sobie zdradzieckie usta, z których uwolniło się- z pozoru cichutkie i nic nie znaczące- westchnięcie w najmniej odpowiednim momencie. Z całych sił zaczęła odpychać się nogami do tyłu zapominając, że olbrzymia skała, która jeszcze niedawno stanowiła dla niej zbawcze schronienie, teraz uniemożliwiała jej ucieczkę. Racja..o ile w ogóle istniała jakakolwiek droga ucieczki z tego koszmaru. Jej plecy boleśnie ocierały się o szorstką powierzchnię, sprawiając jej ostry ból. Przymknęła powieki, nie mogąc już znieść tego okropnego widoku. Pisnęła, kiedy poczuła jak obślizgłe łapska tego strażnika dotykają jej policzka, a za chwilę ostre szpony wbijają jej się w skórę pozostawiając na jej policzku widoczne blizny, które w kontakcie ze słonymi łzami, jakie uroniła dziewczyna zaczęły potwornie szczypać.
- Jeżeli będziesz ze mną współpracować, obiecuję, że Twoje męki niedługo się skończą.- wysyczał jadowicie zmuszając ją do tego, aby otworzyła oczy. Czarodziejka spojrzała na niego błagalnie, na co ten się roześmiał.
- Nie patrz tak na mnie, kochanie..-powiedział z udawanym współczuciem.- A teraz spójrz mi PROSTO w oczy.- zażądał surowo.
- Laylo, nie..- usłyszała nagle kojący głos gdzieś z góry. Nabu! Jej ostatnia deska ratunku.
Zobaczyła, że jej ukochany, wciąż w duchowej postaci nadbiega do nich z naprzeciwka.
Jeszcze tylko trochę, wytrzymaj.- usłyszała w swoich szarych komórkach i kiedy poczuła dziwne wirowanie w głowie, wywołane najprawdopodobniej początkiem procesu hipnozy, nagle postać przed nią stojąca rozpłynęła się w powietrzu.
- Szybko, Laylo!- krzyknął zdenerwowany czarodziej do swojej ukochanej.- Nie mamy czasu!- oznajmił pośpiesznie i tym samym sposobem jak wcześniej uniósł jej drobne ciało do góry i razem z nim szybko zaczął przemieszczać się przed siebie. Nie miał zielonego pojęcia, czy istnieje tutaj coś takiego jak kanał łączności ze światem rzeczywistym, patrząc jednak na to zupełnie obiektywne, taka ewentualność była więcej niż niemożliwa. Ale przecież musiał ją uratować. Nic nie mogło go przed tym powstrzymać. Zdając się na własną intuicję i skrycie licząc na mało prawdopodobny cud przyśpieszył i przeraził się jeszcze bardziej kiedy zobaczył, że on już ich goni. Ich przewaga topniała z każdą chwilą. Rozpoczęła się gra na czas, której wynik miał zadecydować o ich dalszym losie.


****
- Daleko jeszcze?- wydyszał poirytowany Nex, kiedy nawet on zaczął odczuwać dziwne zmęczenie. Trzeba było przyznać, że z całą pewnością nie miał lekko. Przecież tak jak każdy przeciętny człowiek posiadał tylko dwie, drobne kończyny, a na dodatek przez całą drogę musiał nosić Musę na rękach, która rzecz jasna nie była w stanie samodzielnie chodzić po nieszczęśliwym wypadku, jaki przeżyła. Na dodatek nierówny i wyboisty teren pełen naturalnych pułapek w postaci licznych korzeni i dołów wykopanych przez tutejsze krety z pewnością nie ułatwiał mu zadania.
- Jesteśmy już blisko.- oznajmiła uspokajająco czarodziejka.- Spójrz.- dodała wskazując dłonią na dym unoszący się w powietrzu niedaleko od nich. Musiał pochodzić z niewielkiej chatki staruszka. Nex, z nadzieją przyśpieszył gwałtownie, przez co Musa, mocniej złapała go za szyję. Niedługo potem, chłopak z ulgą stanął przed lekko spróchniałymi drzwiami i zaczął się rozglądać.
- Co ty wyprawiasz?- zapytała poirytowana dziewczyna spoglądając na niego dziwnie.
- Nie widzę nigdzie dzwonka.- mruknął zmieszany, a następnie spojrzał z powątpiewaniem na konstrukcję chaty, która szczerze mówiąc pozostawiała wiele do życzenia. - Na pewno chcesz tutaj zostać?- zapytał niepewnie jej się przyglądając.
- Zawsze możemy nocować pod gołym niebem.- odpowiedziała z sarkazmem, na co Nex wywrócił oczami. Czarodziejka zapukała donośnie w chropowate drewno, a za chwilę drzwi otworzyły się z nieprzyjemnym skrzypnięciem a w nich stanął nikt inny jak Hoe- Boe, który był szczerze zaskoczony niezapowiedzianą wizytą. Zanim zdążył wyrazić swoją radość z tego, że znowu widzi Musę przeraził się, kiedy zobaczył jej ranną nogę.
- Na litość boską, moje dziecko! Co Ci się stało?!- krzyknął.- Wejdźcie!- dodał natychmiast wpuszczając dwójkę przybyszów do środka. Chłopak ostrożnie wszedł, jednak było po nim widać, że wciąż nie jest przekonany co do wyglądu technicznego tego domu. Musa natomiast uśmiechnęła się czując ciepło, które promieniowało z pobliskiego kominka a w powietrzu dało się czuć zapach świeżo upieczonego chleba.
- Połóż ją tutaj, młodzieńcze.- Nex spełnił prośbę staruszka i ułożył Musę wygodnie na pobliskiej kanapie, którą wskazał mu gospodarz.
- To długa historia, dziadku.- mruknęła zmieszana czarodziejka z grymasem na twarzy.
- Mam czas.- odpowiedział jej z uśmiechem zajmując miejsce na fotelu.- Rozgość się, mój drogi.- rzucił z uśmiechem do palladium'a, który z chęcią przystał na jego propozycję. Gołym okiem było widać, że ledwo stoi już na nogach. Musa wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z przyjacielem i obydwoje zaczęli opowiadać wszystko. Skończyli dopiero po dwudziestu minutach, przez ten czas Hoe- Boe zdążył zaparzyć świeżej herbaty. Dziewczyna z ulgą odetchnęła, kiedy skończyli historię i z przyjemnością wzięła łyk orzeźwiającego napoju. Staruszek wysłuchał wszystkiego z uwagą i nie wiadomo dlaczego bardzo się zmartwił. Jego wyraz twarzy był w tej chwili naprawdę bardzo tajemniczy i tak bardzo nietypowy dla niego.
- Czy ty coś wiesz na ten temat?- zapytała Musa, niezwykle podejrzliwym tonem. Hoe- Boe przygryzł wargę i głęboko się na zamyślił. Wiedział, że wpadł w niemałe tarapaty. Z jednej strony król kazał mu milczeć, no ale z drugiej strony...przecież Musa mu ufała. Nie mógł jej oszukiwać.
- To ja stworzyłem tą barierę wokół Melodii..-mruknął pod nosem po chwili grobowej ciszy. Widząc zszokowaną minę czarodziejki poczuł jeszcze większe wyrzuty sumienia.
- Co?!- nawet szkło w oknach zadrżało, kiedy wysoki sopran dziewczyny wypełnił całe pomieszczenie ze znacznym opóźnieniem, tak jakby jej impulsy nerwowe, odpowiedzialne za reakcję mózgu, nagle spowolniły swoją pracę. Dziewczyna, zapominając o swojej chorej nodze poderwała się z miejsca jak oszalała, jednak kiedy próbowała ustać samodzielnie, ostry ból przypomniał jej o rzeczywistości, przez co zrezygnowana, z głuchym jękiem opadła z powrotem na miękki mebel.
- Tak, to prawda.- westchnął ciężko emeryt, spoglądając na nich przepraszająco.- Naprawdę nie miałem wyboru. Nie mogę Wam teraz wyjaśnić szczegółów, ale musicie mi zaufać. To dla Waszego dobra.- wyjaśnił odsłaniając tyle informacji, ile tylko mógł. Jednak niestety Musa nie była tym zachwycona. Jej naburmuszona mina mówiła wszystko. Hoe- Boe, westchnął jedynie.
- Jakim cudem udało to się panu?- niespodziewanie dla wszystkich głos zabrał Nex, zadając niezwykle trafne i logiczne w tej sytuacji pytanie.- Jest pan czarodziejem?
- Wiem to i owo o magii, masz rację.- odpowiedział krótko.- Ale to nie jest teraz najważniejsze. Powiedzcie, dlaczego tak bardzo zależy Wam na podróży do Tir Nan Og?
Na to pytanie, Musa tak jakby na nowo się rozbudziła. Spojrzała na staruszka znaczącym spojrzeniem, a zdziwiony mężczyzna mógł przysiąc, że dostrzegł w nim małe ogniki szaleństwa, które delikatnie tliły się gdzieś na dnie jej ciemnoniebieskich tęczówek dodając jej tym samym dzikości i ukazując wystarczająco jej temperament i determinację.
- Moja przyjaciółka jest w niebezpieczeństwie! Muszę jej pomóc!- wykrzyknęła w końcu, zaciskając zęby, aby nie powiedzieć czegoś, czego mogłaby za chwilę żałować.
- Kto?- zapytał Nex ze zdziwieniem, tym samym przypominając sobie, że przecież nie otrzymał odpowiedzi na to pytanie.
- Layla..-wydusiła z trudem dziewczyna z takim wyrazem twarzy, jakby chciała się zapaść teraz pod ziemię. Kątem oka zauważyła jak chłopak zaciska po kryjomu ręce w pięści a jego wszystkie mięśnie napinają się. Choćby nie wiadomo jak próbował nie uda mu się ukryć faktu, że nadal zależy mu na Layli. Może jego zauroczenie co do niej wygasło, jednak głęboka sympatia pozostała nadal.
- Widzę, że sytuacja jest poważna.- odparł bez zastanawiania staruszek.- Dobrze, pomogę Wam.- zgodził się po chwili.- Najpierw jednak zajmę się Twoją nogą. -oznajmił spokojnie. Musa skinęła głową i oddała się w jego ręce myślami wciąż krążąc przy Layli.

****

Już parę godzin później, w towarzystwie wschodzącego słońca mknęli dalej przed siebie, na motorze, którym podarował im Hoe- Boe. Może nie było to już takie cacko, jak wcześniej stworzone za pomocą magii, ale i tak lepsze to niż nic. Noga dziewczyny również miała się o wiele lepiej. Przy pomocy czarów staruszek zdołał wyleczyć ją, jednak czarodziejka musiała na nią uważać, żeby przez swoją nieuwagę nie pogorszyć jej stanu. Również dzięki niemu zdołali wydostać się z rodzinnej planety Musy. Staruszek otworzył im sekretne przejście na kilka sekund. Musieli jednak działać bardzo szybko, aby Alexander niczego nie zauważył. Cała akcja na szczęście powiodła się co spowodowało ulgę u czarodziejki i jej wiernego towarzysza. Na szczęście ta maszyna nie była w stanie rozwinąć aż takich prędkości jak ta poprzednia, więc poczucie ulgi u Musy gwałtownie przybierało na sile. Nagle, czarodziejka dostrzegła między drzewami coś migającego.
- Zatrzymaj się!- krzyknęła nagle i zaraz zakaszlała, kiedy okoliczne powietrze wypełniły opary uwolnione przez maszynę w efekcie gwałtownego przystanku.
- Tam coś jest.- oznajmiła z nieukrywaną ciekawością nie czekając na pytanie mężczyzny. Nex spojrzał w tym samym kierunku i zmarszczył brwi. Może warto się temu przyjrzeć? Cóż..a może to pułapka? Tak, pułapka zastawiona na nas w środku lasu, którym przejeżdżamy zupełnie przypadkiem..-pomyślał zaraz z ironią i nie czekając na dalsze słowa czarodziejki odpalił na nowo silnik i ruszył w odpowiednią stronę. Niedługo później, drzewa tak jakby same rozstąpiły się, tak jakby specjalnie dla nich przygotowywały wygodne przejście. Widok, jaki tam zastali dosłownie zaparł im dech w piersiach. Nawet Nex był zachwycony, co w jego przypadku oznacza raczej rzadkość. Przed nimi rozciągał się dorodny pałac wykonany z najcenniejszego kryształu. Nie ulegało wątpliwości, że to on wydawał taki efekt, który dostrzegli przed chwilą. Przed nim stała okazała fontanna, która swoją doskonałą konstrukcją potrafiła zawstydzić nawet najlepszego architekta. Dodatkowo bujna roślinność otaczająca to wszystko i egzotyczne gatunki zwierząt, które były widoczne gołym okiem potrafiły powalić na kolana nawet najbardziej wymagającego turystę.
- Kim jesteście?!- melodyjny głos, choć niezwykle szorstki przerwał ich fascynację panującym wokoło krajobrazem. Spojrzeli po sobie i w tym samym momencie zdjęli kaski ozdabiające ich głowy. Właścicielka sopranu zmarszczyła uważnie brwi i podeszła do nich bliżej. Jej słoneczne tęczówki uważnie ilustrowały sylwetkę każdego z nich.
- Przepraszamy za najście.- oznajmił Nex, podchodząc do niej.- Trafiliśmy tu przypadkiem.- oznajmił opanowany. Dziewczyna przyglądała mu się nieufnie z naburmuszoną miną. Naprawdę nie miała dzisiaj dobrego dnia i niezapowiedziana wizyta tajemniczych gości to z pewnością ostatnia rzecz, której pragnęła w tej chwili.
- Więc spadajcie stąd, póki jeszcze mam cierpliwość!- rzuciła oschle. Nex i Musa wymienili między sobą zniesmaczone spojrzenia i zrezygnowani ruszyli w stronę maszyny.
- Po co ten pośpiech?- do ich uszu dobiegł kolejny głos. Tym razem aksamitny tenor, który nie miał w sobie nawet grama złośliwości. Odwrócili się gwałtownie.- W czym mogę Wam pomóc, moi przyjaciele?
- Naprawdę nie chcieliśmy przeszkadzać.- odparła zmieszana Musa, która zdobyła się na szczyt uprzejmości, chcąc odpłacić się tym samym postawnemu mężczyźnie.- Chcieliśmy dostać się na wyspę Tir Nan Og.
- Na Tir Nan Og? Moi drodzy, to w zupełnie przeciwną stronę.- Na te słowa, Nex dostał od swojej towarzyszki po głowie, przez co w zakłopotaniu wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Nigdy więcej nie chcę słyszeć o twojej cholernej intuicji.- warknęła w jego kierunku, najwyraźniej poirytowana.
- Mój drogi, zapraszam ze mną. W pałacu mam dokładną mapę, więc będę mógł objaśnić Ci drogę.- oznajmił przyjaźnie mężczyzna, wyraźnie rozbawiony całą sytuacją.- A ty moja droga, zajmij się proszę jego towarzyszką.- rzucił w stronę wrogo nastawionej blondynki.
- Tato..-mruknęła pod nosem patrząc na niego błagalnie.
- Ariel..- upomniał ją krótko i za chwilę zniknął w pałacu razem z Nexem. Musa odprowadziła ich wzrokiem i z wyraźną niechęcią spojrzała na dziewczynę.
- Poradzę sobie sama.- burknęła sfrustrowana czarodziejka i nie czekając na nic ruszyła przed siebie, zupełnie na oślep, zafascynowana rozglądając się dookoła.
- Świetnie.- przewróciła oczami, kiedy dotarła do niej złośliwa odpowiedź Ariel.

****

Zrezygnowany Riven, snuł się bez celu po okolicy. Chciał porozmawiać z Ryanem, jednak ten wyraźnie dał mu do zrozumienia, że chce teraz być sam. Specjalista nie miał pojęcia co mogło być powodem nagłego przygnębienia jego przyjaciela, jednak postanowił nie naciskać. W końcu sam w wielu przypadkach preferował samotność. Przedzierał się wśród drzew chcąc dotrzeć do swojego tymczasowego mieszkania, które zaraz po ceremonii miało zmienić swoją lokalizację. Kiedy znalazł się już na ostatniej prostej usłyszał coś, co natychmiast kazało mu zawrócić. Ten głos. Tak bardzo znajomy. Gwałtownie zawrócił i ostrożnie ruszył przed siebie bezgranicznie ufając swojej intuicji i kierując się słuchem. Kiedy w końcu znalazł źródło tego dźwięku wyjrzał delikatnie przez gałęzie i dosłownie zamarł w tej chwili. Nie, to musi być sen, to nie możliwe, żeby to wszystko działo się na jawie. To była ona. Musa, jego Musa! Tylko co ona tutaj robiła? Serce biło mu jak młotem. Wydawało mu się, że ma ochotę wyskoczyć z jego piersi, a na jego usta, niekontrolowanie wkradł się szeroki uśmiech. Tak bardzo cieszył się, że w końcu ją widzi i co najważniejsze, jest cała, zdrowa i..wyglądała na szczęśliwą. Reszta nagle stała się zamazana i zupełnie dla niego nieważna. Wszystkie inne myśli zostały zakopane pod dywan i straciły dla niego znaczenie. W jego umyśle królowała tylko ona. Dopiero teraz uświadomił sobie jak bardzo za nią tęsknił i jak bardzo pragnął znów być przy niej.

Czarodziejka rozkoszowała się okolicznym śpiewem ptaków, kiedy nagle usłyszała niepożądany szelest liści. Jej doskonały słuch był już na tyle rozwinięty, aby móc rozróżnić zwykły wiatr od człowieka lub zwierzęcia. Otworzyła oczy i zaczęła uważnie się rozglądać. Poczuła na karku dziwne mrowienie przez co jeszcze mocniej zacisnęła szczęki. Zaczęła uważnie badać miejscową szatę rośliną, kiedy nagle gdzieś pośród liści zdołała dostrzec błyszczące, wiśniowe tęczówki. Warknęła pod nosem i niespodziewanie dała nura wśród gąszczy przyjmując pozę gotową do ataku. Jednak to, kogo przed sobą ujrzała sprawiło, że natychmiastowo opuściła ręce a jej ciało zostało sparaliżowane w jednym momencie. Na jego widok jej wnętrzności zdawały się wywinąć fikołka, a serce zabiło tysiąc razy mocniej niż zazwyczaj. Oczy nieśmiało zaszły szklistą barierą, a jej rozwiane włosy zdołały zakryć jej zdradzieckie rumieńce, które zapaliły się na jej porcelanowych policzkach.
- Riven..?- z jej ust wypłynął jedynie szept, przepełniony niedowierzaniem, ale także niezmierzoną euforią.

****

Ka bum tsss!! xD. Kolejny spontaniczny pomysł, który wpadł mi do głowy dosłownie w ułamku sekundy (Mam tu na myśli szczególnie dwie ostatnie sceny, które miały wyglądać z początku zupełnie inaczej, jednak jako, że jestem zwolenniczką spontanów ten pomysł ostatecznie wygrał starcie i został użyty przeze mnie.) Jestem także niezmierne ciekawa Waszych opinii na ten temat. Tak więc czekam na nie z niecierpliwością, pozdrawiam serdecznie, trzymajcie się no i do nexta! uśmiech.


32772333 http://winx-club-riven-and-musa-my-story.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Musa & Riven- If You Love Somebody Set Them Free, And If They Love You They'll Come Back..
~LunaFin
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 29-07-2015 11:12
Jest spotkanie Rivena i Musy. Jest kłótnia Trix. jest niewyjaśnione położenie Nabu i Layli.
Czego chcieć więcej!
Naprawdę z każdym kolejnym rozdziałem mam wrażenie, że to co czytam to nie jest zwykłe forumowskie opowiadanie, ale profesjonalna książka. Akcja nie dzieje się ani za szybko ani za wolno, nie ma też zbyt wielu opisów, tylko tyle żeby ubarwić fabułę.
Zastanawiam się skąd ty bierzesz pomysły na to wszystko. Z każdym kolejnym zdaniem coraz bardziej mnie zaskakujesz. Wszystkie moje teorie już dawno wyrzuciłam do kosza i stwierdziłam, że po prostu będę cieszyć się lekturą tego dzieła.
czekam na nexta i weny życzę.


(c) Meredith
Miniaturki / Opowiadanie / Grafika / Mój blog
Oficjalny członek stowarzyszenia "Klub Wrogów Klawiatury"
55268354 http://dziecismoka.blogspot.com/ Wyślij Prywatną Wiadomość
Strona 2 z 3 < 1 2 3 >
Skocz do Forum:
Logowanie
Zapamiętaj mnie



Rejestracja
Zapomniane hasło?

Witajcie na nowej wersji ShoutBox. Wszelkie problemy prosimy zgłaszać do administracji lub bezpośrednio do twórcy - Anagana.

Tylko zalogowani użytkownicy mogą pisać wiadomości.

^Flamli0
18:57:56 18.04.2024
zapraszam na kolejny komiks ze starą kreską :> KLIK
~EmilyWinxClub0
14:21:20 18.04.2024
Z tym Netlfixem to raczej o nową kreskówkę Rainbow chodziło, nie o reboot
~Vixen0
21:57:52 16.04.2024
20 lat temu to miałam 7 lat XD
~Vixen0
21:56:04 16.04.2024
W sumie 8 sezon podobał mi się za fabułę, i piosenki, 5/10 :>
~Vixen0
21:55:15 16.04.2024
Bo stara kreska, jak i fabuła pierwszego sezonu to święta jest
~Vixen0
21:54:30 16.04.2024
Mam nadzieję że to nie będzie jakaś marna kopia sezonu pierwszego XD
~Vixen0
21:53:04 16.04.2024
Winxa
~Vixen0
21:52:54 16.04.2024
Ciekawe czy będzie miał mega animacje, mam nadzieję że fabuła będzie tak dobra jak na początku Windą
~Vixen0
21:52:18 16.04.2024
Chce już 2025 rok aby obejrzeć ten sezon 9 dla nowego pokolenia XD
~Vixen0
21:52:01 16.04.2024
OMG
^Flamli0
21:43:22 16.04.2024
~kolec 257 16:19:42 16.04.2024 Zdanie się powinno zacząć z dużej litery. Mówię tu o newsie na samej górze
dobrze, że wytłumaczyłeś mi zasady poprawnej pisowni :]
~EmilyWinxClub0
18:40:09 16.04.2024
Przygotujcie się na to że reboot Winxa będzie totalnym pomieszaniem oryginalnego Winxa ze wszystkich sezonów, World of Winx oraz Fate.. aż głowa boli co oni nawyprawiali z tą marką
~EmilyWinxClub0
18:26:05 16.04.2024
W nowym komiksie stroje dziennie z 1/2 sezonu, na okładce Sirenix z 5 sezonu, w komiksie Sirenix z 8 sezonu w starej kresce, też bez zmiany koloru włosów i Selkie. Oni już stracili kontrole xd
~kolec 2570
16:19:42 16.04.2024
Zdanie się powinno zacząć z dużej litery. Mówię tu o newsie na samej górze.
~Vixen0
11:30:05 14.04.2024
Miałam ten magazyn placze
~Vixen0
11:29:48 14.04.2024
Ale nostalgia mi się włączyła
~Vixen0
11:29:40 14.04.2024
~Vixen0
10:29:25 14.04.2024
Same mocy. Powinno być samej
~Vixen0
10:28:55 14.04.2024
~Vixen0
10:28:50 14.04.2024
Ktoś tu zjadł literę
~Vixen0
20:06:25 13.04.2024
Zawsze można zamówić z zagranicy, ale to nie to samo bo nie każdy zna Włoski :>
~Vixen0
20:05:58 13.04.2024
Wielka szkoda że magazyny padły
^Flamli0
17:50:21 13.04.2024
~Vixen 14:06:57 13.04.2024 Wq to jeszcze komiksy w Polsce żyją ?
oj nie, od paru lat już nie ma
~Vixen0
14:08:44 13.04.2024
Najbardziej wspominam czasy Believixa
~Vixen0
14:08:01 13.04.2024
Ale ten czas leci :cry:
Regulamin
Archiwum
lekkieb. lekkie
wersja: 3.0.4
Ankieta
Chcecie, jak co roku, wziąc udział w wigilijnych podarunkac?

Tak
Tak
69% [9 Głosów]

Nie
Nie
8% [1 Głosuj]

Nie wiem
Nie wiem
23% [3 Głosów]

Głosów: 13
Rozpoczęta: 20/11/2023 08:49
Zakończona: 26/11/2023 18:48

Archiwum Ankiet

.